Większość moich ostatnich treningów to zakładki indoorowe. Opisywane, w ostatnim poście, treningi delegacyjne. Pojechałem też kolarskie, asfaltowe Koło Wojkowej Kopy (45'). Kilka razy MTB było i trzy (albo cztery) długie akcenty biegowe, krosowe. Dziś jest piękna pogoda, mam ochotę na zakładkę (zobaczymy, pochwalę się {dopisek: asfalty nie doschły, tylko bieganie w pięknych okolicznościach przyrody izerskiej}). Oddałem koledze moje pedały mocy, nie będę na razie wracał do elektroniki sportowej. Tak jest lepiej...
Nie wytrzymałem i wygrzebałem z rupieci starą lornetkę (12x45). Jest skrzywiona, można patrzeć tylko przez jeden okular, ale widać wyraźnie harem wokół Jowisza. Kalisto, Ganimedes i Europa zmieniają swoją pozycję, a Io chyba nie udało mi się wypatrzeć (to naprawdę gówniana lornetka). Mam też lekkie wątpliwości co do tej planety, która „goni” Jowisza (i zostaje w tyle). Pisałem, że jest czerwona, ale teraz jakby bardziej morelowa (łososiowa?). Nieznacznie tylko zmienia swoje położenie na tle gwiazd (to może być bardziej efekt paralaksy orbitalnej Ziemi). Jest blisko opozycji do Słońca... może to Saturn? Cholera wie. Wciąż nie chce mi się zaglądać do atlasów, ale chyba będzie trzeba, bo zaczynam się kompromitować.

Sprawy zdrowotne wymagają pewnego przemyślenia, wielokrotnie pisałem, że Doktor Enbrel ma mocno filozoficzne zacięcie. Egzaminuje mnie, na przykład, kiedy zdecyduję się wyzdrowieć. Najwyraźniej postanowił jednak wyleczyć jakiś przypadek zzsk i próbuje się mną wysłużyć, bo samemu mu nie wychodzi. Zostawię ten akapit, jak jest, może kiedyś go przeczytam i zrozumiem, co chciałem w nim wyrazić.
Chcę jeszcze szerzej napisać o moim treningu pływackim.
Basen robi się wolny około 22.00 i mam niecałą godzinę na pływanie. Jestem wtedy zmęczony pracą i wcześniejszym treningiem rehabilitacyjnym. Jednak staram się zawsze wejść do basenu i trochę popływać. To jest około 10 długości najwolniej, jak się da. Potem 500-800m równego kraula, a na koniec, jeszcze coś mogę zrobić. No i zazwyczaj mierzę sobie wtedy czasy, albo liczbę pociągnięć, albo płynę z innym tempem oddechów. Taka zabawa, wcześniej nie chce mi się zegarkiem klikać.
Całkiem nie wyobrażam sobie zaatakować basen z zacięciem akcentowym, na to mnie nie stać, ale dużo frajdy daje mi to rozpływanie na początku i te końcowe kilka (-naście) długości. Tym bardziej, że robię niewielkie, motywacyjne postępy. Zastanawiam się, czy istnieje jakiś akcent pływacki, dedykowany dla zmęczonego dniem triatlonisty-amatora?
Ktoś? Coś?
Dużo pustych oczu widzę, zmiana społecznego paradygmatu. Teraz to się dzieje...
Ja też łapię chwilowe lęki. Na pocieszenie włączyłem „Don't Worry, Be Happy” Bobby Mc Ferrin. Widzieliście teledysk? Ja zobaczyłem pierwszy raz... i nic już nie będzie takie, jak przedtem.
Czerwona pigułka.