Bezuszny - piąte przez dziesiąte: powrót do ścigania na 5 i 10 km
Moderator: infernal
- bezuszny
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1540
- Rejestracja: 06 wrz 2017, 21:23
- Życiówka na 10k: 39:51
- Życiówka w maratonie: 3:13:48
- Lokalizacja: Holandia
23.03.2020 - 24.03.2020
poniedziałek - wolne
Mimo że dzień bez biegania, to znowu całkiem ambitny, rano pół godziny ćwiczeń na core, po południu 23,5 km rowerem. Piękna pogoda trwa, zupełnie nie jak w Holandii. Tylko w pierwszej części ogromny wmorewind jak zwykle. Tempo ok. 20 km/h, bez szarżowania. Odkryłem ciekawe jezioro ze żwirową pętlą biegową 2,3 km dookoła, oznaczoną co 100m, tylko niestety mam tam trochę za daleko, aby biegać tam na co dzień.
wtorek - 12 km BS
No dziś super się biegło, dawno tak lekko nie było. Pogoda wciąż znakomita. Standardowa pętla, tylko w odwrotną stronę i nieco wydłużona. Najpierw trochę po pagórkach na wydmach, potem płasko wzdłuż plaży i rzeki. Piękne krajobrazy. Ubrałem się lżej i od razu niższy puls i łatwiejsze bieganie.
1:00:46 - 12,02 km @ 5:04 min/km ~ 148 bpm (max 162)
Bardzo długo się nad tym zastanawiałem, nad plusami i minusami... ale no cóż, szykuję się powoli do roztrenowania, zostało mi tylko kilka luźnych treningów. Jeśli wszystko się powiedzie, niedługo wrócę do Polski i pójdę na przymusową 14-dniową kwarantannę. Szykuje się praca zdalna przez kilka miesięcy w obecnej sytuacji, więc przebywanie w Holandii nie ma w tej chwili wielkiego sensu, jako że mieszkam tu sam i nie mogę się z nikim spotykać.
Przez te ostatnie kilka dni nie mam już chęci na samotne sprawdziany, mimo że jestem w niezłej formie, to raczej nie w takiej na życiówkę, a poza tym nie mam w tej chwili dostępnego miejsca z wiarygodnym pomiarem na taki test. Mam ogromną nadzieję, że jesienią będzie dało się nadrobić te zaległości w zawodach!
poniedziałek - wolne
Mimo że dzień bez biegania, to znowu całkiem ambitny, rano pół godziny ćwiczeń na core, po południu 23,5 km rowerem. Piękna pogoda trwa, zupełnie nie jak w Holandii. Tylko w pierwszej części ogromny wmorewind jak zwykle. Tempo ok. 20 km/h, bez szarżowania. Odkryłem ciekawe jezioro ze żwirową pętlą biegową 2,3 km dookoła, oznaczoną co 100m, tylko niestety mam tam trochę za daleko, aby biegać tam na co dzień.
wtorek - 12 km BS
No dziś super się biegło, dawno tak lekko nie było. Pogoda wciąż znakomita. Standardowa pętla, tylko w odwrotną stronę i nieco wydłużona. Najpierw trochę po pagórkach na wydmach, potem płasko wzdłuż plaży i rzeki. Piękne krajobrazy. Ubrałem się lżej i od razu niższy puls i łatwiejsze bieganie.
1:00:46 - 12,02 km @ 5:04 min/km ~ 148 bpm (max 162)
Bardzo długo się nad tym zastanawiałem, nad plusami i minusami... ale no cóż, szykuję się powoli do roztrenowania, zostało mi tylko kilka luźnych treningów. Jeśli wszystko się powiedzie, niedługo wrócę do Polski i pójdę na przymusową 14-dniową kwarantannę. Szykuje się praca zdalna przez kilka miesięcy w obecnej sytuacji, więc przebywanie w Holandii nie ma w tej chwili wielkiego sensu, jako że mieszkam tu sam i nie mogę się z nikim spotykać.
Przez te ostatnie kilka dni nie mam już chęci na samotne sprawdziany, mimo że jestem w niezłej formie, to raczej nie w takiej na życiówkę, a poza tym nie mam w tej chwili dostępnego miejsca z wiarygodnym pomiarem na taki test. Mam ogromną nadzieję, że jesienią będzie dało się nadrobić te zaległości w zawodach!
5 - 19:20 (Amsterdam, 17.10.2020)
10 - 39:51 (Leiden Marathon, 10.10.2021)
HM - 1:29:27 (Berliner Halbmarathon, 03.04.2022)
M - 3:13:48 (Rotterdam Marathon, 24.10.2021)
10 - 39:51 (Leiden Marathon, 10.10.2021)
HM - 1:29:27 (Berliner Halbmarathon, 03.04.2022)
M - 3:13:48 (Rotterdam Marathon, 24.10.2021)
- bezuszny
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1540
- Rejestracja: 06 wrz 2017, 21:23
- Życiówka na 10k: 39:51
- Życiówka w maratonie: 3:13:48
- Lokalizacja: Holandia
25.03.2020 - 29.03.2020
środa - 10,5 km BS
BS bez większej historii, też dobrze się biegło. Wzdłuż rzeki i plaży za dużo spacerowiczów, bo pogoda wciąż piękna. Zatem czym prędzej uciekłem na wydmy.
53:45 - 10,51 km @ 5:06 min/km ~ 151 bpm (max 163)
czwartek - 10 km BS
I ostatni trening przed roztrenowaniem. W miarę luźno, choć nie czułem już wielkiej motywacji. Dziś już uciekłem zupełnie na odludzia, cały czas po wydmach. Pogoda taka, że żal odjeżdżać. Jak na złość, normalnie w Holandii leje i wieje, a gdy trzeba siedzieć w domu, to nie padało już od 2 czy 3 tygodni i większość dni jest ciepła i słoneczna.
50:57 - 10,03 km @ 5:04 min/km ~ 152 bpm (max 164)
piątek - wolne
Powrót do Polski. Jeden czort tylko wie, na jak długo... Sama podróż na szczęście bez żadnych przygód, z naciskiem na bezpieczeństwo. Od dziś przymusowa kwarantanna domowa, wciąż pracuję z domu, nie stykam się z nikim z rodziny, więc z pokoju wychodzę tylko do łazienki i ewentualnie na balkon.
sobota - trening zastępczy
Dziś wpadła godzina treningu.
Trochę będzie nudno na blogu, bo nie będzie biegania przez co najmniej 2 tygodnie. Planuję codziennie wykonywać taki trening zastępczy:
- pół godziny moich standardowych ćwiczeń core/siłowych (pompki, brzuszki, przysiady, planki itp. itd.)
- pół godziny na orbitreku (mam taki stary rozklekotany sprzęt w pokoju, ni to orbitrek, ni to stepper, maszyna nie stawia dużego oporu, ale przynajmniej pozwala utrzymać puls powyżej 100.
niedziela - trening zastępczy
1h. W menu to samo co wczoraj. Pół godziny core/siła i pół godziny kardio.
Łącznie w tygodniu: 32,6 km
Łącznie w marcu: 222,1 km
Przez uciętą końcówkę miesiąca i odwołane zawody oraz idący za tym spadek motywacji kilometrów wyszło mniej, niż zwykle.
Czas na odpoczynek, doleczenie achillesa i wymyślenie planów na jesień. O ile w ogóle wtedy zawody też się odbędą. Jeśli nie, pozostanie bieganie dla utrzymania formy.
środa - 10,5 km BS
BS bez większej historii, też dobrze się biegło. Wzdłuż rzeki i plaży za dużo spacerowiczów, bo pogoda wciąż piękna. Zatem czym prędzej uciekłem na wydmy.
53:45 - 10,51 km @ 5:06 min/km ~ 151 bpm (max 163)
czwartek - 10 km BS
I ostatni trening przed roztrenowaniem. W miarę luźno, choć nie czułem już wielkiej motywacji. Dziś już uciekłem zupełnie na odludzia, cały czas po wydmach. Pogoda taka, że żal odjeżdżać. Jak na złość, normalnie w Holandii leje i wieje, a gdy trzeba siedzieć w domu, to nie padało już od 2 czy 3 tygodni i większość dni jest ciepła i słoneczna.
50:57 - 10,03 km @ 5:04 min/km ~ 152 bpm (max 164)
piątek - wolne
Powrót do Polski. Jeden czort tylko wie, na jak długo... Sama podróż na szczęście bez żadnych przygód, z naciskiem na bezpieczeństwo. Od dziś przymusowa kwarantanna domowa, wciąż pracuję z domu, nie stykam się z nikim z rodziny, więc z pokoju wychodzę tylko do łazienki i ewentualnie na balkon.
sobota - trening zastępczy
Dziś wpadła godzina treningu.
Trochę będzie nudno na blogu, bo nie będzie biegania przez co najmniej 2 tygodnie. Planuję codziennie wykonywać taki trening zastępczy:
- pół godziny moich standardowych ćwiczeń core/siłowych (pompki, brzuszki, przysiady, planki itp. itd.)
- pół godziny na orbitreku (mam taki stary rozklekotany sprzęt w pokoju, ni to orbitrek, ni to stepper, maszyna nie stawia dużego oporu, ale przynajmniej pozwala utrzymać puls powyżej 100.
niedziela - trening zastępczy
1h. W menu to samo co wczoraj. Pół godziny core/siła i pół godziny kardio.
Łącznie w tygodniu: 32,6 km
Łącznie w marcu: 222,1 km
Przez uciętą końcówkę miesiąca i odwołane zawody oraz idący za tym spadek motywacji kilometrów wyszło mniej, niż zwykle.
Czas na odpoczynek, doleczenie achillesa i wymyślenie planów na jesień. O ile w ogóle wtedy zawody też się odbędą. Jeśli nie, pozostanie bieganie dla utrzymania formy.
5 - 19:20 (Amsterdam, 17.10.2020)
10 - 39:51 (Leiden Marathon, 10.10.2021)
HM - 1:29:27 (Berliner Halbmarathon, 03.04.2022)
M - 3:13:48 (Rotterdam Marathon, 24.10.2021)
10 - 39:51 (Leiden Marathon, 10.10.2021)
HM - 1:29:27 (Berliner Halbmarathon, 03.04.2022)
M - 3:13:48 (Rotterdam Marathon, 24.10.2021)
- bezuszny
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1540
- Rejestracja: 06 wrz 2017, 21:23
- Życiówka na 10k: 39:51
- Życiówka w maratonie: 3:13:48
- Lokalizacja: Holandia
05.04.2020 - Rotterdam Maraton - przekraczam linię mety, na zegarku 3:19:59. I wtedy budzę się zlany potem.
Tymczasem w alternatywnej rzeczywistości kwarantanna trwa:
30.03.2020 - 05.04.2020
trening zastępczy:
poniedziałek - 60': 30' ćwiczenia + 30' stepper
wtorek - 60': 30' ćwiczenia + 30' stepper
środa - 60': 30' ćwiczenia + 30' stepper
czwartek - 60': 30' ćwiczenia + 30' stepper
piątek - 60': 30' ćwiczenia + 30' ćwiczenia (rozwaliłem stepper tak to jest, gdy człowiek za bardzo chce)
sobota - 60': 30' ćwiczenia + 30' ćwiczenia (na dwie tury w południe i wieczorem)
niedziela - 60' ćwiczenia (jedna tura w południe, chciałem mieć to z głowy, bo dobrze szło, choć końcówka była już trudniejsza)
Reasumując, z każdym dniem coraz bardziej nie chce mi się ćwiczyć, ale gdy już zacznę, idzie mi coraz lepiej i czas mija coraz szybciej.
Pilnuję wagi, wciąż w normie, mimo że się opycham.
Poza tym wszystko git, nawet nie ciągnie mnie mocno na zewnątrz mimo ładnej pogody.
W środę miałem mini kryzys, bo zastanawiałem się, ile potrwa cały ten lockdown.
Z minusów od czwartku bolą mnie plecy i kark, nie wiem czy od pracy przy kompie, złego spania czy ćwiczeń.
Jeszcze 5 dni w zamknięciu.
Tymczasem w alternatywnej rzeczywistości kwarantanna trwa:
30.03.2020 - 05.04.2020
trening zastępczy:
poniedziałek - 60': 30' ćwiczenia + 30' stepper
wtorek - 60': 30' ćwiczenia + 30' stepper
środa - 60': 30' ćwiczenia + 30' stepper
czwartek - 60': 30' ćwiczenia + 30' stepper
piątek - 60': 30' ćwiczenia + 30' ćwiczenia (rozwaliłem stepper tak to jest, gdy człowiek za bardzo chce)
sobota - 60': 30' ćwiczenia + 30' ćwiczenia (na dwie tury w południe i wieczorem)
niedziela - 60' ćwiczenia (jedna tura w południe, chciałem mieć to z głowy, bo dobrze szło, choć końcówka była już trudniejsza)
Reasumując, z każdym dniem coraz bardziej nie chce mi się ćwiczyć, ale gdy już zacznę, idzie mi coraz lepiej i czas mija coraz szybciej.
Pilnuję wagi, wciąż w normie, mimo że się opycham.
Poza tym wszystko git, nawet nie ciągnie mnie mocno na zewnątrz mimo ładnej pogody.
W środę miałem mini kryzys, bo zastanawiałem się, ile potrwa cały ten lockdown.
Z minusów od czwartku bolą mnie plecy i kark, nie wiem czy od pracy przy kompie, złego spania czy ćwiczeń.
Jeszcze 5 dni w zamknięciu.
5 - 19:20 (Amsterdam, 17.10.2020)
10 - 39:51 (Leiden Marathon, 10.10.2021)
HM - 1:29:27 (Berliner Halbmarathon, 03.04.2022)
M - 3:13:48 (Rotterdam Marathon, 24.10.2021)
10 - 39:51 (Leiden Marathon, 10.10.2021)
HM - 1:29:27 (Berliner Halbmarathon, 03.04.2022)
M - 3:13:48 (Rotterdam Marathon, 24.10.2021)
- bezuszny
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1540
- Rejestracja: 06 wrz 2017, 21:23
- Życiówka na 10k: 39:51
- Życiówka w maratonie: 3:13:48
- Lokalizacja: Holandia
Dziś nie o bieżących treningach, ale postanowiłem zrobić małe podsumowanie "rundy wiosennej", czyli treningu pod wiosenne zawody. Oczywiście w większości zawody te się nie odbyły, ale warto oficjalnie zakończyć cykl treningowy i oddzielić grubą kreską.
Grudzień: 224,3 km
Mozolny powrót do formy. Po maratonie w Poznaniu i Biegu Niepodległości w Warszawie dość mocno się spasłem, potem zrobiłem 2 tygodnie przerwy (roztrenowanie i przeprowadzka do Holandii) i biegało mi się w efekcie dość trudno. Startem docelowym był Rotterdam Marathon 5 kwietnia. Stopniowo zwiększałem liczbę treningów w tygodniu aż dobiłem do 5. Z początku problemu z kolanami, potem piszczelami, po obieganiu się wreszcie dolegliwości minęły. Biegane były same BS-y. Zero ćwiczeń, zero treningów dodatkowych, zero diety, efektów niewiele, ale byłem uparty.
Styczeń: 293,6 km
Nowy Rok, nowy ja.
Po pierwsze, zacząłem biegać trudniejsze akcenty, w tym dwa dłuższe wybiegania pod maraton po ponad 25 km. Do tego wprowadzałem rytmy, podbiegi, drugie zakresy. Do BS zawsze dokładałem przebieżki albo podbiegi, coś z czego wcześniej często rezygnowałem przez własne lenistwo. Stopniowo szło coraz lepiej, ale wciąż nie było lekkości. Byłem za to zadowolony z kilometrażu.
Po drugie, ćwiczenia. Dwa razy w tygodniu sesje na core po pół godziny i codziennie krótka gimnastyka, około 5-10 minut podstawowych ćwiczeń.
Po trzecie, dieta. Zero słodyczy i zero alko plus trochę zdrowego rozsądku jeśli chodzi o codzienne żarło bez jakichś ścisłych reguł poza tym, żeby nie podjadać. W efekcie w 1,5 miesiąca zrzuciłem jakieś 5-6 kg. No i dojazd do pracy rowerem, ale to raptem 3 km.
Zmiana butów z nike na brooksy chwilowo pomogła, ale wciąż trapił mnie lekki problem z achillesem.
Luty: 242,2 km
Zacząłem od zawodów sprawdzających, parkrun wyszedł grubo poniżej oczekiwań: 20:46
Po tych zawodach jednak na szczęście coś we mnie się odblokowało i z dnia na dzień zacząłem biegać dużo szybciej i na niższym pulsie. Na interwałach po 3:55, drugie zakresy po 4:35, biegi w T10 po ok. 4:05, progowe po 4:10-4:15, BSy po 5:05-5:15. Słowem, niespodziewanie zacząłem zbliżać się do życiowej formy, czyli wcześniejsze męczarnie przyniosły efekt. Nogi były lekkie jak rzadko.
Niestety zaczęła się huraganowa pogoda, odwołano mi wszystkie zawody na 10 km, do tego nie udało mi się zrealizować longów, bo w weekendy nadchodziły sztormy, a do tego bałem się ryzykować grubszych problemów z achillesem, który znowu dawał się we znaki.
W drugiej połowie miesiąca trochę przyhamowałem i zmniejszyłem liczbę akcentów z 3 do 2 (1 long i 1 w tempie startowym). Pod koniec lutego zszedłem do 4 treningów tygodniowo, żeby uważać na achillesa i trochę wypocząć przed półmaratonem w Hadze 8 marca.
Udało mi się za to pobiec parkrun poniżej 20 minut (19:59), co było dla mnie świetnym sygnałem, bo to moja vice-życiówka.
Marzec: 222,1 km
Półmaraton pobiegłem z zamiarem ataku na życiówkę. Ostatecznie zabrakło niecałych 20 sekund. Czułem zapas formy na treningach i że jest spora szansa, może nawet na sub90. Nogi podawały dobrze, wydolnościowo biegłem chyba maksymalnie i na skraju możliwości, trochę też przeszkodziły mi kłopoty żołądkowe od połowy dystansu. Może bez tego urwałbym na ostatnich kilometrach co nieco, choć z perspektywy czasu łatwo się mówi.
Po półmaratonie dwa tygodnie biegania bez celu, jako że maraton oczywiście został odwołany, więc dołożyłem sobie trochę jazdy na rowerze. Ostatni tydzień marca już w kwarantannie w Polsce. I duuużo ćwiczeń. Co mnie nie zabije, to mnie wzmocni.
Grudzień: 224,3 km
Mozolny powrót do formy. Po maratonie w Poznaniu i Biegu Niepodległości w Warszawie dość mocno się spasłem, potem zrobiłem 2 tygodnie przerwy (roztrenowanie i przeprowadzka do Holandii) i biegało mi się w efekcie dość trudno. Startem docelowym był Rotterdam Marathon 5 kwietnia. Stopniowo zwiększałem liczbę treningów w tygodniu aż dobiłem do 5. Z początku problemu z kolanami, potem piszczelami, po obieganiu się wreszcie dolegliwości minęły. Biegane były same BS-y. Zero ćwiczeń, zero treningów dodatkowych, zero diety, efektów niewiele, ale byłem uparty.
Styczeń: 293,6 km
Nowy Rok, nowy ja.
Po pierwsze, zacząłem biegać trudniejsze akcenty, w tym dwa dłuższe wybiegania pod maraton po ponad 25 km. Do tego wprowadzałem rytmy, podbiegi, drugie zakresy. Do BS zawsze dokładałem przebieżki albo podbiegi, coś z czego wcześniej często rezygnowałem przez własne lenistwo. Stopniowo szło coraz lepiej, ale wciąż nie było lekkości. Byłem za to zadowolony z kilometrażu.
Po drugie, ćwiczenia. Dwa razy w tygodniu sesje na core po pół godziny i codziennie krótka gimnastyka, około 5-10 minut podstawowych ćwiczeń.
Po trzecie, dieta. Zero słodyczy i zero alko plus trochę zdrowego rozsądku jeśli chodzi o codzienne żarło bez jakichś ścisłych reguł poza tym, żeby nie podjadać. W efekcie w 1,5 miesiąca zrzuciłem jakieś 5-6 kg. No i dojazd do pracy rowerem, ale to raptem 3 km.
Zmiana butów z nike na brooksy chwilowo pomogła, ale wciąż trapił mnie lekki problem z achillesem.
Luty: 242,2 km
Zacząłem od zawodów sprawdzających, parkrun wyszedł grubo poniżej oczekiwań: 20:46
Po tych zawodach jednak na szczęście coś we mnie się odblokowało i z dnia na dzień zacząłem biegać dużo szybciej i na niższym pulsie. Na interwałach po 3:55, drugie zakresy po 4:35, biegi w T10 po ok. 4:05, progowe po 4:10-4:15, BSy po 5:05-5:15. Słowem, niespodziewanie zacząłem zbliżać się do życiowej formy, czyli wcześniejsze męczarnie przyniosły efekt. Nogi były lekkie jak rzadko.
Niestety zaczęła się huraganowa pogoda, odwołano mi wszystkie zawody na 10 km, do tego nie udało mi się zrealizować longów, bo w weekendy nadchodziły sztormy, a do tego bałem się ryzykować grubszych problemów z achillesem, który znowu dawał się we znaki.
W drugiej połowie miesiąca trochę przyhamowałem i zmniejszyłem liczbę akcentów z 3 do 2 (1 long i 1 w tempie startowym). Pod koniec lutego zszedłem do 4 treningów tygodniowo, żeby uważać na achillesa i trochę wypocząć przed półmaratonem w Hadze 8 marca.
Udało mi się za to pobiec parkrun poniżej 20 minut (19:59), co było dla mnie świetnym sygnałem, bo to moja vice-życiówka.
Marzec: 222,1 km
Półmaraton pobiegłem z zamiarem ataku na życiówkę. Ostatecznie zabrakło niecałych 20 sekund. Czułem zapas formy na treningach i że jest spora szansa, może nawet na sub90. Nogi podawały dobrze, wydolnościowo biegłem chyba maksymalnie i na skraju możliwości, trochę też przeszkodziły mi kłopoty żołądkowe od połowy dystansu. Może bez tego urwałbym na ostatnich kilometrach co nieco, choć z perspektywy czasu łatwo się mówi.
Po półmaratonie dwa tygodnie biegania bez celu, jako że maraton oczywiście został odwołany, więc dołożyłem sobie trochę jazdy na rowerze. Ostatni tydzień marca już w kwarantannie w Polsce. I duuużo ćwiczeń. Co mnie nie zabije, to mnie wzmocni.
5 - 19:20 (Amsterdam, 17.10.2020)
10 - 39:51 (Leiden Marathon, 10.10.2021)
HM - 1:29:27 (Berliner Halbmarathon, 03.04.2022)
M - 3:13:48 (Rotterdam Marathon, 24.10.2021)
10 - 39:51 (Leiden Marathon, 10.10.2021)
HM - 1:29:27 (Berliner Halbmarathon, 03.04.2022)
M - 3:13:48 (Rotterdam Marathon, 24.10.2021)
- bezuszny
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1540
- Rejestracja: 06 wrz 2017, 21:23
- Życiówka na 10k: 39:51
- Życiówka w maratonie: 3:13:48
- Lokalizacja: Holandia
Był post z podsumowaniem, a jako że mam dużo czasu na przemyślenia w trakcie kwarantanny, napiszę jeszcze coś o planach.
Na razie optymistycznie zakładam, że na jesień będzie można brać udział w zawodach, bo muszę mieć jakiś cel, żeby zmotywować się do treningów.
Rozważam kilka opcji.
1. Kontynuacja treningów typowo pod maraton i start w Rotterdamie 25 października (przełożony z kwietnia)
2. Rezygnacja z treningu maratońskiego i treningi pod 5-10 km i próba sub40/10km (Bieg Niepodległości?)
3. Zakup rower szosowego i treningi pod duathlon
4. Treningi pod średni dystans
Na razie nie zdecydowałem się w ogóle, w którą stronę pójść. Skąd w ogóle takie rozkminy? Nie jestem pewien, czy trening maratoński to jest najbardziej odpowiednia ścieżka dla mnie. Jak widać po życiówkach w stopce, wynik z maratonu mocno odstaje na minus. Trenowałem zawsze sumiennie, może nie robiłem mocnych kobył treningowych i wybiegań powyżej 30km, ale zawsze czegoś brakowało, nogi wysiadały, z kolei na 5-10 czy nawet w półmaratonie lepiej mi szło nawet z tego maratońskiego treningu. Może po prostu nie mam predyspozycji maratońskich i nie ma sensu w to iść i skupić się na dystansach, w których lepiej mi idzie.
Przykładowo, gdy porównuję się z moim bratem, chłopak ma idealną budowę pod bieganie długodystansowe. Chudy jak patyk, ale mimo to całkiem umięśniony, przy ponad 185 cm je co chce i waży bez problemu poniżej 70 kg. Tymczasem ja przy moich 184 cm z trudem dochodzę do 75 kg, zwykle jestem bliżej 77 kg mimo pilnowania diety. Na długich dystansach zawsze mnie pokonuje, ale po epidemii chcę zrobić test i przebiec się z nim na maksa np. na 1000m i 400m. Jestem ciekaw, jakie będą rezultaty, bo mnie chyba dużo bliżej do budowy średniodystansowca, jestem szczupły na górze, ale mam duże i umięśnione nogi, na krótkich odcinkach jestem w stanie wyprzedzić Pawła. Może zatem warto spróbować nakierunkować się bardziej na 5-10 km? Nigdy nie trenowałem stricte pod ten dystans.
Co do szosy, to bardziej melodia przyszłości. Od zawsze bardzo lubiłem jeździć na rowerze, a w Holandii są ku temu świetne warunki, infrastruktura. Możliwe, że na razie zacznę się uczyć rekreacyjnie jeździć na szosie weekendami, a z typowym treningiem zacznę dopiero później, np. w przyszłym roku. Poszukuję sposobów na urozmaicenie, a przy okazji może dyscypliny, w której miałbym szansę osiągać niezłe wyniki. Dość niszowa dyscyplina, ale wydaje mi się, że to może być ciekawe połączenie sportów, które akurat oba lubię uprawiać. Z góry mówię, że pływanie to dla mnie póki co no-go.
Oczywiście przez myśl przemknęła mi też droga taką jaką niedawno wybrali Infernal i Skoor, czyli trening pod średni dystans. Też chętnie bym spróbował, ale póki co brak zawodów i dostępu do fajnego tartanu w okolicy trochę mnie zniechęca. Kiedyś startowałem na 1 milę i uzyskałem wtedy wynik chyba bardziej wartościowy niż na 5 i 10 km, ale wtedy byłem dopiero na początku regularnego biegania. W zeszłym roku w teście Coopera zrobiłem ok. 3 050 m, co mniej więcej współgrało z moimi czasami na 5 i 10 km w tamtym okresie.
Zapraszam do komentarzy i dyskusji.
Na razie optymistycznie zakładam, że na jesień będzie można brać udział w zawodach, bo muszę mieć jakiś cel, żeby zmotywować się do treningów.
Rozważam kilka opcji.
1. Kontynuacja treningów typowo pod maraton i start w Rotterdamie 25 października (przełożony z kwietnia)
2. Rezygnacja z treningu maratońskiego i treningi pod 5-10 km i próba sub40/10km (Bieg Niepodległości?)
3. Zakup rower szosowego i treningi pod duathlon
4. Treningi pod średni dystans
Na razie nie zdecydowałem się w ogóle, w którą stronę pójść. Skąd w ogóle takie rozkminy? Nie jestem pewien, czy trening maratoński to jest najbardziej odpowiednia ścieżka dla mnie. Jak widać po życiówkach w stopce, wynik z maratonu mocno odstaje na minus. Trenowałem zawsze sumiennie, może nie robiłem mocnych kobył treningowych i wybiegań powyżej 30km, ale zawsze czegoś brakowało, nogi wysiadały, z kolei na 5-10 czy nawet w półmaratonie lepiej mi szło nawet z tego maratońskiego treningu. Może po prostu nie mam predyspozycji maratońskich i nie ma sensu w to iść i skupić się na dystansach, w których lepiej mi idzie.
Przykładowo, gdy porównuję się z moim bratem, chłopak ma idealną budowę pod bieganie długodystansowe. Chudy jak patyk, ale mimo to całkiem umięśniony, przy ponad 185 cm je co chce i waży bez problemu poniżej 70 kg. Tymczasem ja przy moich 184 cm z trudem dochodzę do 75 kg, zwykle jestem bliżej 77 kg mimo pilnowania diety. Na długich dystansach zawsze mnie pokonuje, ale po epidemii chcę zrobić test i przebiec się z nim na maksa np. na 1000m i 400m. Jestem ciekaw, jakie będą rezultaty, bo mnie chyba dużo bliżej do budowy średniodystansowca, jestem szczupły na górze, ale mam duże i umięśnione nogi, na krótkich odcinkach jestem w stanie wyprzedzić Pawła. Może zatem warto spróbować nakierunkować się bardziej na 5-10 km? Nigdy nie trenowałem stricte pod ten dystans.
Co do szosy, to bardziej melodia przyszłości. Od zawsze bardzo lubiłem jeździć na rowerze, a w Holandii są ku temu świetne warunki, infrastruktura. Możliwe, że na razie zacznę się uczyć rekreacyjnie jeździć na szosie weekendami, a z typowym treningiem zacznę dopiero później, np. w przyszłym roku. Poszukuję sposobów na urozmaicenie, a przy okazji może dyscypliny, w której miałbym szansę osiągać niezłe wyniki. Dość niszowa dyscyplina, ale wydaje mi się, że to może być ciekawe połączenie sportów, które akurat oba lubię uprawiać. Z góry mówię, że pływanie to dla mnie póki co no-go.
Oczywiście przez myśl przemknęła mi też droga taką jaką niedawno wybrali Infernal i Skoor, czyli trening pod średni dystans. Też chętnie bym spróbował, ale póki co brak zawodów i dostępu do fajnego tartanu w okolicy trochę mnie zniechęca. Kiedyś startowałem na 1 milę i uzyskałem wtedy wynik chyba bardziej wartościowy niż na 5 i 10 km, ale wtedy byłem dopiero na początku regularnego biegania. W zeszłym roku w teście Coopera zrobiłem ok. 3 050 m, co mniej więcej współgrało z moimi czasami na 5 i 10 km w tamtym okresie.
Zapraszam do komentarzy i dyskusji.
5 - 19:20 (Amsterdam, 17.10.2020)
10 - 39:51 (Leiden Marathon, 10.10.2021)
HM - 1:29:27 (Berliner Halbmarathon, 03.04.2022)
M - 3:13:48 (Rotterdam Marathon, 24.10.2021)
10 - 39:51 (Leiden Marathon, 10.10.2021)
HM - 1:29:27 (Berliner Halbmarathon, 03.04.2022)
M - 3:13:48 (Rotterdam Marathon, 24.10.2021)
- bezuszny
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1540
- Rejestracja: 06 wrz 2017, 21:23
- Życiówka na 10k: 39:51
- Życiówka w maratonie: 3:13:48
- Lokalizacja: Holandia
06.04.2020 - 09.04.2020
Trening zastępczy:
poniedziałek - 60' ćwiczenia (ciepło się zrobiło na zewnątrz, pod koniec było już dość intensywnie)
wtorek - 60' ćwiczenia (z każdym kolejnym dniem idzie coraz lepiej)
środa - 60': 45' rower stacjonarny + 15' ćwiczenia (udało mi się wydębić od brata maszynę, która pamięta czasy mojej babci, ale lepsze to niż nic
czwartek - 60': 55' rower stacjonarny + 5' ćwiczenia (trochę dłuższy odcinek na netflixie się trafił, a na koniec krótka seria ćwiczeń, aby dobić do pełnej godziny #dzieńświra)
Przyjemnie się jeździ na tym rowerku, ale trudno wejść na wyższy puls, zwykle około 100. Mimo że ostro kręcę nogami, to maszyna nie stawia dużego oporu.
Plany:
Dziś ostatni dzień kwarantanny, a przez kolejnych kilka dni może uda się jeszcze pobiegać na zewnątrz bez maski, jakoś wcześnie z rana, żeby życzliwi sąsiedzi nie widzieli.
Od czwartku chyba serio będę biegał dla utrzymania podstawowej formy po ogrodzie, myślę, że znajdzie się pętla o długości 100m, pieseł się ucieszy. Bo w masce czy z buffem jakoś mi się nie widzi.
Co do planów startowych, zdecydowałem się wstępnie jesień poświęcić pod trening pod 10 km. Docelowym startem będzie pewnie Bieg Niepodległości, o ile w ogóle się odbędzie. Do tego momentu jeszcze ładnych 30 tygodni, więc za wcześnie, żeby ruszać z planem treningowym, zresztą przy tych ograniczeniach trudno o sensowne bieganie, więc będę podtrzymywał tylko formę.
Trening zastępczy:
poniedziałek - 60' ćwiczenia (ciepło się zrobiło na zewnątrz, pod koniec było już dość intensywnie)
wtorek - 60' ćwiczenia (z każdym kolejnym dniem idzie coraz lepiej)
środa - 60': 45' rower stacjonarny + 15' ćwiczenia (udało mi się wydębić od brata maszynę, która pamięta czasy mojej babci, ale lepsze to niż nic
czwartek - 60': 55' rower stacjonarny + 5' ćwiczenia (trochę dłuższy odcinek na netflixie się trafił, a na koniec krótka seria ćwiczeń, aby dobić do pełnej godziny #dzieńświra)
Przyjemnie się jeździ na tym rowerku, ale trudno wejść na wyższy puls, zwykle około 100. Mimo że ostro kręcę nogami, to maszyna nie stawia dużego oporu.
Plany:
Dziś ostatni dzień kwarantanny, a przez kolejnych kilka dni może uda się jeszcze pobiegać na zewnątrz bez maski, jakoś wcześnie z rana, żeby życzliwi sąsiedzi nie widzieli.
Od czwartku chyba serio będę biegał dla utrzymania podstawowej formy po ogrodzie, myślę, że znajdzie się pętla o długości 100m, pieseł się ucieszy. Bo w masce czy z buffem jakoś mi się nie widzi.
Co do planów startowych, zdecydowałem się wstępnie jesień poświęcić pod trening pod 10 km. Docelowym startem będzie pewnie Bieg Niepodległości, o ile w ogóle się odbędzie. Do tego momentu jeszcze ładnych 30 tygodni, więc za wcześnie, żeby ruszać z planem treningowym, zresztą przy tych ograniczeniach trudno o sensowne bieganie, więc będę podtrzymywał tylko formę.
5 - 19:20 (Amsterdam, 17.10.2020)
10 - 39:51 (Leiden Marathon, 10.10.2021)
HM - 1:29:27 (Berliner Halbmarathon, 03.04.2022)
M - 3:13:48 (Rotterdam Marathon, 24.10.2021)
10 - 39:51 (Leiden Marathon, 10.10.2021)
HM - 1:29:27 (Berliner Halbmarathon, 03.04.2022)
M - 3:13:48 (Rotterdam Marathon, 24.10.2021)
- bezuszny
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1540
- Rejestracja: 06 wrz 2017, 21:23
- Życiówka na 10k: 39:51
- Życiówka w maratonie: 3:13:48
- Lokalizacja: Holandia
10.04.2020 - 13.04.2020
piątek - trening zastępczy
30' rower + 30' ćwiczenia. Całkiem lekko i przyjemnie.
sobota - 6,7 km BS
BS to tylko z nazwy, jako że pierwsze bieganie po dwóch tygodniach kwarantanny. Z tej radości wstałem o 6 rano, głównie po to, aby wybadać, czy teren jest bezpieczny od niepożądanych patrolujących. Temperatura w nocy była chyba nawet na lekkim minusie. Dawno nie korzystałem z czapki i legginsów, ale było rześko i biegło się fajnie. Nogi lekkie, tempo całkiem niezłe, ale puls jak szalony. Wytyczyłem sobie dwie pętle przez okoliczne uliczki i pola, teren przedmiejsko-wiejski. Na trasie spotkałem jedynie sąsiadkę z psem, ekipę budowlaną (miny mieli, jakby zobaczyli zielonego ufoluda) i ekspedientkę sklepową palacą przed budynkiem szluga w gumowych rękawiczkach (kulturka.) BTW prawie wyszłoby 6,66 km w Wielkanoc.
35:18 - 6,67 km @ 5:17 min/km ~ 159 bpm (max 169)
niedziela - 8,2 km BS
Dziś wyszedłem dopiero wieczorem, ale tak żeby jeszcze było widno. Od początku lekkie "zakwasy" w mięśniach czworogłowych, ki czort? Niby po czym? Dziś trochę bardziej urozmaiciłem trasę, było więcej górek (83m wg Stravy), ale wciąż dla pewności trzymałem się w promieniu ok. 1 km od domu. Trochę ciężej się biegło niż wczoraj, ale bez większych problemów. Spotkałem tylko jedną spacerującą rodzinę (odstępu nie trzymali, nieładnie ), poza tym ludzie masowali siedzieli grzecznie w swoich ogródkach i korzystali z pięknej pogody (20 stopni!). Powrót do formy trochę potrwa.
44:45 - 8,23 km @ 5:26 min/km ~ 158 bpm (max 174)
poniedziałek - trening core
30 minut, standardowy zestaw, bez historii.
Aha, na kwarantannie przytyłem tylko ok. 1,5 kg. Tragedii nie ma.
piątek - trening zastępczy
30' rower + 30' ćwiczenia. Całkiem lekko i przyjemnie.
sobota - 6,7 km BS
BS to tylko z nazwy, jako że pierwsze bieganie po dwóch tygodniach kwarantanny. Z tej radości wstałem o 6 rano, głównie po to, aby wybadać, czy teren jest bezpieczny od niepożądanych patrolujących. Temperatura w nocy była chyba nawet na lekkim minusie. Dawno nie korzystałem z czapki i legginsów, ale było rześko i biegło się fajnie. Nogi lekkie, tempo całkiem niezłe, ale puls jak szalony. Wytyczyłem sobie dwie pętle przez okoliczne uliczki i pola, teren przedmiejsko-wiejski. Na trasie spotkałem jedynie sąsiadkę z psem, ekipę budowlaną (miny mieli, jakby zobaczyli zielonego ufoluda) i ekspedientkę sklepową palacą przed budynkiem szluga w gumowych rękawiczkach (kulturka.) BTW prawie wyszłoby 6,66 km w Wielkanoc.
35:18 - 6,67 km @ 5:17 min/km ~ 159 bpm (max 169)
niedziela - 8,2 km BS
Dziś wyszedłem dopiero wieczorem, ale tak żeby jeszcze było widno. Od początku lekkie "zakwasy" w mięśniach czworogłowych, ki czort? Niby po czym? Dziś trochę bardziej urozmaiciłem trasę, było więcej górek (83m wg Stravy), ale wciąż dla pewności trzymałem się w promieniu ok. 1 km od domu. Trochę ciężej się biegło niż wczoraj, ale bez większych problemów. Spotkałem tylko jedną spacerującą rodzinę (odstępu nie trzymali, nieładnie ), poza tym ludzie masowali siedzieli grzecznie w swoich ogródkach i korzystali z pięknej pogody (20 stopni!). Powrót do formy trochę potrwa.
44:45 - 8,23 km @ 5:26 min/km ~ 158 bpm (max 174)
poniedziałek - trening core
30 minut, standardowy zestaw, bez historii.
Aha, na kwarantannie przytyłem tylko ok. 1,5 kg. Tragedii nie ma.
5 - 19:20 (Amsterdam, 17.10.2020)
10 - 39:51 (Leiden Marathon, 10.10.2021)
HM - 1:29:27 (Berliner Halbmarathon, 03.04.2022)
M - 3:13:48 (Rotterdam Marathon, 24.10.2021)
10 - 39:51 (Leiden Marathon, 10.10.2021)
HM - 1:29:27 (Berliner Halbmarathon, 03.04.2022)
M - 3:13:48 (Rotterdam Marathon, 24.10.2021)
- bezuszny
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1540
- Rejestracja: 06 wrz 2017, 21:23
- Życiówka na 10k: 39:51
- Życiówka w maratonie: 3:13:48
- Lokalizacja: Holandia
14.04.2020 - 15.04.2020
wtorek - 7,5 km BS
Znowu pokręciłem się po pustej okolicy. Zrobiło się chłodniej, więc i puls niższy. Dopiero pod koniec zaliczyłem srogi podbieg i puls wskoczył wyżej. Tempo rekreacyjne, ale i tak jest pewna poprawa. Bez większej historii. No, może poza tym, że po drodze na nieuczęszczanym parkingu przez przypadek byłem świadkiem schadzki dwojga młodych osób płci przeciwnej - ot, miłość w czasach koronawirusa.
39:47 - 7,37 km @ 5:23 min/km ~ 151 bpm (max 167)
środa - 8,5 km BS
Dziś znowu ciepło i przyjemnie, więc z radością krótki rękaw. 500m od domu wytyczyłem sobie taką pętlę o długości ok. 1,2 km i przebiegłem ją 6 razy, minęło mi dość szybko. Bardziej płaskiego rejonu nie uświadczysz na moim terenie, nawierzchnia to mniej więcej 60% asfalt, 40% polna droga. Niestety jakieś 200m trzeba przebiec chodnikiem wzdłuż większej drogi i jeszcze obok małego wiejskiego sklepu, ale żadne służby się tam nie kręciły. W razie czego do biegania akcentów taka pętelka może się kiedyś przydać.
Jako że płasko, to i o kilka sekund szybciej pobiegłem, ale czułem też, że byłem bardziej zziajany niż wczoraj. Poza pierwszym kilometrem pod górę, cały czas po ok. 5:15 i przy pulsie ok. 160, czyli taki drugi zakres... Nogi chciały szybciej pokręcić, ale płuca jeszcze wymagają kilku tygodni przedmuchania, zanim wrócą do starej dobrej formy. Na koniec było z górki to sobie jeszcze przyspieszyłem ostatnie 500m. Fajny trening.
44:20 - 8,50 km @ 5:13 min/km ~ 158 bpm (max 167)
wtorek - 7,5 km BS
Znowu pokręciłem się po pustej okolicy. Zrobiło się chłodniej, więc i puls niższy. Dopiero pod koniec zaliczyłem srogi podbieg i puls wskoczył wyżej. Tempo rekreacyjne, ale i tak jest pewna poprawa. Bez większej historii. No, może poza tym, że po drodze na nieuczęszczanym parkingu przez przypadek byłem świadkiem schadzki dwojga młodych osób płci przeciwnej - ot, miłość w czasach koronawirusa.
39:47 - 7,37 km @ 5:23 min/km ~ 151 bpm (max 167)
środa - 8,5 km BS
Dziś znowu ciepło i przyjemnie, więc z radością krótki rękaw. 500m od domu wytyczyłem sobie taką pętlę o długości ok. 1,2 km i przebiegłem ją 6 razy, minęło mi dość szybko. Bardziej płaskiego rejonu nie uświadczysz na moim terenie, nawierzchnia to mniej więcej 60% asfalt, 40% polna droga. Niestety jakieś 200m trzeba przebiec chodnikiem wzdłuż większej drogi i jeszcze obok małego wiejskiego sklepu, ale żadne służby się tam nie kręciły. W razie czego do biegania akcentów taka pętelka może się kiedyś przydać.
Jako że płasko, to i o kilka sekund szybciej pobiegłem, ale czułem też, że byłem bardziej zziajany niż wczoraj. Poza pierwszym kilometrem pod górę, cały czas po ok. 5:15 i przy pulsie ok. 160, czyli taki drugi zakres... Nogi chciały szybciej pokręcić, ale płuca jeszcze wymagają kilku tygodni przedmuchania, zanim wrócą do starej dobrej formy. Na koniec było z górki to sobie jeszcze przyspieszyłem ostatnie 500m. Fajny trening.
44:20 - 8,50 km @ 5:13 min/km ~ 158 bpm (max 167)
5 - 19:20 (Amsterdam, 17.10.2020)
10 - 39:51 (Leiden Marathon, 10.10.2021)
HM - 1:29:27 (Berliner Halbmarathon, 03.04.2022)
M - 3:13:48 (Rotterdam Marathon, 24.10.2021)
10 - 39:51 (Leiden Marathon, 10.10.2021)
HM - 1:29:27 (Berliner Halbmarathon, 03.04.2022)
M - 3:13:48 (Rotterdam Marathon, 24.10.2021)
- bezuszny
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1540
- Rejestracja: 06 wrz 2017, 21:23
- Życiówka na 10k: 39:51
- Życiówka w maratonie: 3:13:48
- Lokalizacja: Holandia
16.04.2020 - 19.04.2020
czwartek - trening core
To co zawsze, 30 minut. Luźno.
piątek - 6 km BS
Pierwszy raz z zakrytą facjatą, wybrałem cienkiego buffa i biegło się dość dobrze. Do tego stopnia, że wyszedł mi taki "Infernalowy" BS, bo pobiegłem średnio po 4:53. Dystans krótki, bo chciałem tylko spróbować, czy w ogóle da się biegać z zakrytą twarzą i jest łatwiej niż myślałem. Jedynie wysoki puls, ale no cóż, zbyt mocne, takie śmieciowe tempo (nogi lekkie, jakoś dobrze kręciły), wysoka temperatura i słońce plus powrót po roztrenowaniu zrobiły swoje. Ostatni km wjechał w 4:35, bo tak się rozkręciłem. :D
30:00 - 6,14 km @ 4:53 min/km ~ 161 bpm (max 177)
sobota - 10 km BS
Dziś wyszedłem później, grubo po 19-ej i od razu znacznie lepiej. Przyjemna temperatura, lekki chłodek i biegło się naprawdę lekko. Nogi dalej luźne, więc tempo i puls wyszły znowu dość śmieciowe, ale powoli odzyskuję przyjemność z dłuższego biegania. Drugi km po 4:54, więc musiałem zwolnić. Potem już cały czas w okolicach 5:05 i ostatni w 4:57. Wykręciłem 7 moich pętli plus dobieg z domu i minęło zaskakująco szybko. Oczywiście twarz ciągle zakryta, choć przez większość czasu nikt mnie nie widział, na razie wolałem nie kombinować.
50:40 - 10,05 km @ 5:02 min/km ~ 159 bpm (max 170)
niedziela - trening core
I ponownie standardowy zestaw na 30 minut, znowu w miarę szybko, lekko i przyjemnie.
Łącznie w tygodniu: 32 km
4 treningi, dawno nie było tak niskiej liczby kilometrów, ale przede mną mam nadzieję długi sezon, więc nie będę się spieszył z wchodzeniem na wyższe obroty (tym bardziej, że wciąż panowały ograniczenia).
czwartek - trening core
To co zawsze, 30 minut. Luźno.
piątek - 6 km BS
Pierwszy raz z zakrytą facjatą, wybrałem cienkiego buffa i biegło się dość dobrze. Do tego stopnia, że wyszedł mi taki "Infernalowy" BS, bo pobiegłem średnio po 4:53. Dystans krótki, bo chciałem tylko spróbować, czy w ogóle da się biegać z zakrytą twarzą i jest łatwiej niż myślałem. Jedynie wysoki puls, ale no cóż, zbyt mocne, takie śmieciowe tempo (nogi lekkie, jakoś dobrze kręciły), wysoka temperatura i słońce plus powrót po roztrenowaniu zrobiły swoje. Ostatni km wjechał w 4:35, bo tak się rozkręciłem. :D
30:00 - 6,14 km @ 4:53 min/km ~ 161 bpm (max 177)
sobota - 10 km BS
Dziś wyszedłem później, grubo po 19-ej i od razu znacznie lepiej. Przyjemna temperatura, lekki chłodek i biegło się naprawdę lekko. Nogi dalej luźne, więc tempo i puls wyszły znowu dość śmieciowe, ale powoli odzyskuję przyjemność z dłuższego biegania. Drugi km po 4:54, więc musiałem zwolnić. Potem już cały czas w okolicach 5:05 i ostatni w 4:57. Wykręciłem 7 moich pętli plus dobieg z domu i minęło zaskakująco szybko. Oczywiście twarz ciągle zakryta, choć przez większość czasu nikt mnie nie widział, na razie wolałem nie kombinować.
50:40 - 10,05 km @ 5:02 min/km ~ 159 bpm (max 170)
niedziela - trening core
I ponownie standardowy zestaw na 30 minut, znowu w miarę szybko, lekko i przyjemnie.
Łącznie w tygodniu: 32 km
4 treningi, dawno nie było tak niskiej liczby kilometrów, ale przede mną mam nadzieję długi sezon, więc nie będę się spieszył z wchodzeniem na wyższe obroty (tym bardziej, że wciąż panowały ograniczenia).
5 - 19:20 (Amsterdam, 17.10.2020)
10 - 39:51 (Leiden Marathon, 10.10.2021)
HM - 1:29:27 (Berliner Halbmarathon, 03.04.2022)
M - 3:13:48 (Rotterdam Marathon, 24.10.2021)
10 - 39:51 (Leiden Marathon, 10.10.2021)
HM - 1:29:27 (Berliner Halbmarathon, 03.04.2022)
M - 3:13:48 (Rotterdam Marathon, 24.10.2021)
- bezuszny
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1540
- Rejestracja: 06 wrz 2017, 21:23
- Życiówka na 10k: 39:51
- Życiówka w maratonie: 3:13:48
- Lokalizacja: Holandia
20.04.2020 - 22.04.2020
poniedziałek - 8,5 km BS
Udałem się na moją ulubioną ostatnio pętlę, po 500m dobiegu znalazłem się na polach i "dziwnym trafem" akurat wtedy buff "zsunął mi się" z twarzy na szyję. Zakładałem go tylko, gdy ktoś mijał mnie przy fragmencie asfaltowej drogi. Od razu spore poczucie ulgi i poprawa "aerodynamiki", stąd i puls wyszedł o kilka oczek niższy niż ostatnio. Zrobiłem 6 kółek moją polną pętlą i do domu. Dziś cały czas w miarę równo tempem w przedziale 5:05 - 5:15 i na sporym luzie.
43:54 - 8,50 km @ 5:09 min/km ~ 155 bpm (max 164)
wtorek - 10 km BS
Dobrze się biega, coraz lepiej. Dziś znowu ta sama trasa, 7 pętli. Zaczynałem jeszcze za dnia, skończyłem właściwie już po ciemku, wieczorem panował przyjemny chłód. Znów prawie nikt mnie nie widział, więc jakieś 80%-90% trasy pokonałem bez tej burki na twarzy. Niestety czasem lekko odzywa się lewa pięta, w tej samej gdzie wcześniej czułem achillesa, ale nie przeszkadza to w biegu. Może po szczycie pandemii spróbuję kupić inne buty. Ludzie chwalą Saucony, może wypróbuję. Pierwsze 3 km dziś po ok. 5:00, ale organizm wyczuł, że to za szybko i trochę samoczynnie zwolniłem do 5:15-5:20, ale ostatni km pozwoliłem już sobie pocisnąć w 4:40. Puls podobny jak wczoraj. Mam nadzieję, że za tydzień lub dwa wróci do normy, tj. poniżej 150 przy luźnym biegu.
51:01 - 10,05 km @ 5:04 min/km ~ 154 bpm (max 168)
środa - trening core
To co zawsze, 30 minut.
Trochę kombinuję z liczbą dni treningowych. Planuję teraz biegać w schemacie: 2 dni biegania - 1 dzień wolnego (i wtedy trening core w domu). Do momentu, aż wrócę do normalnej formy. Nie ma dla mnie teraz wielkiego znaczenia, czy dzień biegowy wypada w weekend czy nie, więc pasuje mi to.
Jeśli schemat się sprawdzi, może nawet przyjmę go na cały okres przygotowawczy, bo na pierwszy rzut oka wydaje mi się optymalny. (1 akcent + 1 BS + 1 dzień wolnego). To mógłby być taki złoty środek między 2 a 3 akcentami w tygodniu (i między 4 a 5 dniami biegowymi), bo gdzieś tu chyba balansuje moje optimum.
poniedziałek - 8,5 km BS
Udałem się na moją ulubioną ostatnio pętlę, po 500m dobiegu znalazłem się na polach i "dziwnym trafem" akurat wtedy buff "zsunął mi się" z twarzy na szyję. Zakładałem go tylko, gdy ktoś mijał mnie przy fragmencie asfaltowej drogi. Od razu spore poczucie ulgi i poprawa "aerodynamiki", stąd i puls wyszedł o kilka oczek niższy niż ostatnio. Zrobiłem 6 kółek moją polną pętlą i do domu. Dziś cały czas w miarę równo tempem w przedziale 5:05 - 5:15 i na sporym luzie.
43:54 - 8,50 km @ 5:09 min/km ~ 155 bpm (max 164)
wtorek - 10 km BS
Dobrze się biega, coraz lepiej. Dziś znowu ta sama trasa, 7 pętli. Zaczynałem jeszcze za dnia, skończyłem właściwie już po ciemku, wieczorem panował przyjemny chłód. Znów prawie nikt mnie nie widział, więc jakieś 80%-90% trasy pokonałem bez tej burki na twarzy. Niestety czasem lekko odzywa się lewa pięta, w tej samej gdzie wcześniej czułem achillesa, ale nie przeszkadza to w biegu. Może po szczycie pandemii spróbuję kupić inne buty. Ludzie chwalą Saucony, może wypróbuję. Pierwsze 3 km dziś po ok. 5:00, ale organizm wyczuł, że to za szybko i trochę samoczynnie zwolniłem do 5:15-5:20, ale ostatni km pozwoliłem już sobie pocisnąć w 4:40. Puls podobny jak wczoraj. Mam nadzieję, że za tydzień lub dwa wróci do normy, tj. poniżej 150 przy luźnym biegu.
51:01 - 10,05 km @ 5:04 min/km ~ 154 bpm (max 168)
środa - trening core
To co zawsze, 30 minut.
Trochę kombinuję z liczbą dni treningowych. Planuję teraz biegać w schemacie: 2 dni biegania - 1 dzień wolnego (i wtedy trening core w domu). Do momentu, aż wrócę do normalnej formy. Nie ma dla mnie teraz wielkiego znaczenia, czy dzień biegowy wypada w weekend czy nie, więc pasuje mi to.
Jeśli schemat się sprawdzi, może nawet przyjmę go na cały okres przygotowawczy, bo na pierwszy rzut oka wydaje mi się optymalny. (1 akcent + 1 BS + 1 dzień wolnego). To mógłby być taki złoty środek między 2 a 3 akcentami w tygodniu (i między 4 a 5 dniami biegowymi), bo gdzieś tu chyba balansuje moje optimum.
5 - 19:20 (Amsterdam, 17.10.2020)
10 - 39:51 (Leiden Marathon, 10.10.2021)
HM - 1:29:27 (Berliner Halbmarathon, 03.04.2022)
M - 3:13:48 (Rotterdam Marathon, 24.10.2021)
10 - 39:51 (Leiden Marathon, 10.10.2021)
HM - 1:29:27 (Berliner Halbmarathon, 03.04.2022)
M - 3:13:48 (Rotterdam Marathon, 24.10.2021)
- bezuszny
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1540
- Rejestracja: 06 wrz 2017, 21:23
- Życiówka na 10k: 39:51
- Życiówka w maratonie: 3:13:48
- Lokalizacja: Holandia
23.04.2020 - 26.04.2020
czwartek - 8,5 km BS
Średnio się biegło, dość ciężkie nogi, no i zrobiło się bardzo ciepło jak na mój gust, 20 stopni, więc dość mocno się upociłem. Wciąż biegane po mojej małej pętli, więc po kilku okrążeniach starszy pan budowlaniec żywo się zainteresował moimi wysiłkami: "wiela mosz już kilometrów zrobióne?" Tempo w miarę równe ok. 5:10 przez większą część trasy, ale puls jeszcze wysoki po roztrenowaniu.
43:41 - 8,52 km @ 5:07 min/km ~ 157 bpm (max 168)
piątek - 7,5 km BS
To co wczoraj, tylko o jedno okrażenie mniej. Biegło się trochę lżej, nogi nie były tak ociężałe, temperatura podobna, ale zaszło trochę chmur, więc biegło się dużo przyjemniej. Mimo to puls identyczny jak wczoraj, powrót do formy sprzed roztrenowania jeszcze potrwa pewnie jakieś 2 tygodnie.
39:41 - 7,77 km @ 157 bpm (max 168)
sobota - trening core
To samo co zawsze. Pół godziny.
niedziela - 10 km BS
Z przyczyn logistycznych udało mi się jedynie wcisnąć dyszkę pomiędzy rosołem a drugim daniem. Spodziewałem się chlupania w żołądku, ale o dziwo biegło się rewelacyjnie. Nogi lekkie jak rzadko kiedy, wreszcie wróciła przyjemność z biegania. Może dlatego, że wreszcie zerwałem się z krótkiej smyczy i pobiegłem w dalszą trasę widokową poza okolice domu. Do tego super pogoda, bo 15 stopni i lekkie zachmurzenie, mimo to w oddali świetnie było widać szczyty czeskich i polskich Beskidów. Pierwszych kilka km pokonałem nawet poniżej 5:00, bo nogi tak podawały, poza tym było głównie z górki. W połowie drogi nagle ześwirował pomiar pulsu i pokazał ponad 180 uderzeń, gdy biegłem z górki, ale po minucie wszystko wróciło do normy. Poza tym momentem max pokazało mi pod górę 168, więc ewidentny błąd. Ludzi było na trasie jak na lekarstwo, biegłem przez wsie, więc darowałem sobie zamaskowaną twarz przez 90% biegu. Końcówka trudniejsza, bo mocno pod górę. Łącznie Strava pokazała mi prawie 100m przewyższenia. I co najważniejsze, dziś Achilles nie odzywał się w biegu, mam nadzieję, że to ćwiczenia przynoszą efekt.
52:27 - 10,40 km @ 5:02 min/km ~ 155 bpm (max 168)
Łącznie w tygodniu: 45,2 km
Powoli kilometraż wzrasta, ale nie mam zamiaru jeszcze szaleć. Docelową formę chciałbym zbudować na okolice 8-11 listopada (dycha w Krakowie lub Bieg Niepodległości) - nawet jeśli te biegi miałyby się nie odbyć, to trzeba mieć jakiś cel, a jako że jestem zimnolubny, to wolę biec solo po życiówkę dopiero w listopadzie. Październik bywał ostatnio dość ciepły. Rozpisałem sobie plan treningowy w Excelu na 24 tygodnie, więc wychodzi mi, że powinienem zacząć go realizować dopiero pod koniec maja (i to też dopiero fazę bazową przez pierwsze 6 tygodni do końca czerwca). A mnie już korci do szybszego biegania! Wyżyję się kiedyś na 1km sprawdzianie.
czwartek - 8,5 km BS
Średnio się biegło, dość ciężkie nogi, no i zrobiło się bardzo ciepło jak na mój gust, 20 stopni, więc dość mocno się upociłem. Wciąż biegane po mojej małej pętli, więc po kilku okrążeniach starszy pan budowlaniec żywo się zainteresował moimi wysiłkami: "wiela mosz już kilometrów zrobióne?" Tempo w miarę równe ok. 5:10 przez większą część trasy, ale puls jeszcze wysoki po roztrenowaniu.
43:41 - 8,52 km @ 5:07 min/km ~ 157 bpm (max 168)
piątek - 7,5 km BS
To co wczoraj, tylko o jedno okrażenie mniej. Biegło się trochę lżej, nogi nie były tak ociężałe, temperatura podobna, ale zaszło trochę chmur, więc biegło się dużo przyjemniej. Mimo to puls identyczny jak wczoraj, powrót do formy sprzed roztrenowania jeszcze potrwa pewnie jakieś 2 tygodnie.
39:41 - 7,77 km @ 157 bpm (max 168)
sobota - trening core
To samo co zawsze. Pół godziny.
niedziela - 10 km BS
Z przyczyn logistycznych udało mi się jedynie wcisnąć dyszkę pomiędzy rosołem a drugim daniem. Spodziewałem się chlupania w żołądku, ale o dziwo biegło się rewelacyjnie. Nogi lekkie jak rzadko kiedy, wreszcie wróciła przyjemność z biegania. Może dlatego, że wreszcie zerwałem się z krótkiej smyczy i pobiegłem w dalszą trasę widokową poza okolice domu. Do tego super pogoda, bo 15 stopni i lekkie zachmurzenie, mimo to w oddali świetnie było widać szczyty czeskich i polskich Beskidów. Pierwszych kilka km pokonałem nawet poniżej 5:00, bo nogi tak podawały, poza tym było głównie z górki. W połowie drogi nagle ześwirował pomiar pulsu i pokazał ponad 180 uderzeń, gdy biegłem z górki, ale po minucie wszystko wróciło do normy. Poza tym momentem max pokazało mi pod górę 168, więc ewidentny błąd. Ludzi było na trasie jak na lekarstwo, biegłem przez wsie, więc darowałem sobie zamaskowaną twarz przez 90% biegu. Końcówka trudniejsza, bo mocno pod górę. Łącznie Strava pokazała mi prawie 100m przewyższenia. I co najważniejsze, dziś Achilles nie odzywał się w biegu, mam nadzieję, że to ćwiczenia przynoszą efekt.
52:27 - 10,40 km @ 5:02 min/km ~ 155 bpm (max 168)
Łącznie w tygodniu: 45,2 km
Powoli kilometraż wzrasta, ale nie mam zamiaru jeszcze szaleć. Docelową formę chciałbym zbudować na okolice 8-11 listopada (dycha w Krakowie lub Bieg Niepodległości) - nawet jeśli te biegi miałyby się nie odbyć, to trzeba mieć jakiś cel, a jako że jestem zimnolubny, to wolę biec solo po życiówkę dopiero w listopadzie. Październik bywał ostatnio dość ciepły. Rozpisałem sobie plan treningowy w Excelu na 24 tygodnie, więc wychodzi mi, że powinienem zacząć go realizować dopiero pod koniec maja (i to też dopiero fazę bazową przez pierwsze 6 tygodni do końca czerwca). A mnie już korci do szybszego biegania! Wyżyję się kiedyś na 1km sprawdzianie.
5 - 19:20 (Amsterdam, 17.10.2020)
10 - 39:51 (Leiden Marathon, 10.10.2021)
HM - 1:29:27 (Berliner Halbmarathon, 03.04.2022)
M - 3:13:48 (Rotterdam Marathon, 24.10.2021)
10 - 39:51 (Leiden Marathon, 10.10.2021)
HM - 1:29:27 (Berliner Halbmarathon, 03.04.2022)
M - 3:13:48 (Rotterdam Marathon, 24.10.2021)
- bezuszny
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1540
- Rejestracja: 06 wrz 2017, 21:23
- Życiówka na 10k: 39:51
- Życiówka w maratonie: 3:13:48
- Lokalizacja: Holandia
27.04.2020 - 29.04.2020
poniedziałek - 8 km BS
W miarę spokojny bieg po pagórkach, jakieś 100m przewyższenia na 8 km. Biegło się trochę ociężale, szczególnie w drugiej połowie trasy, jako że mocno przygrzało słońce, a przede mną była jeszcze wspinaczka, jakieś 50m up do domu.
43:19 - 8,37 km @ 5:10 min/km ~ 154 bpm (max 173)
wtorek - trening core
To co zawsze, 30 minut, wchodzi dobrze.
środa - 10 km BS
Wreszcie trochę popadało, no i od razu przyjemniej się biegnie. W razie czego pokręciłem się po mojej mini pętli blisko domu, gdyby nagle miało znowu lunąć. Znowu trochę przesadziłem z tempem, za to nogi były lekkie i achilles nie dokuczał (robię codziennie ćwiczenia na trójgłowe łydki i roluję stopę). Tempo w okolicach 5:00-5:10 i ostatni km w 4:48. Powinienem zacząć biegać trochę wolniej, żeby zejść z pulsem na luźnych wybieganiach poniżej 150, ale nogi jakoś tak kręcą, gdy nie ma akcentów...
50:46 - 10,04 km @ 5:03 min/km ~ 156 bpm (max 167)
Czeka mnie jeszcze pandemiczny 1 km challenge, ale chciałem poczekać na otwarcie bieżni, więc może przyszły tydzień? Trudno zmusić się do cierpienia.
poniedziałek - 8 km BS
W miarę spokojny bieg po pagórkach, jakieś 100m przewyższenia na 8 km. Biegło się trochę ociężale, szczególnie w drugiej połowie trasy, jako że mocno przygrzało słońce, a przede mną była jeszcze wspinaczka, jakieś 50m up do domu.
43:19 - 8,37 km @ 5:10 min/km ~ 154 bpm (max 173)
wtorek - trening core
To co zawsze, 30 minut, wchodzi dobrze.
środa - 10 km BS
Wreszcie trochę popadało, no i od razu przyjemniej się biegnie. W razie czego pokręciłem się po mojej mini pętli blisko domu, gdyby nagle miało znowu lunąć. Znowu trochę przesadziłem z tempem, za to nogi były lekkie i achilles nie dokuczał (robię codziennie ćwiczenia na trójgłowe łydki i roluję stopę). Tempo w okolicach 5:00-5:10 i ostatni km w 4:48. Powinienem zacząć biegać trochę wolniej, żeby zejść z pulsem na luźnych wybieganiach poniżej 150, ale nogi jakoś tak kręcą, gdy nie ma akcentów...
50:46 - 10,04 km @ 5:03 min/km ~ 156 bpm (max 167)
Czeka mnie jeszcze pandemiczny 1 km challenge, ale chciałem poczekać na otwarcie bieżni, więc może przyszły tydzień? Trudno zmusić się do cierpienia.
5 - 19:20 (Amsterdam, 17.10.2020)
10 - 39:51 (Leiden Marathon, 10.10.2021)
HM - 1:29:27 (Berliner Halbmarathon, 03.04.2022)
M - 3:13:48 (Rotterdam Marathon, 24.10.2021)
10 - 39:51 (Leiden Marathon, 10.10.2021)
HM - 1:29:27 (Berliner Halbmarathon, 03.04.2022)
M - 3:13:48 (Rotterdam Marathon, 24.10.2021)
- bezuszny
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1540
- Rejestracja: 06 wrz 2017, 21:23
- Życiówka na 10k: 39:51
- Życiówka w maratonie: 3:13:48
- Lokalizacja: Holandia
30.04.2020 - 05.05.2020
czwartek - 10 km BS
Ciepło się zrobiło, ponad 20 stopni. Niby miał być spokojny bieg, ale biegło mi się dość ciężko w pełnym słońcu. Po sporym podbiegu w połowie trasy mnie trochę skosiło. Końcówka po płaskim już trochę bardziej spoko, ale wolę chłodniejsze klimaty
51:35 - 10,02 km @ 5:08 min/km ~ 157 bpm (max 168)
piątek - trening core
To co zawsze, 30 minut. Lekko.
sobota - 12 km BS
Tym razem po kilku drinkach, więc puls był trochę wyższy. Poza tym biegło się dobrze, bo było trochę chłodniej, chwilami nawet popadało. Dla odmiany bardzo płaski teren - Łosiowe Błota w Warszawie. W sumie to wyszedł mi najdłuższy trening chyba od 2 miesięcy.
01:03:24 - 12,03 km @ 5:16 min/km ~ 157 bpm (max 163)
niedziela - 10 km
Najpierw zdalnie kibicowałem bratu. Młody w sporym deszczu przebiegł samotnie w Wings For Life 30 km, tempo ok. 4:50 min/km. Zgodnie z założeniem. To na jesień będzie maraton.
Potem moja kolej, znowu Łosiowe Błota, tym razem wspólnie z koleżanką (2m odstęp!), więc trochę wolniej i na niższym pulsie. Przyjemnie, ale wcale nie było bardzo łatwo. Ostatni km wpadł trochę szybciej, poniżej 5:00. Jeszcze do formy sprzed roztrenowania sporo brakuje.
55:13 - 10,05 km @ 5:29 min/km ~ 145 bpm (max 164)
Łącznie w tygodniu: 50,5 km
Uważam to już za przyzwoity kilometraż, teraz postaram się go utrzymać i pod koniec maja już bardziej na poważnie zacząć budować bazę.
poniedziałek - trening core
I znowu to co zwykle, pół godziny.
wtorek - 10 km BS
Już na Śląsku, ale jeszcze urlop. Wyszedłem w południe, było dość chłodno, ale oczywiście jak tylko zacząłem biec, wyszło słońce. Biegło się OK, wtoczyłem się pod koniec pod spory podbieg, więc elevation gain wyszedł mi całkiem niezły, ok. 80m. Staram się biegać trochę wolniej po około 5:15-5:30, żeby utrzymać jak najniższy puls. Już prawie się udało zejść ze
średnią poniżej 150, wtedy uznam, że jest git.
54:45 - 10,25 km @ 5:20 min/km ~ 152 bpm (max 170)
PS. Byłbym zapomniał. Z Achillesem po ćwiczeniach jest znacznie lepiej, właściwie nigdy nie czuję niczego przy bieganiu, w nocy czy wcześnie rano. Ćwiczenia chyba przynoszą lepszy efekt niż sama przerwa od biegania. Odpukać!
czwartek - 10 km BS
Ciepło się zrobiło, ponad 20 stopni. Niby miał być spokojny bieg, ale biegło mi się dość ciężko w pełnym słońcu. Po sporym podbiegu w połowie trasy mnie trochę skosiło. Końcówka po płaskim już trochę bardziej spoko, ale wolę chłodniejsze klimaty
51:35 - 10,02 km @ 5:08 min/km ~ 157 bpm (max 168)
piątek - trening core
To co zawsze, 30 minut. Lekko.
sobota - 12 km BS
Tym razem po kilku drinkach, więc puls był trochę wyższy. Poza tym biegło się dobrze, bo było trochę chłodniej, chwilami nawet popadało. Dla odmiany bardzo płaski teren - Łosiowe Błota w Warszawie. W sumie to wyszedł mi najdłuższy trening chyba od 2 miesięcy.
01:03:24 - 12,03 km @ 5:16 min/km ~ 157 bpm (max 163)
niedziela - 10 km
Najpierw zdalnie kibicowałem bratu. Młody w sporym deszczu przebiegł samotnie w Wings For Life 30 km, tempo ok. 4:50 min/km. Zgodnie z założeniem. To na jesień będzie maraton.
Potem moja kolej, znowu Łosiowe Błota, tym razem wspólnie z koleżanką (2m odstęp!), więc trochę wolniej i na niższym pulsie. Przyjemnie, ale wcale nie było bardzo łatwo. Ostatni km wpadł trochę szybciej, poniżej 5:00. Jeszcze do formy sprzed roztrenowania sporo brakuje.
55:13 - 10,05 km @ 5:29 min/km ~ 145 bpm (max 164)
Łącznie w tygodniu: 50,5 km
Uważam to już za przyzwoity kilometraż, teraz postaram się go utrzymać i pod koniec maja już bardziej na poważnie zacząć budować bazę.
poniedziałek - trening core
I znowu to co zwykle, pół godziny.
wtorek - 10 km BS
Już na Śląsku, ale jeszcze urlop. Wyszedłem w południe, było dość chłodno, ale oczywiście jak tylko zacząłem biec, wyszło słońce. Biegło się OK, wtoczyłem się pod koniec pod spory podbieg, więc elevation gain wyszedł mi całkiem niezły, ok. 80m. Staram się biegać trochę wolniej po około 5:15-5:30, żeby utrzymać jak najniższy puls. Już prawie się udało zejść ze
średnią poniżej 150, wtedy uznam, że jest git.
54:45 - 10,25 km @ 5:20 min/km ~ 152 bpm (max 170)
PS. Byłbym zapomniał. Z Achillesem po ćwiczeniach jest znacznie lepiej, właściwie nigdy nie czuję niczego przy bieganiu, w nocy czy wcześnie rano. Ćwiczenia chyba przynoszą lepszy efekt niż sama przerwa od biegania. Odpukać!
5 - 19:20 (Amsterdam, 17.10.2020)
10 - 39:51 (Leiden Marathon, 10.10.2021)
HM - 1:29:27 (Berliner Halbmarathon, 03.04.2022)
M - 3:13:48 (Rotterdam Marathon, 24.10.2021)
10 - 39:51 (Leiden Marathon, 10.10.2021)
HM - 1:29:27 (Berliner Halbmarathon, 03.04.2022)
M - 3:13:48 (Rotterdam Marathon, 24.10.2021)
- bezuszny
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1540
- Rejestracja: 06 wrz 2017, 21:23
- Życiówka na 10k: 39:51
- Życiówka w maratonie: 3:13:48
- Lokalizacja: Holandia
06.05.2020 - 10.05.2020
środa - 10 km BS
Wieczorny bieg po górkach, przyjemna pogoda, bo zrobiło się chłodniej. Bez większej historii.
54:05 - 10,20 km @ 5:18 min/km ~ 151 bpm (max 167)
czwartek - trening core
Staram się trochę wydłużać ten trening, dziś wyszło 35 minut.
piątek - 7 km: 4 km rozgrzewka + 1km challenge + 2 km schłodzenie
Opisałem już w specjalnym wątku, ale przekleję tutaj jeszcze raz dla zachowania chronologii.
1 km @ 3:25,0 ~ 181 bpm (max 189)
Piątkowego wieczoru zameldowałem się na tartanowej szkolnej bieżni o długości 333,3m w sąsiednim górniczym mieście Jastrzębiu-Zdroju. Wieczór był ciepły i słoneczny, podczas jazdy samochodem o godzinie 19:30 na pokładowym termometrze widniało jeszcze 18 stopni. Na szczęście to nie maraton, dobre warunki na MD. Miałem obawy, czy solidna porcja placków ziemniaczanych zdążył się strawić po niecałych dwóch godzinach. Na początku zachowując dystans przywitałem się z moim kolegą Tomkiem, który przyszedł odwalić swój trening. Na bieżni kręciło się całkiem sporo ludu, również na pierwszym torze. Rozgrzewka zajęła mi aż 4 km. Pierwsze 2 km to powolny trucht i pogaduchy z Tomkiem. Potem trochę skipów, wymachów, wyskoków, przebieżek sztuki cztery poproszę. I jeszcze porcja truchtu. Tętno było jakieś dziwnie wysokie, trochę duszno, nie czułem się zbyt pewnie. Odczekałem, aż zrobi się trochę miejsca na bieżni, minęło kilka minut, umiliłem sobie czas, obmyślając taktykę.
Do tej pory 1 km ostatnio biegłem pewnie szkole. W dorosłym życiu zdarzył mi się bieg na 1 milę, tempo ok. 4:00, gdy byłem jeszcze dość słusznej postury i Test Coopera, 3 050 m tempem poniżej 4:00 w sierpniu '19. Moje najlepsze wyniki na 1 km pochodziły z mocnych finiszów: na Biegu Niepodległości ostatni z 10 km wykręciłem poniżej 3:44, podobnie na teście Coopera. Wiedziałem, że stać mnie na więcej, więc celowałem w 3:30. Chciałem zacząć nawet wolniej, żeby nie przeszarżować. Wszak ostatnie 6 tygodni to 2 tyg kwarantanny i 4 tyg samych dość nieporadnych BSów. Nie zrobiłem nawet ani jednej przebieżki, więc miałem pewne obawy. Z drugiej strony, robiłem dużo ćwiczeń siłowych i mam raczej posturę średniaka niż długasa.
Dobra, dosyć tej filozofii chłopie, dawaj w końcu, to tylko jakieś 200 sekund męczarni. Staję przed linią startu, wciskam przycisk, ruszam. Nie za szybko. Tempo wydaje się znośne. Postanowiłem pierwszą połowę boiska minąć po około 35 sekundach, żeby mieć tempo ok. 3:30. Weszło w 34 sekundy. Pierwsze okrążenie mijam w tempie ok. 3:30. Jest nieźle, gdzie ten słynny beton w nogach? Lecę dalej. Wydolnościowo zaczyna być coraz trudniej, ale mijam ciągle ludzi, czas mija błyskawicznie. Połowa za mną, a na zegarku wciąż ok. 3:30. Melduję się na końcu drugiego okrażenia, płuca już palą, ale nogi niewzruszone. Czuję, że jest zapas. Trudno, ale mogę jeszcze przyspieszyć. Dlaczego do cholery nagle zegarek pokazuje średnie tempo 3:38, przecież wcale nie zwolniłem?! Ostatni łuk, ostatni prostaaa, biegnę już na pełnej k... Widzę na zegarku tempo 3:2x i na stoperze 3:15. Wielkie kroki jak Usain Bolt na igrzyskach. Mijam linię, wciskam przycisk, padam jak długi na trawę. Dopiero po jakiejś minucie zerknąłem na zegarek, 3:25. Jest super! Tylko dlaczego cholera dystans wyszedł 0,97km?
Ewidentnie przedostatni łuk GPS musiał mi ściąć, bo nagle tempo pokazywało mi głupoty, mimo że biegłem równo.
Mam nadzieję, że wynik tak czy owak zostanie zaliczony, ale nawet jeśli nie, to jestem bardzo zadowolony z tego biegu. Co najważniejsze, czuję, że mam jeszcze spore rezerwy i poniżej 3:20 mogę zejść przy odpowiednim treningu. Zacząłem dość zachowawczo i nie cierpiałem, powiedzmy do ostatniego okrażenia czy nawet do ostatniej prostej. Było to dużo łatwiejsze psychicznie niż zawody na 5 km.
Niech mi ktoś powie, jak najlepiej zmierzyć to cholerstwo. Strava pokazuje co innego, Polar pokazuje co innego w dwóch różnych miejscach. Przyjmuję wersję najbardziej pesymistyczną, tj. 3:25. Następnym razem biorę k**wa stoper.
Mam nadzieję, że szkody górnicze nie mają wpływu na długość trasy. Tata kolegi, który przyszedł mi dziś pokibicować, jest geodetą w miejscowym Urzędzie Miasta i twierdzi, że bieżnia ma na mur beton na pierwszym torze taką właśnie długość 333,3m, jako że odbywają się tu zawody dla dzieciaków na 1000m.
Dziś średni puls 179 i max 189.
Na pewno nie powiedziałem jeszcze ostatniego słowa i zapowiadam kolejne podejście w czerwcu! (a może wcześniej? oj korci!!!)
PS. Szkoda, że nie łapałem lapów co okrażenie, zapomniałem w trakcie biegu.
PS2. Płuca mnie paliły jeszcze przez godzinę, jakbym nawdychał się jakiegoś mroźnego powietrza. Zrobiłem 2 km bardzo powolnego schłodzenia, ale i tak czułem wciąż, jakby mnie wszystko parzyło albo mroziło w środku.
sobota - wycieczka górska 13 km + zbieg 5 km
Wybraliśmy się z bratem i dwoma kumplami na Baranią Górę. Pogoda super przyjemna, ruszyliśmy rano spod zameczku Prezydenta w Wiśle, w planie było wejście czarnym + czerwonym szlakiem przez schronisko, dojście do wieży na szczyt i powrót niebieskim szlakiem na dół. Szło się super, na początku wygodny asfalt, więc trochę nudno, ale można by tu zrobić świetny trening długich podbiegów. Po drodze zupa w schronisku na wynos z zachowaniem korona-środków ostrożności. Podejście od tej strony jest łatwe, zrobiliśmy jakieś 700m up, a zupełnie tego nie czuć. Im bliżej szczytu, tym ładniejsze widoki, ale i więcej ludzi. Na szczycie czułem się co najmniej jakbym był na rynku w Krakowie, tyle ludu. Widoki przepiękne, widoczność świetna, można było nawet dostrzec Tatry. Niestety w drodze powrotnej mój brat krzywo stanął, schodząc z kamienia, głucho upadł na kolana, zaklął głośno i przeżyliśmy trochę chwilę grozy. Po minucie podniósł się, stwierdził, że da radę powoli iść dalej, chyba tylko coś naciągnął. Widać było, że się męczy, ale myśleliśmy, że to tylko zwykłe przeciążenie, sam twierdził, że sobie poradzi. Chcieliśmy dotrzeć do asfaltu jakieś 2-3 km dalej i z wielkim trudem i z naszą pomocą się udało. Gdy zdjęliśmy buta Pawłowi, prawa stopa była dwa razy większa od lewej, do tego mocna sina i żałowaliśmy, że nie sprawdziliśmy mu tej stopy wcześniej, brat wolał zgrywać bohatera. Zadzwoniłem na pogotowie, żeby dowiedzieć się, gdzie ktoś mógłby go obejrzeć i pobiegłem asfaltem po samochód. Nie pamiętam, kiedy 5,5 km minęło mi tak szybko. Było prawie cały czas z górki, po 50m w dół na każdym km, za to cholernie słonecznie i gorąco. Na szczęście skończyło się tylko na skręceniu kostki, rentgen nie wykazał żadnych złamań, nie ma żadnego gipsu czy ortezy, za kilka dni/tygodni powinno być już znacznie lepiej.
Bieg: 27:13 - 5,40 km @ 5:02 min/km ~ 154 bpm (max 169)
Niedziela - 15,5 km BS
Po tych sobotnich przygodach musiałem wyspać się bardzo długo, więc na trening ruszyłem dopiero po 17, bo rano mocno przygrzewało słońce. Wieczorem też bardzo ciepło, jakieś 23 stopnie, niby zachmurzenie, ale bardzo duszno. Bałem się o achillesa, bo po tych górach zaczęło mnie znowu coś pobolewać, ale biegło się nieźle. Poczułem tam coś lekko dopiero po podbiegu na 10 km. Chciało mi się strasznie pić, a jednocześnie sikać, dziwna kombinacja. Fajna trasa, bo na 15 km zrobiłem 130 m podbiegów i pewnie tyle samo zbiegów. Tempo bez forsowania, oprócz końcówki, ostatnie 1,5 km poniżej 5:00.
01:23:36 - 15,52 km @ 5:22 min/km ~ 152 bpm (max 167)
Łącznie w tygodniu: 48,3 km
Trochę mniej niż w zeszłym tygodniu, ale wjechał pandemiczny challenge i góry.
środa - 10 km BS
Wieczorny bieg po górkach, przyjemna pogoda, bo zrobiło się chłodniej. Bez większej historii.
54:05 - 10,20 km @ 5:18 min/km ~ 151 bpm (max 167)
czwartek - trening core
Staram się trochę wydłużać ten trening, dziś wyszło 35 minut.
piątek - 7 km: 4 km rozgrzewka + 1km challenge + 2 km schłodzenie
Opisałem już w specjalnym wątku, ale przekleję tutaj jeszcze raz dla zachowania chronologii.
1 km @ 3:25,0 ~ 181 bpm (max 189)
Piątkowego wieczoru zameldowałem się na tartanowej szkolnej bieżni o długości 333,3m w sąsiednim górniczym mieście Jastrzębiu-Zdroju. Wieczór był ciepły i słoneczny, podczas jazdy samochodem o godzinie 19:30 na pokładowym termometrze widniało jeszcze 18 stopni. Na szczęście to nie maraton, dobre warunki na MD. Miałem obawy, czy solidna porcja placków ziemniaczanych zdążył się strawić po niecałych dwóch godzinach. Na początku zachowując dystans przywitałem się z moim kolegą Tomkiem, który przyszedł odwalić swój trening. Na bieżni kręciło się całkiem sporo ludu, również na pierwszym torze. Rozgrzewka zajęła mi aż 4 km. Pierwsze 2 km to powolny trucht i pogaduchy z Tomkiem. Potem trochę skipów, wymachów, wyskoków, przebieżek sztuki cztery poproszę. I jeszcze porcja truchtu. Tętno było jakieś dziwnie wysokie, trochę duszno, nie czułem się zbyt pewnie. Odczekałem, aż zrobi się trochę miejsca na bieżni, minęło kilka minut, umiliłem sobie czas, obmyślając taktykę.
Do tej pory 1 km ostatnio biegłem pewnie szkole. W dorosłym życiu zdarzył mi się bieg na 1 milę, tempo ok. 4:00, gdy byłem jeszcze dość słusznej postury i Test Coopera, 3 050 m tempem poniżej 4:00 w sierpniu '19. Moje najlepsze wyniki na 1 km pochodziły z mocnych finiszów: na Biegu Niepodległości ostatni z 10 km wykręciłem poniżej 3:44, podobnie na teście Coopera. Wiedziałem, że stać mnie na więcej, więc celowałem w 3:30. Chciałem zacząć nawet wolniej, żeby nie przeszarżować. Wszak ostatnie 6 tygodni to 2 tyg kwarantanny i 4 tyg samych dość nieporadnych BSów. Nie zrobiłem nawet ani jednej przebieżki, więc miałem pewne obawy. Z drugiej strony, robiłem dużo ćwiczeń siłowych i mam raczej posturę średniaka niż długasa.
Dobra, dosyć tej filozofii chłopie, dawaj w końcu, to tylko jakieś 200 sekund męczarni. Staję przed linią startu, wciskam przycisk, ruszam. Nie za szybko. Tempo wydaje się znośne. Postanowiłem pierwszą połowę boiska minąć po około 35 sekundach, żeby mieć tempo ok. 3:30. Weszło w 34 sekundy. Pierwsze okrążenie mijam w tempie ok. 3:30. Jest nieźle, gdzie ten słynny beton w nogach? Lecę dalej. Wydolnościowo zaczyna być coraz trudniej, ale mijam ciągle ludzi, czas mija błyskawicznie. Połowa za mną, a na zegarku wciąż ok. 3:30. Melduję się na końcu drugiego okrażenia, płuca już palą, ale nogi niewzruszone. Czuję, że jest zapas. Trudno, ale mogę jeszcze przyspieszyć. Dlaczego do cholery nagle zegarek pokazuje średnie tempo 3:38, przecież wcale nie zwolniłem?! Ostatni łuk, ostatni prostaaa, biegnę już na pełnej k... Widzę na zegarku tempo 3:2x i na stoperze 3:15. Wielkie kroki jak Usain Bolt na igrzyskach. Mijam linię, wciskam przycisk, padam jak długi na trawę. Dopiero po jakiejś minucie zerknąłem na zegarek, 3:25. Jest super! Tylko dlaczego cholera dystans wyszedł 0,97km?
Ewidentnie przedostatni łuk GPS musiał mi ściąć, bo nagle tempo pokazywało mi głupoty, mimo że biegłem równo.
Mam nadzieję, że wynik tak czy owak zostanie zaliczony, ale nawet jeśli nie, to jestem bardzo zadowolony z tego biegu. Co najważniejsze, czuję, że mam jeszcze spore rezerwy i poniżej 3:20 mogę zejść przy odpowiednim treningu. Zacząłem dość zachowawczo i nie cierpiałem, powiedzmy do ostatniego okrażenia czy nawet do ostatniej prostej. Było to dużo łatwiejsze psychicznie niż zawody na 5 km.
Niech mi ktoś powie, jak najlepiej zmierzyć to cholerstwo. Strava pokazuje co innego, Polar pokazuje co innego w dwóch różnych miejscach. Przyjmuję wersję najbardziej pesymistyczną, tj. 3:25. Następnym razem biorę k**wa stoper.
Mam nadzieję, że szkody górnicze nie mają wpływu na długość trasy. Tata kolegi, który przyszedł mi dziś pokibicować, jest geodetą w miejscowym Urzędzie Miasta i twierdzi, że bieżnia ma na mur beton na pierwszym torze taką właśnie długość 333,3m, jako że odbywają się tu zawody dla dzieciaków na 1000m.
Dziś średni puls 179 i max 189.
Na pewno nie powiedziałem jeszcze ostatniego słowa i zapowiadam kolejne podejście w czerwcu! (a może wcześniej? oj korci!!!)
PS. Szkoda, że nie łapałem lapów co okrażenie, zapomniałem w trakcie biegu.
PS2. Płuca mnie paliły jeszcze przez godzinę, jakbym nawdychał się jakiegoś mroźnego powietrza. Zrobiłem 2 km bardzo powolnego schłodzenia, ale i tak czułem wciąż, jakby mnie wszystko parzyło albo mroziło w środku.
sobota - wycieczka górska 13 km + zbieg 5 km
Wybraliśmy się z bratem i dwoma kumplami na Baranią Górę. Pogoda super przyjemna, ruszyliśmy rano spod zameczku Prezydenta w Wiśle, w planie było wejście czarnym + czerwonym szlakiem przez schronisko, dojście do wieży na szczyt i powrót niebieskim szlakiem na dół. Szło się super, na początku wygodny asfalt, więc trochę nudno, ale można by tu zrobić świetny trening długich podbiegów. Po drodze zupa w schronisku na wynos z zachowaniem korona-środków ostrożności. Podejście od tej strony jest łatwe, zrobiliśmy jakieś 700m up, a zupełnie tego nie czuć. Im bliżej szczytu, tym ładniejsze widoki, ale i więcej ludzi. Na szczycie czułem się co najmniej jakbym był na rynku w Krakowie, tyle ludu. Widoki przepiękne, widoczność świetna, można było nawet dostrzec Tatry. Niestety w drodze powrotnej mój brat krzywo stanął, schodząc z kamienia, głucho upadł na kolana, zaklął głośno i przeżyliśmy trochę chwilę grozy. Po minucie podniósł się, stwierdził, że da radę powoli iść dalej, chyba tylko coś naciągnął. Widać było, że się męczy, ale myśleliśmy, że to tylko zwykłe przeciążenie, sam twierdził, że sobie poradzi. Chcieliśmy dotrzeć do asfaltu jakieś 2-3 km dalej i z wielkim trudem i z naszą pomocą się udało. Gdy zdjęliśmy buta Pawłowi, prawa stopa była dwa razy większa od lewej, do tego mocna sina i żałowaliśmy, że nie sprawdziliśmy mu tej stopy wcześniej, brat wolał zgrywać bohatera. Zadzwoniłem na pogotowie, żeby dowiedzieć się, gdzie ktoś mógłby go obejrzeć i pobiegłem asfaltem po samochód. Nie pamiętam, kiedy 5,5 km minęło mi tak szybko. Było prawie cały czas z górki, po 50m w dół na każdym km, za to cholernie słonecznie i gorąco. Na szczęście skończyło się tylko na skręceniu kostki, rentgen nie wykazał żadnych złamań, nie ma żadnego gipsu czy ortezy, za kilka dni/tygodni powinno być już znacznie lepiej.
Bieg: 27:13 - 5,40 km @ 5:02 min/km ~ 154 bpm (max 169)
Niedziela - 15,5 km BS
Po tych sobotnich przygodach musiałem wyspać się bardzo długo, więc na trening ruszyłem dopiero po 17, bo rano mocno przygrzewało słońce. Wieczorem też bardzo ciepło, jakieś 23 stopnie, niby zachmurzenie, ale bardzo duszno. Bałem się o achillesa, bo po tych górach zaczęło mnie znowu coś pobolewać, ale biegło się nieźle. Poczułem tam coś lekko dopiero po podbiegu na 10 km. Chciało mi się strasznie pić, a jednocześnie sikać, dziwna kombinacja. Fajna trasa, bo na 15 km zrobiłem 130 m podbiegów i pewnie tyle samo zbiegów. Tempo bez forsowania, oprócz końcówki, ostatnie 1,5 km poniżej 5:00.
01:23:36 - 15,52 km @ 5:22 min/km ~ 152 bpm (max 167)
Łącznie w tygodniu: 48,3 km
Trochę mniej niż w zeszłym tygodniu, ale wjechał pandemiczny challenge i góry.
5 - 19:20 (Amsterdam, 17.10.2020)
10 - 39:51 (Leiden Marathon, 10.10.2021)
HM - 1:29:27 (Berliner Halbmarathon, 03.04.2022)
M - 3:13:48 (Rotterdam Marathon, 24.10.2021)
10 - 39:51 (Leiden Marathon, 10.10.2021)
HM - 1:29:27 (Berliner Halbmarathon, 03.04.2022)
M - 3:13:48 (Rotterdam Marathon, 24.10.2021)
- bezuszny
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1540
- Rejestracja: 06 wrz 2017, 21:23
- Życiówka na 10k: 39:51
- Życiówka w maratonie: 3:13:48
- Lokalizacja: Holandia
11.05.2020 - 14.05.2020
Nic ciekawego się nie dzieje. W poniedziałek ćwiczenia, a od wtorku do czwartku trzy bliźniacze BS-y po 10 km w porze lunchowej. Dobrze, że mam w miarę elastyczny czas pracy. Przy tej chłodniejszej pogodzie optymalnie mi się biega o tej porze, łatwiej zorganizować cały dzień i posiłki.
poniedziałek - trening core
Wyszło 37 minut. To co zwykle, trochę więcej ćwiczeń na achillesy i łydki, dobrze wchodzi.
wtorek - 10 km BS
Chłodno się zrobiło, temperatura może 9 stopni, ale odczuwalna z 5. Jakoś mnie podkusiło, żeby założyć dwie koszulki, w tym długi rękaw, ale za bardzo się zgrzałem. Biegło się nieźle, zaliczyłem sporo pagórków, niecałe 100m podbiegów na 10 km. Co najważniejsze, średni puls wreszcie poniżej 150, wróciłem do przyzwoitej formy po 4 tygodniach biegania. Górki wydawały mi się bardzo łatwe po sobocie w Wiśle.
52:05 - 10,01 km @ 5:11 min/km ~ 149 bpm (max 167)
środa - 10 km BS
Trochę zmieniłem trasę dla urozmaicenia, trochę łatwiejszą, wyszło niewiele mniej pagórków, jakieś 75m. Mieszkamy tu na wzgórzu, więc zawsze drugi albo trzeci km jest mocno z górki, a potem siódmy albo ósmy to mega wspinaczka, fajny trening dla głowy. Puls jeszcze niższy, mimo że było trochę cieplej. Krótki rękaw robi swoje. Pod koniec po podbiegu trochę czułem achillesa, ale tylko takie 2-3/10.
52:01 - 10,02 km @ 5:11 min/km ~ 148 bpm (max 167)
czwartek - 10 km BS
Dzień świstaka, więc przynajmniej zupełnie zmieniłem trasę. Na początku polną drogą minęła mnie policja, więc musiałem wyjątkowo naciągnąć buffa na twarz, a potem cały czas dość paranoicznie oglądałem się przez ramię. Udało mi się wstrzelić w okienko bez deszczu, ale na fragmencie przez las było bardzo dużo kałuż. Przemknąłem jakoś suchą stopą. Z achillesem na początku coś lekko czułem, ale dość szybko minęło. Jest i tak dużo lepiej niż przed roztrenowaniem. O dziwo wyszło mi ponad 110m przewyższenia, do tego sporo trasy bardziej "trailowej", jakieś 30% dystansu. Pod koniec "dupna", jak to mówimy na Śląsku, górka, taka trochę większa Agrykola.
52:57 - 10,21, km @ 5:11 min/km ~ 149 bpm (max 170).
Trzy dni biegania z rzędu i widzę, że forma się mocno ustabilizowała, jest tempomat w nodze i równy puls, złapałem powoli swój rytm. Za 1,5 tygodnia zamierzam ruszyć z 24-tyg planem Danielsa pod 5-10 km, tak akurat, aby koniec przypadał na Bieg Niepodległości. Wątpię, aby miał się odbyć, ale jakiś cel trzeba mieć - w razie czego zrobię samotny sprawdzian.
W przyszłym tygodniu planuję jakiś test, ale jeszcze nie wiem, czy będzie to 1 km, 5 km, a może jeszcze coś innego. Chciałbym wyznaczyć sobie tempa treningowe na tej podstawie. Na pierwszy ogień i tak będę jeszcze przez 6 tygodni budował bazę, porobię trochę przebieżek, zabaw biegowych, podbiegów, może crossów.
Nic ciekawego się nie dzieje. W poniedziałek ćwiczenia, a od wtorku do czwartku trzy bliźniacze BS-y po 10 km w porze lunchowej. Dobrze, że mam w miarę elastyczny czas pracy. Przy tej chłodniejszej pogodzie optymalnie mi się biega o tej porze, łatwiej zorganizować cały dzień i posiłki.
poniedziałek - trening core
Wyszło 37 minut. To co zwykle, trochę więcej ćwiczeń na achillesy i łydki, dobrze wchodzi.
wtorek - 10 km BS
Chłodno się zrobiło, temperatura może 9 stopni, ale odczuwalna z 5. Jakoś mnie podkusiło, żeby założyć dwie koszulki, w tym długi rękaw, ale za bardzo się zgrzałem. Biegło się nieźle, zaliczyłem sporo pagórków, niecałe 100m podbiegów na 10 km. Co najważniejsze, średni puls wreszcie poniżej 150, wróciłem do przyzwoitej formy po 4 tygodniach biegania. Górki wydawały mi się bardzo łatwe po sobocie w Wiśle.
52:05 - 10,01 km @ 5:11 min/km ~ 149 bpm (max 167)
środa - 10 km BS
Trochę zmieniłem trasę dla urozmaicenia, trochę łatwiejszą, wyszło niewiele mniej pagórków, jakieś 75m. Mieszkamy tu na wzgórzu, więc zawsze drugi albo trzeci km jest mocno z górki, a potem siódmy albo ósmy to mega wspinaczka, fajny trening dla głowy. Puls jeszcze niższy, mimo że było trochę cieplej. Krótki rękaw robi swoje. Pod koniec po podbiegu trochę czułem achillesa, ale tylko takie 2-3/10.
52:01 - 10,02 km @ 5:11 min/km ~ 148 bpm (max 167)
czwartek - 10 km BS
Dzień świstaka, więc przynajmniej zupełnie zmieniłem trasę. Na początku polną drogą minęła mnie policja, więc musiałem wyjątkowo naciągnąć buffa na twarz, a potem cały czas dość paranoicznie oglądałem się przez ramię. Udało mi się wstrzelić w okienko bez deszczu, ale na fragmencie przez las było bardzo dużo kałuż. Przemknąłem jakoś suchą stopą. Z achillesem na początku coś lekko czułem, ale dość szybko minęło. Jest i tak dużo lepiej niż przed roztrenowaniem. O dziwo wyszło mi ponad 110m przewyższenia, do tego sporo trasy bardziej "trailowej", jakieś 30% dystansu. Pod koniec "dupna", jak to mówimy na Śląsku, górka, taka trochę większa Agrykola.
52:57 - 10,21, km @ 5:11 min/km ~ 149 bpm (max 170).
Trzy dni biegania z rzędu i widzę, że forma się mocno ustabilizowała, jest tempomat w nodze i równy puls, złapałem powoli swój rytm. Za 1,5 tygodnia zamierzam ruszyć z 24-tyg planem Danielsa pod 5-10 km, tak akurat, aby koniec przypadał na Bieg Niepodległości. Wątpię, aby miał się odbyć, ale jakiś cel trzeba mieć - w razie czego zrobię samotny sprawdzian.
W przyszłym tygodniu planuję jakiś test, ale jeszcze nie wiem, czy będzie to 1 km, 5 km, a może jeszcze coś innego. Chciałbym wyznaczyć sobie tempa treningowe na tej podstawie. Na pierwszy ogień i tak będę jeszcze przez 6 tygodni budował bazę, porobię trochę przebieżek, zabaw biegowych, podbiegów, może crossów.
5 - 19:20 (Amsterdam, 17.10.2020)
10 - 39:51 (Leiden Marathon, 10.10.2021)
HM - 1:29:27 (Berliner Halbmarathon, 03.04.2022)
M - 3:13:48 (Rotterdam Marathon, 24.10.2021)
10 - 39:51 (Leiden Marathon, 10.10.2021)
HM - 1:29:27 (Berliner Halbmarathon, 03.04.2022)
M - 3:13:48 (Rotterdam Marathon, 24.10.2021)