I only fear never trying - zapiski Marka
Moderator: infernal
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3659
- Rejestracja: 06 sie 2014, 22:31
- Życiówka na 10k: 38:38
- Życiówka w maratonie: stara i nieaktualna
- Lokalizacja: Wroclaw, POL
- Kontakt:
Wtorek 25.04.2017: plan 10x300+100 rolen 57s 3'P
Plan prosty jak budowa cepa: 10x 300m, po każdej 300m jeszcze 100m dotoczenia się i 3 minuty spacerku w oczekiwaniu na kolejne 300. Proste, ale popsułem już na etapie wgrywania do zegarka albowiem wgrałem sobie, że to garmin ustala gdzie kończy się 300m (a ja mam to odmierzone) -> w trakcie wykonywania to nawet zabawne było, jak garmin odpikał 300m po 47 sekundach
Ale wracając do treningu: wieczorem pogoda nawet znośna, trochę wiało ale prawie nie odczuwalnie bo z kierunku, parku (a ja biegam wzdłuż parku). Później zaczął padać lekki deszczyk (mżawka) - akurat treningi lubię biegać w lekkim deszczu więc w sumie to mi pomaga bardziej niż przeszkadza.
Wracając do samego treningu: no to ubrałem startówki i polazłem człapać. Jakoś tak bez rewelacji się biegło (no cóż - ludzie w pracy ciasto przynoszą to się je, ma się imieniny to się je - więc na koniec dnia może być ciężej). Ogarnąłem ABC i ruszyłem.
Powtórzenie 1 i pierwsze aha - raz że nie bardzo wiedziałem jak to biec, bo prędkości 3:10 obieganej nie mam, ale stwierdziłem że pobiegnę pierwsze na czuja i potem będę korygował. Garmin odpikał po 53 sekundach, ale do słupa oświetleniowego oznaczającego 304 metry od przejścia dla pieszych trochę brakowało -> stąd też ogarnąłem że do dupy ustawiłem. Słup minąłem po 54 sekundach (czyli i tak 3 sek za szybko). Nie chciało mi się ustawiać od nowa treningu, a zmienić trwającego powtórzenia się nie da - trudno, stwierdziłem że będę po proastu na czas patrzył i biegał odcinek, wskazania GPS-a sobie daruję. No drugi odcinek to przygoda była, bo koniecznie ścigać się ze mną chcieli dwaj rowerzyści (uroki treningu po ścieżce), a mnie właczył się tryb "pies gończy" i odcinek 304 metrów od słupa do pasów pokonałem w 49 sekund (garmin nawet 47 odpikał), co było lekko katastrofalne w skutkach dla kolejnych powtórzeń Rowery udało się wyprzedzić, ale powtórzenia 3-5 miałem nogi jak z waty i dzięki temu kulturalnie trzymałem 56-57 sekund Po 5-tym zaczął padać deszcz i zrobiło się przyjemnie, nogi puściły i tak sobie biegałem po 55-56 sekund. Ostatnie 54.
Odczucia:
Tempo 3:10 na 300m i przerwie 3' w marszu było ok. Nie miałem jakiejś zadyszki, trochę to mięśniowo poczułem, no bo bez sensu 2 powtórzenie spaliłem - ale coś się człowiekowi od życia należy Generalnie pozytywny trening
Jutro spokojne BC1, w czwartek ciekawszy trening.
Plan prosty jak budowa cepa: 10x 300m, po każdej 300m jeszcze 100m dotoczenia się i 3 minuty spacerku w oczekiwaniu na kolejne 300. Proste, ale popsułem już na etapie wgrywania do zegarka albowiem wgrałem sobie, że to garmin ustala gdzie kończy się 300m (a ja mam to odmierzone) -> w trakcie wykonywania to nawet zabawne było, jak garmin odpikał 300m po 47 sekundach
Ale wracając do treningu: wieczorem pogoda nawet znośna, trochę wiało ale prawie nie odczuwalnie bo z kierunku, parku (a ja biegam wzdłuż parku). Później zaczął padać lekki deszczyk (mżawka) - akurat treningi lubię biegać w lekkim deszczu więc w sumie to mi pomaga bardziej niż przeszkadza.
Wracając do samego treningu: no to ubrałem startówki i polazłem człapać. Jakoś tak bez rewelacji się biegło (no cóż - ludzie w pracy ciasto przynoszą to się je, ma się imieniny to się je - więc na koniec dnia może być ciężej). Ogarnąłem ABC i ruszyłem.
Powtórzenie 1 i pierwsze aha - raz że nie bardzo wiedziałem jak to biec, bo prędkości 3:10 obieganej nie mam, ale stwierdziłem że pobiegnę pierwsze na czuja i potem będę korygował. Garmin odpikał po 53 sekundach, ale do słupa oświetleniowego oznaczającego 304 metry od przejścia dla pieszych trochę brakowało -> stąd też ogarnąłem że do dupy ustawiłem. Słup minąłem po 54 sekundach (czyli i tak 3 sek za szybko). Nie chciało mi się ustawiać od nowa treningu, a zmienić trwającego powtórzenia się nie da - trudno, stwierdziłem że będę po proastu na czas patrzył i biegał odcinek, wskazania GPS-a sobie daruję. No drugi odcinek to przygoda była, bo koniecznie ścigać się ze mną chcieli dwaj rowerzyści (uroki treningu po ścieżce), a mnie właczył się tryb "pies gończy" i odcinek 304 metrów od słupa do pasów pokonałem w 49 sekund (garmin nawet 47 odpikał), co było lekko katastrofalne w skutkach dla kolejnych powtórzeń Rowery udało się wyprzedzić, ale powtórzenia 3-5 miałem nogi jak z waty i dzięki temu kulturalnie trzymałem 56-57 sekund Po 5-tym zaczął padać deszcz i zrobiło się przyjemnie, nogi puściły i tak sobie biegałem po 55-56 sekund. Ostatnie 54.
Odczucia:
Tempo 3:10 na 300m i przerwie 3' w marszu było ok. Nie miałem jakiejś zadyszki, trochę to mięśniowo poczułem, no bo bez sensu 2 powtórzenie spaliłem - ale coś się człowiekowi od życia należy Generalnie pozytywny trening
Jutro spokojne BC1, w czwartek ciekawszy trening.
biegam ultra i w górach
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3659
- Rejestracja: 06 sie 2014, 22:31
- Życiówka na 10k: 38:38
- Życiówka w maratonie: stara i nieaktualna
- Lokalizacja: Wroclaw, POL
- Kontakt:
Środa 26.04.2017: 10km po 4:50
Tak to mniej więcej wyszło, zrobiłem 11km po 4:47. Spoko.
Czwartek: wpis kontrolny.
Miał być trening, ale będzie w piątek - z uwagi na lepszą pogodę pozałatwiałem kilka rzeczy, które pierwotnie miałem zaplanowane na jutro/sobotę. Zakładam, że jutro uda się odrobić trening (normalnie by było wolne). Trening jest z gatunku cięższych i jak policzyłem to z rozgrzewką i dobiegiem do domu koło 1,5h wyjdzie, toteż robienie go na siłę nie ma sensu.
Tak to mniej więcej wyszło, zrobiłem 11km po 4:47. Spoko.
Czwartek: wpis kontrolny.
Miał być trening, ale będzie w piątek - z uwagi na lepszą pogodę pozałatwiałem kilka rzeczy, które pierwotnie miałem zaplanowane na jutro/sobotę. Zakładam, że jutro uda się odrobić trening (normalnie by było wolne). Trening jest z gatunku cięższych i jak policzyłem to z rozgrzewką i dobiegiem do domu koło 1,5h wyjdzie, toteż robienie go na siłę nie ma sensu.
biegam ultra i w górach
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3659
- Rejestracja: 06 sie 2014, 22:31
- Życiówka na 10k: 38:38
- Życiówka w maratonie: stara i nieaktualna
- Lokalizacja: Wroclaw, POL
- Kontakt:
Nie mam zbytnio weny do pisania, więc krótko.
Zrobiłem trening, który miał być w czwartek, co prawda Rolli pisał żeby to w niedziele pobiec, ale dzisiaj warunek był idealny i już po kilometrze widziałem że będzie dzisiaj dobrze - to pobiegłem.
Plan: 5x(200-600-200-600-200) po (42 - 2:20 - 42 - 2:20 - 42) p 4'
Czyli w skrócie: lecimy ciągiem 1800 metrów, w tym 200 szybciej, 600 wolniej, 200 szybciej... i tak 5 razy.
W sumie... wyszło dobrze. Poza 5 powtórzeniem, na które zaspałem i wybiło mnie dopiero pikanie zegarka. Szybko ruszyłem i to był błąd - złapała mnie lekka kolka, która trzymała też na wolniejszej 600m (nie byłem w stanie biec szybciej niż 4:00), więc zatrzymałem się na minutę, ustabilizowałem oddech, kilka skłonów, rozprostowałem się i pobiegłem dalej. Dalej trochę trzymało, ale było na tyle ok, że dało się trzymać tempa.
Co prawda biegałem to na GPS, bo nie mam takiej pętli - ale nawet jeśli było niedokładnie, to średnio wychodziło ok. Pełne kilometry były tam, gdzie powinny być - GPS nie szalał.
Wychodziło to mniej więcej: 200m pomiędzy 41-43 (średnio ok 42), 600m pomiędzy 2:19-2:21. Przerwy 4' w truchcie po mniej więcej 5:30.
Teraz skoro trening zrobiłem dzisiaj - zastanawiam się co biegać jutro. W planie 12km BNP (ale przed tym dzisiaj miało być spokojnie). W sumie teraz czuję się dobrze, jak jutro będzie dobrze to chętnie bym to pobiegł. Jak będę odczuwał dzisiejszy trening - to pobiegnę rozbieganie.
Chyba że trenejro zajrzy i zaleci inaczej
Zrobiłem trening, który miał być w czwartek, co prawda Rolli pisał żeby to w niedziele pobiec, ale dzisiaj warunek był idealny i już po kilometrze widziałem że będzie dzisiaj dobrze - to pobiegłem.
Plan: 5x(200-600-200-600-200) po (42 - 2:20 - 42 - 2:20 - 42) p 4'
Czyli w skrócie: lecimy ciągiem 1800 metrów, w tym 200 szybciej, 600 wolniej, 200 szybciej... i tak 5 razy.
W sumie... wyszło dobrze. Poza 5 powtórzeniem, na które zaspałem i wybiło mnie dopiero pikanie zegarka. Szybko ruszyłem i to był błąd - złapała mnie lekka kolka, która trzymała też na wolniejszej 600m (nie byłem w stanie biec szybciej niż 4:00), więc zatrzymałem się na minutę, ustabilizowałem oddech, kilka skłonów, rozprostowałem się i pobiegłem dalej. Dalej trochę trzymało, ale było na tyle ok, że dało się trzymać tempa.
Co prawda biegałem to na GPS, bo nie mam takiej pętli - ale nawet jeśli było niedokładnie, to średnio wychodziło ok. Pełne kilometry były tam, gdzie powinny być - GPS nie szalał.
Wychodziło to mniej więcej: 200m pomiędzy 41-43 (średnio ok 42), 600m pomiędzy 2:19-2:21. Przerwy 4' w truchcie po mniej więcej 5:30.
Teraz skoro trening zrobiłem dzisiaj - zastanawiam się co biegać jutro. W planie 12km BNP (ale przed tym dzisiaj miało być spokojnie). W sumie teraz czuję się dobrze, jak jutro będzie dobrze to chętnie bym to pobiegł. Jak będę odczuwał dzisiejszy trening - to pobiegnę rozbieganie.
Chyba że trenejro zajrzy i zaleci inaczej
biegam ultra i w górach
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3659
- Rejestracja: 06 sie 2014, 22:31
- Życiówka na 10k: 38:38
- Życiówka w maratonie: stara i nieaktualna
- Lokalizacja: Wroclaw, POL
- Kontakt:
Pora trochę nadgonić z blogiem.
Niedziela 30.04.2017: 12km +3x80m sprint
Bez historii pobiegłem sobie 14km + 3 sprinty. Wiało trochę, więc z wiatrem to wychodziło w okolicach 4:40, pod wiatr gdzieś 4:55-5:00.
Tydzień 24.04-30.04.2017: 53,9 km (wypadł jeden trening)
Kwiecień: 277km (całkiem sporo biorąc pod uwagę luzowanie przed startem, lekką chorobę i mało biegania w okolicy Świąt).
Wtorek 02.05.2017: 6x200m po 30", P=4'
Nigdy w zyciu tak szybko nie biegałem, ale co tam... Potruchtałem na ścieżkę rowerową, zrobiłem dłuższą rozgrzewkę i jazda. Biegłem ścieżką i następnie 4 minuty wracałem wolnym marszem na start. Odcinek mam zmierzony na asfalcie. Pierwsze 4 powtórzenia weszły po 29,5-30,3 sek, w zależności trochę od tego jak (i gdzie dokładnie) trafiłem w zegarek
Na 5-tym powtórzeniu już były schody, na ostatnich 50-60m miałem miękkie nogi i weszło to w 31 sekund... 6 powtórzenie to już była lekka masakra, tzn już rozpoczynając czułem że nie do końca wypocząłem, po 50m miękkie nogi ale dociągnąłem w 31,5 sekundy...
No... ciężkie takie 200-tki są, po ostatniej to czułem się gorzej niż po sobotnich TWL-ach
Niedziela 30.04.2017: 12km +3x80m sprint
Bez historii pobiegłem sobie 14km + 3 sprinty. Wiało trochę, więc z wiatrem to wychodziło w okolicach 4:40, pod wiatr gdzieś 4:55-5:00.
Tydzień 24.04-30.04.2017: 53,9 km (wypadł jeden trening)
Kwiecień: 277km (całkiem sporo biorąc pod uwagę luzowanie przed startem, lekką chorobę i mało biegania w okolicy Świąt).
Wtorek 02.05.2017: 6x200m po 30", P=4'
Nigdy w zyciu tak szybko nie biegałem, ale co tam... Potruchtałem na ścieżkę rowerową, zrobiłem dłuższą rozgrzewkę i jazda. Biegłem ścieżką i następnie 4 minuty wracałem wolnym marszem na start. Odcinek mam zmierzony na asfalcie. Pierwsze 4 powtórzenia weszły po 29,5-30,3 sek, w zależności trochę od tego jak (i gdzie dokładnie) trafiłem w zegarek
Na 5-tym powtórzeniu już były schody, na ostatnich 50-60m miałem miękkie nogi i weszło to w 31 sekund... 6 powtórzenie to już była lekka masakra, tzn już rozpoczynając czułem że nie do końca wypocząłem, po 50m miękkie nogi ale dociągnąłem w 31,5 sekundy...
No... ciężkie takie 200-tki są, po ostatniej to czułem się gorzej niż po sobotnich TWL-ach
biegam ultra i w górach
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3659
- Rejestracja: 06 sie 2014, 22:31
- Życiówka na 10k: 38:38
- Życiówka w maratonie: stara i nieaktualna
- Lokalizacja: Wroclaw, POL
- Kontakt:
Środa 03.05.2017: 14km po 4:50
Co miało być - to było. Większych historii brak, oprócz tego że trafiłem znów na wiatr jakiś durny, ale na rozbieganiach nie przeszkadza - biegam sobie z wiatrem 4:40, pod wiatr 5:00 i tak wychodzi średnio co ma wyjść.
Czwartek 04.05.2017: 5x2000 w 3:52 ostatnie 200 bardzo szybko (38s) P4'
Trening ciężki, a do tego jakiś taki dzień do dupy mi wyszedł. Przez te 5 dni długiego weekendu mi się organizm rozregulował, zasnąłem dopiero po 1 w nocy, potem jeszcze obudził mnie walący w dachowe okno deszcz, ostatecznie o 6 musiałem wstawać do pracy - raczej się nie wyspałem i czułem to cały dzień :/ Do tego... w środę wydawało mi się, że jest niedziela i następny dzień mam wolny - olałem węgle
Ale dzisiaj rano... ogarnąłem się że czwartek, więc trochę podładowałem. Ostatecznie koło 20-tej wylazłem na trening, ciężko toto szło już od rozgrzewki... Koniec końców ogarnąłem się, nie ma co się zastanawiać - warunek dobry, nic tylko biegać. Od rana jeszcze bolał mnie lewy dwugłowy - chyba jeszcze po wtorkowych 200m, ale nie jest to raczej żadne naderwanie, nie kłuje, w biegu nie przeszkadza, po prostu dzisiaj ni z tego ni z owego trochę pobolewa - tak, jakbym się uderzył i miał siniaka -> tyle że nic tam nie ma. Postanowiłem zwracać na to uwagę, ale już po drugim powtórzeniu zupełnie przestałem to czuć - więc ok.
NA zegarku ustawiłem sobie 1000m, 800m, 200m - żeby móc kontrolować co biegnę. Męczyłem te 3:52 okrutnie, no niby trzymałem tempo ale luzu to nie było. 200m raz domykałem, raz nie. Do tego jeszcze... na 4 powtórzeniu po 1500m zachciało mi się toi-toi i musiałem zrobić kilka minut przerwy na szukanie ustronnych krzaków i zrzucenie balastu Oczywiście po tych paru minutach przerwy domknięcie 4-tego powtórzenia i 200m nie było trudne, piąte też w miarę poszło.
Jak to wychodziło:
kolejno czasy/tempa: 1000m, 800m, 200m
1: 3:50, 3:04 (tempo 3:51), 38 sek
2: 3:49 (trochę z górki), 3:06 (tempo 3:52), 41 sek
3: 3:53, 3:07 (t. 3:53), 41 sek
4: 3:52, 3:06 (t. 3:52, tutaj po 500m przerwa toi-toi), 37 sek
5: 3:56 (pod górkę było, nie rzeźbiłem na siłę), 3:06 (t. 3:52), 36 sek.
Trening ciężko wszedł generalnie - zmęczyłem się (pewnie niewyspanie tutaj swoje dało ). Aha - przerwy wychodziły po 4 minuty, w tym 2 minuty marsz i 2 minuty trucht. Dobrze, że jutro wolne.
Co miało być - to było. Większych historii brak, oprócz tego że trafiłem znów na wiatr jakiś durny, ale na rozbieganiach nie przeszkadza - biegam sobie z wiatrem 4:40, pod wiatr 5:00 i tak wychodzi średnio co ma wyjść.
Czwartek 04.05.2017: 5x2000 w 3:52 ostatnie 200 bardzo szybko (38s) P4'
Trening ciężki, a do tego jakiś taki dzień do dupy mi wyszedł. Przez te 5 dni długiego weekendu mi się organizm rozregulował, zasnąłem dopiero po 1 w nocy, potem jeszcze obudził mnie walący w dachowe okno deszcz, ostatecznie o 6 musiałem wstawać do pracy - raczej się nie wyspałem i czułem to cały dzień :/ Do tego... w środę wydawało mi się, że jest niedziela i następny dzień mam wolny - olałem węgle
Ale dzisiaj rano... ogarnąłem się że czwartek, więc trochę podładowałem. Ostatecznie koło 20-tej wylazłem na trening, ciężko toto szło już od rozgrzewki... Koniec końców ogarnąłem się, nie ma co się zastanawiać - warunek dobry, nic tylko biegać. Od rana jeszcze bolał mnie lewy dwugłowy - chyba jeszcze po wtorkowych 200m, ale nie jest to raczej żadne naderwanie, nie kłuje, w biegu nie przeszkadza, po prostu dzisiaj ni z tego ni z owego trochę pobolewa - tak, jakbym się uderzył i miał siniaka -> tyle że nic tam nie ma. Postanowiłem zwracać na to uwagę, ale już po drugim powtórzeniu zupełnie przestałem to czuć - więc ok.
NA zegarku ustawiłem sobie 1000m, 800m, 200m - żeby móc kontrolować co biegnę. Męczyłem te 3:52 okrutnie, no niby trzymałem tempo ale luzu to nie było. 200m raz domykałem, raz nie. Do tego jeszcze... na 4 powtórzeniu po 1500m zachciało mi się toi-toi i musiałem zrobić kilka minut przerwy na szukanie ustronnych krzaków i zrzucenie balastu Oczywiście po tych paru minutach przerwy domknięcie 4-tego powtórzenia i 200m nie było trudne, piąte też w miarę poszło.
Jak to wychodziło:
kolejno czasy/tempa: 1000m, 800m, 200m
1: 3:50, 3:04 (tempo 3:51), 38 sek
2: 3:49 (trochę z górki), 3:06 (tempo 3:52), 41 sek
3: 3:53, 3:07 (t. 3:53), 41 sek
4: 3:52, 3:06 (t. 3:52, tutaj po 500m przerwa toi-toi), 37 sek
5: 3:56 (pod górkę było, nie rzeźbiłem na siłę), 3:06 (t. 3:52), 36 sek.
Trening ciężko wszedł generalnie - zmęczyłem się (pewnie niewyspanie tutaj swoje dało ). Aha - przerwy wychodziły po 4 minuty, w tym 2 minuty marsz i 2 minuty trucht. Dobrze, że jutro wolne.
biegam ultra i w górach
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3659
- Rejestracja: 06 sie 2014, 22:31
- Życiówka na 10k: 38:38
- Życiówka w maratonie: stara i nieaktualna
- Lokalizacja: Wroclaw, POL
- Kontakt:
Sobota 06.05.2017: 18km po 4:50
Udało się pobiegać koło południa po parku, rano padało więc było mokro/błoto. Ale wolę błoto w parku niż ciągłe ubijanie asfaltu i kostki brukowej. Weszło co miało, chyba średnio po 4:52.
Odczucia ok, dwugłowy chyba się uspokaja - nie czuję go w ogóle ani podczas biegu ani chodzenia. Lekko jeszcze boli jak dotykam, ale skoro podczas ruchu wszystko ok to mam nadzieję że przejdzie. Posmaruję jeszcze może dzisiaj wieczorem profilaktycznie jakimś voltarenem w celu przyspieszenia regeneracji, bo we wtorek szybsze nieco bieganie - dotychczas w ogóle nic mu nie robiłem poza delikatnym rolowaniem i rozciąganiem.
Udało się pobiegać koło południa po parku, rano padało więc było mokro/błoto. Ale wolę błoto w parku niż ciągłe ubijanie asfaltu i kostki brukowej. Weszło co miało, chyba średnio po 4:52.
Odczucia ok, dwugłowy chyba się uspokaja - nie czuję go w ogóle ani podczas biegu ani chodzenia. Lekko jeszcze boli jak dotykam, ale skoro podczas ruchu wszystko ok to mam nadzieję że przejdzie. Posmaruję jeszcze może dzisiaj wieczorem profilaktycznie jakimś voltarenem w celu przyspieszenia regeneracji, bo we wtorek szybsze nieco bieganie - dotychczas w ogóle nic mu nie robiłem poza delikatnym rolowaniem i rozciąganiem.
biegam ultra i w górach
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3659
- Rejestracja: 06 sie 2014, 22:31
- Życiówka na 10k: 38:38
- Życiówka w maratonie: stara i nieaktualna
- Lokalizacja: Wroclaw, POL
- Kontakt:
Niedziela 07.05.2017: 30km co 5km 100m Sprint 5:10
Trochę ciężko mi się biegło, bo nie chciało mi się biegać w kółko po asfalcie i zrobiłem sobie tournee wzdłuż rzeki i po parkach wrocławskich. Sporo nawierzchni nierównej i błota, kałuż - także również trening stabilizacji wyszedł. Trochę za ciepło się ubrałem, niepotrzebnie wziąłem wiatrówkę - jak wychodziłem przed 9-tą rano to było 10 stopni, a później podskoczyło do kilkunastu. Ale wiał wiatr, więc nie chciałem się spocony rozbierać - wolałem się więcej spocić. No i w sumie tu by można było skończyć, gdyby nie fakt że... jak zwykle nie wziąłem wody, tylko 2 żelki
Ale generalnie wyszło spoko, leciałem sobie to w okolicach 5:00-5:05, co kilka km sprint no i tak po 2h lekko już zacząłem odczuwać w nogach trening (wczoraj było 18km też po błocie), ale dalej biegło się spoko. Z ciekawości jeszcze chciałem na końcówce pobiec trochę szybciej -> asfaltem wracając do domu mi wyszło 2,5km po 4:30 i nie było to jakieś dramatyczne. Ostatecznie całość treningu wyszła 30,5km w 2:31:36, tempo 4:58 (licząc też 6 sprintów i szybsze 2,5km na koniec). W domu nie byłem jakoś specjalnie zmęczony, przyjąłem trochę węgli i picia, wykąpałem się i zjadłem normalne śniadanie. Resztę dnia do teraz oglądałem wingsa i uzupełniałem płyny, chyba jeszcze wieczorem jakiś izotonik w postaci browara przyjmę
W sumie zapomniałem wczoraj tego dwugłowego posmarować woltarenem, ale dzisiaj praktycznie w ogóle go nie czuję (tylko jak mocno nacisnę), więc z dnia na dzień jest lepiej i zakładam że będzie można powoli zapomnieć o problemie.
Tydzień 01-07.05.2017: 87,3 km
Udało się zrobić wszystkie treningi w planie, więc kilometraż też sensowny wyszedł.
Trochę ciężko mi się biegło, bo nie chciało mi się biegać w kółko po asfalcie i zrobiłem sobie tournee wzdłuż rzeki i po parkach wrocławskich. Sporo nawierzchni nierównej i błota, kałuż - także również trening stabilizacji wyszedł. Trochę za ciepło się ubrałem, niepotrzebnie wziąłem wiatrówkę - jak wychodziłem przed 9-tą rano to było 10 stopni, a później podskoczyło do kilkunastu. Ale wiał wiatr, więc nie chciałem się spocony rozbierać - wolałem się więcej spocić. No i w sumie tu by można było skończyć, gdyby nie fakt że... jak zwykle nie wziąłem wody, tylko 2 żelki
Ale generalnie wyszło spoko, leciałem sobie to w okolicach 5:00-5:05, co kilka km sprint no i tak po 2h lekko już zacząłem odczuwać w nogach trening (wczoraj było 18km też po błocie), ale dalej biegło się spoko. Z ciekawości jeszcze chciałem na końcówce pobiec trochę szybciej -> asfaltem wracając do domu mi wyszło 2,5km po 4:30 i nie było to jakieś dramatyczne. Ostatecznie całość treningu wyszła 30,5km w 2:31:36, tempo 4:58 (licząc też 6 sprintów i szybsze 2,5km na koniec). W domu nie byłem jakoś specjalnie zmęczony, przyjąłem trochę węgli i picia, wykąpałem się i zjadłem normalne śniadanie. Resztę dnia do teraz oglądałem wingsa i uzupełniałem płyny, chyba jeszcze wieczorem jakiś izotonik w postaci browara przyjmę
W sumie zapomniałem wczoraj tego dwugłowego posmarować woltarenem, ale dzisiaj praktycznie w ogóle go nie czuję (tylko jak mocno nacisnę), więc z dnia na dzień jest lepiej i zakładam że będzie można powoli zapomnieć o problemie.
Tydzień 01-07.05.2017: 87,3 km
Udało się zrobić wszystkie treningi w planie, więc kilometraż też sensowny wyszedł.
biegam ultra i w górach
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3659
- Rejestracja: 06 sie 2014, 22:31
- Życiówka na 10k: 38:38
- Życiówka w maratonie: stara i nieaktualna
- Lokalizacja: Wroclaw, POL
- Kontakt:
Wtorek 09.05.2017: TWL 6x1000/1000 3:50/4:20. Bieg ciągły zmienny, w sumie 13km.
No ja to mam niefart - znów jak cięższy trening, to... idealna pogoda. Qrwa. Plus jest taki, że w najbliższym czasie ciężkich treningów dużo będzie, więc i w kiepskim warunku się pobiega.
Wracając: godzina 20:10, 8 stopni na dworze, praktycznie bezwietrznie. Startówki na nogi i jazda. 2km dobiegu, ABC i zaczynamy ciągły. W sumie to nawet się zdziwiłem, bo pomimo weekendowego szaleństwa (18km w sobotę i 30km w niedzielę - wszystko po błocie i trwaiastych nierównych wałach) nawet fajnie nogi podawały. Może lekko podmęczone, ale bez żadnego betonu czy coś. Fajnie
Szło to bez jakichś większych historii, aczkolwiek nie mogłem się do końca wstrzelić w tempo -> ale zawsze po tych 200-300m już szło dobrze. Czasy: biegane to na GPS (więc pewnie z 2-3 sek oszukane), to starałem się domykać tą sekundę-dwie szybciej.
Wyszło tak:
4:17
3:47
4:16
3:48
4:16
3:49
4:19
3:49
4:14
3:48
4:15
3:48
4:19
Po tym jeszcze 2,5km truchtu do domu (w okolicach 4:50) i to by było na tyle.
Odczucia: do 9km to całkiem spoko, nawet zaskoczony byłem. Na ostatnich 2 szybkich trochę musiałem powalczyć, ale nie było to nic wielkiego - żadnej umieralni, oglądania butów etc. Nie wiem, jak to dokładnie opisać - mocno, ale do utrzymania pod kontrolą, jakby było trzeba to bym te kilka sekund przyspieszył jeszcze.
No ja to mam niefart - znów jak cięższy trening, to... idealna pogoda. Qrwa. Plus jest taki, że w najbliższym czasie ciężkich treningów dużo będzie, więc i w kiepskim warunku się pobiega.
Wracając: godzina 20:10, 8 stopni na dworze, praktycznie bezwietrznie. Startówki na nogi i jazda. 2km dobiegu, ABC i zaczynamy ciągły. W sumie to nawet się zdziwiłem, bo pomimo weekendowego szaleństwa (18km w sobotę i 30km w niedzielę - wszystko po błocie i trwaiastych nierównych wałach) nawet fajnie nogi podawały. Może lekko podmęczone, ale bez żadnego betonu czy coś. Fajnie
Szło to bez jakichś większych historii, aczkolwiek nie mogłem się do końca wstrzelić w tempo -> ale zawsze po tych 200-300m już szło dobrze. Czasy: biegane to na GPS (więc pewnie z 2-3 sek oszukane), to starałem się domykać tą sekundę-dwie szybciej.
Wyszło tak:
4:17
3:47
4:16
3:48
4:16
3:49
4:19
3:49
4:14
3:48
4:15
3:48
4:19
Po tym jeszcze 2,5km truchtu do domu (w okolicach 4:50) i to by było na tyle.
Odczucia: do 9km to całkiem spoko, nawet zaskoczony byłem. Na ostatnich 2 szybkich trochę musiałem powalczyć, ale nie było to nic wielkiego - żadnej umieralni, oglądania butów etc. Nie wiem, jak to dokładnie opisać - mocno, ale do utrzymania pod kontrolą, jakby było trzeba to bym te kilka sekund przyspieszył jeszcze.
biegam ultra i w górach
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3659
- Rejestracja: 06 sie 2014, 22:31
- Życiówka na 10k: 38:38
- Życiówka w maratonie: stara i nieaktualna
- Lokalizacja: Wroclaw, POL
- Kontakt:
Środa 10.05.2017
Miało być wolne (w planie był wyjazd z pracy), ale ostatecznie zamiast wyjazdu musiałem trochę więcej poklikać - to w przerwie wyskoczyłem na 10km po 5:00 Ot, tak na dotlenienie. Jutro w planie stoi coś ala BC2: 18km po 4:20.
Miało być wolne (w planie był wyjazd z pracy), ale ostatecznie zamiast wyjazdu musiałem trochę więcej poklikać - to w przerwie wyskoczyłem na 10km po 5:00 Ot, tak na dotlenienie. Jutro w planie stoi coś ala BC2: 18km po 4:20.
biegam ultra i w górach
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3659
- Rejestracja: 06 sie 2014, 22:31
- Życiówka na 10k: 38:38
- Życiówka w maratonie: stara i nieaktualna
- Lokalizacja: Wroclaw, POL
- Kontakt:
Czwartek 11.05.2017: 18km po 4:20
Na trening mogłem wyjść ok. 20-tej i niestety trochę to do dupy była pora. Był lekki wiatr, a jak jeszcze wychodziłem to było 20 stopni i zachodziło słońce, po czym po godzinie temperatura spadła (a przez wiatr było odczuwalnie jeszcze zimniej) - tyle, że ja przez pierwsze pół godziny się spociłem i na koniec zmarzłem Mam nadzieję, że żadnego syfu z tego nie będzie.
Sam trening to tak bez historii wyszedł, tyle że sumarycznie miało być długo więc skróciłem rozgrzewkę do 1,5km truchtu i odpuściłem ABC. Te 18km to raczej taki klasyczny BC2 wyszedł, intensywność odczuwalna, ale bez przesady. Żadnej rzeźby, żadnych bóli, kryzysów, wszystko pod kontrolą. Trochę trudności ten wiatr sprawiał w tempie, ale to różnice sekundowe. Wychodziło to mniej więcej tak, że odcinki z wiatrem biegłem w okolicy 4:14-4:16, pod wiatr w okolicy 4:18-4:21. Sumarycznie wyszło 18km po 4:17 (biorąc poprawkę na GPS to pewnie ok 4:19-4:20). Oprócz tego, że się spociłem i potem było mi zimno to nic wartego uwagi się nie działo. W domu szybko wziąłem ciepły prysznic i wypiłem ciepłą herbatę z miodem i cytryną.
Aha - kończąc chyba już temat dwugłowego, który mniej trochę bolał w zeszłym tygodniu -> w tym tygodniu ani razu go nie czułem, więc temat (mam nadzieję) zamknięty definitywnie.
Jutro wolne, a w sobotę... znów mocno
Na trening mogłem wyjść ok. 20-tej i niestety trochę to do dupy była pora. Był lekki wiatr, a jak jeszcze wychodziłem to było 20 stopni i zachodziło słońce, po czym po godzinie temperatura spadła (a przez wiatr było odczuwalnie jeszcze zimniej) - tyle, że ja przez pierwsze pół godziny się spociłem i na koniec zmarzłem Mam nadzieję, że żadnego syfu z tego nie będzie.
Sam trening to tak bez historii wyszedł, tyle że sumarycznie miało być długo więc skróciłem rozgrzewkę do 1,5km truchtu i odpuściłem ABC. Te 18km to raczej taki klasyczny BC2 wyszedł, intensywność odczuwalna, ale bez przesady. Żadnej rzeźby, żadnych bóli, kryzysów, wszystko pod kontrolą. Trochę trudności ten wiatr sprawiał w tempie, ale to różnice sekundowe. Wychodziło to mniej więcej tak, że odcinki z wiatrem biegłem w okolicy 4:14-4:16, pod wiatr w okolicy 4:18-4:21. Sumarycznie wyszło 18km po 4:17 (biorąc poprawkę na GPS to pewnie ok 4:19-4:20). Oprócz tego, że się spociłem i potem było mi zimno to nic wartego uwagi się nie działo. W domu szybko wziąłem ciepły prysznic i wypiłem ciepłą herbatę z miodem i cytryną.
Aha - kończąc chyba już temat dwugłowego, który mniej trochę bolał w zeszłym tygodniu -> w tym tygodniu ani razu go nie czułem, więc temat (mam nadzieję) zamknięty definitywnie.
Jutro wolne, a w sobotę... znów mocno
biegam ultra i w górach
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3659
- Rejestracja: 06 sie 2014, 22:31
- Życiówka na 10k: 38:38
- Życiówka w maratonie: stara i nieaktualna
- Lokalizacja: Wroclaw, POL
- Kontakt:
Sobota 13.05.2017: TWL 7x1000/1000 3:47/4:17 (+/- 1s.). Bieg ciągły zmienny, w sumie 15km.
Narzekałem, że łatwo, to sobie nieświadomie utrudniłem. Nie wiem dlaczego, ale myślałem że dzisiaj mam zwykłe rozbieganie więc połaziłem z Małżonką po parku (w sumie to z 6-7km wyszło), później na obiad zjadłem jakieś nieco tłuste chińskie żarcie zapitem 0,5l coli Podwieczorek czyli kawałek ciasta + kawa i po 2,5h sprawdziłem trenng - a tu dupa... rozbieganie było w sobotę, ale... tydzień temu A dzisiaj mocny TWL... ekhm. No dobra, odczekałem jeszcze godzinę i polazłem. Pogoda też nie rozpieszczała - 22 stopnie i lekki wiatr. No nic...
Wyszło tak:
4:18
3:45
4:17
3:45
4:15
3:47
4:18
3:47
4:17
3:47
4:20
3:45 (tu się niestety zatrzymałem po 400m) - opis niżej
4:16
3:48
4:17
Z zatrzymania się dumny nie jestem. Już na wcześniejszym szybkim lekko zakłuwało w wątrobie, na tym już bolało mocniej i do dupy -> no stanąłem bez walki Zły jestem, tak to nie może wyglądać.
Ale są też pozytywy: mam wrażenie, że przy normalnym jedzeniu te tempa były do domknięcia. Nawet pomimo dość kiepskich warunków -> jak wychodziłem to 22 stopnie w cieniu, jak kończyłem to 18. Sporo cieplej niż przy wcześniejszych treningach. Nogi ok, te kilka km spaceru nie przeszkodziły zbytnio - nie tutaj był problem.
No nic - głowa do góry i jedziemy z treningiem dalej, tylko trochę uważniej trzeba. Bo szkoda psuć mocny trening pierdołami.
Narzekałem, że łatwo, to sobie nieświadomie utrudniłem. Nie wiem dlaczego, ale myślałem że dzisiaj mam zwykłe rozbieganie więc połaziłem z Małżonką po parku (w sumie to z 6-7km wyszło), później na obiad zjadłem jakieś nieco tłuste chińskie żarcie zapitem 0,5l coli Podwieczorek czyli kawałek ciasta + kawa i po 2,5h sprawdziłem trenng - a tu dupa... rozbieganie było w sobotę, ale... tydzień temu A dzisiaj mocny TWL... ekhm. No dobra, odczekałem jeszcze godzinę i polazłem. Pogoda też nie rozpieszczała - 22 stopnie i lekki wiatr. No nic...
Wyszło tak:
4:18
3:45
4:17
3:45
4:15
3:47
4:18
3:47
4:17
3:47
4:20
3:45 (tu się niestety zatrzymałem po 400m) - opis niżej
4:16
3:48
4:17
Z zatrzymania się dumny nie jestem. Już na wcześniejszym szybkim lekko zakłuwało w wątrobie, na tym już bolało mocniej i do dupy -> no stanąłem bez walki Zły jestem, tak to nie może wyglądać.
Ale są też pozytywy: mam wrażenie, że przy normalnym jedzeniu te tempa były do domknięcia. Nawet pomimo dość kiepskich warunków -> jak wychodziłem to 22 stopnie w cieniu, jak kończyłem to 18. Sporo cieplej niż przy wcześniejszych treningach. Nogi ok, te kilka km spaceru nie przeszkodziły zbytnio - nie tutaj był problem.
No nic - głowa do góry i jedziemy z treningiem dalej, tylko trochę uważniej trzeba. Bo szkoda psuć mocny trening pierdołami.
biegam ultra i w górach
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3659
- Rejestracja: 06 sie 2014, 22:31
- Życiówka na 10k: 38:38
- Życiówka w maratonie: stara i nieaktualna
- Lokalizacja: Wroclaw, POL
- Kontakt:
Niedziela 14.05.2017: 20km po 5:10
Dla równego rachunku machnąłem 21,3 (celowałem w HM ) po 5:00. Tempo wyszło szybsze, bo biegliśmy z kolegą - jemu tak pasowało, a mnie te kilka sekund większej różnicy nie robiło.
Tydzień 08-14.05.2017: 92,4 km
Kolejny tydzień udało się zrobić wszystkie treningi w planie, więc kilometraż też sensowny wyszedł.
Przyszły tydzień będzie krótszy i szybszy - kroi się kilka imprez rodzinnych więc biegania będzie mniej. Życie amatora
Dla równego rachunku machnąłem 21,3 (celowałem w HM ) po 5:00. Tempo wyszło szybsze, bo biegliśmy z kolegą - jemu tak pasowało, a mnie te kilka sekund większej różnicy nie robiło.
Tydzień 08-14.05.2017: 92,4 km
Kolejny tydzień udało się zrobić wszystkie treningi w planie, więc kilometraż też sensowny wyszedł.
Przyszły tydzień będzie krótszy i szybszy - kroi się kilka imprez rodzinnych więc biegania będzie mniej. Życie amatora
biegam ultra i w górach
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3659
- Rejestracja: 06 sie 2014, 22:31
- Życiówka na 10k: 38:38
- Życiówka w maratonie: stara i nieaktualna
- Lokalizacja: Wroclaw, POL
- Kontakt:
Wtorek 16.05.20171: 10x100/200 100m bardzo szybko
Niezbyt jestem w stanie coś o tym treningu napisać, bo nie mam odmierzonego odcinka 100m. Ustawiłem na GPS 100m/200m i biegałem 10 powtórzeń. 100m bardzo szybko, 200m lekki truchcik po 5:30.
Środa 17.05.2017: 10km 05:10
Tutaj z kolei nie ma co pisać. Wyszedłem wieczorem, 11km po chyba 4:55
Czwartek: 18.05.2017 5km w 3:46 jako docelowe...
Ten trening z kolei spieprzyłem - tzn tak czy inaczej był nie do domknięcia, bo... u mnie jest 28 stopni (w cieniu) i świeci słońce. W takich warunkach ostatnio biegałem maraton Wrocław (tyle że to było ponad pół roku temu). Ale niezrażony pobiegłem do parku i postanowiłem to pobiec Niezrażony upałem trochę truchtu + ABC, cały mokry po rozgrzewce i lecimy. Pętla równiutko odmierzone 1km, no to zaczynam. Lecę dość szybko, a GPS pokazuje... 9:15/km No super, po kilkuset metrach zmądrzał ale ostatecznie pobiegłem ten odcinek w 3:44... Za szybko, kolejny wolniej (3:52), kolejny 3:51 i pauza. Dlaczego? BO po prostu było już za ciężko, nie było jednego powodu - wszystko krzyczało: STAŃ. Nogi, płuca, gardło. Niewiele więcej bym pobiegł... No to zrobiłem ze 2 minuty przerwy (na której ociekłem konkretnie )
i pobiegłem kolejne 2km. Na domiar złego na koniec jak chciałem przełączyć ekran w garminie to sobie zatrzymałem na ostatnim kilometrze po 800m. Serio, byłem tak zmęczony że kliknąłem zły przycisk...
Ostatecznie wyszło to tak:
3:44
3:52
3:51
(przerwa ok 2 minuty)
3:50
800m w 3:01 (tempo 3:46) -> myślę że mnie więcej w tym tempie skończyłem odcinek
Przyszłościowo chyba trzeba będzie korygować lekko czasy, jak będę biegał w takim upale - bo inaczej te treningi z gatunku "bardzo cięzkie" będą nie do domknięcia. A swoją drogą to chyba kilka treningów postaram sie robić wcześniej, żeby nieco do upału się przyzwyczaić.
Teraz z przyczyn osobistych biegowa laba, jeden sensowniejszy akcent we wtorek i zawody 27.05.
Aha - nie wiem, czy to ma jakieś duże znaczenie, ale dzisiejszy trening był pierwszym od roku szybkim akcentem bieganym w parku a nie na asfalcie czy tartanie
Niezbyt jestem w stanie coś o tym treningu napisać, bo nie mam odmierzonego odcinka 100m. Ustawiłem na GPS 100m/200m i biegałem 10 powtórzeń. 100m bardzo szybko, 200m lekki truchcik po 5:30.
Środa 17.05.2017: 10km 05:10
Tutaj z kolei nie ma co pisać. Wyszedłem wieczorem, 11km po chyba 4:55
Czwartek: 18.05.2017 5km w 3:46 jako docelowe...
Ten trening z kolei spieprzyłem - tzn tak czy inaczej był nie do domknięcia, bo... u mnie jest 28 stopni (w cieniu) i świeci słońce. W takich warunkach ostatnio biegałem maraton Wrocław (tyle że to było ponad pół roku temu). Ale niezrażony pobiegłem do parku i postanowiłem to pobiec Niezrażony upałem trochę truchtu + ABC, cały mokry po rozgrzewce i lecimy. Pętla równiutko odmierzone 1km, no to zaczynam. Lecę dość szybko, a GPS pokazuje... 9:15/km No super, po kilkuset metrach zmądrzał ale ostatecznie pobiegłem ten odcinek w 3:44... Za szybko, kolejny wolniej (3:52), kolejny 3:51 i pauza. Dlaczego? BO po prostu było już za ciężko, nie było jednego powodu - wszystko krzyczało: STAŃ. Nogi, płuca, gardło. Niewiele więcej bym pobiegł... No to zrobiłem ze 2 minuty przerwy (na której ociekłem konkretnie )
i pobiegłem kolejne 2km. Na domiar złego na koniec jak chciałem przełączyć ekran w garminie to sobie zatrzymałem na ostatnim kilometrze po 800m. Serio, byłem tak zmęczony że kliknąłem zły przycisk...
Ostatecznie wyszło to tak:
3:44
3:52
3:51
(przerwa ok 2 minuty)
3:50
800m w 3:01 (tempo 3:46) -> myślę że mnie więcej w tym tempie skończyłem odcinek
Przyszłościowo chyba trzeba będzie korygować lekko czasy, jak będę biegał w takim upale - bo inaczej te treningi z gatunku "bardzo cięzkie" będą nie do domknięcia. A swoją drogą to chyba kilka treningów postaram sie robić wcześniej, żeby nieco do upału się przyzwyczaić.
Teraz z przyczyn osobistych biegowa laba, jeden sensowniejszy akcent we wtorek i zawody 27.05.
Aha - nie wiem, czy to ma jakieś duże znaczenie, ale dzisiejszy trening był pierwszym od roku szybkim akcentem bieganym w parku a nie na asfalcie czy tartanie
biegam ultra i w górach
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3659
- Rejestracja: 06 sie 2014, 22:31
- Życiówka na 10k: 38:38
- Życiówka w maratonie: stara i nieaktualna
- Lokalizacja: Wroclaw, POL
- Kontakt:
Z totalnego braku czasu na pisanie, a i również ochoty na siedzenie przed kompem trochę opuściłem dzienniczek - nadrabiamy. Ostatnie kilka dni minęło jak niżej
Piątek 19.05.2017: wesele
Sobota 20.05.2017: drugie wesele
Niedziela 21.05.2017: poprawiny + 14km po 5:00 + 4x60m
No... Generalnie się działo (ale nie biegowo), dwa wesela + poprawiny. Tryb raczej "mało higieniczny", ale jakoś przeżyłem i nawet w niedzielę udało się cośtam wieczorem potuptać.
Tydzień 15-21.05.2017: 45,0 km + kilka godzin tańców
Poniedziałek 22.05.2017: wolne
Plan był wolny, ale wpadło 14km rowerem (wolno, ok. 15 km/h)
Generalnie nie odespałem weekendu, bo musiałem wstawać do pracy. Po pracy z żoną na rower.
Wtorek: plan 4x1km po 3:30, przerwa 4-5'.
Po pracy tuż przed bieganie wpadło jeżdżenie rowerem z małżonką, niby mało bo jakieś 12km i wolno, ale trochę podjazdów pod estakadkę, trochę po parku, trochę po kamieniach i 2 dni z rzędu (pierwszy raz po zimie) i wybiegając na akcent nogi lekko czułem.
Pobiegłem do parku, ciepło bardzo było chyba 23 stopnie ale to nie przeszkadzało. Podczas rozgrzewki (3,5km) + ABC w Grabiszyńskim spotkałem na pętli zaprzyjaźnioną grupę treningową - tasowaliśmy się przez cały trening, bo oni biegali 3x5km.
Ja zacząłem swój trening... i trochę przepaliłem bo pierwszy km wyszedł w 3:25... Za szybko, ale niezbyt potrafię kontrolować tempo w parku a GPS mi na pętli głupieje trochę -> pętla jest zmierzona bardzo dokładnie, ma 1km i punkty orientacyjne na 200m i 400m. Kolejne km weszły w 3:30 i 3:29, ostatniego nie domknąłem - wpadł w 3:35. Biegane wszystko w startówkach i przerwy równiutko 4 minuty, w marszu. Ciężki to trening był, nie jest to dla mnie na pewno komfortowa intensywność, muszę o nią powalczyć. Temperatura i warunki nie przeszkadzały, ale na ostatnim czułem chyba ten rower bo po 450-500m nogi zrobiły się miękkie. Jeszcze znacznik 400m minąłem równo w 1:21 (czyli idealnie w punkt) ale potem jakoś dziwnie zacząłem mieć miękkie nogi - trochę jak na sprintach. Nie ciężkie, nie bolały - po prostu trochę jak z waty. Na ostatnich 100m przyspieszyłem i ostatecznie straciłem tylko 5 sekund, więc nie było dramatu. Być może gdybym wydłużył przerwę przed odcinkiem do tych 5' to bym domknął - nie wiem, ale chciałem spróbować utrzymać 4'.
Dzisiaj nie jest źle - trochę czuję nogi, ale znośnie. Niestety od 3 dni mordują mnie klimatyzacją w pracy i boję się przeziębienia bo tak niepewnie się trochę dzisiaj czuję -> ale nie uważam, żeby to wpłynęło na wczorajszy akcent - poza nogami było ok, a nogi to stawiam na początek sezonu rowerowego bo już na dobiegu do parku po 5:00 czułem je inaczej niż zwykle.
Piątek 19.05.2017: wesele
Sobota 20.05.2017: drugie wesele
Niedziela 21.05.2017: poprawiny + 14km po 5:00 + 4x60m
No... Generalnie się działo (ale nie biegowo), dwa wesela + poprawiny. Tryb raczej "mało higieniczny", ale jakoś przeżyłem i nawet w niedzielę udało się cośtam wieczorem potuptać.
Tydzień 15-21.05.2017: 45,0 km + kilka godzin tańców
Poniedziałek 22.05.2017: wolne
Plan był wolny, ale wpadło 14km rowerem (wolno, ok. 15 km/h)
Generalnie nie odespałem weekendu, bo musiałem wstawać do pracy. Po pracy z żoną na rower.
Wtorek: plan 4x1km po 3:30, przerwa 4-5'.
Po pracy tuż przed bieganie wpadło jeżdżenie rowerem z małżonką, niby mało bo jakieś 12km i wolno, ale trochę podjazdów pod estakadkę, trochę po parku, trochę po kamieniach i 2 dni z rzędu (pierwszy raz po zimie) i wybiegając na akcent nogi lekko czułem.
Pobiegłem do parku, ciepło bardzo było chyba 23 stopnie ale to nie przeszkadzało. Podczas rozgrzewki (3,5km) + ABC w Grabiszyńskim spotkałem na pętli zaprzyjaźnioną grupę treningową - tasowaliśmy się przez cały trening, bo oni biegali 3x5km.
Ja zacząłem swój trening... i trochę przepaliłem bo pierwszy km wyszedł w 3:25... Za szybko, ale niezbyt potrafię kontrolować tempo w parku a GPS mi na pętli głupieje trochę -> pętla jest zmierzona bardzo dokładnie, ma 1km i punkty orientacyjne na 200m i 400m. Kolejne km weszły w 3:30 i 3:29, ostatniego nie domknąłem - wpadł w 3:35. Biegane wszystko w startówkach i przerwy równiutko 4 minuty, w marszu. Ciężki to trening był, nie jest to dla mnie na pewno komfortowa intensywność, muszę o nią powalczyć. Temperatura i warunki nie przeszkadzały, ale na ostatnim czułem chyba ten rower bo po 450-500m nogi zrobiły się miękkie. Jeszcze znacznik 400m minąłem równo w 1:21 (czyli idealnie w punkt) ale potem jakoś dziwnie zacząłem mieć miękkie nogi - trochę jak na sprintach. Nie ciężkie, nie bolały - po prostu trochę jak z waty. Na ostatnich 100m przyspieszyłem i ostatecznie straciłem tylko 5 sekund, więc nie było dramatu. Być może gdybym wydłużył przerwę przed odcinkiem do tych 5' to bym domknął - nie wiem, ale chciałem spróbować utrzymać 4'.
Dzisiaj nie jest źle - trochę czuję nogi, ale znośnie. Niestety od 3 dni mordują mnie klimatyzacją w pracy i boję się przeziębienia bo tak niepewnie się trochę dzisiaj czuję -> ale nie uważam, żeby to wpłynęło na wczorajszy akcent - poza nogami było ok, a nogi to stawiam na początek sezonu rowerowego bo już na dobiegu do parku po 5:00 czułem je inaczej niż zwykle.
biegam ultra i w górach
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3659
- Rejestracja: 06 sie 2014, 22:31
- Życiówka na 10k: 38:38
- Życiówka w maratonie: stara i nieaktualna
- Lokalizacja: Wroclaw, POL
- Kontakt:
klopsik. Ale po kolei.
Środa 24.05.2017: wieczorem jeszcze wpadło 11km po 5:00
Spoko, nawet zastanawiająco spoko po wtorkowych kilometrówkach. Lekko czułem nogi, ale znośnie. Lekka mżawka padała, ale bez wiatru więc ok.
Czwartek 25.05.2017: wieczorem 8km + 4x60m.
Spokojnie się biegło, w sumie nic specjalnego. Jakiejś przesadnej lekkości nie było, ale dramatu też nie. Ja jakoś nigdy te 2-3 dni przed zawodami nie czuję specjalnej lekkości -> ale chyba tak mam, nie widzę tutaj wpływu. Nawet przed zawodami, które uważam za bardzo udane 2-3 dni przed nigdy nie czułem się specjalnie. Chyba tak mam i już na to przestałem zwracać uwagę.
W piątek w pracy zaczął się klops. Po prostu zaczęło cieknąć z nosa i tyle. Niestety pracę mam biurową i przez 2/3 roku włączoną klimatyzację. No i o ile jest to najczęściej komfortowe do pracy, to kłopoty się zaczynają jak współpracownicy przyłażą chorzy "bo mają tylko katar/kaszel/ból gardła". Siedzi taki, kicha/kaszle 2 dni, czajnika wspólnego używa, klima to rozdmuchuje i infekcja gotowa. A jeszcze jak człowiek podatny (bo np. 3 dni nie spał przez wesela) no to trafia na podatny grunt. Ja zresztą od małego mam tendencję do "ciężkiego" przechodzenia kataru -> cieknie mi z nosa, łzawią oczy i za bardzo nic z tym nie poradzę. Tak mam, trochę to męczy ale... z drugiej strony 99% infekcji u mnie się kończy na katarze. Bardzo rzadko boli mnie gardło, a jakieś zapalenia to ja nie pamiętam kiedy ostatnio miałem, chyba jeszcze w szkole średniej. Sięgając pamięcią kilkanaście lat wstecz to nie pamiętam kiedy brałem antybiotyk... Chyba w ogólniaku ??
No nic - katar jest i nic się nie zrobi. Zawody olałem, bo nic mi nie dadzą w takim stanie. Jest ciepło (20 stopni w cieniu + idealne słońce), na trasie pewnie odczuwalne ze 30 a mnie cieknie z nosa. Nogi spoko, ale stwierdziłem że jedyne co mogę dzisiaj wygrać to ewentualne zapalenie zatok, a w najlepszym wypadku wyłączenie z treningu na 2 tygodnie tymczasem... za 3 tygodnie zawody docelowe, a ja chciałbym powalczyć
Akapit dla trenera
Dzisiaj bieganie odpuszczam, jutro zobaczę - w planie było spokojne 15km. Jeśli będzie fajna pogoda i katar przechodził to na lekkie potuptanie wyjdę, z doświadczenia wiem że nie zaszkodzi. Poniedziałek wolny, a patrząc na plan na kolejny tydzień to nie wygląda źle -> wtorek 6x300m (tu ewentualnie do zastanowienia czy cisnąć we wskazanych tempach czy coś zwolnić), środa 18km rozbiegania, czwartek dopiero mocny ciągły - do tego czasu powinno przejść.
Środa 24.05.2017: wieczorem jeszcze wpadło 11km po 5:00
Spoko, nawet zastanawiająco spoko po wtorkowych kilometrówkach. Lekko czułem nogi, ale znośnie. Lekka mżawka padała, ale bez wiatru więc ok.
Czwartek 25.05.2017: wieczorem 8km + 4x60m.
Spokojnie się biegło, w sumie nic specjalnego. Jakiejś przesadnej lekkości nie było, ale dramatu też nie. Ja jakoś nigdy te 2-3 dni przed zawodami nie czuję specjalnej lekkości -> ale chyba tak mam, nie widzę tutaj wpływu. Nawet przed zawodami, które uważam za bardzo udane 2-3 dni przed nigdy nie czułem się specjalnie. Chyba tak mam i już na to przestałem zwracać uwagę.
W piątek w pracy zaczął się klops. Po prostu zaczęło cieknąć z nosa i tyle. Niestety pracę mam biurową i przez 2/3 roku włączoną klimatyzację. No i o ile jest to najczęściej komfortowe do pracy, to kłopoty się zaczynają jak współpracownicy przyłażą chorzy "bo mają tylko katar/kaszel/ból gardła". Siedzi taki, kicha/kaszle 2 dni, czajnika wspólnego używa, klima to rozdmuchuje i infekcja gotowa. A jeszcze jak człowiek podatny (bo np. 3 dni nie spał przez wesela) no to trafia na podatny grunt. Ja zresztą od małego mam tendencję do "ciężkiego" przechodzenia kataru -> cieknie mi z nosa, łzawią oczy i za bardzo nic z tym nie poradzę. Tak mam, trochę to męczy ale... z drugiej strony 99% infekcji u mnie się kończy na katarze. Bardzo rzadko boli mnie gardło, a jakieś zapalenia to ja nie pamiętam kiedy ostatnio miałem, chyba jeszcze w szkole średniej. Sięgając pamięcią kilkanaście lat wstecz to nie pamiętam kiedy brałem antybiotyk... Chyba w ogólniaku ??
No nic - katar jest i nic się nie zrobi. Zawody olałem, bo nic mi nie dadzą w takim stanie. Jest ciepło (20 stopni w cieniu + idealne słońce), na trasie pewnie odczuwalne ze 30 a mnie cieknie z nosa. Nogi spoko, ale stwierdziłem że jedyne co mogę dzisiaj wygrać to ewentualne zapalenie zatok, a w najlepszym wypadku wyłączenie z treningu na 2 tygodnie tymczasem... za 3 tygodnie zawody docelowe, a ja chciałbym powalczyć
Akapit dla trenera
Dzisiaj bieganie odpuszczam, jutro zobaczę - w planie było spokojne 15km. Jeśli będzie fajna pogoda i katar przechodził to na lekkie potuptanie wyjdę, z doświadczenia wiem że nie zaszkodzi. Poniedziałek wolny, a patrząc na plan na kolejny tydzień to nie wygląda źle -> wtorek 6x300m (tu ewentualnie do zastanowienia czy cisnąć we wskazanych tempach czy coś zwolnić), środa 18km rozbiegania, czwartek dopiero mocny ciągły - do tego czasu powinno przejść.
biegam ultra i w górach