No i po starcie
Pogoda byla dokladnie taka jaka zapowiadali, duzo chmur, sucho i zimno.
Na poczatku chcialem biec w futrze, ale po rogrzewce jakos mi sie milej zrobilo
i stanelo na bieliznie z dlugim rekawem + lekka koszulka na wierzch oraz legginsy cienkie 3/4.
Buty tak jak mowilem, Salmingi Distance. Spisaly sie super, w ogole ich nie czulem,
na ciasnych zakretach szutrowych w ogole nie puszczaly, juz je bardzo lubie
Bieg rozpoczal sie szybko, troche za szybko. Stanalem jakos w 3-ej lini i mimo,
ze puscilem czolowke (lecieli na 34-35 minut), to okazalo sie, ze lece <4:00,
wiec zwolnilem po kilkuset metrach. Pierwszy kilometr wszedl w 4:04, drugi tak samo.
Potem sie troche przestraszylem, zwolnilem i nastepne kilometry to kolejno:
4:13, 4:12, 4:10, 4:14, 4:14. No i potem, na 8-ym km "zaspalem"
Zdarza mi sie tak od czasu do czasu, nie czuje zupelnie tego, ale tempo spada.
Najczesciej wlasnie na km 7 lub 8. Tym razem zegarek mnie "obudzil" jak pokazal czas 4:24.
"Shit" pomyslalem, zwarlem poslady i do przodu! 9-y kilometr to 4:07, a finalowy 3:56.
Czas koncowy 40:40!
W generalce bylem 12 (na 206), w swojej grupie wiekowej M40 nawet zalapalem sie na podium
To mala impreza, taka bardziej rodzinny pod nazwa Bieg Dla Wielojezycznosci,
wiec nie dziwota, ze udalo mi sie z takim zwyklym jakby nie patrzec czasem cos zwojowac.
Ale i tak milo
Co ciekawe, Runalyze.com na podstawie treningow przygotowawczych prognozowal skubany 40:35, niezla cholera!
Ogolnie jestem bardzo zadowolony. Zyciowka poprawiona o prawie 4 minuty,
mimo ze planu treningowego nie udalo sie sumiennie przepracowac.
Nie wiem na ile to zasluga planu wg Hudsona, ale pociagne go dalej, tym razem pod dluzszy dystans.
Zdobyl u mnie kredyt zaufania
