Krótkie streszczenie tygodnia. Od wtorku urlopuję, jednak urlop jest mało wypoczynkowy. Przynajmniej nie wstaje przed świtem na bieganko i mogę pohasać przy świetle dziennym. Urlop bardziej pracowity niż nieurlop, bo oprócz prac ślusarsko-malarskich-posadzkarskich-tynkarskich-ciesielskich reaktywuję własną działalność i kilka godzinek muszę wygospodarować na dłubanie w kodzie programu i przygotowaniu baz danych pod konkretne zlecenia. Trzeba zarobić te parę groszy.
18-01-2012 - środa
Nadal ślisko, ale po lesie pobiegać się dało. Bieg spokojny z przebieżkami - zgodnie z Danielsem, jednak przebieżki zdecydowanie bez wyraźnej struktury - jak teren i podłoże pozwalało.
00:55:43
9km 607m
(00:05:48)
21-01-2012 - sobota
W czwartek musiałem zrezygnować z planu Danielsa i biegania w ogóle. Dopadło mnie przemęczenie. Za to sobotnie 18 kilometrów po lesie w świetle dziennym to już sama radość. Mokro, błotnisto, miejscami ślisko. Delikatnie padało. Znowu zabłądziłem na chwilę - przynajmniej nie musiałem sztucznie przedłużać trasy, żeby wyszła ta osiemnastka.
01:42:13
18km 400m
(00:05:33)
22-01-2012 - niedziela
Tradycyjnie już zastąpiłem Danielsowski BS nieco szybszym krosem nastawionym na podbiegi. Bardziej mokro niż ślisko. Błotnisto.
00:52:55
9km 535m
(00:05:33)
23-01-2012 - poniedziałek
zgodnie z Danielsem: 15'BS+4x(2x(200R+200BS) + 400R+400BS)+15'BS
Wyjście z lasu na żużlówkę. 15'BS, czyli dobieg do interwałowni po bardzo fajnej, miękkiej ale stabilnej żużlówce. Nawet pierwsze 200 m po mojej interwałowej trasie też przyjemne. A dalej to się wpier..łem w błoto. Najgorsze odcinki wypadły akurat w momentach szybkiego biegu. 400 m błotnego biegu w założonym tempie poniżej 4'/km - świetna sprawa. Przy okazji kanadie po raz kolejny pokazały, że są stworzone do takiej nawierzchni. Nawet mi nie przeszkadzało, że nie są nieprzemakalne.
Kilka spostrzeżeń:
- zacząłem poważniej biegać na wyczucie - nie ma sensu co chwilę spoglądać na wyświetlacz garmina, szczególnie w warunkach nierównego podłoża.
- quady i pseudoterenówki - plaga lasu - potrafią rozjeździć najfajniesze podłoże. Zamiast przyjemnej ścieżki pokrytej igliwiem zostawiają po sobie rozorane piaszczyste pułapki na kostki i kilkudziesięciometrowe błotne koleiny.
- nabyłem kolce polecane przez Jurka Kuptela, ale akurat przyszła odwilż

- wywiercenie trzech otworów fi 10 mm w płytce gresowej zajmuje mi tyle samo czasu ile prawdopodobnie byłbym w stanie przebiec obecni dychę. Zanim nabyłem wiertło diamentowe był to czas półmaratonu.
- metodą obserwacji znajomych majstrów - fachowców wyczaiłem dwa atrybuty prawdziwego fachowca - 1. widoczny rów międzypośladkowy wystający spoza paska spodni, 2. Browar w łapie. Ten rów to sobie darowałem, ze względów estetycznych i zdrowotnych, ale browar czyni ze mnie prawie fachowca. Po drugim przestaje używać poziomicy.