waclaw - 27.05.2012 - pojedynek z Mo - handicap 10'

Moderator: infernal

waclaw
Wyga
Wyga
Posty: 92
Rejestracja: 24 paź 2010, 19:15
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

24.10.2011

35x100 - 15,9km - 4:50/km - HR:148/164

Trening zgodnie ze sztuką: przerwa trucht, tętno spada do 145 i ruszam następne powtórzenie. Przy setkach nie kontroluję z reguły długości przerwy - biegam aż poczuję "że nie idzie".


25.10.2011

OWB1 - 12,6km - 4:45/km - HR: 144/154

Zamiast dnia wolnego, odrobina regeneracyjnego wybiegania. Mega fajne samopoczucie.


26.10.2011

12x(100-100-200) - 15,6km - 4:41/km - HR: 149/165

Nowa wariacja na temat interwałów. Razem 4,8km w tempie po ok. 3:25/km - nie chce mi się liczyć teraz dokładnej średniej, ale mam wszystko ładnie zapisane.

27.10.2011 - byczeniesię - no i miła randka po pracy, ale to temat nie w kategoriach sportowych ;)

28.10.2011

16x400 - 16,8km - 4:38/km - HR: 153/172

Czterysetki to dość trudny trening dla mnie. Pierwsze 4-5 idzie ciężko, potem łapię mały trans i jakoś się kręci. Porzuciłem stadion (gdzie zazwyczaj biegałem ten trening) na rzecz mojej asfaltowo-gruntowej pętli - liczyłem kroki (130 na jedną nogę). Przerwa standardowo - trucht ze spadkiem tętna do 145. Powtórzenia biegałem o parę sekund wolniej niż przy analogicznym treningu na stadionie, ale za to szybciej truchtałem w przerwach - stąd średnie tempo treningu nieco wyższe niż np. 20.10 (wtedy miałem 4:41/km i tętno srednie 154). Do tego pewnie lepiej, jak teren jest trochę bardziej zróżnicowany. Na stadion będę zachodził częściej, jak zaśnieży drogi.
Tempo powtórzeń to ok. 3:30-3:40/km - czyli raczej wolno, ale dzięki przyjetej konstrukcji treningu, naprawdę czuję, że utrwalam konkretne prędkości - do tego zachowując luz.

Jest zdecydowana różnica pomiędzy tym co biegam teraz, a realizacją planów typu "X minut na X kilometrów" (choć do nich bedę w wybranych okresach wracał). Czuję swobodę. Dobieram obciążenia na podstawie dyspozycji dnia - właściwie one same się dobierają. Dbam o to żeby biegać jak najwięcej jak najszybszych odcinków (100, 200m) - bo czuje, że to one najbardziej wpływają na technikę i szybkość. Nie musze się stresować, że dziś w planie mam np. 8x1km po 3:45 - i potem jak pobiegnę po 3:50 to dolina na trzy dni...
Wolność, swoboda i fajne samopoczucie. Czuję, że się przepoczwarzam, ale potrzeba jeszcze dużo wytrwałości i konkretnej pracy. Jak przyjdą lepsze wyniki - to pewnie będzie sie mnie łatwiej czytało ;)
BLOG
KOMENTARZE dzięki kachita :D
New Balance but biegowy
waclaw
Wyga
Wyga
Posty: 92
Rejestracja: 24 paź 2010, 19:15
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

29.10.2011

20x100 - 11,3km - 5:18/km - HR: 140/159

Bardzo dziwny ten trening. Wyszedłem ok.19:00 kierując się w stronę zamkniętego odcinka starej asfaltowej drogi, prowadzącej przez las - znanej mi od lat. Było tak cholernie ciemno, że gdyby nie owa znajomość trasy, od razu bym zawracał. Biegałem, nie wiedząc czy to już pobocze czy jeszcze środek asfaltu (mocno on podziurawiony na tym odcinku). Chciałem polatać szybko, ale nic z tego nie wyszło. Czułem się zmęczony, nie mogłem utrzymać rytmu treningu tak jak zazwyczaj, dlatego przekułem to wszystko w techniczne bieganie, z krótkim krokiem i zdecydowanym wahnięciem do tyłu (taki krótki, "wysoki" krok). Bieg z powrotem wyszedł już trochę lepiej, bo łuna miasta co nieco oświetlała drogę. Wróciłem zamotany i zmęczony - bo do tego wszystkiego za grubo się ubrałem.

30.10.2011

Aktywno - pasywny cross propriocepcyjny - 5,13km - 4:27/km - HR: 164/174 - cały trening - 9,7km

Ale sobie nazwę wymyśliłem na to dzisiejsze bieganie, ha? :ble: To tak w ramach upraszczania treningowych zagadnień :oczko:
Miał być cross aktywny, ale trochę on za wolny na aktywny. Zapadał zmierzch i biegałem w Vibramach Fajfingersach w terenie nieznanym, albo lepiej: niepamiętanym - to elementy propriocepcji. Ot i nazwa wyjaśniona.
Biegałem na pętli długości ok 1,4km. Zmrok zapadł tak szybko, że już na trzecim okrążeniu nawet nie zauważyłem, że przebiegłem betonową drogę, za którą miałem skręcać i zamykać okrążenie - poleciałem więc prosto gdzie minie oczy niosły - byle dokręcić trochę dystansu. Ubrałem się lżej niż wczoraj, ale i tak mnie zgrzało solidnie - po crossie wytruchtałem niespełna 1,5km (z reguły po mocniejszym bieganiu robię 3-4km).I od razu widać o co chodzi z tym schłodzeniem, które powinno trwać dłużej niż dziś: jeszcze przez kilka minut po kąpieli dosłownie leciało ze mnie - od wewnątrz grzało jak diabli.

Szpital:
Od dłuższego czasu boli mnie lewa pięta (coś a'la rozścięgno) - o czym już kiedyś wspominałem. Do tego w tej samej stopie osłabiła mi się stabilizacja - boli pod kostką od wewnętrznej strony. Zazwyczaj jak jakikolwiek ból się nasilał, zakładałem ortopedyczne najkowskie Lunar Glidy - z myślą, żeby odciążyć układ. Bullshit! - w Vibramach wychodzi to o wiele lepiej - a to dzięki temu, że krok jest w nich lekki i stopa doskonale czuje jak wylądować, żeby było dobrze (i nie młóci w podłoże bez opamiętania). Amortyzacja daje złudzenie miękkości i bezpieczeństwa, a gotów jestem się założyć, że siły działające np. na to moje rozścięgno, podczas biegu w VFF są zdecydowanie mniejsze niż w takich przykładowych podbitych słoniną najkach.
BLOG
KOMENTARZE dzięki kachita :D
waclaw
Wyga
Wyga
Posty: 92
Rejestracja: 24 paź 2010, 19:15
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

31.10.2011

OWB1 (cross) - 15,3km - 5:08/km - HR: 143/156

Przez te wolne dni zauważam u siebie blogową nadprodukcję, ale dobrze się składa bo to akurat koniec miesiąca (to i jakieś podsumowanie by się przydało), a i wizyty na starych biegowych ścieżkach wprowadzają w bardzo dobry nastrój, którym lubię się dzielić.
Obułem się dziś w Vibramy (bez skarpet, bo wziąłem tylko jedną palczastą parę i suszyły się jeszcze na sznurku po wczorajszym) no i ruszyłem w las. Chciałem pobiegać jakieś szybkie interwały, ale już po paru kilometrach wiedziałem, że samo wybieganko wystarczy. Żeby ktoś nie myślał, że namawiam do Vibram Five Fingers - gdybym ich nie miał, pewnie biegałbym dziś w trampkach New Feel z Decathlonu (34,99)...ale mniejsza z tym.
Ścieżka w lesie pokryta w dużej części liśćmi, a pod tymi liśćmi nie wiadomo co (korzeń, kamień, jeż może? żubr? bóbr? łoś, lis, wilk, kuna, koń, wydra, ryjówka, zając..). Do tego te ostrzejsze zbiegi...ostatnio mnie to wykańcza - nie wiem jak zbiegać (tzn. wiem jak, ale jeszcze nie wychodzi - zarzucam do przodu lewym barkiem zamiast utrzymać równowagę pracą ramion...póki co wolę pod górkę).

Bieganie po nierównej nawierzchni w buciorach takich jak VFF wymaga mega dużej koncentracji - nie przesadzam - dałem radę biec aktywnie przez ok.7km (aktywnie = szybki, sprężysty, krok - zanim postawię jedną nogę, już wiem gdzie zaraz będzie ta druga itp., jeśli pod nogą poczuję coś twardego - momentalnie uskok) - było cudnie. Potem, mimo wolnego dość tempa, coraz trudniej - co rusz zdarzało się chlapnięcie gdzieś nogą bez kontroli...i te zbiegi...prawie przechodziłem w marsz. Druga połowa biegu dała się we znaki i tylko czekałem na kawałek zbawiennego równego asfaltu. Taki trening pokazuje, że do bycia jeleniem mi jeszcze daleko :hej:

W październiku wyszło mi 333km w 24 treningach, co jest raczej moim rekordem - przy czym jedna uwaga: kilometraż nie jest celem! jest wynikiem tego, że po prostu bardzo dobrze mi się biega. Oby tak dalej.
BLOG
KOMENTARZE dzięki kachita :D
waclaw
Wyga
Wyga
Posty: 92
Rejestracja: 24 paź 2010, 19:15
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Here we go!

1.11.2011

9x(100-200-300) - 15,5km - 4:42/km - HR: 147/168

Miło było. Jestem jeszcze za wolny na setkach i w ogóle, ale prace trwają. Cały czas pamiętam o luzie.

2.11.2011

Nie biegane.

Zamiast biegowego treningu spotkanie pożegnalne zorganizowane dla kolegi, który zmienia firmowe barwy. W ramach tego: 4x12' na gokartach. Rajdowiec ze mnie słaby, ale zaliczyłem przy okazji dobry trening 'core stability' - w zakręty wchodziłem śmiało.

3.11.2011

44x100 - 16,0km - 4:44/km - HR: 145/162

Zły byłem...wyszedłem na trening o 21:20 i przez pierwsze kilkaset metrów zastanawiałem się czy biegać te setki, czy może pobiec 12km wybiegania, a może w ogóle zawrócić. Przypomniało mi się zaraz, co myślałem czytając takie pocieszne marudne posty, na które ostatnio tu trafiłem i jakoś się otrząsnąłem :ble: :oczko:
Absolutnie, jak zwykle, nie liczyłem powtórzeń i biegałem dopóki czułem, że jest sens. Tak się złożyło, że ogólne zmęczenie wygasiło jakoś świadomość...do tego ta gęsta jak mleko mgła (nigdy takiej nie widziałem)...po prostu biegałem. Jak się zorientowałem, że to już koniec pętli i czas przestać, nagle dopadło mnie jeszcze większe zmęczenie, oczy się zamykały, a lewa stopa całkowicie odmawiała posłuszeństwa - słowem, klapnąłem i w tym stanie doczłapałem te parę kilometrów do domu. Ot i cała filozofia czwartkowego treningu.

4.11.2011

Wolne - wieczorem spotkanie towarzyskie przy herbacie jaśminowej zamiast biegania, ale przerwa się przyda, bo wczoraj nie było fajnie. Dziś rano stanąłem jakoś na nogach, ale pierwsze kroki były trudne :D Lewa podeszwa + ogólna sztywność mięśni :trup: Nie pierwszy to raz, więc luzik.

5.11.2011

Aktywny cross - 6,2km - 4:14/km - HR: 166/172 cały trening: 14,9km

Rozterki z ostatnich paru dni zniknęły. Wyspałem się wreszcie i odżyłem. Biegałem na tej samej pętli co 22.10. Tempo o 3 sekundy na kilometr lepsze niż wtedy, tętno nieco niższe, czyli kierunek słuszny. Biegam ten trening w ten sposób, że zaczynam w tempie ok. 4'/km (na starcie mam piaszczysty podbieg) i potem trzymam jak najdłużej. Potem włącza się walka o rytm i aktywny bieg, ale staje się to z czasem trudne - cała rzecz w tym, żeby wydłużać ten okres czujnego, aktywnego biegu. Alternatywnie mogę zaczynać po 4:15 i biec całość równiej, ale teraz kręci mnie wersja z mocniejszym początkiem, zmaganiem o utrzymanie rytmu i dziarskim finiszem.
Do następnego razu.
BLOG
KOMENTARZE dzięki kachita :D
waclaw
Wyga
Wyga
Posty: 92
Rejestracja: 24 paź 2010, 19:15
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Czas mi coś dziś skrobnąć, Mili Państwo, a potem tylko podsumować piątkowy start (Bieg Niepodległości - Łubianka - 11km)

6.11.2011

OWB1 - 11,2km - 4:46/km - HR: 146/157

Należne swobodne wybieganie w trampkach typu New Feel. Po crossie ani śladu.
Jednak wolę Vibramy. Te NewFeel'e, niby trampki, a ważą więcej niż Faasy - to przez tę grubiańską podeszwę. Jakoś się nie wczułem.

7.11.2011

14x(100-200) - 14,8km - 4:47/km - HR: 146/167

Fajnie było, ale się skończyło. Po 11 kilometrach bardzo wyraźnie poczułem to co nazywam rozścięgnem, a nie wiem czym jest (i trochę mnie to nie obchodzi, szczerze mówiąc). Pierwszy zapis w dzienniczku o tym bólu pochodzi z 12.08 - w sobotę minie więc kwartał jak jesteśmy razem. Prawdopodobnie, gdyby nie nasiliło się dziś tak wyraźnie, pobiegł bym jeszcze z 1-2 serie. Nieważne. Chciałem jeszcze jutro polecieć coś w stylu 5x400, żeby się przetrzeć przed zawodami, ale zmieniam plany i luzuję. Przetarcie było dziś.

8.11.2011

OWB1 - 12,6km - 5:03/km - HR: 134/142

Wstałem rano i nie za bardzo mogłem stanąć na lewą nogę :bum: Jakoś rozchodziłem, w pracy trochę kuśtykałem (zwłaszcza zaraz po wstaniu od biurka) no i tak dotrwałem do wieczora. Pierwsze 250m biegu - boli. Dwieściepięćdziesiątypierwszy metr i już boli mniej - na tyle, że nie myślę o wracaniu - i ten stan trwa do końca. W 3/4 biegu przycisnęła mnie zemsta kotleta, dlatego końcówka treningu trochę... jakby...no ten... posrana - choć na szczęście nie dosłownie. Zaoszczędziłem przy okazji na tętnie.
Aaa no i bym był zapomniał - po treningu noga boli mniej niż przed.

9.11.2011

OWB1+6x100 - 10,4km - 4:48/km - HR: 139

Ostatnie dwa dni, wraz z jutrzejszym wolnym, stanowią jednocześnie zbieranie sił na piątkowe zawody, oszczędzanie lewej podeszwy i przyspieszony kurs roztrenowania - którego w normalnym wymiarze nie zamierzam przeprowadzać, bo po co? Mam ochotę biegać to biegam.
Biegać cicho. Kadencji już dawno nie liczyłem, ale jak chcę biec cicho to nie ma innej opcji - stopa musi być luźna i do tego krok szybki - nie ma potrzeby załączać metronomu. Ulica i chodnik wieczorową porą doskonale się nadają do treningu cichobiegania - a okrzyki przestraszonych przechodniów, którym nagle wyskakuję zza pleców, są okrzykami rodzącego się sukcesu :hej:

Jeszcze jedno - biegając tak liczne serie szybkich powtórzeń, jak robię to w ostatnich tygodniach, trzeba uważać na moment hamowania. Jak się robi kilka przebieżek w trakcie treningu, to tak tego nie czuć, ale jak śmignie się 30 - 40 powtórzeń, to za którymś razem mogą odezwać się kolana. Przechodzę z szybkiego biegu do truchtu, ale musze robić to bardzo miękko - nie to, żebym czuł coś konkretnego w którymś kolanie, ale na którymś z ostatnich interwałowych treningów odebrałem delikatny sygnał ostrzegawczy. Przejście w trucht musi się koniecznie odbyć w tym samym rytmie co przebieżka. Pirie o tym pisał, a teraz wiem o co chodziło.

Jutro wolne, w piątek start - może wreszcie uda mi się sponiewierać.
BLOG
KOMENTARZE dzięki kachita :D
waclaw
Wyga
Wyga
Posty: 92
Rejestracja: 24 paź 2010, 19:15
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Jak mawia tu człowiek, którego lubię, choć nie znam (cytat z pamięci):
"ekhm...ekhm..."

11.11.2011

START - XV Bieg Niepodległości - Łubianka - 11km

1. Trasa domierzona - Garmin pokazał 10,97km i oznaczenia poszczególnych kilometrów też się zgadzały.

2. Teren zróżnicowany - asfalt, kocie łby (kiedy przebiegaliśmy przez Zamek Bierzgłowski), polna kamienista droga, no i zacny wąwóz na przełomie 8 i 9km. Finisz na tartanie w Pigży. Profil taki (uwaga na skalę, bo to jednak nie był bieg górski):

Obrazek

3. Wystartowało blisko 630 osób. Pomiar elektroniczny.

4. Mój bieg - nie udało się sponiewierać - HR: 167/175. Nie wiem jakie są standardy tętna wśród lepiej sytuowanych zawodników na takim dystansie, ale czuję że potrzebuję jeszcze ogrania, żeby się przełamać... Dobra, starczy tego pitu pitu - pobiegłem 43:41. Miejsce 54 w generalce i 16/139 w wiekowej M30. Na dyszce złapałem 39:53 (nie finiszowałem po lotną premię), i jest to mój najlepszy w tym sezonie wynik na 10km. Czas sprzed roku poprawiłem prawie o 12 minut, ale nie ekscytuję się tym, bo to głupio się cieszyć, że kiedyś było inaczej. Lepiej się cieszyć, że teraz jest inaczej.
Biegłem w startówkach Brooksa, myślałem: "luźno luźno". To jeszcze nie jest bieganie w rytmie, ale kierunek słuszny. Jestem gotów na więcej.
BLOG
KOMENTARZE dzięki kachita :D
waclaw
Wyga
Wyga
Posty: 92
Rejestracja: 24 paź 2010, 19:15
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Coś się dziwnie czuję ostatnio - wczoraj nie mogłem spać do 1, dziś po treningu ból głowy (wczoraj w wyrze też)...ale po kolei:

12.11.2011

OWB1 - 13,4km - 4:56/km

Bieganie w Iławie. Odwiedziłem na treningu swojego trenera sprzed 15 lat (ależ ten czas zapiertralalala!). Co ciekawe, w trakcie rozmowy trener sam w pewnym momencie podrzucił temat rytmu i luźnego biegania - wydaje mi się, że zawsze nam to powtarzał, tylko ja wtedy nie wiedziałem o co chodzi. Powiedziałem mu co biegam ostatnio, na co spytał "czy to oby dobra droga". Wyjaśniłem, że robię to z głową i na luzie, więc się uspokoił. Zna mnie.

13.11.2011

OWB1 - 13,2km - 4:39/km

Poleciałem w Vibram FF. Trochę im się dostało od yacoola w innym wątku (o co muszę zaraz dopytać), ale ja absolutnie mam o nich jak najlepsze zdanie. Nie zabrałem paska HR, bo chciałem pobiec tak po prostu. Wyszło nieźle i na luzie. Po raz kolejny widzę tę zależność - po biegu w VFF moje "rozścięgno" prawie w ogóle nie boli - w przeciwieństwie do biegów w innych butach. Mam tu swoją interpretację, ale o tym innym razem.

Wieczorem wypożyczyłem Fiata 126p i zarandkowałem śmigając przez 5 godzin po Warszawie. Mega fajny klimat! Rocznik 83 (fiat, a nie koleżanka). Odpalany "z bata" umieszczonego w podłodze, nie dające się ustawić zewnętrzne lusterka, ten śmieszny guzik do spryskiwacza, leniwe wycieraczki, szyba nieco odkręcona, żeby nie parowało itd itp. W drodze powrotnej stracił maluszek jedynkę i trójkę i kiepsko było ze wstecznym, ale dało radę i właściciel powiedział, że "no problem". Pomyśleć, że byłem pierwszym rocznikiem, który nie zdawał już na 126p, a teraz to już taka rzadkość i frajda. Minus był taki, że trochę zmarzłem.

14.11.2011

Wolne.
Wieczorem jakaś jazda. Wróciłem późno z pracy, na chwilę przysnąłem, obudziłem się o 21, kręciło mi się w głowie, obijałem się o ściany..nie pobiegłem. Najwyraźniej wolne należało się. Do 1 przewracałem się w łóżku. Wyskoczyła mi oprycha, ale compeed już gotowy na tę okoliczność.

15.11.2011

27x100 - 14,6km - 4:51km - HR: 149/168

Znowu spałem przed treningiem i zastartowałem o 21. Przebiechy śmigałem celowo ciągnąć stopy bliżej pośladków i pilnując "uniesiono-wysuniętych do przodu" bioder. W takim układzie nawet nieźle szło. Wygląda mi z wykresu, że wychodziło szybciej niż zazwyczaj. Trochę to jeszcze sztucznie czułem, ale, jak mawiają górale - prognozy są przewidujące. Dość wysoko skakało mi tętno i długo wracałem do 145 (coraz szybciej truchtam w przerwach) - dlatego zrobiłem tylko 27 powtórzeń. I właśnie o to chodzi - robię tyle na ile czuję. Jak stawia - odpuszczam. Ostatnio były 44 sztuki, dziś 27 - i co? i nic.

Czytam: "Pięć lat kacetu" Grzesiuka. Złapałem jakoś przypadkiem z półki u rodziców i od razu mnie wciągnęła. Niedługo kończę. Lektura zdecydowanie przesuwająca próg bólu. Polecana wszystkim, którym ciężko, których boli i są niewyspani, albo chce im się jeść.
BLOG
KOMENTARZE dzięki kachita :D
waclaw
Wyga
Wyga
Posty: 92
Rejestracja: 24 paź 2010, 19:15
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Postanowiłem zająć się rozścięgnem, a jak już się zająłem to oczywiście dopiero się zaczęło. Zarządziłem trzy dni wolnego z zamiarem włączenia masującego, lekkiego biegania. Wczoraj dwunastka wybiegania (nosi! czułem się fantastycznie). Trochę bolało podczas biegu, ale rano na drugi dzień to już nie trochę (który to już raz?). Mogę biegać pod progiem bólu, ale to już trwa 3,5 miesiąca i trochę mnie zmęczyło. Zainspirował mnie Mariusz G., który wyszedł z ostrej kontuzji, która dopadła go w środku sezonu i szczelił te swoje 2:12. Jutro idę do ortopedy.

...Łukasz zmienił status na kontuzjowany...

Włączam na maxa trening stabilności + jakieś chałupnicze obwody (pompki, brzuchy, hantle, przysiady, ekspandery i inne pierdoły). I'll be back.

Na wiosnę lecę życiówki:
dystans/życiówa/gdzie planuję

10km - 39:25 - Maniacka dycha
połówka - 1:27:33 - HM Warszawski
cały - 3:30:06 - Kraków

Dziękuję za uwagę. Jak się ruszę to będę meldował jak idzie.
BLOG
KOMENTARZE dzięki kachita :D
waclaw
Wyga
Wyga
Posty: 92
Rejestracja: 24 paź 2010, 19:15
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Dostałem maila. Zaczyna się tak:

"Dear Lukasz,

Thank you for registering to enter the Bupa London 10,000 (...)"



Pobiec na dwa miesiące przed igrzyskami, trasą która w większości pokrywa się z trasą olimpijskiego maratonu...HA!

Mo pobiegnie coś około 27:40-50. Moja głowa w tym, żeby nie uciekł mi dalej niż na 10 minut.
Taki plan.
BLOG
KOMENTARZE dzięki kachita :D
waclaw
Wyga
Wyga
Posty: 92
Rejestracja: 24 paź 2010, 19:15
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Farah pewnie trenuje...ale on już się wiele nie poprawi.

Żeby blog nie stał się jednym wielkim offtopem to zamelduję, że pobiegłem w Półmaratonie św.Mikołajów w Toruniu. Przez bite dwa tygodnie biegowo nie robiłem nic. Na bieg pojechałem tylko kibicować. Odebrałem pakiet (zapłacony to czemu nie brać) i zaraz się zaczęło kombinowanie...długo nie biłem się z myślami i w końcu zacząłem się rozglądać, gdzie tu kupić jakieś laczki, w których mógłbym pobiec (nie zabierałem ze sobą butów, ani stroju sportowego, żeby nie kusiło). Rozstawiał się właśnie Olimpius, a u niego Minimusy, na które się od jakiegoś czasu czaiłem (dzięki Qba! - to faktycznie super but!). W Warszawie nie mieli dla mnie rozmiaru, a tu proszę - piękne 11,5 jak na wyciągnięcie ręki! Do tego oferta rabatu (50 pln) i buty już moje. Potem jeszcze, na stoisku obok, jakaś bluza z wyprzedaży i rajtki. Niedbała rozgrzewka i na start.

Oczywiście nie miałem też zegarka, więc wiedziałem, że zacznę za szybko. Na piątce rzuciłem "Ile mamy?", ale towarzysze tylko zerknęli na zegarki i ani słowem się nie odezwali - "znaczy się" -pomyślałem- "muszę być wysoko, skoro biegnę z takim profesjonalnym towarzystwem, co to w trakcie biegu nie rozmawia".
W połowie dystansu skończyła się frajda, bo to i za szybko jak na bieg zaraz po przerwie, no i odezwało się rozścięgno. Od 13km właściwie biegłem już jak - ekhm..ekhm.. - pies z kulawą łapą. Nierówności leśnej trasy i zbiegi to była czysta nieprzyjemność i ból. Doleciałem jakoś, ale cały powykręcany, bez rytmu i miałem dość. 1:31:38. Nie wiem po co to pobiegłem, ale wiem dlaczego - a to już coś.

Wieczorem drugi trening: 6x Specjal 0,5l (pierwsze dwa w tempie recovery, potem nieco żywiej) i na koniec Repetitions: 5x50ml najczyściejszej. Poszedłem spać z nocnikiem chrześniaczki pod ręką. Obudziłem się o 20 w poniedziałek.

Dziś byłem na obiecanym USG - "przyczep piętowy rozścięgna podeszwowego pogrubiały z cechami nieznacznego obrzęku, bez przekrwienia i bez uszkodzeń" - czyli w sumie luz (to po kiego tak boli??)...ale za to: "w pochewce ścięgna mięśnia zginacza długiego palców widoczny wysięk, pochewka ścięgna pogrubiała.." - to się znalazło pod kostką po wewnętrznej stronie. Kiedyś coś mnie tam bolało, ale teraz nic, także nie wiem za bardzo o co chodzi. W piątek jeszcze ortopeda, do którego zaleceń mam zamiar się zastosować (jak pisałem wcześniej, jest to człowiek godny zaufania).

...i już. Kto zdrów niech biega! i niech nie słyszę, że komuś się nie chce bo pada albo wieje! przypieprzy się potem coś takiego jak taka "kontuzja" i człowiek żałuje wtedy każdego treningu, którego się nie chciało, albo na którym się nie chciało.
BLOG
KOMENTARZE dzięki kachita :D
ODPOWIEDZ