Licencja na zabieganie
Moderator: infernal
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1168
- Rejestracja: 07 lut 2011, 13:26
- Życiówka na 10k: 41:27
- Życiówka w maratonie: 3:24:39
- Kontakt:
Ni kros ni wydra.
Dobrze jest prowadzić dzienniczek treningowy...Przeklikałem kolejne kartki w biegowym kalendarzu i odnalazłem zapiski z grudnia zeszłego roku dotyczące Syzyfowego Zayoba...Wtedy nazwałem te zabójcze podbiegi wte i wewte - Ni kros ni wydra. I niech tak zostanie.
Przypomnę, że 500 metrowy odcinek wygląda tak:
100m płaskie - 150m podbiegu (6m) - 150m płaskie - 100m zbiegu x 2 i mamy jednego kilosa, na którym mam po dwa podbiegi i zbiegi.
Wczoraj nie wytrzymałem ciśnienia na dwa sposoby. Nie chciało mi się czekać do 23, więc ruszyłem 1,5 h wcześniej.
Temperatura 9C, krótkie gatki i bluza z długim rękawem. Noc z soboty na niedzielę ma być względnie ciepła, ale gdyby przymroziło to pobiegnę szybciej.
Wracając do grudniowych treningów. Wtedy wyglądało to tak:
Prędkości poszczególnych km - 5'20"/km, 5'10"/km, 5'00"/km, 4'50"/km, 4'25"/km.
Można się było nieźle podgotować na tych podbiegach.
Ale jestudej...
3 km - 4'50"/km dobiegu
4 km w tempie 4'15", a ostatni last - 3'48"/km
3 km - wleczonego
Się niespodziewałem...jest moc. Szkoda, że koszalińska trasa nie jest plaska, bo powalczyłbym o ładną życiówkę na połówce.
Ale nie ma tego złego...w Koszalinie zrobię sobie super mocny trening, na wymagającej trasie.
Jedyny minus wczorajszego krośnięcia, to łydki, które poczułem na koniec. Po pierwsze, mogą nosić jeszcze w czeluściach komórek ostatnie Szamotuły, a po drugie, podbiegi robione na takich prędkościach powróciły czkawką.
Reasumka - jest dobrze i dobrze by było tego nie spierredolić.
Zdrovaś!
Quentino
----------------
www.quentino.pl
Dobrze jest prowadzić dzienniczek treningowy...Przeklikałem kolejne kartki w biegowym kalendarzu i odnalazłem zapiski z grudnia zeszłego roku dotyczące Syzyfowego Zayoba...Wtedy nazwałem te zabójcze podbiegi wte i wewte - Ni kros ni wydra. I niech tak zostanie.
Przypomnę, że 500 metrowy odcinek wygląda tak:
100m płaskie - 150m podbiegu (6m) - 150m płaskie - 100m zbiegu x 2 i mamy jednego kilosa, na którym mam po dwa podbiegi i zbiegi.
Wczoraj nie wytrzymałem ciśnienia na dwa sposoby. Nie chciało mi się czekać do 23, więc ruszyłem 1,5 h wcześniej.
Temperatura 9C, krótkie gatki i bluza z długim rękawem. Noc z soboty na niedzielę ma być względnie ciepła, ale gdyby przymroziło to pobiegnę szybciej.
Wracając do grudniowych treningów. Wtedy wyglądało to tak:
Prędkości poszczególnych km - 5'20"/km, 5'10"/km, 5'00"/km, 4'50"/km, 4'25"/km.
Można się było nieźle podgotować na tych podbiegach.
Ale jestudej...
3 km - 4'50"/km dobiegu
4 km w tempie 4'15", a ostatni last - 3'48"/km
3 km - wleczonego
Się niespodziewałem...jest moc. Szkoda, że koszalińska trasa nie jest plaska, bo powalczyłbym o ładną życiówkę na połówce.
Ale nie ma tego złego...w Koszalinie zrobię sobie super mocny trening, na wymagającej trasie.
Jedyny minus wczorajszego krośnięcia, to łydki, które poczułem na koniec. Po pierwsze, mogą nosić jeszcze w czeluściach komórek ostatnie Szamotuły, a po drugie, podbiegi robione na takich prędkościach powróciły czkawką.
Reasumka - jest dobrze i dobrze by było tego nie spierredolić.
Zdrovaś!
Quentino
----------------
www.quentino.pl
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1168
- Rejestracja: 07 lut 2011, 13:26
- Życiówka na 10k: 41:27
- Życiówka w maratonie: 3:24:39
- Kontakt:
Spakowany, zwarty i gotowy. Niedługo ruszam do Koszalina.
Byłem przed chwilą po bułki dla Szczeniaków i czuję, że mam bardzo dobre noszenie.
Kopytka lekkie i żwawe, same szły. Nic nie boli, tylko jechać i się zajechać.
Ze wzgledu na to, że to będzie połówka crossowa, spodziewam się utrzymania w widełkach przyzwoitości - 1:35-1:38.
Ale przede wszystkim liczę na fajne klimaty i dobrą zabawę. Przepraszam, fun.
Wieczorem mam zamiar położyć się na 2-3 godzinki.
Qrva, mam nadzieję, że nie zaśpię na start...
Zdrovaś!
Quentino
----------------
www.quentino.pl
Byłem przed chwilą po bułki dla Szczeniaków i czuję, że mam bardzo dobre noszenie.
Kopytka lekkie i żwawe, same szły. Nic nie boli, tylko jechać i się zajechać.
Ze wzgledu na to, że to będzie połówka crossowa, spodziewam się utrzymania w widełkach przyzwoitości - 1:35-1:38.
Ale przede wszystkim liczę na fajne klimaty i dobrą zabawę. Przepraszam, fun.
Wieczorem mam zamiar położyć się na 2-3 godzinki.
Qrva, mam nadzieję, że nie zaśpię na start...
Zdrovaś!
Quentino
----------------
www.quentino.pl
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1168
- Rejestracja: 07 lut 2011, 13:26
- Życiówka na 10k: 41:27
- Życiówka w maratonie: 3:24:39
- Kontakt:
Teraz tylko w telegraficznym skrócie. STOP. Nocna Ściema - Mocno Się Ma! STOP!
Miało być treningowo - 1:35-38. Wyszło - 1:35:49. STOP.
Goorki, fajne, zarąbiste, w ilościach hurtowych. STOP.
Bieg pod kontrolą, czyli nie na maxa.. STOP.
Pierwsze w historii sensacje żołądkowe na trasie. STOP. Qrva, pit STOP...
3 minuty postoju, w trudach i znoju. Ciemno było, bo to Nocna Ściema. STOP.
Super fajny wyjazd. STOP.
STOP-ERAN...
Q.
Miało być treningowo - 1:35-38. Wyszło - 1:35:49. STOP.
Goorki, fajne, zarąbiste, w ilościach hurtowych. STOP.
Bieg pod kontrolą, czyli nie na maxa.. STOP.
Pierwsze w historii sensacje żołądkowe na trasie. STOP. Qrva, pit STOP...
3 minuty postoju, w trudach i znoju. Ciemno było, bo to Nocna Ściema. STOP.
Super fajny wyjazd. STOP.
STOP-ERAN...
Q.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1168
- Rejestracja: 07 lut 2011, 13:26
- Życiówka na 10k: 41:27
- Życiówka w maratonie: 3:24:39
- Kontakt:
Nocna Ściema 2011 - to był naprawdę udany trening. Debiut mojego kolegi biegowego, Michała, jako organizatora wypadł bardzo dobrze. Było oczywiście ileś niedociągnięć i minusów ujemnych, ale chodzi o to, aby te minusy nie przesłoniły nam plusów dodatnich.
Mój start zdeterminowały trzy parametry:
- podbiegowa trasa,
- tempo - mocny trening, ale nie na maxa,
- powiedz 3 razy sensejszyn...żołądkowe...załatwiły mnie 2 razy, jak poniżej...
Po 17 poszliśmy na pasta party do zaprzyjaźnionej pizzerii qmpla.
Ale to było i trochę za wcześnie i trochę za mało jak na moje ciało.
Pan z recepcji hotelu w którym stacjonowałem polecił mi "swoją" pizzerię...niech mu Bozia wybaczy...
Zamówiłem capriciozę, której już na starcie źle z talerza patrzyło. Głodny byłem więc nie marudziłem, a szkoda...
Smak pominę, ale byłem spokojny, bo przecież start dopiero o 2 w nocy, więc moce przerobowe sobie poradzą...
Kimnąłem się na jakieś 3 godzinki i o 1.30 byłem na starcie. 10 minut przed wystrzałem dopadł mnie nagły i konkretny atak pizzy z samej centrali...
W toalecie mieli komplet, więc zostałem karnie skierowany w krzaczki...całe szczęście, że zabrałem z sobą kilka chusteczek z myślą o "cieknącym nosie"...
Nie wchodząc w krępujące szczegóły, na linii startu byłem uśmiechnięty i zadowolony, że najgorsze mam za sobą...tiaaaa...błoga nieświadomość została uświadomiona na 12 kaemie. Pierwsze sygnały "spod jelita" starałem się udobruchać pozytywnym myśleniem, że "zaraz minie"...doopa to jednak bardziej wymagający organ, mózg można oszukać, doopy się nie da.
Przez następne kilka kaemów walczyłem o "spokój w tyłach". Niestety, było coraz gorzej. Można powiedzieć, że biegłem "ze spinką w doopie".
A pomocy znikąd. Po wybiegnięciu ze stadionu, gdy rozpocząłem ostatnie, czwarte kółko, czekał mnie zachęcający 400 metrowy podbieg, który był totalnie nieoświetlony...pokusa była olbrzymia, ale "techniczne możliwości" bliskie zera...
Pominę szczegóły...poradziłem sobie lepiej niż harcerz z rekordową ilościa sprawności...Straciłem blisko 3 minuty, ale zyskałem luz w nogach...
Ciekawe doświadczenie...do tej pory nie miałem takich sensejszyn z jednego prostego powodu - obojętnie co i ile bym zjadł wieczorem, następnego dnia rano mój org radzi sobie zawsze nawet z pizzą marki "pizza". Tym razem wyrwałem go w środku nocy, o kilka godzin za wcześnie. Proste i ważne na przyszłość. Trzeba biegać tylko Ranne Ściemy.
Na ostatnie 3,5 km wybiegłem z krzaków jak rączy jeleń...
Pierwsze 3 pętelki biegłem idealnie na czas lekko poniżej 1:35. Co ciekawe, mimo, że nie było prawidłowych oznaczeń co 1 km, całość biegłem bardzo "równym szarpanym" tempem...trasa wyglądała tak: podbieg, zbieg, płasko, podbieg, zbieg, płasko...i tak 21 kilosów.
Przed biegiem dowiedziałem się, że na trasie będą 2 małe, dwa średnie i jeden duży podbieg. Na każdej pętli. Razy 4. 20 podbiegów na połówce - doskonała trasa do treningu. I tak ją potraktowałem.
Dlatego tak bardzo ucieszył mnie mój czas - 1:35:49.
To był skromny frekwencyjnie bieg, więc byłem w generalce 12, a w kat. wiekowej załapałem się na pudło z trzecim czasem.
Pomimo krzaczorów.
Swoją drogą zazdroszczę qmplowi, który na codzień mieszka i trenuje w Koszalinie. Ma do dyspozycji stadion z doskonałą bieżnią, a przy samym stadionie jest podbieg - kilkaset metrów i przewyższenie ok. 15 m. Cuś pięknego.
Reasumka - fajna impreza, świetny trening, choć momentami miałem naprawdę...przesrane...
Zdrovaś!
Quentino
----------------
www.quentino.pl
Mój start zdeterminowały trzy parametry:
- podbiegowa trasa,
- tempo - mocny trening, ale nie na maxa,
- powiedz 3 razy sensejszyn...żołądkowe...załatwiły mnie 2 razy, jak poniżej...
Po 17 poszliśmy na pasta party do zaprzyjaźnionej pizzerii qmpla.
Ale to było i trochę za wcześnie i trochę za mało jak na moje ciało.
Pan z recepcji hotelu w którym stacjonowałem polecił mi "swoją" pizzerię...niech mu Bozia wybaczy...
Zamówiłem capriciozę, której już na starcie źle z talerza patrzyło. Głodny byłem więc nie marudziłem, a szkoda...
Smak pominę, ale byłem spokojny, bo przecież start dopiero o 2 w nocy, więc moce przerobowe sobie poradzą...
Kimnąłem się na jakieś 3 godzinki i o 1.30 byłem na starcie. 10 minut przed wystrzałem dopadł mnie nagły i konkretny atak pizzy z samej centrali...
W toalecie mieli komplet, więc zostałem karnie skierowany w krzaczki...całe szczęście, że zabrałem z sobą kilka chusteczek z myślą o "cieknącym nosie"...
Nie wchodząc w krępujące szczegóły, na linii startu byłem uśmiechnięty i zadowolony, że najgorsze mam za sobą...tiaaaa...błoga nieświadomość została uświadomiona na 12 kaemie. Pierwsze sygnały "spod jelita" starałem się udobruchać pozytywnym myśleniem, że "zaraz minie"...doopa to jednak bardziej wymagający organ, mózg można oszukać, doopy się nie da.
Przez następne kilka kaemów walczyłem o "spokój w tyłach". Niestety, było coraz gorzej. Można powiedzieć, że biegłem "ze spinką w doopie".
A pomocy znikąd. Po wybiegnięciu ze stadionu, gdy rozpocząłem ostatnie, czwarte kółko, czekał mnie zachęcający 400 metrowy podbieg, który był totalnie nieoświetlony...pokusa była olbrzymia, ale "techniczne możliwości" bliskie zera...
Pominę szczegóły...poradziłem sobie lepiej niż harcerz z rekordową ilościa sprawności...Straciłem blisko 3 minuty, ale zyskałem luz w nogach...
Ciekawe doświadczenie...do tej pory nie miałem takich sensejszyn z jednego prostego powodu - obojętnie co i ile bym zjadł wieczorem, następnego dnia rano mój org radzi sobie zawsze nawet z pizzą marki "pizza". Tym razem wyrwałem go w środku nocy, o kilka godzin za wcześnie. Proste i ważne na przyszłość. Trzeba biegać tylko Ranne Ściemy.
Na ostatnie 3,5 km wybiegłem z krzaków jak rączy jeleń...
Pierwsze 3 pętelki biegłem idealnie na czas lekko poniżej 1:35. Co ciekawe, mimo, że nie było prawidłowych oznaczeń co 1 km, całość biegłem bardzo "równym szarpanym" tempem...trasa wyglądała tak: podbieg, zbieg, płasko, podbieg, zbieg, płasko...i tak 21 kilosów.
Przed biegiem dowiedziałem się, że na trasie będą 2 małe, dwa średnie i jeden duży podbieg. Na każdej pętli. Razy 4. 20 podbiegów na połówce - doskonała trasa do treningu. I tak ją potraktowałem.
Dlatego tak bardzo ucieszył mnie mój czas - 1:35:49.
To był skromny frekwencyjnie bieg, więc byłem w generalce 12, a w kat. wiekowej załapałem się na pudło z trzecim czasem.
Pomimo krzaczorów.
Swoją drogą zazdroszczę qmplowi, który na codzień mieszka i trenuje w Koszalinie. Ma do dyspozycji stadion z doskonałą bieżnią, a przy samym stadionie jest podbieg - kilkaset metrów i przewyższenie ok. 15 m. Cuś pięknego.
Reasumka - fajna impreza, świetny trening, choć momentami miałem naprawdę...przesrane...
Zdrovaś!
Quentino
----------------
www.quentino.pl
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1168
- Rejestracja: 07 lut 2011, 13:26
- Życiówka na 10k: 41:27
- Życiówka w maratonie: 3:24:39
- Kontakt:
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1168
- Rejestracja: 07 lut 2011, 13:26
- Życiówka na 10k: 41:27
- Życiówka w maratonie: 3:24:39
- Kontakt:
Rozroochanie po starcie. Zrobiłem je sobie w poniedziałkowy wieczór.
Miało być coś lekkiego pomiędzy 7 a 10 km, ale u mnie ostatnio częściej zamiast wleczonego, uruchamiam noszonego. Nosi mnie.
Dodatkowo sobotnio-niedzielny start w Koszalinie to była połówka a nie calówka, więc się aż tak nie sponiewierałem.
Zamiast 7-10 km w tempie 5'10"/km, jakoś tak samo wybiegło mi 8 km po 4'37"/km.
W Dniu Wszystkich Sztywnych biegałem, ale między kwaterami cmentarnymi. Taka specyficzna siła grobowa.
Całe szczęście, że nie zostały mi po niej ani zakwasy, ani zasady.
Wieczorem przyrządzę sobie jakiś mocny ciągły, choć nie wiem czy nie będę na niego za słaby, bo wcześniej spotykam się z qmplem. Nie biega, ale ostatnio zaczął żeglować na takiej małej łupince. A jak wiadomo, wilki morskie lubią "kolejkę nalać". ŁiŁilSi.
Zdrovaś
Quentino
----------------
www.quentino.pl
Miało być coś lekkiego pomiędzy 7 a 10 km, ale u mnie ostatnio częściej zamiast wleczonego, uruchamiam noszonego. Nosi mnie.
Dodatkowo sobotnio-niedzielny start w Koszalinie to była połówka a nie calówka, więc się aż tak nie sponiewierałem.
Zamiast 7-10 km w tempie 5'10"/km, jakoś tak samo wybiegło mi 8 km po 4'37"/km.
W Dniu Wszystkich Sztywnych biegałem, ale między kwaterami cmentarnymi. Taka specyficzna siła grobowa.
Całe szczęście, że nie zostały mi po niej ani zakwasy, ani zasady.
Wieczorem przyrządzę sobie jakiś mocny ciągły, choć nie wiem czy nie będę na niego za słaby, bo wcześniej spotykam się z qmplem. Nie biega, ale ostatnio zaczął żeglować na takiej małej łupince. A jak wiadomo, wilki morskie lubią "kolejkę nalać". ŁiŁilSi.
Zdrovaś
Quentino
----------------
www.quentino.pl
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1168
- Rejestracja: 07 lut 2011, 13:26
- Życiówka na 10k: 41:27
- Życiówka w maratonie: 3:24:39
- Kontakt:
Ostatnie tygodnie to świetna pogoda do biegania, aż chce się depnąć.
Środa, wieczór:
1 km - 4'58"/km
6 km - 4'12"/km + 1,5' fastka
1,5 km wleczonego
Dobrze jest. A nawet bardzo.
4'15"/km to jest prędkość, którą przez następne miesiące chcę obiegać ze wszystkich stron. Trochę z dołu, trochę z góry, z przodu, z tyłu, a nawet z boku.
Obecnie jest to tempo mojego półmaratonu, a w przyszłości, gdy będę już stary, stetryczały i nie będzie mi się chciało wcale biegać, to powinno być to moje tempo maratońskie...
Jestem w trakcie kończenia przygotowań planu na następne 6 miesięcy. Przez cały rok experymentowałem, sprawdzałem różne cuda wianki na własnym orgu, więc teraz czas na podsumowanie i skonsumowanie tych poligonowych manewrów. Treningi dokładnie pod moje możliwości, ograniczenia i samopoczucie. Taki garnitur szyty na miarę.
Na pewno wstawię szczegóły na swojej wuwuwie, ale to za tydzień, po Biegu Niepodległości.
Teraz cieszę się z własnego biegania i samopoczucia. Oblatuję ZENobiusze i szlifuję lepszą technikę podczas biegu.
Zdrovaś!
Quentino
----------------
www.quentino.pl
Środa, wieczór:
1 km - 4'58"/km
6 km - 4'12"/km + 1,5' fastka
1,5 km wleczonego
Dobrze jest. A nawet bardzo.
4'15"/km to jest prędkość, którą przez następne miesiące chcę obiegać ze wszystkich stron. Trochę z dołu, trochę z góry, z przodu, z tyłu, a nawet z boku.
Obecnie jest to tempo mojego półmaratonu, a w przyszłości, gdy będę już stary, stetryczały i nie będzie mi się chciało wcale biegać, to powinno być to moje tempo maratońskie...
Jestem w trakcie kończenia przygotowań planu na następne 6 miesięcy. Przez cały rok experymentowałem, sprawdzałem różne cuda wianki na własnym orgu, więc teraz czas na podsumowanie i skonsumowanie tych poligonowych manewrów. Treningi dokładnie pod moje możliwości, ograniczenia i samopoczucie. Taki garnitur szyty na miarę.
Na pewno wstawię szczegóły na swojej wuwuwie, ale to za tydzień, po Biegu Niepodległości.
Teraz cieszę się z własnego biegania i samopoczucia. Oblatuję ZENobiusze i szlifuję lepszą technikę podczas biegu.
Zdrovaś!
Quentino
----------------
www.quentino.pl
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1168
- Rejestracja: 07 lut 2011, 13:26
- Życiówka na 10k: 41:27
- Życiówka w maratonie: 3:24:39
- Kontakt:
W czwartek padło na interwały, a że dawno nie tysiączkowałem to...
Pierwszy tałzend ustawił pozostałe. Był za szybki i już wiedziałem, że zamiast 5-6 zrobię tylko 4, ale za to żwawszym tempem.
2 km - 4'55"/km
4 x 1 km - 3'38"/km, 3'48"/km, 3'43"/km, 3'46"/km
2 km - wleczonego
Następnom razom zrobię 6 sztuk, ale w tempie ok. 3'50"-55"/km.
Zapisałem się na warszawski Bieg Niepodległości, ale szczerze mówiąc nie chce mi się tłuc taki kawał i do tego kolejny raz w bydlęcych wagonach naszych "operatorów szynowych". Słabe to jest.
Są jednak "dwa za": siedmio i półtysięczna biało-czerwona flaga i...atest.
Na koniec sezonu chciałbym się zmierzyć z mierzalnym.
Dziśday mały brejk, a na jutro planuję Syzyfy + KKK. To będzie mały experyment, połączenie Syzyfów z Yacoolowymi grzybkami.
Doopsko zaczyna mnie boleć na samą myśl.
Zdrovaś!
Quentino
----------------
www.quentino.pl
Pierwszy tałzend ustawił pozostałe. Był za szybki i już wiedziałem, że zamiast 5-6 zrobię tylko 4, ale za to żwawszym tempem.
2 km - 4'55"/km
4 x 1 km - 3'38"/km, 3'48"/km, 3'43"/km, 3'46"/km
2 km - wleczonego
Następnom razom zrobię 6 sztuk, ale w tempie ok. 3'50"-55"/km.
Zapisałem się na warszawski Bieg Niepodległości, ale szczerze mówiąc nie chce mi się tłuc taki kawał i do tego kolejny raz w bydlęcych wagonach naszych "operatorów szynowych". Słabe to jest.
Są jednak "dwa za": siedmio i półtysięczna biało-czerwona flaga i...atest.
Na koniec sezonu chciałbym się zmierzyć z mierzalnym.
Dziśday mały brejk, a na jutro planuję Syzyfy + KKK. To będzie mały experyment, połączenie Syzyfów z Yacoolowymi grzybkami.
Doopsko zaczyna mnie boleć na samą myśl.
Zdrovaś!
Quentino
----------------
www.quentino.pl
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1168
- Rejestracja: 07 lut 2011, 13:26
- Życiówka na 10k: 41:27
- Życiówka w maratonie: 3:24:39
- Kontakt:
No to się wpierredzieliłem, po same uda...
Zaplanowałem sobie na dziś siłę runerową - Syzyfy + KKK.
Żeby się do Klęków Komunijnych dobrze przygotować, skonsultowałem wczoraj u Mistrza Zapraw Grzybowych w Zalewie Mleczanowej, prawidłową technikę wykonania.
Ćwicząc jednocześnie poszczególne fazy na 7-8 metrowych odcinkach. No i chciałem chyba dojść do perfekcji, bo przestałem liczyć te powtórki...
Łot(r)ewer.
Dziś rano wstałem jakiś taki inny...od pasa w dół.
W wyszukiwarkę wrzuciłem hasło "nogi". Dowiedziałem się, że nogi wyposażone są w takie cuś co się zwie mięśniami.
Po rysunkach do kłębka obczaiłem, że ten co się najgłośniej odzywa to się czworogłowy nazywa.
Pierwszy raz w życiu pobiegłem przy użyciu mięśni. Ciekawe doświadczenie.
3 km - 4'48"/km
5 Syzyfów x 130m/6m - tempo - 3'20"/km
3 KKK x 30m...
3 km - wleczonego
Wleczonego to jakby mnie tym razem naprawdę wlekli...3 x 30m to jest mało, ale byłem po wczorajszym przegięciu, więc nie było sensu chojrakować...
To była dobra lekcja. Wnioski:
- słabym ci ja,
- bezwględnie należy kontynuować.
Jutro miał być naprawdę mocny akcent. Już czuję, że mocnym akcentem może być ciumoroł, nawet zwykły spacer.
No i nie mogę się nadziwić jak to możliwe, że przez ostatnie 2 lata nie używał do biegania mięśni nóg.
Czas na zmiany.
Zdrovaś!
Quentino
----------------
www.quentino.pl
Zaplanowałem sobie na dziś siłę runerową - Syzyfy + KKK.
Żeby się do Klęków Komunijnych dobrze przygotować, skonsultowałem wczoraj u Mistrza Zapraw Grzybowych w Zalewie Mleczanowej, prawidłową technikę wykonania.
Ćwicząc jednocześnie poszczególne fazy na 7-8 metrowych odcinkach. No i chciałem chyba dojść do perfekcji, bo przestałem liczyć te powtórki...
Łot(r)ewer.
Dziś rano wstałem jakiś taki inny...od pasa w dół.
W wyszukiwarkę wrzuciłem hasło "nogi". Dowiedziałem się, że nogi wyposażone są w takie cuś co się zwie mięśniami.
Po rysunkach do kłębka obczaiłem, że ten co się najgłośniej odzywa to się czworogłowy nazywa.
Pierwszy raz w życiu pobiegłem przy użyciu mięśni. Ciekawe doświadczenie.
3 km - 4'48"/km
5 Syzyfów x 130m/6m - tempo - 3'20"/km
3 KKK x 30m...
3 km - wleczonego
Wleczonego to jakby mnie tym razem naprawdę wlekli...3 x 30m to jest mało, ale byłem po wczorajszym przegięciu, więc nie było sensu chojrakować...
To była dobra lekcja. Wnioski:
- słabym ci ja,
- bezwględnie należy kontynuować.
Jutro miał być naprawdę mocny akcent. Już czuję, że mocnym akcentem może być ciumoroł, nawet zwykły spacer.
No i nie mogę się nadziwić jak to możliwe, że przez ostatnie 2 lata nie używał do biegania mięśni nóg.
Czas na zmiany.
Zdrovaś!
Quentino
----------------
www.quentino.pl
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1168
- Rejestracja: 07 lut 2011, 13:26
- Życiówka na 10k: 41:27
- Życiówka w maratonie: 3:24:39
- Kontakt:
Jeszcze kilka lat temu mógłbym napisać, że mam zakwasy, ale nie teraz. Teraz to się ma "mikrourazy włókien mięśniowych".
Czyli mógłbym zanucić:
Dziś prawdziwych zakwasów już nie ma...
Co by nie napisać, od wczoraj czuję się jakbym miał mega zakwasy.
W planie miałem się dziś dość mocno zaakcentować, tyle tylko, że do akcentu wystarczyło tzw. nic.
Próbowałem sobie przypomnieć jak się czułem po ostatnich kilku zmoratonach...mięśniowo na pewno lepiej niż dziś.
Wybiegłem z samego rana, łeder miodzio, więc wpadłem do lasu.
Czworogłowe ciężkie jak z waty...
Teoretycznie to powinienem zafundować im masaż - 5'30"/km.
Teoretycznie to mógłbym bić dziś w Nju Jorku łorlda rekorda.
Praktycznie zacząłem od tempa 5'02"/km, po czym lekko przyspieszyłem.
Na końcu się trochę schłodziłem i wyszło mi 7 km w tempie 4'39"/km.
Teraz jestem w kropce (to jeszcze daleko od czarnej doopy).
Się będę bacznie obserwował ciumoroł i poCiumoroł.
Ze spraw okołobiegowych - polało się wczoraj bijernie i vermuthowo.
Poziom Odry i Nysy Łużyckiej znacznie przekroczony. Ale wały przeciwpowodziowe trzymają się mocno.
Tak to jest gdy najmłodsza piworośl ma urodziny dokładnie w dniu imienin ojca.
Co zrobić, kumulacja.
Zdrovaś!
Quentino!
----------------
http://www.quentino.pl
Czyli mógłbym zanucić:
Dziś prawdziwych zakwasów już nie ma...
Co by nie napisać, od wczoraj czuję się jakbym miał mega zakwasy.
W planie miałem się dziś dość mocno zaakcentować, tyle tylko, że do akcentu wystarczyło tzw. nic.
Próbowałem sobie przypomnieć jak się czułem po ostatnich kilku zmoratonach...mięśniowo na pewno lepiej niż dziś.
Wybiegłem z samego rana, łeder miodzio, więc wpadłem do lasu.
Czworogłowe ciężkie jak z waty...
Teoretycznie to powinienem zafundować im masaż - 5'30"/km.
Teoretycznie to mógłbym bić dziś w Nju Jorku łorlda rekorda.
Praktycznie zacząłem od tempa 5'02"/km, po czym lekko przyspieszyłem.
Na końcu się trochę schłodziłem i wyszło mi 7 km w tempie 4'39"/km.
Teraz jestem w kropce (to jeszcze daleko od czarnej doopy).
Się będę bacznie obserwował ciumoroł i poCiumoroł.
Ze spraw okołobiegowych - polało się wczoraj bijernie i vermuthowo.
Poziom Odry i Nysy Łużyckiej znacznie przekroczony. Ale wały przeciwpowodziowe trzymają się mocno.
Tak to jest gdy najmłodsza piworośl ma urodziny dokładnie w dniu imienin ojca.
Co zrobić, kumulacja.
Zdrovaś!
Quentino!
----------------
http://www.quentino.pl
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1168
- Rejestracja: 07 lut 2011, 13:26
- Życiówka na 10k: 41:27
- Życiówka w maratonie: 3:24:39
- Kontakt:
Dziśday tylko i aż ogólnorozwojówka.
Czworogłowe na razie nieczynne. Makrourazy.
Skwasiłem i to przecudnie. Aż zaczynam wątpić czy na piątek będe jak nowy, bo w tej chwili nie mam czym biegać.
Oczywiście śmieję się z własnej zachłanności na grzybki w zalewie mleczanowej.
Ale spodobały mi się i mam zamiar conajmniej raz w tygodniu je sobie dawkować.
Wiosna zbliża się wielkimi krokami, ale po drodze pewnie wdepnie w jakąś zaspę śnieżną.
Gazetkę reklamową mi do domu przynieśli z logo marketu na "L", z przodu i z tyłu.
Nie zachodzę, bo mi nie po drodze. Z estetyką. Klimat kostnicowy.
Ale...Kobieta przegląda i znajduje:
- Tu masz takie nakładki na buty, antypoślizgowe.
Się żarty skończyły. Fakt, patrzę, podkowy pod ZENobiusze...
Wziąłem proszki na uspokojenie, zapiłem procentowym na poczucia smaku przytępienie i ruszyłem do marketu na "L".
Pomiędzy "L" i "L" jest "ID"...sięgnałem wiec do swojego pierwotnego psychicznego i stanąłem przed "stoiskiem z odzieżą sportową".
Czar lumpeksu unosił się nad skłębionym tłumem. Rozbebeszone opakowania, wymiętolone i zmechacone przez ludziska zapocone...
Czadzior...
Zagadnąłem jakąś "hostessę" o nakładki na paputki - się rano niestety skończyły.
Czyli tylko ja się będę zimą co chwila wypierredalał na chodniku. Za to klienci eLa będą robić lodowe życiówki.
Już mam wychodzić, a tu mi się w oczy rzuciła bluza. Napisali, że dla narciarzy. Wyglądała jak dla biegaczy...
Skoro można biegać w butach do rzutu oszczepem, to może i biegania w bluzie dla narciarzy nikt nie przyuważy.
Tania była jak barszcz z Lidla to kupiłem...
Kilka razy w niej pobiegłem. Bez zastrzeżeń, tylko kołnierz ma 3 razy tak szeroki jak na zdjęciu. Ale biorę to na siebie, bo u mnie takie karczycho jak u zgłodniałego indora.
Liczę na to, że do jutra mi się nogi odblokują.
Zdrovaś!
Quentino
----------------
www.quentino.pl
Czworogłowe na razie nieczynne. Makrourazy.
Skwasiłem i to przecudnie. Aż zaczynam wątpić czy na piątek będe jak nowy, bo w tej chwili nie mam czym biegać.
Oczywiście śmieję się z własnej zachłanności na grzybki w zalewie mleczanowej.
Ale spodobały mi się i mam zamiar conajmniej raz w tygodniu je sobie dawkować.
Wiosna zbliża się wielkimi krokami, ale po drodze pewnie wdepnie w jakąś zaspę śnieżną.
Gazetkę reklamową mi do domu przynieśli z logo marketu na "L", z przodu i z tyłu.
Nie zachodzę, bo mi nie po drodze. Z estetyką. Klimat kostnicowy.
Ale...Kobieta przegląda i znajduje:
- Tu masz takie nakładki na buty, antypoślizgowe.
Się żarty skończyły. Fakt, patrzę, podkowy pod ZENobiusze...
Wziąłem proszki na uspokojenie, zapiłem procentowym na poczucia smaku przytępienie i ruszyłem do marketu na "L".
Pomiędzy "L" i "L" jest "ID"...sięgnałem wiec do swojego pierwotnego psychicznego i stanąłem przed "stoiskiem z odzieżą sportową".
Czar lumpeksu unosił się nad skłębionym tłumem. Rozbebeszone opakowania, wymiętolone i zmechacone przez ludziska zapocone...
Czadzior...
Zagadnąłem jakąś "hostessę" o nakładki na paputki - się rano niestety skończyły.
Czyli tylko ja się będę zimą co chwila wypierredalał na chodniku. Za to klienci eLa będą robić lodowe życiówki.
Już mam wychodzić, a tu mi się w oczy rzuciła bluza. Napisali, że dla narciarzy. Wyglądała jak dla biegaczy...
Skoro można biegać w butach do rzutu oszczepem, to może i biegania w bluzie dla narciarzy nikt nie przyuważy.
Tania była jak barszcz z Lidla to kupiłem...
Kilka razy w niej pobiegłem. Bez zastrzeżeń, tylko kołnierz ma 3 razy tak szeroki jak na zdjęciu. Ale biorę to na siebie, bo u mnie takie karczycho jak u zgłodniałego indora.
Liczę na to, że do jutra mi się nogi odblokują.
Zdrovaś!
Quentino
----------------
www.quentino.pl
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1168
- Rejestracja: 07 lut 2011, 13:26
- Życiówka na 10k: 41:27
- Życiówka w maratonie: 3:24:39
- Kontakt:
Nogi dochodzą do siebie. A miały kawał drogi od soboty.
Jeszcze nie jest wzorowo, ale postępy większe niż rozstępy.
W piątek dycha niepodległościowa, a ja w treningowych powijakach. Tapering się posypał od sobotnich Klęków Komunijnych.
Nie ma tego coby...coś czuję, że takie doświadczenie z rozsypanym planem przedstartowym, podpowie mi coś ciekawego na przyszłość.
I mam nadzieję, że to nie będzie - nigdy więcej!
Dziś zaryzykuję i jednak podostrzę się trochę na prędkościach okołodysznych. Zostaną mi jeszcze dwa dni luzu, więc nie panikuję.
Zapisałem się na sobotni Wielki Priks nad Rusałką. Jasne, że nie mam pojęcia jak będę funkcjonował po piątkowym BN, ale w razie złego, to sobie rekreacyjnie śmignę.
Aż wstyd przyznać, ale do tej pory ani razu nie biegłem wokół Rusałki. Maltę mam obieganą, Sołacz i Cytadelę też, Morasko w miarę, Żurawiniec w małym palcu każdej stopy, Moraskową Górę też udeptywałem, ale Rusałka...wiem, że istnieje. Wstyd trzeba zniwelować Wielkim Priksem.
Rok temu odpuściłem, bo nie czułem klimatu 4 pór roku w kroku, ale teraz mam zamiar się trochę sponiewierać w błocie, śniegu i na wyślizgawce, jak będzie.
Co prawda w najbliższą sobotę podłoże na którym się raczej nie wyłożę, choć z tym to akurat nigdy nie wiadomo.
Od poniedziałku za to ruszam z nowym planem, się doczekać nie mogę.
Jak dziecko w wigilijny poranek dokarmiające w łazience karpia.
Zdrovaś!
Quentino
----------------
www.quentino.pl
Jeszcze nie jest wzorowo, ale postępy większe niż rozstępy.
W piątek dycha niepodległościowa, a ja w treningowych powijakach. Tapering się posypał od sobotnich Klęków Komunijnych.
Nie ma tego coby...coś czuję, że takie doświadczenie z rozsypanym planem przedstartowym, podpowie mi coś ciekawego na przyszłość.
I mam nadzieję, że to nie będzie - nigdy więcej!
Dziś zaryzykuję i jednak podostrzę się trochę na prędkościach okołodysznych. Zostaną mi jeszcze dwa dni luzu, więc nie panikuję.
Zapisałem się na sobotni Wielki Priks nad Rusałką. Jasne, że nie mam pojęcia jak będę funkcjonował po piątkowym BN, ale w razie złego, to sobie rekreacyjnie śmignę.
Aż wstyd przyznać, ale do tej pory ani razu nie biegłem wokół Rusałki. Maltę mam obieganą, Sołacz i Cytadelę też, Morasko w miarę, Żurawiniec w małym palcu każdej stopy, Moraskową Górę też udeptywałem, ale Rusałka...wiem, że istnieje. Wstyd trzeba zniwelować Wielkim Priksem.
Rok temu odpuściłem, bo nie czułem klimatu 4 pór roku w kroku, ale teraz mam zamiar się trochę sponiewierać w błocie, śniegu i na wyślizgawce, jak będzie.
Co prawda w najbliższą sobotę podłoże na którym się raczej nie wyłożę, choć z tym to akurat nigdy nie wiadomo.
Od poniedziałku za to ruszam z nowym planem, się doczekać nie mogę.
Jak dziecko w wigilijny poranek dokarmiające w łazience karpia.
Zdrovaś!
Quentino
----------------
www.quentino.pl
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1168
- Rejestracja: 07 lut 2011, 13:26
- Życiówka na 10k: 41:27
- Życiówka w maratonie: 3:24:39
- Kontakt:
Jeśli jakiś trening można określić jako - szybko, krótko i na temat, to wczoraj mi coś takiego wyszło.
Choć plan był trochę inny...2,5 km rozgrzewki + 2 x 2 km w tempie 3'55"/km na 4 minutowej przerwie + 2,5 km schłodzenia.
Niestety, musiałem wykroić z całego dnia choć krótki kawałek na przeczyszczenie dysz, a z tym był problem.
Najmłodszego berbecia położyłem do łóżeczka i cichaczem wymknąłem się z domu. Największe zagrożenie dla jego snu to ulotkarze/partacze, którzy kodu do domofonu nie znają...
1 km - 4'45"/km
2 km - 3'47"/km, 3'p + 1 km - 3'31"/km
1 km - wleczonego
Niecałe pół godzinki i już byłem w domu. Szwung był. Czwórki trochę tępe, ale tylko na początku.
Teraz mam 2 dni restlingu, więc jestem dobrej, choć umiarkowanej myśli.
Jak sołFar pogoda sprzyja bieganiu i to mnie bardzo cieszy, zwłaszcza gdy myślę o podłożu...
Trzy pary butów, ale w żadnej nie ma bieżnika...jeśli popada to będę musiał je zdjąć i polecę na liniach papilarnych stóp. Tam to przynajmniej jakieś bieżnikowate jest zaznaczone.
Luknąłem już na wkrętki i śrubki, które mam do dyzpozycji, bo prędzej czy później nadejdzie dzień testów.
Zdrovaś!
Quentino
----------------
www.quentino.pl
Choć plan był trochę inny...2,5 km rozgrzewki + 2 x 2 km w tempie 3'55"/km na 4 minutowej przerwie + 2,5 km schłodzenia.
Niestety, musiałem wykroić z całego dnia choć krótki kawałek na przeczyszczenie dysz, a z tym był problem.
Najmłodszego berbecia położyłem do łóżeczka i cichaczem wymknąłem się z domu. Największe zagrożenie dla jego snu to ulotkarze/partacze, którzy kodu do domofonu nie znają...
1 km - 4'45"/km
2 km - 3'47"/km, 3'p + 1 km - 3'31"/km
1 km - wleczonego
Niecałe pół godzinki i już byłem w domu. Szwung był. Czwórki trochę tępe, ale tylko na początku.
Teraz mam 2 dni restlingu, więc jestem dobrej, choć umiarkowanej myśli.
Jak sołFar pogoda sprzyja bieganiu i to mnie bardzo cieszy, zwłaszcza gdy myślę o podłożu...
Trzy pary butów, ale w żadnej nie ma bieżnika...jeśli popada to będę musiał je zdjąć i polecę na liniach papilarnych stóp. Tam to przynajmniej jakieś bieżnikowate jest zaznaczone.
Luknąłem już na wkrętki i śrubki, które mam do dyzpozycji, bo prędzej czy później nadejdzie dzień testów.
Zdrovaś!
Quentino
----------------
www.quentino.pl
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1168
- Rejestracja: 07 lut 2011, 13:26
- Życiówka na 10k: 41:27
- Życiówka w maratonie: 3:24:39
- Kontakt:
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1168
- Rejestracja: 07 lut 2011, 13:26
- Życiówka na 10k: 41:27
- Życiówka w maratonie: 3:24:39
- Kontakt:
To był naprawdę ciekawy tapiring (ociosywanie tapira):
Mandej - restling
Tjuzdej - pół godziny podostrzenia
Łenzdej i Ferzdej - restling
Wymuszone to to było, a jutro bieg prawdy. Sam jestem ciekaw czy to będzie okrutna prawda.
Trzeba będzie zapierredalać, bo zimno od rana zapowiadają. Miałem biec w krótkich gatkach, ale chyba będzie trzeba założyć salcesony.
Tych, których jutro wyprzedzę, zapraszam do wspólnego finiszu.
Tych, którzy mnie wyprzedzą, nie wybaczę nigdy.
Albo na odwrót...
Wszystkim startujacym i kibicującym, życzę fajnego biegu na jutrzejszym BN-ie.
Zdrovaś!
Quentino
----------------
www.quentino.pl
Mandej - restling
Tjuzdej - pół godziny podostrzenia
Łenzdej i Ferzdej - restling
Wymuszone to to było, a jutro bieg prawdy. Sam jestem ciekaw czy to będzie okrutna prawda.
Trzeba będzie zapierredalać, bo zimno od rana zapowiadają. Miałem biec w krótkich gatkach, ale chyba będzie trzeba założyć salcesony.
Tych, których jutro wyprzedzę, zapraszam do wspólnego finiszu.
Tych, którzy mnie wyprzedzą, nie wybaczę nigdy.
Albo na odwrót...
Wszystkim startujacym i kibicującym, życzę fajnego biegu na jutrzejszym BN-ie.
Zdrovaś!
Quentino
----------------
www.quentino.pl