P@weł - na przekór...

Moderator: infernal

Awatar użytkownika
P@weł
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1587
Rejestracja: 27 gru 2011, 18:28
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Poznań

Nieprzeczytany post

Sobota 09.02.2013r. - "a teraz - idziemy na jednego..."

"Spontan"
chyba staje się naszą cechą firmową :hej: - szybkie działanie, decyzja, organizacja..Właściwie wystarczy impuls, myśl, a już słowo zamienia się w czyn :usmiech: . Tak było z wyjazdem Team'u do Wrocławia, podobnie z poprzednią imprezą na Starówce, tak jest i z dzisiejszym spotkaniem...Anita jest naszą "iskierką" :taktak: - wystarczy luźny pomysł, a już wiemy, że stanie się faktem :hej: A zatem godzina 19:00 - widzimy się pod Pręgierzem :)

Zanim ruszam, przerzucam z laptopa do netbooka fotki z dzisiejszych zawodów, by móc je pokazać. Pakuję, rzecz jasna, również aparat i ruszam na Stare Miasto. Tym razem nie określaliśmy, gdzie "zarzucimy kotwicę", będziemy improwizować. Zobaczymy, jak będzie, bo to..tak się składa..ostatnia karnawałowa sobota... :lalala:

Jestem na "zbiórce" kilka minut po dziewiętnastej - wahnięcie w czasie spowodowane jest remontem Kaponiery - w obecnej sytuacji MPK funduje pasażerom, chcącym dostać się do śródmieścia trasę, którą śmiało można określić jako turystyczno-krajoznawczą :szok: . Docieram niemal synchronicznie z Anitą - na miejscu czeka na nas oczywiście Maciek "Pędziwiatr" i Marek Zięba..Wyczekujemy jeszcze razem troszkę, żeby dać ewentualne szanse innym na dotarcie, ale gdy mija kwadrans, decydujemy się poszukać kawałka miejsca dla nas w którymś z lokali..W naturalny sposób pierwszy wybór pada na znany już Room55...:)

Mimo obaw miejsce znajdujemy bez kłopotu :hej: . Początkowo siedzimy na poziomie "zero", czyli w strefie dostępnej bezpośrednio z Rynku, wyczekując na pojawienie się naszej miłej Pani Trener, czyli Moniki :)..W międzyczasie odpalam kompa i robimy małą lustrację kadrów z dzisiejszego GP nad Rusałką...

Monika dociera niebawem i to w towarzystwie koleżanki. Aby usiąść razem, schodzimy do "podziemia" - tam mamy dla siebie całą salę..;)

Obrazek

Obrazek

Monia nadrabia foto-zaległości :)..

Obrazek

a my przy rozmowie sączymy "duże jasne" z uszlachetniaczem :)

Obrazek

Tematów jest wiele - bieganie to osnowa wszystkiego, ale w miarę "dematerializacji" chmielu :hej: spektrum rośnie :)..

..Tak naprawdę przecięcie się naszych biegowych i życiowych ścieżek jest czystym przypadkiem, dla części z nas wyklikanym, dla części wybieganym, ale przypadkiem szczęśliwym - to już wiemy :). Spotkaliśmy się jako grupka obcych sobie osób, różnych wiekowo :hej: , w różnych etapach swojego życia, z różna motywacją do aktywności fizycznej, ale też z różnym życiowym bagażem...Pasjonujące jest to, jak bardzo się do siebie zbliżyliśmy w tak krótkim przecież czasie..To co niewątpliwie daje nam moc, to wzajemne wspieranie się w pokonywaniu własnych barier i osiąganiu biegowych celów, ale to z kolei stało się zalążkiem czegoś głębszego, niż przelotna znajomość i co mam nadzieję, wytrwa próbę czasu..:). Mówimy wspólnym językiem, żartujemy, cieszymy się razem i choć nie jesteśmy identyczni, a w wielu kwestiach pewnie się znacząco różnimy, jednak łączy nas jedno - dobrze czujemy się w swoim towarzystwie :)...

Pojawia się kolejny, ale - można powiedzieć - specjalny gość - zwyciężczyni dzisiejszego biegu w kategorii kobiet, Aga Staniewska :)...

Obrazek

Niewielkie, ale jakieś już doświadczenie biegowe powoduje, że przyglądam się z zaciekawieniem i podziwem dziewczynie, która przebiega dystans 5km w niecałe 18 minut z groszami :lalala: ...Wiem, ile pracy to wymaga, ile wysiłku, czasem mniejszych-większych wyrzeczeń, by osiągnąć konkretny, sportowy cel..To jest właśnie ekscytujące - szukanie i sięganie do granic naszych możliwości, a potem przekraczanie ich :) :)....

Obrazek

Pogaduchy nie mają końca, piwo znika...i pojawia się :)..Jest wyjątkowo, sympatycznie, wesoło.. :hej: Miny mówią same za siebie :hej: ..

Obrazek

Monika z dziewczynami musi już uciekać, nasza czwórka postanawia jeszcze troszkę posiedzieć. Marek uwiecznia "trio rodzinne" :hej: :hej: ...

Obrazek

a potem ja każdego z osobna ;)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Wzrost procentów sprzyja improwizacji - chwytam kilka ujęć "z ukrycia" :)...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Podobno jedyną pewną rzeczą w naszym życiu jest to, że czas nam umyka.. :smutek: I jak się okazuje po spędzonych wspólnych chwilach - niestety w postępie geometrycznym...Powoli przychodzi pora "desantu"..Panowie są już gotowi..

Obrazek

Razem z Anitą, rodzynkiem w męskim gronie :hej: i naszą nieustannie uśmiechniętą "dobrą duszą", opuszczamy progi lokalu, żegnamy się, a potem rozwozimy/rozchodzimy do siebie....

Za kilkanaście godzin znów zobaczymy się nad Rusałką....Na sama myśl uśmiecham się, kładąc się spać :). To też będzie dla mnie wyjątkowe spotkanie i czekam na nie bardzo :hej: ........
P@weł...

Relacje na moim foto-blogu Życie w biegu :)

Forumowy blog
Blogowe komentarze
Endo czyli moja aktywność
Fotki z życia wzięte

Cele 2016: 88kg i dobrze się bieganiem bawić...
New Balance but biegowy
Awatar użytkownika
P@weł
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1587
Rejestracja: 27 gru 2011, 18:28
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Poznań

Nieprzeczytany post

Niedziela 10.02.2013r.

Szlabanu na bieganie dzień 24. ... :hej:

...Są takie dni, takie chwile, na które czeka się długo, ale...warto...


Budzę się z uśmiechem na ustach. Z reguły potrzebuję nieco czasu, by wrócić "do świata żywych" :hej: , dziś jest inaczej...Dziś nie rozsiadam się specjalnie z kompem na kolanach, nie ziewam..dziś nawet kawa poranna smakuje inaczej... :usmiech:

Ten sam czas, który jeszcze kilka godzin wstecz tak bardzo galopował, teraz wydaje się "ślimaczyć"...Ale ja nie czekam na ostatnia chwilę...Legginsy, koszulka termo, bluza, wiatrówka.. :hej: :hej: ..Telefon, opaska na ramię, słuchawki, czapka.. :hej: :hej: :hej: ....Buty... :hej: :hej:

...WRACAM...długo czekałem, dziś wreszcie jest ta chwila..Nikomu nie potwierdzałem, wolałem nie mówić, choć Piechu mnie cisnął jak cytrynę :hej: ....Nie chodziło o celebrę, ale o to, bym najpierw w ciszy mógł się tym poekscytować ;)....

...Wychodzę przed dom...Słońce dziś wygląda zza chmur, jakby chciało szepnąć "to dla Ciebie" :oczko: ...Wciągam głęboko do płuc zimowe powietrze, mam wrażenie, że już delikatnie pachnie wiosną...;)..To pewnie emocje mnie ponoszą :)...Garaż, auto, brama...i już jestem w drodze w kierunku stadionu Olimpii...Mam wrażenie, że nie toczę się a FRUNĘ! :)..

Lotem błyskawicy parkuję i szykuje gadżety...Dziś nie będzie już ładnych zdjęć :ojnie: ...niestety...Właściwie, dział foto może znaleźć się po dzisiejszym dniu w ogniu krytyki, bo ze względów praktycznych (do biegania) odkopałem w domu starą "małpkę" Samsunga, poręczniejszą od lustrzanki, w nadziei, że ona lepsza od mojej komórki...Poza tym - nie będę musiał wyciągać telefonu z opaski, co - przy działającym endo - wywoływało u mnie chaos bodźców :hej: i zawsze coś przypadkiem nabroiłem...Zobaczymy..Póki co - czas...

Świat biegowy czeka!!

Z auta mam może 150 metrów do wiaduktu i naszego miejsca spotkań..Truchtam sobie pomału, delikatnie się rozgrzewając.. :hej: Nadal mam wrażenie, że nie mam styku z podłożem :hejhej: ...wewnątrz przeżywam eksplozję radości.. :hej: No dobra, ale trzeba zachować pozory spokoju i opanowania...Jak saper na patrolu w Afganistanie... :oczko: :oczko:

Z daleka widzę już Monikę, Maćka i trudne do przeoczenia, jaskrawe kurtki Anity i Piecha :)...Są!...Jak fajnie ich znów widzieć!!!! Nie z perspektywy trzymającego pozory, smętnego fotografa, ale pełnego rozpierającej energii biegacza :hej: :hej:

Przebiegam pod wiaduktem..:) Widzę ich uśmiechy..

Obrazek

..słyszę powitania i zamiast trzymać fason, w euforii wycałowuję na powitanie dziewczyny :hej: , a chłopaków mam ochotę.. wyściskać....(Boże, odwaliło mi... :oczko: )...Już "spokojniej" witam się z kilkoma nowymi osobami...

Z prawej strony nadbiega Dorota z Arkiem, a wraz z nimi kolejni uczestnicy zajęć...

Grupka rośnie, czas na ostatnią "kosmetykę" smartfonową :hej: ..Fejs, smsy, maile, endo, Sports Tracker'y, Runkeeper'y i takie tam różne drobiazgi :hej: ...

Obrazek

Ja wskakuje na murek, by z tej perspektywy podziałać jeszcze z aparatem...No i tu potężne rozczarowanie :orany: - moja "małpka" robi.."MAŁPĘ", czyli "strzela focha" :wrrwrr: - melduje o braku miejsca na karcie...Teraz w pospiechu muszę przerzucić stos zdjęć i niektóre pokasować...Niestety - to nie pomaga - foch to foch :smutek: . Koniec dyskusji, zdjęć nie będzie. :sss: ............ Załamka........Fakt, jedyne, czego nie zrobiłem w domu, to nie sprawdziłem "wsadu" w aparacie, nie przełożyłem karty... :chlip: ...Jak już Głos przestaje mi wrzeszczeć do ucha stek przekleństw ;), myślę: cóż, moi mili słuchacze - będę musiał opowiedzieć Wam o dzisiejszych zajęciach...siłą słowa....Upsssss..

Nerw puszcza, gdy Monia zaprasza do truchtu...Po ciele przechodzi dreszcz, a właściwie fala dreszczy :hej: , nieeee - ISTNA POWÓDŹ :hejhej: :hejhej: ...Na "endorfinowym haju" sprintem wybiegam do przodu, wyhamowując dopiero koło Tomka-Kuzyna :)..Dziś nawet jego tempo, z reguły zabójcze, zupełnie mi nie przeszkadza :hahaha: Gawędzimy sobie chwilkę, aż mi oddech przyspiesza, potem zwalniam nieco i zrównuję się z Piechem :)...Przypominam sobie o złożonej przez niego obietnicy, że w razie sukcesu we wczorajszym GP, dziś pobiegnie..nazwijmy to przyjaźnie.."szlachetną częścią ciała do kierunku ruchu" :hej: . Jak mi donoszą dziewczyny, podobno odrobił już pańszczyznę zaraz po starcie, ale - że nie zarejestrowałem tego w amoku - namawiam go do powtórki i chwytam aparat...Niestety - "memory is full"... :wrr: ..aparat przypomina bezlitośnie: nie będzie biegu Piecha tyłem, nie tym razem ;)....

Trzymam się spokojnie Moniki, Anity i Czesia, uskuteczniając biegowe pogaduchy..Łapię się na tym, że raz biegnę bokiem, innym razem podskakuję...nie wszystko dziś ze mną OK :hejhej: :hejhej: Ponieważ przeziębienie daje się we znaki Anicie i samopoczucie jej nie jest najlepsze, Monia zabiera ją mniejszym kółkiem w kierunku jeziora, ja zaś samotnie odbijam na większą pętlę, która delikatnie najpierw wznosi się, a potem opada ścieżką leśną w stronę duktu Rusałka-Strzeszynek...Biegnę sam...W uszach pobrzmiewa i unosi słuchany w ostatnich dniach w kółko November Moon - mimo nastrojowości i spokoju idealnie nawiązuje do tego, co wypełnia mnie bez reszty...poczucia szczęścia :uuusmiech: ...Mam w oczach łzy...Może od wiatru? :hej: ....Nie czuję ani grama zmęczenia..:)...Kontrolnie zerkam na zegarek - pokazuje mi 5:20-5:30, czyli sporo szybciej niż truchtam zwyczajowo :)...Mało! - ja chcę jeszcze szybciej!...Podkręcam więc tempo, a w biegu chce mi się skakać :)...(Lekarza! Trzeba lekarza! :hej: )...Korzystam, że jest niedaleko do łączki, na której zwykle mamy zajęcia ogólnorozwojowe....Dobiegam jednak tam i nie znajduję naszej grupy..."Hmmm...pewnie są na podbiegu"...Zaskoczony sytuacją, zwalniam, dając sobie troszkę wypocząć..do podbiegu jest raptem ze 150-200 metrów...Ale i tam nikogo nie ma :szok: ...Gdzieś daleko w przodzie widzę Dorotę i Arka, ale tak szybko ich nie dojdę..."Czyżby, z uwagi na wczorajsze GP, Monika zrezygnowała z forsownych ćwiczeń??"...Gdy dystans do Doroty i Arka maleje, dogania mnie nasz drugi opiekun, Piotr Karolczak alias Kulawy :)...Walczę ze słuchawkami, by usłyszeć, co do mnie mówi - niestety endo "zepsuło" aktualizacją softu obsługę muzyki spod aplikacji, a poprawki nie widać, za każdym razem muszę więc albo uchylać słuchawkę, albo sięgać do telefonu. Piotr potwierdza, że Monika nie robiła postoju i mówi, że ćwiczenia będą przy mostku, na koniec...No tak, pewnie jak to ogłaszała, ja w euforycznym, ednorfinowym transie myślałem tylko o starcie, albo przeklinałem aparat...

Nie jestem całkiem zdrów jeszcze, zatoki komunikują zdecydowanie konieczność opróżniania nosa, przepraszam więc Piotra i robię mikro-przerwę techniczną :hej: . Ruszam dalej i już samotnie docieram do mostku....Ehhhhh, energia mnie roznosi wciąż :)...Stretching ma dla mnie skrócony charakter ze względu na moje dzisiejsze ADHD :hej: . Zaczepnie rzucam w Maćka kierunku.."To co? Jeszcze kółeczko?" :hej: . Błysk w oku i odpowiedź jest natychmiastowa: "Mi dwa razy nie mówić!" :usmiech: . No tak, ale ja dziś mam w założeniu "przetrzeć się", "rozrdzerwieć", a nie szaleć ;)...Zapach siarki jednak czuć wyraźnie :sss: ..To Piechu podpuszcza, byśmy go odprowadzili truchtem w stronę auta...Dwóch na jednego :)...Myślę: co mi tam!!...Żegnamy się z dziewczynami i oddalamy ścieżką treningową ponownie w stronę gastronomii, tam uścisk dłoni i już dalej z Maćkiem zataczamy krąg, przez wiadukt nad trakcją kolejową, północną stronę dawanego stadionu piłkarskiego, obok kortów tenisowych docieramy do auta...

Dokładamy do wcześniejszej "piątki" jeszcze 2,31km - w sumie ponad 7km - jak na powrót po 3/4 miesiąca bezruchu to całkiem nieźle...Cieszę się tak, że chwytam Maćka w pas, unoszę i robię z nim kółko wokół własnej osi....:) :)......

Wróciłem :hej: . Trudne do opisania, ubrania w słowa uczucie....Paradoksalnie: zawsze najbardziej cenimy sobie coś, gdy to utracimy......W tym wypadku, na szczęście chwilowo, więc mogę dziś posmakować, jak to jest to odzyskać :hej: :hej:

Eksssssssscytująco :hej:
P@weł...

Relacje na moim foto-blogu Życie w biegu :)

Forumowy blog
Blogowe komentarze
Endo czyli moja aktywność
Fotki z życia wzięte

Cele 2016: 88kg i dobrze się bieganiem bawić...
Awatar użytkownika
P@weł
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1587
Rejestracja: 27 gru 2011, 18:28
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Poznań

Nieprzeczytany post

Środa 13.02.2013r.

...Głód biegania...

W poniedziałek, czując niewielkie zakwasy po niedzielnym truchcie (przerwa zrobiła swoje), starałem się je rozbiegać na koszykówce. To był taki sam powrót na salę, jak nad Rusałkę, po długiej pauzie, a że zawsze zostawiam 100% siebie na boisku, późnym wieczorem czułem się trochę jak Adamek po walce z Kliczką :hej: . Do tego jednak przez lata zdążyłem przywyknąć...Wtorek zrobiłem sobie dniem regeneracyjnym, by na środę zaplanować kolejne bieganie...

Plany na dziś..
Uwinąć się jak najszybciej z pracą, a wieczorkiem zawitać nad ulubione jezioro..W założeniach tempo nie większe niż 6:00.

Od rana chodziło mi po głowie, by wyciągnąć ze sobą Macieja..Tym bardziej, że wczoraj biegał tam już po zmroku i znów go ciągnie - egzystencjalny spokój, jaki bije z tego miejsca, ma swoja moc... Maciek chętnie podłapuje mój pomysł, bo ma ochotę zrzucić nieco stresu dla odmiany w towarzystwie biegowym :).
Jeszcze przed południem docierają do nas smutne wieści, że tym razem laryngolog zawiesił do odwołania treningi Anicie.. :ojoj: :ojoj: Umawiamy się więc, że - z racji mojego wieczornego parkowania w jej okolicy - spotkamy się we trójkę na chwilkę przed naszym "rusałkowaniem" i pogadamy o tym. Może swoją obecnością jakoś ją pocieszymy?? :)..Wykrzeszemy odrobinę uśmiechu?? ;)..Zaświtał mi w związku z tym nawet malutki pomysł..:D

Dzień biegnie szybko..W locie potwierdzam godzinę 20:15..Na parkingu jestem kilka minut wcześniej, akurat tyle, by przygotować gadżety. Maciek wyrasta jak nocna zjawa w okolicy samochodu (cieszy się dusza na jego widok) - ma już za sobą trasę z domu i kilka kółek swoim zwyczajowym tempem, ale zmęczenia po nim nie widać :lalala: ...Wychodzimy naprzeciw Anicie, która zeszła do nas z Czesiem, by potowarzyszyć nam do torów :)....Mamy dla niej..małą niespodziankę :spoczko: :hej: :hej: Fajnie, bo udaje nam się ją zupełnie zaskoczyć :hejhej: , wywołać radość i uśmiech :uuusmiech: - może lżej będzie jej teraz się rozstać z nami, gdy znikniemy w mroku lasu nad Rusałką?? Lżej wyczekać do niedzieli, dbając o zdrowie?? Mam taką nadzieję :)..

Cieszymy się z tego króciutkiego spotkania wszyscy :)..Wędrujemy przejściem podziemnym pod ul. Dąbrowskiego, a potem uliczką w dół, zagadani "po uszy"..Skaczemy z tematu na temat, próbując wykorzystać krótką chwilę, nim pomachamy sobie na "do widzenia"...Przy rogatce mała pauza - mimo, że mamy w planach zaledwie wolny trucht, próbuję jednak się odrobinę rozgrzać..Średnio mi to wychodzi, bo zamiast ćwiczyć, wolę słuchać i rozmawiać..:)

Wyciągam aparat - niewdzięcznego kompakta, który krwi napsuł mi na ostatnich zajęciach. Trochę się z nim pomocowałem przed wyjściem i posprawdzałem, by dziś nie zawiódł.. Chwytam w kadr Anitę z Czesiem i Maćkiem..

Obrazek

a potem w rewanżu ona nas :)

Obrazek

Czesio ma najwyraźniej sporą ochotę na bieganie, popędzając nas szczekaniem, ale niestety czeka go za chwilę spacer do rodziny...Z ciężkim sercem się rozstajemy, bo nam dobrze ze sobą i nie przywykliśmy w tym miejscu, że ktoś zostaje :ojnie: ...Mamy jednak z Maćkiem do wykonania kawałek pracy (no dla niego to akurat całkowity chill out :hej: ), więc zanurzamy się w ozdobiony zimową aurą las...

Nie musiałbym zapalać czołówki, bo nie jest szczególnie ciemno, jednak światełko na głowie pozwala mi kontrolować tempo na Garminie...Zbiegamy od torów dół, skręcamy w prawo szlakiem większej pętli wokół jeziora...Od początku mam problem z tempem, wyrywam się do przodu, ale czujny Maciek strofuje: "za szybko...ZA SZYBKO.." i trzyma zaplanowane "okolice 6:00"..Dzięki temu mam nawet możliwość luźnej rozmowy z nim w biegu, bo tak pewnie wydobywałbym z siebie jedynie ciężkie sapanie ;). Sam fakt, że Maciek, który ostatnie zawody przebiegł w średnim tempie 4:09, a teraz truchta ze swoją prędkością niemal marszową :hej: , jest dla mnie wyjątkowy i jestem mu za to bardzo wdzięczny.

Rozmawiać nie przestajemy - ba! nawet się w tą konwersację tak wkręcamy, że nagle orientujemy się, że jesteśmy przy mostku..potem przy gastronomii..mijamy obie "polanki Moniki" i właściwie zmierzamy do końca :szok: ...Błyskawicznie :hej: ...Nie wiemy tak naprawdę, kiedy trasa nam minęła :hej: . Pod koniec znów słyszę "...wolniej...WOLNIEJ.." - tak, tak, perspektywa ostatniego odcinka siedzi w psychice ;)...Maciek głodnieje - no ale czemu tu się dziwić: szybko podlicza, że to jego dzisiejszy...24-ty kilometr :szok: ...Humor nas nie opuszcza, więc żartujemy sobie, że czas na kolację u Anity :hejhej: :hejhej: ...Trasa do torów zamyka się podbiegiem - tam prowokuję do ostrzejszego akcentu..:). Przy rogatce stopujemy i robimy mały stretching - to co jest zapewne konsekwencją pauzy, to większe zakwaszenie, odczuwalne dziś w udach...Wokół spokojnie, bezludno, bylibyśmy słyszalni nawet komunikując się szeptem....Jedyne co wpada w ucho w tle, to dźwięki aut z nieodległej "wylotówki" na Pniewy - jesteśmy na styku dwóch światów, o których kiedyś pisałem: cywilizacji i natury, światła i mroku, ciszy i szumu miasta..Lubię to miejsce, to jak "brama wolności", stale otwarta i zapraszająca :)...

Podsumowanie..(dziś z endo, bo Garmin miał niezaplanowaną przerwę)
Trasa: Duże kółko z "haczykiem"
Temperatura: ~0stp.
Start: 20:30
Czas: 41:30
Dystans: 6.57km
Tempo śr.: 6:18
Max tempo: 4:59
Śr. HR: 169bpm
Max HR: 189bpm...nieźle, a wydawałoby się że 182-184 to moje HRmax :spoko:
Śr. kad.: bd
Max kad.: bd

Wracamy do auta rozmawiając mniej lub bardziej poważnie. Zanim opuszczamy osiedle, wspominamy dzisiejsze serdeczne spotkanie z Anitą i rozmawiamy o naszej mini-grupie biegowej, a właściwie "podgrupie w grupie" :)...Jaki to zaskakujący bywa i miły zarazem los, który nas wszystkich w jednym czasie i jednym miejscu zebrał... :hej:

Odstawiam Maćka pod dom, a potem przemierzam kilka przecznic do siebie...

To był NIEZWYKLE UDANY WIECZÓR i BARDZO SYMPATYCZNY TRUCHT....Dzięki Maćku za towarzystwo, dzięki Anito (i Czesiu) za kilka kolejnych uśmiechniętych chwil... :uuusmiech: :uuusmiech: Czesiu, pilnuj swojej Pani, by się należycie i szybko kurowała ;)!

Teraz - byle do weekendu... :spoczko:

*****

"Nie idź za mną, bo nie umiem prowadzić. Nie idź przede mną, bo mogę za Tobą nie nadążyć. Idź po prostu obok mnie i bądź moim przyjacielem"
Albert Camus


:usmiech: :usmiech:
P@weł...

Relacje na moim foto-blogu Życie w biegu :)

Forumowy blog
Blogowe komentarze
Endo czyli moja aktywność
Fotki z życia wzięte

Cele 2016: 88kg i dobrze się bieganiem bawić...
Awatar użytkownika
P@weł
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1587
Rejestracja: 27 gru 2011, 18:28
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Poznań

Nieprzeczytany post

Sobota 16.02.2013r.

Dzień zbudził się sennie i jakby mglisto...Na zewnątrz temperatura na plusie, kilka stopni powyżej zera, ale niebo zasnuło się mlecznie, a w powietrzu zaległa wilgoć..Taka ni to mżawka, ni to deszczowa mgiełka...Pogoda jednak nie ma dziś większego znaczenia, no może tylko dla stroju, bo dziś czas biegania :hej: . Czuję się świetnie, karmię się pod wczoraj muzyką ze Spotify, jestem zmobilizowany..Szkoda, że dziś przyjdzie przecierać szlaki samotnie - Maciek meldował, że lustruje lasy w okolicach Wolsztyna, Anita się grzecznie (i tak trzymaj!) kuruje, a Piechu dostał "eskę" tuż po tym, jak się już "sponiewierał" w swojej okolicy...Cóż, będzie zatem klub dyskusyjny "ja z mną" :hej: :hej:

Plany na dziś..
Zgodnie z założeniem "spokojnego powrotu po przerwie" będzie dziś wycieczka biegowa, czyli nieśpieszne dreptanie przed siebie w tempie "okołoszóstkowym" :)..Jedyne, co po zostaje niewiadomą, to...SKĄD-DOKĄD?? Jako że sam decyduję, mogę poimprowizować..Sobota ma to do siebie, że ramy czasowe tak naprawdę wyznacza zachód słońca, a dokładniej - przy dzisiejszych chmurach nieco powyżej czapki :hej: - nastanie mroku :hej: . Zdecydowanie nie chcę klasyki, "pętlenia" wokół "wielkiej wody", czyli w naszej gwarze "rusałkowania". Przychodzi mi do głowy pomysł, by sobie "postrzeszynić", czyli obiec nieodległe Jezioro Strzeszyńskie. To tam latem "wycisnąłem" swój najdłuższy dystans (danych nie przytoczę, bo niektórzy mi bliżej znani, pokładliby się ze śmiechu :hejhej: ) - są to urokliwe zakątki, no i od tamtej pory nieodwiedzane...Policzyłem sobie z endo, że zamknęłoby się to "dychą", więc jak dla mnie super, tylko..no właśnie..gdzie tam spokojnie porzucić auto??? W końcu mam się dziś relaksować, a nie tyrać w stresie ;)....W końcu świta w głowie kompromis...

Narzucam na siebie dziś membranę, zastanawiam się tylko nad zasadnością bluzy, bo może koszulka termo i kurtka starczą...Wilgoć w powietrzu pogłębia uczucie zimna, więc jednak bluzę zakłądam na siebie. Tuż przed wyjściem wpada do mnie brat, więc start się opóźnia..Jestem w aucie sporo po 14tej i zaraz na wstępie zaliczam wpadkę - kieruję się jak "zaprogramowany" na niedzielne zajęcia, czyli w ulicę Reymonta, ale błyskawicznie koryguję i obieram kurs na Os. Lotnictwa. Stamtąd planuję zbiec brzegiem jeziora i skręcić w stronę Strzeszynka..A dalej?..Dalej poimprowizuję :hejhej: ...Po drodze porobię telefonem zdjęcia, bo nie ma "napinki" na czas - będę jedynie kontrolował dystans, w końcu jutro znów biegamy i chcę mieć komfort :hej: ...

Auto zostawiam "pod okiem Anity", która zapewne akurat spokojnie odpoczywa (czego zakłócać nie chcę), zakładam muzykę na uszy, mówię sobie: "no to jazda!" i ruszam..Tradycyjny tunel pod Dąbrowskiego, potem w dół ulica Bużańską z jednoczesną rozgrzewką w truchcie i jestem przy "naszej" rogatce. Tu pauza na rozgrzanie stawów i delikatne rozciągnięcie. Jakieś małżeństwo dopytuje się o warunki do spacerowania nad jeziorem...Jestem szczery :hej: - miejscami jest tam grzązko i błoto ciężko obejść...Poza tym na ścieżkach zalega ubity śnieg...Zachowując czujność, ruszam..

Obrazek

Już na wstępie wiem, że połowa dzisiejszej pozytywnej energii skoncentruje się na styku mojego ogumienia ze śniegiem :hej: . Szczęśliwie nie ma w programie na dziś przebieżek, bo mógłbym je dobitnie odczuć na szlachetnym zakończeniu pleców ;)...Staram się biec spokojnie i czujnie..Obieram kierunek "pod prąd" niedzielnych zajęć do "autostrady biegowej" w stronę Strzeszynka, przecinam ją i podbiegiem kieruję się na tzw. cypel, czyli małą pętelkę, która wydłuża kółko wokół Rusałki i pozwala zwykle "wykręcić" 5km :). Ten kawałek jest najpierw lekko w górę, potem "zbiega" w dół do trasy strzeszyńskiej..Dobiegam do rozdroża..

Stąd przybiegłem..

Obrazek

..w lewo jest zwyczajowy powrót nad Rusałkę..

Obrazek

..na wprost kapitalne, pogórkowate tereny hipodromu Wola..

Obrazek

..a ja odbijam w prawo, w stronę ul. Lutyckiej, od lat pełniącej niewdzięczną funkcję północno-zachodniej obwodnicy miasta..

Obrazek

Ze spokojnym przecięciem ul. Lutyckiej jest zawsze jak w rosyjskiej ruletce - albo wrzucamy "piątkę" i mieścimy się przed obustronnym sznurkiem aut, albo hamujemy z ABSem i przebieramy w miejscu nogami z wypisaną na twarzy prośbą o zmiłowanie :hej: . Tym razem udaje się bezproblemowo. Biegnę i myślę co dalej. Nie przepadam za wracaniem tą samą trasą, więc decyduje się odbić w prawo, w las...To mój letni wariant - ścieżka tam najpierw nieco się pnie w górę, potem - na obrzeżu lasu wypłaszcza i prowadzi wokół sporych rozmiarów pola-ugoru...Obiegam ją zgodnie z odwróconą literą "C", na koniec robiąc kilka fotek "wstecz"..

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Miałem nadzieję, że uchwycę jakiegoś zwierza obiektywem, ale w taką "barową" pogodę, to wszelkie stworzenie przewraca się chyba z boku na bok w mateczniku :hej: . Wracam na "autostradę", biegnę ją w stronę ul. Biskupińskiej. W wypadach nad Jezioro Strzeszyńskie jest to zwykle drugi, przedostatni etap.

Stąd przybyłem..

Obrazek

...tam jest kontynuacja szlaku - można pobiec tradycyjnie główną ścieżką (jak para z psem), albo malowniczym wariantem wokół stawków, który na zdjęciu wiedzie powyżej zaparkowanych aut...

Obrazek

Latem pewnie trzymałbym się tego kierunku, ale chcąc zachować rozsądek w dystansie, to rozdroże będzie najdalszym wysuniętym na zachód punktem dnia dzisiejszego. Skręcam mało atrakcyjnym asfaltem w lewo pod górę...Choć teren znam z wycieczek rowerowych, biegnę tędy pierwszy raz :). Nie kocham twardej nawierzchni, a na pewno dymiących pojazdów, które zawzięły się mnie akurat teraz mijać :wrr: . Kiedy więc ślady rowerów odbijają w lewo, przez wyrwę w murze, nie zastanawiam się i skręcam ich tropem :)...To to skraca męki, bo znów jestem wśród drzew..Przy okazji wypłaszam chyba z tego zakątka amatorów darmowego opału, którzy w pośpiechu starają się zejść mi z pola widzenia, targając na barkach swoje "łupy" :hejhej: :hejhej: . W okolicy przejazdu kolejowego znów truchtam z konieczności asfaltem w towarzystwie spalin, ale już za moment jest delikatny zbieg w las...Uffff!!!!...Zatrzymuje się na krótką sesję foto..

Rzut oka w tył...Tam na końcu ścieżki opuszczałem cywilizację...

Obrazek

..po lewej stronie, powyżej, ma swoją kontynuację asfalt..

Obrazek

..a ja z RADOŚCIĄ NIEOPISANĄ! uciekam dalej tędy...

Obrazek

Po kilkudziesięciu metrach w lewo odchodzi wygodna ścieżka w stronę "autostrady strzeszyńskiej"..

Obrazek

..ja jednak nie chcę już tu zamykać kółka i biec drogą, którą przybyłem - mam zamiar obrać kierunek na wprost - latem tędy właśnie biegałem w stronę Woli i do niej teraz chce dotrzeć...Obawiam się o grząskość terenu, ale nie jest najgorzej. Znów przecinam obwodnicę - tym razem kilkaset metrów wyżej - i znów mam szczęście, nie muszę stać i czekać na litość kierowców :uuusmiech: . Wyboista i nieutwardzona droga wprowadza mnie dalej pomiędzy domki jednorodzinne, przypadkowo spotkani ludzie przyglądają się z zaciekawieniem ;)...Dobiegam do barierki oznaczającej wejście na teren, którym niepodzielnie władają konie...

Obrazek

No może niezupełnie - to tu właśnie latem spotkałem niemale stadko dzików z młodymi, które zmusiło mnie do truchtu w miejscu, by nie płoszyć (ani zaciekawiać) ich swym wyglądem :hejhej: :hejhej: . Tym razem jest sennie i spokojnie. Skręcam w lewo...

Obrazek

...dalej mocno w dół do mostku, który rejestrowałem aparatem wcześniej. Znów jestem na dobrze znanym szlaku, tym razem w stronę Rusałki. Dubluję tu początkowy odcinek, ale nie ma to znaczenia - na siłę mógłbym biec przez Wolę, pod lasem, ale to skróciłoby dystans na ostatnim odcinku. Mijam obie niedzielne "łączki Moniki", szturmuję nasz mały podbieg, a za nim odwracam się na pożegnanie w stronę jeziora...Tak, tak - jutro tam będziemy biegać :hej: ...

Obrazek

Rzucam okiem na dystans - niecałe 8km..Nie wbiegam więc finalnie w kierunku torów, ale skręcam na dużą pętlę, by "dorzucić" jeszcze kilka metrów... Gdy endo oznajmia "ósemkę", a Garmin potwierdza, robię "rogala" i zmierzam na finisz. Wpada mi jeszcze do głowy jeden pomysł - po co tą samą drogą?? Dostrzegam odchodzącą w lewo ścieżkę - "to pewnie tamtędy biegają Ci bardziej zaprawieni w boju razem z Piotrem", myślę i odbijam w krzaki...

Obrazek

Ups..wąski szlak wije się na małej przestrzeni, niebezpiecznie zawraca, ale ostatecznie wyprowadza na trakt do torów w jego połowie..Rzut oka na prawo:

Obrazek

..i na lewo:

Obrazek

Pora kończyć dzisiejsze zajęcia..Nie jest źle, ponad 8,3km zadowala mnie - i tak pomału zaczyna zmierzchać...Przy rogatce aplikuję jeszcze sobie kilka ćwiczeń...Uśmiecham się do myśli.."Jutro będę tu znów...". W uszach wtóruje, słuchany dziś po wielokroć kawałek zespołu Archive, który "niósł" mnie przez całą trasę - tym, jak magicznie się rozkręca, pięknie wpisał się w klimat wokół i nastój ducha...

...Again... :usmiech:

Wracam.

Podsumowanie..

Trasa: "Ósemkowa" pętla w stronę Strzeszynka
Temperatura: ~3stp.
Start: 14:47
Czas: 53:56 (Garmin)
Dystans: 8,35/8,36km (Garmin/endo) - rewelacyjna zgodność!
Tempo śr.: 6:28/6:30 (G/e)- tu spore zaskoczenie..
Max tempo: 5:23/4:08 - bardziej ufam zegarkowi ;)
Śr. HR: 169bpm
Max HR: 187bpm - wciąż wysoko..
Śr. kad.: 84spm
Max kad.: 88spm

Wrażenia..
Mglisto, sennie, ale idealnie, jak na taką wycieczkę...Czekam na wiosnę, by zajrzeć w te kąty z przyjaciółmi :)...Dziś byłem sam na sam z lasem i muzyką...Wyciszyłem się, nie przeszkadzał mi nawet Głos..Po raz kolejny bieganie pokazało, że nie musi być tylko automatycznym "klepaniem" wielkich dystansów, ani morderczą walką z szalejącym serduchem...Może być czystym relaksem..Dziś wypełniały mnie dobre myśli...Jakie??...Faaaajne :hej:

Jutro znów biegamy :uuusmiech: . Tym razem w radosnej liczbie mnogiej :)
P@weł...

Relacje na moim foto-blogu Życie w biegu :)

Forumowy blog
Blogowe komentarze
Endo czyli moja aktywność
Fotki z życia wzięte

Cele 2016: 88kg i dobrze się bieganiem bawić...
Awatar użytkownika
P@weł
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1587
Rejestracja: 27 gru 2011, 18:28
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Poznań

Nieprzeczytany post

Niedziela 17.02.2013r.

Można rzec całkiem szczerze: nareszcie :hej: ...Ostatnio tydzień odmierzam regularnie i chyba prawidłowo: od niedzieli do niedzieli, czyli od spotkania do spotkania :hej: . I pewne jest jak 2x2=4, że nie jestem w tym osamotniony ;)...

W tych naszych kilkudziesięciu wspólnie spędzonych minutach jest tyle pozytywnego ładunku, że gdyby go skumulować, posłałby nas zapewne na krańce galaktyki i pozwolił "na luzaku" wrócić :spoko: . Można wyczuć wyraźną, niemal namacalną chemię pomiędzy bieganiem, naturą, która nas otacza i nami samymi - wesołą gromadką ludzi, która na siebie czeka tam niecierpliwie nad Rusałką co tydzień :hej: :hej: . Przychodzimy nawet wtedy, gdy biegać nie możemy, a lekarze naciskają, by nosa spod pierzyny nie wystawiać :hej: . Ciężko sobie już nawet wyobrazić inny scenariusz końca tygodnia!! :) :)

Co tak niezwykłego stało się poza nami, poza naszą percepcją, że związał nas taki magnetyzm??..Nie wiem... :usmiech: Może po prostu mieliśmy się spotkać?? Może ten, wydawałoby się, kosmiczny przypadek nie był wcale taki nieziemski..może tak miało być...Wielu z nas, choć dotykało bardziej lub mniej sportu, czy szeroko rozumianej rekreacji, nigdy nie spodziewało się...że w ogóle będzie biegać!! :szok: . Tymczasem to właśnie bieganie zaprowadziło nas za rękę na pierwsze spotkanie..Poznaliśmy się...A teraz, gdy mamy powiedzieć sobie po zajęciach "do widzenia", zamiast tego, biegniemy dalej razem...albo stoimy i gadamy bez końca, snując plany wspólnych biegowych przygód i nikt nie chce zrobić pierwszego kroku w swoją stronę :)....Wreszcie, gdy już temperatura nas pogoni, to i tak w niedługim czasie spotykamy się on-line :uuusmiech: :uuusmiech: . Porównanie, jakie przychodzi mi do głowy, jakkolwiek zabrzmi przewrotnie :hejhej: , chyba najtrafniej oddaje oczekiwanie, a potem atmosferę i emocje, jakie towarzyszą tym naszym niedzielnym biegowym spotkaniom: czujemy się i zachowujemy się, jakbyśmy wszyscy byli na pierwszej randce... :hej: :hejhej: (no już widzę te uśmiechy Loży Szyderców :hej: ..)

Spotkanie przyjaciół zBiegiemNatury, Jezioro Rusałka

Jestem przed stadionem Olimpii 10 minut przed czasem. Zabieram z auta drobiazgi, ale przede wszystkim lustrzankę - dziś Nadwornym Fotografem będzie Anita :hej: . Kilka kroków...O wilku mowa! :hej: ...Dosłownie wpadam na nią, rozgorączkowaną..Myślę: "CZESŁAW. Jak nic! Znów coś przeskrobał"..Okazuje się, że on już nie czeka na 11tą - jak chce biegać, zabiera się z..dowolną grupą :hej: :spoko: . I tak oto przyłączył się do "obcych", na szczęście mieli oni w planach bieżnię stadionową, więc nie trzeba ich daleko szukać.. :usmiech: . Wystarczy w tył zwrot...

Obrazek

potem krótka...tempówka pomimo zakazów lekarskich :hej: ...

Obrazek

by zguba została okiełznana..

Obrazek

i obrała właściwy kierunek powrotny :)..

Obrazek

W samą porę, bo grupa już się kompletuje..

Obrazek

Marek, Kony, Maciek i Piechu są już po wcześniejszym truchtaniu...Pomarańczowy Prezes znów kręci przekornie nosem na widok prasy :hejhej: ..

Obrazek

Zwołujemy wszystkich do fotki okolicznościowej - będzie ona oczywiście tymczasowa, aż Anita - która tym razem jest po drugiej stronie szkła - wróci w stroju biegowym, a wtedy zrobimy sobie "pełne rodzinne" :)...

Obrazek

Troszkę..jesteśmy naładowani energią..nie powiem ;)

Obrazek

..ale wreszcie ktoś ogarnia to "rozbrykane stadko" i zagania na start :hej: ...

Obrazek

Anita, tradycyjnie ze Zbyszkiem, "adiutantem" Moniki, ruszają nam na spotkanie na drugim krańcu jeziora :). Z daleka śledzi obiektywem, jak się oddalamy..

Obrazek

Udaje jej się nawet uchwycić mój krótki pościg za grupą po tym, jak porządkowałem swoją "gadżetologię" :nienie: .

Tradycyjny kawałeczek trasy przed nami..

Obrazek

Biegnie mi się dziś lekko, tempo zbliżone jest do solowego, wczorajszego...Mogę spokojnie porozmawiać z Moniką. W na skrzyżowaniu ścieżek w stronę Strzeszynka i tzw. cypla rozdzielamy się..Monika, dziś zajęta wracającą po małej przerwie Olą, skręca w stronę Rusałki, my zaś na naszą mała pętlę...Biegnę spokojnie pod górkę w towarzystwie grupowej koleżanki, Doroty. Rozmawiamy o wczorajszych zawodach na Morasku, w których brała udział, a które nasza mała "podgrupa", z różnych, indywidualnych względów, odpuściła sobie..Na krzyżówce, którą wczoraj uwieczniałem "na cztery strony świata" :) skręcamy w kierunku Rusałki...Staram się biec brzegiem ścieżki, gdzie przyjemniej i bezpieczniej stawia się kroki..Na pierwszej łączce nikogo nie zastajemy, biegniemy w stronę podbiegu..Tymczasem zasadnicza grupa już się zdążyła podzielić na gimnastyczną - którą przećwiczy Monika..

Obrazek

Obrazek

Obrazek

a wśród której ulokowali się nasi "eksportowi" biegacze :hej: :hej: ..

Obrazek

i "ciężko tyrającą", podbiegową, którą "przegania" w górę i w dół Piotrek..

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Grupka, która obiegała "cypel", a wśród niej ja, dopiero dociera..

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Zastanawiam się przez moment, czy zasilić ekipę "siłowych harpaganów" :hejhej: :hejhej: ..

Obrazek

Obrazek

czy "eleganckich gimnastyczek z gracją" :)..

Obrazek

Wystarczy jednak delikatna zachęta ze strony kolegów - celebrytów i nie tylko.. :hej:

Obrazek

by mi decyzję uławić :hej: . Wybór jest oczywisty :hej: .

Zostawiam więc tych "z nadmiarem energii", a "niedoborem siły biegowej"..

Obrazek

Obrazek

Obrazek

i wędruję do zaklętego kręgu na polankę..

Obrazek

gdzie otaczam się wybitnymi kompanami :spoko: ..

Obrazek

..znajduję relaks, ukojenie i bratnie, uśmiechnięte dusze :hej:

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

My się wyginamy, przysiadamy, próbujemy łapać równowagę w dziwnych pozach, a Anita dzielnie wokół nas pracuje z aparatem..

Obrazek

Ponieważ część sprawnościowo-ogólna zmierza ku końcowi, nasza Pani Reporter postanawia wcześniej oddalić się w stronę mostku, by tam zapolować na finisze grupy :)..

Obrazek

Po drodze łupem pada kilka widoków..

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

no i Czesio :)

Obrazek

My póki co troszkę pracujemy nad elastycznością, a potem ruszamy w trucht powrotny...Padają sakramentalne pytania: "co robimy dalej?".."Czy kręcimy kolejne kółko..kółka?"...Nie mam nic przeciwko, tym bardziej, że mój "urobek" wygląda dziś przy kolegach co nieco blado... :lalala:

Pierwsi docierają do "stanowiska" Anity :)..

Obrazek

tymczasem "biegowy klub dyskusyjny" w składzie Piechu, Kony i ja nadciąga paradnie i elegancko, bez zbędnych nerwów...

Obrazek

Maciek jest już na miejscu..

Obrazek

Obrazek

i "parkuje" na murku..

Obrazek

My już się zbliżamy...Rzucam hasło: "Panowie, będzie prasa!"...i postanawiamy się trochę powygłupiać: Piechu biegnie zgodnie z kierunkiem "jazdy", a ja z Kony'm - na opak :)...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Docierają kolejni, wśród nich Tomek...

Obrazek

i Piotr, a za nim Marek i dziewczyny..

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Mamy chwilę relaksu i endorfinowej uciechy :) . Anita uwiecznia naszą czwórkę..

Obrazek

Piechu oczywiście "zasępia się" się do szkła :hej: ..

Obrazek

więc próbuje przywrócić mu "naturalny" uśmiech :hejhej:

Obrazek

Nastrój uciechy udziela się i naszej Operatorce :hej:

Obrazek

Czas na rytualne zabiegi "baletowe"..

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

..część artystyczną..solową..

Obrazek

..i grupową..

Obrazek

z ukłonem w stronę mediów..:)

Obrazek

..ja pozostaję jednak przy poprzedniej choreografii i kroku z "Jeziora Łabędziego" ;)..

Obrazek

Komentarz Moniki jest zbędny ;)...cóż...zostaniemy chyba jednak przy szlifie biegowym ;)..

Obrazek

Nawet Czesiu się śmieje z tych naszych wygibasów...

Obrazek

Naradzamy się przy murku nad dalszym planem. Zapada decyzja o kolejnym, "lajtowym" kółku, które poprowadzi Piechu. Aparat zostaje w dłoniach Anity - w drodze do domu po raz czwarty i ostatni dziś przemierzy południowy brzeg jeziora, by wyjść na spotkanie naszej "elity" w okolicy podbiegu :hej: . Ruszamy..

Obrazek

Piechu od razu odbija w stronę nasypu kolejowego, Anicie udaje się jeszcze "chwycić" w centrum kadru jego jaskrawą kurtkę zanim znikniemy w lesie...

Obrazek

Ścieżka wspina się w stronę kładki nad torami, a potem łagodnie opada...Truchtamy, śmiejąc się co chwila - nastrój jest wyśmienity! Mam wrażenie, że to nie jest bieganie, a spotkanie towarzyskie w ruchu :hej: :hej: . Co będzie, jak dołączy do nas Anita z Czesiem - tak się bawiąc jest spore ryzyko, że nie wrócimy do wieczora :hejhej: :hejhej: . Od gastronomii biegniemy już dużym kółkiem. Przy podbiegu czeka na nas czujne oko obiektywu..

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Tu robimy krótką pauzę - to już będzie niestety finał naszego dzisiejszego spotkania..

Obrazek

Ciężko nam się rozstać, gadamy, żartujemy, śmiejemy się, planujemy...byleby jeszcze chwilę razem postać :)

Obrazek

Cóż, temperatura znów daje nam klapsa i pogania...Żegnamy się z Anitą, która tak wytrwale dziś pracowała i która jest autorką fotorelacji (DZIĘKUJEMY!!!). Umawiam się, że zabierze ze są jeszcze na chwil kilka aparat, w przeciwnym razie musiałbym z nim truchtać dalej. Jest to też pretekst...by się jednak jeszcze nie rozstawać :hahaha: :hahaha: tak szybko - za chwilę podjedziemy z Maćkiem po niego autem ;). Anita, Czesiu i Piechu oddalają się w stronę torów, my zaś delikatnym truchtem...delikatnym...delikatnym, Panowie!...cóż - wracamy, a właściwie wracam z dwoma "ścigaczami" w tempie 5:00 - 5:30 do mostku i dalej do auta :)...

Tu odłącza się Kony, a my z Maćkiem...do Anity!! Wesoła niedziela trwa nadal :) :). Jeszcze chwila uciechy, przekomarzań i uśmiechu pod jej domem, aż wreszcie sama, fizycznie :hej: , wypycha nas w drogę powrotną :hejhej: NO KIEDYŚ TRZEBA, tym bardziej, że jak tak dalej pójdzie, będzie musiała przesunąć o kolejną godzinę porę niedzielnego obiadu :hej: :hej: .

W drodze do domu świetnie nam się gaworzy, jak zwykle zresztą. Maciek to niezwykle sympatyczny facet, a Maciek naładowany endorfinami - megafajny gość :hej: :hej: . Błyskawicznie jesteśmy na Grunwaldzie, gdzie się rozstajemy, a mi zostaje do pokonania ostatni odcinek...

Małe podsumowanie.. - z endo, bo mam pod ręką
Trasa: "rusałkowanie" na dwa kółka
Temperatura: bd (ale ciut chłodniej niż wczoraj, pewnie lekki minus)
Start: 11:05
Czas: 1:08:21 - ale z większą częścią ćwiczeń, zapomniało mi się zastopować ;) (chyba, że autopauza działała..)
Dystans: 8,79km
Tempo śr.: 7:47 - no tak, marsz tez się załapał :spoczko:
Max tempo: 3:41 - to w końcowym finiszu z Maćkiem ;)
Śr. HR: 158bpm
Max HR: 182bpm
Śr. kad.: bd
Max kad.: bd

Wrażenia..

Naładowałem dziś nimi całą relację ;)..Mogę tylko dodać, że szkoda tak błyskawicznego upływu czasu...Świetnie się bawimy, a wtedy najbardziej żal sobie przerywać...Najlepszym dowodem zgrania, dobrego wzajemnego samopoczucia, gdy się widzimy, jest popołudniowo-wieczorne "fejsowanie"...

...Together-forever :hej: ...

Powstają ciekawe projekty wspólnych biegowych wycieczek poza "matecznikiem" :)...Rozkręcamy się... :uuusmiech: :spoczko: .

Niezwykle ciekawie zapowiada się wiosna :uuusmiech: :uuusmiech:...
P@weł...

Relacje na moim foto-blogu Życie w biegu :)

Forumowy blog
Blogowe komentarze
Endo czyli moja aktywność
Fotki z życia wzięte

Cele 2016: 88kg i dobrze się bieganiem bawić...
Awatar użytkownika
P@weł
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1587
Rejestracja: 27 gru 2011, 18:28
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Poznań

Nieprzeczytany post

Środa 20.02.2013r.

"Bieganie nie jest tylko przygodą, bieganie jest sposobem myślenia" Maciek-Pędziwiatr :hej: :hej:

Te słowa, wypowiedziane jakiś czas temu przez Maćka, jako modyfikacja mojego credo, brzmią mi w uszach...Za oknem zima, w duszy jednak ciepło i wiosennie, a to dlatego właśnie, że bieganie z przyjaciółmi wypełnia moje myśli, daje mi zastrzyk pozytywnych wrażeń, jest czymś, na co się czeka i co naturalnie wywołuje uśmiech na twarzy...Każdy z nas, biegających, zmaga się na codzień z własnymi problemami, wspina się zboczem mniej lub bardziej stromym, mocuje z prywatnymi demonami, ale gdy się spotykamy razem - kipimy energią i radością, zostawiając to wszystko jak daleki i nierealny świat... :hej:

Bywa, że w życiu jest nam ciężko, bo żyjąc pośród ludzi, nie dość, że nie mamy możliwości wybrania sobie ich np. w naszym kręgu zawodowym, musimy dzielić z nimi czas, to jeszcze ich najzwyklej w świecie nie lubimy...To znów powoduje, że gdy się budzimy i mamy w perspektywie spędzenie z nimi codzienności, nasz zapał do życia topnieje, albo w ogóle zanika...Ja może nie mam aż tak źle, bo przebywam w bardzo wąskim kręgu, pracując głównie z bratem, ale to praca właśnie - zawężona często do widoku kilku osób dziennie, masa stresu i zajęć różnych wyjałowiły moje życie i skazały na towarzyską banicję "z wyboru"..

...Pewnie i dlatego, gdy budzę się i myślę o spotkaniu z moimi biegowymi przyjaciółmi...nie mogę się tego spotkania doczekać :)...

Plan na dziś..
Wieczorne spokojne potruchtanie wokół Rusałki z Maćkiem "Pędziwiatrem" :hej: , a wcześniej spotkanie z Anitą i Czesiem :uuusmiech: .

Od rana za oknem zima, śnieg padał już nocą...Dzień zapowiada się pracowicie, ale to dobrze, bo czas szybciej zleci :hej: . W ciągu dnia utrzymujemy "fejsowy nasłuch" we troje :usmiech: ...Nie spodziewałem się, że kiedykolwiek Facebook zagości na dobre w mojej komórce - teraz większość "dźwięków" z telefonu wydobywa się "spod fejsa" :). To też zasługa Maćka, Anity i naszego fanpage'a :)

Sumiennie wypełniam obowiązki dnia dzisiejszego...Tuz po 19tej wracam autem od strony naszych biegowych terenów do domu....Telefon zabuczał :).. - potwierdzam Anicie, że będziemy "na odprawie" :hej: u niej o 20:15...Wzrokiem śledzę ulice..W oczy wpada mi jaskrawo-żółta bluza biegacza po prawej stronie, przemykająca chodnikiem..To jest pora, gdy gdzieś tu powinienem minąć Macieja, jeśli on chce zrobić kilka "hard-kółek", nim będzie się ze mną relaksował w truchcie...Nie spostrzegam nikogo, tylko..ten jaskrawy biegacz..ale Pędziwiatr nie miał przecie takiej bluzy...Może to Night Runners? :uuusmiech: - oni tak "dają kolorem po oczach"..Nie wiem...Tylko ta sylwetka, widziana przez ułamek sekundy..jakby znajoma.... :ojoj:

W domu jestem o 19:20..szybkie przygotowanie, przebieranie, sprzęt...Zabieram lustrzankę, mam nadzieję namówić Anitę, by ją zabrała ode mnie sprzed przejazdu kolejowego, gdy nas odprowadzi, a po biegu ją sobie odbierzemy - może uda się w ten sposób kilka fotek ustrzelić..:). Późno się zrobiło, ruszam ok. 19:50..W bocznych ulicach, którymi muszę objechać swoją "rezydencję" w sposób nakreślony przez pozbawionych rozumu inżynierów ruchu, jest bardzo ślisko :lalala: - na próżno tu spodziewać się "zmasowanego ataku drogowców": nawierzchnia przypomina miejscami tą księżycową, z 15-centymetrowych kraterów wyziera stara solidna, niemiecka zapewne :hej: , "podbudowa" :hej: ...Nagle uświadamiam sobie, że nie mam ze sobą opaski na telefon :wrr: , driftuję więc i wracam...Na dojeździe do głównej podnosi mi się ciśnienie, gdy w reakcji na idiotyczne zachowanie kierowcy przede mną, dostaje poślizgu i o mało co ląduje mu na plecach.. :wrr: "Jeszcze tego mi potrzeba!"..Robię unik, omijam, parkuje przed domem, bieg, powrót i już znów w aucie...mam kwadrans, zdążę bez kłopotu..Na uszach już gra znajoma muzyka :hej: ...Stres sprzed chwili nie ma już znaczenia - JADĘ BIEGAĆ!..Zależało mi, by być na czas, bo Maciek będzie tam po kilku kółkach i mróz podczas czekania niespecjalnie by mu się przysłużył...Nie chciałem też trzymać na dworze kurującej się, Anity...

Wjeżdżam w osiedlowe uliczki, za zakrętem, przed blokiem widzę dwie osoby..dziewczyna i..."żółty biegacz" - A JEDNAK!! To był Pędziwiatr :), intuicja mnie nie oszukała :)...Szukam miejsca dla auta, parkuję, zabieram zabawki i aparat :). Moi przyjaciele idą mi naprzeciw :uuusmiech: . Witamy się serdecznie..Jak miło Was widzieć! Na ustach uśmiech od ucha do ucha...u wszystkich :hej: ...u Czesia również ;). Ponieważ jest przejmująco chłodno, od razu idziemy w kierunku tunelu...:). Rozmawiamy m.in o zawodach za półtora tygodnia i o wieczornym po nich spotkaniu na Starówce..Na samą myśl Anita tak emanuje radością, że aż ma iskierki w oczach - jej entuzjazm obudziłby najbardziej sennego i apatycznego leniwca :hej: :hej: , jak ogień "zajmuje" natychmiast i mnie, i Macieja :). Oczywiście nie umyka rozmowie i nowy Pędziwiatrowy "design" - żółta, jaskrawość na piersiach, czołówka i białe Eikideny na nogach :)..Ponieważ ma zamiar jutro biegać z Night Runner'sami (z tą żółcią wtopi się ich grono od razu) , przypominamy mu, by nie próbował nas "zdradzić" :hej:

Przy torach mała pauza na stacjonarne pogaduchy...Wokół delikatnie prószy śnieg, jest cudnie nastrojowo..i wesoło :hej: ...

Obrazek

..ja kłaniam się w pas Niedoścignionemu Mistrzowi ;), znaczy się - próbuję troszkę przygotować się do truchtu z Maćkiem :)..

Obrazek

..oczywiście gęba mi się przy tym nie zamyka ;)...

Obrazek

..a Pędziwiatr zachowuje olimpijski spokój - dla niego trucht ze mną będzie dopełnieniem treningu w tempie relaksacyjnym i okazją do pogadania :)...

Obrazek

Czesiek też potrafi być uważnym słuchaczem :)...

Obrazek

Pomimo chłodu, który nas muska tu i ówdzie, stoimy, rozmawiamy, śmiejemy się, a ja kręcę biodrami jakbym się zaciął ;)...Na moment zabieram Anicie aparat...

Obrazek

Nasza "Iskierka" mobilizuje nas jednak do ruchu..Czas odpalić "halogeny", przekroczyć Styks bez czekania na Charona :hej: i wkroczyć do świata Ciemności...z własnym światłem :hejhej:

Obrazek

Nam jednak zbiera się na wygłupy :)...

Obrazek

na środku ruchliwej trasy Poznań - Szczecin :)..

Obrazek

Obrazek

i spokojnie pozujemy Anicie do zdjęć :hejhej: , ufając, że jakby co, ruch wstrzymamy ;)..

Obrazek

Dobra, czas ruszać, bo pokryjemy się lodem :)...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Powoli znikamy Anicie w zimowym lesie...

Obrazek

Podczas, gdy Czesiu ze swoją Panią wracają do domu, ja z Maćkiem zbiegam po zaśnieżonej ścieżce do zakrętu "Big Rusalka Circle" :hej: :hej: . Wcześniej naciągnąłem na buty kolce i to był dobry krok - wyraźnie lepiej czuję nawierzchnię, choć na starą warstwę ubitego i zlodowaciałego śniegu zdążyło już napadać sporo świeżego puchu, który amortyzuje i nie powoduje "uślizgów" ;)...Maciek kieruje nas pod prąd zwyczajowego, niedzielnego ruchu i jest to świetny pomysł - trudno uwierzyć, ale nie biegłem jeszcze nigdy pełnego kółka w tym kierunku ;)..Taka odmiana powoduje, że zmysły nie zasypiają, a człowiek pozostaje czujny na bodźce spod stóp. Nie ma też monotonii w stylu: "aaa, to już ten zakręt", czy "Boże, to dopiero tu.." :hej: . Od początku biegnie mi się z Maćkiem świetnie - to wspaniały kompan, czuwający nad tym, by tempo było stałe, bym nie przyspieszał..Co jakiś czas słyszę.."wolniej!" :hej: , co dodaje komfortu wspólnemu truchtowi...Cały czas rozmawiamy...o planach zakupowych, o potędze umysłu w trakcie uprawiania sportu, o życiu...Maciek wciąż nie może się nadziwić, jak pięknie wszyscy się dopasowaliśmy, jak dobrze biega mu się z każdym z nas (i vice versa, Maćku!!) i w każdym tempie...Ponieważ miałem zamiar zrobić min. 5km, podoba mi się to, że Pędziwiatr obiera kurs na "cypel"..Obiegając go, mijamy biegacza ze światełkiem, pozdrawiając go gdzieś w toku rozmowy...To wydarzenie, bowiem prócz wirujących wokół nas w obłoku światła z naszych czołówek płatków śniegu, nie spotykamy na swojej trasie najmniejszego ruchu...Błyskawicznie połykamy dystans, obiegamy północny brzeg, zakręcamy na mostku i kierujemy się na odcinek, który tak ambitnie w niedzielę wydreptywała w te i z powrotem Anita, wojując z aparatem :)...Wokół jest jak zwykle tajemniczo, a zarazem pięknie...W biegu wskazuję Maćkowi palcem taflę jeziora i jakby delikatną mgiełkę, unoszącą się ponad nią, otulającą aurą tajemniczości drugi brzeg, który jeszcze chwilę temu przemierzaliśmy...Endo komunikuje mi 4ty kilometr...Ścieżka pod śniegiem jest nierówna, milknie więc rozmowa, bo wbiegam za Maćka, który wybiera teraz szlak...Biegnę jego śladem..Jako, że wypełnia centrum mojego świetlistego kręgu, śmieję się, że bije od niego Boskość :hej: ..Przed piątym kilometrem czuję już troszkę zmęczenie, ale nie wynika ono z samego truchtu, a bardziej z tego, co pod nogami - nierównego terenu i świeżego śniegu...Gdy zjawiamy się na rozdrożu do przejazdu, Maciek skręca w lewo, ale ja go "nawracam" w prawo, by małym "dublem" dołożyć jeszcze z kilometr :hej: . Oczywiście mój Przyjaciel nie ma nic przeciwko ;) ;)...Zbiegamy więc raz jeszcze tradycyjnym podbiegiem, potem w prawo na małą pętlę i znów w prawo krosem pod górę szlakiem, którym nie tak dawno docierałem spacerem nad brzeg jeziora...Nie jest to specjalnie szczęśliwy wybór, bo nie jest tam równo, łatwo sobie zrobić "kuku", zwalniam więc, zachowując czujność...Na znajomym rozstaju brakuje niecałych 200tu metrów do "szóstki", więc biegniemy jeszcze jeden mały zakos lewo-prawo i stopujemy przy torach :hej:.

Mój plan wykonany :uuusmiech: ...Maciek uśmiecha się od ucha do ucha, widzę jak promieniuje z radości - sam uwielbiam ten stan u siebie, ale ogromną przyjemnością jest móc w tym współuczestniczyć :hej: ..Rozciągamy się, żartując sobie, że namówimy telefonicznie Anitę na termos z gorącą herbatą pod blokiem :hej: :hej: ...Wracając marszem w kierunku przejścia podziemnego i dalej auta, mam wrażenie, że rozmawiając, unosimy się 10cm nad ziemią :hej: :hej: - tak działają endorfiny..nie na darmo zwane hormonami szczęścia :uuusmiech: ...Nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego, że to nasze "radosne lewitowanie w ruchu" śledzi niczym na radarze i chwyta w kadr nasza miła Wieża Kontroli Lotów :) :)...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Ogarniamy się przez chwilę przy aucie, trwa to moment, a już w oddali pojawia się Anita...No i zwala z nóg - zbiegła do nas w samej piżamce i płaszczyku (!!)... :orany: ale z firmowym uśmiechem od ucha do ucha :hej: . Nie jest to z pewnością najlepszy sposób na dochodzenie do zdrowotnej formy, ale...kto powiedział, że piękne szaleństwo i terapia szokowa nie mogą pomóc?? :hej: :hejhej: Muszę koniecznie chwycić to aparatem, ustawiam samowyzwalacz, pożyczam sobie miejsce na spojlerze stojącego obok auta i pstrykam chyba najfajniejszą fotkę reprezentacji naszego Team'u, jaką udało mi się zrobić dotychczas :uuusmiech: ...

Obrazek

Pomimo stroju i okoliczności, jest czas na radość - ona jest na pierwszym miejscu :) Spójrzcie sami - tu nie ma miejsca na smutek :hejhej: :hejhej: :hejhej:

Obrazek

I jak w takiej sytuacji się rozjechać?? - zdaje się zastanawiać Maciek..

Obrazek

Niestety trzeba. Jeśli chcemy, by nasza miła koleżanka wróciła do zdrowia, NAWET PILNIE TRZEBA! :hej: Poganiamy ją zatem, żegnając się, do domu, a sami wskakujemy do auta...Nim skupiam się na tym, by nie utracić przyczepności, o co dziś nie trzeba się specjalnie starać, Anita kiwa nam z okna a ja "odmryguję" awaryjnymi :)..Gdy wytaczam się na główniejszą ulicę, jest już mniej ślisko - można spokojnie (?) podsumować ten wieczór. Maciek emanuje endorfinową aurą - mam wrażenie, że byłby w stanie przebiec teraz nawet nocny maraton :). Obaj strasznie się cieszymy, że mogliśmy razem pobiegać, spędzić przemiło czas i spotkać się z naszą Pełną Energii I Szczęścia Dobrą Duszą - szaloną Panią Czesiową :uuusmiech:

Gdy odstawiam Maćka, mam jeszcze małą pracę przed sobą "z zaskoczenia" - muszę pomocować się najpierw z garażową kłódką, a potem bramą, które wilgoć i mróz skutecznie unieruchomiły. Źle jednak trafiły - tak pozytywnie naładowany radzę sobie migusiem :hej:

Podsumowanie.. - z Garmina:
Trasa: duże kółko rusałkowe "pod prąd"
Temperatura: ok. -3stp
Start: 20:37
Czas: 37:09
Dystans: 6,10km
Tempo śr.: 6:05
Max tempo: 5:19
Śr. HR: 160bpm
Max HR: 175bpm..pomału spada, znak to, że wracam do wcześniejszej wydolności
Śr. kad.: 85spm
Max kad.: 87spm

Wrażenia..
Cudowne...Bo cudowna aura, cudowne miejsce i cudowne towarzystwo..Na nic tak nie czekam, jak na spotkanie z nimi - radość, którą czerpię wtedy garściami starcza mi na wiele dni :)...Łatwiej jest mocować się z życiem, brnąc przez jego różne nastroje, niespodzianki, gdy w duchu jest do czego uciec, jest miejsce, gdzie można się schować - intymna Kraina Szczęśliwości :)

Wszystkim Wam życzę, by dane Wam było realizować swoje pasje pośród tak niezwykłych osób, którym będziecie mogli coś dobrego ofiarować, a tyle wspaniałości dostać w zamian :)
P@weł...

Relacje na moim foto-blogu Życie w biegu :)

Forumowy blog
Blogowe komentarze
Endo czyli moja aktywność
Fotki z życia wzięte

Cele 2016: 88kg i dobrze się bieganiem bawić...
Awatar użytkownika
P@weł
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1587
Rejestracja: 27 gru 2011, 18:28
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Poznań

Nieprzeczytany post

Sobota 23.02.2013r.

"Bieganie jest czynnością samotniczą. Ale dzięki niemu możesz też poznać ludzi, o jakich nie śniłeś" Scott Jurek


Dwa dni odpoczywałem. Piątek planowo, a w czwartek odpuściłem siłownię - postanowiłem odpocząć przed weekendem, który będzie biegowy...Ostatni trucht z Maćkiem, jakkolwiek budujący, dał mi jednak troszkę do myślenia - wracam, ale nie w tempie Usaina Bolta, lecz spokojnie..Chciałbym zwiększać sobie stopniowo dystans biegowy, niemniej wiem już na przykład, że truchtając 6:00, czyli swoje zwyczajowe tempo, gdzieś za 5tym kilometrem zaczynam czuć w nogach to, co za mną...Wcześniej też tak bywało, ale kilometr, dwa dalej...Może jest to wynik większego nakładu sił w śniegu, może niestabilna nawierzchnia, powodująca mimowolne "spinanie się", a może słabość po okresie "nicnierobienia"..trudno powiedzieć...Mam też wciąż niewielki problem z oddechem - pomijam zatoki, które nie złożyły broni i wciąż nadprodukują, ale w oskrzelach nadal są jakieś pozostałości po ostatnich perypetiach zdrowotnych, które przy silniejszej wentylacji chłodnym powietrzem, prowokują do kaszlu....Mam to, rzecz jasna, w szerokim poważaniu :hej: , traktując jako uroki dochodzenia do siebie po chorobie, ale mimo wszystko jest to lekko dyskomfortowe... :hejhej:

O tym, co będę dziś robił, myślałem i pisałem z kolegami od czwartku, a z Maćkiem rozmawiałem już bezpośrednio podczas ostatniego środowego powrotu do domu. Pewnym jest, że biegać będziemy :hej: :hej: , niepewnym - gdzie i o której?...Wstępnie jestem po słowie z Pędziwiatrem, który dla odmiany chce zlustrować Marcelin, tylko - z racji wizyty u lekarza - nie zna jeszcze "rozkładu jazdy" na sobotę...W międzyczasie Piechu publikuje na endomondo, swoją czwartkową trasę - "killera", jak się okazało - prawie 17km z pętlami wokół dwóch jezior. Miał to być wg planu szybki bieg, a przerodził się odcinkami w walkę "o życie" w śniegu po łydki...W ten bolesny sposób jednak spenetrował przy okazji tereny wokół Strzeszynka - te okazały się przyjazne i teraz z kolei pchnęły mnie do myślenia o bieganiu tam właśnie dziś...Podzieliłem się tym z Piechem, a on podchwycił temat i zrodził się projekt przedpołudniowego spotkania na zaśnieżonej plaży, by wspólnie pokręcić się po tych niezwykle ciekawych rewirach...Maciek do nas nie dołączy tym razem, spotkamy się na niedzielnym bieganiu w ramach zBN.

Plany na dziś..
Pętla okołojeziorna, jak nad Rusałką, ale tym razem celem jest Jezioro Strzeszyńskie. Wstępny cel: 10km w tempie 6:15-6:30, czyli spokojne, towarzyskie wybieganie :hej: . Mam nadzieję...:)

Od dawna miałem w planach pobiec w duecie z Patrykiem, ale gdy stało się to możliwe, gdy już dołączył do naszego biegowego zespołu, moja absencja to uniemożliwiła. Znamy się dłużej on-line'owo, niż "na żywo", razem motywowaliśmy się na endo, wzajemnie prześcigaliśmy w polowaniach na ciuchy w Dec'u :hej: . Zawsze wiedziałem, że Piechu ze swoim wyjątkowym poczuciem humoru i dystansem do otaczającej rzeczywistości, w tym swojej osoby, ciętym językiem, bezpośrednim i okraszonym uśmiechem sposobem bycia, doskonale wkomponuje się w nasz "Team Spirit" i będziemy wszyscy razem świetnie się bawić, biegając. Bardzo cieszę się, że jest z nami :hej: .

Co prawda, Piechu jest aktualnie w reżimie planu, przygotowującego do półmaratonu poznańskiego, ale zrobi dziś małe odstępstwo i wystąpi "rekreacyjnie" - zaczynam się przyzwyczajać, że to, co dla mnie jest biegową pracą, dla innych stanowi tempo spokojnego wybiegania :hejhej: :hejhej: . Najważniejsze jednak, że będzie okazja by pogadać, a dla mnie - by wreszcie zaliczyć "dychę" :uuusmiech: .

Przed wyjazdem przeliczam na endo trasę...Pętla wokół jeziora dystansem przypomina tą "rusałecką" (~4.5km), więc aby zrobić mój plan, musielibyśmy albo pobiec nią dwukrotnie, albo pokombinować z wykorzystaniem lasku po drugiej stronie torów...To Piechu, latem ubiegłego roku, skutecznie zachęcił mnie do penetracji tamtych terenów, liczę więc, że zna je lepiej i coś sobie na miejscu uzgodnimy.

Wyruszam ok. 10:30, żeby mieć zapas czasu...Taaaak, już na wstępie auto oznajmia mi, że mam do wymiany żarówkę świateł mijania - ciśnienie delikatnie idzie w górę :wrr: ..Wymiana wiąże się z demontażem całego reflektora, a na to nie mam czasu - jadę więc w nadziei, że nie spotkam nadgorliwych panów w niebieskich mundurach...Droga do Strzeszynka wiedzie wokół północnego brzegu Rusałki, dalej mija po prawej atrakcyjnie położone bloki Strzeszyna Greckiego (ehhh, jak oni mają tam fajnie, tylko buty na nogi i w drogę..), by dotrzeć do położonych w lasku po obu stronach drogi parkingów. Latem, zwłaszcza w weekendy, jest tu tłoczno - to jedno z kilku najpopularniejszy miejsc wokół Poznania, gdzie w lipcowo-sierpniowe popołudnia mieszkańcy naszej "metropolii" spotykają się i gremialnie chłodzą sobie to i owo :hej: ...Zawsze jest tu również dużo miłośników wszelakiej rekreacji, w tym biegaczy...

Mam 10 minut "na górkę"...Odpisuję na fejsie, a potem zostawiam auto, przechodzę przez drogę i, założywszy kolce, truchtam w stronę plaży...Pięknie tu i niezwykle spokojnie...Biel pod stopami, biel na jeziorze i bielą przystrojony las wokół...Krajobraz "syberyjski"...Spokojnie nie znaczy bezludnie - już na parkingu spotkałem miłośników narciarstwa biegowego, a rozgrzewając się przy plaży, przepuszczam kilka biegowych ekip i solowych "przecinaków"....Czekam na Piecha...Gdy dzwonię, żeby się zameldować, okazuje się, że już do mnie schodzi...Rozglądam się - jego jaskrawą kurtkę ciężko przegapić na tym monochromatycznym tle :taktak:

Obrazek

Widząc go nadchodzącego z tradycyjnym uśmiechem na twarzy, wiem już, że dziś będzie fajny biegowy dzień.. :hej:

Obrazek

Witamy się i ustalamy szybko, co robimy. Aby zamknąć dla mnie dystans "dychą", obiegniemy jezioro od wschodu, potem w górę do torów, a za nimi w prawo, wzdłuż nasypu kolejowego i leśnym duktem do ul. Słupskiej. Tam czeka nas kawałek asfaltu (mam nadzieję, z poboczem), a zaraz za przejazdem kolejowym odbijemy w prawo, uciekając od cywilizacji znów w las w kierunku Strzeszynka. Da nam to ok. 5,5km, więc na dokładkę zrobimy małą pętlę wokół jeziora, która powinna umożliwić wypełnienie mojego celu dnia. Wtedy się rozstaniemy, a Piechu dołoży jeszcze solowy kilometraż, by zrealizować swoje założenia.

Startujemy...Od początku staramy się trzymać ustalonego tempa, czyli nie szybciej niż 6:00, nie wolniej niż 6:30...Rozmawiamy...Coś mi dzisiaj gęba się nie zamyka (pewnie po wczorajszym wieczorze :hej: )...Tego doświadczył ostatnio Maciek :hej: , ale tym razem jest jeszcze gorzej ;)...Mimo to gada nam się świetnie..Choć to spokojny trucht, połykamy odległość, mijając spacerowiczów i biegaczy na nartach...Pogoda jest wyśmienita - niebo w chmurach, jednak zerowa temperatura daje komfort biegu. Mimo wcześniejszych zapowiedzi, nie pada też śnieg...

Trasa faluje, na odcinku do torów daje się to nawet odczuć...Za przejazdem wbiegamy w teren, którym nigdy nie biegłem - zawsze jest to ekscytujące uczucie :)...Moje gadulstwo przerywa dźwięk telefonu, który odbiera Piechu - biegnę obok, starając się utrzymać kurs w wypełnionych śniegiem koleinach, a nie jest to łatwe, śmiejąc się z tego, w jaki sposób Piechu udziela wskazówek przez telefon :)..

Obrazek

Na końcu duktu zmuszeni jesteśmy przez kilkaset metrów znosić towarzystwo aut, próbując trzymać się zaśnieżonego pobocza. Nie jest to łatwe, pod nim czyhają różne niespodzianki, po jednej z nich Piechu mało nie wbiegłby na drogę :orany: ..Z ulgą za przejazdem skręcamy w prawo. Trasa dalej biegnie wzdłuż torów..Tu czuję odmianę - powietrze drgnęło, biegniemy kawałek, na otwartej przestrzeni pod lekki wiatr, który cichnie w lesie...Czas mija Piechowi w większości na słuchaniu moich, dziś nieco przydługawych, odpowiedzi na jego pytania...(a nic przed biegiem nie brałem :hejhej: )..Oczywiście wymieniamy się informacjami biegowymi, rozmawiamy o nas, o grupie, o przyjaciołach...Dobiegamy do plaży, tu robimy króciutką pauzę, wyrównując oddech..Szybka decyzja - realizujemy plan, obiegamy jezioro, ale tym razem po małym obwodzie...Nie przeszkadza nam, że dublujemy kawałek ścieżki, bo ona szybko odbija w prawo...Rozmowy z biegania schodzą na życie, tego nie da się uniknąć, bo jedno z drugim wzajemnie się przenika...Tak zresztą człowiek lepiej poznaje drugiego człowieka..:)...Wreszcie, z przyjemnością, oddaję głos Piechowi, co pozwala mi też spokojniej pobiec ostatnie kilometry...(jak tu uwierzyć, że ja jednak wolę słuchać?.. :hej: )...Ktoś nas zaczepia, pytając o drogę, a za chwilę mijamy silną grupę z psami - spotkaliśmy je wcześniej, prawdopodobnie ich właściciele też tu spędzają gromadnie czas...W świetnych nastrojach docieramy do znajomego pomostu :usmiech: ...Tu stopujemy gadżety - Garmin pokazuje 10,41km. Super! Mój cel na dziś osiągnięty :)...Jest czas na ochłonięcie i na fotki...Wokół coraz więcej psów - to chyba raczej zlot niż spotkanie :hej: :lalala:

Obrazek

Psy są mniejsze..większe...Piechu woli być czujny :)..Nie od wczoraj wiadomo, że "pies nie zawsze przyjacielem biegacza jest" :hejhej: :hejhej:

Obrazek

Teraz i ja się uwieczniam z "psią wiarą" w tle ;)

Obrazek

a potem zalegam dla relaksu na śniegu...:) A co? - po pracy już :hej: ..hmm, trochę jak biegowy żul (?) :hej:

Obrazek

Piechu nie pozwala mi się odmrozić :)...ani też dać zajęcia municypalnym :hej:

Obrazek

Chwytam więc jeszcze "zimowy landszaft" w tonacji "black&white"..

Obrazek

Obrazek

a na koniec - barwnych ludzi sukcesu :hahaha:

Obrazek

Piechu już na dobiegu do plaży zrezygnował z planowanych dodatków do kilometrażu. Teraz razem wracamy do aut. Tam rozciągamy się i pogadujemy, aż do momentu, gdy uczucia chłodu nie da się dalej ignorować :hej: :hej: . W międzyczasie udaje mi się go namówić na obecność w przyszłą sobotę po Grand Prix na podsumowującym spotkaniu starówkowym - i świetnie, bo jego poczucie humoru i dobry nastrój mogą być nieocenione :).

Wracam z nadzieją, że nasi dzielni stróże drogowego prawa są właśnie stadnie na lunchu :lalala: , a jednocześnie ze smutną perspektywą demontażu prawego reflektora - przypomina mi się, co powiedzieli mi mechanicy onegdaj, gdy w desperacji po mało zgrabnej, bo pośpiesznej, próbie wymiany żarówki bez rozbiórkowych ceregieli, uszkodziłem to cudo trwale: "Panieee, w czterech się umordowaliśmy...udało się naprawić na słowo honoru, ale następnym razem czeka Pana wymiana całego klosza"...Zapowiada się szałowo, do tego zaczął padać gęsty śnieg....wprost wymarzony do prac na zewnątrz...

Podsumowanie:
Trasa - nowość: małe i duże kółko wokół Jez. Strzeszyńskiego
Temperatura: ok. 0stp,
Start: 11:09
Czas: 1:06:19
Dystans: 10,41km/10,32 (Garmin/endo)
Tempo śr.: 6:22/6:28 (G/e)
Max tempo: 5:36/4:59 (G/e)
Śr. HR: 172bpm...to chyba przez to moje gadanie - serce napracowało się, żeby obsłużyć wszystkie mięśnie mimiczne.. :hej:
Max HR: 183bpm..
Śr. kad.: 85spm - ostatnio ta średnia dominuje
Max kad.: 88spm

Wrażenia..

Na wstępie relacji przytoczyłem słowa guru ultramaratonów, Scotta Jurka, bo dziś się po raz kolejny potwierdziły. Bieganie jest jak życie - choć otoczone ludźmi, ma jednak charakter osobistych, solowych zmagań. Jednak, jak w życiu - łatwiej jest, gdy wokół są ludzie, a najlepiej, gdy są oni wyjątkowi :usmiech: .

Choć biegłem już z Piechem "w stadzie", jednak taki trucht, tylko w duecie, jak wcześniej z Maćkiem, ma swój niezaprzeczalny walor - można swoją uwagę bardziej skoncentrować na drugiej osobie, więcej się o niej dowiedzieć, lepiej dać poznać siebie (no tak, wyjdzie że gaduła ze mnie..). Piechu, podobnie jak Maciek, okazuje się świetnym partnerem w wybieganiu i potwierdza, że nasz Team i świetna atmosfera w nim panująca to nie przypadek, a zasługa nietuzinkowych osobowości go tworzących... :usmiech:

Jutro wszyscy znów się spotkamy :)

Uwielbiam niedziele :hej: :taktak: ....
P@weł...

Relacje na moim foto-blogu Życie w biegu :)

Forumowy blog
Blogowe komentarze
Endo czyli moja aktywność
Fotki z życia wzięte

Cele 2016: 88kg i dobrze się bieganiem bawić...
Awatar użytkownika
P@weł
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1587
Rejestracja: 27 gru 2011, 18:28
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Poznań

Nieprzeczytany post

Niedziela 24.02.2013r.

Macie czasem takie uczucie, budząc się i patrząc na pogodę za oknem, że ktoś tam, "na górze", załapał wirusa? Gdy dziś ujrzałem padający rzęsiście deszcz, który zapewne zamienił już śnieżną pokrywę w białą brejkę, pomyślałem sobie, że to nie może się dziać naprawdę, że to pewnie jeszcze sen :uuusmiech: , a ja wciąż lewituję, tym bardziej że znów kładłem się dość późno :hej: ...Ale nie, powieki miałem otwarte, skóra reagowała na uszczypnięcie...Tak, czy owak: "fatal error" tam, w "centrum zarządzania"..blue screen", "zawiecha" - wszystko razem wzięte, tylko niestety nie ma przycisku "reset".... :echech:

Mogę współczuć wszystkim tym, którzy nie mają na dziś tak atrakcyjnych planów, jak my - oni właściwie mogą zaciągnąć rolety, opościć zasłony szczelnie, by żadne bodźce z zewnątrz nie docierały i odpalić "Sen. Część 2". Ja jednak jestem podekscytowany :)..Dziś biegowa niedziela, kolejne...

spotkanie zBiegiemNatury nad ulubioną Rusałką

Wczoraj powalczyłem z wymianą żarówki w aucie - dobrze, że nie trzeba było rozbierać połowy samochodu :hej: , choć i tak musiałem przy okazji "naprawić" prowizorkę, którą ratowali mnie mechanicy serwisowi. Praca manualna, zamiast której..wolałbym już chyba dziargać sweter na drutach ;). Ale dałem radę. Teraz mogę spokojnie wskoczyć do samochodu o wpół do jedenastej i ruszyć na zajęcia.

Ulice świecą pustkami - no tak, kto poważny w taką aurę szuka przyjemności w rozgarnianiu kołami chlapy na jezdni :hej: ..Mam sporo czasu..Deszcz nie odpuszcza, a ja im bliżej parkingu przed stadionem, tym bardziej szczerzę swoje braki w uzębieniu :)..Ciekawi mnie, ile z groźnych zapowiedzi sprzed tygodnia o mocniejszym dzisiejszym treningu, o niespodziance, ziści się dziś w tych warunkach.. :spoko: ...

Na parkingu...brak miejsc :szok: .."No tak" - myślę - "idealna pogoda dla wyczynowców, tych, którzy chcą sponiewierać, albo też nie do końca zdrowych na umyśle, a takich w "rodzinie biegowej" nie brakuje"..Pewnie, gdy będzie sucho, ciepło i słonecznie, będą tu luzy :hej: .

Zanim zdążyłem szerzej uchylić drzwi, słyszę znajomy, sympatyczny głos Kony'ego: "wyłazisz, wreszcie, czy nie?: :)...Od razu lżej jest na duchu :). Zabieram nielubianą przeze mnie "małpkę", bo moja lustrzanka nie ma hermetycznego body i dziś mogłaby nabrać wody :hej: . Unikalna, dzisiejsza pogoda sprawiła, że oto nadjeżdża "Ferrari" - tak pieszczotliwie nazywa swoje cztery kółka Anita - nie zdecydowała się na spacer z Czesiem z domu (no tak, udar słoneczny zawsze groźny.. :hej: )...Vis a vis wejścia na stadion dołącza Monika ze Zbyszkiem i razem maszerujemy pod wiadukt...

"Pięknie. Spotykamy się pod mostem" :hejhej: :hejhej: - kwituje ten widok Czesiowa Mama :)..

Obrazek

Jest to jedyny fragment dachu nad głową, który pozwoli nam przedłużyć miłe chwile "względnej suchości" ;). No i jest..dobra akustyka :hej: , by przeprowadzić "teoretyczne wprowadzenie do zajęć"..Monika z Piotrem nie tracą czasu..

Obrazek

Nie, nie to nie odruch wymiotny w związku z pogodą - staram się korzystać z przytulności tej miejscówki i posprawdzać, czy przyczepy mięśni dobrze trzymają :hej: ..

Obrazek

Czas wreszcie z podniesionym czołem "wypełznąć" z ukrycia i poddać się deszczowej kąpieli - na szczęście z nieba pada teraz lekka mżawka..(zajefajnie!!!)...Maciek upewnia się, że obiektyw aparatu go widzi :hej: ...

Obrazek

bo grupa zasadnicza już startuje..

Obrazek

Trzeba mu tylko jeszcze mnie popędzić...

Obrazek

..a ja popędzam moje gadżety :hej: ..

Obrazek

"Panowie - dajemy, dajemy!! No co jest? :)"...niecierpliwi się ten, który narzekał dziś na brak MOCy :hejhej: ...

Obrazek

Zanurzamy się w las. Od razu łapię się na tym, że coś wyjątkowo często muszę przebierać nogami.. :lalala:.. rzucam więc okiem na zegarek - :orany: - 5:00 ..."Czyżby na odprawie, gdy się rozciągałem, były rozdawane dopalacze?" :hej: ..Po wczorajszej "dyszce" z Piechem, jakoś dziś nie pali mi się do bicia rekordu na "piątkę" :spoko: (zostawiam to sobie na GP w przyszłą sobotę :uuusmiech: )...Głos w głowie wszczyna awanturę, więc zrównuję się z Moniką, by zagłuszyć go rozmową :)...Po kilometrze tempo staje się bardziej (po mojemu) ludzkie ;)..choć i tak oscyluje wokół 5:30...W perspektywie tego, co ma się odbyć za chwilę, utrata zapasu energii może być bolesna...Tym razem zostawiamy z prawej "cypel" i biegniemy na wprost, by "małym kółkiem" do biec w okolice podbiegu....No i tu zaczyna się zapowiadana "część artystyczna" :hej:

Najpierw krótkie rozciąganie, by się uelastycznić...Potem wszyscy grupują się na początku drogi, wprowadzającej na południowy brzeg jeziora..Ścieżka jest niezwykle zachęcająca :hejhej: - pokrywa ją lód, na którym zalega luźny śnieżna papka z wodą..Bajecznie :)..Będzie taniec latino :hej: ...Monika z Piotrem wcześniej uprzedzają, by nie szarżować, bo podłoże - delikatnie mówiąc - nie będzie nam sprzyjać...Maciek coś mruczy pod nosem o braku MOCy, ja się zastanawiam, czy czując wczorajsze "strzeszynkowanie" w nogach nie dać sobie odpustu...Głos w głowie już niemal się rozsiadł w fotelu wygodnie, gdy ja decyduję: a co mi tam! jak "trza to trza"..tym bardziej, że "ekipa telewizyjna" (Anita i Monika z aparatami) już ustawiła się przy ścieżce, by fotografować te zabawne chwile ;)...Założenie jest takie: minuta biegu w szybkim tempie, technicznie, potem powrót tzw. "świńskim truchtem" (oryginalne nazewnictwio :) )..i tak sześć razy :hej: ...Minuta odpowiada odcinkowi długiej prostej do najbliższych drzewo-krzaków i jeszcze kilkadziesiąt metrów wgłąb tą samą ścieżką...Mobilizacja w zespole - koncentracji towarzyszy wzrost poczucia humoru, który - tak myślę - będzie malał wprostproporcjonalnie do ilości pokonanych odcinków :hejhej: . Zaczyna się.."taniec pingwina na szkle", a dokładnie...GALOP :)..

Obrazek

..grupowych "bolidów F1"..

Obrazek

..i "spokojniejszy ruch uliczny"

Obrazek

Ja się migam..I tak nie mam co liczyć, że przy swej masie i parametrach ciągu uda mi się wytworzyć wystarczającą ilość siły nośnej, by się oderwać od tego śnieżnego grzązawiska :hej: Ale żeby nie było, w "strefie prasy" jeszcze się prężę i odbijam od brejki jak Pistorius na swoich "sprężynkach"...Na granicy, miłego dla oka i starganej duszy, drzewostanu :hej: Głos jednak zaciąga mi hamulec ręczny :) -wykonuję tam wdzięcznego tzw. rogala i oddalam się od ambitniejszej grupy, inicjując powrót...

Obrazek

Co za przyjemność dla szalejącego serca... :hej: Wreszcie mogę być nawet w czołówce :hej: :hej:

Obrazek

Grupa truchta dziarsko na drugą turę...

Obrazek

Obrazek

I POWTÓRECZKA :hej: ...

Obrazek

...niby trening, ale duch rywalizacji silniejszy :)..

Obrazek

Pędziwiatr wyraźnie...odnalazł..utraconą MOC :hej: :hej: ...

Obrazek

...pozostali dozują siły..

Obrazek

...a ja nienerwowo :)..na tyłach..gotowy, jakby co udzielić komuś pomocy, patrzeć, czy nikt się nie zgubił, albo...schować się za drzewem :hej: ...

Obrazek

Kolejny powrót..i kolejny start...Czyżby..zrobiło się...SZYBCIEJ??? :szok: :szok:

Obrazek

..a w moim wydaniu - ambitniej? :hej: ...

Obrazek

Tylko pozornie..."rogalik" jest niezmiennie w tym samym miejscu i ani mi się śni zapuszczać się dalej :hej: ....Po pięciu próbach przekroczenia bariery dźwięku, Monika z Piotrem uznają, że wystarczy i że czas spróbować dotrzeć na resztkach paliwa do mostku :)...Niektórzy, którym mocniej błyszczą oczy (Maciek), dostają w nagrodę...dodatkowy interwał :hej: ...Szczęśliwcy :)...

Co do mnie, nasza Pani Trener uznaje, że po niedawnej chorobie należy mi się błogi odpoczynek (nie wiem, co było w tych moich oczach :hej: ), więc razem ruszamy "prosiaczkowym tempem" w drogę powrotną. Czas umilamy sobie rozmową o planach treningowych, ja tymczasem z zaskoczeniem stwierdzam, że intensywniejszy wysiłek sprzed chwili spowodował, że teraz, nie odczuwam żadnego obciążenia biegiem...(a miało być "na resztkach" ;) )...W świetnej formie osiągamy nasz punkt zborny. Tu rytualnie zarzucamy kończyny dolne na murek, niczym w szkole baletowej, a potem oddajemy sobie wzajemnie liczne dziękczynne ukłony..Wreszcie jest chwila relaksu i 5 minut na spokojnie dla prasy :hej: (Boże, Anita znów dziś nachodziła się za nami...).

Najpierw bez szaleństw, na poważnie..choć Kony robi focha :)...(Panie Konradzie, ale prosimy..Pani z aparatem tak ładnie się uśmiecha!..)

Obrazek

..potem z pewną "rozwiązłością", czy szczyptą męskiej perwersji ;) - Kony nastawia się i dostaje klapsa..uppps..

Obrazek

Sytuacja opanowana..Ja mam wyraźny "zaciech", a Maciek myśli intensywnie..."Może jeszcze jedno kółko...by tak....w tamtą stronę..."

Obrazek

Myśli stają się propozycją...Rozglądam się po zebranych..."Prasa" wraca do domu, Kony pewnie też.."Do auta! - to ja, Twój Głos"..Dobra, odpuszczę sobie...Jednak Anita ma wyjątkowy dar przekonywania, wystarczą trzy słowa: "Dalej, ruszcie ***". Tego mi trzeba było - kobiecej zachęty!!" :hej: Faceci tak mają, dlatego tak wielu traci dla nich głowę ;).....Umawiam się, że cokolwiek się zaraz wydarzy (bo "kółko" to pojęcie względne, a u nas wieloznaczne), podjedziemy po "tym" do Anity po aparat :uuusmiech: . Jest zatem motywacja, by przeżyć to, co szykuje Maciek :hahaha: :hahaha:

Zaczyna się znajomo, ścieżką na wprost, ale za chwilę pada gwałtowna komenda "Tędy!!", Driftujemy w ciasnym zakręcie i odbijamy w prawo...Wygląda to, jakbyśmy przed czymś/kimś uciekali :hejhej:

Obrazek

Na szczęście nie jest źle..tempo jest akuratne, tylko nadal nie wiem, dokąd nas zaprowadzi..Maciek raz po raz wydaje z siebie oszczędne dźwięki podobne do mojej nawigacji:..prawo..lewo... :hej: W okolicy gastronomii robimy znów mocny zwrot i pod górkę..Teraz wiem, że biegniemy zaśnieżonym asfaltowym kółkiem na parking...Uff! :) Trzymamy 6:00, a ja mam niezwykłe uczucie, jakby biegowego transu...Może jestem już mocno przedawkowany endorfinami :hej: :niewiem: , bo odnoszę wrażenie, jakbym biegł zupełnie bez wysiłku... :spoczko: (a może straciłem czucie w nogach?? hmm...a może trzeba by mi mocniej przyłożyć? :hej: )..

U celu stopujemy zegarki. Udało mi się dziś dorzucić kolejne prawie 9km :hejhej: . Choć przy "szałowych" przebiegach większości mojej biegowej braci, byłby to dopiero około półmetek :), ja jednak cieszę się, że i dziś, i wczoraj udało mi się wydłużyć dystans. I to znów w ulubionym towarzystwie :hej: . Maciek tryska pozytywnym nastawieniem, Kony ma świetny dowcip - biega się z nimi świetnie, mam wrażenie, że gdybym się nawet potknął, wyrżnął i wytłukł sobie wszystkie "jedynki" ocalałe przed próchnicą, śmiał bym się przy nich z tego do rozpuku :)...Brakuje Piecha - po wczorajszym naszym "strzeszynkowaniu", dziś dał wolne swoim łydkom - on dopełnia męską część tego szalonego biegowego Team'u (mojego ulubionego!!). Żeńska część - no właśnie! - żeńska część, pewnie niecierpliwie czeka na nas, aż odbierzemy aparat ze zdjęciami, bo zbliża się pora wyjściowego obiadu.......Wskakujemy do samochodu i pędzimy do niej!

Pod blokiem najpierw okupujemy wnętrze auta - troszkę chłodno teraz, gdy ochłonęliśmy po biegu, ale szybko jednak wynurzamy się na zewnątrz, wypatrując Anity..

Obrazek

Zbiega do nas na chwilę..Role się odwróciły, teraz ja próbuję ją uwiecznić..ale udaje mi się to, powiedzmy, połowicznie :hej: (bezwładność softu mojej komórki jest czasem wielce irytująca)...

Obrazek

Chwilkę rozmawiamy, śmiejemy się, uśmiechamy, wspominamy...ale tym razem faktycznie chwilkę...Żegnamy się dosłownie w biegu :) - jak na biegaczy przystało...Wracam z Maćkiem snując m.in plany na najbliższą środę....

Podsumowanie..

Trasa - "małe kółko rusałkowe", przedzielone interwałami + "kółeczko" wokół Olimpii na parking
Temperatura: ok. 3-4stp (plucha, odwilż, do tego na początku deszcz)
Start: 11:09
Czas: 53:42
Dystans: 8,49km/8:42 (Garmin/endo)
Tempo śr.: 6:15/6:45 (G/e)
Max tempo: 3:13/3:38 (G/e)
Śr. HR: 157bpm...to chyba przez to moje gadanie - serce napracowało się, żeby obsłużyć wszystkie mięśnie mimiczne.. :hej:
Max HR: 176bpm..(jak na interwały w tym całkiem nieźle)
Śr. kad.: 83spm
Max kad.: 109spm (to chyba w tym "zwierzęcym truchcie" :) )

Wrażenia..
Jak na dzień, w którym pogoda wybitnie zapraszała jedynie do najbliższego baru :hejhej: , było dziś rewelacyjnie!!!...Jeśli dodać do tego, że pohasaliśmy rześko minutowe (no nie bądźmy tacy aptekarscy ;) ) interwały i nie było gwałtownego zgonu w grupie - można odtrąbić sukces!

Szkoda, że następne zajęcia...dopiero za tydzień....

***********
Dzisiejsza fotorelacja nie powstałaby, gdyby nie praca i wydreptane przez Anitę po raz kolejny kilometry :taktak: Za to, że miałem co ubrać w słowa, ze swej strony i - myślę - wszystkich "zatrzymanych w kadrze" SERDECZNIE DZIĘKUJĘ! :usmiech:
P@weł...

Relacje na moim foto-blogu Życie w biegu :)

Forumowy blog
Blogowe komentarze
Endo czyli moja aktywność
Fotki z życia wzięte

Cele 2016: 88kg i dobrze się bieganiem bawić...
Awatar użytkownika
P@weł
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1587
Rejestracja: 27 gru 2011, 18:28
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Poznań

Nieprzeczytany post

Poniedziałek 26.02.2013r.

Zdaję sobie sprawę, że po dwóch dniach biegania, kolejny trzeci raczej powinien być wypoczynkowy, a ja mam w rozkładzie jazdy koszykówkę..Mało szczęśliwie się w tym roku złożyło, ale i tak się cieszę, że niemal 30 lat biegania parkietowego nadal ma kontynuację :hej: .... Gdybym spisywał wszystkie amatorskie przygody pod koszami, pewnie uzbierałbym materiał na niezłą książkę ;) ;) ....

Mój tydzień zajęć to również wtorkowa siłownia z ergometrem, środowe bieganie wieczorne, czwartkowy powrót na siłownię z basenem i przed kolejnym weekendem tylko piątek pozostaje wolny..Jest tego troszkę, a najgorsze, że wszystko dla mnie jest wartościowe i z niczego nie chcę rezygnować....Naprawdę...

W najbliższym tygodniu jednak będę musiał...Już podczas zajęć niedzielnych, tych interwałowych, miałem nie tyle niespodziewaną dolegliwość, co jej występowanie w określonych okolicznościach i intensywność mnie zaskoczyły...Podczas żwawszego biegu czułem, jakby ścięgno w lewej pachwinie haczyło o coś niczym napinająca się struna a potem - pod wpływem napięcia - przeskakiwało, co objawiało się mocnym ukłuciem w tej okolicy...Rozmawiałem o tym, truchtając, z naszą trenerką, Moniką. Dostałem przykazanie, by się dokładniej rozgrzewać...Kłucie nie przeszkadzało w wolnym truchcie, objawiało się chyba przy wydłużaniu nieco kroku i szybszym przemieszczaniu...Znałem je już z parkietu do koszykówki - jakiś czas temu zacząłem odczuwać dyskomfort podczas gry, ale z większymi problemami grywałem, więc go zignorowałem...Do dziś.

Chyba nikt i nic nie lubi, gdy się ma go zbyt długo w nosie :hej: . Pomimo solidnej rozgrzewki, rozciągania, po pół godziny gry, podczas mocnego przyspieszenia, poczułem silne ukłucie głęboko w pachwinie, tym razem było naprawdę solidne...Pomyślałem, że znów "coś tam przeskoczyło", ale kilka dalszych ruchów i powtórka..Uuups..Ból lokalizował się głęboko w okolicy kości łonowej, ale źródło było chyba po lewej stronie....Mogłem wolno truchtać, ale każda próba dłuższego, szybszego kroku, kończyła się sensacją...

Scott Jurek pisał, że "nie każdy ból jest tak samo ważny" ;)...Niestety tym razem nie mogłem go pominąć...Nie mam pojęcia, czy jest to związane z przywodzicielem, czy nie, w każdym razie muszę w tym tygodniu troszkę zwolnić... :echech: ...

Zrobiłem wpis o tym nie dlatego, by "z drobnymi urazami" wędrować od razu do TNV24, czy oznajmiać o nich światu na blogu, ale dlatego, że biegacie i może mieliście styczność z czymś podobnym..może podpowiecie, co tu może być?

W najbliższą sobotę ostatnie Grand Prix zBN nad Rusałką, chciałem w nim wziąć udział...

Wciąż chcę..... :hej:
P@weł...

Relacje na moim foto-blogu Życie w biegu :)

Forumowy blog
Blogowe komentarze
Endo czyli moja aktywność
Fotki z życia wzięte

Cele 2016: 88kg i dobrze się bieganiem bawić...
Awatar użytkownika
P@weł
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1587
Rejestracja: 27 gru 2011, 18:28
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Poznań

Nieprzeczytany post

Niedziela 02.03.2013r.

Grand Prix zBiegiemNatury - Bieg V i ostatni w edycji 2012/2013

Można powiedzieć, że po przygodzie ze ścięgnem z minionego poniedziałku wybyczyłem się za wszystkie czasy ;)..Nie wytrzymałem w czwartek co prawda i dla małego testu zawitałem na siłownię, gdzie "skubnąłem" ergometr i tradycyjnie popracowałem ze sztangą. Pojechałem też dlatego, by "ciekawostkę" skonsultować z moim "coach'em", Maciejem. Przydał mi się ten wypad, bo do dzisiejszego biegu potrzebowałem argumentów, by samego siebie bardziej przekonać...Po powrocie podjąłem decyzję, że dziś wezmę udział, bo do pozostałego bólu zdążyłem już przywyknąć (jak mawiał Scott Jurek: nie każdy ból jest tak samo ważny), będę tylko musiał dobrze się rozgrzać i rozciągnąć..

Ten weekend nadszedł jako bardzo oczekiwany i bardzo "obłożony" :). Po biegu muszę zaliczyć obowiązkowy, coroczny test wiedzy na spotkaniu Aeroklubu nad Maltą o 15tej, a wprost z niego w tempie ekspresu wrócić do domu, bo na godzinę 19tą zaplanowaliśmy huczne zakończenie cyklu GP w znanym już miejscu, Room55, na poznańskiej Starówce :hej: . O tyle ciekawie się to zapowiada, że dosłownie za ścianą swoją imprezę zaplanowali "żółci bracia", Night Runners'i - będzie okazja do integracji biegowego środowiska ;).

Budzik w komórce zawył "jak zły pies" ;) przed ósmą, co w sobotę - zwykle jedyny dzień "na luzaku" - zdarza się rzadko ;)..Plan jednak miałem taki, by być nieco wcześniej nad Rusałką, porobić zdjęcia a potem mieć czas na rozgrzewkę..Z tym "foceniem" mam największą zagwozdkę - bardzo chcę robić zdjęcia lustrzanką, ale na pewno z nią nie pobiegnę :hejhej: , muszę więc auto zostawić maksymalnie blisko mety i Biura Zawodów, by sprawnie aparat podrzucić tam nim wystartujemy ;)...Podczas porannych, szybkich czynności nad tym głowię się przede wszystkim. Wiem, że będzie też Przemo ze swoim aparatem, ale on będzie "pracował" na trasie biegu i na mecie, ja chcę dołożyć troszkę swoich sprzed Biura, zanim ruszymy na trasę, uchwycić tą niecodzienną atmosferę.

To, co powala dziś na kolana, to pogoda...Niebo jest kryształowo błękitne, a słońce rozpieszcza dosłownie oczy. Termometr zwariował...Aura jest koncertowa :)...W aucie podejmuję decyzję, że powielę wariant z parkowaniem koło szkoły - nie będę musiał się cofać do parkingu leśnego, ani też kursować z aparatem przed stadion. Wydaje mi się, że to optimum ;)...Tym razem na miejscu jest sporo aut, ale udaje mi się złapać ostatnie miejsce na bruku...Kawałek spaceru i jestem na miejscu...

Gwar, kolorowo, świątecznie...a wszystko tonie w słońcu...Postanawiam, że pobiegnę w bluzie, lekką wiatrówkę oddam w depozyt. Przeciskam się do Biura...Wewnątrz widzę już Maćka..Za chwilę dołącza Anita..

Obrazek

Przy stolikach ruch jak w ulu, choć i tak wydaje się być luźniej niż miesiąc temu..

Obrazek

W oczekiwaniu na potwierdzenie udziału i numer startowy, rozmawiamy..Anita ma trudne zadanie - nie jest jeszcze zdrowa, od ponad dwóch tygodni ma przerwę w bieganiu, ale jest dobrej myśli. Pobiegnie oczywiście z Czesiem..

Obrazek

Po dopełnieniu formalności, rozmowy przenoszą się na zewnątrz..Dołącza Kony i Przemo..

Obrazek

W okolicy mety robi się już żółto - Night Runners'i mają dziś w ramach GP swoje mistrzostwa..

Obrazek

My..

Obrazek

..musimy jeszcze ustawić się w długi ogonek po chipy..

Obrazek

To nowość i, myślę, mało przemyślana komplikacja - ostatnio "pomarańczowe rurki" wydawane były razem z numerami startowymi, wystarczyło więc stanąć raz w ogonku..Na szczęście wszystko mija sprawnie i można pomału myśleć o transferze na start.

Pierwsza urywa się tam Anita, chce zrobić porządną rozgrzewkę z Moniką. Ja muszę podbiec do auta, żeby zostawić aparat. Przy tak pięknej pogodzie będę mógł spokojnie porobić zdjęcia telefonem, nie powinny razić jakością...Trasą "po trójkącie" biegnę do samochodu, a potem wracam, na szlak prowadzący do mostku. Tu rozciąganie - ze szczególnym uwzględnieniem przywodzicieli...Zostaje jeszcze około 200 metrów do linii startu.

Na miejscu pomału już formuje się szyk...Jest Arek z Dorotą, nasi sympatyczni znajomi z niedzielnego truchtania :)..

Obrazek

Czas przecisnąć się w okolicy środka stawki i odpalić wszystkie gadżety. Dziś pobiegnę z muzyką, specjalnie zrobiłem sobie niewielką playlistę :hej: . W przeciwieństwie do wielu znajomych, ja w bieganiu otaczam się dźwiękami które niekoniecznie podają mi rytm, czy muszą bojowa nastrajać - dla mnie muzyka jest jak przyjaciel, który biegnie ze mną i prowadzi...pozwala zapomnieć o zmęczeniu, wysiłku...daje szansę uciec w marzenia i...wspomnienia, bo niemal wszystko, co gra mi w komórce, ma swoje umiejscowienie w czasie, zdarzeniach i, co najważniejsze, ludziach...Nie chcę dziś słyszeć swojego oddechu, chcę odfrunąć... :usmiech:

Startuję ustawiony skrajnie od strony jeziora...Patrzę uważnie pod nogi, bo błotniste podłoże dziś nie rozpieszcza - łatwo w tłoku od pchnięcie, czy podcinkę...Po 100 metrach rzucam okiem na zegarek, by sprawdzić tempo, ale - nie wiedzieć dlaczego - zegarek nie wystartował ze mną.. :wrr: Odpalam go i już przy mostku mam pierwszy sygnał, by zwolnić...Biegnie mi się jednak świetnie, więc trochę jeszcze folguję sobie z "4ką" z przodu na wyświetlaczu ;)...Dźwięki w słuchawkach niosą :taktak: ...Błyskawicznie mija pierwszy kilometr - przyjemnie przebiec obok kibiców, którzy nas bardzo licznie dopingują...Serce rośnie...Rośnie też tętno :hej: , (co bardziej czuję, niż sprawdzam), bo zaczyna się delikatny, ale dłuższy podbieg...Trasę znam jak własną kieszeń..Zbieg, mostek, lekko w górę, płasko i mój "ulubiony" krótki, ale konkretniejszy podbieg...On zawsze zaznacza się w nogach i odciska piętno na mojej psychice :hej: ...Bryan Ferry jednak niestrudzenie nad nią pracuje...don't stop, don't stop the dance.....

Jak zwykle około 3go kilometra czuję pierwsze mini-kłopoty "paliwowe"...Głos próbuje przekrzyczeć muzę...Nagle dzwoni telefon - "kie licho teraz??"..Nie podnoszę, nie chcąc wysyłać w eter sapania i jednoznacznych skojarzeń.. :hej: ...Około 4go kilometra bardzo niemiła niespodzianka - błoto po kostki z kałuży zmienia się w sporej wielkości, grząskie poletko - Próbuję obiec to, ale w trawie jest to samo, a w dodatku zdradliwie. Wracam do kąpieli błotnej na ścieżkę, czując, jakby ta niedogodność dodatkowo przedziurawiła bak...Tempo drastycznie spada..Kiedy próbuję zapanować nad szybszym oddechem, zegarek donosi przekroczone 6:00..Cóż, nie o czas mi dziś chodzi, ale o "zrobienie" tego biegu, choć miałem nadzieję poprawy...Staram się wrócić do 5:xx - z różnym skutkiem...Za mostkiem zaczyna się ostatni odcinek brzegiem jeziora...Myślę o chłopakach - Maćku, Konym, Piechu - został kilometr, pewnie już dawno są po finiszu :hej: ..Myślę o Anicie za mną, jak sobie radzi?...Zapala się żółta kontrolka stanu baku..Właściwie świecą się już jakiś czas inne.. :hej: olej, ładowanie..Tak naprawdę - cała "deska rozdzielcza" szaleje :hejhej: ...

Swego czasu zakochany na śmierć i życie Eric Clapton porwał niemal dosłownie Patti Boyd, pisząc i wykrzykując swoje uczucia w pełnej pasji Leyli..Dziś porywa mnie na ostatnie kilkaset metrów do walki...Na granicy lasu jeszcze jedna "katorżnicza", błotna pułapka, potem już asfalt, zakręt 90stp i do mety.. :hej: ..Nie ma spektakularnego finiszu, nie ma wybuchu radości, jest za to satysfakcja...Nie ma też, ku zdziwieniu, zegara :niewiem: :niewiem: - jak się okazuje, firma obsługująca pomiar, nie zapewniła...Szkoda, choć ja nie mam sił i czasu..przejmować się czasem..Za linią mety uspokajam, ale tylko przez krótki moment, oddech..Zawracam i ruszam z powrotem, by zobaczyć, co z Anitą, zmotywować na ostatnim kawałku...Jest już na odcinku leśnym - i wszystko ok, walczy :)...Czesiu w tej aurze zrobił się dwukolorowy, czarno biały - jego "podwozie" jest mocno ubłocone :). Puszczam ich przodem, sam obiegam linię mety, by powtórnie nie przebiegać przez matę..

Jest czas na herbatę i drożdżówkę(ki), ale mnie się nie spieszy..Powala mnie wiadomość od Maćka - złamał 20 minut!!!! Jest niesamowity!!!...Stoję jak oszołomiony...Pięknie..Spisał się chłopakl!!

Robimy sobie moim telefonem tradycyjnie zdjęcie...

Obrazek

Czas uścisnąć dłonie i się rozejść...Maciek zmyka do czekających rodziców, Kony z Piechem do swoich aut, Anita wraca z Przemkiem...Zostaję sam, słuchając muzyki...Rusałka nie chce mnie puścić, mam nawet ochotę pobiec jeszcze (!), ale wiem, że nie mam zbyt wiele czasu..Zanurzam się więc jeszcze na chwilę w znane nam leśne zakątki...

Obrazek

i odpływam...Słońce ogrzewa duszę...Nareszcie....Dotyka pojedynczych myśli...osób...zdarzeń...

Obrazek

Delikatne dźwięki w uszach jak światło rozlewają się wokół...

Bieg dopiero co się skończył....Ja mam wrażenie, jakby go w ogóle nie było...

***********

Spotkanie przyjaciół zBiegiemNatury Poznań - Room55 - godzina 19:00

Długo oczekiwane przez wiele osób...Widujemy się w niedziele, podczas zawodów, w okrojonym składzie podczas środowych, wieczornych biegów - tu jest wreszcie okazja, by szerszym gronem nieco dłużej pobyć ze sobą, pośmiać się, powygłupiać i poznać nawzajem..

Jadę na spotkanie taksówką, wiezie mnie kolega, więc przejazd mija błyskawicznie...Gdy schodzę do "roomowych" katakumb, uśmiecham się na widok wszystkich...To będzie fajny wieczór...

Było..sympatycznie.. :oczko: :spoko:
Ostatnio zmieniony 04 mar 2013, 15:18 przez P@weł, łącznie zmieniany 1 raz.
P@weł...

Relacje na moim foto-blogu Życie w biegu :)

Forumowy blog
Blogowe komentarze
Endo czyli moja aktywność
Fotki z życia wzięte

Cele 2016: 88kg i dobrze się bieganiem bawić...
Awatar użytkownika
P@weł
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1587
Rejestracja: 27 gru 2011, 18:28
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Poznań

Nieprzeczytany post

Jako, że poczułem delikatny jęk zawodu :hej: z uwagi na nieco wstrzemięźliwy opis wieczoru, a zwłaszcza brak dokumentacji zdjęciowej :hejhej: , wklejam kilka ujęć z nadzieją, że nie ustrzeli mnie jakiś płatny zabójca jeszcze dziś.... :hej:

Oni byli punktualniejsi ode mnie :hej:

Obrazek

Na pierwszym planie Dorota :), za nią nasze sympatyczne bliźniaki, Marek i Maciek :)

Obrazek

Przemo i jego przyjaciółka..

Obrazek

Nasza "panczenowa para z DDR" :hej: , czyli Piechu (po prawej) ze swoją drugą połową od serca :)

Obrazek

Na samym koniuszku Marcin...też nasz grupowy "ścigacz"

Obrazek

Sam "guru siły biegowej", postać wybitna..i wybitnie sympatyczna, czyli Piotr :)..Pol lewej - Asia..

Obrazek

Rozmowy się rozkręcają..

Obrazek

Sympatycznie, Panie Arku, no nie? ;) :hej:

Obrazek

Nadeszło poselstwo od Night Runners'ów..

Obrazek

Monia coś tłumaczy, Dorota łapie każde słowo ;)...

Obrazek

Mistrz i uczeń..:)

Obrazek

Jakiś dziwny kobiecy obrządek ;)...a nie można tak po prostu..."kocham Cię" ? ;)

Obrazek

Obrazek

Kuluary...to kiedy idziemy do NR'ów??

Obrazek

Nie dość, że podobni, to obaj na literę "M" :hej:

Obrazek

Ten Pan też na "M" - Maciek, znaczy M O C :)

Obrazek

Niektórzy już wracają...

Obrazek

inni przenoszą się do kolegów "za miedzę" ;) - gościnnie u Nocnych Biegaczy :)

Obrazek

To było do przewidzenia...cena popularności Czesia i jego Mamy - kolejka po autografy :hej:

Obrazek

"Żółta (zazwyczaj) brać" :)..ich koszulki widać na zawodach z daleka..

Obrazek

To tyle tytułem uzupełnienia...:)..
P@weł...

Relacje na moim foto-blogu Życie w biegu :)

Forumowy blog
Blogowe komentarze
Endo czyli moja aktywność
Fotki z życia wzięte

Cele 2016: 88kg i dobrze się bieganiem bawić...
Awatar użytkownika
P@weł
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1587
Rejestracja: 27 gru 2011, 18:28
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Poznań

Nieprzeczytany post

Niedziela 03.03.2013r.

Spotkanie zBN nad Rusałką


Powrót z wieczornej imprezy nastąpił w porze, o której można powiedzieć, że była "późna" :hej: , pójście spać jednak w porze, którą można śmiało uznać za "już wczesną".. :hej: ...Nie ilość spożytych procentów, które zdążyły na finiszu tego wieczoru błyskawicznie ulecieć, ale głowa pełna myśli to sprawiła...Układanie ich, jak się okazuje, jest mozolną i znacznie trudniejszą sprawą dla mnie niż pewnie byłoby przebiegnięcie 42óch kilometrów i 195ciu metrów...

Mało spałem, a godzina dzisiejszych zajęć zbliżała się błyskawicznie...Nie wiem, ile tego snu było, ale o wiele za mało..Pojawiła się całkiem poważna myśl, by odpocząć...odpuścić sobie :smutek: ...pierwszy raz od czasu grudniowego wyjazdu na pogrzeb przyjaciela opuścić zajęcia...Dwie rzeczy zdecydowały inaczej: słońce, które "bezczelnie" rozsiadło się na niebie od wczoraj oraz perspektywa ważnej w naszym mini-gronie ceremonii szykowana od dawna na dzisiejszy dzień...Ale po kolei...

Uzgodnienia były takie, że spotykamy się dziś dziesięć minut przed jedenastą...Spieszę się, mimo wewnętrznych oporów, by dopełnić umowy i być planowo...Ruszam i już na wstępie mijam naszych miłych bliźniaków, którzy - jako, że biegli w przeciwnym kierunku i spotkałem ich aż tu - utwierdzili mnie w myśli, że po wczorajszej imprezie odpuszczają sobie zajęcia ;)...Parkuję przed Olimpią..Jest ciepło, w słońcu nawet wiosennie, ale wieje chłodny wiatr, więc zrzucam bluzę, zostając w termo i zakładam membranę, która powinna ochronić przed wychłodzeniem...Zabieram aparat, który wręczę znów Anicie i idę po wiadukt...

Pierwsze dwie twarze są doskonale znane i uśmiechnięte - Maciek i Piechu, którzy tradycyjnie już pobiegali wcześniej i teraz czekali na grupę...Pod wiaduktem mocno przewiewa, co Piechu chyba najdotkliwiej odczuwa :)..

Obrazek

Obrazek

Faktycznie, wiatr hula jak na Kielecczyźnie, więc chowamy się za załomem i stamtąd obserwujemy przybywających..

Obrazek

najpierw Piotra z jedną z koleżanek..

Obrazek

potem reszty jego wcześniejszej grupy, w tym Łukasza..

Obrazek

Tomka-Kuzyna..

Obrazek

Dołącza też Asia..

Obrazek

i - ku mojemu zaskoczeniu - również nasze bliźniaki :) (jak się okazało, kiedy ich mijałem rano, wskakiwali do transportu miejskiego)..

Obrazek

Obrazek

Jest Monika i Anita z Czesiem..

Obrazek

Obrazek

Pytania o samopoczucie po wczorajszej imprezie muszą się pojawić :hej: ..

Obrazek

tak jak i szersza rozmowa o wieczorze z tymi, którzy byli i tymi nieobecnymi..

Obrazek

Obrazek

Z Anitą i Maćkiem błyskawicznie naradzamy się w sprawie naszej małej ceremonii ;)...Uznajemy, że to jest właściwy moment..Wołamy Piecha....

Piechu ma niedługo urodziny i - jako że "kupił nas" swoim specyficznym i rozbrajającym poczuciem humoru - postanowiliśmy sprawić mu małą...niespodziankę :hej: . Jego dystans do własnej osoby nieraz odbił się piętnem na rozmowach, zwłaszcza tych klikanych tu, w komentarzach...Jedna z nich zaprowadziła nas do dyskusji na temat jego wizerunku na robionych przeze mnie fotkach ;)...Piechu obstawał twardo przy tym, że kiepsko na nich wychodzi do tego stopnia, że żartem zaprosił mnie - jeśli mam ochotę nadal łapać go w kadr - na prywatną sesję na Bogdankę, gdzie wystąpi w czerwonym kombinezonie enerdowskiej panczenistki i łyżwach, a wtedy będę mógł do woli upajać się jego widokiem...To porównanie wywołało u nas lawinę śmiechu i zainspirowało..do małego prezentu ;)....A ten miała wręczyć Anita..

Wołamy go do siebie...napięcie rośnie :hejhej:

Obrazek

Piechu ma przekonanie, że chodzi o zupełnie coś innego ;)..i dobrze..:)

Obrazek

Uwaaaaagaaa...

Obrazek

Tadaaaaam!!!!!

Obrazek

Obrazek

Czy te oczy mogą kłamać?? :hej:

Obrazek

Chyba..udało nam się go zaskoczyć... :hejhej:

Obrazek

Obrazek

Ten widok jest BOSSSSSSKIIIIII, wart był czekania i dzisiejszego przyjazdu :hej: :hej: :hej:

Obrazek

Bardzo się cieszymy, że "trafiliśmy" (no może troszkę rozminęliśmy się z rozmiarówką :hej: ) i że Piechu będzie miał od nas pamiątkę ;)....

Czas w drogę..

Obrazek

Obiegam jezioro i cypel z Maćkiem i..Enerdowską Panczenistką :) - cały czas mamy ubaw we trzech :hejhej: :hejhej: ...Maciek czuwa nad tempem, jest moje "przelotowe "sześć-zero"...Nie chce mi się szybciej, tym bardziej, że warunki od wczoraj nic się tu nie zmieniły..

Anita z Przemem okrążają jezioro spacerem...Po drugiej stronie łapią w kadr tych, co na czele..

Obrazek

Obrazek

i tych co spokojnie na tyłach, czyli nasze trio...i to w jednym z miejsc, które wczoraj przyprawiało o kosmiczny puls...

Obrazek

Miejscami zdecydowałem się marszem i przeskokami pokonać błoto, więc melduję się na końcu..

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Było już kilka wymuszonych zwolnień, więc poganiam towarzystwo do nie zatrzymywania się i truchtamy dalej..

Obrazek

Za nami biegnie Arek..

Obrazek

Przy mostku gimnastyka..

Obrazek

Monika w świetnym humorze..

Obrazek

pozostali również..

Obrazek

W pobliżu widać jeszcze ślady wczorajszego Grand Prix..

Obrazek

Piechowi mało, chce jeszcze wykręcić kółko wokół jeziora, Maciek nie ma nic przeciwko. Ja...puszczam ich wolno :hej: , wiem, że chcą pobiec sobie nieco szybciej...Umawiam się z Anitą, że poczeka jeszcze około 20 minut z Przemkiem, póki chłopaki nie wrócą, sam zaś...oddalam się truchtem, bez większego planu...No może tylko z takim, by na chwilę gdzieś przepaść samotnie z muzyka na uszach, byleby tylko nie stać przy mostku...Zdecydowanie chłodno tam dziś..

Wracam do korzeni...biegnę sam...jak onegdaj, gdy pierwszy raz przyjechałem tu w butach biegowych, jak wtedy, gdy słonecznymi wieczorami..letnimi..jesiennymi goniłem tu zachody słońca, choć raczej to one mnie doganiały... :usmiech: Przypominam sobie zapach lasu i ciężki oddech, gdy wracałem ze Strzeszynka..wilgotny chłód, gdy "dokręcałem" późnym wieczorem 14ty kilometr mojego marszo-biegania...Połykam metr za metrem, stawiam krok za krokiem, a myśli falują...Oczami wyobraźni szukam mojego "nieba do wynajęcia".....przemierzam swój szlak....Rozstaj dróg, ostro w lewo, w kierunku powrotnym, ale brzegiem jeziora aż na plażę...na pomost...Całkiem niedawno ktoś odmalował go na pastelowy błękitny kolor :)

Obrazek..

w słońcu i na tle błękitu dnia wygląda bajkowo...Nora Jones i jej Sunrise uświadamia mi, że pewnie zjawiskowo musi tu być o poranku..Może kiedyś spróbuję? ;) Leyla w słuchawkach pogania i daje mi znać, że czas się trochę zmęczyć...Ruszam żwawiej i stopniowo przyspieszam..oddech się pogłębia i przyspiesza..Przy swojej masie jestem jak towarowy ze Śląska, wiozący węgiel na zimę..Rozpędzam "skład" do 4ech z groszem...Nie ma szans, by dać sobie wycisk, szybko na widoku pojawia się mostek...Zwalniam, łapczywie chwytam tlen...Chciałbym jeszcze!..do łez i bólu, do przegrzania obwodów i syren bezpieczeństwa!..zabalansować na linie!.. ale..nie widzę nikogo na naszym umówionym miejscu..Zastanawia mnie to, więc się pomału zbliżam..Dopiero z bliska dostrzegam, że wszyscy schowali się pod wiaduktem, naprzeciw wychodzi jedynie Anita, zamieniamy kilka słów, idąc do chłopaków...

Czas wracać...Chłodno...Królowa śniegu nie daje za wygraną...a ja nie umiem ogrzać zziębniętych myśli..

Obrazek

Piechu musi dobiec na parking leśny, Anita i Czesiu jadą znów z Przemkiem, a ja z przyjemnością zabieram Macieja...Już w nocy, wracając, mieliśmy sobie pogadać, teraz będzie ku temu okazja...

Powroty do domu nie zawsze muszą biec utartym szlakiem....

Dzięki Pędziwiatrze za tych kilka "nadprogramowych", cennych chwil na pokładzie mojego "krążownika" ;)...

******

Jeśli gdzieś wkradł się jakiś błąd, wybaczcie...to z braku snu...
P@weł...

Relacje na moim foto-blogu Życie w biegu :)

Forumowy blog
Blogowe komentarze
Endo czyli moja aktywność
Fotki z życia wzięte

Cele 2016: 88kg i dobrze się bieganiem bawić...
Awatar użytkownika
P@weł
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1587
Rejestracja: 27 gru 2011, 18:28
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Poznań

Nieprzeczytany post

Wtorek 05.03.2013r.

Dziś niebiegowo...co nie znaczy, że myśli wokół tematu nie krążą :hej: i że nie ma ochoty na biegowy klimat :hej: ...Zaplanowałem zajęcia tak, by na finiszu roboczego dnia (niestety nie mojego), czyli około 16:00-16:30, załatwić jedną ze spraw w bliskiej okolicy...Rusałki....Jest wciąż cudna, wiosenna pogoda.. :uuusmiech: . Mam nadzieję przed zachodem słońca podreptać tam, gdzie biegamy, może uda się zrobić kilka fotek...nabrać głęboko w płuca świeżego powietrza..poczuć na twarzy wilgoć wieczoru i stanąć ze słońcem twarzą w twarz :usmiech:

W naszej "bramie do raju" bezruch..słyszę daleki gwizd..uśmiecham się pod nosem, rogatka jest pusta i cicha....Przechodzę nieśpiesznie na drugą stronę..gdy jestem na środku słyszę szum, oglądam się z zaciekawieniem w stronę łuku torów...Kilka kroków w stronę barierek..a po lewej pojawia się..pędząca niespodzianka :hejhej: ...

Obrazek

W las...w dół...mały mostek...jestem na polance...Złamana już żółć głaszcze korony drzew..

Obrazek

Nasza gorąca gwiazda, zmęczona dniem, pomału umyka mi za linię drzew..

Obrazek

Nad jeziorem cisza...meta sobotniego GP i błękitny pomost skąpane w rdzawym już świetle..

Obrazek

Za plecami słychać, startujący z Ławicy, samolot na pełnym ciągu..Odwracam się...Łapię w kadr miły oku obraz - nieopodal bezszelestnie przebiega dziewczyna... :usmiech:

Obrazek

"Jutro, po zmroku, jak ona, będę tu biegł" - myślę - "I to nie sam, a w ulubionym trio :hej: " i od razu mi lżej na duszy :)..,,

Spaceruję "małym kółkiem", wyglądając przy okazji Czesiowej piłki..może akurat wpadnie w oko - paskud podobno znów ją tu gdzieś zapodział :)..Mijają mnie kolejni biegacze, dwóch z nich ostrzega się wzajemnie o błocie, które podnosi emocje (a raczej ciśnienie) na południowym brzegu...

Stęsknione horyzontu słońce ucieka mi...

Obrazek

Grzebię w ustawieniach telefonu, by nieco rozjaśnić dzisiejsze z nim pożegnanie...Zaraz odejdzie..

Obrazek

Gdy ostatnie promienie podnoszą się znad drzew, zostaję jeszcze chwilę nad jeziorem...W cieniu, ciszy, zapachu i chłodzie wieczoru....
P@weł...

Relacje na moim foto-blogu Życie w biegu :)

Forumowy blog
Blogowe komentarze
Endo czyli moja aktywność
Fotki z życia wzięte

Cele 2016: 88kg i dobrze się bieganiem bawić...
Awatar użytkownika
P@weł
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1587
Rejestracja: 27 gru 2011, 18:28
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Poznań

Nieprzeczytany post

Środa 06.03.2013r.

A słońce wciąż rozpieszcza :)...Piękny poranek z mega-błękitnym niebem i mega-temperaturą..na bieganie, a nie do pracy ;)

Obrazek

I te delikatnie budzące się zapachy (co to będzie w kwietniu i maju... :ojoj: odurzę się i uzależnię :jatylko: )..

Plany..
Hasło na dziś: "Byle do wieczora"... :hejhej: :hejhej: Bo wieczorkiem w programie - "rusałkowanie" z Maćkiem, Anitą i Czesiem :). To będzie oficjalny, treningowy powrót Czesiowej Mamy do biegania z nami, z czego wszyscy się baaaardzo cieszymy :hej: .

Start w dzień jest leniwy, ale jakże inaczej przy takiej pogodzie.. :hej: . Czas pomiędzy 13tą a 15tą spędzam "przy piwie" :hej: , czyli na rozmowach w Kompanii Piwowarskiej..Boże, mało nie usypiam tam ;)..Cuci mnie szczypta adrenaliny - porzuciłem kurtkę "z zawartością" w knajpce zakładowej :ojoj: , wracając zastanawiałem się, czy zastanę w jej miejscu jedynie kartkę "Dziękujemy...głąbie" :hej: :hej: ...

..Byle do wieczora...byle do wieczora.. :hej:

Późnym popołudniem poddaję się...Wychodzi mocno brak snu, przy ostatnio aktywnym trybie życia, potrzebuje go chyba więcej...Ja wciąż się upieram, że na odpoczynek przyjdzie czas, a póki co, trzeba wyciskać dzień jak cytrynę ;)...czasem jednak organizm się wkurza i wyciąga wtyczkę z zasilania :)..Tak zrobił około siedemnastej.... :tonieja:

Jak co dnia na naszej fejsowo-smsowej linii nie było ciszy...Dostałem najpierw info, że widzimy się wcześniej, ok. 19:30, ale potem, że jednak po staremu, czyli o 20:15. Wcześniej doszły mnie słuchy, że Anita ma nerwowy dzień..Pomyślałem sobie "Pięknie - mało było jeden, to teraz dwa ogary pójdą w las i tyle ich będę widział :hej: ...Ale co tam...

Zdrzemnąłem się ze trzy kwadranse, kawa, a potem jeszcze kilka spraw służbowych i WRESZCIE można się zbierać...

Nie macie pojęcia, jak ja się cieszę!...Te nasze biegowe spotkania zawierają taki pozytywny ładunek energii, że dalibyśmy radę na takim zasilaniu polecieć z kolejną misją Apollo i szczęśliwie wrócić :uuusmiech: . Z nami jest trochę tak, jak ze związkiem chemicznym - samoistnie składniki nie przejawiają takiej aktywności, ale kiedy się je zmiesza, następuje silna, egzotermiczna reakcja, wyzwalająca "ukrytą MOC" :hej: ..Kiedy jesteśmy razem, jest radość, uśmiech i emocje :)..Na to się czeka tak, że czasem trudno zasnąć...Po spotkaniu zresztą też..

Na wyjściu z domu jeszcze moja Jabra Sport uszykowała niespodziankę :wrrwrr: : w chwili założenie słuchawek na ucho okazuje się, że jedna jest..w stanie rozkładu.. :wrr: Nie rzucałem nimi, staram się szanować cały gadżetowy kram, a tymczasem w miejscu klejenia słuchawka się rozpadła. Co gorzej - wewnątrz jest ułamany plastik. Zostawiam je - trudno, dziś endo będzie do mnie gadało z ramienia :)...

Cumuję swojego "krążownika" na stałej miejscówce około 20:07. Mam chwilę, porządkuję sprzęt, wysiadam..Nie widząc Maćka, spoglądam w niebo....Nad głową, pomimo ulicznego światła, dywan z gwiazd...Cudnie...Jednocześnie sprawia to, że mimo temperatury ok. 6stp. czuć chłód...Nie ubieram jednak wiatrówki, zostaję przy termo i bluzie...

Pędziwiatr, jak zwykle, wyrasta za plecami bezszelestnie :hej: ...Witam się z nim serdecznie - jeszcze się nie ruszyłem, a już poziom endorfin mam alarmująco wysoki :hej: . No ale tak już z Maćkiem jest, że bez dotyku czuć jak elektryzuje.. :hej: . Dwa składniki "naszego związku" już są, czkamy teraz na ten trzeci, "chemicznie czynny" - aktywator i zapalnik, Anitę :spoko: :hej: ...

Gdy Czesiu z Mamą zjawiają się przy nas, natychmiast dochodzi do reakcji :) :) :) Trzeba było widzieć tą ekspresję, z jaką Anita unosiła się nad ziemią, a potem tupała, dając w ten sposób upust negatywnym emocjom dnia!!! Chwyciłem za aparat, ale ten nie był gotów uchwycić tej chwili rozszczepienia atomu...Myślałem, że zmiecie nas fala uderzeniowa, a Poznaniaków obudzi błysk i grzyb na niebie :taktak: ...Trwało to moment, ale wystarczyło, byśmy z Maćkiem poczuli moc reakcji - teraz możemy ruszać :hejhej: :hejhej:

W drodze do "naszej" rogatki słuchamy naszej Iskierki, która streszcza dzisiejsze przygody w tempie agencji Reuters :oczko: :oczko: . Nawet ultraczuły i ultrapojemny cyfrowy dyktafon byłby dziś bezużyteczny, by wychwycić wszystkie szczegóły..:)..Najważniejsze, że emocjonalnie "nie stygniemy". Nie wiem, czy jest nam potrzebna w takiej sytuacji rozgrzewka :hej: , ale robimy na nią pauzę przy torach..

Obrazek

Uzgadniamy, że dzięki błotnym przestrogom i doświadczeniu Piecha z dnia wczorajszego, nie będziemy biec tradycyjnego kółka, ale za to pokręcimy się jego trasą po lesie na północnym brzegu. Odpalamy czołówki i w drogę. Zbiegamy na wprost, pod prąd niedzielnego kierunku. Tak jak przewidywałem, Energetyczna Czesiowa Mama :hej: rwie do przodu..Tym razem ja robię za "hamulcowego", wydając raz po raz z "tylnich rzędów" głos: wolniej...wolniej.. :spoko: Staram się stabilizować nasz ruch w okolicy 6:15, choć jeszcze lepiej byłoby - z uwagi na powrót po pauzie Anity - truchtać 6:30. Tempo jednak faluje, bo emocje biorą górę :hej: . Na dodatek podpuszczamy naszą Iskierkę, gadając o odgłosach z lasu, o zwierzętach, o wisielcu, znalezionym niedawno nieopodal...a potem nagle gasimy czołówki :hej: :hej: - ojjj, bawimy się jak ślepy saper z miną przeciwpiechotną :hejhej: :hejhej: Na rozstaju skręcamy w prawo, brzegiem jeziora....Słychać nasze oddechy, daleki szmer miasta...zerkam w niebo - miliardy gwiazd...Przy gastronomii krótka pauza i dalej w drogę do mostku. Tu najpierw Maciek ma regulację płynów, a później Anita - małą ekwilibrystykę z użyciem murka :)...Gesty zdają się mówić: spoko, wszystko pod kontrolą ;)...

Obrazek

Obrazek

Pędziwiatr rusza i wyznacza szlak - biegniemy bliżej torów, trasą pokonywaną niedawno z Piechem i Konym, która na początku wspina się trochę w górę, co skutkuje szybszym oddechem, a potem wynagradza łagodnym zbiegiem w kierunku gastronomii...Niestety na tym odcinku dostaję "pozdrowienie" od mojego "ścięgna-sabotażysty" z lewej pachwiny...Przystaję nawet, próbując je rozmasować..Czuję je pod uciskiem, ale w biegu bardziej - być może jest to związane z konkretnym ruchem podudzia, w każdym razie martwi mnie...W pobliżu sobotniego Biura Zawodów mały przystanek - Maciek ma kłopot z niedawno kupionym pulsometrem. Podejrzewa opaskę, więc zmuszony jest do chwilowego negliżu :) :), który oczywiście wywołuje naszą uzasadnioną radość i uśmiech na twarzach (jak w rodzinie, dosłownie, jak w rodzinie :hej: )....Pomaga mu się ogarnąć jedyna kobieta w naszym gronie :hej: - no bo któż może mieć większą wiedzę na temat zapięć na plecach, niż właśnie..płeć piękna! :hejhej: Aparat łapie kilka unikalnych ujęć, z których pokażę Wam tylko to :hej: :hej: :

Obrazek

Już mamy ubaw, ale jeszcze większym śmiechem wybuchamy, gdy nagle moja komórka przyjmuje i ogłasza głośno wszem i wobec pozdrowienie od naszego Wielkiego Nieobecnego, czyli Piecha...."Fuck, yeah".. :hahaha: :hahaha: Oj, wiedziałem, że ten wieczór będzie wyjątkowo udany :) :)...

Ruszamy i decydujemy się odbić w stronę parkingu leśnego, gdzie zwyczajowo latem parkowałem na wybieganiach, a potem kawałkiem mojej drogi zanurzamy się znów w las...Zbiegamy do styku z tzw. cyplem i tamtędy kontynuujemy trasę...Głęboką ciemność rozświetlają nasze dwie czołówki i lampka z komórki Anity. Kiedy ona znów nieco wyrywa się do przodu, gasimy nagle nasz sprzęt i wskakujemy w las :hej: :hej: . Tym razem jednak nasza urocza koleżanka nie daje się wkręcić - no tak, ale jak się tu skutecznie ukryć, gdy się zapomina, że moja lampka nie gasi się całkowicie, a na czole żarzy się, jak latarnia, czerwona dioda...(konspirant ze mnie "po byku"). Cała drogę żartujemy i wygłupiamy się, jest super-wesoło, super-tajemniczo, magicznie i magnetycznie :taktak: :taktak:

Na łączce przy rozstaju oddech dla Anity :)..Jest ławeczka, czemu się nie położyć? :)

Obrazek

i czemu w takiej sytuacji swojej kochanej Mamie nie dać buziaka?? :hej:

Obrazek

Przy okazji - tak wygląda endorfinowy uśmiech szczęścia :) :)

Mnie również rozpiera...Jest tak nieziemsko pięknie pod tym wyjątkowym nieboskłonem, w wyjątkowej ciszy i pośród wyjątkowego zapachu lasu i jeziora...Nie mam ochoty wracać, chcę jeszcze się tu pokręcić, byleby tylko być i próbuję namówić mój Team...Maciek jednak ma już zrobiony swój plan na dziś, a Iskierka czuje głód...Z takimi argumentami nie mam szans :)...Zostanie zatem 6.4km dziś, bo taki rezultat wyświetla mi się, gdy dobiegamy do torów...

Rozciągamy się, a uśmiech nie schodzi nam z ust...reakcja chemiczna nadal trwa :hej: :hej: ...

Obrazek

Obrazek

Jak bardzo nie chce się wracać :ech: .....Ale niestety trzeba. Wędrujemy w górę, potem tunelem i jesteśmy po chwili przy aucie...Celebra trwa jednak nadal - rozmawiamy i pomimo chyba trzykrotnej próby pożegnania, a także chłodu na plecach, my nadal jesteśmy tam razem :lalala: . Wreszcie Czesiowa Mama ściska nas bardzo serdecznie i daje sygnał do odwrotu :usmiech:

Fajnie, że wróciłaś i jesteś znów z nami... :taktak: (akcentuje to "z nami", Ty wiesz, dlaczego :hej: )

Nieśpiesznie wracam z Maćkiem do domu. On też, pomimo, że zwyczajowo biega o wiele szybciej i więcej od nas, jest jak zawsze szczęśliwy i spełniony :)...Zanim wysiada, rozmawiamy jeszcze przy odpalonym silniku...

Do zobaczenia znów, Pędziwiatrze...:)...Do zobaczenia Anito, do zobaczenia Czesiu...:)

Kolejny magiczny wieczór za nami...

Podsumowanie..

To był niezwykle lajtowy trucht..a właściwie interwał :hej:

Trasa - "rusałkowe wariacje na północnym brzegu", kilka pauz
Temperatura: ok. 6stp
Start: 20:37
Czas: 47:49
Dystans: 6,40km (Endo)
Tempo śr.: 7:28 (e)
Max tempo: 4:56 (e)
Śr. HR: 147bpm i to mi się podoba, może wreszcie zrobię przyzwoite OWB1
Max HR: 167bpm
Śr. kad.: -
Max kad.: -

Wrażenia..

Mam nadzieję, że wspólne środowe wieczory na trwałe wpiszą się w nasz kalendarz...

Moim małym marzeniem było wyciągnąć nad Rusałkę na nocne bieganie Anitę, bo wiem jak tam jest pięknie i magicznie :)...Wcześniej razem tego doświadczyliśmy z Pędziwiatrem, teraz wreszcie zaprowadziliśmy tam i ją :)

Następne spotkanie - w sobotę...Znów kilka dni czekania... :ech:
P@weł...

Relacje na moim foto-blogu Życie w biegu :)

Forumowy blog
Blogowe komentarze
Endo czyli moja aktywność
Fotki z życia wzięte

Cele 2016: 88kg i dobrze się bieganiem bawić...
Awatar użytkownika
P@weł
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1587
Rejestracja: 27 gru 2011, 18:28
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Poznań

Nieprzeczytany post

Sobota 09.03.2013r.

Wczorajszy dzień, piątek, jest w moim tygodniu aktywności jedyny "pustym" czasem, co z jednej strony jest dla mnie tak samo zbawienne, jak i irytujące. Cenię jednak każdą chwilę, więc wczoraj odpoczywałem, myślami będąc już przy biegowej sobocie..

Wieczór i kawałeczek nocy spędziłem przy muzyce..Zawsze jest tak, że gdy "dopadam" jakiegoś muzycznego tematu, wkręcam się, a czas leci jak oszalały..;)..Wczoraj podziwiałem lekkość, z jaką porusza się Justin Timberlake - jego taniec jest kapitalny..A potem?..Potem "popłynąłem" już z latami 80-tymi...:). W międzyczasie prowadziłem wirtualne ustalenia, gdzie i z kim jutro będę truchtał...Wyszło na to, że najbardziej prawdopodobna jest wizyta z Maćkiem na Marcelinie - byłoby super!! Raz - z racji jego nieocenionego towarzystwa, dwa - byłby to mój biegowy, zimowy debiut tam, gdzie pokonałem latem magiczną granicę godziny biegu :hej: (to był finał dłuuuugiego w moim wydaniu planu marszo-biegowego, miało być 30 minut, zrobiło się dwa razy tyle :) :) ) Mam szczególny sentyment do tych terenów, można tam kręcić kółka, pisać trackiem GPS różne wariacje ;), a przede wszystkim przekroczyć ulicę Dziewińską, za którą jest jeszcze spora połać dzikszych terenów leśnych i mokradeł :)...Niestety nasze "kochane" miasto planuje przeciąć te tereny "małą obwodnicą", tzw. II ramą :ech: :ech: , co może nieodwracalnie odebrać temu miejscu wyjątkowość :ech: :ech: ..Cywilizowanie na siłę takich zakątków to barbarzyństwo, pewnie wśród planistów mało jest biegaczy i rowerzystów...a dużo ignorantów..

Póki jest tam cicho i przyjemnie, trzeba więc korzystać....

Plan na dziś..
..nazywa się "Operacja-Marcelin"..Mam nadzieję przebiec 7-10km, chyba że usterka pachwiny się uaktywni ;)...

Po wczorajszym szoku, spowodowanym padającym z nieba białym paskudztwem (wybaczcie!, ale już mi się przejadło), wróciły zimowe krajobrazy. Z rana opadów nowych brak, a temperatura 0 stp. daje nadzieję na fajny bieg :)...Cieszę się..a podwójnie ze spotkania z Maćkiem - pokonywanie z nim biegowych tras wewnętrznie uspokaja i wycisza, Pędziwiatr roztacza pozytywną aurę, zaraża uśmiechem i endorfinami :)...Relaks w czystej postaci :)..Poza tym ostatnio mocno redukuje "przebiegi", nie ma wewnętrznych ciśnień, a co najważniejsze - świetnie dopasowuje tempo, wręcz je kontroluje, by nie tworzyć współbiegaczom zbytnich obciążeń...Jeśli można sobie wyobrazić idealnego biegowego partnera, to mam tą przyjemność z takim właśnie przemierzać leśne dukty :). Zresztą..każdy z naszej małej biegowej rodzinki dostarcza mi sobą niezwykle pozytywnych emocji i jest świetnym kompanem :)

Maciek rano potwierdził godzinę dwunastą, co dodatkowo daje spokój w przygotowaniu i pozwala nienerwowo zacząć sobotę...Okolice marcelińskie miały niegdyś złą sławę - miejsce, które jest moim startem, leży na końcu długiej asfaltowej uliczki, poza wzrokiem przechodniów, dlatego zawsze przyjeżdżałem tam wysłużonym, firmowym "sejkiem" (Seicento) , by nie kusić amatorów kołpaków, anteny CB, albo - co gorsza - całości pojazdu :hejhej: :hejhej: .

Dwie minuty po dwunastej jestem u wejścia do lasu...

Obrazek

Wokół cicho, wiatr delikatnie głaszcze korony drzew, te odpowiadają szumem...Idealne miejsce na spokojne, sobotnie wybieganie....Robię rozgrzewkę jeszcze na asfalcie, sprężając się, by Maciek nie czekał zbyt długo...Odpalam endo, Garmina i w drogę..W sumie nie mam namiarów na Pędziwiatra, umówił się tylko, że będzie gdzieś w okolicy sąsiadującej ze stadionem..Truchtam więc znanymi ścieżkami i skręcam w prawo, w stronę dużej polany, gdzie zlokalizowany jest ogrodzony wybieg dla psów...We wszechobecnej bieli, pośród drzew dostrzegam z daleka żółtą koszulkę - to zapewne On :)...Czeka na mnie na skraju z otwartymi ramionami :hej: :hej: ...

Obrazek

Witamy się z uśmiechem na twarzach :)..."To którędy?" :hej: pytam, wiedząc, że Maciek ma już jakiś zarys planu :).."Prosto - pobiegniemy w stronę cmentarza" pada konkretna odpowiedź :)...Super! A więc kierujemy się od razu w te dziksze strony :)...Będzie szansa by zbliżyć się do "dyszki" :hej: ...Tempo jest, jak dla mnie, idealne, 5:45-6:00, biegnie się lekko...Rozmawiamy :hej: (po to również się spotykamy zawsze :) )...Po przekroczeniu asfaltu kierujemy się kilkudziesięciometrowym brukiem wzdłuż domków jednorodzinnych w stronę lasu...Czegoś mi brakuje...Wiem!..Komunikatów z endo!..Rzut oka na ramię - aplikacja jest wyłączona :wrrwrr: (??). Musiałem coś nagrzebać, pauzując, gdy dobiegałem do Maćka...Po raz kolejny cieszę się, że mam dublera w postaci Garmina :usmiech: - on mi da dane z pełnego dystansu :)...

Odbijamy w prawo, zaczynają się wąskie, leśne ścieżki, na tym odcinku nie spotykamy nikogo...Nawiguję, bo znam te miejsca z rowerowych wypadów :)...Nie biegłem tu jednak nigdy o tej porze roku, miejscami zaskakuje mnie podmokłe podłoże - to, że są tu młaki, wiedziałem dobrze i że biegniemy ich brzegiem, ale liczyłem, że zima jakoś sobie z tym poradziła...Na szczęście bez przygód trawersujemy "mokrą" łączkę biegnąć dalej na styku łąki i drzew...Jeszcze kawałek i znów w las, w stronę prostopadłego asfaltu. Przecinamy go i jesteśmy z powrotem w tej bardziej "ludnej" części Marcelina...Pomimo, że minął już 4ty kilometr, czuję się znakomicie, po bólu w pachwinie ani śladu, tylko jak zwykle zatoki dają popalić..Cały czas "pogadujemy sobie", tempo - ku mojemu zdziwieniu -trzyma się stale wokół 6:00, a często ma 5kę" z przodu :hej: . Oczywiście dla wielu z Was to niemal marsz ;), mój organizm jednak tam właśnie odnajduje biegowy rytm - jak trans - gdy zapominam, że biegnę... :hej:

Maciek stara się prowadzić po obwodzie Lasku, zabiera mnie nawet nad odkryty przeze mnie latem stawek :hej: . Tu ścieżka jest wąziutka, nad samym brzegiem, w dodatku opada w stronę wody, więc poślizg może zakończyć się..kąpielą :hej: ..Dobiegamy do skraju dużej łąki, gdzie po przekątnej czekał na mnie Maciek. Tu jest już sporo spacerowiczów, spotykamy też biegaczy...Robimy małą techniczną pauzę w celach...wiadomych :hej: - wystarcza, by szybko zrewidować plany :)..."Dociągniemy do dychy?" - sugestywnie i z uśmiechem pytam, upewniając się, czy Pędziwiatr nie ma na dziś jakiś limitów (w końcu przed spotkaniem ze mną już troszkę pobiegał) - nie ma żadnych przeszkód! :hej: Ruszamy więc zapętlić się nieco w najbliższej okolicy - to jest właśnie fajne w Marcelinie, że mniejsze i większe ścieżki krzyżują się tu co krok :hej: , można wymyślać dowolną biegową "impresję", nie dublując trasy ;)....Bez kłopotu dokładamy do sześciu jeszcze dwa kilometry, robiąc większą pętlę...Nadal troszkę brakuje, więc kręcimy jeszcze jedno mniejsze kółko..Nie ma w tym nic na siłę, Maciek zdaje się przemieszczać bez najmniejszego wysiłku, jakby frunął 10 cm nad ziemią :szok: , ja dotrzymuję mu kroku, a do tego czas upływa nam na pogaduchach :uuusmiech: ...Dycha łamie się jeszcze przed ostatnią prostą :)..Ucieszony na ostatnich stu metrach prowokuję mocniejszy akcent. W taki sprinterski sposób docieramy do auta :hej: .

To uczucie zna każdy, kto biega...Endorfiny... :hejhej: Niesamowita wewnętrzna radość..Czuć je zawsze, jak przyjemnie, wraz ze zmęczeniem, rozlewają się po ciele, dając uczucie błogości...

Tego nie da się opisać, to trzeba doświadczać....Prawda?? :)

Podsumowanie..
Z Garmina, bo on dziś był rzetelny :)
Trasa - Lasek Marceliński, większe i mniejsze pętle
Temperatura: ok. 0stp
Start: 12:11
Czas: 1:01:48
Dystans: 10,26 km (Garmin)
Tempo śr.: 6:01 (G)
Max tempo: 3:49 (G)
Śr. HR: 168bpm
Max HR: 185bpm..wciąż ciut za wysoko..
Śr. kad.: 86spm
Max kad.: 96spm

Wrażenia..
Marcelin był świetnym pomysłem - dzięki, Maćku!..W bieganiu jest tak, że trzeba co jakiś czas zmieniać krajobraz, bo to nieodłączny element przygody :)...Taka umysłowa higiena ;)...Nie popada się w rutynę, nie ma znaczników (znajomych, wciąż mijanych, miejsc), nie ma odliczania metrów...Lasek Marceliński jest naprawdę niezłą i wcale nieodległą alternatywą dla moich biegowych, dalszych podróży...
To co dziś jest dla mnie dziś powalające, to równe tempo..(pomijając jedną pauzę na aktywację endo i jedną na techniczny "mus" ;) )

Obrazek

Pierwszy akt biegowego weekendu za nami, czas podnieść kurtynę PO RAZ DRUGI :hej: :hej: - jutrzejsze spotkanie nad Rusałką :hej:
P@weł...

Relacje na moim foto-blogu Życie w biegu :)

Forumowy blog
Blogowe komentarze
Endo czyli moja aktywność
Fotki z życia wzięte

Cele 2016: 88kg i dobrze się bieganiem bawić...
ODPOWIEDZ