20.07.2013r
VIII Dobrodzieńska Dycha.
Wyjazd o 8:37. Pełen nerwów, niewyspany. Wciskam w siebie bułkę z masłem orzechowym i bułę z nutellą. Popijam szklanką wody. Słucham muzyki, układam playliste. 10:07 jestem na miejscu. Odbieram pakiet, przebieram się. Wzrokiem szukam znajomych. Kolejka do kibelka(wyjątkowo długa), krótka rozgrzewka i czekanie na start. Poszło.
Pierwszy kilometr szybki, drugi wolniejszy. Boję się o tempo i pogodę. Raz słońce mocne, raz za chmurami. Krystalizuje się bieg. Pod górkę, ale lekko. Nie czuję bólu. Na 2km podpinam się pod gościa, trzymam się z nim do mety. Pomaga mi biec, gdy słabnę podtrzymuje mną, gdy on podupada, ja pomagam mu. Dzięki niemu miałbym gorszy czas i w ogóle bieg byłby do bani. Wbiegam na metę razem z nim. Gratulujemy sobie. Nie wierzę w czas. Spotykam MIMIKA, znaczy podchodzę i nieśmiało pytam się, czy to Pan MIMIK. Troszkę pojechałem, ale chwila rozmowy. Cóż, rene znów się nie pojawiła, a szkoda

Bieg fantastyczny!!
A tak wyglądało to czasowo.
05:08 - 1km
05:13 - 1km
05:26 - 1km
05:19 - 1km
05:31 - 1km
05:25 - 1km
05:30 - 1km
05:27 - 1km
05:09 - 1km
04:52 - 1km
słowem
10.03km w 53:13!!!!!
Nowy rekord. Miałem siłę na więcej. Dzięki mojemu koledze z Lublińca, było by gorzej!!
A Ty rene, strzeż się. Musiałaś mieć ważny powód, by się nie zjawić
