Aniad1312 Run 4 fun - not 4 records ;)
Moderator: infernal
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
9 sierpnia 2012
Bosko jest
Wczoraj interwały 10x400m, w przerwach marsz 200m. Miałam je biec ok 5/km, a biegłam w okolicach 4:30 (czyli od 4:20 do 4:33).
Dzisiaj najdłuższa wycieczka, 28km.
Ogółem to elegancko jest, bo daję radę o wiele bardziej niż w zeszłym roku. Dzisiaj marsz tylko przy zaleceniu GG, a ostatnio to tak parę razy sama sobie zaordynowałam...
Czyli jest forma. Wraca radość biegowa. Jest godność
Fantazja nadal rulez, ciasto Brownie zwyciężyło w moim prywatnym rankingu (a mam porównanie tych fantazyjnych deserów, oj mam...)
Za chwilę wybieram się na masażyk.
A na zdjęciu skok z Kasią na PanTalona. Btw, nauczyłam się biegać w czapeczce I jaką ładną mam, błękitną. Na dodatek wygrałam kolejną w konkursie obozowym. Ha!
ps. MartynaK, standardowo - pycha-pycha
Bosko jest
Wczoraj interwały 10x400m, w przerwach marsz 200m. Miałam je biec ok 5/km, a biegłam w okolicach 4:30 (czyli od 4:20 do 4:33).
Dzisiaj najdłuższa wycieczka, 28km.
Ogółem to elegancko jest, bo daję radę o wiele bardziej niż w zeszłym roku. Dzisiaj marsz tylko przy zaleceniu GG, a ostatnio to tak parę razy sama sobie zaordynowałam...
Czyli jest forma. Wraca radość biegowa. Jest godność
Fantazja nadal rulez, ciasto Brownie zwyciężyło w moim prywatnym rankingu (a mam porównanie tych fantazyjnych deserów, oj mam...)
Za chwilę wybieram się na masażyk.
A na zdjęciu skok z Kasią na PanTalona. Btw, nauczyłam się biegać w czapeczce I jaką ładną mam, błękitną. Na dodatek wygrałam kolejną w konkursie obozowym. Ha!
ps. MartynaK, standardowo - pycha-pycha
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
15 sierpnia 2012
No, wróciłłłam
Przedłużylam sobie wyjazd o kilka dni.
Według moich obliczeń od 4 do 15.08 mój kilometraż to ok. 130km plus wejście na Śnieżkę (czyli 23km-bo szłam przez cały Karpacz)
Jak się ogarnę, to opiszę więcej, razem ze zdjęciami i melodiami może.
Jak na razie porcja pierwsza Nie chce mi się zmieniać parametrów, więc musicie znieść tę panoramę nie-racławicką;)
A na dobry nastrój dzisiaj, jutro-jak kto woli, piosenka z płyty SOVA, którą to nabyłam chadzając niespiesznie po Jeleniej Górze...
http://www.youtube.com/watch?v=ZyDTA464Mdw
Miłego słuchania
ps. a Leszno już za 2 dni, uch uch
No, wróciłłłam
Przedłużylam sobie wyjazd o kilka dni.
Według moich obliczeń od 4 do 15.08 mój kilometraż to ok. 130km plus wejście na Śnieżkę (czyli 23km-bo szłam przez cały Karpacz)
Jak się ogarnę, to opiszę więcej, razem ze zdjęciami i melodiami może.
Jak na razie porcja pierwsza Nie chce mi się zmieniać parametrów, więc musicie znieść tę panoramę nie-racławicką;)
A na dobry nastrój dzisiaj, jutro-jak kto woli, piosenka z płyty SOVA, którą to nabyłam chadzając niespiesznie po Jeleniej Górze...
http://www.youtube.com/watch?v=ZyDTA464Mdw
Miłego słuchania
ps. a Leszno już za 2 dni, uch uch
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
16 sierpnia 2012
Ło matko ludzie, jaki ja sen miałam dzisiaj....
Brałam udział w jakiejś akcji ruchu oporu, ta z kolei organizowała zamach na Hitlera
No i mieliśmy dograć jakieś jeszcze szczegóły, aż tu nagle wchodzi Obywatel H. I na dodatek z moją śp. Babcią (która za życia była wrogiem Germańca zaciekłym). No i ja paczem i mówiem, że co ona wyprawia słowami: "Grandma, what the f...are you doing???" A, bo jakoś myślałam, że po angielsku to Hitler nie zrozumie
No dobra, w związku z tym, że H. przybył wcześniej niż to było zaplanowane, to nie mogłam dać znać nic ekipie z ruchu oporu. I byłam jakby uwięziona, bo Niemce wiedzieli, że ja ich wróg. No ale jakimś cudem miałam przy sobie jakąś taką kulę wybuchową, która oszałamiała (ale nie że granat). No i nagle okazja - nie ma ochrony Hitlera, więc ja szybko w niego tę białą kulę, to się chopok zdziwił....No i jak rąbnęłam w niego, to on taki słabiuchny się zrobił i padł na ziemię, a wtedy to ja krzesłem go, krzesłem kill him, z mocą taką, jak się osy zabija. Rąbnęłam go tym krzesłem porządnie parę razy, wybiegłam na korytarz i się kurde obudziłam....
No to teraz uzupełniam
Skończyłam relację chyba na interwałach.
Następnego dnia było najdłuższe wybieganie, o ile mnie pamięć nie myli. 28km. Założenie - run for fun, bez wyścigów, bez napinki. Pure pleasure.
Od początku biegło się fajnie, ch6ociaż zmęczenie dawało znać o sobie. Tym razem, kiedy dobiegaliśmy do terenów kopalni, dałam na luz i przeszłam trochę (letko tłumacząc się czekającymi na mnie 42km w Lesznie: No przecież muszę się oszczędzać ) Na najwyższym z możliwych wzniesień na trasie odpoczynek. I pochwała od GG, yes I can
Powrót bardzo przyjemny, konwersacyjne tempo. Z PanTalonem przegadaliśmy całą drogę, czasami nie gadając, co bardzo sobie cenię. Nie lubię jak MUSZĘ przez cały czas nawijać, a naturalne milczenie mi nie przeszkadza.
Pomimo fajności biegu, po 24kaemie już mi się dosyć często zerkało na Garminiaka, a po dotarciu do hotelu cieszyłam się, że już jestem na miejscu.
W piątek trasa do schroniska Orle and back. W schronisku jagody ze śmietaną, które okazały się być jakimiś dziwnie gorzkimi jagodami, wobec czego skonsumowałam ich małą ilość. Po południu trening obwodowy, czyli coś czego nie lajkuję jak również podobnych jemu core stability
No i sobota rano...wyścig...jakoś to nie był mój dzień...a poza tym ja nie lubię się ścigać, chyba że sama chcę. Rozgrzewka koszmarna, ciężkie nogi, zero formy. Żołądek też na nie. Czarno to widziałam.
Zaczęłam biec.
Oczywiście pierwsze 1,5km to podbieg, więc się nie spalałam, żeby mieć siłę dobiec. I tak jak w roku ubiegłym, po zawodach, miałam wrażenie, że mogłam jeszcze ciut szybciej jednak na tym podbiegu. Ale nic to. Zbieg naprawdę był szybki.
Po 14min 21sek byłam na mecie
Po tym, jak wszyscy (prawie!) rozjechali się do domów, z Kwitką, Maćkiem, Tomkiem, PanTalonem i Łukaszem wybraliśmy się nad wodospad Szklarki (chcieliśmy na Szrenicę, ale pogoda była okrutnie na to niewskazana).
A wieczorkiem jeszcze 8km easowania i 6 przebieżek. A, bo się człowiek naje, to potem leniwy siem robi, to siem musi poruszać...
Niedziela
Rano rozruch, ulalala...Pierwszy (!!!) rozruch na jaki wstałam (a na obozie byłam już po raz piąty...ekhm, trenerzy wybaczcie...). 6km powolutku, bez przebieżek.
Potem wyprawa do Karpacza, bo zachciało mi się po raz trzeci podbić Śnieżkę.
Zostawiłam autko na samym dole i polazłam. Ależ się to miejsce zmieniło od czasu, kiedy byłam tam ostatnio chyba z 4 lata temu...No nic, do Wang szłam jakieś 4.5km. Całe wejście to 13.5km. Z jednym przystankiem na kanapkę i piciu piciu. Kondycja jest o wiele lepsza, śmiem rzec. Przy stromym podejściu na szczyt, od Domu Śląskiego, ani razu nie musiałam odpocząć, co kiedyś nie byłoby możliwe.
Wolf Team, zdjęć robiłam mało, jak już Śnieżkę było widać, to nie był to zachęcający widok....I nie chcą mi te foty wejść, więc musicie poczekać.
Na szczycie było bardzo zimno (będąc kulturalnom kobietom, nie powiem wszak, iż p...ło jak w kieleckiem). Więc czym prędzej się ewakuowałam.
Btw, bardzo się rozczarowałam Śnieżkowym schroniskiem(?), gdzie po zjedzeniu swojej kanapki odkryłam napis "Zabrania się spożywania własnych posiłków"
Chciałam zejść czerwonym szlakiem, ale był w remoncie, więc pognałam czarnym. Wyszło jakieś 10km.
Okiej, jak na razie to tyle.
Na zakończenie dwa pe-esy.
1. Przy okazji napatrzyłam się na mountain bikerów, jak peletonem zjeżdżali ze Śnieżki. Szacun, mega szacun
2. Drugi muzyczny nabytek to Mela Koteluk. I dzisiaj ten Spadochron wciąż mi towarzyszy Jak na razie to mój ulubiony z całej płyty
cdn....
Ło matko ludzie, jaki ja sen miałam dzisiaj....
Brałam udział w jakiejś akcji ruchu oporu, ta z kolei organizowała zamach na Hitlera
No i mieliśmy dograć jakieś jeszcze szczegóły, aż tu nagle wchodzi Obywatel H. I na dodatek z moją śp. Babcią (która za życia była wrogiem Germańca zaciekłym). No i ja paczem i mówiem, że co ona wyprawia słowami: "Grandma, what the f...are you doing???" A, bo jakoś myślałam, że po angielsku to Hitler nie zrozumie
No dobra, w związku z tym, że H. przybył wcześniej niż to było zaplanowane, to nie mogłam dać znać nic ekipie z ruchu oporu. I byłam jakby uwięziona, bo Niemce wiedzieli, że ja ich wróg. No ale jakimś cudem miałam przy sobie jakąś taką kulę wybuchową, która oszałamiała (ale nie że granat). No i nagle okazja - nie ma ochrony Hitlera, więc ja szybko w niego tę białą kulę, to się chopok zdziwił....No i jak rąbnęłam w niego, to on taki słabiuchny się zrobił i padł na ziemię, a wtedy to ja krzesłem go, krzesłem kill him, z mocą taką, jak się osy zabija. Rąbnęłam go tym krzesłem porządnie parę razy, wybiegłam na korytarz i się kurde obudziłam....
No to teraz uzupełniam
Skończyłam relację chyba na interwałach.
Następnego dnia było najdłuższe wybieganie, o ile mnie pamięć nie myli. 28km. Założenie - run for fun, bez wyścigów, bez napinki. Pure pleasure.
Od początku biegło się fajnie, ch6ociaż zmęczenie dawało znać o sobie. Tym razem, kiedy dobiegaliśmy do terenów kopalni, dałam na luz i przeszłam trochę (letko tłumacząc się czekającymi na mnie 42km w Lesznie: No przecież muszę się oszczędzać ) Na najwyższym z możliwych wzniesień na trasie odpoczynek. I pochwała od GG, yes I can
Powrót bardzo przyjemny, konwersacyjne tempo. Z PanTalonem przegadaliśmy całą drogę, czasami nie gadając, co bardzo sobie cenię. Nie lubię jak MUSZĘ przez cały czas nawijać, a naturalne milczenie mi nie przeszkadza.
Pomimo fajności biegu, po 24kaemie już mi się dosyć często zerkało na Garminiaka, a po dotarciu do hotelu cieszyłam się, że już jestem na miejscu.
W piątek trasa do schroniska Orle and back. W schronisku jagody ze śmietaną, które okazały się być jakimiś dziwnie gorzkimi jagodami, wobec czego skonsumowałam ich małą ilość. Po południu trening obwodowy, czyli coś czego nie lajkuję jak również podobnych jemu core stability
No i sobota rano...wyścig...jakoś to nie był mój dzień...a poza tym ja nie lubię się ścigać, chyba że sama chcę. Rozgrzewka koszmarna, ciężkie nogi, zero formy. Żołądek też na nie. Czarno to widziałam.
Zaczęłam biec.
Oczywiście pierwsze 1,5km to podbieg, więc się nie spalałam, żeby mieć siłę dobiec. I tak jak w roku ubiegłym, po zawodach, miałam wrażenie, że mogłam jeszcze ciut szybciej jednak na tym podbiegu. Ale nic to. Zbieg naprawdę był szybki.
Po 14min 21sek byłam na mecie
Po tym, jak wszyscy (prawie!) rozjechali się do domów, z Kwitką, Maćkiem, Tomkiem, PanTalonem i Łukaszem wybraliśmy się nad wodospad Szklarki (chcieliśmy na Szrenicę, ale pogoda była okrutnie na to niewskazana).
A wieczorkiem jeszcze 8km easowania i 6 przebieżek. A, bo się człowiek naje, to potem leniwy siem robi, to siem musi poruszać...
Niedziela
Rano rozruch, ulalala...Pierwszy (!!!) rozruch na jaki wstałam (a na obozie byłam już po raz piąty...ekhm, trenerzy wybaczcie...). 6km powolutku, bez przebieżek.
Potem wyprawa do Karpacza, bo zachciało mi się po raz trzeci podbić Śnieżkę.
Zostawiłam autko na samym dole i polazłam. Ależ się to miejsce zmieniło od czasu, kiedy byłam tam ostatnio chyba z 4 lata temu...No nic, do Wang szłam jakieś 4.5km. Całe wejście to 13.5km. Z jednym przystankiem na kanapkę i piciu piciu. Kondycja jest o wiele lepsza, śmiem rzec. Przy stromym podejściu na szczyt, od Domu Śląskiego, ani razu nie musiałam odpocząć, co kiedyś nie byłoby możliwe.
Wolf Team, zdjęć robiłam mało, jak już Śnieżkę było widać, to nie był to zachęcający widok....I nie chcą mi te foty wejść, więc musicie poczekać.
Na szczycie było bardzo zimno (będąc kulturalnom kobietom, nie powiem wszak, iż p...ło jak w kieleckiem). Więc czym prędzej się ewakuowałam.
Btw, bardzo się rozczarowałam Śnieżkowym schroniskiem(?), gdzie po zjedzeniu swojej kanapki odkryłam napis "Zabrania się spożywania własnych posiłków"
Chciałam zejść czerwonym szlakiem, ale był w remoncie, więc pognałam czarnym. Wyszło jakieś 10km.
Okiej, jak na razie to tyle.
Na zakończenie dwa pe-esy.
1. Przy okazji napatrzyłam się na mountain bikerów, jak peletonem zjeżdżali ze Śnieżki. Szacun, mega szacun
2. Drugi muzyczny nabytek to Mela Koteluk. I dzisiaj ten Spadochron wciąż mi towarzyszy Jak na razie to mój ulubiony z całej płyty
cdn....
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
18 sierpnia 2012
Myślałam, że wczoraj dokończę moją wakacyjną opowieść, ale jakoś nie wyszło
Za to w kwestii snów, to chyba się za bardzo nałykałam górskiego, wysokiego=hajowego powietrza...Śniło mi się, że byłam na jakimś koncercie, na którym śpiewała Monika Brodka. Z dzieckiem swoim wyszła na scenę, a że ja w pierwszym rzędzie stałam, no to zostałam babysitter jej synka (chyba). Oczywiście Brodka była b. zadowolona, że ktoś się jej dzieckiem zajął, kiedy ona śpiewała i już prawie jak rodzina byłyśmy
Anyway...
Dzisiaj był III Maraton Koleżeński...
Nawet się wyspałam - snu nie pamiętam, ale chyba mieścił się w kategorii "Dziwne", jakieś takie przebłyski mam.
Postanowienie było, że biegnę z intencją zdrowotną, więc wiadomo co to oznacza - że będzie ciężko.
No i już jakoś od 10km czułam, że łatwo nie jest. Wiem, mam za sobą duuuużo kaemów, ale i tak. Kolki chwytały mnie kilka razy, co raczej mi się nie zdarza. Czasem nawet miałam wrażenie, że tak jakbym...wiem, że to zabrzmi poważnie, ale inaczej się nie da - miała się przewrócić. A działo się to już między 10 a 20 kaemem. No tak dziwnie. To były momenty tylko, więc nie op-er-e-ować, pliz
Sam bieg to 4 pętle po 10,5km.
Na początku każdej pętli 5km (z tego co pamiętam) to podbiegi i zbiegi. Było ciężko, ale na 4 pętli zauważyłam, że na podbiegach odpoczywam, a zbiegi mnie męczą. Tak jakoś
Zresztą ta ostatnia pętla była najtrudniejsza...Walka...
Przez 21km biegłam ze znajomym, ale potem już chciałam pobiec sama. Zresztą, uprzedziłam go, ze coś takiego może nastąpić. On na to: "to wtedy powiedz mi po prostu 'Spier...aj'. No więc jak już zbliżaliśmy się do początku 3 pętli, to mówię, że jednak wolę pobiec teraz sama - na co on: "A miałaś mi powiedzieć żebym sp...lał Na co ja, że jestem kulturalnom kobietom i chamstwa nie zniese
No i ta trzecia pętla szarpana trochę była. Generalnie, jak analizuję cały bieg, to tempo zmienne bywało. Na dodatek na 0.5 km Garminiak stracił zasięg i działał tylko pomiar czasu, a kilometrów i tempa nie. Więc świadomość, że jest się o 0.5km bliżej do celu była bezcenna
Sam bieg zorganizowany rewelacyjnie, odbiór pakietu minuta, wody i izotoników do woli, banany, arbuzy! Ło matkoż, jak ja na ostatniej pętli myślałam tylko o tych arbuzach
Ostatnie 10 km to już ciężko się biegło. Na całe szczęście wiedziałam jak trasa wygląda, bo to był już mój trzeci udział w Lesznie (dwa poprzednie to półmaratony). Dlatego na pierwszych dwóch pętlach dałam sobie luz. Ale i tak ostatnia...a już 41 i 42 kaem to mega ciężar. Trochę udało mi się przyspieszyć na ostatnich set-metrach, ale w porównaniu z Maratonem w Poznaniu, biegło się ciężko. Btw, jak sobie pomyślę o łamaniu 4h w Pozku, to nie wiem, jak ja to zrobię
Anyway, dałam radę! Maszerowałam tylko przy punktach odżywczych.
Garminiak pokazał 4:24:28 Oficjalnie pewnie zbliżony wynik będzie.
A potem jeszcze miłe zaskoczenie, kiedy to okazało się, że stanę na II m. na podium w swojej kategorii wiekowej Piękny puchar i fajny plecak
ps. Myślałam, że zrobię sobie ucztę...a tymczasem jeść za bardzo mi się nie chce, jeno konsumuję złocisty chmielowy napój, co to go sobie z pewnego sklepiku w Szklarskiej przywiozłam
Myślałam, że wczoraj dokończę moją wakacyjną opowieść, ale jakoś nie wyszło
Za to w kwestii snów, to chyba się za bardzo nałykałam górskiego, wysokiego=hajowego powietrza...Śniło mi się, że byłam na jakimś koncercie, na którym śpiewała Monika Brodka. Z dzieckiem swoim wyszła na scenę, a że ja w pierwszym rzędzie stałam, no to zostałam babysitter jej synka (chyba). Oczywiście Brodka była b. zadowolona, że ktoś się jej dzieckiem zajął, kiedy ona śpiewała i już prawie jak rodzina byłyśmy
Anyway...
Dzisiaj był III Maraton Koleżeński...
Nawet się wyspałam - snu nie pamiętam, ale chyba mieścił się w kategorii "Dziwne", jakieś takie przebłyski mam.
Postanowienie było, że biegnę z intencją zdrowotną, więc wiadomo co to oznacza - że będzie ciężko.
No i już jakoś od 10km czułam, że łatwo nie jest. Wiem, mam za sobą duuuużo kaemów, ale i tak. Kolki chwytały mnie kilka razy, co raczej mi się nie zdarza. Czasem nawet miałam wrażenie, że tak jakbym...wiem, że to zabrzmi poważnie, ale inaczej się nie da - miała się przewrócić. A działo się to już między 10 a 20 kaemem. No tak dziwnie. To były momenty tylko, więc nie op-er-e-ować, pliz
Sam bieg to 4 pętle po 10,5km.
Na początku każdej pętli 5km (z tego co pamiętam) to podbiegi i zbiegi. Było ciężko, ale na 4 pętli zauważyłam, że na podbiegach odpoczywam, a zbiegi mnie męczą. Tak jakoś
Zresztą ta ostatnia pętla była najtrudniejsza...Walka...
Przez 21km biegłam ze znajomym, ale potem już chciałam pobiec sama. Zresztą, uprzedziłam go, ze coś takiego może nastąpić. On na to: "to wtedy powiedz mi po prostu 'Spier...aj'. No więc jak już zbliżaliśmy się do początku 3 pętli, to mówię, że jednak wolę pobiec teraz sama - na co on: "A miałaś mi powiedzieć żebym sp...lał Na co ja, że jestem kulturalnom kobietom i chamstwa nie zniese
No i ta trzecia pętla szarpana trochę była. Generalnie, jak analizuję cały bieg, to tempo zmienne bywało. Na dodatek na 0.5 km Garminiak stracił zasięg i działał tylko pomiar czasu, a kilometrów i tempa nie. Więc świadomość, że jest się o 0.5km bliżej do celu była bezcenna
Sam bieg zorganizowany rewelacyjnie, odbiór pakietu minuta, wody i izotoników do woli, banany, arbuzy! Ło matkoż, jak ja na ostatniej pętli myślałam tylko o tych arbuzach
Ostatnie 10 km to już ciężko się biegło. Na całe szczęście wiedziałam jak trasa wygląda, bo to był już mój trzeci udział w Lesznie (dwa poprzednie to półmaratony). Dlatego na pierwszych dwóch pętlach dałam sobie luz. Ale i tak ostatnia...a już 41 i 42 kaem to mega ciężar. Trochę udało mi się przyspieszyć na ostatnich set-metrach, ale w porównaniu z Maratonem w Poznaniu, biegło się ciężko. Btw, jak sobie pomyślę o łamaniu 4h w Pozku, to nie wiem, jak ja to zrobię
Anyway, dałam radę! Maszerowałam tylko przy punktach odżywczych.
Garminiak pokazał 4:24:28 Oficjalnie pewnie zbliżony wynik będzie.
A potem jeszcze miłe zaskoczenie, kiedy to okazało się, że stanę na II m. na podium w swojej kategorii wiekowej Piękny puchar i fajny plecak
ps. Myślałam, że zrobię sobie ucztę...a tymczasem jeść za bardzo mi się nie chce, jeno konsumuję złocisty chmielowy napój, co to go sobie z pewnego sklepiku w Szklarskiej przywiozłam
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
19 sierpnia 2012
Nie ma to, jak się obudzić po 5h snu i nie móc spać dalej Standard....Na całe szczęście (?) nie mam zakwasów. A lubię, więc trochę rozczarowana jestem
Oficjalny wynik to 4:24:37
Pętle biegłam raczej równo:
1-1:05:39
2-1:05:43
3-1:05:46
4-1:07:28
Ta ostatnia, jak widać, najcięższa, ale też częściej korzystałam z punktów odżywczych w marszu. Anyway, bieg poukładany Tak lubię! Właśnie wczoraj biegnąc uświadomiłam sobie, że chyba nauczyłam się nie spalać na początku i te międzyczasy negatywne odchodzą (mam nadzieję) w siną dal
Tak więc przejdźmy do cdn...
W poniedziałek 13.08 wyjeżdżałam ze Szklarskiej. Najpierw poszłam zobaczyć Kamieńczyk, bo być w Szklarskiej po raz któryś i nie widzieć, to wstyd i hańba. Tylko że wybrałam się w sandałeczkach, bo jakoś myślałam, że to blisko i płasko, no i czułam się jak jedna z turystek w Zakopanem, których zdjęcia krążą po necie
Btw, po drodze słyszałam fajną rozmową mamy i córki (proszącej o coś):
M: Gdybym żyła, Twoje życzenie byłoby dla mnie rozkazem.
C: Ale mamo, przecież ty żyjesz!
M: Dla ciebie już nie.
Zahaczyłam o Jelenią i połaziłam, pofotografowałam trochę. Wypiłam pyszną kawę w Aromacafe i nabyłam tam cudo-czekoladę hand-made z malinami i bananami.
Miałam wsunąć całą w nagrodę po wczorajszym maratonie, a okazało się, że wcale nie mam na to ochoty. Wystarczył kawałek.
Po Jeleniej wybrałam się w okolice Bolkowa, na 2 dni, Góry Kaczawskie. Zatrzymałam się w "Chacie Morgana", super miejsce! Cisza, spokój...Okazało się, że właściciele też biegają (choć latem mniej, ze względu na obowiązki agroturystyczne). Organizowali nawet Bieg Kaczawski na 5km
Tak więc we wtorek wyruszyłam na bieg. No...nie powiem...lekko nie było. Jak ktoś chce poćwiczyć podbiegi i zbiegi, to zapraszam w tamte okolice Zrobiłam 10km po 5:43. W środę miałam mieć przerwę i pobiec 4km w czwartek, ale zdecydowałam, że jednak zamienię sobie dni, tym bardziej że czekała mnie jeszcze podróż powrotna no i chciałam się choć trochę rozruszać.
Więc wybiegam rano w środę, 7:30 rano, a tu nagle jakiś chłopak jedzie rowerem i pyta mnie o coś. No szczerze mówiąc, myślałam, że to jakaś zagajka, na którą nie bardzo miałam chęć Nie mówiąc o tym, że byłam zaskoczona tym, że o tej porze, w wolny dzień, w miejscu, które do metropolii nie należy (bo ma chyba tylko kilka-kilkanaście domostw) ktoś się nagle wyłania w świecie żywych No więc pyta mnie, na co się szykuję. Ja, że na maraton. On pyta-back, gdzie. Ja, że Leszno i Poznań. Widzę, że załapał i pyta, czy biegłam w zeszłym roku i jaki miałam czas. Odpowiadam, że 4:11. A on na to z dumą, że 3:53 coś tam
No nie powiem, akurat biegacza-maratończyka się nie spodziewałam spotkać
Pobiegłam sobie dalej, najpierw zrobiłam 8.8km po 5:54, potem 6 przebieżek po 100m z marszem i 1.26 po 5:25.
Nie powiem, miałam obawy czy abym ciut nie przesadziła przed sobotą, ale że miałam biec na lajcie, to się jakoś za bardzo nie przejmowałam...
We wtorek wycieczka do Bolkowa i ten...Książa , ale Bolków jakoś bardziej mi się podobał...I fajniejsze zdjęcia tam zrobiłam - jak je obrobię, to wrzucę linka.
No i to by było na tyle wakacyjnych wspomnień...
Plany startowe na kolejne miesiące, to 21km Szamotuły - bo tam ponoć fajnie jest. Na dyszkę do Kalisza, a może i Mogilno. Mogilno jest fajne, choć niełatwe, bo na początku i końcu niezły podbieg na wiadukcie. Dawno nie biegałam dyszek, w zasadzie tylko jedną w tym roku, więc pewnie tam pojadę.
No i za tydzień na 5km w Pyzdrach. Akurat piątki jeszcze w ogóle nie biegłam. W zeszłym roku po tydzień po maratonie miałam jakieś mega-przyspieszenie, więc nie powinno być źle. Przez kilka dni odpocznę od biegania, dzisiaj się chyba trochę pomoczę na basenie, lajtowo, w taki upał już się nie mogę doczekać....
No i łamanie 4h w Pozku. Jak mi to pójdzie to nie wiem, a jak nie pójdzie, to w przyszłym roku
Nie ma to, jak się obudzić po 5h snu i nie móc spać dalej Standard....Na całe szczęście (?) nie mam zakwasów. A lubię, więc trochę rozczarowana jestem
Oficjalny wynik to 4:24:37
Pętle biegłam raczej równo:
1-1:05:39
2-1:05:43
3-1:05:46
4-1:07:28
Ta ostatnia, jak widać, najcięższa, ale też częściej korzystałam z punktów odżywczych w marszu. Anyway, bieg poukładany Tak lubię! Właśnie wczoraj biegnąc uświadomiłam sobie, że chyba nauczyłam się nie spalać na początku i te międzyczasy negatywne odchodzą (mam nadzieję) w siną dal
Tak więc przejdźmy do cdn...
W poniedziałek 13.08 wyjeżdżałam ze Szklarskiej. Najpierw poszłam zobaczyć Kamieńczyk, bo być w Szklarskiej po raz któryś i nie widzieć, to wstyd i hańba. Tylko że wybrałam się w sandałeczkach, bo jakoś myślałam, że to blisko i płasko, no i czułam się jak jedna z turystek w Zakopanem, których zdjęcia krążą po necie
Btw, po drodze słyszałam fajną rozmową mamy i córki (proszącej o coś):
M: Gdybym żyła, Twoje życzenie byłoby dla mnie rozkazem.
C: Ale mamo, przecież ty żyjesz!
M: Dla ciebie już nie.
Zahaczyłam o Jelenią i połaziłam, pofotografowałam trochę. Wypiłam pyszną kawę w Aromacafe i nabyłam tam cudo-czekoladę hand-made z malinami i bananami.
Miałam wsunąć całą w nagrodę po wczorajszym maratonie, a okazało się, że wcale nie mam na to ochoty. Wystarczył kawałek.
Po Jeleniej wybrałam się w okolice Bolkowa, na 2 dni, Góry Kaczawskie. Zatrzymałam się w "Chacie Morgana", super miejsce! Cisza, spokój...Okazało się, że właściciele też biegają (choć latem mniej, ze względu na obowiązki agroturystyczne). Organizowali nawet Bieg Kaczawski na 5km
Tak więc we wtorek wyruszyłam na bieg. No...nie powiem...lekko nie było. Jak ktoś chce poćwiczyć podbiegi i zbiegi, to zapraszam w tamte okolice Zrobiłam 10km po 5:43. W środę miałam mieć przerwę i pobiec 4km w czwartek, ale zdecydowałam, że jednak zamienię sobie dni, tym bardziej że czekała mnie jeszcze podróż powrotna no i chciałam się choć trochę rozruszać.
Więc wybiegam rano w środę, 7:30 rano, a tu nagle jakiś chłopak jedzie rowerem i pyta mnie o coś. No szczerze mówiąc, myślałam, że to jakaś zagajka, na którą nie bardzo miałam chęć Nie mówiąc o tym, że byłam zaskoczona tym, że o tej porze, w wolny dzień, w miejscu, które do metropolii nie należy (bo ma chyba tylko kilka-kilkanaście domostw) ktoś się nagle wyłania w świecie żywych No więc pyta mnie, na co się szykuję. Ja, że na maraton. On pyta-back, gdzie. Ja, że Leszno i Poznań. Widzę, że załapał i pyta, czy biegłam w zeszłym roku i jaki miałam czas. Odpowiadam, że 4:11. A on na to z dumą, że 3:53 coś tam
No nie powiem, akurat biegacza-maratończyka się nie spodziewałam spotkać
Pobiegłam sobie dalej, najpierw zrobiłam 8.8km po 5:54, potem 6 przebieżek po 100m z marszem i 1.26 po 5:25.
Nie powiem, miałam obawy czy abym ciut nie przesadziła przed sobotą, ale że miałam biec na lajcie, to się jakoś za bardzo nie przejmowałam...
We wtorek wycieczka do Bolkowa i ten...Książa , ale Bolków jakoś bardziej mi się podobał...I fajniejsze zdjęcia tam zrobiłam - jak je obrobię, to wrzucę linka.
No i to by było na tyle wakacyjnych wspomnień...
Plany startowe na kolejne miesiące, to 21km Szamotuły - bo tam ponoć fajnie jest. Na dyszkę do Kalisza, a może i Mogilno. Mogilno jest fajne, choć niełatwe, bo na początku i końcu niezły podbieg na wiadukcie. Dawno nie biegałam dyszek, w zasadzie tylko jedną w tym roku, więc pewnie tam pojadę.
No i za tydzień na 5km w Pyzdrach. Akurat piątki jeszcze w ogóle nie biegłam. W zeszłym roku po tydzień po maratonie miałam jakieś mega-przyspieszenie, więc nie powinno być źle. Przez kilka dni odpocznę od biegania, dzisiaj się chyba trochę pomoczę na basenie, lajtowo, w taki upał już się nie mogę doczekać....
No i łamanie 4h w Pozku. Jak mi to pójdzie to nie wiem, a jak nie pójdzie, to w przyszłym roku
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
cd 19.08.2012
Tak, wiem, powinnam dzisiaj odpoczywać. Ale nie dałam rady...Nie wyspałam się, do tego dołek po-maratoński połączony z dołkiem po-obozowym. Tak więc jedynym sposobem był ruch.
Polazłam na basen. Delikatnie, 30 długości czyli 0.75km.
Potem bicze wodne na mięśnie czworogłowe i dwugłowe, no i na koniec jacuzzi.
Nic mnie nie boli, generalnie w ogóle nie czuję, że wczoraj zrobiłam 42km. Wiem, że tempo nie było szybkie, no ale sam dystans już powinien wymęczyć. No, wczoraj było ciężko, ale dzisiaj nie. Hm...
Coś dla biegaczy-muzykantów
Tak, wiem, powinnam dzisiaj odpoczywać. Ale nie dałam rady...Nie wyspałam się, do tego dołek po-maratoński połączony z dołkiem po-obozowym. Tak więc jedynym sposobem był ruch.
Polazłam na basen. Delikatnie, 30 długości czyli 0.75km.
Potem bicze wodne na mięśnie czworogłowe i dwugłowe, no i na koniec jacuzzi.
Nic mnie nie boli, generalnie w ogóle nie czuję, że wczoraj zrobiłam 42km. Wiem, że tempo nie było szybkie, no ale sam dystans już powinien wymęczyć. No, wczoraj było ciężko, ale dzisiaj nie. Hm...
Coś dla biegaczy-muzykantów
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
21 sierpnia 2012
Basen dzisiaj. 40x25m.
Dzisiaj spontancznie poszłam sobie zrobić morfologię, coby zobaczyć w jakim stanie jest mój organizm po obozie i Lesznie, a najbardziej chodzi mi o hemoglobinę, którą mam raczej niskawą.
Jutro odbiorę wyniki, bo dzisiaj już nie zdążyła, spiesząc się na basen.
A jutro pierwsze bieganie i próba generalna moich nowych butków...Adidas Response Stability 4
Na kolejnym treningu testować będę moje drugie nowe butki - Mizuno Wave Nexus 6.
Well, Nexus...prawie jak Lexus....
Obie pary nabyłam w Sklepiebiegowym.com, co baaaardzo sobie chwalę
Basen dzisiaj. 40x25m.
Dzisiaj spontancznie poszłam sobie zrobić morfologię, coby zobaczyć w jakim stanie jest mój organizm po obozie i Lesznie, a najbardziej chodzi mi o hemoglobinę, którą mam raczej niskawą.
Jutro odbiorę wyniki, bo dzisiaj już nie zdążyła, spiesząc się na basen.
A jutro pierwsze bieganie i próba generalna moich nowych butków...Adidas Response Stability 4
Na kolejnym treningu testować będę moje drugie nowe butki - Mizuno Wave Nexus 6.
Well, Nexus...prawie jak Lexus....
Obie pary nabyłam w Sklepiebiegowym.com, co baaaardzo sobie chwalę
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
22 sierpnia 2012
No, pierwszy trening pomaratoński za mną.
Adiki Responsy ochrzczone - dosłownie, bo po 3km zaczęło padać
Biegło się fajnie, choć chyba stopy stawiałam inaczej niż zwykle. Muszą się przestawić, tak więc dopiero po kilku treningach będę dopiero mogła ocenić, czy Responsy czy Lexusy usłyszą ode mnie "till death do us apart"
A dzisiaj 10.34km. Ostatnie 340 m w ramach odmulenia nóg - przebieżkowo.
1-5:56
2-5:59
3-5:59
4-5:48
5-5:50
6-5:45
7-5:38
8-5:29
9-5:40
10-5:52
0.34-4:21
Odebrałam wyniki. Hemoglobina standardowo na granicy - 12,9. Czyli uskuteczniam sok z pokrzywy, który odstawiłam na czas obozowy.
Większość parametrów mam zawsze raczej przy dolnym przedziale, niż górnym. W ubiegłe wakacje hemoglobinę miałam 13,8; po maratonie spadła do 12,6. A były i czasy, kiedy chybotała się poniżej 11. Nevermind.
Wczoraj uskuteczniłam sałatkę - mango, kukurydza, rukola i sos vinegrette. Jakoś tak mam chęć na owoce i warzywa. Co nie przeszkadza mi dzisiaj wybrać się ze znajomymi na pizzę
No, pierwszy trening pomaratoński za mną.
Adiki Responsy ochrzczone - dosłownie, bo po 3km zaczęło padać
Biegło się fajnie, choć chyba stopy stawiałam inaczej niż zwykle. Muszą się przestawić, tak więc dopiero po kilku treningach będę dopiero mogła ocenić, czy Responsy czy Lexusy usłyszą ode mnie "till death do us apart"
A dzisiaj 10.34km. Ostatnie 340 m w ramach odmulenia nóg - przebieżkowo.
1-5:56
2-5:59
3-5:59
4-5:48
5-5:50
6-5:45
7-5:38
8-5:29
9-5:40
10-5:52
0.34-4:21
Odebrałam wyniki. Hemoglobina standardowo na granicy - 12,9. Czyli uskuteczniam sok z pokrzywy, który odstawiłam na czas obozowy.
Większość parametrów mam zawsze raczej przy dolnym przedziale, niż górnym. W ubiegłe wakacje hemoglobinę miałam 13,8; po maratonie spadła do 12,6. A były i czasy, kiedy chybotała się poniżej 11. Nevermind.
Wczoraj uskuteczniłam sałatkę - mango, kukurydza, rukola i sos vinegrette. Jakoś tak mam chęć na owoce i warzywa. Co nie przeszkadza mi dzisiaj wybrać się ze znajomymi na pizzę
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
24 sierpnia 2012
W czwartek basen - 40x25m.
Dzisiaj 6 rano. Fajny trening, w miarę pusto na ulicach.
Najpierw 5.92km
1-5:51
2-5:36
3-5:31
4-5:17
5-5:19
0.92-5:18
Przebieżki 10x100m + marsz
1-3:54
2-4:03
3-3:50
4-3:45
5-3:46
6-3:45
7-3:35
8-3:35
9-3:34
10-3:21
Powrót: 2.61km
1-5:28
2-5:21
0.60-5:14
Miało być 8km, ale jakoś tak mi wyszło.
No i dzisiaj chrzest Lexusów....miód marzenie...leciutkie, zwinne, skoczne i wogle. Pewnie w nich w niedzielę pobiegnę.
A tak btw, to schabowego bym wrąbała
Takie ładne niebo udało mi się telefonem uchwycić
W czwartek basen - 40x25m.
Dzisiaj 6 rano. Fajny trening, w miarę pusto na ulicach.
Najpierw 5.92km
1-5:51
2-5:36
3-5:31
4-5:17
5-5:19
0.92-5:18
Przebieżki 10x100m + marsz
1-3:54
2-4:03
3-3:50
4-3:45
5-3:46
6-3:45
7-3:35
8-3:35
9-3:34
10-3:21
Powrót: 2.61km
1-5:28
2-5:21
0.60-5:14
Miało być 8km, ale jakoś tak mi wyszło.
No i dzisiaj chrzest Lexusów....miód marzenie...leciutkie, zwinne, skoczne i wogle. Pewnie w nich w niedzielę pobiegnę.
A tak btw, to schabowego bym wrąbała
Takie ładne niebo udało mi się telefonem uchwycić
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
26 sierpnia 2012
XXXI Bieg Kazimierzowski, Pyzdry.
5km- 23:25
Jak ja nie lubię się ścigać...Tak sobie myślałam przez poprzednie dni.
Minęło mi wczoraj - myślenie, bo za ściganiem nie przepadam tak w ogle.
No, ale wyspałam się i wczoraj już czułam radość na start I nawet miałam chęć na szybki bieg
Przyjechaliśmy dość późno, a tam taaaaka długaaaaśna kolejka w biurze zawodów. Słowa, które mi się cisnęły na usta były typowo kobiece: "A nie mówiłam?". I chyba nawet je wypowiedziałam z nieukrywaną satysfakcją...
Generalnie zapisy, to jedyna rzecz, do której mogę się doczepić, 3 osoby do obsługi ponad 100 osób to jednak niezbyt dużo. Ale na szczęście zdążyliśmy, a organizatorzy przesunęli start o 10minut. Zdążyłam się jako tako rozgrzać, na nogach oczywiście Lexusy
I start!
Zaczynam biec, przede mną znajoma, myślę sobie "nieźle pogina". Patrzę na Garminiaka, a on ok 4:30 pokazuje. No nic, mówię do siebie - nie przypalaj dziewczę, bo spuchniesz po 2km i tyle będziesz miała. Więc starałam się pilnować tempa. W planie było zacząć po 5/km potem przyspieszyć. Ale wyszło 4:44, biegło się dobrze, więc nie zwalniałam. Dopiero po 3km był maly kryzys, ale zażegnałam go jakoś.
Tak się przedstawiają tempa wg Garminiaka:
1-4:44
2-4:43
3-4:44
4-4:51
5-4:43
Tak jakoś równo wyszło. Niezamierzony efekt, bo pilnowałam tylko, żeby nie było za bardzo 4:30 - nie jestem na tyle wyćwiczona; i żeby nie przekroczyło 5:00.
Ostatni kaem mógłby być lepszy, ale jakoś tak mi się ubzdurało, że jeszcze daleko do mety i nie chciałam spalić ostatnich metrów, a tu nagle patrzę, będzie koniec, więc przyspieszyłam.
I na koniec 23:25
Zadowolona jestem baaardzo (choć mam jakiś taki niedosyt), bo do tej pory nie udało mi się zrobić 5km bez przystanku w tempie poniżej 5/km. Jedynie na treningach czasami, ale to przez ok 2-3km i nie było to raczej 4:45, ale chyba ok 4:55 (z tego co pamiętam, a nie chce mi się szukać).
Jest moc
Kolejne Mogilno na dyszkę, potem może Kalisz, też dyszka. I Poznań. Połówki żadnej po drodze nie planuję, jakoś nie mam chęci.
XXXI Bieg Kazimierzowski, Pyzdry.
5km- 23:25
Jak ja nie lubię się ścigać...Tak sobie myślałam przez poprzednie dni.
Minęło mi wczoraj - myślenie, bo za ściganiem nie przepadam tak w ogle.
No, ale wyspałam się i wczoraj już czułam radość na start I nawet miałam chęć na szybki bieg
Przyjechaliśmy dość późno, a tam taaaaka długaaaaśna kolejka w biurze zawodów. Słowa, które mi się cisnęły na usta były typowo kobiece: "A nie mówiłam?". I chyba nawet je wypowiedziałam z nieukrywaną satysfakcją...
Generalnie zapisy, to jedyna rzecz, do której mogę się doczepić, 3 osoby do obsługi ponad 100 osób to jednak niezbyt dużo. Ale na szczęście zdążyliśmy, a organizatorzy przesunęli start o 10minut. Zdążyłam się jako tako rozgrzać, na nogach oczywiście Lexusy
I start!
Zaczynam biec, przede mną znajoma, myślę sobie "nieźle pogina". Patrzę na Garminiaka, a on ok 4:30 pokazuje. No nic, mówię do siebie - nie przypalaj dziewczę, bo spuchniesz po 2km i tyle będziesz miała. Więc starałam się pilnować tempa. W planie było zacząć po 5/km potem przyspieszyć. Ale wyszło 4:44, biegło się dobrze, więc nie zwalniałam. Dopiero po 3km był maly kryzys, ale zażegnałam go jakoś.
Tak się przedstawiają tempa wg Garminiaka:
1-4:44
2-4:43
3-4:44
4-4:51
5-4:43
Tak jakoś równo wyszło. Niezamierzony efekt, bo pilnowałam tylko, żeby nie było za bardzo 4:30 - nie jestem na tyle wyćwiczona; i żeby nie przekroczyło 5:00.
Ostatni kaem mógłby być lepszy, ale jakoś tak mi się ubzdurało, że jeszcze daleko do mety i nie chciałam spalić ostatnich metrów, a tu nagle patrzę, będzie koniec, więc przyspieszyłam.
I na koniec 23:25
Zadowolona jestem baaardzo (choć mam jakiś taki niedosyt), bo do tej pory nie udało mi się zrobić 5km bez przystanku w tempie poniżej 5/km. Jedynie na treningach czasami, ale to przez ok 2-3km i nie było to raczej 4:45, ale chyba ok 4:55 (z tego co pamiętam, a nie chce mi się szukać).
Jest moc
Kolejne Mogilno na dyszkę, potem może Kalisz, też dyszka. I Poznań. Połówki żadnej po drodze nie planuję, jakoś nie mam chęci.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
28 sierpnia 2012
Po pierwsze - wcale nie słyszałam budzika.
Po drugie - jak się obudziłam parę minut po szóstej, to najpierw pomyślałam, że mam jeszcze dużo czasu na spanie, a zaraz potem - Osz no...przecież miałam iść biegać
Tak więc poranek był z rodzaju tych "Ocolototu"
Wstałam. Nic nie jadłam dzisiaj, wypiłam tylko kawę, gdyż wczoraj dość późno pozwoliłam sobie na małe co nieco, czyli lekkie śniadanie zjadłam na kolację
No zamierzałam pobiegać jakieś easy może z przebieżkami, może z podbiegami, decyzja w trakcie. No ale wyszło inaczej...
Najpierw 9km po 5:33.
Podbiegi sztuk 6 bez porażającego tempa, aczkolwiek sukcesywnie odcinki były szybsze pod koniec.
No i miało być schłodzenie, a było 4.79km po 5:19.
No tak jakoś samo się biegło.
Jutro chciałam robić jakieś TM, ale w tej sytuacji będzie to chyba powtórka z dzisiejszej rozrywki, bo przecież po co mam gnać na złamanie karku, skoro w czwartek mają być interwały, a w niedzielę 28km?
ps. A ostatnio zdałam sobie sprawę, że moi sąsiedzi albo się wyprowadzili, albo od iluś tygodni mają ciche dni, ekhm, noce...
Po pierwsze - wcale nie słyszałam budzika.
Po drugie - jak się obudziłam parę minut po szóstej, to najpierw pomyślałam, że mam jeszcze dużo czasu na spanie, a zaraz potem - Osz no...przecież miałam iść biegać
Tak więc poranek był z rodzaju tych "Ocolototu"
Wstałam. Nic nie jadłam dzisiaj, wypiłam tylko kawę, gdyż wczoraj dość późno pozwoliłam sobie na małe co nieco, czyli lekkie śniadanie zjadłam na kolację
No zamierzałam pobiegać jakieś easy może z przebieżkami, może z podbiegami, decyzja w trakcie. No ale wyszło inaczej...
Najpierw 9km po 5:33.
Podbiegi sztuk 6 bez porażającego tempa, aczkolwiek sukcesywnie odcinki były szybsze pod koniec.
No i miało być schłodzenie, a było 4.79km po 5:19.
No tak jakoś samo się biegło.
Jutro chciałam robić jakieś TM, ale w tej sytuacji będzie to chyba powtórka z dzisiejszej rozrywki, bo przecież po co mam gnać na złamanie karku, skoro w czwartek mają być interwały, a w niedzielę 28km?
ps. A ostatnio zdałam sobie sprawę, że moi sąsiedzi albo się wyprowadzili, albo od iluś tygodni mają ciche dni, ekhm, noce...
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
29 sierpnia 2012
Znów zaspałam, ech...Obudziłam się z myslą, że chyba już budzik dzwonił...Wyszłam z domu prawie 6:20 a.m.
Dlatego musiałam się spieszyć i biec szybciej
10.32km po 5:16
Wyszło coś jakby na kształt BNP.
1-5:31
2-5:23
3-5:20
4-5:22
5-5:17
6-5:22
7-5:16
8-5:13
9-5:11
10-4:57
I w ramach przebieżek, bo na więcej nie miałam czasu, skoro zaspałam.
0.32-4:38
W uszach MELA. Po raz pierwszy od kilku tygodni ze słuchawkami na uszach - na obozie jakoś się odzwyczaiłam.
Znów zaspałam, ech...Obudziłam się z myslą, że chyba już budzik dzwonił...Wyszłam z domu prawie 6:20 a.m.
Dlatego musiałam się spieszyć i biec szybciej
10.32km po 5:16
Wyszło coś jakby na kształt BNP.
1-5:31
2-5:23
3-5:20
4-5:22
5-5:17
6-5:22
7-5:16
8-5:13
9-5:11
10-4:57
I w ramach przebieżek, bo na więcej nie miałam czasu, skoro zaspałam.
0.32-4:38
W uszach MELA. Po raz pierwszy od kilku tygodni ze słuchawkami na uszach - na obozie jakoś się odzwyczaiłam.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
30 sierpnia 2012
Dzisiaj interwały były. Strasznie nie chciało mi się wyłazić, na spanie mnie wzięło, bo jakoś ostatnio snu mi brakowało. No, ale jakoś się w sobie zebrałam i poszłam.
Najpierw 2.24km po 6:04. Wolniutko, coby mi żołądek nie zastrajkował.
Chwila rozciągania i poszłaaaam.
10x 400m, w przerwach marsz po 200m.
Ło matko, jakżeż ciężko było.... pierwsze 3 odcinki to miałam wrażenie, że się odmulam dopiero. Nogi ciężkie, tam gdzie nogi się kończą też ciężkie...Jak tu biegać?
Potem było ciut lepiej. Ale najfajniej biegło się ostatnie 3 odcinki.
Tak sobie biegłam i myślałam, że jednak dało o sobie znać zmęczenie, skoro tak bez przyspieszenia jakoś idzie. W Szklarskiej biegałam interwały po 4:30, a dzisiaj było to zdecydowanie wolniej. Szkoda, no ale cóż. Tak sobie biegłam i tak sobie właśnie myślałam.
Powrót 6.10km po 5:49. Rozsądek nakazał nie biec dalej, wchodząc w stan wojny z chęciami.
No i jakież było moje zdziwienie, kiedy rozciągając się, sprawdziłam tempa interwałów.
1-3:49
2-3:57
3-4:06
4-3:52
5-3:45
6-3:54
7-4:06
8-3:59
9-3:58
10-4:03
Tiaaa...
Dzisiaj interwały były. Strasznie nie chciało mi się wyłazić, na spanie mnie wzięło, bo jakoś ostatnio snu mi brakowało. No, ale jakoś się w sobie zebrałam i poszłam.
Najpierw 2.24km po 6:04. Wolniutko, coby mi żołądek nie zastrajkował.
Chwila rozciągania i poszłaaaam.
10x 400m, w przerwach marsz po 200m.
Ło matko, jakżeż ciężko było.... pierwsze 3 odcinki to miałam wrażenie, że się odmulam dopiero. Nogi ciężkie, tam gdzie nogi się kończą też ciężkie...Jak tu biegać?
Potem było ciut lepiej. Ale najfajniej biegło się ostatnie 3 odcinki.
Tak sobie biegłam i myślałam, że jednak dało o sobie znać zmęczenie, skoro tak bez przyspieszenia jakoś idzie. W Szklarskiej biegałam interwały po 4:30, a dzisiaj było to zdecydowanie wolniej. Szkoda, no ale cóż. Tak sobie biegłam i tak sobie właśnie myślałam.
Powrót 6.10km po 5:49. Rozsądek nakazał nie biec dalej, wchodząc w stan wojny z chęciami.
No i jakież było moje zdziwienie, kiedy rozciągając się, sprawdziłam tempa interwałów.
1-3:49
2-3:57
3-4:06
4-3:52
5-3:45
6-3:54
7-4:06
8-3:59
9-3:58
10-4:03
Tiaaa...
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
1 września 2012
Miałam wczoraj iść na basen, ale jakoś taka się zmęczona czułam i nie-za-fajna, więc nie poszłam.
Za to dzisiaj:
Rozbieg 5.55km po 5:40.
Pierwsze 2km wolniej, a później już swobodnie mi się biegło w okolicach 5:30.
A potem...Trening pt. MDK - Ministerstwo Dziwnych Kroków 4.5km
Ustawiłam sobie dystans 100m (już wiem, że to za dużo) i ilość odcinków 30 (też już wiem, że to za dużo )
A, bo jakoś tak sobie wykombinowałam, że zrobię ileś ćwiczeń na obie strony tułowia mego, a że nigdy nie byłam dobra z matematyki, to wyszło jak wyszło. Skróciłam w końcu ten trening, a na koniec dodałam 6 przebieżek.
Powrót 3km po 5:21.
Bez muzyki, jakoś fajniej mi się ostatnio tak biega.
Jutro długie wybieganie. 30km. Pierwsze i ostatnie 5km na luzie, a potem spróbuję wrzucić TM 5:40. Zobaczymy jak będzie.
Miałam wczoraj iść na basen, ale jakoś taka się zmęczona czułam i nie-za-fajna, więc nie poszłam.
Za to dzisiaj:
Rozbieg 5.55km po 5:40.
Pierwsze 2km wolniej, a później już swobodnie mi się biegło w okolicach 5:30.
A potem...Trening pt. MDK - Ministerstwo Dziwnych Kroków 4.5km
Ustawiłam sobie dystans 100m (już wiem, że to za dużo) i ilość odcinków 30 (też już wiem, że to za dużo )
A, bo jakoś tak sobie wykombinowałam, że zrobię ileś ćwiczeń na obie strony tułowia mego, a że nigdy nie byłam dobra z matematyki, to wyszło jak wyszło. Skróciłam w końcu ten trening, a na koniec dodałam 6 przebieżek.
Powrót 3km po 5:21.
Bez muzyki, jakoś fajniej mi się ostatnio tak biega.
Jutro długie wybieganie. 30km. Pierwsze i ostatnie 5km na luzie, a potem spróbuję wrzucić TM 5:40. Zobaczymy jak będzie.