01.04 (czwartek)
"Odwiozlem" rowerem syna na jego trening biegowy, a sam pojechalem dalej pokrecic na rowerze.
Wracjac zgarnalem go po drodze.
W sumie wyszlo 42km w 2h.
02.04 (piatek)
Zrobilem sobie wolne, a co!
03.04 (sobota)
Pobieglem w towarzystwie syna na rowerze.
To mial byc ostatni w miare cieply dzien (+16) w najblizszym czasie.
Bieg: 13.2km, 4:51 min/km, tetno 145, podbiegow 105m.
Calkiem dobrze mi sie bieglo, ale po biegu bolaly mnie sciegna Achillesa, nie jakos strasznie, ale jednak.
04.04 (niedziela)
Ochlodzilo sie do +11, ale wciaz swiecilo slonce i nawet mocno nie wialo

Tym razem wybralem sie sam. Postanowilem wyprobowac cos o czym przeczytalem i zalozylem Greyhoundy (w sobote bielgem w Torinach).
Bieglem po bardzo podobnej trasie (czyli w dol do rzeki i wzdluz niej), ale mocniej i troche dalej.
Wyszlo 14.3km, 4:42 min/km, tetno 150, podbiegow 128m.
Nieco dluzszy kro (116 ->120cm) i ciut wieksza oscylacja (11.0 -> 11.1cm), ale krotszy czas kontaktu (234 -> 229ms).
Dlaczego to pisze? Bo wg danych pobieglem mocniej, dynamiczniej, a po biegu nie czulem nawet, ze sciegna sa zmeczone, nic.
Odkladam na razie Toriny na polke i pobiegam tylko w Greyhoundach i Escalante na zmiane.
Jezeli regula sie potwierdzi, to Toriny poleca juz jednak do kosza, tak jak niedawno Kinvary.
Obejrzalem Toriny od spodu i lodka sie z podeszw zrobila juz bardzo duza.
Buty maja na liczniku 835km. Myslalem, ze do 1000km dociagna, ale chyba nie ma na to co liczyc.
A co do Greyhoundow, to bardzo je polubilem. Zazar po zalozeniu wydawaly mi sie jeszcze "nie swoje",
ale po pierwszych kilometrach lezaly juz bardzo dobrze.
Same odczucia z biegu sa wietne, tym bardziej kiedy porownalem je dzien po dniu ze starymi Torinami.
Greyhoundy mocno amortyzuja, ale sa sprezyste tak jak Escalante, a nie papciowate jak Toriny.
A do tego calkiem dobrze i naturalnie (bez wymuszania jak to bylo w wypadku Torinow) bieglo sie tempem pomiedzy pol- a maratonowym (czyli 4:25-4:30 w moim przypadku).
To sa oczywiscie dopiero 2 biegi, wiec wiele moze sie zdarzyc, ale jestem dobrej mysli
ZIB
Jesli chodzi o sezon startowy, to na razie wyglada wszystko bardzo zle.
IronMan Frankfurt (koniec czerwca) jeszcze nie jest przesuniety, ale IM 70.3 Kraichgau (07.06) juz oficjalnie tak.
Biorac pod uwage aktualna sytuacje jesli chodzi o pandemie, to nie licze zatem na to, ze IM Frankfurt sie odbedzie.
I chyba to dobrze
Juz nawet pomijajac fakt, ze ostatni raz na trenigu plywackim bylem pod koniec czerwca 2020, to przygotowanie sie pod dlugi dystans na koniec czerwca jest dla mnie ciezkie.
Zima to nie jest moj czas i przygotowanie biegowe mocno cierpi, bo nie jestem w stanie zmusic sie do dluzszych i internsywniejszych treningow.
Do tego cala ta pandemia daje mi tez po psychice (szczegolnie brak jakichkolwiek startow) i to sie przeklada troche na swego rodzaju "zadziornosc", ktorej mi aktualnie troche brakuje.
Dlatego chyba wolalbym, zeby te zawody przelozyli na rok 2022.
Jesli chodzi o drugi start, czyli Almere 11-go wrzesnia, to jestem duzo lepszej mysli.
Raz, ze w miedzyczasie uda sie chociaz pare trenigow wykonac (czy to w otwartym basenie czy na otwartym akwenie),
a do tego ponad 2 miesiace wiecej przygotowan w milych, wysokich temperaturach, to jest to, czego mi potrzeba
Mysle, ze na te zawody bede sie w stanie calkiem dobrze przygotowac, no i jest duza nadzieja, ze sie odbeda w zalozonym terminie.
No i na koniec tego ponownie marnego sezonu zostaje Maraton we Frankfurcie, z ktorym wiaze duze nadzieje.
Ale to jeszcze bardzo odlegly horyzont czasowy...