9.04.2023 - niedziela
W piątek musiałem się czymś przytruć, bo w sobotę od rana miałem uczucie nadchodzącego odruchu wymiotnego. Na szczęście (niestety?) było bez wymiotowania, ale bardzo kiepskie samopoczucie trwało cały dzień i przeniosło się na niedzielę. Z tego powodu zrezygnowałem z porannego biegu na czczo, a zjadłem świąteczne śniadanie. I to był błąd, bo żołądek znowu trochę pogrymasił, ale trening zrobić trzeba. Po ok. 10 km wiedziałem, że będę potrzebował przerwy, jakoś dotrwałem do 15. i niestety pit-stop w lesie. Później niby lżej, ale nogi były jakby nie moje, tempo gorsze, choć i tętno spadło. Do zapomnienia.
Pojawiło się spięcie w lewej łydce.

10.04.2023 - poniedziałek
Tym razem na czczo i zdecydowanie lepiej. Choć żołądek odezwał się pod koniec, ale przynajmniej skończyłem trening bez przerwy.
Łydkę masowałem, jest dużo lepiej, ale nie jest idealnie.

11.04.2023 - wtorek
Znowu dwusetki pod górę. To samo, co dwa tygodnie temu, tylko nieco szybciej. Łydka wciąż jest trochę spięta, więc założyłem Saucony Endorphin Pro 2, żeby było miękko, ale dało się też biec dynamicznie.

Trochę lepiej czułem prędkość niż poprzednio, ostatnie powtórzenie nawet mocno przycinąłem i udało się pobiec w 32 sekundy.


12.04.2023 - środa
Basen z rana, po południu bieganie. Wiedziałem, że w czwartek i piątek będę mógł biegać po południu, więc jak okazało się, że w środę też mam okienko, to je wykorzystałem. Trochę wiało, ale to dobrze, trzeba czasami zrobić trening i w trudniejszych warunkach. Dość ciepło (kilkanaście stopni), ale nie cierpiałem nadmiernie z tego powodu. Nawet mnie to dziwi, bo zawsze dość trudno się adaptowałem do wzrostu temperatury.
Przez nieuwagę podkręciłem nogę - biegłem przy krawędzi ścieżki (nie było potrzeby) i noga zsunęła się. Tyle dobrego, że nie oparłem się na niej całym ciężarem ciała. Lekko zwolniłem na jakiś czas, ale nie było bardzo niepokojących sygnałów i mogłem kontynuować trening. Jest lekki dyskomfort, ale nie wygląda na to, żebym musiał się przejmować.
Za to spięcie w łydce już nie dokucza.

13.04.2023 - czwartek
Trening był, a ja go nie pamiętam. Po prostu przyjemne bieganie.

14.04.2023 - piątek
Podbiegi w formie drabinki - 100/150/200/250/300/300/250/200/150/100 m. Przerwa mniej więcej 3 razy dłuższa niż czas podbiegu.
Już wcześniej miałem zamysł na taki trening, ale jak zobaczyłem, że będe miał wiatr prosto w twarz, to zwątpiłem. Ostatecznie postanowiłem spróbować, wiedząc, że wiatr będzie miał duży wpływ na uczucie trudności. W najgorszym razie bym zamienił na krótsze i dynamiczniejsze odcinki.

Wiało. 100 m na względnym luzie. 150 m - o, już zaczynam czuć, że będzie trudniej. 200 m - hmm, ten wiatr jednak mocno przeszkadza. 250 m - co za jebany wiatr. 300 m - niech się to skończy, wiatr mnie zabija, a nogi jak w smole.


W końcówce najdłuższych odcinków uda i pośladki już mocno czułem. I głowa trochę popracowała, kiedy warunki coraz trudniejsze, a odcinki coraz dłuższe. W takich warunkach 400 m podbiegów bym raczej nie zrobił, a na pewno nie w podobnym tempie.
Razem 85 km w sześciu treningach.
Policzyłem i wyszło mi, że start docelowy to będzie październikowy Bieg Ognia i Wody w Poznaniu. Już się zapisałem. Właściwy plan zacznę gdzieś w połowie czerwca, więc mam jeszcze z 7-8 tygodni na zwiększenie objętości i eksperymentalne ustalenie odpowiednich temp na akcentach.
Zapisałem się też na półmaraton w Siedlcach - powinien przypaść idealnie na przełomie III i IV fazy planu Danielsa i będę mógł pobiec nawet jako akcent tempa M.
Być może wystartuję też gdzieś we wrześniu. I później w listopadzie. Naturalnie do głowy przychodzą biegi w Białymstoku, ale wolałbym coś na szybszych trasach. Zobaczę później.