Panie prezesie melduje wykonanie zadania... Czytaj dobiegłem na metę i tylko tyle dałem rade...
Przyjechaliśmy z żonką do Rzeszowa około godziny 10:45, mimo remontu ulicy Warszawskiej udało nam się dojechać bez problemu prawie pod same biuro zawodów (Bogu dzięki za google i samrtphona z androidem

) Odebrałem pakiet startowy, zamontowałem chipa na moje merrelle i udałem się na zakupy wody do Biedronki

Woda kupiona mała rozgrzewka (tu pojawiła się myśl, ze może kolano da mi spokój bo nie bolało wcale) i ustawiamy się na starcie. Profilaktycznie ustawiłem się na końcu bo co mam komuś blokować trasę. 12:30 START! Biegniemy... powolutku... I już po 500m wiem, ze kolano da mi się we znaki... Wytrzymało gdzieś tak do 4km. Te 4km biegło się naprawdę fajnie sporo powyprzedzałem i byłem zadowolony upajając się myślą, że będę czuł tylko gniotący dyskomfort w kolanie

Niestety w okolicach 6,5km kolano już sporo przeszkadzało, w zasadzie mógłbym powiedzieć, ze napierdalało tak, ze cała prace kolana przejmował staw skokowy(kolano starałem się jak najmniej zginać wiec jeśli widzieliście kolesia z nr 272 odzianego na czarno który kuśtyka sobie radośnie to pewnie byłem ja) i teraz boli mnie właśnie staw skokowy, nie jakoś strasznie ale czuje, że go mam

Od 7km wyprzedzali mnie wszyscy jak leci... wszyscy... Ja wypoczęty truchtałem sobie w tempie 6:30/km wiedząc, ze mógłbym szybciej gdyby ciało mnie nie zdradziło... Nie jest to przyjemne uczucie... Nie jestem zadowolony z biegu, ale co zrobić, trzeba poreperować kolano i działać dalej...
wynik to coś w okolicach 57 min, nic czym by się można chwalić
wypocinki (niestety gremlina nie naładowałem i rozładował się gdzieś na 9km wiec nie mam całej trasy):
http://connect.garmin.com/activity/401892126