Jak nie dziś to kiedy, jak nie ja to kto ...ja, dziś
Dla tych których nie interesuje moja historia - skrót
Chciałbym napisać jakąś epicką historię jak emocje sięgały zenitu, jak traciłem wiarę i ją odzyskiwałem razem z siłami, jak upadałem i podnosiłem się, jak konając na linii mety zemdlałem tuż za nią i dopiero mokry chłodny medal dołożony do czoła mnie ocucił.
Niestety, nic takiego nie miało miejsca, zrobiłem to na chłodno ze stoickim spokojem i profesorską dokładnością lasera w czasie 01:29:49
Dla mnie samego i innych zainteresowanych - wersja pełna
Zgłosiłem swój akces do pewnego projektu , co prawda z myślę dopiero o ewentualnej jego drugiej odsłonie w przyszłym roku.
Zaczęło się od wysłanego emeila do Darka z lekką nutką żartu i małym prawdopodobieństwem akceptacji gdzie zamieściłem parę słów o sobie.
Jestem po czterdziestce ale talent przeogromny z ukończonym maratonem, więc ryzyko dla trenera żadne
Niespodziewanie dostałem odpowiedź która mnie zmroziła.
Zawarte w niej były słowa, że nie ma co czekać na później i abym dołączył do projektu już teraz – mimo że siedziałem wygodnie w fotelu dobrze wysiedzianym przez ostatnie kilkanaście lat, to nogi pode mną się ugięły.
I tylko ostatnie zdanie w odpowiedzi, postawiło mnie na nie, pozwoliło trzeźwo myśląc podjąć decyzję na Tak.
Jak nie teraz to kiedy, jak nie Ty to kto?!
I tak od obustronnego żartu zaczęła się nasza współpraca
W połowie czerwca 90 minut minut wydawało mi się być czasem z innej planety, ale skoro już w to wszedłem to postaram się przybliżyć do niego na tyle ile zdołam.
Rozpocząłem treningi od Darka z wielkim animuszem które od razu stały się bodźcem do wytężonej pracy bo moje wcześniejsze bieganie stawało się już dla mnie poniekąd monotonne i bez dużej chęci dalszego rozwoju.
Angażowałem się w nie i wychodziły dobrze lecz nie na tyle abym myślał realnie o 90 minutach, może 92 się uda kołatało mi po głowie ale nie mówiłem tego głośno ani tu ani trenerowi.
Przełom nastąpił 15 sierpnia gdy zrobiłem PB na 5km (19:24) a tydzień później najważniejszy/sprawdzający trening przed HM 14km w jego tempie.
To była chwila kiedy wiara sięgnęła zenitu i byłem w stanie na ten moment rozerwać 90 minut na mikrosekundy.
Niestety już tydzień później pod koniec sierpnia podkręciłem staw skokowy i od tego czasu następował powolny zjazd mentalny, choć oszukiwałem umysł jak mogłem że taka pierdoła mi nie przeszkodzi. Niestety codzienny lód przykładany w to miejsce nie pozwalał mi zapomnieć.
Od tego momentu nie wszystkie treningi wykonałem już w pełnym zakresie i cały czas z blokadą w głowie aby nic gorszego z tego nie powstało - choć wszystkie akcenty czy longi zamknąłem jak trzeba więc nic na tym polu nie straciłem.
Ostatecznie przesunięty start o tydzień pomógł w rekonwalescencji i wystartowałem dziś bez blokady psychicznej - choć nie będąc w 100% zaleczony, stawiając wszystko na jedną kartę w sensie wyniku, przeczuwając że jestem na styk 5399 sekund.
Start
Po tych niewielkich perturbacjach psychiczno-fizycznych zbudowałem się na dziś na nowo, pojechałem w jednym celu:
01:29:59
'
Jutro wstaję w jednym celu, niezależnie lewą czy prawą nogą, wyspany czy nie wyspany, wieje w twarz czy plecy, pada deszcz czy świeci słońce, jestem gotów czy nie gotów - to nie kalkuluję new PB, biegnę po cel - słowami trenera gryzę asfalt
Va banque - Jak grać to ostro"
Była
wiara, choć bez pewności w końcowy sukces bo to sport.
Liczyła się każda sekunda więc stanąłem z najlepszymi, zważywszy że spiker zapowiedział końcową klasyfikację w czasach brutto.
Pogoda idealna, 14C bez wiatru lekka mżawka, start i poszliśmy, pierwsze okrążenie po stadionie i wybieg na 4 pętle.
Byłem lekko zawiedziony brakiem zająców na trasie, ale mówię Ok, sukces będzie bardziej klasowy.
Mimo że biegło 400 ludzi, skupiony byłem tylko na sobie w sensie asfalt i zegarek, nigdzie więcej nie patrzyłem i z nikim nie biegłem.
Przeliczyłem to wcześniej że zapewne z GPS wyjdzie większy dystans o 200-300 metrów więc wg. zegarka muszę biec 4:12-13/km, bo na styk po 4:15/km braknie mi do 90 minut (wyszło 300m więcej)
Nie było czasu na pozdrawianie publiczności, trasa i zegarek na który zerkałem trylion razy
Najtrudniejsze było psychicznie pierwsze 5km, odliczałem aby zamknąć drugie okrążenie to będzie już połowa, a po 15km nawet jeśli będę miał dosyć, no to chyba już dam radę do końca.
Jedyny uczestnik z którym złapałem jakiś kontakt biegowy to ten na zdjęciu poniżej.
Cały dystans prowadzony/motywowany był przez rowerzystę i miał identyczny cel jak ja, zorientowałem się po tempie ale nie skupiałem się na nim, był kilkadziesiąt metrów z przodu, kilkanaście, kilka a na piętnastym kilometrze go doszedłem ale dalej robiłem swoje.
Na 17km wyprzedziłem i już byłem bliski pewności że cel osiągnę, bo oddechowo nie byłem lokomotywą.
Na 19-19,5km mikro kryzys więc bez szaleństw, dobiegłem do 20km i już głaskałem cel.
W tamtym momencie wydawało mi się nawet że mam spory zapas i zakręcę się coś koło 1:29, w tym mniemaniu wbiegłem sobie w miarę spokojnie na ostatnie okrążenie po bieżni gdzie jeszcze 200m przed metą dodałem otuchy koledze że złamiemy 1:30 i nawet w biegu poklepałem go po plecach.
Jeszcze ostatni raz zerknąłem sobie na zegarek i ze zdziwieniem zobaczyłem jakieś 1:29:30 myśląc że jest przynajmniej 30 sekund mniej, dochodziły już do mnie piorunujące okrzyki żony, ruszyłem co sił do przodu zostawiając kolegę za sobą i uff 10 sekund.
Kolega za mną, on na boisko haft, ja ręce do góry, ale obaj zwycięscy.
Tak wykonałem robotę, jeśli czegoś brakło to podjęcia ryzyka w którymkolwiek momencie i pociśnięcia mocniej ale cel był nadrzędny i wyjątkowy 5399 sekund.
A życiówka poprawiona o 7min. 44 sek. drogą nie chodzi.
Relive
Czas na mecie
01:29:49 bez "gryzienia asfaltu" i czas do domu.
Kilometrówki niemalże w punkt
Piątki w punkt
Tempo jak stół
Tętno na zapasie, 168bpm (93% maksymalnego)
Dodatkowa nagroda to ta że i organizator docenił mój wysiłek

, pakiet przebogaty
PODZIĘKOWANIA
Teraz najważniejsze, bez tego człowieka
Dariusza Nożyńskiego nadal bym siedział w fotelu i mówił, a może pobiegnę, a może nie pobiegnę 90 minut.
Dziękuję Darku za poświęcony czas, ogrom wiedzy i motywacji którą mi przekazałeś, wyszedł sukces ale nawet gdyby dzisiejszy wynik był inny to i tak w szerokim aspekcie mojego biegania byłem już
wygrany, bo nastąpił przełom w moim podejściu do trenowania.