Na początek moje dzisiejsze wypoty czyli nic czym by się chwalić można. 4km podczas których musiałem przejść w marsz. Noga podczas biegu nie boli, za to boli podczas marszu i podczas siedzenia i pisania tego posta więc już definitywnie odpuszczam na jakiś czas. Zamiast biegania rower. Czas zmówić litanie za bolącą dupę...
http://www.movescount.com/pl/moves/move35891895
II Stalowa Dycha
Jak już pisałem, cicho liczyłem na złamanie tam 50 min. Liczyłem na to bardzo cicho, tak cicho, że zdawałem sobie sprawę, że jest to mało realne. Nic to, załadowałem sobie na zegar ghosta z tempem 5/km żeby wiedzieć jaki mi idzie i pojechałem. Starsza córka chciała biec w biegu dla dzieci więc wyjechaliśmy wcześniej. Na miejscu chyba zjadła ją trema i stwierdziła, że jednak nie biegnie. No cóż... jej prawo, jednak trochę szkoda, bo biegły chyba 4 dziewczyny więc miałaby spore szanse na pudło, zresztą jak jej stary bo stworzono dodatkową kategorię "Służba Zdrowia" do której się zapisałem, z myślą, że pewnie tej SZ będzie mało i może uda się jakąś nagrodę zgarnąć

W pakiecie była miła niespodzianka, a mianowicie kupon na piwo, a co jak weekend zdrowia to na całego!

Start było o 1630 do tego czasu oglądnęliśmy bieg syna kolegi i się porozgrzewaliśmy. O 1635 bieg ruszył, oczywiście nie obyło się bez zamieszania z linią startu (tak samo było w tamtym roku).
Ustawiliśmy się z Irkiem w jakiś 2/3 stawki, co okazało się błędem, bo strasznie dużo sił zmarnowaliśmy na wyprzedzanie. No ale jak ktoś ma koszulkę z Rzeźnika 2014 to aż głupio ustawiać się przed nim
Na początku to całe tempo w okolicach 5/km szło całkiem nieźle, biegło mi się lekko (mimo, że jak się później okazało na tętnie ~183bpm). W międzyczasie Irek gdzieś się zgubił, na mecie dowiedziałem się, że mu łydka padła i ledwo doczłapał do końca. Gdzieś tak do 3km doganiałem ducha i momentami miałem do niego jakieś 11m straty (zaczynając z około 40) ale po 3 km zacząłem zwalniać. Na 5km już wiedziałem, że ze złamania 50min nici bo już wtedy biegło się ciężko i nieznośnie. Na drugim okrążeniu starałem się trzymać stałe tempo, ale było ono już wtedy grubo powyżej 5/km. Jakieś 300m przed metą postanowiłem, że tak nie będzie i, że te kilka osób jeszcze wyprzedzę na finiszu. W sumie wyszło ich chyba z 5 albo 6, ale najbardziej dumny jestem z 2 ostatnich osób które w tempie 3/km wyprzedziłem przed samą metą.
Dalej był medal i dochodzenie do siebie na chodniku, pierwszy raz odkąd zakończyłem trenować pływanie zbliżyłem się tętnem do 200, dokładnie miałem 195
Czas 51:56 zgadza się z czasem oficjalnym, ani mnie on nie cieszy, ani nie smuci. To po prostu było chyba wszystko co mogłem z siebie dać na tych zawodach w upale, z bolącą lekko nogą i błędami w diecie przedstartowej (no na coś muszę zawalić nie?)
A tym czasem już od jutra mam urlop
[edit]
Do pudła w kategorii SZ zabrakło mi minuty
