Dystans - 12 km.
Miało być WB2, było OWB1....
Ale od początku. Jak zwykle w środy zawiozłam Jasia do Goleniowa na lekcję gry na gitarze do p. Jarka Chilkiewicza ( super człowiek i jeden z najlepszych gitarzystów w Polsce, Jaś go po prostu uwielbia). W planie miałam bieganie na bieżni na stadionie obok, ale znowu nic z tego nie wyszło, bo był mecz piłki nożnej

I pobiegliśmy... a właściwie poczłapaliśmy, bo chyba trochę ostatnio przesadziłam z treningami i dokuczały mi mięśnie czworogłowe, bardziej prawy.Biegłam jak na szczudłach. Było fatalnie, Jacek cały czas nawijał o pracy, mnie bolały nogi i czułam, że za chwilę wybuchnę, no i stało się.... pokłóciliśmy się na koniec, Jacek wkurzony wyprzedził mnie o dobre 100 m, nie mogłam go dogonić co jeszcze bardziej mnie wkurzało, męłam przekleństwa pod nosem i miałam wszystkiego dość... Życie jest po prostu paskudne.
Dzisiaj, jak na to wszystko patrzę z perspektywy to śmiać mi się chce.... Straszna ze mnie choleryczka, jak on ze mną wytrzymuje tyle lat?
Postanowiłam zrobić dwa dni przerwy w bieganiu i jeszcze raz przeanalizować plan, który sobie stworzyłam z pomocą wskazówek p. Jurka Skarżyńskiego, chyba coś z nim nie tak, skoro mam dość biegania.... Może napiszę jakiegoś maila do p. Jurka?
Mam usprawiedliwienie, bo powinnam być na konferencji w Szczecinie 13-15.05.2010r., ale dzisiaj sobie całkiem odpuszczę i będę się oddawać lenistwu ( może nie do końca, bo trzeba posprzątać w domu, a to prawie 300 m kwadratowych). Znieczuliłam się już ibupromem i panadolem, nasmarowałam nogi fastum ( broń Boże nie reklamuję żadnych leków, to akurat miałam pod ręką) więc jakoś dożyję do soboty, kiedy znowu będę biegać, oby z zamierzonym skutkiem...