No to wystartowalem wczoraj
W sobote pojechalem dosc wczesnie odebrac pakiet startowy, zeby uniknac tloku.
Wszystko poszlo jak splatka i jeszcze przed 12 bylem w domu.
Strefa T1 na razie byola puuusta...
Popandmiczne-Expo bylo naprawde slabiutkie, bylo mniej niz polowa wystawcow, nie zajelo mi wiecej niz 5 minut...
Po powrocie do domu przygotowalem wszystko do startu. Jakis taki w glowie bylem "slabo" nastawiony.
Normalnie jestem dosc spiety i zestresowany, tym razem nie. Ale to nie byl dobry luz, takie raczej zniechecenie(?)
Na tyle duze, ze ogarnalem wszystko z glowy, bez listy, chyba nie za bardzo przejmujac sie czy czegos nie zapomne.
Spoiler alert: co ciekawe nie zapomnialem
A nie, zapomnialem sie ogolic, w sensie nogi itd., no trudno, jakos to przelknalem.
W niedziele dojechalismy na miejsce w zasadzie bez problemu, niestety pogoda zaskoczyla nas in minus.
Prognoza mowila o 17 stopniach i sloncu, a jak dojechalismy bylo wlasnie po deszczu i termometr pokazywa 11 stopni
No dobra, do startu bylo jeszcze 2 godziny. Za chwile sie rzeczywiscie rozpogodzilo i w sloncu zrobilo sie odczuwalnie cieplej.
Potem jednak znowu zaczelo padac, a to do startu juz tylko pol godziny, miodzio.
Dobrze, ze zalozylem juz pianke, bo bym zamarzl. I tak zaczelo mi byc zimno dosc szybko, bo wial wiatr, trawa byla mokra ja na boso.
Na szczescie nie padalo dlugo i wyszlo slonce, ale goraco nie bylo. No nic, czas isc do strefy startu.
Ustawilem sie w swojej strefie wg spodziewanego czasu ukonczenia i bez dlugiego oczekiwania mimo rolling start wystartowalem (w tym roku bylo o polowe mniej uczestnikow).
Niestety przy zakladaniu pianki potwierdzilo sie, ze nie mam aktualnie wagi startowej i te 4-5 kg za duzo robi roznice. Pianka byla naprawde opieta i krepowala ruchu mocno.
Odczulem to szybko jak zaczalem plynac. Nie bylem sie w stanie dobrze wyciagnac i plynalem troche "spiety". Troche czasu mi zajelo zanim zlapalem jaki tam rytm i dalo sie plynac.
Subiektywnie plynale mi sie zle, nie moglem utrzymac kierunku i ciagle znosilo mnie mocno w prawo, wciaz musialem korygowac kurs i nadrabialem drogi.
Tak bylo mniej wiecej przez 1/3 trasy, potem po ostrym zakrecie w prawo poszlo lepiej i ta prosta do nastepnej boi byla ok (czyli 2/3 za mna).
Potem ostro w prawo i po chwili korekcja w lewo. To mi zupelnie nie wyszlo. Wiatr zrobil niezly chop na wodzie i obserwacja byla ciezka.
No i to wielka skucha, bo obralem sobie bojke nie z tej lini wzdluz, ktorej mialem plynac, tylko tej dalej. Czyli zamiast lekko skrecic, skorygowac kurs, ja poplynalem dalej, fak.
Nie wiem ile mnie to kosztowalo, ale troche nadrobilem, no trudno. Pod koniec bylem juz zmeczony walka z pianka, ale postanpowile ciaglac do konca.
Wyszedlem z wody: okularki na czlo, zegarek w zeby, rozpiac pianke sciagnac do pasa, odszukac worek na stojaku i do namiotu.
Bylem zemczony, z pianki wygrzebalem w nienajlepszym czasie, w mokrym stroju bylo troche chlodno. Potem zaliczylem jeszcze Toi-Toi, bo tuz przed nie bylem w stanie ze wzgledu na pianke.
Potem (co zdarzylo mi sie po raz pierwszy ever) pomylilem alejki i szukalem roweru nie tam, gdzie potrzeba. A czas leci, pieknie.
To byla bardzo slaba zmiana. Normalnie ok. 4 minut, tym razem 6, juhuuu!
Potruchtalem z rowerem do lini startu i biegnac odpalilem komputerek rowerowy. Mialem co prawa zegarek na reku, ale na rowerze funkcje dubluje, zeby wskazniki przed nosem.
To sie bardzo sprawdzilo ostatni w Almere i dzieki temu nie musze zerkac na zegarek, co wymaga zmiany pozycji a do tego cyferki sa malutkie (starosc!).
Wsiadlem na rower i jade. Tutaj dzien wczesniej obcykalem sobie maly life-hack i postanowilem do wyprobowac.
W czym rzecz. Otoz, gdy byty sa wpiete w pedaly, to trzeba je za piete jakos umocowac, zeby nie wisialy tylko trzymaly poziom.
Standardowo sa to gumki recepturki, ktore sie urywaja, gdy sie zacznie pedalowac. To sie swietnie sprawdza, jezeli sie rzeczywiscie wskakuje w biegu na rower i obydwoma stopami w miare rownoczesnie spada na pedaly.
Ja jednak tego nie ryzykuje (to wymaga troche pocwiczenia, poza tym na dretwych nogach po plywaniu i w stresie startowym jest jeszcze trudniej ofc).
Dlatego stawiam na metode posrednia, lewa noga na pedal, naciskac, rower rusza, a ja wsiadam. Tylko, ze w tym przypadku lewy pedal idzie na dol i prawa gumka sie zrywa zanim prawa noga ma szanse na nim stanac.
No to wpadlem na taki pomysl: do prawego buty przymocowalem dluzsza recepturke, taka, zeby nawet przy kreceniu pedalami sie nie zrywala. Zatem jak wskoczylem but wciaz czekam na prawa stope, nie bylo uciazliwego ustawiania noga buta, zeby do niego wejsc. Musialem sie do niego i ta schylic, zeby go zapiac, wiec dodatkowo wykonalem szybkie szarpniecie za gumke i po sprawie! Chyba to opatentuje
[CDN]