sebbor - od kontuzji po Berlin Marathon 2024
Moderator: infernal
- sebbor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1205
- Rejestracja: 03 lis 2008, 21:52
- Życiówka na 10k: 33:38
- Życiówka w maratonie: 2:38
- Lokalizacja: Poznań
Poniedziałek 05.09.2022
Siłownia
1km + 65'
Wtorek 06.09.2022
Wytrzymałość
4x 2,4km przerwa 2min
8:26 8:26 8:24 8:27 średnio @3:31
Środa 07.09.2022
EASY
12km@4:41
Czwartek 08.09.2022
Tempo
14k@3:43
Zbierało się na burze i opady, więc jak najszybciej ogarnąłem rozgrzewkę mając już w głowie jakieś plany B. Na szczęście przez pierwsze kilometry jeszcze nie padało, uwierzyłem więc, że treningu da się zrobić. Pogoda fajna, rześko, dobrze się biegło. Po 6 km jakoś zaczęło kropić, ale bez dramatu, grunt, że burza była jeszcze daleko. Pętla w jakichś 70% jest pod drzewami, więc, na sporym odcinku byłem jakoś chroniony. Dopiero koło dyszki byłem już trochę mokry, ale trening trzeba było dobiegać. Fajnie weszło.
Piątek 09.09.2022
EASY
12k@4:44
Sobota 10.09.2022
LONG RUN
26k@3:57
Pogoda była super, taka jak lubię, więc biegło się idealnie. Pierwszy rozgrzewkowo w 4:10, a potem już to szło poniżej 4 minut. Niby chciałem zwalniać do czwórki, ale sie nie dało Do 15. km na sporym luzie, dopiero gdzieś po 20. powiedzmy zacząłem odczuwać trudy treningu. Po drodze dwa żele. Całość po asfalcie.
Niedziela 11.09.2022
EASY
13,45@4:57
Tydzień#13 97km Bardzo dobry tydzień, robota idzie jak trzeba. Za tydzień w planach połówka w Gnieźnie, ale akcenty w tygodniu będą robione.
Siłownia
1km + 65'
Wtorek 06.09.2022
Wytrzymałość
4x 2,4km przerwa 2min
8:26 8:26 8:24 8:27 średnio @3:31
Środa 07.09.2022
EASY
12km@4:41
Czwartek 08.09.2022
Tempo
14k@3:43
Zbierało się na burze i opady, więc jak najszybciej ogarnąłem rozgrzewkę mając już w głowie jakieś plany B. Na szczęście przez pierwsze kilometry jeszcze nie padało, uwierzyłem więc, że treningu da się zrobić. Pogoda fajna, rześko, dobrze się biegło. Po 6 km jakoś zaczęło kropić, ale bez dramatu, grunt, że burza była jeszcze daleko. Pętla w jakichś 70% jest pod drzewami, więc, na sporym odcinku byłem jakoś chroniony. Dopiero koło dyszki byłem już trochę mokry, ale trening trzeba było dobiegać. Fajnie weszło.
Piątek 09.09.2022
EASY
12k@4:44
Sobota 10.09.2022
LONG RUN
26k@3:57
Pogoda była super, taka jak lubię, więc biegło się idealnie. Pierwszy rozgrzewkowo w 4:10, a potem już to szło poniżej 4 minut. Niby chciałem zwalniać do czwórki, ale sie nie dało Do 15. km na sporym luzie, dopiero gdzieś po 20. powiedzmy zacząłem odczuwać trudy treningu. Po drodze dwa żele. Całość po asfalcie.
Niedziela 11.09.2022
EASY
13,45@4:57
Tydzień#13 97km Bardzo dobry tydzień, robota idzie jak trzeba. Za tydzień w planach połówka w Gnieźnie, ale akcenty w tygodniu będą robione.
- sebbor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1205
- Rejestracja: 03 lis 2008, 21:52
- Życiówka na 10k: 33:38
- Życiówka w maratonie: 2:38
- Lokalizacja: Poznań
Poniedziałek 12.09.2022
Wytrzymałość
3x3km przerwa 2min + 2x300m
tempa odcinków: @3:33 @3:31 @3:30 + 2x57'' (@3:10)
Niby trening zmęczył, ale w sumie jakbym po trzecim odcinku miał lecieć kolejny to dałoby radę
Wtorek 13.09.2022
Siłownia
50'
Środa 14.09.2022
EASY
12,5km@4:46
Wytrzymałość
3x3km przerwa 2min + 2x300m
tempa odcinków: @3:33 @3:31 @3:30 + 2x57'' (@3:10)
Niby trening zmęczył, ale w sumie jakbym po trzecim odcinku miał lecieć kolejny to dałoby radę
Wtorek 13.09.2022
Siłownia
50'
Środa 14.09.2022
EASY
12,5km@4:46
- sebbor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1205
- Rejestracja: 03 lis 2008, 21:52
- Życiówka na 10k: 33:38
- Życiówka w maratonie: 2:38
- Lokalizacja: Poznań
Czwartek 15.09.2022
Tempo
10k@3:41 + 3:30 + 3:22
Fajnie pobiegane, dyszka w tempie maratońskim i przyspieszenie na koniec. W nogach duży luz, takie przyspieszenie spowodowało, że już oddechowo się robiło mocno, ale w jakiś sposób ciągle było luźno. Niby chłodno już sie robi, ale kończyłem mokry
Piątek 16.09.2022
EASY
10,45km@4:42
Małe luzowanie teraz, bo w niedzielę biegnę połówkę w Biegu Lechitów w Gnieźnie.
Tempo
10k@3:41 + 3:30 + 3:22
Fajnie pobiegane, dyszka w tempie maratońskim i przyspieszenie na koniec. W nogach duży luz, takie przyspieszenie spowodowało, że już oddechowo się robiło mocno, ale w jakiś sposób ciągle było luźno. Niby chłodno już sie robi, ale kończyłem mokry
Piątek 16.09.2022
EASY
10,45km@4:42
Małe luzowanie teraz, bo w niedzielę biegnę połówkę w Biegu Lechitów w Gnieźnie.
- sebbor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1205
- Rejestracja: 03 lis 2008, 21:52
- Życiówka na 10k: 33:38
- Życiówka w maratonie: 2:38
- Lokalizacja: Poznań
Sobota 17.09.2022
EASY
4,5km + 3x100
Rozruch. Szczerze mówiąc zastanawiałem się czy na niego iść czy zrobić wolne. Nie pisałem tego, ale od kilku dni czułem się znowu zaziębiony. Niskie temperatury, jeszcze nie grzeją, więc w domu zimno, w biurze zimno i finalnie coś mnie złapało. W zasadzie żadnych objawów poza lekką kluchą na gardle i odczuciem zimna, marznącymi stopami i lekko ciężką głową wieczorami. Było na tyle dobrze, że realizowałem treningi normalnie, ale gdzieś tam wspomagałem się też lekami i różnymi naturalnymi specyfikami. W sobotę było już prawie dobrze ze mną stąd dylemat. Finalnie wolałem się rozruszać, bo resztę dnia i tak siedziałem w domu. Zakładałem, że i w niedzielę od rana będzie już wszystko dobrze, a przez adrenalinę startową zapomnę, że cokolwiek mi było
Niedziela 18.09.2022
START
45. Bieg Lechitów 2. miejsce OPEN
21,18km 1:14:07 ~3:30/km
Bieg Lechitów stratuje w Ostrowie Lednickim, dokąd zawodnicy są zawożeni autokarami (chyba, że ktoś dojedzie sam autem). Powoduje to nieco bardziej skomplikowaną logistykę. I tak już na godzinę przed startem byłem na miejscu. Teoretycznie żaden problem, gdyby nie to, że było zimno. Może ze 12 stopni i wiatr, odczuwalnie chyba poniżej 10. Miałem długie rajtki, kurtkę, ale piździło. Obszedłem okolicę, żeby się ruszać, ale i tak wylądowałem na 15 minut w jednym z autokarów, gdzie przynajmniej nie wiało. Po solidnej rozgrzewce to odczucie dużego zimna zniknęło, jak na mocne bieganie było dla mnie akurat.
Po ostatnich tygodniach czuję się dość mocny. Mój plan to była próba biegnięcia w okolice 1:15 (tempo 3:32-33) z możliwością zrobienia życiówki(1:14:51) jak będzie dobrze szło. Miałem w głowie fakt, że to nie jest mój docelowy start, i w dalszym ciągu też trening w drodze do maratonu. Nagrody nie były jakieś wybitne, dlatego na starcie nie pojawili się tym razem bardzo mocni zawodnicy z polskiej czołówki. Widziałem, że będzie szansa powalczyć o dobre miejsce. Na starcie nie obyło się bez problemów. Mój wysłużony Suunto Ambit 3 zastrajkował. Jeden z przycisków tak jakby się wdusił i nie mogłem włączyć aktywności. Uderzył mnie stresik, bo to było może ze 3 minuty przed wystrzałem. Za którąś próbą się udało, ale włączył się jakiś losowy tryb, akurat taki, w którym nie widziałem łącznego czasu. Tylko szybkość chwilowa i autolapowany czas każdego kilometra. To musiało wystarczyć. Przełączenie na drugi ekran przez uszkodzony przycisk było też niemożliwe. Zaczynało się ciekawie...
Od początku za samochodem prowadzącym wystrzelił zawodnik w pomarańczowej, dobrze widocznej koszulce. Za nim luka i dalej grupa pościgowa, którą nawet na początku prowadziłem. Pierwsze kilometry równo 3:30, 3:30, 3:28. Później mieliśmy krótki odcinek pod wiatr i nawrotka. To był moment gdzie na chwilę grupka mi odjechała. Czułem się dobrze, ale wiozłem się na końcu i mimo wszystko puściłem koło. Tam było lekko pod górkę, może dlatego? Albo minimalnie przyspieszyli a ja miałem zaprogramowane swoje tempo. Na szczęście te 5-10m straty udało mi się szybko zneutralizować. Na 5km 17:29 i to było idealne dla mnie tempo. Założyłem sobie, że do dziesiątki to trzymam ze spokojem. Prosta równa szosa, pola po bokach, a zachodni wiatr wiał nam w plecy. Ten wiatr to niewątpliwy plus, pomagał. Kolejne kilometry mijały i głównym wydarzeniem było to, że grupa się porwała. Jeden z kolegów wyrwał do przodu, ktoś został, zaczynało się samotne bieganie. Na 10km 35:08 zameldowałem się czwarty. Tylko, że ja dokładnie nie wiedziałem jaki mam czas. Wnioskowałem po lapowanych kilometrach, że jest dobrze, że pewnie 35 z hakiem. Do lidera traciłem 13s, bo on wcale nam tak bardzo nie uciekł. Cały czas leciał 30-50m przed grupą. 7s straty do drugiego. Czułem się cały czas bardzo dobrze i prowadziłem swoje, równe tempo. Po 11 km był znowu odcinek pod wiatr. Mimo to tam dostałem fajnego kopa, wyszedłem na trzecie miejsce i w naprawdę dobrym samopoczuciu połykałem kolejne kilometry. Wiedziałem już, że do piętnastki to na pewno utrzymam. Niezależnie od końcowego wyniku chociaż dobry trening tempowy będzie zrobiony Kilometry 12-15 są na połówce kluczowe, bo jak komuś zaczyna się już tu agonia, to źle wróży... Ja czułem się świetnie. Zbudowałem też chyba trochę przewagi. Co prawda nie obracałem się za siebie, ale przestałem słyszeć tupot butów za sobą. Z przodu - lider został dogoniony, wtedy mieli nade mną sporo przewagi, 80m albo lepiej. Wciąż biegło mi się dobrze, rytmowo, równo, bez szarpania. Co prawda zmęczenie rosło, ale do "męczenia buły" miałem jeszcze daleko. Na 14km wjechał żel czyli małe pobudzenie cukrem. Założyłem kolejny cel: trzymanie tempa do 18km do wejścia na ostatni odcinek biegu. Byłem trzeci co zdecydowanie dodawało motywacji. Mniej zerkałem na zegarek, skupiłem się na sobie. Teraz, po fakcie widzę, że trudy biegu dawały się już we znaki, bo tempo minimalnie spadło. Kilometry 15-18 wpadały w 3:32-34 czyli pojedyncze sekundy zaczynały uciekać. W międzyczasie pierwotny lider wyścigu, który został już wyraźnie wyprzedzony zaczął się oglądać za siebie. Widziałem, że czuje się niepewnie, a i jego przewaga, miałem wrażenie - zmniejsza się...
Za 18km wybiegliśmy na główną drogę, długa płaska prosta. Doskonale znam ten odcinek z poziomu samochodu Utrzymywanie tempa przychodziło mi już znacznie trudniej. Zaczynała się walka, oddech ciężki, ale nogi biegły. Zbliżałem się do rywala, ale bardzo powoli. Skupiony byłem teraz na dowiezieniu się bez zwalniania do 20km a na końcówce niech się dzieje co chce 19.km 3:31, 20. 3:33. Dwudziestka niby 1:10:40, ale nie wiem czy tam pomiar nie był kawałek za daleko. Zresztą i tak wtedy tego nie widziałem, nie miałem pojęcia na jaki dokładnie czas biegnę. Skupienie w 100% na miejscu, które mogę wywalczyć. Najważniejsze, że miałem już rywala na wyciągnięcie ręki. Na 20.km to były 3 sekundy. Na zbiegu go dorwałem i włączył się tryb finiszowy. Zdecydowanie przyspieszyliśmy. Dostałem propozycję, żeby oddać drugie miejsce, bo kolega jest z Gniezna "u siebie", ale nie ze mną takie numery Cisnęliśmy ostro biegnąc ramię w ramię przez kilkaset metrów. Tempo było naprawdę mocne, ale czułem się pewnie. Kawałek przed bramą wcisnąłem już ostatni bieg, żeby wyjść na prowadzenie, gdyż nie wiedziałem dokładnie jak daleko jest tam do mety, a nie chciałem zostać w tyle na wirażu. Było z 80m, więc pełna bomba do końca, aż mi się nogi prawie poplątały. Nie dał mi rady. Zająłem drugie miejsce! Ostatni kilometr w około 3:15 a finiszowe metry sprintem w tempie 2:45. Tak pokazuje zegarek. Dopiero po chwili sprawdziłem jaki czas - 1:14:07. Wow. Byłem bardzo szczęśliwy.
Zrobiłem bardzo dobry bieg na nową życiówkę, w dobrym samopoczuciu. Po tym ile miałem pary na ostatnim kilometrze można by nawet zaryzykować, że było jeszcze z zapasem. Jest to również świetny prognostyk przed maratonem. Taka połówka jak najbardziej pozwala mi myśleć o 2:35. Udało się też co nieco wygrać, bo dostałem w sumie za Open i kategorię M30 650zł i kilka nagród rzeczowych. To był bardzo miły dzień
Tutaj początek biegu i (jeszcze) grupka ze mną w białej koszulce. W żółtej późniejszy zwycięzca. 8-9 kilometr i już sam ciągnę swoje tempo.
EASY
4,5km + 3x100
Rozruch. Szczerze mówiąc zastanawiałem się czy na niego iść czy zrobić wolne. Nie pisałem tego, ale od kilku dni czułem się znowu zaziębiony. Niskie temperatury, jeszcze nie grzeją, więc w domu zimno, w biurze zimno i finalnie coś mnie złapało. W zasadzie żadnych objawów poza lekką kluchą na gardle i odczuciem zimna, marznącymi stopami i lekko ciężką głową wieczorami. Było na tyle dobrze, że realizowałem treningi normalnie, ale gdzieś tam wspomagałem się też lekami i różnymi naturalnymi specyfikami. W sobotę było już prawie dobrze ze mną stąd dylemat. Finalnie wolałem się rozruszać, bo resztę dnia i tak siedziałem w domu. Zakładałem, że i w niedzielę od rana będzie już wszystko dobrze, a przez adrenalinę startową zapomnę, że cokolwiek mi było
Niedziela 18.09.2022
START
45. Bieg Lechitów 2. miejsce OPEN
21,18km 1:14:07 ~3:30/km
Bieg Lechitów stratuje w Ostrowie Lednickim, dokąd zawodnicy są zawożeni autokarami (chyba, że ktoś dojedzie sam autem). Powoduje to nieco bardziej skomplikowaną logistykę. I tak już na godzinę przed startem byłem na miejscu. Teoretycznie żaden problem, gdyby nie to, że było zimno. Może ze 12 stopni i wiatr, odczuwalnie chyba poniżej 10. Miałem długie rajtki, kurtkę, ale piździło. Obszedłem okolicę, żeby się ruszać, ale i tak wylądowałem na 15 minut w jednym z autokarów, gdzie przynajmniej nie wiało. Po solidnej rozgrzewce to odczucie dużego zimna zniknęło, jak na mocne bieganie było dla mnie akurat.
Po ostatnich tygodniach czuję się dość mocny. Mój plan to była próba biegnięcia w okolice 1:15 (tempo 3:32-33) z możliwością zrobienia życiówki(1:14:51) jak będzie dobrze szło. Miałem w głowie fakt, że to nie jest mój docelowy start, i w dalszym ciągu też trening w drodze do maratonu. Nagrody nie były jakieś wybitne, dlatego na starcie nie pojawili się tym razem bardzo mocni zawodnicy z polskiej czołówki. Widziałem, że będzie szansa powalczyć o dobre miejsce. Na starcie nie obyło się bez problemów. Mój wysłużony Suunto Ambit 3 zastrajkował. Jeden z przycisków tak jakby się wdusił i nie mogłem włączyć aktywności. Uderzył mnie stresik, bo to było może ze 3 minuty przed wystrzałem. Za którąś próbą się udało, ale włączył się jakiś losowy tryb, akurat taki, w którym nie widziałem łącznego czasu. Tylko szybkość chwilowa i autolapowany czas każdego kilometra. To musiało wystarczyć. Przełączenie na drugi ekran przez uszkodzony przycisk było też niemożliwe. Zaczynało się ciekawie...
Od początku za samochodem prowadzącym wystrzelił zawodnik w pomarańczowej, dobrze widocznej koszulce. Za nim luka i dalej grupa pościgowa, którą nawet na początku prowadziłem. Pierwsze kilometry równo 3:30, 3:30, 3:28. Później mieliśmy krótki odcinek pod wiatr i nawrotka. To był moment gdzie na chwilę grupka mi odjechała. Czułem się dobrze, ale wiozłem się na końcu i mimo wszystko puściłem koło. Tam było lekko pod górkę, może dlatego? Albo minimalnie przyspieszyli a ja miałem zaprogramowane swoje tempo. Na szczęście te 5-10m straty udało mi się szybko zneutralizować. Na 5km 17:29 i to było idealne dla mnie tempo. Założyłem sobie, że do dziesiątki to trzymam ze spokojem. Prosta równa szosa, pola po bokach, a zachodni wiatr wiał nam w plecy. Ten wiatr to niewątpliwy plus, pomagał. Kolejne kilometry mijały i głównym wydarzeniem było to, że grupa się porwała. Jeden z kolegów wyrwał do przodu, ktoś został, zaczynało się samotne bieganie. Na 10km 35:08 zameldowałem się czwarty. Tylko, że ja dokładnie nie wiedziałem jaki mam czas. Wnioskowałem po lapowanych kilometrach, że jest dobrze, że pewnie 35 z hakiem. Do lidera traciłem 13s, bo on wcale nam tak bardzo nie uciekł. Cały czas leciał 30-50m przed grupą. 7s straty do drugiego. Czułem się cały czas bardzo dobrze i prowadziłem swoje, równe tempo. Po 11 km był znowu odcinek pod wiatr. Mimo to tam dostałem fajnego kopa, wyszedłem na trzecie miejsce i w naprawdę dobrym samopoczuciu połykałem kolejne kilometry. Wiedziałem już, że do piętnastki to na pewno utrzymam. Niezależnie od końcowego wyniku chociaż dobry trening tempowy będzie zrobiony Kilometry 12-15 są na połówce kluczowe, bo jak komuś zaczyna się już tu agonia, to źle wróży... Ja czułem się świetnie. Zbudowałem też chyba trochę przewagi. Co prawda nie obracałem się za siebie, ale przestałem słyszeć tupot butów za sobą. Z przodu - lider został dogoniony, wtedy mieli nade mną sporo przewagi, 80m albo lepiej. Wciąż biegło mi się dobrze, rytmowo, równo, bez szarpania. Co prawda zmęczenie rosło, ale do "męczenia buły" miałem jeszcze daleko. Na 14km wjechał żel czyli małe pobudzenie cukrem. Założyłem kolejny cel: trzymanie tempa do 18km do wejścia na ostatni odcinek biegu. Byłem trzeci co zdecydowanie dodawało motywacji. Mniej zerkałem na zegarek, skupiłem się na sobie. Teraz, po fakcie widzę, że trudy biegu dawały się już we znaki, bo tempo minimalnie spadło. Kilometry 15-18 wpadały w 3:32-34 czyli pojedyncze sekundy zaczynały uciekać. W międzyczasie pierwotny lider wyścigu, który został już wyraźnie wyprzedzony zaczął się oglądać za siebie. Widziałem, że czuje się niepewnie, a i jego przewaga, miałem wrażenie - zmniejsza się...
Za 18km wybiegliśmy na główną drogę, długa płaska prosta. Doskonale znam ten odcinek z poziomu samochodu Utrzymywanie tempa przychodziło mi już znacznie trudniej. Zaczynała się walka, oddech ciężki, ale nogi biegły. Zbliżałem się do rywala, ale bardzo powoli. Skupiony byłem teraz na dowiezieniu się bez zwalniania do 20km a na końcówce niech się dzieje co chce 19.km 3:31, 20. 3:33. Dwudziestka niby 1:10:40, ale nie wiem czy tam pomiar nie był kawałek za daleko. Zresztą i tak wtedy tego nie widziałem, nie miałem pojęcia na jaki dokładnie czas biegnę. Skupienie w 100% na miejscu, które mogę wywalczyć. Najważniejsze, że miałem już rywala na wyciągnięcie ręki. Na 20.km to były 3 sekundy. Na zbiegu go dorwałem i włączył się tryb finiszowy. Zdecydowanie przyspieszyliśmy. Dostałem propozycję, żeby oddać drugie miejsce, bo kolega jest z Gniezna "u siebie", ale nie ze mną takie numery Cisnęliśmy ostro biegnąc ramię w ramię przez kilkaset metrów. Tempo było naprawdę mocne, ale czułem się pewnie. Kawałek przed bramą wcisnąłem już ostatni bieg, żeby wyjść na prowadzenie, gdyż nie wiedziałem dokładnie jak daleko jest tam do mety, a nie chciałem zostać w tyle na wirażu. Było z 80m, więc pełna bomba do końca, aż mi się nogi prawie poplątały. Nie dał mi rady. Zająłem drugie miejsce! Ostatni kilometr w około 3:15 a finiszowe metry sprintem w tempie 2:45. Tak pokazuje zegarek. Dopiero po chwili sprawdziłem jaki czas - 1:14:07. Wow. Byłem bardzo szczęśliwy.
Zrobiłem bardzo dobry bieg na nową życiówkę, w dobrym samopoczuciu. Po tym ile miałem pary na ostatnim kilometrze można by nawet zaryzykować, że było jeszcze z zapasem. Jest to również świetny prognostyk przed maratonem. Taka połówka jak najbardziej pozwala mi myśleć o 2:35. Udało się też co nieco wygrać, bo dostałem w sumie za Open i kategorię M30 650zł i kilka nagród rzeczowych. To był bardzo miły dzień
Tutaj początek biegu i (jeszcze) grupka ze mną w białej koszulce. W żółtej późniejszy zwycięzca. 8-9 kilometr i już sam ciągnę swoje tempo.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
- sebbor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1205
- Rejestracja: 03 lis 2008, 21:52
- Życiówka na 10k: 33:38
- Życiówka w maratonie: 2:38
- Lokalizacja: Poznań
Poprzedni Tydzień#14 84km
Poniedziałek 19.09.2022
wolne
Wtorek 20.09.2022
Wytrzymałość
6x1430m przerwa 90s + 3x200
Odcinki akurat takiej długości, bo tyle ma fajna prosta niedaleko domu Tempo @3:33-3:27, myślałem, że dwa dni po połówce może być jeszcze zamulaście i wolno, ale o dziwo noga już szła. Dwusetki na średnio mocno.
Środa 21.09.2022
Siłownia
6,7k@4:40 + 48' ciężarki
Czwartek 22.09.2022
Tempo Maratońskie
16k@3:40 + 4x100
Może bez szału, ale całkiem dobrze szło.Tylko muszę wyeliminować z trasy odcinek zbiegu na wartostradę. Za dużo zakrętów i GPS mi się tam strasznie gubi.
Piątek 23.09.2022
EASY
10,5k@4:47
Sobota 24.09.2022
EASY
13,7k@4:47
Niedziela 25.09.2022
LONG
LONG RUN 26k@ 3:57 + 2k@4:16
Rano śledziłem Berlin i Warszawę, wiec była motywacja na dobry trening Chciałem zacząć spokojnie, nawet powyżej 4min planując jakieś przyspieszenie na końcu, ale nie dało się. Samo leciało szybciej Do 20km duży luz, fajny trening. Końcówka aktywnie po 3:55 z ostatnim 26.km w 3:36. Dotruchtałem jeszcze 2 km i tu ciekawe, bo po tylu kilometrach w szybkim tempie "truchtanie" było po 4:15 i wydawało mi się wolno. Po kilometrze nawet przez moment się rozpędziłem znowu do 4:00!!! Wtedy już hamulec na siłę, ale fajnie, bo moc coraz większa.
Tydzień#15 94km
Mocny okres. W ostatnie 8 dni 4 solidne akcenty w tym start w połówce. Zmęczenie jest, ale co najważniejsze zdrowie też
Poniedziałek 19.09.2022
wolne
Wtorek 20.09.2022
Wytrzymałość
6x1430m przerwa 90s + 3x200
Odcinki akurat takiej długości, bo tyle ma fajna prosta niedaleko domu Tempo @3:33-3:27, myślałem, że dwa dni po połówce może być jeszcze zamulaście i wolno, ale o dziwo noga już szła. Dwusetki na średnio mocno.
Środa 21.09.2022
Siłownia
6,7k@4:40 + 48' ciężarki
Czwartek 22.09.2022
Tempo Maratońskie
16k@3:40 + 4x100
Może bez szału, ale całkiem dobrze szło.Tylko muszę wyeliminować z trasy odcinek zbiegu na wartostradę. Za dużo zakrętów i GPS mi się tam strasznie gubi.
Piątek 23.09.2022
EASY
10,5k@4:47
Sobota 24.09.2022
EASY
13,7k@4:47
Niedziela 25.09.2022
LONG
LONG RUN 26k@ 3:57 + 2k@4:16
Rano śledziłem Berlin i Warszawę, wiec była motywacja na dobry trening Chciałem zacząć spokojnie, nawet powyżej 4min planując jakieś przyspieszenie na końcu, ale nie dało się. Samo leciało szybciej Do 20km duży luz, fajny trening. Końcówka aktywnie po 3:55 z ostatnim 26.km w 3:36. Dotruchtałem jeszcze 2 km i tu ciekawe, bo po tylu kilometrach w szybkim tempie "truchtanie" było po 4:15 i wydawało mi się wolno. Po kilometrze nawet przez moment się rozpędziłem znowu do 4:00!!! Wtedy już hamulec na siłę, ale fajnie, bo moc coraz większa.
Tydzień#15 94km
Mocny okres. W ostatnie 8 dni 4 solidne akcenty w tym start w połówce. Zmęczenie jest, ale co najważniejsze zdrowie też
- sebbor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1205
- Rejestracja: 03 lis 2008, 21:52
- Życiówka na 10k: 33:38
- Życiówka w maratonie: 2:38
- Lokalizacja: Poznań
Poniedziałek 26.09.2022
EASY
11k@4:50
Wtorek 27.09.2022
Siłownia
70'
Środa 28.09.2022
Wytrzymałość
2x5km przerwa 3min
17:40 @3:32 + 17:29 @3:30 RAZEM 14km
To było "ciężkie bieganie". Czułem w nogach i dupie siłkę, która musiała się rozbiegać... Druga piątka łatwiejsza niż pierwsza
Czwartek 29.09.2022
Tempo Maratońskie
16k@3:39 + 3x150 RAZEM 20km
W tym tygodniu blok specjalny w postaci Siłownia + dwa akcenty, wszystko dzień po dniu. Wyszło bardzo dobrze
Tutaj chłodno 8 stopni, ale bez wiatru. Biegało się przednio. Od początku złapałem solidne tempo i tak aż do końca. Sporo kilometrów wpadało po 3:37-38 na luzie. Samopoczucie bezproblemowo cały trening i można powiedzieć fajnie. Dużo przyjemniejsze bieganie niż dzień wcześniej na piątkach. Jest moc! W zasadzie już końcówka przed maratonem. Akcenty, które mi zostały mogę już policzyć na palcach jednej ręki. Teraz trzeba pilnować zdrowia
EASY
11k@4:50
Wtorek 27.09.2022
Siłownia
70'
Środa 28.09.2022
Wytrzymałość
2x5km przerwa 3min
17:40 @3:32 + 17:29 @3:30 RAZEM 14km
To było "ciężkie bieganie". Czułem w nogach i dupie siłkę, która musiała się rozbiegać... Druga piątka łatwiejsza niż pierwsza
Czwartek 29.09.2022
Tempo Maratońskie
16k@3:39 + 3x150 RAZEM 20km
W tym tygodniu blok specjalny w postaci Siłownia + dwa akcenty, wszystko dzień po dniu. Wyszło bardzo dobrze
Tutaj chłodno 8 stopni, ale bez wiatru. Biegało się przednio. Od początku złapałem solidne tempo i tak aż do końca. Sporo kilometrów wpadało po 3:37-38 na luzie. Samopoczucie bezproblemowo cały trening i można powiedzieć fajnie. Dużo przyjemniejsze bieganie niż dzień wcześniej na piątkach. Jest moc! W zasadzie już końcówka przed maratonem. Akcenty, które mi zostały mogę już policzyć na palcach jednej ręki. Teraz trzeba pilnować zdrowia
- sebbor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1205
- Rejestracja: 03 lis 2008, 21:52
- Życiówka na 10k: 33:38
- Życiówka w maratonie: 2:38
- Lokalizacja: Poznań
Piątek 30.09.2020
EASY
11,2k@4:35 w tym 5x100
We wrześniu zrobiłem 366km, dwa dni były wolne od jakiegokolwiek treningu.
Sobota 01.10.2020
RANO: Grzybobranie czyli 3h po lesie
WIECZOREM: EASY
12k@4:50
Ciężkie było to wieczorne rozbieganie... jednak grzyby wyciągają W dodatku jakiś dziwny ból z boku nad kostką, jakby okostna? Może efekt łażenia i kucania rano w wysokich butach.
Niedziela
LONG
1k@4:38 + 17k@3:56 + 2k@4:50 RAZEM 20km
14k@3:58 + 3:51 +3:45 + 3:35
Początek pokręciłem po lesie, ale później na asfaltach nogi szły odpowiednio i po kilkunastu kilometrach nie czułem jakiegoś dużego zmęczenia. Oddechowo był naprawdę luzik! Dlatego postanowiłem końcówkę podkręcić. Przyspieszyłem kończąc ostatni kilometr w 3:35 i to tez nadal czułem luz i zapas jakbym tlenowo biegł, żadnego rzeźbienia Ostatni LONG w przygotowaniach.
Tydzień#16 89.5km Wszystko planowo, wszystko w porządku. Już powoli zaczyna się odliczanie.
EASY
11,2k@4:35 w tym 5x100
We wrześniu zrobiłem 366km, dwa dni były wolne od jakiegokolwiek treningu.
Sobota 01.10.2020
RANO: Grzybobranie czyli 3h po lesie
WIECZOREM: EASY
12k@4:50
Ciężkie było to wieczorne rozbieganie... jednak grzyby wyciągają W dodatku jakiś dziwny ból z boku nad kostką, jakby okostna? Może efekt łażenia i kucania rano w wysokich butach.
Niedziela
LONG
1k@4:38 + 17k@3:56 + 2k@4:50 RAZEM 20km
14k@3:58 + 3:51 +3:45 + 3:35
Początek pokręciłem po lesie, ale później na asfaltach nogi szły odpowiednio i po kilkunastu kilometrach nie czułem jakiegoś dużego zmęczenia. Oddechowo był naprawdę luzik! Dlatego postanowiłem końcówkę podkręcić. Przyspieszyłem kończąc ostatni kilometr w 3:35 i to tez nadal czułem luz i zapas jakbym tlenowo biegł, żadnego rzeźbienia Ostatni LONG w przygotowaniach.
Tydzień#16 89.5km Wszystko planowo, wszystko w porządku. Już powoli zaczyna się odliczanie.
- sebbor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1205
- Rejestracja: 03 lis 2008, 21:52
- Życiówka na 10k: 33:38
- Życiówka w maratonie: 2:38
- Lokalizacja: Poznań
Poniedziałek 03.10.2022
Siłownia
45' lekko
Nie robiłem już nóg, nie było dużych ciężarów.
Wtorek 04.10.2022
Wytrzymałość
3x2,75km przerwa 3min RAZEM 13,2km
9:47 9:42 9:35
Trening na crossowej pętli, biegany całkiem mocno. Poszło bardzo dobrze, samopoczucie akurat, a czasy dużo lepsze niż jak biegałem ten trening rok wcześniej: 9:50 9:53 9:47.
Wieczorem czułem, że to był krosik, bo w nogach siedziało zmęczenie
Środa 05.10.2022
EASY
10km@4:43
Czwartek 16.10.2022
Tempo Maratońskie
15km@3:40 + 1k@3:32 RAZEM 20km
Zacząłem mocno, bo pierwsza piątka to była chyba nawet po 3:38, później wróciłem na moje właściwe tempo w okolicach 3:40. Ostatni, 16. kilometr przyspieszony w 3:32 jako zwieńczenie roboty. Był to ostatni mocny trening w przygotowaniach na 10 dni do maratonu. Teraz już będzie lżej, na podtrzymanie. Regeneracja i luzowanie.
Siłownia
45' lekko
Nie robiłem już nóg, nie było dużych ciężarów.
Wtorek 04.10.2022
Wytrzymałość
3x2,75km przerwa 3min RAZEM 13,2km
9:47 9:42 9:35
Trening na crossowej pętli, biegany całkiem mocno. Poszło bardzo dobrze, samopoczucie akurat, a czasy dużo lepsze niż jak biegałem ten trening rok wcześniej: 9:50 9:53 9:47.
Wieczorem czułem, że to był krosik, bo w nogach siedziało zmęczenie
Środa 05.10.2022
EASY
10km@4:43
Czwartek 16.10.2022
Tempo Maratońskie
15km@3:40 + 1k@3:32 RAZEM 20km
Zacząłem mocno, bo pierwsza piątka to była chyba nawet po 3:38, później wróciłem na moje właściwe tempo w okolicach 3:40. Ostatni, 16. kilometr przyspieszony w 3:32 jako zwieńczenie roboty. Był to ostatni mocny trening w przygotowaniach na 10 dni do maratonu. Teraz już będzie lżej, na podtrzymanie. Regeneracja i luzowanie.
- sebbor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1205
- Rejestracja: 03 lis 2008, 21:52
- Życiówka na 10k: 33:38
- Życiówka w maratonie: 2:38
- Lokalizacja: Poznań
Piątek 07.10.2022
EASY
10,3km@4:41
Sobota 08.10.2022
wolne
Niby miałem zaplanowane bieganie, jakieś 12km easy, ale czułem się na wolne Długo spałem, a i tak byłem zmęczony. Fakt, w piątek miałem sporo roboty i trochę stresów, ale nie żeby być taka dętka.... Myślałem żeby iśc choć na rozruch 6km, ale w sumie po co? Robota zrobiona, trzeba się też słuchać organizmu, ale te kilka czy naście kilometrów już mi różnicy wielkiej nie zrobi. Pod kątem tego jaki miałem power w niedzielę - to była dobra decyzja
Niedziela 09.10.2022
EASY
18km@4:15
Rekonesans trasy maratonu, kilometry 18-25. Ależ to łatwo szło... Biegałem po fajnych asfaltowych ścieżkach, a nogi same gnały po 4:10 na totalnym luzie. wow. Dzień wolny oddał, a i forma powinna teraz szczytować. Co do trasy to chyba jeden z trudniejszych odcinków. Kilka podbiegów jednak tam jest, niby nie jakieś kolosy, ale sekwencja może podniszczyć jak ktoś już na połówce będzie miał ciężko. Warto wiedzieć
Tydzień#17 72km Ostatnie akcenty w tygodniu jeszcze mocno, od weekendu już zaczynamy luzowanie.
EASY
10,3km@4:41
Sobota 08.10.2022
wolne
Niby miałem zaplanowane bieganie, jakieś 12km easy, ale czułem się na wolne Długo spałem, a i tak byłem zmęczony. Fakt, w piątek miałem sporo roboty i trochę stresów, ale nie żeby być taka dętka.... Myślałem żeby iśc choć na rozruch 6km, ale w sumie po co? Robota zrobiona, trzeba się też słuchać organizmu, ale te kilka czy naście kilometrów już mi różnicy wielkiej nie zrobi. Pod kątem tego jaki miałem power w niedzielę - to była dobra decyzja
Niedziela 09.10.2022
EASY
18km@4:15
Rekonesans trasy maratonu, kilometry 18-25. Ależ to łatwo szło... Biegałem po fajnych asfaltowych ścieżkach, a nogi same gnały po 4:10 na totalnym luzie. wow. Dzień wolny oddał, a i forma powinna teraz szczytować. Co do trasy to chyba jeden z trudniejszych odcinków. Kilka podbiegów jednak tam jest, niby nie jakieś kolosy, ale sekwencja może podniszczyć jak ktoś już na połówce będzie miał ciężko. Warto wiedzieć
Tydzień#17 72km Ostatnie akcenty w tygodniu jeszcze mocno, od weekendu już zaczynamy luzowanie.
- sebbor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1205
- Rejestracja: 03 lis 2008, 21:52
- Życiówka na 10k: 33:38
- Życiówka w maratonie: 2:38
- Lokalizacja: Poznań
Poniedziałek 10.10.2022
EASY
12,35km@4:29
Wtorek 11.10.2022
Wytrzymałość
4x1,2km @3:28-3:31 RAZEM 10km
Środa 12.10.2022
EASY
8km@4:27 w tym 3x150
Czwartek 13.10.2022
EASY
10,1km @4:40
Piątek 14.10.2022
wolne
Ot klasyczny tydzień przed maratoński, luzowanie. Ale na rozbieganiach nogi niosą, to dobrze. Jutro jeszcze mały rozruch będzie. Ładuję węglami, odpoczywam i zobaczymy co to będzie . Ma być dość ciepło bo 14-15 w godzinach biegu, ale bez słońca, to nie będzie źle. Wiatr umiarkowany, też spoko, bo mocniejszy chyba dopiero po południu. We will see. Jaka pogoda nie będzie to będę walczył
EASY
12,35km@4:29
Wtorek 11.10.2022
Wytrzymałość
4x1,2km @3:28-3:31 RAZEM 10km
Środa 12.10.2022
EASY
8km@4:27 w tym 3x150
Czwartek 13.10.2022
EASY
10,1km @4:40
Piątek 14.10.2022
wolne
Ot klasyczny tydzień przed maratoński, luzowanie. Ale na rozbieganiach nogi niosą, to dobrze. Jutro jeszcze mały rozruch będzie. Ładuję węglami, odpoczywam i zobaczymy co to będzie . Ma być dość ciepło bo 14-15 w godzinach biegu, ale bez słońca, to nie będzie źle. Wiatr umiarkowany, też spoko, bo mocniejszy chyba dopiero po południu. We will see. Jaka pogoda nie będzie to będę walczył
- sebbor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1205
- Rejestracja: 03 lis 2008, 21:52
- Życiówka na 10k: 33:38
- Życiówka w maratonie: 2:38
- Lokalizacja: Poznań
Sobota 15.10.2022
Rozruch
3,3km + 3x100 + 8'GR + 0,6km
Wszystko zrobione. Jutro o 9:00 daję czadu Cokolwiek by się nie działo - będzie przygoda!
Linki do śledzenia:
https://live.sts-timing.pl/mp2022/
https://live.sts-timing.pl/mp2022/person.php?n=2170
Rozruch
3,3km + 3x100 + 8'GR + 0,6km
Wszystko zrobione. Jutro o 9:00 daję czadu Cokolwiek by się nie działo - będzie przygoda!
Linki do śledzenia:
https://live.sts-timing.pl/mp2022/
https://live.sts-timing.pl/mp2022/person.php?n=2170
- sebbor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1205
- Rejestracja: 03 lis 2008, 21:52
- Życiówka na 10k: 33:38
- Życiówka w maratonie: 2:38
- Lokalizacja: Poznań
Niedziela 16.10.2022
POZnan* MArathon
2:41:24 24. miejsce
Przed startem wszystko w jak najlepszym porządku. Śniadanie, dojazd, depozyt, rozgrzewka. Po kolei każdy element wg planu. Po wejściu do strefy A zauważyłem, że biegnie Marcin Wacko z Poznania, zawodnik z życiówką bodajże 2:36, więc od razu dogadaliśmy się na wspólny bieg w tempie na 2:35. Początek z dużą kontrolą tempa, żeby nie przestrzelić i wyszło idealnie - piątka po 3:39 w 18:16. Tu zawiązała się mała grupa, co było dobrą prognozą na wspólne bieganie. Do oka wpadła mi mucha. Nie udało się jej wyciągnąć, wiec do końca biegu tkwiła w oku Kolejne kilometry prowadziliśmy ramię w ramię wraz z Marcinem, za nami dwóch, trzech kompanów, kawałek przed nami jeszcze jeden kolega, którego wchłonęliśmy chwilę później, a już dużo dalej tylko mocna, duża grupa prowadzona na 2:30. Tu biegło się fajnie, równo, szkoda tylko, że nikt nie chciał dać zmiany. Za ósmym, po skręcie poczuliśmy trochę wiatru, jednak na tym etapie to jakoś nie zaburzało tempa. 10km w 36:40 (choć na wynikach mój czas jest jakiś z czapy, nie wiem co tam się wydarzyło z tym sygnałem...) czyli cały czas po 3:40. Po skręcie w ulicę Grunwaldzką (13km) wciągnąłem pierwszy żel i miałem wrażenie że mam już podejrzanie pusty żołądek. Taka gorsza chwila też w samopoczuciu, ale za moment było wszystko OK. 15km w 55:10 czyli cały czas równo. Ulica Hetmańska była mokra, musiało tam coś lokalnie popadać. Okazało się, że ja się tam ślizgam! Byłem zaskoczony, bo przecież biegałem w tych butach już po mokrym i nie było takiej masakry. Widocznie nawierzchnia na moich ścieżkach jest bardziej przyczepna niż ten tu wyjeżdżony asfalt. A teraz jak po śniegu... Mocno mnie to zirytowało, bo musiałem szukać suchych miejsc albo biec przy samym krawężniku, po piasku i żwirku żeby szukać przyczepności. Był to fragment mocno pofalowany, kilka wiaduktów, most i grupa się rozerwała, Marcin puścił. Ja trzymałem tempo. Za mną utrzymał się jeszcze jeden kolega, ale cały czas za moimi plecami. Na 19km kolejny żel, a za chwilę punkt żywieniowy na popicie. Generalnie na każdym punkcie co 5 km wypijałem dwa łyki wody. Na szczęście dla mnie skończył się mokry asfalt co było dużą ulgą. Połówka minięta w 1:17:37. Akurat. Po chwili miałem support, który podał mi kolejne dwa żele i kilka łyków izotonika. Cały czas trzymałem równe tempo, może parę sekund uciekło, ale też to było od jakiegoś czasu bieganie solo. Z pasażerem na plecach. W zasadzie poza pierwszymi 2-3 kilometrami jeszcze w tłumie to ani razu nie miałem możliwości schować się za kimś, skorzystać tak naprawdę z biegu w grupie. No poza tym, że z Marcinem obok łatwiej było trzymać tempo. Wiatr na siebie, tempo na siebie. Odcinek do 25km - było sporo pod górę. Niestety czułem, że jak na ten moment biegu czuję się trochę zbyt już ujechany. Niby nogi lecą, ale w płucach już mnie coś dusiło. Pod górkę sekundy trochę uciekały. Tłumaczyłem sobie, że to najtrudniejszy odcinek, podbiegi i na zbiegach wszystko wróci do normy. 25km miałem średnią 3:41 czy wciąż tak jak trzeba. Kolejny żel i na 26.km trochę odetchnąłem, bo miałem długi zbieg, jakieś 2 km. Spowrotem tempo było równo 3:40, tylko że jakoś tak nie za lekko... W głowie zaczęły się pojawiać lekkie wątpliwości. Na 28km dogonił mnie zawodnik, którego wcześniej wchłonęliśmy. Wyprzedził i liczyłem, że się z nim zabiorę. Tylko, że on tu dołożył tempo 3:35 i po chwili musiałem to puścić. Dla mnie za szybko. Od jakiegoś czasu doszło kłucie w brzuchu, które chwilę przed 30 km przerodziło się w ostrą kolkę po obu stronach. Przeczuwałem to co nadchodziło nieuchronnie... Mianowicie, że ja tego chyba nie dociągnę do końca. Kolka uniemożliwiała teraz normalny bieg w moim tempie. Próby porozciągania niewiele dawały. 30km było jeszcze teoretycznie na 2:36 na mecie, tylko że w tym momencie walcząc z kolkami byłem na tempie powyżej 4 minut. Nie mogąc wrócić na swoje tempo na 31. i 32. byłem już trochę zrezygnowany. Niby to nie była jakaś ogromna bomba, że mnie totalnie ścięło, ale osłabienie było wystarczające, żeby wyskoczyć z kursu na dobre. Mięśniowo czułem się całkiem dobrze. Ale minuta straty, po chwili druga sprawiły, że za 32.km już włączyłem niestety tryb dobiegnięcia do mety. Byłem mocno skoncentrowany na celu 2:35, życiówka w zasadzie też uciekła, wiec było mi wtedy obojętne czy dobiegnę w 2:39 czy 3:00. Na 33km dostałem od supportu bidon z izo i trochę zachęty, żeby jednak powalczyć. Przed sobą miałem dwie słabnące Kenijki i postanowiłem chociaż spróbować dobiec po 4 minuty, a nie tylko dotruchtać. Wypiłem dużo tego izotonika, leciałem z bidonem przez spory kawałek i poczułem się dużo lepiej już przed 35km. W butach czułem się już mocno niewygodnie. Od spodu czułem obolałe podeszwy, a na dwóch palcach nabawiłem się bąbli z krwią. Oj nie sprawdziły się te brooksy Dogoniłem zawodniczki przede mną i to co mnie zdziwiło, że pomimo tego, że bardzo zwolniłem prawie nikt mnie nie mija. Pojedyncze osoby. Chyba dużo osób zaliczyło zgona Z kolei ja sam jeszcze kogoś minąłem. I tak biegłem sobie po 4-4:10 odhaczając kilometry do mety, już na luziku. Zjadłem ostatni żel, wyszło słoneczko, ładnie Byłem mocno zmęczony, lekko nie było, ale to nie była agonia. Nogi spoko. Trochę się tylko dłużyło do mety. No trudno, bywa.
Można by zwalać na czynniki zewnętrzne, a to, że buty mi się nie sprawdziły i ślizgały, wiało, i biegłem dużo solo. To na pewno też się przyczyniło i nie ułatwiło. Ale generalnie to było dla mnie jednak chyba za mocno. A na pewno tego dnia. Trzymałem tempo ale do czasu. Na 25km już było czuć, że to nie będzie to. Zabrakło wytrzymałości, kilometrów. Trening Hansonów nie do końca się sprawdził. Czuję, że byłem przygotowany na to tempo, ale tak może na 33 kilometry. Nie wiem czy te problemy z kolką były spowodowane żywieniem, czy to prostu taka oznaka organizmu, że miał dosyć. To na pewno też muszę przemyśleć, bo to dokończyło dzieła zniszczenia. Myślę, że długa przerwa od zawodów też ma jakieś znaczenie. Ostatni maraton to była wiosna 2019. Zabrakło obiegania i zapomniałem jak smakuje maraton Generalnie i tak fajnie, że po straconej całej zeszłej zimie udało się wrócić do pełnej sprawności i podjąć to wyzwanie. Wyciągnę wnioski i jeszcze to pobiegam jak trzeba
Po maratonie, mimo, że nieudanym, jestem mocno nakręcony na dalszą robotę. W zasadzie najchętniej od razu zacząłbym przygotowania, a tu trzeba odpocząć... Wiem, co chcę zmienić, poprawić - jeszcze będzie wspaniale Bardzo możliwe, że poszukam też maratonu za granicą na wiosnę.
Poniżej fotka z mety, gdzie widać, że niespecjalnie jestem zmęczony
POZnan* MArathon
2:41:24 24. miejsce
Przed startem wszystko w jak najlepszym porządku. Śniadanie, dojazd, depozyt, rozgrzewka. Po kolei każdy element wg planu. Po wejściu do strefy A zauważyłem, że biegnie Marcin Wacko z Poznania, zawodnik z życiówką bodajże 2:36, więc od razu dogadaliśmy się na wspólny bieg w tempie na 2:35. Początek z dużą kontrolą tempa, żeby nie przestrzelić i wyszło idealnie - piątka po 3:39 w 18:16. Tu zawiązała się mała grupa, co było dobrą prognozą na wspólne bieganie. Do oka wpadła mi mucha. Nie udało się jej wyciągnąć, wiec do końca biegu tkwiła w oku Kolejne kilometry prowadziliśmy ramię w ramię wraz z Marcinem, za nami dwóch, trzech kompanów, kawałek przed nami jeszcze jeden kolega, którego wchłonęliśmy chwilę później, a już dużo dalej tylko mocna, duża grupa prowadzona na 2:30. Tu biegło się fajnie, równo, szkoda tylko, że nikt nie chciał dać zmiany. Za ósmym, po skręcie poczuliśmy trochę wiatru, jednak na tym etapie to jakoś nie zaburzało tempa. 10km w 36:40 (choć na wynikach mój czas jest jakiś z czapy, nie wiem co tam się wydarzyło z tym sygnałem...) czyli cały czas po 3:40. Po skręcie w ulicę Grunwaldzką (13km) wciągnąłem pierwszy żel i miałem wrażenie że mam już podejrzanie pusty żołądek. Taka gorsza chwila też w samopoczuciu, ale za moment było wszystko OK. 15km w 55:10 czyli cały czas równo. Ulica Hetmańska była mokra, musiało tam coś lokalnie popadać. Okazało się, że ja się tam ślizgam! Byłem zaskoczony, bo przecież biegałem w tych butach już po mokrym i nie było takiej masakry. Widocznie nawierzchnia na moich ścieżkach jest bardziej przyczepna niż ten tu wyjeżdżony asfalt. A teraz jak po śniegu... Mocno mnie to zirytowało, bo musiałem szukać suchych miejsc albo biec przy samym krawężniku, po piasku i żwirku żeby szukać przyczepności. Był to fragment mocno pofalowany, kilka wiaduktów, most i grupa się rozerwała, Marcin puścił. Ja trzymałem tempo. Za mną utrzymał się jeszcze jeden kolega, ale cały czas za moimi plecami. Na 19km kolejny żel, a za chwilę punkt żywieniowy na popicie. Generalnie na każdym punkcie co 5 km wypijałem dwa łyki wody. Na szczęście dla mnie skończył się mokry asfalt co było dużą ulgą. Połówka minięta w 1:17:37. Akurat. Po chwili miałem support, który podał mi kolejne dwa żele i kilka łyków izotonika. Cały czas trzymałem równe tempo, może parę sekund uciekło, ale też to było od jakiegoś czasu bieganie solo. Z pasażerem na plecach. W zasadzie poza pierwszymi 2-3 kilometrami jeszcze w tłumie to ani razu nie miałem możliwości schować się za kimś, skorzystać tak naprawdę z biegu w grupie. No poza tym, że z Marcinem obok łatwiej było trzymać tempo. Wiatr na siebie, tempo na siebie. Odcinek do 25km - było sporo pod górę. Niestety czułem, że jak na ten moment biegu czuję się trochę zbyt już ujechany. Niby nogi lecą, ale w płucach już mnie coś dusiło. Pod górkę sekundy trochę uciekały. Tłumaczyłem sobie, że to najtrudniejszy odcinek, podbiegi i na zbiegach wszystko wróci do normy. 25km miałem średnią 3:41 czy wciąż tak jak trzeba. Kolejny żel i na 26.km trochę odetchnąłem, bo miałem długi zbieg, jakieś 2 km. Spowrotem tempo było równo 3:40, tylko że jakoś tak nie za lekko... W głowie zaczęły się pojawiać lekkie wątpliwości. Na 28km dogonił mnie zawodnik, którego wcześniej wchłonęliśmy. Wyprzedził i liczyłem, że się z nim zabiorę. Tylko, że on tu dołożył tempo 3:35 i po chwili musiałem to puścić. Dla mnie za szybko. Od jakiegoś czasu doszło kłucie w brzuchu, które chwilę przed 30 km przerodziło się w ostrą kolkę po obu stronach. Przeczuwałem to co nadchodziło nieuchronnie... Mianowicie, że ja tego chyba nie dociągnę do końca. Kolka uniemożliwiała teraz normalny bieg w moim tempie. Próby porozciągania niewiele dawały. 30km było jeszcze teoretycznie na 2:36 na mecie, tylko że w tym momencie walcząc z kolkami byłem na tempie powyżej 4 minut. Nie mogąc wrócić na swoje tempo na 31. i 32. byłem już trochę zrezygnowany. Niby to nie była jakaś ogromna bomba, że mnie totalnie ścięło, ale osłabienie było wystarczające, żeby wyskoczyć z kursu na dobre. Mięśniowo czułem się całkiem dobrze. Ale minuta straty, po chwili druga sprawiły, że za 32.km już włączyłem niestety tryb dobiegnięcia do mety. Byłem mocno skoncentrowany na celu 2:35, życiówka w zasadzie też uciekła, wiec było mi wtedy obojętne czy dobiegnę w 2:39 czy 3:00. Na 33km dostałem od supportu bidon z izo i trochę zachęty, żeby jednak powalczyć. Przed sobą miałem dwie słabnące Kenijki i postanowiłem chociaż spróbować dobiec po 4 minuty, a nie tylko dotruchtać. Wypiłem dużo tego izotonika, leciałem z bidonem przez spory kawałek i poczułem się dużo lepiej już przed 35km. W butach czułem się już mocno niewygodnie. Od spodu czułem obolałe podeszwy, a na dwóch palcach nabawiłem się bąbli z krwią. Oj nie sprawdziły się te brooksy Dogoniłem zawodniczki przede mną i to co mnie zdziwiło, że pomimo tego, że bardzo zwolniłem prawie nikt mnie nie mija. Pojedyncze osoby. Chyba dużo osób zaliczyło zgona Z kolei ja sam jeszcze kogoś minąłem. I tak biegłem sobie po 4-4:10 odhaczając kilometry do mety, już na luziku. Zjadłem ostatni żel, wyszło słoneczko, ładnie Byłem mocno zmęczony, lekko nie było, ale to nie była agonia. Nogi spoko. Trochę się tylko dłużyło do mety. No trudno, bywa.
Można by zwalać na czynniki zewnętrzne, a to, że buty mi się nie sprawdziły i ślizgały, wiało, i biegłem dużo solo. To na pewno też się przyczyniło i nie ułatwiło. Ale generalnie to było dla mnie jednak chyba za mocno. A na pewno tego dnia. Trzymałem tempo ale do czasu. Na 25km już było czuć, że to nie będzie to. Zabrakło wytrzymałości, kilometrów. Trening Hansonów nie do końca się sprawdził. Czuję, że byłem przygotowany na to tempo, ale tak może na 33 kilometry. Nie wiem czy te problemy z kolką były spowodowane żywieniem, czy to prostu taka oznaka organizmu, że miał dosyć. To na pewno też muszę przemyśleć, bo to dokończyło dzieła zniszczenia. Myślę, że długa przerwa od zawodów też ma jakieś znaczenie. Ostatni maraton to była wiosna 2019. Zabrakło obiegania i zapomniałem jak smakuje maraton Generalnie i tak fajnie, że po straconej całej zeszłej zimie udało się wrócić do pełnej sprawności i podjąć to wyzwanie. Wyciągnę wnioski i jeszcze to pobiegam jak trzeba
Po maratonie, mimo, że nieudanym, jestem mocno nakręcony na dalszą robotę. W zasadzie najchętniej od razu zacząłbym przygotowania, a tu trzeba odpocząć... Wiem, co chcę zmienić, poprawić - jeszcze będzie wspaniale Bardzo możliwe, że poszukam też maratonu za granicą na wiosnę.
Poniżej fotka z mety, gdzie widać, że niespecjalnie jestem zmęczony
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
- sebbor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1205
- Rejestracja: 03 lis 2008, 21:52
- Życiówka na 10k: 33:38
- Życiówka w maratonie: 2:38
- Lokalizacja: Poznań
Czwartek 20.10.2022
EASY
8,1km@4:54
Sobota 22.10.2022
DziewiczaGóraBiega #1
10,35km 41:07 2.miejsce
Po maratonie wpadł jeszcze jeden start. Czas najwyższy coś tam skrobnąć. Zbudowana forma jeszcze siedziała we mnie, więc liczyłem na mocne bieganie i dobry wynik. Z drugiej strony to było 6 dni po maratonie i też chyba z rok bez biegania po górkach. Cieszyłem się na powrót na te trasy. Poprzednia edycja mi uciekła przez kontuzje. Ruszyłem mocno, nawet przez pierwsze 200m prowadząc. Z prawej strony wyłonił się nieznany mi zawodnik, który wyszedł na czoło. Ciągnąłem za nim, ale czułem, że lekko nie jest. Od razu tętno i intensywność wysoko. Po 2km na wypłaszczeniu skontrolowałem tempo i pomimo 3:20 na chwilowym - nie mogłem dogonić lidera, który uciekł już na 20m. Wyczułem już, że to jakiś mocny zawodnik i odpuściłem pogoń. Za plecami słyszałem kroki znajomego, z którym, jak zakładałem, powalczymy o drugie miejsce. Skupiłem się na swoim tempie, żeby na najbliższych podbiegach się nie ujechać. Po pierwszym kółku niewiele się zmieniło. Miałem kilka sekund przewagi. Lider uciekł już daleko. No i ciągle nie było łatwo Lekkości w kroku nie czułem, mocnej nogi na podbiegach też nie. Trochę musiałem się zmuszać, żeby to ciągnąć. Na szczęście gdzieś na 8. km udało się odskoczyć, zrobić bezpieczną przewagę, tak, że ostatni kilometr i podbieg były na spokojnie z kontrolą. Z kontrolą miejsca, bo fizycznie ścisk w brzuchu i niezła już bomba Finalnie z drugiego miejsca jestem zadowolony. Nie jest to mój najlepszy czas tam. Liczę, że powrót na treningach na górki pozwoli się poprawić na wiosnę. Zwycięzca, jak się okazało z Białorusi, to kiedyś mocny zawodnik na orientację. Biegał na ME i MŚ
EASY
8,1km@4:54
Sobota 22.10.2022
DziewiczaGóraBiega #1
10,35km 41:07 2.miejsce
Po maratonie wpadł jeszcze jeden start. Czas najwyższy coś tam skrobnąć. Zbudowana forma jeszcze siedziała we mnie, więc liczyłem na mocne bieganie i dobry wynik. Z drugiej strony to było 6 dni po maratonie i też chyba z rok bez biegania po górkach. Cieszyłem się na powrót na te trasy. Poprzednia edycja mi uciekła przez kontuzje. Ruszyłem mocno, nawet przez pierwsze 200m prowadząc. Z prawej strony wyłonił się nieznany mi zawodnik, który wyszedł na czoło. Ciągnąłem za nim, ale czułem, że lekko nie jest. Od razu tętno i intensywność wysoko. Po 2km na wypłaszczeniu skontrolowałem tempo i pomimo 3:20 na chwilowym - nie mogłem dogonić lidera, który uciekł już na 20m. Wyczułem już, że to jakiś mocny zawodnik i odpuściłem pogoń. Za plecami słyszałem kroki znajomego, z którym, jak zakładałem, powalczymy o drugie miejsce. Skupiłem się na swoim tempie, żeby na najbliższych podbiegach się nie ujechać. Po pierwszym kółku niewiele się zmieniło. Miałem kilka sekund przewagi. Lider uciekł już daleko. No i ciągle nie było łatwo Lekkości w kroku nie czułem, mocnej nogi na podbiegach też nie. Trochę musiałem się zmuszać, żeby to ciągnąć. Na szczęście gdzieś na 8. km udało się odskoczyć, zrobić bezpieczną przewagę, tak, że ostatni kilometr i podbieg były na spokojnie z kontrolą. Z kontrolą miejsca, bo fizycznie ścisk w brzuchu i niezła już bomba Finalnie z drugiego miejsca jestem zadowolony. Nie jest to mój najlepszy czas tam. Liczę, że powrót na treningach na górki pozwoli się poprawić na wiosnę. Zwycięzca, jak się okazało z Białorusi, to kiedyś mocny zawodnik na orientację. Biegał na ME i MŚ
- sebbor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1205
- Rejestracja: 03 lis 2008, 21:52
- Życiówka na 10k: 33:38
- Życiówka w maratonie: 2:38
- Lokalizacja: Poznań
Dobra, wracanko. Kilka słów o roztrenowaniu, nie do końca poszło tak jak chciałem. A chciałem więcej się ruszać Było tak:
MARATON
--- 3 dni wolne ---
--- Easy 8 km ---
--- dzień wolny ---
Dziewicza Góra 10km
--- 7 dni wolne ---
--- bieg ---
--- dzień wolny ---
--- bieg ---
--- 8 dni wolne --- (przeziębienie)
--- bieg ---
--- 2 dni bez biegania ---
Planowałem po biegu na Dziewiczej jeszcze tydzień luzu i wracać do biegania, ale niestety przyplątało się przeziębienie, które trzymało mnie długo Suma sumarum 4 tygodnie roztrenowania były ze śladową ilością biegania . Grunt, że już wracam na dobre tory
Poniedziałek 14.11.2022
EASY
10km @4:52
Wtorek 15.11.2022
Siłownia
65'
Środa 16.11.2022
EASY
8km @ 4:42
Czwartek 17.11.2022
EASY
10km @ 4:54
Piątek 18.11.2022
wolne
MARATON
--- 3 dni wolne ---
--- Easy 8 km ---
--- dzień wolny ---
Dziewicza Góra 10km
--- 7 dni wolne ---
--- bieg ---
--- dzień wolny ---
--- bieg ---
--- 8 dni wolne --- (przeziębienie)
--- bieg ---
--- 2 dni bez biegania ---
Planowałem po biegu na Dziewiczej jeszcze tydzień luzu i wracać do biegania, ale niestety przyplątało się przeziębienie, które trzymało mnie długo Suma sumarum 4 tygodnie roztrenowania były ze śladową ilością biegania . Grunt, że już wracam na dobre tory
Poniedziałek 14.11.2022
EASY
10km @4:52
Wtorek 15.11.2022
Siłownia
65'
Środa 16.11.2022
EASY
8km @ 4:42
Czwartek 17.11.2022
EASY
10km @ 4:54
Piątek 18.11.2022
wolne
- sebbor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1205
- Rejestracja: 03 lis 2008, 21:52
- Życiówka na 10k: 33:38
- Życiówka w maratonie: 2:38
- Lokalizacja: Poznań
Sobota 19.11.2022
Dziewicza Góra bieg#2
10,35km 40:37 2 miejsce
Po 4 tygodniach roztrenowania nastawiałem się na ciężkie bieganie. Ekipa na starcie podobna jak ostatnio, dodatkowo pojawił się kolega Przemysław, który tydzień wcześniej zrobił PB na dyche 33:38. Od startu celowo odpuściłem pierwszą dwójeczkę i ciągnąłem swoje tempo. Po 2km Przemo wyraźnie odpuścił prowadzącego Białorusina a ja wcale nie miałem dużej straty. Zacząłem się zbliżać, a biegło mi się naprawdę dobrze. Na końcu pierwszej pętli stawka się wyrównała, z tyłu dobiegł jeszcze Zbyszek i zamknęliśmy kółko w około 20 minut. Mocno, 30 sekund szybciej niż miesiąc wcześniej. Zdziwił mnie ten czas bo czułem się lepiej, lżej. Wyszedłem nawet na czoło. Po 6km Przemo mocno przyatakował na zbiegu. Wcześniej odpuścił, a teraz rusza - pomyślałem. Ale po chwili łatwo go minąłem i widziałem, że jest ujechany. Zauważyłem szansę, więc cisnąłem mocno dalej stopniowo zyskując dystans. Na ostatnim podbiegu już widziałem że to dowiozę, więc mogłem kontrolować sytuację bez pójścia w trupa Dobry bieg i kolejne drugie miejsce do klasyfikacji.
Niedziela 20.11.2022
EASY
13km@4:50
Tydzień#1 55km
Dziewicza Góra bieg#2
10,35km 40:37 2 miejsce
Po 4 tygodniach roztrenowania nastawiałem się na ciężkie bieganie. Ekipa na starcie podobna jak ostatnio, dodatkowo pojawił się kolega Przemysław, który tydzień wcześniej zrobił PB na dyche 33:38. Od startu celowo odpuściłem pierwszą dwójeczkę i ciągnąłem swoje tempo. Po 2km Przemo wyraźnie odpuścił prowadzącego Białorusina a ja wcale nie miałem dużej straty. Zacząłem się zbliżać, a biegło mi się naprawdę dobrze. Na końcu pierwszej pętli stawka się wyrównała, z tyłu dobiegł jeszcze Zbyszek i zamknęliśmy kółko w około 20 minut. Mocno, 30 sekund szybciej niż miesiąc wcześniej. Zdziwił mnie ten czas bo czułem się lepiej, lżej. Wyszedłem nawet na czoło. Po 6km Przemo mocno przyatakował na zbiegu. Wcześniej odpuścił, a teraz rusza - pomyślałem. Ale po chwili łatwo go minąłem i widziałem, że jest ujechany. Zauważyłem szansę, więc cisnąłem mocno dalej stopniowo zyskując dystans. Na ostatnim podbiegu już widziałem że to dowiozę, więc mogłem kontrolować sytuację bez pójścia w trupa Dobry bieg i kolejne drugie miejsce do klasyfikacji.
Niedziela 20.11.2022
EASY
13km@4:50
Tydzień#1 55km