11 listopada 2012
2. Luboński Bieg Niepodległości
A miało być tak pięknie...
Brutto 51:16
Netto 50:45
śr. 5:02
Małe pocieszenie
Open Kobiety: 33/ 152
K 30: 10/50
1-5:00
2-5:05
3-4:58
4-4:58
5-5:05
6-5:09
7-5:12
8-5:10
9-5:00
10-4:44
Od początku...
Zaplanowałam dwa treningi - wtorek i czwartek. We wtorek poszłam pobiegać, ale w czwartek czułam tak ogromne zmęczenie całym tygodniem, że odpuściłam. Poradziłam się kilku znajomych, czy w ogóle warto wychodzić w pt/ sb na małe bieganko. Wszyscy odradzali. Najciekawszej rady udzielił mi Treneiro Krzyśko - "jeśli czujesz zmęczenie, pierwsza decyzja - odpuść zawody, a potem wyluzuj z treningami". Gdyby nie to, że fuksem załapałam się na listę i miały to być ostatnie zawody w tym roku, to posłuchałabym go i nie pojechała.
No ale pojechałam jednak...
Wstałam, oporządziłam się

i w drogę. Dojechałam w 30min, bez problemu odnalazłam biuro zawodów ( a z moją orientacją terenie to nie lada wyczyn

). Odbiór pakietu w minutę. Poszłam się przebrać. Plan był, żeby biec w krótkich spodenkach, bluzka termiczna, krótka koszulka i CEPy. Po rozgrzewce, 10 min przed startem gnałam do depozytu oddać termiczną i buffa. I jak się okazało, to była właściwa opcja.
Zastanawiałam się, czy biec z muzyką. Zawsze to jakiś dopalacz, a skoro potrafię biec szybciej przy muzyce, to znaczy, że bez muzyki też bym mogła. Nie wiem, nie wiem...No w końcu decyduję się biec bez.
Start...
Na ulicach ludzie z flagami, z głośników "Rydwany Ognia", czuję wzruszenie, łzy...jakąś...dumę?

Na trasie biegu tłok, trudno kogoś wyprzedzić, w końcu jednak się udaje.
Biegnę, jest ok. Mija 1km - po 5:00. Takie tempo utrzymać byłoby ok, a potem przyspieszać. Biegnę dalej, 2km po 5:05. Jest w miarę ok, chociaż nie oddycha mi się lekko. Cały tydzień oskrzela dawały o sobie znać - o głębokim wdechu mogłam zapomnieć, kłucie pod prawą łopatką i w prawej piersi na szczęście ustąpiło, ale dyskomfort pozostał. No nic, biegnę dalej. 3km po 4:58. Zaczyna się jakoś cięzko biec, nogi kołkowate, ciężar przy oddechu, na dodatek zaczynają mi się odzywać piszczele. No, ale to nie pierwszyzna i na pewno po 1-2km zamilkną... Yhym, trzymały do 7km chyba, skubane
Gdzieś ok 5km zaczynają się podbiegi. Pomna rady kolegi "Jeśli wyprzedzasz na podbiegu, to znaczy, że za szybko biegniesz i to się później zemści" nie piłuję za mocno, zresztą nie mam za bardzo siły i chęci. Tempo mi słabnie. Kiedy to zauważam, zaczynam tracić motywację, bo wiem, że wyniku nie zrobię. W myślach
nucę sobie, bo o tej piosence myślałam, coby jej nie zabrać dzisiaj na bieg.
Mimo wszystko biegnę dalej z nadzieją, że podbiegi się jednak już skończą. Nie skończyły
Pomimo tego, że lekko nie jest, zaczynam powoli wyprzedzać. Nie jakoś szałowo, ale jednak. To mi dodaje sił, bo pokazuje, że mimo wszystko, mimo że zwolniłam to i tak jest dobrze...
Piszczele odpuszczają, coby oddać pole działania delikatnej kolce...

Uroczo

Mam nadzieję, że ten koszmarny podbieg jest już ostatnim. W końcu!!! Trochę przyspieszam, do pokonania jeszcze 2km. Jestem mimo wszystko sfrustrowana i chcę mety!!! Kiedy wybiegam na ostatnią prostą znajduję jeszcze energię na lekkie przyspieszenie, a 200-300m od mety robię w końcu użytek z moich długich nóg, co to ich nie mogłam podnieść na trasie

Doping, który miałam od biegacza po mojej lewej "Brawo Ania!" dał mi siłę, ktokolwiek to był - DZIĘKUJĘ

Tylko zdążyłam podnieść rękę w geście wdzięczności

I w końcu META
....
To co czułam na trasie, te piszczele, problemy z oddychaniem, to pikuś z moim samopoczuciem PO biegu.
Tak źle nie czułam się dawno...Nawet nie wiem jak to nazwać. Wiem, że pobiegłam Poznań i Szamotuły i zrobiłam to dobrze. 2 życiówki w końcu. Wiem, że byłam zmęczona, w tygodniu się nie wysypiam. Oskrzela dołożyły swoje.
Ale mimo wszystko wierzyłam, że dam radę złamać te 50min choć o sekundę. Najgorsze to były te myśli, że biegam już 2,5 roku i co? Tylko raz udało mi się zejść poniżej 50min a chciałabym jednak, aby to było constans, mniej lub więcej, ale jednak.
Nie potrafiłam się cieszyć, a bardzo mi tej mojej radości brakowało
Oczywiście, wiele startów przede mną itd itp. Ale te zawody chciałam dobrze pobiec. I wiem, że to sobie poukładam w głowie, wyciągnę wnioski. I będzie fun

Dzisiaj jednak jakoś mi smutnawo....
...
Po biegu - Brat & Co. Pyszny rogal - jeden, na więcej nie miałam ochoty (co dla Gife będzie trudne do przyjęcia

I Zuzka - wszystkie smutki odeszły na ten czas spędzony z maluszkiem
Dziękuję wszystkim, którzy mnie wspierali przy moim zdołowaniu:
Kanas, Wolf, Kwitka!!, Grzesiu, Robert, Mirek, Kachita - jesteście nieocenieni
I jakkolwiek mój wynik szału nie robi, tak medal przepiękny jest
