
Metoda Galloway'a

Naszło mnie, żeby biec jednak dziś, a nie jutro (brakuje mi niespełna 9km do kilometrażu 150 w styczniu). Tyle, że się na mnie wszystko uwzięło. Auto nie odpaliło, akumulator zdechł - tak na wilgoć reaguje, niestety :/ Zanim wybrałem się autem żony po teściówkę, przywiozłem ją do nas, było już za późno, żeby myśleć o bieganiu. I dobrze, bo miałem okazję zaobserwować większość chodników w drodze do pracy, i nie jest fajnie :/
Właśnie - w drodze do pracy. Auta drugiego nie mogłem zabrać połowicy i pierworodnemu, do komunikacji miejskiej czuję może nie wstręt, ale sporą niechęć, zwłaszcza po reformach Majchra i spółki. Skoro mam na zmianę stać na przystanku i ściskać się w autobusie/tramwaju, a to wszystko z dwiema lub trzema przesiadkami i ma mi to zająć godzinę, to wolę się przejść przez półtorej godziny. To raptem 9km

Jeszcze powrotny spacer mnie dziś czeka, ale to góra 6km (do szkoły rodzenia, gdzie spiknę się z małżonką). A tą jednostkę 30'OWB1 + 30' T15 (albo T21) zrobię sobie jutro rano, na bieżni. Muszę się na ten okres przejściowy przemóc i nie pchać się na lód. W końcu, jak mówi moja druga połowa jabłka, moje nogi to teraz mój kapitał - się nie dziwię, w końcu na buty wydałem w pół roku więcej, niż przez 5 ostatnich lat

A jakby mało było godzinki rano na bieżni, to wieczorem w piątek idę na trening ogólnorozwojowy do Krzyśka Janika. Mam nadzieję, że nauczy mnie tych przebieżek
