Dzięki za kibicowanie. Ale się porobiło. Chciałem wszystkich przeprosić, że tak mocno przestrzeliłem w ocenie swoich możliwości. Ja naprawdę celowałem w złamanie 1:30, a skrycie marzyłem nabiegać w okolicach 1:29:00. Jestem w lekkim szoku...
To był mój dzień, wszystko idealnie zagrało i nie było żadnych problemów, zarówno przed biegiem, w trakcie, ani po.
Po pierwsze, Kościan ma płaską i bardzo szybką trasę (już wcześniej o tym słyszałem, a teraz mogę to potwierdzić). Po drugie, pogoda była idealna - zachmurzenie całkowite, temp. +9 st. i prawie bezwietrznie. Po trzecie, samopoczucie świetne i wiara w dobry bieg.
Ponieważ czułem się świetnie, to na starcie ustawiłem się przed balonikami na 1:30. Pierwszy km w 4:11, a więc dobrze, nie dałem całkowicie ponieść się fali. Ponieważ od początku miałem relatywnie niskie tętno, to postanowiłem biec nieco szybciej niż zakładałem. Do 11km szło dość równo, między 4:09 a 4:12. Od 12km, widząc, że daję radę i mam sporo sił, lekko przyspieszyłem, kolejno do 17km szło wg garmina: 4:08, 4:03, 4:05, 4:08, 4:01, 4:05. Od 18km postanowiłem rozpocząć finisz - 3:58, 19km - 3:53, 20km - 3:59 (lekki kryzys

). Końcówka to już bieg do odcięcia, 21km - 3:45 i resztówka z garmina 273m - 3:29. Na metę wpadłem wypruty.
Michał ma rację, ten wynik, to efekt przygotowania maratońskiego, a po starcie w maratonie lajtowego biegania z nieczęstymi akcentami. To działa!
Teraz idę na imieniny.
