20.06.2020 - 21.06.2020
sobota - Warsaw Track Cup - 3000m - 11:29.8
Zawody wieczorem na stadionie Orła na Grochowie, nawet nie wiedziałem, że jest tam taki fajny tartan. Spodziewałem się biegu w burzy i deszczu, a zrobiła się chyba idealna pogoda na start MD, 25 stopni, przyjemny letni wieczór. Zawody super zorganizowane - robota ekipy City Traila i czołowego maratończyka Mariusza Giżyńskiego. Dostałem info, żeby przyjść dokładnie 30 minut przed startem i tak też udało się dotrzeć po numer startowy. Krótka rozgrzewka, 2,5 km, trucht, trochę skipów i kilka przebieżek. Byłem już po tym krótkim preludium dość mocno upocony.
Plan minimum to poniżej 12 minut, max liczyłem na coś ok. 11:40-11:50, no 11:30 to już byłoby marzenie.
5 minut przed startem wpuszczają nas na stadion przez "call room", stawiło się chyba tylko ośmioro z 13 zawodników w mojej serii (nr 3), w tym dwie panie. Fajna atmosfera pikniku, nawet sporo ludzi na trybunach jak na czasy pandemii, do tego głośna muzyka motywowała do szybszego biegu. Przeszliśmy z na start z sędzią, ten bez zbędnych ceregieli odpalił pistolet i lecimy.
Udało mi się zbiec szybko do krawężnika i trzymać pozycję w środku stawki. Pierwsze 200m oczywiście za szybko, 45 sekund. Potem trochę zwolniłem, dałem się wyprzedzić paru osobom. Widziałem, że za moimi plecami biegnie jeszcze dziewczyna. Każde kolejne okrażenie biegłem już równiutko po 1:34-1:35 bez specjalnej kontroli. Biegło się dobrze, bez zdychania, wymagająco, ale łatwiej niż na treningu. Po 1. km dałem się wyprzedzić dziewczynie (nie bez walki, bycie dżentelmenem zostawiłem w szatni). Obejrzałem się za plecy, a tu jakież zdziwienie, pusto. Cholera, trzeba się wziąć do roboty.
Nie dałem się sprowokować i biegłem spokojnie swoje bez szarpania. Na prostej, chyba na 1400m wyprzedziłem dziewczynę, reszta ekipy też była w zasięgu, jakieś kilkanaście-kilkadziesiąt m dalej. Na kolejnym kółku dziewczyna znowu mnie wyprzedziła i mówi, że mnie zmieni. Miło, praktycznie, współpraca. Przed znacznikiem 2000m wyczułem krew, zobaczyłem, że część stawki słabnie i na jednej prostej wyprzedziłem naraz 3 osoby bez dużego szarpania. Jak rozpędzone stare bmw na polskich ciasnych drogach.

Starałem się stopniowo przykleić do kolejnego zawodnika. Było już bardzo wymagająco, ale wiedziałem, że dociągnę, może nawet przyspieszę. Pilnowałem tylko, żeby na zegarku było tylko ciągle 3:5x, a na międzyczasach 1:34-1:35.
Po 2500m zacząłem cisnąć już ile fabryka dała. Na przedostatniej prostej wyprzedziłem kolejnego zawodnika i zobaczyłem, że mogę wskoczyć na trzecie miejsce. Wyszedłem z impetem z ostatniego łuku i łeb w łeb zaczęliśmy walczyć z innym gościem. Było cholernie mocno, w życiu tak nie sprintowałem. Beton zalał mi nogi, a tu jeszcze 50m. Wyprzedziłem minimalnie typka, ale nie odpuścił za grosz. Dopiero teraz zrozumiałem, co to prawdziwy sprinterski finisz. Komentator coś krzyczał, ludzie na trybunach chyba też.

Szliśmy równo, na koniec chyba jeszcze coś wykrzesałem i wpadliśmy razem na metę, nie byłem pewien, kto wygrałem, ale ostatecznie byłem o 0,3 s szybszy od niego. Zbiliśmy pionę, padłem na murawę, poleżałem tak z minutę, potem posiedziałem kilka i zebrałem się. Oficjalny czas 11:29,8.
Było bardzo wymagająco, ostatnie kółko w 1:18, a ostatnia setka wg stravy w 14 sekund (max tempo 2:20).

W życiu nie wykrzesałbym z siebie tyle biegnąc samemu. Jestem zadowolony z wyniku i mam nadzieję, że jeszcze wpadnę kiedyś na Warsaw Track Cup.

Odpaliły moje dwie największe bronie, czyli tempomat na początku i mocny finisz na końcu. :D
W całych zawodach byłem 41/56 wśród mężczyzn, więc już nie tak różowo, kolejne serie były mocniej obsadzone.
Międzyczasy łapane ręcznie:
200m - 45.6
400m - 1.35.0
400m - 1.34.7
400m - 1.34.7
400m - 1.35.2
400m - 1.34.1
400m - 1.34.1
400m - 1.18.1
Całość: 11:30 - 3,00 km @ 3:50 min/km ~ 179 bpm (max 190)
niedziela: 20 km: 15 km BS + 5 km BC2
Tak już mam, że dobrze mi się biega dzień po zawodach. Rano wyszedłem na longa, pogoda była fajna, bo niby 22 stopnie, ale pochmurno. Biegłem powoli, nogi nie były jakieś ciężkie, a kilometry mijały szybko. Pierwsza 15tka po Lesie Bemowskim na bardzo niskim jak na mój standard pulsie 144, tempo 5:25. Trochę tylko ssało mnie już w brzuchu z głodu, ale bez treningu maratońskiego nie biorę żadnych żeli. Potem dokręciłem już po asfalcie 5 km w drugim zakresie: 4:45/4:45/4:38/4:35/4:25. Stopniowo było coraz trudniej, ale bez umierania, wiedziałem, że domknę. Ostatni km już wyszedłem ponad drugi zakres, ale lubię kończyć z przytupem. Pod koniec trochę już słońce przygrzało i się nieźle zmachałem. Trochę trudniej niż tydzień temu, ale i dystans dłuższy, no i tuż po zawodach. To było fajne weekendowe kombo, teraz można odpoczywać.
1:21:28 - 15,02 km @ 5:25 min/km ~ 144 bpm (max 150)
23:14 - 5,04 km @ 4:37 min/km ~ 162 bpm (max 174)
Łącznie w tygodniu: 64,2 km
Czwarty tydzień robienia bazy i identyczny kilometraż przez cały czas.