rocha - 75' w tri-sprincie
Moderator: infernal
- rocha
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1140
- Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław
Uchuchu! Ale mnie przeczołgało choróbsko!
No ale trzeba spróbować się zmierzyć z życiem. Dziś podchodzę do poszarpanych ogrodzeń. Śniegu nawaliło i taśmy oblepione zwisły do ziemi. Choć ten najmniejszy padok naprawię. Będą elektrowstrząsy.
Bo Ruby jest w ciąży (weterynarz powiedział, że luty-marzec będzie źrebak) i może jej coś odwalić i pójdzie w długą.
Idę, bo już czwarty dzień w stajni stoi.
Czyli dziś ca 5km w kopnym śniegu.
Ale chyba na raty.
Gdzie moje stuptuty?
No ale trzeba spróbować się zmierzyć z życiem. Dziś podchodzę do poszarpanych ogrodzeń. Śniegu nawaliło i taśmy oblepione zwisły do ziemi. Choć ten najmniejszy padok naprawię. Będą elektrowstrząsy.
Bo Ruby jest w ciąży (weterynarz powiedział, że luty-marzec będzie źrebak) i może jej coś odwalić i pójdzie w długą.
Idę, bo już czwarty dzień w stajni stoi.
Czyli dziś ca 5km w kopnym śniegu.
Ale chyba na raty.
Gdzie moje stuptuty?
- rocha
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1140
- Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław
Rekonwalescencja. Ogrodzenia naprawione, śnieg był jednak twardy, szybko poszło.
Przedwczoraj 3,5km przełajem po ślizgawce.
Wczoraj 20h za kierownicą - ostatnie odbiory przed świętami - no i nie biegałem.
Dziś znów 3,5km przełajem po lodowisku. Częściowo w śniegodeszczu, a częściowo w deszczośniegu.
Powolutku.
Szkoda, mam głód ruchu.
Przedwczoraj 3,5km przełajem po ślizgawce.
Wczoraj 20h za kierownicą - ostatnie odbiory przed świętami - no i nie biegałem.
Dziś znów 3,5km przełajem po lodowisku. Częściowo w śniegodeszczu, a częściowo w deszczośniegu.
Powolutku.
Szkoda, mam głód ruchu.
- rocha
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1140
- Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław
Dwa razy bieg przełajem po błocie w mżawce i dwa razy rowerowanie na trenażerze w garażu. Po pół godziny.
W pozycji aero obijam udami wydęty brzuch.
Czekam, aż dzieci pójdą spać, żeby się Krzysia kulodromem pobawić. Jestem czwarty w kolejce.
W pozycji aero obijam udami wydęty brzuch.
Czekam, aż dzieci pójdą spać, żeby się Krzysia kulodromem pobawić. Jestem czwarty w kolejce.
- rocha
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1140
- Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław
To, co dziś zrobiłem można nazwać treningiem.
2x1,75km przełajem
10' geriatrykrosfit
11' trenażer-garażer
Dziś już trochę popracowałem, a jutro chciałbym poszaleć z budowlanką. Niestety Żona i Misza chorzy, pewnie nic z tego nie będzie.
Dlatego sam grudę koniowi smarowałem. Boli ją. To jest stres! Skrobaliście kiedyś tylne kopyto koniowi, którego to kopyto boli?
Wiecie, ja naprawiałem deski 160x40mm złamane kopnięciem takiego kopyta. Nie mam wątpliwości, że moje szczykające bioderko przy takiej desce, to jest właściwie tektura. Posiwiałem!
Zużyłem 8 marchewek. Nie będzie do rosołu.
Jeszcze mam radę do siebie na przyszłość (gdybym, z jakiegoś powodu, czytał ten wpis):
Nie możesz przestać, rozumiesz, nie możesz. Nie odpoczniesz, nie zregenerujesz się, nie wyzdrowiejesz, nie wydobrzejesz.
A jeśli wylądujesz na tydzień łóżku, bo jest grubsza infekcja, co wtedy?
Otóż gdy przestaniesz trenować, będzie coraz gorzej, a gdy zechcesz wrócić, to czeka cię wiele bezsensownego bólu, masa niby-kontuzji, ciągłe zmęczenie i permanentna sztywność. Nie wolno chować się za trzeszczeniem Achillesa, szczykaniem biodra i łupaniem w krzyżu. Można to tylko rozruszać. Nie ma innej drogi, tylko ruch. Żadne diklofenaki, ketonale i enbrele tego nie zmienią, one tylko głęboko maskują problem. Nie pomoże lepsze łóżko, materac wart fortunę, dieta i suplementacja, szamani i dobre rady teściowej. A gdy już się dobrze roztrenujesz, to - kto wie? - może znajdzie się czas na chwilę odpoczynku.
Żenujące, przykro mi że to czytasz.
2x1,75km przełajem
10' geriatrykrosfit
11' trenażer-garażer
Dziś już trochę popracowałem, a jutro chciałbym poszaleć z budowlanką. Niestety Żona i Misza chorzy, pewnie nic z tego nie będzie.
Dlatego sam grudę koniowi smarowałem. Boli ją. To jest stres! Skrobaliście kiedyś tylne kopyto koniowi, którego to kopyto boli?
Wiecie, ja naprawiałem deski 160x40mm złamane kopnięciem takiego kopyta. Nie mam wątpliwości, że moje szczykające bioderko przy takiej desce, to jest właściwie tektura. Posiwiałem!
Zużyłem 8 marchewek. Nie będzie do rosołu.
Jeszcze mam radę do siebie na przyszłość (gdybym, z jakiegoś powodu, czytał ten wpis):
Nie możesz przestać, rozumiesz, nie możesz. Nie odpoczniesz, nie zregenerujesz się, nie wyzdrowiejesz, nie wydobrzejesz.
A jeśli wylądujesz na tydzień łóżku, bo jest grubsza infekcja, co wtedy?
Otóż gdy przestaniesz trenować, będzie coraz gorzej, a gdy zechcesz wrócić, to czeka cię wiele bezsensownego bólu, masa niby-kontuzji, ciągłe zmęczenie i permanentna sztywność. Nie wolno chować się za trzeszczeniem Achillesa, szczykaniem biodra i łupaniem w krzyżu. Można to tylko rozruszać. Nie ma innej drogi, tylko ruch. Żadne diklofenaki, ketonale i enbrele tego nie zmienią, one tylko głęboko maskują problem. Nie pomoże lepsze łóżko, materac wart fortunę, dieta i suplementacja, szamani i dobre rady teściowej. A gdy już się dobrze roztrenujesz, to - kto wie? - może znajdzie się czas na chwilę odpoczynku.
Żenujące, przykro mi że to czytasz.
- rocha
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1140
- Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław
Nie zawsze jest świetnie. Dziś postanowiłem, że nie idę na trening, zrobię tylko gimnastykę poranną - tyle, że wieczorem.
Od ostatniego wpisu codzienne treningi błotno-śniegowe łączyłem z rehabilitacją. Początkowo ogólną, a później celowaną na Achillesy - coś tam się dołującego dzieje, w okolicy pięt.
Wchłonął mnie matrix budowlany - podtrułem się jakimiś rozpuszczalnikami. Jutro zaczynam outdoorową budowę. Czysta pozoracja, wbiję czekan w lód i powiem "zacząłem". Materiały przygotuję.
Całkowity brak akcentów treningowych wpływa negatywnie na moje morale, samo "ćwicz dla zdrowia" wystarcza na tydzień-dwa, potem nuda rutyny wyżera dziurę w mózgu i nic się nie chce. Nie sztuka trenować, sztuką jest czerpać z tego przyjemność. Na motywacji, a nie na ćwiczeniach, zbiły kapitał wszystkie dawne i współczesne Jane Fondy. Potrzebuję sukcesu.
Barany dostały żłób, bo dużo siana marnują. Muszę jakoś zamocować. Źrebak mnie kopnął w ucho - cały brzuch Ruby podskakuje. Koty opieprzyłem za mysz w siodlarni. Widać było, że się przejęły. Pakulas oberwał od pastucha elektrycznego i wylizuje się pod schodami.
Od ostatniego wpisu codzienne treningi błotno-śniegowe łączyłem z rehabilitacją. Początkowo ogólną, a później celowaną na Achillesy - coś tam się dołującego dzieje, w okolicy pięt.
Wchłonął mnie matrix budowlany - podtrułem się jakimiś rozpuszczalnikami. Jutro zaczynam outdoorową budowę. Czysta pozoracja, wbiję czekan w lód i powiem "zacząłem". Materiały przygotuję.
Całkowity brak akcentów treningowych wpływa negatywnie na moje morale, samo "ćwicz dla zdrowia" wystarcza na tydzień-dwa, potem nuda rutyny wyżera dziurę w mózgu i nic się nie chce. Nie sztuka trenować, sztuką jest czerpać z tego przyjemność. Na motywacji, a nie na ćwiczeniach, zbiły kapitał wszystkie dawne i współczesne Jane Fondy. Potrzebuję sukcesu.
Barany dostały żłób, bo dużo siana marnują. Muszę jakoś zamocować. Źrebak mnie kopnął w ucho - cały brzuch Ruby podskakuje. Koty opieprzyłem za mysz w siodlarni. Widać było, że się przejęły. Pakulas oberwał od pastucha elektrycznego i wylizuje się pod schodami.
Ostatnio zmieniony 26 sty 2019, 20:33 przez rocha, łącznie zmieniany 1 raz.
- rocha
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1140
- Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław
Przetarłem dziś 5,2km śnieżnej trasy. Boksowałem i krosfitowałem outdorowo. Było świetnie. Wróciłem cały w pąsach.
Trening poszedł mi w pięty. Teraz je rehabilituję.
Boli mnie miejsce, w którym nic ważnego nie ma. To dopiero zagadka!
Na fali kozackiej odwagi wysłałem do skarbówki wniosek o zwrot nadwyżki VAT. Pewnie pójdę do pierdla.
Trening poszedł mi w pięty. Teraz je rehabilituję.
Boli mnie miejsce, w którym nic ważnego nie ma. To dopiero zagadka!
Na fali kozackiej odwagi wysłałem do skarbówki wniosek o zwrot nadwyżki VAT. Pewnie pójdę do pierdla.
- rocha
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1140
- Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław
Nie było okazji pobiegać w dzień, a teraz już zamieć się zrobiła, śnieg jak gips. Drążek mi oblodziło, że nawet w moich magicznych rękawicach nie mam pewnego chwytu.
3,5km w kopnym, przewianym śniegu. Nawet nie zgrywam z zegarka. Jeszcze rehu-rehu i idę spać.
Spotkałem jęczącego sąsiada - lumbago go chwyciło. Pokazałem mu ćwiczenie, ale nie uwierzył, że to pomoże. Do pewnych spraw trzeba dojrzeć. Lumbago je mi z ręki.
3,5km w kopnym, przewianym śniegu. Nawet nie zgrywam z zegarka. Jeszcze rehu-rehu i idę spać.
Spotkałem jęczącego sąsiada - lumbago go chwyciło. Pokazałem mu ćwiczenie, ale nie uwierzył, że to pomoże. Do pewnych spraw trzeba dojrzeć. Lumbago je mi z ręki.
- rocha
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1140
- Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław
Siedem jednostek treningowych od ostatniego wpisu. Same lekkie przełaje.
Ale lodowisko! Aż dziw, że fikołków nie wywinąłem.
Była też ciężka praca, również intensywna.
Schudłem....
Druga antybiotykoterapia w ciągu dwóch miesięcy. Jestem sterylny, jak stół operacyjny.
Ola ma szkarlatynę, a Michał grypę. Żona pooperacyjna.
Spieprzyłem kanalizę, na gwarancji wymieniam, bo szambo wybija. W przenośni i dosłownie.
Skarbówka pyta o ten VAT - kupiłem szczoteczkę do zębów i pastę.
Teście przyjechali na dzień dziadka.
Kataklizm.
Ale lodowisko! Aż dziw, że fikołków nie wywinąłem.
Była też ciężka praca, również intensywna.
Schudłem....
Druga antybiotykoterapia w ciągu dwóch miesięcy. Jestem sterylny, jak stół operacyjny.
Ola ma szkarlatynę, a Michał grypę. Żona pooperacyjna.
Spieprzyłem kanalizę, na gwarancji wymieniam, bo szambo wybija. W przenośni i dosłownie.
Skarbówka pyta o ten VAT - kupiłem szczoteczkę do zębów i pastę.
Teście przyjechali na dzień dziadka.
Kataklizm.
- rocha
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1140
- Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław
Dużo ćwiczę, ale nie nazywam tego treningiem.
Powiedzmy, że się rehabilituję. Żona przeczytała gdzieś (w Cosmo?), że codzienny trening jest niezdrowy i robię całkiem źle biegając codziennie. Otóż ja nie trenuję, tylko się rehabilituję. No, może ze dwa-trzy razy był to trening, a reszta to takie codzienne wygibasy.
Ciapobłotośniegoszreniolodowisko nie nastraja do dłuższych wybiegań, trenażer w garażu jest nudny jak flaki z olejem, a na basen nie chodzę bo mnie chirurg laserem pociachał i czekam, aż strupy odpadną.
A te parę prawdziwych akcentów to ogólnorozwojowe krosfity były.
Swoją drogą, ciekaw jestem, co dały te naciągania przednich pasów powięziowych ud - to już trzy miesiące je wydłużam. Zrobi się cieplej, to zobaczymy. Raz wyciągnąłem skakankę, ale się poślizgłem byłem. Przytyłem. Niedużo, ale zawsze coś.
W pracy też zastój, co nie zrobię, to zamarznie i spuchnie, trzeba poprawiać. Z nudów zrobiłem dzieciom pokoje na poddaszu.
Bardzo dobrze, że przykręciłem żłób owcom, bo Stefi po prostu do niego włazi z kopytami i wyżera od góry. Hajdi je kulturalnie. Cienias wrócił miałcząc żałośnie z amorów, chudy jak szczapa i żre więcej niż wysoko źrebna klacz. Hipol za to gruby taki, że nie mieści się w dziurze do siodlarni.
W ramach treningu zastępczego do łopaty, uporządkowałem cały koński gnój. Czy można być dumnym z końskiej kupy? No więc ja jestem dumny. Wyszedł mi bardzo zgrabny zikkurat. Żeby nie było, miałem na czwartym roku wykład z pryzmowania kompostu, więc można powiedzieć, że jestem profesjonalistą. Może wrzucę zdjęcie do jakiejś społeczności? Tylko profil muszę założyć. Będę stajniakiem handlował barterowo. Za alkohol.
Powiedzmy, że się rehabilituję. Żona przeczytała gdzieś (w Cosmo?), że codzienny trening jest niezdrowy i robię całkiem źle biegając codziennie. Otóż ja nie trenuję, tylko się rehabilituję. No, może ze dwa-trzy razy był to trening, a reszta to takie codzienne wygibasy.
Ciapobłotośniegoszreniolodowisko nie nastraja do dłuższych wybiegań, trenażer w garażu jest nudny jak flaki z olejem, a na basen nie chodzę bo mnie chirurg laserem pociachał i czekam, aż strupy odpadną.
A te parę prawdziwych akcentów to ogólnorozwojowe krosfity były.
Swoją drogą, ciekaw jestem, co dały te naciągania przednich pasów powięziowych ud - to już trzy miesiące je wydłużam. Zrobi się cieplej, to zobaczymy. Raz wyciągnąłem skakankę, ale się poślizgłem byłem. Przytyłem. Niedużo, ale zawsze coś.
W pracy też zastój, co nie zrobię, to zamarznie i spuchnie, trzeba poprawiać. Z nudów zrobiłem dzieciom pokoje na poddaszu.
Bardzo dobrze, że przykręciłem żłób owcom, bo Stefi po prostu do niego włazi z kopytami i wyżera od góry. Hajdi je kulturalnie. Cienias wrócił miałcząc żałośnie z amorów, chudy jak szczapa i żre więcej niż wysoko źrebna klacz. Hipol za to gruby taki, że nie mieści się w dziurze do siodlarni.
W ramach treningu zastępczego do łopaty, uporządkowałem cały koński gnój. Czy można być dumnym z końskiej kupy? No więc ja jestem dumny. Wyszedł mi bardzo zgrabny zikkurat. Żeby nie było, miałem na czwartym roku wykład z pryzmowania kompostu, więc można powiedzieć, że jestem profesjonalistą. Może wrzucę zdjęcie do jakiejś społeczności? Tylko profil muszę założyć. Będę stajniakiem handlował barterowo. Za alkohol.
- rocha
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1140
- Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław
Postanowiłem zacząć trenować według planu.
Jeszcze nie wiem jakiego, ale dumny jestem z samej decyzji.
Przypomnę cel - szybki triatlon w 1h15'
Ostatnie zanotowane wyniki na podobnych dystansach:
Bieg na 5km - 23' przełajem 10.2018
Rower 19,68km - 47' ale 220m asc 11.2018
Pływanie 400m - 8'28" basen 11.2018
Szału nie ma, ale też nie napinałem się robiąc te czasy.
Plan jest taki, że ułożę plan.
Zrobiłem trzynaście treningów od ostatniego wpisu. Sąsiadka wzięła parę taczek końskiego gnoju i wcisnęła różowe wino w dowód wdzięczności. Myślicie, że czyta tego bloga? Głupoty wypisuję, gnój można brać za darmo. Żona nie pije, a ja mam wielkopostne zobowiązanie.
Jeszcze nie wiem jakiego, ale dumny jestem z samej decyzji.
Przypomnę cel - szybki triatlon w 1h15'
Ostatnie zanotowane wyniki na podobnych dystansach:
Bieg na 5km - 23' przełajem 10.2018
Rower 19,68km - 47' ale 220m asc 11.2018
Pływanie 400m - 8'28" basen 11.2018
Szału nie ma, ale też nie napinałem się robiąc te czasy.
Plan jest taki, że ułożę plan.
Zrobiłem trzynaście treningów od ostatniego wpisu. Sąsiadka wzięła parę taczek końskiego gnoju i wcisnęła różowe wino w dowód wdzięczności. Myślicie, że czyta tego bloga? Głupoty wypisuję, gnój można brać za darmo. Żona nie pije, a ja mam wielkopostne zobowiązanie.
- rocha
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1140
- Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław
Mam plan!
Świetny Plan
Odznaczanie jednostek będzie polegać na stawianiu kleksów w odpowiednich rejonach planu.
Zresztą, mam nadzieję, że w następnych wpisach stanie się to oczywiste. Taka zwięzła forma pozostawi dużo czasu na filozofowanie, którego sobie nie potrafię odmówić.
Wymionka nabrzmiały, brzuch opadł, wszyscy czekamy na źrebaka.
Świetny Plan
Odznaczanie jednostek będzie polegać na stawianiu kleksów w odpowiednich rejonach planu.
Zresztą, mam nadzieję, że w następnych wpisach stanie się to oczywiste. Taka zwięzła forma pozostawi dużo czasu na filozofowanie, którego sobie nie potrafię odmówić.
Wymionka nabrzmiały, brzuch opadł, wszyscy czekamy na źrebaka.
- rocha
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1140
- Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław
Wiosna na całego! Wrocławska zieleń miejska już kwitnie, a i u nas żonkilom popękały pąki. Tak to już jest, że mam dwie wiosny i dwie jesienie każdego roku. Wrocław jest o 2-3tyg. szybszy wiosną i 2-3tyg spóźniony jesienią.
Mam trening survivalowo-górski u siebie, a maszynowo-obciślakowy we Wrocławiu.
Na szczęście mój Plan nie rozróżnia takich niuansów. Naciapałem kropek przez ostatni miesiąc i teraz mam pierwsze wnioski.
Od razu widać, że nie biegam. No, ale też nie chciałem biegać, drepczę tyle po budowach, że na treningach tylko zabawy z szybkością robię. Za to rower ma się dobrze, nie jeździłem dupotłuków, bo nie było okazji, ale trzeba przyznać, że nakręciłem w sumie z 10h - na szosówce i na maszynie, bo rower górski dałem Michałowi. Chłopak jeździł strasznym trupem do szkoły. Kręcę na maszynach na wyższych mocach, tyle wiem.
Pływałem też całkiem sporo, dziś nawet 8x50@1'30" (A co! Umiem!) aż mi żyły na ramionach wyszły.
Eeee to chyba od łopaty...
Przytrułem się znów jakimś pyłem. Pewnie mam płuca jak górnik. RTG leży na oddziale, jeszcze nie widziałem.
Co tam jeszcze? Ano nie robię wcale ćwiczeń gorsetu mięśniowego. Raz zrobiłem! Gimnastyk się znalazł!
Zakładki z ogólnorozwojówką (sprawnością) wychodzą dobrze, ale chyba się organizm przyzwyczaił do tego krosfitu, odpuszczam na 2 tygodnie. Gorset poćwiczę!
Rejon planu z gimnastyką poranną wygląda jak w muszych ekskrementach. Jest to gimnastyka w stylu Hopolita Pączka z "Paweł i Gaweł" (nie, nie byłem na premierze)
{Kurde blaszka! Puściłem sobie i scena gimnastyki była w "Piętro Wyżej, a nie w "Paweł i Gaweł". No, ale też na premierze nie byłem}
Kontrolnie poskakałem na skakance i jest git. Wystrugałem siodełko v1.1. Mam taką aero-pozycję, że guniaki mnie opływają bez przekraczania krytycznej liczby Reynoldsa.
To naprawdę ładne siodełko (czarno-czerwone).
Mam trening survivalowo-górski u siebie, a maszynowo-obciślakowy we Wrocławiu.
Na szczęście mój Plan nie rozróżnia takich niuansów. Naciapałem kropek przez ostatni miesiąc i teraz mam pierwsze wnioski.
Od razu widać, że nie biegam. No, ale też nie chciałem biegać, drepczę tyle po budowach, że na treningach tylko zabawy z szybkością robię. Za to rower ma się dobrze, nie jeździłem dupotłuków, bo nie było okazji, ale trzeba przyznać, że nakręciłem w sumie z 10h - na szosówce i na maszynie, bo rower górski dałem Michałowi. Chłopak jeździł strasznym trupem do szkoły. Kręcę na maszynach na wyższych mocach, tyle wiem.
Pływałem też całkiem sporo, dziś nawet 8x50@1'30" (A co! Umiem!) aż mi żyły na ramionach wyszły.
Eeee to chyba od łopaty...
Przytrułem się znów jakimś pyłem. Pewnie mam płuca jak górnik. RTG leży na oddziale, jeszcze nie widziałem.
Co tam jeszcze? Ano nie robię wcale ćwiczeń gorsetu mięśniowego. Raz zrobiłem! Gimnastyk się znalazł!
Zakładki z ogólnorozwojówką (sprawnością) wychodzą dobrze, ale chyba się organizm przyzwyczaił do tego krosfitu, odpuszczam na 2 tygodnie. Gorset poćwiczę!
Rejon planu z gimnastyką poranną wygląda jak w muszych ekskrementach. Jest to gimnastyka w stylu Hopolita Pączka z "Paweł i Gaweł" (nie, nie byłem na premierze)
{Kurde blaszka! Puściłem sobie i scena gimnastyki była w "Piętro Wyżej, a nie w "Paweł i Gaweł". No, ale też na premierze nie byłem}
Kontrolnie poskakałem na skakance i jest git. Wystrugałem siodełko v1.1. Mam taką aero-pozycję, że guniaki mnie opływają bez przekraczania krytycznej liczby Reynoldsa.
To naprawdę ładne siodełko (czarno-czerwone).
- rocha
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1140
- Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław
Zapomniałem ostatnio wspomnieć, że odstawiłem całą elektronikę treningową. Przynajmniej na potrzeby zwykłych treningów. Zakładam zegarek tylko, gdy potrzebuję naprawdę dokładnych pomiarów odległości czasu i liczby powtórzeń. Godzinne rowerowanie to po prostu godzina i tyle. Chyba tak będzie łatwiej odnaleźć interesujący mnie trening w przeszłości. Będzie ich po prostu mniej.
Zrobiłem fajny ciąg treningów, basen - rower - bieg przez parę dni. Taki mikroobóz kondycyjny. Były interwały begowe, rowerowe i pływackie, biegi regeneracyjne, lekkie rowerowanie i jeszcze 500m (10'15") na basenie z "luzem". Teraz odpocznę trochę z samą gimnastyką i może w weekend pobiegnę Coopera.
Brzoskwinia zakwitła, boję się, czy nie przemarznie.
Zrobiłem fajny ciąg treningów, basen - rower - bieg przez parę dni. Taki mikroobóz kondycyjny. Były interwały begowe, rowerowe i pływackie, biegi regeneracyjne, lekkie rowerowanie i jeszcze 500m (10'15") na basenie z "luzem". Teraz odpocznę trochę z samą gimnastyką i może w weekend pobiegnę Coopera.
Brzoskwinia zakwitła, boję się, czy nie przemarznie.
- rocha
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1140
- Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław
Jest źrebak, klaczka, ciemnogniada bez plamek. Niewyspanym.
W czasie wczorajszego MTBowania po Grzbiecie Grabiszyckim doszedłem do wniosku, że triatlon jest strasznie nudny. Nie to co przedzieranie się przez chaszcze, nawigacja i przygoda. Podjąłem decyzję, że to co chcę osiągnąć w tym roku to będzie koniec zabawy w triatlon. Nie ma co udawać, że mnie to kręci. Poza tym zobaczyłem na YT zapis paru zawodów pro w sprincie... oni wszyscy są...no... garbaci.
Czyli nie ma drugiego podejścia, startuję w Mietkowie, w czerwcu na maksa... a jeśli nie wyjdzie, to lipcu we Wro, a jeśli i tam nic z tego nie będzie, to jeszcze mam sprint w Zgorzelcu.
Potem będzie powrót do AR.
Dziś regeneracja. Ogródek skopię. Oferty porobię.
ZUS zapłacę...
W czasie wczorajszego MTBowania po Grzbiecie Grabiszyckim doszedłem do wniosku, że triatlon jest strasznie nudny. Nie to co przedzieranie się przez chaszcze, nawigacja i przygoda. Podjąłem decyzję, że to co chcę osiągnąć w tym roku to będzie koniec zabawy w triatlon. Nie ma co udawać, że mnie to kręci. Poza tym zobaczyłem na YT zapis paru zawodów pro w sprincie... oni wszyscy są...no... garbaci.
Czyli nie ma drugiego podejścia, startuję w Mietkowie, w czerwcu na maksa... a jeśli nie wyjdzie, to lipcu we Wro, a jeśli i tam nic z tego nie będzie, to jeszcze mam sprint w Zgorzelcu.
Potem będzie powrót do AR.
Dziś regeneracja. Ogródek skopię. Oferty porobię.
ZUS zapłacę...
- rocha
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1140
- Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław
Ta karogniada smarkula w trzeciej dobie życia galopowała po łące szybciej niż ja... Sprawiedliwość!
Może tajemnica tkwi w kobylim mleku? Umie ktoś klacz doić?
Dwa razy biegłem Coopera, w niedzielę (2440) i dziś (2730), bo w niedzielę mi nie wyszedł... Jak może nie wyjść test Coopera? A bo mnie odcięło po 2' i 600m. Przerwałem próbę i odsapnąłem 3' i poleciałem te 2440 w 12' bo mi było rozgrzewki szkoda. Dziś pobiegłem w parku (Wro) i oglądając track widzę ścięte zakręty, których nie ścinałem, czyli wynik jest lekko zaniżony. To będzie moja rezerwa.
Od początku blogowania utyskuję na mój niewydolny aparat ruchu, w którym zmęczenie w biegu bierze się z ołowiu w nogach, ramionach i plecach, a nie w płucach. No więc to się już chyba skończyło. Mogę się zarżnąć tlenowo biegnąc po płaskim. Dotąd zdarzało mi się to tylko na wiosłach (no i na podejściach).
To nie jest tak, że nie lubię biegać na długu tlenowym, ja wogóle nie umiem tego robić. Trzeba się będzie przyzwyczaić, trochę wracam do mojego starego (chybionego) celu 5km<20'. Na nowo uczę się utrzymać tempo.
Byłem też na basenie i jest fajnie.
Odpuściłem ćwiczenia ogólnorozwojowe i już mnie nocami łupie w plecach.
Nie da rady, idę jeszcze dziś na geriatrykrosfit do przybytku żelastwa.
Może tajemnica tkwi w kobylim mleku? Umie ktoś klacz doić?
Dwa razy biegłem Coopera, w niedzielę (2440) i dziś (2730), bo w niedzielę mi nie wyszedł... Jak może nie wyjść test Coopera? A bo mnie odcięło po 2' i 600m. Przerwałem próbę i odsapnąłem 3' i poleciałem te 2440 w 12' bo mi było rozgrzewki szkoda. Dziś pobiegłem w parku (Wro) i oglądając track widzę ścięte zakręty, których nie ścinałem, czyli wynik jest lekko zaniżony. To będzie moja rezerwa.
Od początku blogowania utyskuję na mój niewydolny aparat ruchu, w którym zmęczenie w biegu bierze się z ołowiu w nogach, ramionach i plecach, a nie w płucach. No więc to się już chyba skończyło. Mogę się zarżnąć tlenowo biegnąc po płaskim. Dotąd zdarzało mi się to tylko na wiosłach (no i na podejściach).
To nie jest tak, że nie lubię biegać na długu tlenowym, ja wogóle nie umiem tego robić. Trzeba się będzie przyzwyczaić, trochę wracam do mojego starego (chybionego) celu 5km<20'. Na nowo uczę się utrzymać tempo.
Byłem też na basenie i jest fajnie.
Odpuściłem ćwiczenia ogólnorozwojowe i już mnie nocami łupie w plecach.
Nie da rady, idę jeszcze dziś na geriatrykrosfit do przybytku żelastwa.