Progres z natury już samej fizyki jest coraz trudniejszy, każda urwana minuta oznacza większe przyspieszenie niż poprzednia, tu funkcja nie jest liniowa i urwanie pięciu minut teraz to dużo większy postęp niż 5 minut na poziomie 3,30. Bliżej jest limitów - swoich, więc wszystko wymaga optymalizacji i poprawy, coraz mniej jest miejsca na błędy, słabości i zaniechania. Dokładnie to widziałem po niedzieli gdy porównywałem wyniki swoje do wyników znajomych z różnych biegów, którzy biegli CM i są na moim poziomie czy nieco wyższym, nie jest łatwo się poprawić a i porażki spektakularne się trafiają. Bardzo ciekawa analiza i interesujące porównania jak podobnie biegliśmy a jakie spore różnice wyszły nawet na samej końcówce- niesamowite.
Trochę mi to pozwoliło spojrzeć pod innym kątem na mój wynik i przebieg tego startu. Dwie oczywistości rzuciły mi się mocno w oczy: pierwsza to muszę wyżej ocenić swój start we Florencji gdzie pobiegłem naprawdę dobrze, być może wycisnąłem wtedy maxa z tego co miałem, poprzeczka po tym biegu wisiała dosyć wysoko, druga to kolejna oczywistość czyli spory wpływ warunków na wynik maratonu. Na dziś wydaje mi się, że trudniej przyjdzie poprawić połówkę niż maraton ale za to trudniej będzie przygotować się do poprawienia maratonu. Wniosek jest taki, że jeśli jesienią trafią się lepsze warunki to powinno się urwać więcej niż minutę. Z drugiej strony po co od razu tak to śrubować, może taktyka małych kroków będzie lepsza, będzie dłużej pozwalała się cieszyć poprawkami i odwlecze na jakiś czas nieodwołalne walnięcie w ścianę. Dwa tygodnie przed wyjazdem do Rygi wpisywałem się na maraton w Walencji, w ankiecie trzeba było wpisać czas na jaki się planuje biec - wpisałem 2,55 i to się nie zmieniło wiec chyba dosyć twardo stąpam po ziemi biegając
