Czas nadrobić zaległości blogowe… Na początek mała refleksja: rzeczy które zwykle wydają się nam być oczywiste i dane jakby „w pakiecie” niekoniecznie takimi są i w związku z tym warto cieszyć się każdą chwilą. Wiem, wiem – nic odkrywczego, ale myślę że warto to przypomnieć…
8.07. Wyskoczyłem w przerwie między warstwami farby. Mimo braku muzyki i wysokiego tętna biegło się bardzo przyjemnie.
13,33 km: 1:20:01; śr. 6:00/km; HR śr./max.: 144/157
10.07. Zdecydowanie najprzyjemniejszy bieg ostatnimi czasy. Pogada wymarzona: chłodno, lekki deszcz i przyjemny lekki wiatr. Przewietrzyłem płuca i nogi też fajnie popracowały.
14,86 km: 1:20:01; śr. 5:23/km; HR śr./max.: 156/168
11.07. 2 X 20 km rower. Fajnie, rekreacyjnie.
13.07. Poranny trening, dobrze się biegło, średnie tętno już takie BS-owe, tylko prawa łydka jakaś „nie moja”
15,10 km: 1:30:01; śr. 5:58/km; HR śr./max.: 137/151
15.07. W zasadzie kopia poprzedniego biegu, łydkę nadal czuje, niby jest ok., ale…
13,30 km; 1:20:01; śr. 6:01/km; HR śr./max.: 141/150
16.07. No i jeb..o

. W założeniu long, bo nastrój bardzo bojowy i pozytywny. Trasa objechana jakiś czas temu rowerem, długość ok. 20 km. Na 10 km ból w prawej łydce. Zatrzymałem się, trochę rozchodziłem. Jako ze czas napięty kulejąc wróciłem truchtem w dużym dyskomforcie. Jak bardzo było to głupie niedługo się okaże.
9,91 km: 58:08; śr. 5:52/km; HR śr./max.: 138/148 6,58 km: 40:03; śr. 6:05/km; HR śr./max.:137/149
20.07. Testowy 40’ trucht. Na dyskomforcie psychicznym (mocnym) i fizycznym (lekkim

).Dyskomfort jest, ale bólu brak.
6,00 km; 40:00; śr. 6:40/km; HR śr./max.:141/169
22.07. Godzina biegu. Początek euforyczny, myślałem żeby pobiec coś żwawiej ale jak tylko przyspieszyłem pojawił się dyskomfort. Utrzymywał się do końca, choć bólu znowu nie było.
10,80 km: 1:05:01; śr. 6:01/km; HRś®./max.: 140/149
I nieobiegowo

: 23 i 24 lipca zalewanie posadzek. Trochę przeszarżowałem, bo sam wszystko robiłem a metrów trochę było. Plecy się odezwały ma tyle, że nie bardzo miałem chęci na jakąkolwiek aktywność sportową. W czwartek i piątek już na przeciwbólowych, ale ciągle w robocie. W poniedziałek miałem pojechać na tydzień na Mazury, jak łatwo się domyślić nie pojechałem. W sobotę w trakcie jazdy autem ból już taki, że musiałem się zatrzymać bo prawa noga w zasadzie nie funkcjonowała. Karetka, przeciwbólowy zastrzyk. Pomogło na tyle, że jako pasażer mogłem wrócić do domu. W niedziele było ok., ale przy wstawaniu powtórka. Znowu karetka i zastrzyk. W poniedziałek na neurologie, nie przyjęli mnie, za krótkotrwałe objawy. Kombinacja tramalu i ketonalu i zalecenie żeby zrobić rezonans. We wtorek rezonans: diagnoza – oprócz ogólnych problemów z kręgosłupem na poziomie l5/s1 „…paracentralna prawostronna przepuklina materiału krążka z sekwestrem. Masa układa się dogłowowo wzdłuż tylnej powierzchni trzonu kręgu L5 do ok. 2/3 jego wysokości, wielkość sekwestru do 9x7mm. Masa modeluje nerw L5 prawy…”. Konsultacja neurologiczna, zalecenie: wizyta u neurochirurga, bo raczej na stół. Neurochirurg łopatologicznie wszystko wytłumaczył i pokazał. Przebadał gruntownie. Zalecenia: leczenie zachowawcze, biegać mogę tylko „nie skakać przez przeszkody”. Tydzień leżenia + ćwiczenia wzmacniające kręgosłup lędźwiowy i fizjo raz, dwa w tygodniu. Pakiet na bieg w Toruniu dałem koledze.
10.08. Spokojny rower 22 km.
12.08. Testowe 30’. Sztywny i zestresowany. Tętno kosmos, temperatura też nie pomaga, ale udało się.
5,00 km: 30:06; śr. 6:03/km; HR śr./max.: 150/169
13.08. Testowe 40’. Wczoraj fizjo, plecy dzisiaj luźne, przed biegiem ćwiczenia na kręgosłup. Żwawiej, pogoda niezła, choć jeszcze ciepło. Końcówka żwawiej.
6,90 km: 40:01; śr. 5:48/km; HR śr./max.: 151/173
Co dalej? Jak Jacek Balcerzak

"wyjść i wrócić"
