Długie wybieganie (pierwsze), równo i bez szaleństw. Mimo, że piłem izotonik i wodę (razem 0,7 l) oraz zjadłem żela, to bieg nie należał do lekkich i pod koniec cieszyłem się, że już kończę. Zrobiłem błąd i ubrałem buty, w których na jesiennym maratonie w 2014 straciłem dwa paznokcie - teraz jeden paznokieć zejdzie, a drugiego los się waży.
Wtorek (29.08) - 10 km BS-R, 5:24 (HR 128).
Bieg regeneracyjny.
Czwartek (31.08) - 4,3 km BS + 6 x (560 m I + p. 3:20 tr) + 3,8 km BS. Łącznie 15,2 km, 4:46.
Zaplanowałem interwały 4 x 1 km na przerwie 3:20 w truchcie. Jednak trochę wiało i nie czułem się zbyt mocno na bieganie tysiączków w takich warunkach. Postanowiłem więc zrobić odcinki o połowę krótsze, a ponieważ pierwszy nie wszedł lekko, to zdecydowałem zostawić długą przerwę 3:20 truchtu, która pozwalała niemal w pełni odpocząć.
Tempa kolejnych odcinków ok. 560 m wg GPS (nieparzyste z wiatrem, parzyste pod wiatr):
1 - 3:30
2 - 3:40
3 - 3:25
4 - 3:39
5 - 3:23
6 - 3:37
Nie wiem, czy taki trening coś daje, ale zawsze to jakiś akcent był.
![oczko ;)](./images/smilies/icon_e_wink.gif)
Sierpień: 368 km. Wreszcie bardzo przyzwoity kilometraż.
Sobota (2.09) - 10 km BS, 4:59 (HR 134).
Ponieważ dzień wcześniej padało cały dzień, to przeniosłem to ostatnie rozbieganie przed zawodami.
Niedziela (3.09) - Zawody - 10. Bieg Koguta (Oława) - 10km, 38:52 (HR 171/179). 1/70 w M50 i 42/1031 w Open.
Start na płaskiej i szybkiej atestowanej dyszce. Pogoda dopisała (13-14 st.C, pochmurno i lekki wiatr). Ten bieg miał mi dać odpowiedź, w którym miejscu jestem. Minimum przyzwoitości było pobiec poniżej 40 minut, a fajnie byłoby się zakręcić ok. 39. Po treningach wiedziałem, że na walkę o życiówkę nie będzie szans.
Pierwsze trzy kilometry weszły bardzo szybko, chyba było lekko z wiatrem, kontrolowałem też tętno i wydawało mi się, że jest OK. Kryzys zaczął się na piątym kilometrze, ale pomyślałem, że tak było niemal zawsze i trzeba to wytrzymać. 6 km i kolejne były już chyba lekko pod wiatr, próbowałem dogonić małą grupkę, aby było nieco lżej, jednak dystans nie malał. Coraz bardziej brakowało mi sił, ale starałem się, aby tempo nie spadało poniżej 4:00. Na 2 km przed metą zobaczyłem szansę na złamanie 39 minut, jeśli tylko delikatnie przyspieszę. Na ostatnich kilkuset metrach dwóch biegaczy zbliżało się do mnie i aby nie dać się wyprzedzić przyspieszyłem resztkami sił i odparłem atak - to podbiło tempo ostatniego kilometra.
![uśmiech :)](./images/smilies/icon_e_smile.gif)
Tempa kolejnych kilometrów wg GPS:
1 3:45,1
2 3:48,7
3 3:45,0
4 3:53,5
5 3:53,4
6 3:59,1
7 3:57,6
8 3:57,9
9 3:55,3
10 3:49,0
Zdziwiłem się mocno, gdy zobaczyłem SMS-a z wynikiem: 1. miejsce w kat. M50.
![uśmiech :)](./images/smilies/icon_e_smile.gif)
Czas wybiegałem przyzwoity, ale widać, ze jestem w słabszej dyspozycji niż wiosną (czas o 24 s gorszy) i życiówka na maratonie w Poznaniu jest na razie mało realna. Trzeba jednak robić swoje.
Tydzień: 75 km w pięciu jednostkach, w tym bieg długi, dziwne interwały oraz zawody na 10 km.
Za tydzień biegnę maraton we Wrocławiu - jako pacemarker poprowadzę na 3:30. Zastanawiam się jaki akcent zrobić w połowie tygodnia - jak nic nie wymyślę, to zrobię tylko podbiegi.