9.06.2019r.
I Bieg Chrystowskich 2019
Czas netto: 41:08
Średnie tempo: 4:07 min/km
Miejsce open: 13
Miejsce kat. wiek M16-M29: 1
Średnie tętno: 171
Maks tętno: 198
Po tym biegu obiecałem sobie - cokolwiek się wydarzy, pierwszą część sezonu mogę uznać za udaną. Kończę. Czas będzie znów zejść trochę niżej, by wejść jeszcze wyżej. Dzisiaj już biegnę dla siebie, w jakimś sensie dla przyjemności. Mimo przed ostatniego mocniejszego tygodnia (2 naprawdę mocne ciężkie akcenty jeszcze wleciały), w tym tygodniu już się oszczędzałem. Ledwie jeden akcent, dwa spokojne biegania i rower. Gdzie wcześniej biegane było po pięć razy. Czy jestem zadowolony z wyniku? Co się tam wydarzyło? Zapraszam do relacji.
W niedziele nie byłem za mocno wyspany. Nie czułem się jakoś mocno przemęczony, ale przez temperature jaka obecnie panuje ciężko mi się przyzwyczaić. Tu już nie chodzi o samo bieganie, ale o egzystencje - spanie w nocy gdy jest duszno mimo otwartych okien. Na śniadanie, ojj jak ja dawno nie jadłem nutteli więc ciach dwa kawałki z całkiem świeżym chlebem oraz kawa. Toaleta raz i dwa. W między czasie serial - Czarnobyl polecam, jeśli ktoś jeszcze nie widział. Nie myślałem zbytnio o biegu, nie nastawiałem się na konkretny wynik. Tym razem jechałem, żeby w miarę dobrze się bawić. Dać z siebie wszystko, ale z głową. Nie chce czuć potem takiego zawiedzenia na samym sobie, mimo że robiłem co mogłem.
Po godzinie 10 zaczęła jednak adrenalina powoli się szykować, więc już standardowo odpaliłem filmiki na youtube oraz zacząłem się szykować. Strój ten sam startowy co ostatnim razem. Daleko nie było, bo ledwie 15, maks 20 minuty jazdy samochodem ode mnie. Bieg miał swoją pierwszą edycję i znajdował się na terenie Pałac Tłokinia - Tłokinia Kościelna k. Kalisza, Wielkopolska (google.pl) Co ciekawe, zainteresowanie było całkiem spore a za fakt, niech świadczy przyjazd Artura Kozłowskiego. Tak, dobrze się domyślacie - rywalizacji za dużej nie miał
![oczko :oczko:](./images/smilies/icon_e_wink.gif)
Pakiet odebrałem jakoś po 11 pare minut. Koszulka, jakieś gadżety ale bez szału. Z drugiej strony, wpisowe było jakoś 35-40zł więc relatywnie tanio. Przypięcie numeru, do buta dodanie czipu. Dużo znajomych twarzy i akurat jeden mnie wyhaczył, zagadał więc zabrałem się na rozgrzewkę. Jak zwykle - lekko ponad kilometr truchtu spokojnego, z dwie szybsze przebieżki już samodzielnie i delikatny aczkolwiek dynamiczny stretch. Zaczyna się ze mnie lać już pot, a ja jeszcze nie zacząłem mocnego biegania. Postanawiam zweryfikować plany - ale ja planu nie miałem. Ktoś znowu mnie zaczepia, czy dzisiaj podium - śmieje się i odpowiadam, że w Stawiszynie mi się trochę poszczęściło. Nie wiem jaka jest stawka, ciężko też stwierdzić w trakcie biegu czy na linii startu kto w jakiej kategorii się znajduję. Myślę, kalkuluje. Zakładam więc taki plan - biegnę równo, postaram się kogoś podłapać. Żadnego solo dzisiaj biegania. Wybija godzina 12. Naprawdę, naprawdę tak ciężko było zrobić bieg 2-3 godziny wcześniej? pff. Nie ważne. Bije się w myślach. Temperatura 25 C, słyszę że trasa została skrócona (domyślnie miało być 10,5km) aczkolwiek nie ma informacji ile będzie dokładnie. Powód : rozkopana przez quady. No cóż, będzie więcej asfaltu. Znajomi mówią, że w takim razie w cieniu nic nie będzie. Asfalt, szutrowa trasa jak ciągnik sobie jeżdżą. No to będzie ciężko. Nie skupiam się na tym. Będzie dobrze. 3,2,1 ruszamy!
START
1km
Początek to delikatny podbieg, skręt mocno w lewo(wybiegniecie z terenu Pałacu) zbieg, skręt w prawo i już pierwsza podbieg. Zaznaczam słowo pierwszy. I powiem tak, póki pamiętam - to bieg w którym spotkałem się z największą ich ilością. Niezliczoną. Endomondo na wykresie tego nie pokazuje, ale wierzcie mi - ta trasa nadaje się, ale na treningi. Artur Kozłowski (na ten moment nie wiedziałem że to on) ruszył do przodu, dwóch trochę w tyle za nim, a trzecia grupka to moja grupa. Podłapuje się ich. Kilometr wpada w 4:03
2km
Trasa jeszcze wiedzie asfaltem. Podbiegam, po czym zbiegam. Staram się luźno biec, czuje się dobrze mimo cholernego upału. Wiatr wieje frontalnie, ale z drugiej strony myślę że mnie chłodzi. Tym razem, wyjątkowego, nie będę na to narzekać. 3:56
3km
Skręt w lewo szutrowa droga zaczyna się. Trochę piachu, trochę żwiru więc nogi już inaczej przebierają. Mają jakby ciężej? Jednego od asfaltu łatwiej się odbijać, a tutaj trochę piasek nie równo ubity a to coś. Też macie takie wrażenie? Biegnę ciągle za grupką, około metr za nimi. Trzymamy równo relatywnie tempo. Odpowiada mi to. Gadają podczas biegu na temat mięśnia gruszkowatego. Idealnie, mogę posłuchać.
![:bum:](./images/smilies/bum.gif)
Pik pik 4:05
4km
Skręcam w lewo na asfalt, ale żeby nie było za pięknie. Tutaj pamiętam był znów podbieg, dość długi choć nie bardzo stromy. Mimo wszystko odczuwalny. Do tego wiatr, ale niech chłodzi. Jest gorąco, a pot sie ze mnie leje. Zaraz poleje się wodą, nie. Nie poleje. Nie napije. NIKT POWTÓRZĘ, NIKT NIE STOI PRZY WODZIE. Zapomnieli się? Dramat. Nie widzę by ktoś się zatrzymywał. No to jest jasne. Trudno. Grupka się oddaliła. Aczkolwiek ciągle się trzyma koleś obok mnie. Kryspian. Mówi, że taka wpadka - myślę sobie, nie byle jaka. Mało kto o takiej zapomina. Stwierdzam, ze ma rację oraz sugeruje byśmy biegli razem. Stwierdza, że opada z sił. Zaciągam go do walki. Nie poddawaj się, zaraz 5km i połowa za Tobą. Sam delikatnie zwalniam, ale uznaje że nie ma sensu gnać do przodu. 4:13
5km
Półmetek. Asfaltu ciąg dalszy, delikatny zbieg i znów ulica prowadzi w górę, skręcając delikatnie. Pytam się nowo zapoznanego kolegi który rocznik - mówi, że 90. Podnoszę go na duchu "Nie wiem jak wygląda stawka na początku, w jakim są wieku ale masz szanse na podium w kategorii wiekowej. Nie poddawaj się". Kiwa głową, ale widzę po nim że ma ciężko. "Mam życiówkę na poziomie 38min". "Wow". Odpowiadam. "Tym bardziej, nie dawaj się!" Nawet mu się nie przyznaje, że ja ledwie niedawno złamałem 40 minut. Kilometr wpada w 4:15
6km
Kryspian mówi bym biegł dalej, nie ma co. Mówię, że lęce i dzięki! Czuję się mocny, mimo tego cholernego upału, tej porąbanej trasy, braku wody czy wiatru daje przed siebie. Mijam kolejnego uczestnika biegu który przeszedł w marsz. Pik pik 4:07
7km
Szósty kilometr wszedł ok. Tego się tempa się będę trzymać. Zresztą, ja na sztywno się tempa w tym biegu nie trzymałem. Podbiegi, lekki zbieg i znów podbieg. Tutaj trzeba bieg głową, a nie dawać cały czas maks. Aż dziwnie mi się takie coś piszę. Tutaj jednak trzeba było bardziej taktycznie podejść bo wynik nie odwzoruje tego jak faktycznie powinien wyglądać - 4:07. Mijam prowadzącego - poznaje. Niski biegacz. To musi być A. Kozłowski
8km
Woda, choler jasna w końcu! Biorę duży kubek od dziewczyny i wylewam całą na siebie. Koszulka zaczyna robić ciężka, przykleja się. Najważniejsze, głowa i kark choć trochę schłodzone. Nawet nie chce myśleć co z moim ramionami które znów zaczynają płonąć pod wpływem promieni słonecznych. Jest nawrotka, całe szczęście nie w okół pachołka ale takiego jakby domku dla dzieciaków. Jak na jakimś placu zabaw. Czy ja sie przeniosłem na runmagedon na chwilę? Otrząsam się z myśli. Wołam i proszę raz jeszcze o wodę po nawrotce. Biorę dwa łyki, jeden by opłukać usta drugi by sie napić. Cała reszta, znów ląduje na głowie. 4:11
9km
"Toście se wybrali pogodę na bieganie". Mówi jeden z kibiców. Ktoś dalej "Brawo brawo" Zastanawiam się, ile jeszcze ale widzę że zaczynam dobiegać do pałacu. No nic, pewności nie mam ale jeśli będę wbiegać na kompleks to do przodu. Ahh tak, od 6 kilometra ciągle biegnę już sam. Jakżeby inaczej. A miało nie być solo style. PIK PIK 4:13. Wolno, wolno. Nie ma jednak większego kryzysu, po prostu nie cisnę na maksa.
10km
Zaczynam już poznawać teren, obiegam od dolnej strony pałacu. Wbiegam już na, widzę na zegarku ~9600. Dobra, to będzie finish jak nic. Widzę Artura. Uśmiecham się od ucha do ucha bo wiem, dzisiaj mogę być zadowolony. Rozegrałem ten bieg z głową jak gdy biłem 40minut. Jak professor pobiegłem uwzględniając pogodę czy trudną wymagająca trasę. Krzyczę "Zaraz podejdę to cykniemy fotkę.", Artur odpowiada "Jasne, nie ma sprawy". 300 metrów i już wiem, dobra lecimy. 3:30, 3:20. Metry mijają szybko i wpadam na metę.
Dostaje medal. Pot leje się ze mnie na lewo i prawo. Woda którą się polewałem, ona już dawno wyparowało coś mi się wydaje. Pije, pije obficie wodę. Idę, ale przypadkowo minąłem się z Arturem którego później raz jeszcze złapałem idąc w kierunku toalet. Rozmawiam z nim chwilkę. Podziękował mu, że zajrzał do Nas na forum co potwierdził, że to jest po prostu kwestia braku czasu w głównej mierzę. Chwila jeszcze rozmowy i fotka (poniżej). Stwierdził, że dzisiaj było na przetrwanie. Skoro Artur tak stwierdził, to chyba ja mogę poprzeć moje słowa(poniżej)? Uzyskał wynik poniżej 34 min, a wszyscy wiem że normalnie potrafi pobiec poniżej 30minut. Wiadomo, dzisiaj nie miałem konkurencji ale nawet gdyby.
No właśnie, ja uzyskałem wynik 41:08. Czy jestem zadowolony? Cholernie. Ktoś napiszę, ale to 1:26 gorzej od Twojej życiówki. No właśnie, dzisiaj z czystym sumieniem mogę powiedzieć że minutę mogę odjąć. Może nawet nie 1,5 minut od tego wyniku.
![oczko :oczko:](./images/smilies/icon_e_wink.gif)
Biorąc pod uwagę te wszystkie cholerne podbiegi, temperaturę czy wiatr który chłodzi, ale jednak spowalnia. Byłem w drugim rzędzie ustawiony, i dobrze zrobiłem bo ja tylko wyprzedzałem. Patrzę na tel, ale smsa ciągle brak. Idę zanieść czipa z buta i dostrzegam telewizorek z wynikami. Po kolei ściągam i idę spojrzeć. Przeskakuje, przeskakuje i widzę...
![szok :szok:](./images/smilies/icon_e_surprised.gif)
1 miejsce. IDEALNIE. WSPANIALE. Przez chwilę, nie wierzyłem. Po 20-30minutach przyszedł w końcu sms który to potwierdził i był czas dekoracji.
W końcu ceremonia. Słyszę swoje imię i nazwisko że wygrałem. Przybijam piątki. Kryspian się okazało, że był drugi. Dobiegł, wytrwał te kryzys z czasem 42:21. Jeszcze bardziej się utwierdzam w przekonaniu, że pobiegłem to bardzo dobrze taktycznie ale i fizycznie byłem dobrze przygotowany - wypoczęty i gotowy by zrobić swoje. Dziękuje mi, ze go pociągnąłem ( nie ma sprawy
![oczko :oczko:](./images/smilies/icon_e_wink.gif)
) Nie docierało to do mnie, dopiero gdzieś na wieczór zacząłem się bardziej cieszyć.
![oczko :oczko:](./images/smilies/icon_e_wink.gif)
Puchar jest cholernie ogromny i genialnie się prezentuje. Jakbym cały bieg wygrał. Poza tym jakieś upominki, gadżety czy bon do muzeum. Zdjęcie nawet może nie oddawać jaki ten puchar piękny.
![hej :hejhej:](./images/smilies/icon_e_biggrin.gif)
To co, może parę zdjęć
![:bleble:](./images/smilies/bleble.gif)
:
Fotki:
Podium
Zdjęcie z Arturem
Dobiegam na metę
Zaciesz
Więc, czy jestem zadowolony. Napiszę raz jeszcze, cholernie. Czy mogę coś odjąć z tego wyniku? To może zostawię Wam do oceny. W moim przekonaniu zdecydowanie.
Co dalej? Czerwiec planuje biegać już na spokojnie głównie BSy. Chce by organizm psychicznie i fizycznie odpoczął. Początek lipca, pierwszy tydzień to raczej roztrenowanie całkowite. Potem już powoli wdrażania się na system Danielsa(po razy trzeci), ale po raz pierwszy systemem pod HM. W sumie, dwa tygodnie po "powrocie" startuje jako PACEMAKER na 1:45 w II Kaliskim Półmaratonie Nocny "Bursztynowa Hellena". Ten bieg w moim mieście przyjął się bardzo fajnie, a mi znów udało się załapać na królika mimo sporej ilości chętnych. Chyba dam radę, co?
![oczko :oczko:](./images/smilies/icon_e_wink.gif)
No ale co najważniejsze - SUB90 na jesień - przyjdę po Ciebie!