Zanim zacznę relację opiszę mniej więcej co robiłem przez ostatni miesiąc, może niektórych z Was to ciekawi
Otóż po pamiętnej piętnastce nieźle się wkurwiłem na to moje bieganie i na to, że "byle, górka, byle piasek, byle wiaterek" mi przeszkadzają podczas biegu. Doszedłem do wniosku, że zawody to nie laboratorium gdzie warunki są idealne, a takim laboratorium była dla mnie moja 2,1km pętelka i mój jednorazowy wyskok na bieżni. Trzeba było coś zmienić. Tak jak pisałem całkowicie olałem szybsze biegi. Interwały, progi, T21. Nie miałem zamiaru tego ruszać przez miesiąc aż do zawodów. Postanowiłem się skupić na dość spokojnych biegach ciągłych, drugim zakresie i ewentualnie jakimś BNP od czasu do czasu. Druga sprawa to to, że całe to moje spokojniejsze bieganie można by o kant dupy rozbić jeśli nie zmieniłbym otoczenia w którym biegam. Potrzebowałem górek, wiatru, dziur w ziemi i piachu czyli biegów w terenie. Z moich treningów z początku roku przypomniałem sobie dość pofalowane polno/leśne drogi. Kilka biegów w tamtej okolicy i wyklarowała się fajna trasa, a w zasadzie około 4km pętla którą mogłem w razie nudy modyfikować, 10km bieg w tym miejscu równał się 40-50m przewyższenia. Niby niewiele ale w porównaniu z moimi płaskimi trasami wydawało się wystarczające. I tak oto przez miesiąc latałem po polach i lasach oglądając muchomory, strasząc sarny i grzybiarzy

Powstał o tym nawet utwór rymowany
Biegnę, gonię poprzez gaje,
Dziś nie zwalniam,
dziś nie staję,
Biegnę, gonię poprzez pola
Niczym sarna przepłoszona.
Gonię, pędzę, lecę, gnam
Na grzybiarza dziś czekam.
Nagle patrzę, oto jest
Piękny grzybiarz i jego pies
Już ofiara upatrzona
Teraz niech ze strachu skona.
Po cichutku
Pomalutku
Lądujemy na sródstópku
Blisko, blisko, coraz bliżej
Nagle... Bach!
Grzybiarz wnet na równe nogi,
Krzyczy pełen strasznej trwogi
"Ale, żeś mnie pan k****a wystraszył!!!!!"

Piękny dzień się dziś szykuje
kiedy ludzi tak stresuje.
Grzybiarz jeden uwalony
Trzeba wracać w domu strony.
Wy się pewnie zapytacie:
"W czym on pędzi?"
Ja odpowiem: "Aaaaa w Kaaaaleeeenji, bo mnie w Nike-ach stopa swędzi"
Przez cały ten czas jedyne szybsze tempa to były ostatnie kilometry BNP i przebieżki/podbiegi. Reszta to dość wolne biegi, które ze względu na urozmaicony teren nie zawsze były mało intensywne

Biegi te przedzielały moje "truchting mit żoning" czyli baaaaardzo wolne około 4km truchciki po asfalcie w tempie około 7/km z moją żoną (się dziewczyna powoli wciąga). Z tego całego polnego biegania wyszło mi w październiku 270km w tempie 5:24/km. Ostatnie półtora tygodnia przed zawodami to już było kompletne luzowanie. Tydzień poprzedzający zawody to zaledwie 44km w tempie 5:40. Ostatni poważniejszy trening był w niedzielę, a we wtorek tylko mały "truchting mit żoning" (nowa jednostka treningowa o skrócie TMŻ). I tak oto wyglądał mój ostatni miesiąc o którym Wam nie pisałem. Co mi on dał? Siłę biegową? Nie wiem, może trochę myślę jednak, że po miesiąc wiele mi jej nie przybyło

Najważniejsze to chyba spokojna głowa, której ostatnio przed zawodami nie miałem. Przed Rzeszowem miałem poziom stresu zerowy. Nie sprawdzałem kalkulatorów, nie planowałem taktyki, generalnie sam nie wiedziałem jak to pobiegnę. Chciałem tylko poprawić życiówkę na koniec sezonu, a czy poprawiłbym ją o 15s czy 1,5min to już nie miało znaczenia.
Dobra, tyle o tym co było a nie jest.
11.11.15 - 3. Bieg Niepodległości z PKO Bankiem Polskim - Rzeszowska Dycha
Przed zawodami słabo spałem. Cały czas się budziłem. Nie miało to raczej nic wspólnego ze startem, a raczej z Danielem Craigiem. Moja żona jest nim ostatnio zafascynowana i namiętnie oglądała wszystkie Bondy z nim, a teraz wyszukuje inne ciekawe filmy. tym razem padło na "Dziewczynę z tatuażem". Oglądaliśmy to kiedyś, ale że film fajny postanowiliśmy oglądnąć jeszcze raz. Ja gdzieś tak w 2/3 filmu powiedziałem "dziękuję" i starałem się usnąć. Kiepsko to jednak szło bo nie byłem zmęczony treningami i ogólnie pojętym życiem, a odgłosy filmu nie pomagały. Żona skończyła oglądać po dwunastej i poszła spać, ja jednak walałem się dalej to przysypiając to budząc się. I tak do godziny 8. Wstałem, zjadłem bułkę z dżemem, załatwiłem WC (o dziwo mnie nie wyczyściło jak to ma w zwyczaju przed zawodami), zebraliśmy się i pojechaliśmy - cała nasz trójka czyli ja, żona i pies (tak, mam psa, nie pytajcie o rasę). Na miejscu byliśmy przed 11, odebrałem pakiet i spotkałem się z forumowym kolegą niunkiem24w. Pogadaliśmy chwilę o planach na biegi i zrobiliśmy wspólną lekką rozgrzewkę. Długo nie wiedziałem jak biec, tzn. jak się ubrać... Było dość zimno i wiało, do tego padała lekka mżawka. Koniec końców stwierdziłem, że jednak biegnę na krótko, a na głowę założę opaskę żeby mi nie przewiało uszu. Po ostatniej zimie i bieganiu bez czapki bardzo łatwo mi te moje uszy przytyka jak jest chłodnej. Koło 11 ustawiłem się na starcie. W zasadzie na początku stawki bo z tyłu było strasznie ciasno. Śmiałem się wręcz do żony, żeby robiła zdjęcia na początku jak wyprzedzam Kenijczyków i wysuwam się na prowadzenie. Pewnie jakieś 300m bym dał radę

O 11 ruszyliśmy. Kompletnie olałem to co się wokół mnie działo, ot spokojnie sobie ruszyłem, nie miałem tego problemu co zwykle, że lecę w tempie na 38min

Tempo w naturalny sposób ustabilizowało się w okolicy 4:10. Biegło się dobrze, ktoś wyprzedzał mnie, ja wyprzedzałem kogoś standard, jak to na początku biegu. W międzyczasie wyprzedziła mnie dziewczyna która wyglądała na trenującą zawodniczkę więc stwierdziłem, że podczepię się pod nią. Biegliśmy sobie tak spokojnie i komfortowo, momentami dość mocno zawiewało, ale nie był to wiatr który by jakoś mocno przeszkadzał. Dziewczyna za którą biegłem, miała chyba problem z utrzymaniem stałego tempa bo co jakiś czas ją dochodziłem, gdy się o tym orientowała przyśpieszała i odchodziła mi na kilka metrów. Ja sam sobie się dziwiłem, że biegnie mi się tak swobodnie i luźno. Do 5km w zasadzie nic ciekawego się nie działo. Na półmetku zameldowałem się z czasem w okolicy 21min (zegarek pokazywał 20:50, ale rozjeżdżał się trochę z oznaczeniem orgów). Gdzieś koło 6km moja dzielna "zajęczyca" zaczęła słabnąć i zwalniać. Gdy się ze sobą zrównaliśmy rzuciłem do niej żeby nie zwalniała, a ona na to, żebym teraz ja prowadził. pobiegłem więc przodem. Od 6km było kilka delikatnych wzniesień na rzeszowskim rynku na których pozwoliłem sobie delikatnie odpuścić tak żeby utrzymać w miarę stałą intensywność. Koleżanka której tym razem ja pejsowałem rzuciła, że chciałaby wyprzedzić dziewczynę z kucem która była jakieś 100m przed nami. Zapytałem czy teraz czy dopiero przy finiszu, odpowiedź - zobaczymy. Stwierdziłem, że to rozsądne podejście i starałem się trzymać dalej swoje tempo. W międzyczasie minął 7km który wyszedł trochę wolniej niż reszta, kryzys 7 i 8km zapewne, ale swoje tez zrobiło odpuszczenie tych lekkich podbiegów i pogaduchy

Na początku 8km dogoniliśmy dziewczynę z kucem i usłyszałem od mojej koleżanki, że za chwilę będzie krótki ale dość ostry zbieg i wtedy atakujemy. Skinąłem głową i tak też zrobiliśmy przy okazji łykając kilka innych osób. po ostrym zbiegu była chwila po równym a później krótki ostry podbieg i dłuższy łagodniejszy na wiadukt. Gdy byłem na szczycie wiaduktu czułem, że nogi mam lekko zmęczone i uczucie to utrzymywało się do końca 8km który wyszedł najwolniej ze wszystkich. Na 9km się ogarnąłem i zacząłem biec już szybciej rzuciłem jeszcze do tyłu, że zostało 1,7km i pobiegłem swoje. Ostatni kilometr to prosta a na jej końcu widać metę, fajny widok

Przyśpieszyłem jeszcze bardziej wyznaczając sobie kolejne cele do wyprzedzenia, ktoś chciał mnie łyknąć od tyłu, nie dałem się. Inny ktoś łyknął mnie z drugiej strony, przyśpieszyłem. Ostatnie metry to już ostry finisz i łyknięcie tego co mnie wcześniej łyknął tuż przed matą pomiarową. Czas 41:44, dobrze jest życiówka poprawiona o prawie minutę. Odpocząłem chwilę i poszukałem koleżanki która biegła ze mną. Złamała 42 minuty, okazało się, że niedawno urodziła i nie biegała od 3 lat, a ten bieg miał pokazać gdzie jest w tym momencie. Byłem w takim szoku, że nie wpadłem na to żeby zapytać czy trenowało zawodowo, ale sądząc z postury to chyba tak

Podwójnie pogratulowałem i biegu i dziecka i udałem się po medal i jakąś wodę. Poczekałem też na Norberta (niuniek24w). Chłopak złamał 47min, ładnie pobiegł. Gratulacje!
Ot i tyle.
1. 1km 000m 4min 11s 04:11 161 169
2. 1km 000m 4min 12s 04:12 170 173
3. 1km 000m 4min 06s 04:06 171 173
4. 1km 000m 4min 10s 04:10 172 174
5. 1km 000m 4min 09s 04:09 172 174
6. 1km 000m 4min 09s 04:09 171 173
7. 1km 000m 4min 15s 04:15 173 175
8. 1km 000m 4min 18s 04:18 173 176
9. 1km 000m 4min 11s 04:11 172 175
10. 1km 000m 3min 55s 03:55 175 176
Moje odczucia świeżo po biegu i teraz są bardzo podobne. To był bardzo fajny i przyjemny bieg. Powiem, że najlepszy w tym sezonie i nie mówię tu tylko o czasie ale i o samopoczuciu w trakcie. Wydaje i się, że mogłem urwać jeszcze kilka sekund i nabiegać coś w okolicy 41:30, może trochę mniej. Dlaczego tak myślę? po pierwsze tętno średnie 171, zwykle biegnąc dychę mam okolice 175, po drugie, nie dochodziłem do siebie po biegu przez 5minut siedząc na krawężniku i patrząc się w asfalt

Z drugiej strony przed biegiem nie miałem nastawienia na to, żeby się sponiewierać. Zwyczajnie nie chciało mi się baaaaardzo męczyć. Powiem szczerze, że na takim zmęczeniu jak dzsiaj chciałbym zrobić 39:xx za rok. Rzeszów mi sprzyja
Podsumowując sezon 2015: Zacząłem go startem u siebie gdzie chciałem złamać 42 minuty, a złamałem ledwo 44. Skończyłem, faktycznie je łamiąc. W międzyczasie zaliczyłem kilka lepszych i słabszych biegów. Czy sezon uważam za udany? Tak, nie złamałem może 40/10, ale chyba wiele się nauczyłem, a nauka ponoć nie idzie w las więc wierzę, że następny sezon będzie lepszy.
Plany: Na tą chwilę udaję się na zasłużone roztrenowanie

Do końca tygodnia będę biegał tylko TMŻ, od następnego tygodnia 3x w tygodniu po 10km do końca listopada. Od grudnia zaczynam przygotowania do debiutu w HM na wiosnę w Krakowie. Planuję przebiegać te 4 miesiące w najtrudniejszym terenie jaki tylko znajdę. Kilometrażem chcę dojść do 300km, chociaż do tego przydałby się piąty dzień treningowy, a na to nie wiem czy się zdecyduję. W dalszym ciągu odpuszczam interwały progi i inne. Skupię się na WB2 w początkowej fazie później dokładając T21. Co do bloga odpuszczam go jeszcze do grudnia, później się zobaczy.
