
Start sprzed dwóch tygodni na hali to był dopiero przedbieg, start ostry miał nastąpić dzisiaj. Było coś o czym głośno tu nie mówiłem, ani nawet po cichu w domu, ale tlił mi się z tyłu głowy plan C na ten bieg. Niestety ostatnie dni to pewne dolegliwości zdrowotne, do tego stopnia, że jeszcze w piątek będąc po kilku dniach cierpienia z zębem rozważałem udział rekreacyjny w imprezie. Na ostatnią chwilę przed weekendem, udało mi się dostać do stomatologa i po rozwierceniu zęba poczułem ulgę i jednocześnie przypływ pozytywnej energii na start. A tu w sobotę obudziłem się taki skacowany, jakby nie wiadomo co poprzedniego wieczora miało miejsce, choć nic takiego się nie działo. Cały dzień w pracy myślałem jedynie aby się po niej uwalić spać, jeszcze musiałem godzinę zostać dłużej, toteż przed siedemnastą wziąłem ibuprom i zaległem. To był naprawdę dobry ruch, po półtorej godziny obudziłem się innym człowiekiem, zabrałem córy i pojechaliśmy do Pabianic odebrać pakiet dla mnie i żony.
Nie wiem po co ten wstęp i kogo to obchodzi, teraz już o biegu.
Niedzielne przedpołudnie przywitało nas wspaniałą słoneczną pogodą, z temperaturą +10C, wyjechaliśmy o 10-tej, do Pabianic raptem mam 20 minut, start o 11-tej.
Wspomniany wyżej plan C był taki, by zaatakować życiówkę, jeśli pierwsze 10km przyjmę dobrze. Liczyłem się z ryzykiem, bo choć kalkulator z wyniku 3000m pokazywał solidnie ponad minutę ją połamaną, to nawet we mnie taka irracjonalność budzi respekt. W końcu gdzie 3km a gdzie 20km i kiedy to ostatnio tyle przebiegłem, chyba na zawodach w październiku, również brak przygotowań nie pozwalał rzeczowo ocenić możliwości.
Ustawiłem się za prowadzącymi na 90 minut i na razie głowy tym nie zawracałem, kilometry wpadały, początkowych znaczników nie widziałem, słuchałem chłopaków, że jakieś sekundy zapasu są. Szło przyzwoicie, krótkotrwałe zrywy tempa o 5-10 sek. szybciej nie stawiały mnie, więc plan coraz mocniej się przebijał. Wpierw chciałem wprawić go w życie po 10km, lecz miałem obawy czy starczy dystansu by zdjąć około 60-ciu sekund do życiówki. Wkurzył bym się gdyby brakło ich kilka, jakoś samoistnie po 8km zacząłem już liczyć na siebie. Na 9km wziąłem żel by się już później na zmęczeniu z nim nie szarpać, przeleciało kilka kilosów i trochę sekund urwałem. Na 12 km odbiłem lapa i Race Screen pokazał mi końcowy czas w okolicach rekordu, uwierzyłem w sukces, choć jeszcze kawał drogi przede mną. Dalszy dystans to było doganianie pojedynczych rywali, z reguły ich przeganianie i gonienie następnych. Na stabilnym tempie się jakoś nie koncentrowałem, gdzie górka, wiatr to coś stracę, w innym miejscu zyskam. Kontrolowałem symulację wyniku końcowego i było cały czas kilkanaście sekund przewagi. Przed 17-tym kilometrem zobaczyłem przed sobą czarnoskurego biegacza i umyśliłem sobie, że muszę wyprzedzić „kenijczyka”. Niebawem go doszedłem, chciałem dłuższą chwilę pobiec razem, ale jakoś biegł wolniej. 18-ty kilometr był chyba najtrudniejszy, bo to całe jeszcze trzy przede mną, raczej już wiedziałem, że jeśli go przetrwam to dowiozę rezultat, dlatego nic nie szarżowałem. Przedostatni też nie jakiś łatwy ale wszedł, ostatni to już wypatrywanie stadionu i zbieranie się do finiszu. Wpadłem na stadion i praktycznie idę już swojego maksa po 3:30/km, podnoszę głowę po 100m, a tam przestawiono metę, która była startem o ćwiartkę okrążenia. Puściłem tempo, bo przecież nie utrzymam, trochę odczekałem i zebrałem się raz jeszcze, niestety na finiszu minimalnie przegrałem z dwójką biegaczy.
Ale zadowolony jestem z ostatniego kilometra bo wszedł poniżej 4:00/km, choć jak zwykle na kresce zamiast zakończyć czas to tylko zalapowałem, stąd trochę domniemywam.

Z poprawy życiówki o 38 sekund jestem mocno uradowany, zwłaszcza, że zimę lekko potraktowałem, a mimo to nie było momentu słabości czy konania lecz pełna kontrola czasu i dystansu czym trochę zaśmiałem się przygotowaniom w twarz.
Może to za sprawą butów, podchodziłem do tego lekko sceptycznie ale naprawdę dzisiaj te kilkadziesiąt gram mniej było czuć i niosło.

Ciekawostki:
Startowała Dominika Stelmach (treningowo), czwarte miejsce wśród kobiet 1:16:02
Na medalu dość nietypowy dystans jak na półmaraton.
