Dzień wcześniej o 9 rano wypad do Wawki - żonka mi zrobiła prezent na 35 i kupiła bilet na Flyspot - indoor skydiving. Zajebista frajda, polecam. Tym bardziej, ze dzieciaki zostały z rodzicami to był chill i "nicniemusizm"

Wstałem o 6.15. Na moją 2km pętlę tartanową mam 3 km - co stanowi fajną rozgrzewkę, gdzie piknęcie następuje 10-20 m przed jednym ze znaczników oznaczających 200m. Tutaj zacząłem jakieś 10-15 metrów przed znacznikiem, ale na 1600 to pikuś.
1. Ruszam, pierwsze 400 metrów lekko pod górkę, oczywiście pamięta człowiek, że ma biegać 1600 w 7:10-7:20, tylko w momencie startu uświadamia sobie, że ni uja nie przeliczył ile to ma być na 1 km, ani na 200





2. Zaznajomiony z odcinkiem ruszam pewnie, już przekminiwszy strategicznie kwestie matematyczne, które mi będą towarzyszyły do końca czwartego odcinka - bo jakbym te dwusetki biegał po te 55s to dodawanie proste, a tu o 1-3s szybciej i się krzaki robią, w końcu stwierdziłem, że lecę na spokojnie, rozluźniłem się i poszło nad wyraz dobrze. Drugi skończony w 7:03, też bez problemów (ale BS to nie był), ale stwierdziłem,że nie ma się co wygłupiać i cisnąć szybciej niż plan zakłada i na trzecim decyzja o redukcja tempa, żeby nie umrzeć na ostatnim.
3. Weszło w 7:10, więc stwierdziłem, że tyle może być, bo czułem że czwarte powtórzenie też wejdzie, więc bez stresu.
4. 7:13, końcówkę musiałem trochę popracować, żeby nogi pokazały głowie, że się da i żaden problem - udało się, choć rzez chwilę musiałem uspokajać oddech.
Do domu 3km schłodzenia.
Weszło ładnie, ciut szybciej niż planowane (7:10-7:20), bez zajezdni. Fajny trening

4 treningi, 44 km, 2 jednostki szybkościowe (10x400 i 4x 1600). To był dooooooobry tydzień. A mnie się super biega.