Strasb - w pogoni za formą

Moderator: infernal

Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Niedziela 18/11/2012

Zgodnie z planem wyprawiliśmy się ponad mgielną czapę zalegającą nad jeziorem, wybór padł na okolice jeziora Taney. Nie zebraliśmy się bladym świtem, więc nie liczyliśmy, że uda się zrobić jakąś długą trasę, ale i tak wypad uważamy za udany. Po zjechaniu z autostrady zaczęliśmy wspinać się z doliny Rodanu w górę poprzez wybarwione jesienne lasy i gołe już winnice ku Vouvry, Miex i wreszcie Le Flon. Tam zostawiliśmy samochód i ruszyliśmy ku przełęczy Taney. Mówiliśmy sobie - taki niedzielny spacerek, ale podejście na przęłęcz się okazało takie mocno "sportif". Cieszyłam się, że wzięłam kije. Część drogi po dużych głazach w nieczęstym tu czerwonym kolorze.

Za przełęczą ukazał nam się turystyczny raj... chwilowo uśpiony w międzysezonie. Kwatery, knajpki itp. pozamykane na głucho. Pomiędzy nimi zielonkawa głaska tafla jeziora Taney, za nią strzelające w niebo skąpane w słońcu dwa wierzchołki Les Jumelles (Bliźniaki).

Obrazek

Na słoneczko w głębki "cyrku" było już za późno, za to wszędzie na trawie lśniły długaśne igiełki szadzi - coś pięknego! Na krańcu jeziora w osadzie Taney poidełko wciąż płynącą wodą, choć mróz już zdążył wyczarować niezwykłe formy:

Obrazek

oraz teren do tańców na lodzie:

Obrazek

Obrazek

Stamtąd dostrzegliśmy, że przeciwny kraniec jeziora jest wciąż skąpany w słońcu i pospieszyliśmy, by tam piknikować. Zbiegliśmy nad zieloną taflę, wyjęliśmy wiktuały i już byliśmy w cieniu. Posiłek nie był więc za długi, bo zimno w tyłki, a termos z herbatką cieszył się sporym powodzeniem. Obchód jeziora kończyliśmy energicznie, by się rozgrzać, ale dla takich ujęć nie wahałam się zatrzymać (byłyby lepsze, jakbyśmy nie zapomnieli normalnego aparatu).

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Na zejściu z przełęczy szybko zrobiło nam się ciepło przy lawirowaniu wśród kamoli na stromiznach. :hahaha: Ostatnie spojrzenia na płaskie jak stół dno doliny Rodanu i piętrzące się nad nią szczyty już w pełnej zimowej szacie, po czym w autko i po okrążeniu jeziora powoli zanurzaliśmy się na powrót w mgle. Wjeżdżaliśmy do Lozanny akurat o takiej porze, że mogłam bezpośrednio skończyć na mszę w Polskiej Misji, szczęśliwie nie byłam za bardzo ubłocona. :oczko: A po stwierdziłam, że po co tłuc się metrem w dół, jak można zbiec, jedynie będzie mi mocno za ciepło całym rynsztunki. Nic to, byłam pod domem po 25 minutach, metro jedzie minut 12 + trzeba doliczyć 5-10 minut na dojście na i ze stacji. :hej:

Czyli wpadł mi spontanicznie i trening (z)biegowy, żwawe -240m. Fajny miałam dzień, nie?

Obrazek
New Balance but biegowy
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Poniedziałek 19/11/2012

Wspinaczka 2h

Wspinaczka dobrze się uzupełnia z bieganiem, jedno niszczy paznokcie u rąk, drugie u nóg. Ale kto by się przejmował, jak można zamiast tego cieszyć się z coraz bardziej widocznych postępów. Choć w tym tygodniu za bardzo czasu na dodatkowe ćwiczenia nie będzie.

Wtorek 20/11/2012

35' easy nie easy, buty SKORA FORM

W południe, zamiast pilatesu. Na początku nieco ciężej, potem się jakoś rozruszałam. SKORA po wysuszeniu i wykruszeniu błota wygodne jak dawniej.
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Czwartek 22/11/2012

36' żwawo, buty SKORA FORM

Aż się wierzyć nie chce, że się ten trening zmieścił w grafiku.

Jestem wykończona po bardzo roboczym tygodniu. Jutro zawody.
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Sobota 24/11/2012

34. A Travers Prilly

8.6km, 48'01''71 (brutto 48'09''55), buty Light Silence

Zawody na wariackich papierach, ale bawiłam się bardzo dobrze. Podeszłam do tego na całkowitym luzie, wiedziałam, gdzie mniej więcej się odbywają zawody i o której godzinie, więc jakieś 1.5h przed zaczęłam sprawdzać, jak tam dojechać, wrzuciłam na szybko kilka rzeczy do torby i pobiegłam na metro. Na stacji sprawdziłam tylko, czy na pewno mam dwa buty (i od tej samej pary :hahaha: ) i gatki na przebranie (bo w jeansach nie byłoby najwygodniej). Na miejscu już z przystanku było widać bramę startową i dzieci kończące swój bieg. Poszłam odebrać swój numer startowy (kazali być co najmniej 45' przed bo dużo osób - było puściutko). Potem przebranie się w szatni woniejącej bengayem i sms do Nuno, który okazuje się już czekać na linii startowej. Rozmawiamy więc trochę na powietrzu, potem powrót jednak do ciepełka, ostatnie zwiedzanie toalet i czas na rozgrzewkę.


Od linii startu trasa od razu idzie do góry, truchtamy sobie powoli ten podbieg, na szczycie Nuno mówi mi, że dalej na pętli jest jeszcze gorszy podbieg (a pętli czeka nas pięć, oficjalnie dwukilometrowych :lalala: ). Wracamy na linię startu, ale wciąż jeszcze jest czas, więc wtaczamy się na podbieg znów. Potem już czekamy na start, oboje podchodzimy do biegu na luzie przez dalekie od optymalnego przygotowanie, ale coś tam próbujemy obstawiać czasowo. Nuno mówi 45 albo lepiej, jak mówię, że kupuję wszystko poniżej godziny. Potem jeszcze obstawiamy na której pętli Nuno mnie zdubluje - ja mówię na końcu czwartej, Nuno - na piątej. Bieg u mnie będzie na czuja, bo co prawda mam znów garmina i nawet wrzuciłam do torby footpoda, ale bez części służącej do mocowania na butach. Jakoś mnie to nie zmartwiło. Wciąż nie udało nam sie zlokalizować kolegi Michaela, może dojrzymy go gdzieś na trasie. Przesuwam się w tył peletonu, Nuno w przód, za chwilę strzał i lecimy:
IMG_6712 [640x480].JPG
Pod górkę biegnie mi się dobrze, obawiam się nawet, czy nie za szybko, żeby się nie spalić od razu na pierwszej pętli. Na górze podbiegu zakręt, krótki zbieg na którym wytracamy ponad połowę wysokości, kolejny zakręt i długi a łagodny podbieg; zakręt i znów trochę w dół; zakręt - prosta po płaskiej; zakręt - podbieg do punktu gdzie kończył się pierwszy zbieg (trasa to ósemka, ten punkt jest jej środkiem); zakręt i znów leciutko pod górę; zakręt i po bruku w dół, ciasny łuk 180 stopni i koniec okrążenia.

Garmin mówi - lap time: 9'32''23 - no cóż, na pewno nie ma 2km, a ja trasy przecież nie pomyliłam

Następne kółko, na głównym podbiegu już oddech nieco głębszy niż ostatnio. Przede mną chyba ta sama pani co na wyścigu po lesie, podchodzi na nawet najlżejszym podbiegu, a potem rura na zbiegu, nie uda mi się jej dogonić do końca (w lesie ją pokonałam, po ostatnie 5-6 km to był w zasadzie ciągły podbieg). Przebiegając przez środek ósemki widzę Nuno z przeciwka a niewiele potem dubluje mnie przyszły zwycięzca biegu rodem gdzieś z Płaskowyżu. Pod koniec pętli dublują mnie najszybsze nogi lokalne, w tym jedne odziane w Merrellki. Pojawia się pierwsza myśl, że nieco bolą mnie nogi, ale co tam,

przebiegając pod bramą startową lapuję 9'37''01 i dzielnie napieram dalej.

Trzeci podbieg - więcej niż połowa zaliczona! Ależ to będzie świetne uczucie po ostatnim! Na koniec tej pętli dubluje mnie Nuno, miałam rację, że zrobi to na koniec czwartej pętli - swojej. Wymieniamy uwagi, że trasa jest wyraźnie krótsza i lecimy dalej.

Garmin mów: 9'39''84

Czwarty podbieg już zdecydowanie daje się we znaki, na zbiegu nie da się szaleć, jedynie próbować podwrócić do życia. :bum: Drugi raz dubluje mnie zwycięzca. Czuję, że zwalniam, świadomość, że bieg jest na bliżej nie określonym dystansie nie daje motywacji do jakiegoś szczególnego ciśnięcia. Czas na koniec pętli w sumie pozytywnie zaskakuje:

9'42''52


Sporo osób już kończy, a ja ruszam na jeszcze jedną petlę, kibiców już prawie nie ma na trasie, szczyt podbiegu osiągam nieźle cierpiąc, złapać oddech na zbiegu ciężko. Ale trzeba się nieco zmobilizować, bo to przecież końcówka, na drugim, długim i łagodnym podbiegu dokładam do pieca, na prostej trochę ciężko tempo utrzymać, mija mnie ostrym tempem jedna kobitka, ostatni mały podbieżek, potem już płasko lub w dół, widzę dwie kobitki przed sobą, ale nie udaje się zmobilizować do pościgu od razu. Na bruku jednak włączam dopalanie, zakręty i prosta do mety, ostatnie metry naprawdę ładnym krokiem - dostaję duże brawa. :uuusmiech:

Garmin mówi: ostatnia pętla 9'31''16, całość 48'01''71

Za metą dostajemy pamiątkowy ręcznik, jakąś bułeczkę, małą paczkę musli, wodę i ciepłą herbatkę. Ponoć i gorąca zupa była, ale u mnie jedzenie tuż po ostrym biegu kończy się kiepsko. Chwila wymiany wrażeń, a potem do szatni bo zimno. Po drodze wreszcie spotykamy Michaela. Nuno musi szybko się zmywać, ja zostaję jednak na dekorację, gawędząc z Michaelem. Wśród biegaczy prawie wszyscy się znają (po impreza jest jedna z corocznego cyklu 13 biegów), mało takich wolnych elektronów jak ja. Organizator oficjalnie ogłasza, że trasa miała jednak 8.6km na 5 okrążeniach (okazuje się, że niektórzy przebiegli 6, bo miało być przecież 10km :bum: ). Nagrody dla najlepszych w kategoriach naprawdę fajne, jak na nieduży bieg, a i osiągnięte czasy robią wrażenie! Na koniec loteria wśród wszytkich, co szczęśliwie ukończyli, ale szczęścia nie miałam.

Podsumowując - nie żałuję, że pojechałam, bawiłam się dobrze, a przy okazji widać, że wróciło coś na kształt formy. Szczególnie mentalnej, nie łapie mnie pokusa odpuszczenia przy pierwszym momencie trudności, napierałam ładnie do końca. A po korekcie długości trasy średnie tempo wychodzi 5:35 min/km :uuusmiech: , no nareszcie.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Poniedziałek 26/11/2012

Wspinaczka 2h

Słaba dziś jestem na maksa, wciąż chyba niedospana, może chora? W każdym razie kręciło mi się w głowie na ściance :szok: , a dziś pierwszy raz wspinaliśmy się z asekuracją dolną zamiast na wędkę. Koleżanki nie upuściłam, to się liczy.
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Ale zaległości w pisaniu - ale ten tydzień w pracy był nieszczególnie lepszy niż poprzedni.

Środa 28/11/2012

37' E(?), buty Light Silence

We wtorek ani nie udało się na Pilates pójść, ani pobiegać. W środę z mocno zlasowanym mózgiem, pomimo tego, że kilka godzin wcześniej bolało gardło i czułam, że mnie choróbsko rozbiera, około 22eg postanowiłam wrócić biegiem do domu. Co nas nie zabije, to nas wzmocni. :bum: Na dzień dobry okazało się, że nie przestało wcale jeszcze padać a do tego jak to koło pracy wieje, że hej. Nic to. Pobiegłam najpierw na stadion, tam kółeczko na kalibrację footpoda, a potem jednak prawie prosto do domu, bo aura nie za bardzo sprzyjała. Na stadion i po nim leciało mi się lekko, wybieg ze stadionu pod górkę i z wiatrem w twarz pozbawił mnie złudzeń, co do mojej świeżości, a końcówka była znów lepsza (też pd górę, ale osłonięta od wiatru).

Podsumowując: 1km z górki po 6:03 min/km + 400m po 5:58 min/km + 4.5km po 6:31 min/km

Z innych pozytywnych informacji - przy temperaturze ok. 3 stopnie + deszcz + wiatr wciąż da się biegać w legginsach 3/4 i bez skarpet. :taktak:
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Czwartek 29/11/2012

Wspinaczka 3h

Byłam umówiona na bieganie wczesnym popołudniem, ale się po prostu nie wyrobiłam, nie dało się wyrwać o danej porze, a koleżanka nie mogła później. Później samej też w sumie nie wyszłam, ale z okropnie bolącym łbem pojechałam na wspinaczkę. Tam na szczęście przeszło i wspinało mi się super, sporo techniki podłapam od koleżanki.

Sobota 01/12/2012

Wspinaczka, ok. 5h :bum:

W piątek znów miałam ambitnie ciuszki biegowe w pracy, ale nic z tego. Obiecałam sobie w weekend nadrobić. No nie tylko bieganie, więc w sobotę najpierw eksperesowe ogarnięcie mieszkania (oj należało mu się!), potem zakupiliśmy nieco prezentów gwiazdkowych, a jak już mieliśmy dość tłumów w sklepach, to śmignęliśmy na ściankę. Przyjechaliśmy gdzieś niewiele po 14.30, mówimy sobie - no dziś to wreszcie wyjdziemy nie przymusowo tuż przed samym zamknięciem, ale kiedy sił braknie. I co - a jednak byliśmy do 19.30, nie wiem kiedy ten czas minął, ale faktycznie mnóstwo dróg obrobiliśmy. Nawet i na szóstkę się po raz pierwszy porwałam, oczywiście wniosek - jeszcze mi daleko do tego. Na godzinę przed końcem dołączył do nas niespodziewanie kolega małżonka mieszkający niedaleko, ot przybiegł sobie przez okoliczne śniegi, by pohasać nieco na boulderze.

bieg 44'49'', 7.3km (6:06min/km), buty Light Silence

Może to nas zmotywowało do wyjścia na bieganie jeszcze po powrocie do domu? W każdym razie o 21 byliśmy zwarci i gotowi, wciągnąwszy wcześniej tylko po batonie energetycznym (pozdrowienia dla Martyny :hej: ). Za oknem jakieś -3, ale wciąż postanowiłam zaryzykować spodnie 3/4 i bez skarpet. Przez jakieś 10 minut wieje, po stopach, potem jest OK. Ruszyliśmy natychmiast po wyjściu na próg, za zimno było na zastanawianie się, menu ustalił dziś pan małżonek - chciał przebiec ok. 7km drogą wzdłuż jeziora w kierunku Riviery. Dlaczego 7? No bo taka fajna liczba. Znalazł na mapie, na którym skrzyżowaniu mamy zawrócić i jazda! Na początek starałam się nas hamować, ale na zbiegu daliśmy się ponieść. Myślę sobie - fajnie jest, a tu każą stawać, bo się mężowskie sznurówki rozwiązały. I dotąd nie wiem, co ja wtedy zrobiłam, ale w każdym razie zaliczyłam bliskie spotkanie z asfaltem, chyba czubkiem buta zahaczyłam o lekką "koleinę"? :sss: W każdym razie do prawego kolana poobijanego o chwyty na ściance tego dołączyło obite lewe + oba łokcie. Dziura na szczęście tylko w rękawiczce. Nic to, zacisnęłam zęby i zbiegaliśmy dalej, na budziku nawet i poniżej 5:20 min/km. Potem na płaskim oczywiście zwolniliśmy nieco, ale w sumie parliśmy mocno i daliśmy radę, więc udawałam, że nie widzę, jak szybko jest. Oczywiście cieszyłam się jak dziecko, że tak śmigamy, więc zrobiłam lap zanim wpadliśmy na końcówy 10 minutowy podbieg. Tempo dotąd - średnio 6:06 min/km. W domu sprawdziłam tempo końcówki 6:07 min/km :orany: . Jednak nie zwolniliśmy, ale fakt, że łatwo nie było, chciało sie maszerować, ale głowa zwyciężyła. Po ściągnięciu bluzy odkryłam dwie rany na łokciach a w świetle na nodze pięknie się mienił napuchniety guz (na łydce nawet bardziej niż na kolanie). Ale co tam, warto było. :bum:

Biegłam testowo z czołówką, trzyma się dobrze na głowie, ale nie miałam potrzeby jej użyć, wieć ciężko ocenić widoczność. Niemniej na biegowe powroty z pracy na pewno będę ją zabierać, biegnę tam kawałek wzdłuż drogi zupełnie nie oświetlonej, a w czwartek tam nawet za dnia ktoś pieszego potrącił. :lalala:
Ostatnio zmieniony 03 gru 2012, 21:00 przez strasb, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Niedziela 02/12/2012

śnieżny cross 7.5km, 52', buty NB WT110

Po napisaniu ostatniego posta zostało mi dokładnie 15 minut, żeby się ubrać i popędzić na punkt zbiórki biegowej. W planie mieliśmy pierwsze prawdziwe śnieżne bieganie tej zimy. W tym celu wyprawiliśmy się jakieś 500m wyżej czyli do lasów otaczających Chalet a Gobet. Ponieważ wczoraj widziałam, jakie tam są warunki, jednak się złamałam i założyłam długie getry, skarpetki i śmigacze trailowe. Nie na próżno, na pierwszej prostej śnieg do 1/3 łydki. Obok pełno dzieciaków na sankach. Głębiej w lesie śnieg bardziej ubity, za to tuż pod nim lód - na przemian tafle lub zamarznięte grudy. Nad podbiegach WT110 nie trzymały rewelacyjnie, zbiegi w mocnym przyczajeniu. Na pierwszym porządniejszym poślizgnął się kolega, ale tyłek nad ziemią utrzymał. Pan małżonej szusował nieco dalej, w pełnej równowadze, zapewnia, że to było specjalnie. Swoją drogą on zrobił tę trasę w Vivobarefoot Evo i mówił, że ok, muszę i ja spróbować.

Ta pętla jest nieco dziwna, bo zawsze mam wrażenie, że suma podbiegów jest sporo wyższa niż zbiegów. Pod koniec kawałek był marszobiegiem, bo niektórzy zapomnieli się dobrze napić przed biegiem i silnik się przegrzewał. :oczko: Ostatnie kilkaset metrów z radością szybki zbieg w dół (na trocinowych scieżkach lód nie robi się tak bardzo :oczko: ). Ależ mi się dobrze biega w tych temperaturach, nogi same niosą. Jeszcze trochę przypuchnięta łydka i uroczo ozdobione siniakami kolana nie bolały w biegu, jest dobrze. :hej:
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Poniedziałek 03/12/2012

Wspinaczka 2h (boulder 1h + ściana 1h)

Nie dość, że mięśnie jeszcze obolałe po intensywnym weekendzie, to jeszcze jakoś w nocy źle spałam i znów na wspinaczce było kiepsko. Starałam się nieco oszczędzać na ćwiczeniach na boulderze, żeby mieć nieco pary w rękach na ściance, ale nie za bardzo wyszło. Efekt - atak paniki gdzieś pomiędzy 3 i 4 ekspresem, strach się było ruszyć zarówno w górę i w dół. :hahaha: Może część tego złego samopoczucia to głód? Spróbuję za tydzień coś przekąsić przed wspinaczką.
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Środa 05/12/2012

37' nieco żwawszego biegu, 5.9km (6:15min/km), buty Light Silence

Wczoraj była najpaskudniejsza pogoda od kilku miesięcy plus byłam zmęczona, więc żadne bieganie tylko kino. :bleble: A dziś w porze obiadowej już się przewietrzyłam, wraz z koleżanką. Tempo nierówne w zależności od ukształtowania terenu, zaangażowania w dyskusję, narastającego głodu. Dwa treningi temu biegałyśmy 35 minut, ostatnio 36 minut, dziś 37 - samo wychodzi. :hahaha: Wśród wrzuconych w pośpiechu rano do torby ciuchów miałam długie leggisny zamiast 3/4 i efektem obtarty Achilles - :wrr: zamki. Skarpet nie zabrałam i dobrze, w nogi temperatura optymalna.
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Czwartek 06/12/2012

35' dość żwawo, 5.6km (6:11 min/km), buty Light Silence

Ale się dziś idealnie wstrzeliłyśmy w dziurę w chmurach, głównie dzięki Miriam, która mnie odciągnęła od analizy danych w dobrym momencie. Mroźne bieganie w słoneczku, żadnych zamków drapiących po Achillesach, niech żyją legginsy 3/4 i bezskarpetkowość. :hej: Byłby raj, gdyby nie brzydki skurcz w podbrzuszu od połowy dystansu, przeszedł po skończeniu biegania. Wieczorem będzie ścianka.
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

I jak miało być, wieczorem 3h na ściance. Fajno jak zwykle. :hej:

A dziś nas zasypało, aż się prosiło, żeby iść pobiegać na ten świeży śnieg ale 3 dni pod rząd to przesada. Jutro miały być warsztaty z techniki biegowej, ale odwołane z powodu śniegu, pohasam sama. A w niedzielę spacer na rakietach śnieżnych.
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Sobota 08/12/2012

Wspinaczka, ok.5h :szok:

Znowu jakoś tak samo wyszło, że jak z zatłoczonych sklepów uciekliśmy na ściankę, to wyszliśmy dopiero jak zamykali. A naprawdę byliśmy pewni, że dziś wyjdziemy wcześniej. Tyle dobrze, że przed wspinaczką solidna wyżerka makaronowa. :hej: Dziś tematem głównym miało być oswajanie wspinaczki z dolną asekuracją i w ramach tego kilka programowanych lotów. Nie wyszło, za nic tak się po prostu nie rzucę w przepaść ani nie będę wisieć tak długo aż łapki same odpadną.
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Niedziela 09/12/2012

Obudziłam się zestresowana, że nawet w niedzielę plan bardzo napięty. Tak by się chciało pospać, ale zerwałam się i zaczęłam zaległe poprawianie artykułu. Tylko za Chiny się nie dało tego zrobić tak, jakby chciał mój ex-szef. Chwila wahania i wysłałam mój maila w stylu "rzeczy niemożliwe załatwiamy od ręki, ale na cuda potrzeba nam chwilę czasu" i zaczęłam obliczać jaki mikrotrening biegowy uda mi się wcisnąć przed następnym punktem programu i czy nie pożałuję niedawno zjedzonego śniadania. Wyszło tak:

31' biegu, 4.7 km (śr.6:37 min/km), buty Light Silence

Były to trzy kółka dookoła parku + wbieg na parkową górkę. Niby to tylko 3 minuty podbiegu, ale nachylenie jest zacne. I zenki na oblodzonych alejkach to jest to. :bum: Miałam pod ręką tylko długie legginsy, więc prewencyjnie oplastrowałam Achillesy - zdało egzamin.

Dystans nie powala, ale uznałam, że w połączeniu w popołudniową wyprawą rakietową, to troszkę pracy będzie. A na rakietach:

2h30-3h marszu, ponoć około 6km, 300m w górę, rakiety - ropusze łapki - tak mi się kojarzyły :hej:

Zasypany śniegiem las bajkowy, szybko zapomnieliśmy o kłopotach z upchnięciem się na parkingu na przełęczy. Była nas spora grupa i na trasie też dużo innych osób mijaliśmy. Gałęzie drzew uginały się pod śniegiem, trzeba było zachować czujność wobec kolegów strzesąjących je na głowę za pomocą kijów. Po wyjściu z lasu na otwartej przestrzeni nieźle wiało, ze szczytu widok był niezły, ale przy dłuższym podziwianiu szybko robiło się zimno. Kilka zdjęć i oboje z mężem przekonaliśmy się po kolei, że w rakietach nie da się chodzić tyłem i co więcej ciężko potem wstać. Powrót inną trasą i superowe zejście w kopnym śniegu stylem dowolnym. To jest dobry sport dla strasb, bo można się wywalać do woli bez nabijania guzów. :hahaha: To istotne, bo chwilowo na nowe miejsca nie mam - tak wygląda tygodniowy guz pobiegowy:
2012-12-07-483.jpg
Pod koniec spaceru wspólne fondue w miejscowej knajpce i ostatnia część trasy po ciemku z czołówkami.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

A teraz czas na nieco przyjemniejszych zdjęć:

Przez zaśnieżony las:

Obrazek

Duużo świeżego puchu:

Obrazek

Przebłyski słońca:

Obrazek

I nagroda za śnieżną orkę:

Obrazek

Strasb w odblaskowej czapeczce, znów wszyscy się zachwycali sprytnym rozwiązaniem z otworem na przełożenie końskiego ogona:

Obrazek

Obrazek

A tu krótkie wyjaśnienie, dlaczego nie należy próbować chodzić tyłem w rakietach (choć brakuje etapu pierwszego - odwróce rakiety wbite w śnieg :bum: )

Obrazek

Obrazek

Podsumowując - piękny dzień:

Obrazek
ODPOWIEDZ