04.11.2024 - 10.11.2024
poniedziałek - wolne
Rowerem do pracy i z powrotem, łącznie 21 km. Nawet przyjemna pogoda, a mięśnie nie były zbyt zmęczone po niedzielnych zawodach.
wtorek - wolne
Godzina gry w padla z kolegami z pracy. No, może niecała godzina i bez dużej intensywności (nie jesteśmy żadnymi Federerami czy Nadalami padla), więc mięśnie nie dostały zbyt mocno po dupie. Piękna pogoda, słońce, ciepło, czasem latem takiej aury nie uświadczysz.
środa - 6,5 km (w tym 6x100m przebieżki)
Krótkie bieganie przed pracą. Dobrze, że po zmianie czasu można pobiegać przy świetle dziennym. Wybrałem się kawałek na bulwar nad morzem, trochę pizgało wiatrem, ale nie było tak zimno. Niestety od wczoraj wieczora zaczęło mnie łapać jakieś przeziębienie, ale zmusiłem się by wyjść pobiegać i była to dobra decyzja, bo poczułem się lepiej. Powtórzenia starałem się robić szybko, ale bez szaleństw. Trochę czułem mięśnie pod koniec, ale bez dramatu.
6,4 km @ 5:09 min/km ~ 147 bpm (max 166)
czwartek - 10 km
Niemal jak obiady czwartkowe w królewskich polskich czasach, tak nasze czwartkowe biegi z kolegami zaczynają być świecką tradycją. W trójkę spotkaliśmy się na tym samym mostku co zawsze punktualnie o 7:00 i ruszyliśmy w trasę (jeszcze było ciemno i pusto, Holendrzy później wstają i później pracują). 10 km minęło dość powolnym tempem, bo raczej skupialiśmy się na pogawędkach niż na ściganiu. Samopoczucie przed bieganiem średnie, po bieganiu bardzo dobre. O dziwo wyjątkowo mimo przeziębienia nie miałem kłopotu ze wstaniem z ciepłego łoża.
10 km @ 5:40 min/km ~ 135 bpm (max 151)
piątek - wolne
Nic ciekawego, tylko trochę sprzątania i jakieś winko wieczorem z żoną.
sobota - 11 km
Pobiegane trochę na raty, z parkrunem w środku. Tempo bardzo spokojne, jeszcze wolniej niż w czwartek, ale nie zwalam tego na przeziębienie, tylko na żonę. Chciałem jej towarzyszyć przez całą trasę, a do tego mamy 3 km dobiegu i 3 km powrotu. Po parkrunie i przed powrotem mieliśmy jeszcze przerwę na kawę w miłym towarzystwie, poznając nowych ludzi z Polski, Irlandii, Niemiec i Holandii.
11 km @ 5:52 min/km ~ 130 bpm (max 152)
niedziela - 14 km BNP
Trochę opornie szedł ten trening. Już się prawie doleczyłem, ale organizmowi chyba brakowało dziś trochę dobrego odżywienia. Ruszyłem dopiero po 16 i czułem już dość mało energii w baku, chyba za mały obiad. Pierwsze 5 km jeszcze OK, tempo nawet przyzwoite ok. 5:15, ale po paru km miałem wrażenie, jakby nogi w ogóle nie istniały, takie dziwne uczucie jak z waty. Niby brak bólu, ale też brak komfortu. Na 6 -8 km chciałem przyspieszyć do 5:00, ale wyszło coś bliżej 5:07. Dopiero na 9-10 biegłem po 5:00. Ostatnie 4 km zgodnie z planem po 4:50. Tutaj trzymanie tempa szło już trochę lepiej, ale nogi zaczęły już boleć. Trochę mi się dłużyło, ale dociągnąłem bez wielkiej męczarni. Ogólnie lubię BNP, ale dziś chciałem mieć to już z głowy. Nie lubię trenować o tej porze w weekend, wolę wyjść rano lub koło południa, ale życie trochę mnie zmusiło. Z pozytywów, puls całkiem przyzwoity i podryfował tylko do 162.
14 km @ 5:03 min/km ~ 149 bpm (max 162)
Łącznie w tygodniu: 41,7 km
I tutaj wreszcie jakiś pozytyw, bo wybiegałem najwięcej od czasu ślubu i to mimo drobnego przeziębienia nie poddałem się, a dziś czuję się już praktycznie zdrowy. Takie dystanse do ok. 10 km nie sprawiają mi już trudności czy wielkego wysiłku, ale im bliżej 15 km, tym póki co trudniej. Przyjdzie z czasem!
Bezuszny - piąte przez dziesiąte: powrót do ścigania na 5 i 10 km
Moderator: infernal
- bezuszny
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1537
- Rejestracja: 06 wrz 2017, 21:23
- Życiówka na 10k: 39:51
- Życiówka w maratonie: 3:13:48
- Lokalizacja: Holandia
5 - 19:20 (Amsterdam, 17.10.2020)
10 - 39:51 (Leiden Marathon, 10.10.2021)
HM - 1:29:27 (Berliner Halbmarathon, 03.04.2022)
M - 3:13:48 (Rotterdam Marathon, 24.10.2021)
10 - 39:51 (Leiden Marathon, 10.10.2021)
HM - 1:29:27 (Berliner Halbmarathon, 03.04.2022)
M - 3:13:48 (Rotterdam Marathon, 24.10.2021)