Hej, hej!
Jestem, jestem, nawet coś tam szuram o czym w telegraficznym skrócie poniżej:
Ostatnie miesiące to mniej więcej ciąg dalszy tego co robiłem wcześniej, czyli głównie wybiegania (I/II zakres) z elementami nieco bardziej żwawymi oraz sporą dawką ćwiczeń uzupełniających. Mniej więcej wygląda to tak:
(maj 2019 - maj 2020)
~68km/tydzień w tym:
30km II zakres
5km III zakres
1km IV zakres
Ten swój cały plan realizuje od 15-tego grudnia 2018 roku (wcześniej 3 lata po 45km/tydzień) i założyłem sobie, że pociągnę skubanego przez 3 lata, czyli mniej więcej do końca przyszłego roku. W pierwszym roku planu zwiększałem kilometraż, tak aby tą 60-tkę osiągnąć, teraz próbuję ją utrzymać, ale lekko nie jest. Innymi słowy, myślę sobie, że ten plan ciągle jest dla mnie za trudny, bo wiecznie jestem zmęczony (bieganie dla przyjemności odeszło w siną dal...), ale zaciskam zęby i lecę dalej. Coś tam nawet drgnęło, bo rozbiegania z 6'10 - 6'20 (jesień 2019) przesunęły mi się na ~5'30 także jest szansa, że coś (czyli np. 44:XX) uda się w tym lub przyszłym roku pobiec. Zobaczymy. Póki co, jedziemy dalej.
U koleżanek i kolegów "trochę" się widzę pozmieniało, kilka osób przybyło, toteż lecę nadrabiać zaległości.
Jeszcze cytat jakiś:
"Weź się wyprostuj, w górę czoło,
dłonie połącz w modlitwie
pięści zaciśnij w bitwie
i tylko wygrana, remis odpada, a każda przegrana
to jakby omsknął się twój głaz, który pchasz
i zaczynasz jeszcze raz" /sfera/
Hasta pronto!
Edit: Ło matko, właśnie sobie policzyłem (już bez przybliżenia) kilometraż od sierpnia zeszłego roku i wyszło mi średnio 72/tydzień, także chyba troszkę tą 60-tkę przekroczyłem
