Wroclaw maraton 3:24:05
Pierwszy maraton za mna. Po pierwsze bardzo udana impreza biegowa. Wrazenia o niebo lepsze niz po wiosennej polowce w wa-wie. Jakos tak fajnie to wszystko zorganizowane, jacys ci ludzie tacy milsi, nie wiem, ale ja po prostu bardzo lubie to miasto
Na starcie samopoczucie doskonale. Poczatek spokojny, w glowie zakodowana strategia i biegniemy. Troche przepychanek na pierwszym km, kazdy szuka swojego tempa, wiadomo: normalka. Na sniadanko zjadlem dwie bulki z miodem, wiec nie bylem przejedzony, bieglo mi sie komfortowo. Oddech do 21km caly czas 3/3. Zaczynajac druga polowke pomyslalem, ze powinno sie udac. Zaczalem pomalutku wyprzedzac coraz wiecej osob. Po 28km lekkie przyspieszenie. Pojawilo sie juz zmeczenie, ale ogolnie tragedii nie bylo. No i fajnie bylo do 34km. Poczulem w zoladku znajome uklucie. I juz wiedzialem, ze nie jest dobrze. Zaczelo sie wyczekiwanie na toi-toia. Dobieglem do 35km i musialem zrobic przerwe. Dwie i pol minuty poszly w kibel

ale najgorsze, ze juz nie potrafilem zlapac odpowiedniego rytmu. Dalo o sobie znac zmeczenie i w pewnym momencie balem sie, ze nawet 3:30 nie zrobie

no ale jakos sie pozbieralem i doczlapalem do konca. Zastanawiam sie czy te sensacje zolodkowe mogla spowodowac kostka cukru, ktora kilometr wczesniej zjadlem, czy zej, ktory zjadjem na 31km. Pierwsze dwa zele zuzylem na 10 i 20. Zele byly te same, ktore testowalem na treningach wiec raczej nie powinny zaszkodzic. Sam nie wiem.
W kazdym razie nabralem szacunku do maratonu, jest to dystans, do ktorego trzeba miec naprawde duzo sil i ktorego nie da sie pokonac ot tak. Dla mnie jeden maraton w roku to chyba bedzie najlepsza opcja. Po biegu mialem klopoty z dojsciem do samochodu, dzisiaj juz jest lepiej, chociaz wciaz nogi mocno bola
Wigi, gratuluje pieknej zyciowki, masz chlopie moc
