kachita - maraton sam się nie pobiegnie...
Moderator: infernal
- kachita
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 6639
- Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Wrocław
niedziela, 17 listopada
12,33 km w 1:22:25
średnie tempo: 6:41
średnie tętno: 141 (ściema)
max tętno: 190 (ściema)
Buty: Skechers GoRun
Wczoraj mi się nie chciało jakoś tak wychodzić... Za to jak dzisiaj rano stanęłam na wadze, to motywacja wróciła błyskawicznie. Miałam cel na ten rok, żeby schudnąć 2 kg, tymczasem przytyłam 3... Pffff. Tak więc od dzisiaj dieta - żadnych słodyczy, browarów i karboloadingu I czas wreszcie nieco więcej biegać. No to pobiegłam.
Szurało się dobrze, co zresztą widać po tempie, aczkolwiek pod koniec było nieco ciężko, ale bez dramatu - jak wróciłam do domu, to akurat fajna muza poszła w mp3, więc jeszcze trochę potańczyłam w chałupie, więc znaczy się nogi aż tak zmęczone nie były Mam plan, żeby wydłużać te niedzielne longi o jakieś 5-10 minut co tydzień, w zależności od samopoczucia. Do obozu powinnam dojść jakoś do 2h, a od nowego roku pewnie zacznę jakiś plan treningowy do wiosennego maratonu.
Pulsometr dalej jakieś bzdury pokazuje, albo przestanę go nosić w ogóle, albo wymienię baterię, albo przeczyszczę styki - z tym, że nie mam spirytusu na stanie. No ale coś się wymyśli. Chyba pierwsza opcja zwycięży, przynajmniej te wszystkie otarcia mi się zagoją...
Jutro sztangi! Fajnie
Stay tuned!
12,33 km w 1:22:25
średnie tempo: 6:41
średnie tętno: 141 (ściema)
max tętno: 190 (ściema)
Buty: Skechers GoRun
Wczoraj mi się nie chciało jakoś tak wychodzić... Za to jak dzisiaj rano stanęłam na wadze, to motywacja wróciła błyskawicznie. Miałam cel na ten rok, żeby schudnąć 2 kg, tymczasem przytyłam 3... Pffff. Tak więc od dzisiaj dieta - żadnych słodyczy, browarów i karboloadingu I czas wreszcie nieco więcej biegać. No to pobiegłam.
Szurało się dobrze, co zresztą widać po tempie, aczkolwiek pod koniec było nieco ciężko, ale bez dramatu - jak wróciłam do domu, to akurat fajna muza poszła w mp3, więc jeszcze trochę potańczyłam w chałupie, więc znaczy się nogi aż tak zmęczone nie były Mam plan, żeby wydłużać te niedzielne longi o jakieś 5-10 minut co tydzień, w zależności od samopoczucia. Do obozu powinnam dojść jakoś do 2h, a od nowego roku pewnie zacznę jakiś plan treningowy do wiosennego maratonu.
Pulsometr dalej jakieś bzdury pokazuje, albo przestanę go nosić w ogóle, albo wymienię baterię, albo przeczyszczę styki - z tym, że nie mam spirytusu na stanie. No ale coś się wymyśli. Chyba pierwsza opcja zwycięży, przynajmniej te wszystkie otarcia mi się zagoją...
Jutro sztangi! Fajnie
Stay tuned!
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
- kachita
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 6639
- Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Wrocław
poniedziałek, 18 listopada
55 min body pump
Niby wypadł tylko jeden trening tydzień temu, a jednak dało się to odczuć, zwłaszcza przy marności nad marnościami, czyli moim bicepsie. W połowie wymiękłam i jednak musiałam zmniejszyć obciążenie. Za to codzienne brzuszki i pompki dają efekty
A sympatyczny instruktor, nie dość, że sympatyczny, to jeszcze używa moich ulubionych męskich perfum
wtorek, 19 listopada
6,48 km w 46:08
średnie tempo: 7:07
średnie tętno: 152
max tętno: 163
Buty: Skechers GoRun
Trzeci dzień prawie bez węgli. Nie jest źle, nawet mnie jakoś szczególnie nie ciągnie ani do słodyczy, ani do fryteczek (chociaż dziś w sklepie po szuraniu piwo się do mnie uśmiechało ). Mam nadzieję, że coś drgnęło wagowo, sprawdzę jutro rano. Tę fazę diety potrzymam co najmniej do końca tygodnia, może dłużej - zobaczymy.
Generalnie dzisiaj szurało się słabo, ciężko i topornie. Raz, że mam zakwasy i ciężkie nogi po sztangach, a dwa to ten brak węglowodanów. Zdziwiłam się nieco, że tętno takie niskie (dzisiaj trochę mocniej ścisnęłam pasek od pulsometru, chyba był za luźny ), no ale przy tym tempie... Pod koniec chyba się nawet zaczęłam rozkręcać, bo nagle zaczęło się szurać nieco lżej. Ale ponieważ w tym tygodniu to już na pewno 4 razy wyjdę, to nie ma co szaleć z kilometrażem
Stay tuned!
55 min body pump
Niby wypadł tylko jeden trening tydzień temu, a jednak dało się to odczuć, zwłaszcza przy marności nad marnościami, czyli moim bicepsie. W połowie wymiękłam i jednak musiałam zmniejszyć obciążenie. Za to codzienne brzuszki i pompki dają efekty
A sympatyczny instruktor, nie dość, że sympatyczny, to jeszcze używa moich ulubionych męskich perfum
wtorek, 19 listopada
6,48 km w 46:08
średnie tempo: 7:07
średnie tętno: 152
max tętno: 163
Buty: Skechers GoRun
Trzeci dzień prawie bez węgli. Nie jest źle, nawet mnie jakoś szczególnie nie ciągnie ani do słodyczy, ani do fryteczek (chociaż dziś w sklepie po szuraniu piwo się do mnie uśmiechało ). Mam nadzieję, że coś drgnęło wagowo, sprawdzę jutro rano. Tę fazę diety potrzymam co najmniej do końca tygodnia, może dłużej - zobaczymy.
Generalnie dzisiaj szurało się słabo, ciężko i topornie. Raz, że mam zakwasy i ciężkie nogi po sztangach, a dwa to ten brak węglowodanów. Zdziwiłam się nieco, że tętno takie niskie (dzisiaj trochę mocniej ścisnęłam pasek od pulsometru, chyba był za luźny ), no ale przy tym tempie... Pod koniec chyba się nawet zaczęłam rozkręcać, bo nagle zaczęło się szurać nieco lżej. Ale ponieważ w tym tygodniu to już na pewno 4 razy wyjdę, to nie ma co szaleć z kilometrażem
Stay tuned!
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
- kachita
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 6639
- Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Wrocław
czwartek, 21 listopada
7,69 km w 53:00
średnie tempo: 6:53
średnie tętno: 160
max tętno: 175
Buty: Saucony Mirage
Rany, ale mam roboty w robocie... Właśnie przed chwilą skończyłam pilną rzecz na jutro, a lista pilnych rzeczy na przyszły tydzień jest tak długa, że aż mi się słabo robi. Wprawdzie gdybym nie wyszła biegać, nie czytała artykułów w necie i innych takich, to bym skończyła wcześniej, ale trzeba mieć jakieś priorytety, co nie?
Dzisiaj trochę padało, ale pogoda nadal jest bardzo dobra, zwłaszcza, że już prawie koniec listopada. Zakwasy trochę puściły, więc biegło się dzisiaj lepiej, aczkolwiek coś tam mnie kolka marudziła. Poplotkowałyśmy sobie troszeczkę, poplumkałyśmy małe kółko wokół osiedla - bieg niemal przełajowy, bo tam, gdzie wyjątkowo są chodniki, to akuratnie jakieś rury czy kable kładą i chodniki są rozkopane Po plumkaniu wreszcie zmotywowałam się do przebieżek - na dobry początek zrobiłam 4 po 30'' z minutą przerwy w truchciku. Ogólnie to nie patrzyłam na zegarek, tylko liczyłam kroki i muszę się pochwalić, że czasowo wyszło co do sekundy
Miraże moje to już są zasadniczo na dodarcie. Włożyłam je dzisiaj na mokro i błoto, bo mi GoRunów nie chce się prać potem, no i coś tam mnie ciągnęło w prawym Achillesie, a przecież akurat prawy Achilles to zawsze był grzeczny i siedział cicho. Jak nic coś z butami. W sumie ponad 900 km w nich wybiegane, więc nie jest aż tak bardzo żal, ale z drugiej strony podeszwa nadal prawie jak nowa, więc jednak żal
W ten weekend mam zamiar wreszcie wyjść dwa razy, czymajcie kciuki i stay tuned!
7,69 km w 53:00
średnie tempo: 6:53
średnie tętno: 160
max tętno: 175
Buty: Saucony Mirage
Rany, ale mam roboty w robocie... Właśnie przed chwilą skończyłam pilną rzecz na jutro, a lista pilnych rzeczy na przyszły tydzień jest tak długa, że aż mi się słabo robi. Wprawdzie gdybym nie wyszła biegać, nie czytała artykułów w necie i innych takich, to bym skończyła wcześniej, ale trzeba mieć jakieś priorytety, co nie?
Dzisiaj trochę padało, ale pogoda nadal jest bardzo dobra, zwłaszcza, że już prawie koniec listopada. Zakwasy trochę puściły, więc biegło się dzisiaj lepiej, aczkolwiek coś tam mnie kolka marudziła. Poplotkowałyśmy sobie troszeczkę, poplumkałyśmy małe kółko wokół osiedla - bieg niemal przełajowy, bo tam, gdzie wyjątkowo są chodniki, to akuratnie jakieś rury czy kable kładą i chodniki są rozkopane Po plumkaniu wreszcie zmotywowałam się do przebieżek - na dobry początek zrobiłam 4 po 30'' z minutą przerwy w truchciku. Ogólnie to nie patrzyłam na zegarek, tylko liczyłam kroki i muszę się pochwalić, że czasowo wyszło co do sekundy
Miraże moje to już są zasadniczo na dodarcie. Włożyłam je dzisiaj na mokro i błoto, bo mi GoRunów nie chce się prać potem, no i coś tam mnie ciągnęło w prawym Achillesie, a przecież akurat prawy Achilles to zawsze był grzeczny i siedział cicho. Jak nic coś z butami. W sumie ponad 900 km w nich wybiegane, więc nie jest aż tak bardzo żal, ale z drugiej strony podeszwa nadal prawie jak nowa, więc jednak żal
W ten weekend mam zamiar wreszcie wyjść dwa razy, czymajcie kciuki i stay tuned!
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
- kachita
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 6639
- Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Wrocław
sobota, 23 listopada
6,54 km w 44:29
średnie tempo: 6:48
średnie tętno: 168
max tętno: 178
Buty: Skechers GoRun
Oesu, jaka orka na ugorze, masakra Strasznie ciężko się biegło, a tu nawet zakwasów nie było, żeby móc na coś tę niemoc zwalić Przez cały czas myślałam sobie, że muszę wytrzymać, bo jak mi teraz ciężko i wytrzymam, to potem, jak już skończę się odchudzać, to będzie mi łatwo Po bieganiu naszła mnie refleksja, że w sumie zamiast jeść przed kabanosa, a po banana, to powinnam raczej tego banana zjeść przed, a kabanoska po. No cóż, refleksje mają to do siebie, że przychodzą po fakcie.
Co do diety, to jest całkiem nieźle, wziąwszy pod uwagę to, co jem Kilogram kochanego ciałka ubyło, mimo, że w piątek nie wyczymałam i kupiłam sobie jogurcik pistacjowy z kulkami marcepanowymi w czekoladzie... Jeny, ale pycha... No i w sobotę, po bieganiu, byłam na proszonym obiedzie w restauracji, więc zjadłam pół porcji puree ziemniaczanego i pół deseru. I piwo wypiłam. Ale to z okazji imienin, no to jak mogłam nie wypić.
niedziela, 24 listopada
13,24 km w 1:30:05
średnie tempo: 6:48
średnie tętno: 164
max tętno: 172
Buty: Skechers GoRun
Dzisiaj long run. Nauczona wczorajszym doświadczeniem stwierdziłam, że na oscypku, pomidorkach, rybie z pieca i garści migdałów to ja daleko nie zajadę, więc tuż przed wyjściem wciągnęłam żel. To była dobra koncepcja, szurało się od razu lepiej. Wiało strasznie dzisiaj, więc zrobiłam dwie pętle wokół osiedla, bo gdybym potruchtała za Wrocław, to by mnie chyba z powrotem do niego zawiało. Ogólnie bez historii, planowane półtorej godziny zaliczone w sumie dość bezboleśnie, nawet pod koniec były siły na więcej, sama nie wiem, skąd... Może mojemu organizmowi wreszcie przechodzi biegowa amnezja?
Z newsów - zapisałam się na maraton w Duesseldorfie (27 kwietnia 2014), zakupiłam bilety lotnicze, brat już szykuje transparenty Ogórek będzie musiał zaczekać jeszcze rok.
Przyszły tydzień zapewne będzie bardzo podobny do tego, postaram się dodać więcej przebieżek. Nudy Stay tuned!
6,54 km w 44:29
średnie tempo: 6:48
średnie tętno: 168
max tętno: 178
Buty: Skechers GoRun
Oesu, jaka orka na ugorze, masakra Strasznie ciężko się biegło, a tu nawet zakwasów nie było, żeby móc na coś tę niemoc zwalić Przez cały czas myślałam sobie, że muszę wytrzymać, bo jak mi teraz ciężko i wytrzymam, to potem, jak już skończę się odchudzać, to będzie mi łatwo Po bieganiu naszła mnie refleksja, że w sumie zamiast jeść przed kabanosa, a po banana, to powinnam raczej tego banana zjeść przed, a kabanoska po. No cóż, refleksje mają to do siebie, że przychodzą po fakcie.
Co do diety, to jest całkiem nieźle, wziąwszy pod uwagę to, co jem Kilogram kochanego ciałka ubyło, mimo, że w piątek nie wyczymałam i kupiłam sobie jogurcik pistacjowy z kulkami marcepanowymi w czekoladzie... Jeny, ale pycha... No i w sobotę, po bieganiu, byłam na proszonym obiedzie w restauracji, więc zjadłam pół porcji puree ziemniaczanego i pół deseru. I piwo wypiłam. Ale to z okazji imienin, no to jak mogłam nie wypić.
niedziela, 24 listopada
13,24 km w 1:30:05
średnie tempo: 6:48
średnie tętno: 164
max tętno: 172
Buty: Skechers GoRun
Dzisiaj long run. Nauczona wczorajszym doświadczeniem stwierdziłam, że na oscypku, pomidorkach, rybie z pieca i garści migdałów to ja daleko nie zajadę, więc tuż przed wyjściem wciągnęłam żel. To była dobra koncepcja, szurało się od razu lepiej. Wiało strasznie dzisiaj, więc zrobiłam dwie pętle wokół osiedla, bo gdybym potruchtała za Wrocław, to by mnie chyba z powrotem do niego zawiało. Ogólnie bez historii, planowane półtorej godziny zaliczone w sumie dość bezboleśnie, nawet pod koniec były siły na więcej, sama nie wiem, skąd... Może mojemu organizmowi wreszcie przechodzi biegowa amnezja?
Z newsów - zapisałam się na maraton w Duesseldorfie (27 kwietnia 2014), zakupiłam bilety lotnicze, brat już szykuje transparenty Ogórek będzie musiał zaczekać jeszcze rok.
Przyszły tydzień zapewne będzie bardzo podobny do tego, postaram się dodać więcej przebieżek. Nudy Stay tuned!
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
- kachita
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 6639
- Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Wrocław
poniedziałek, 25 listopada
30 min body pump
Niestety, musiałam wyjść w środku treningu, bo ból głowy, który coś tam się pałętał cały dzień, w końcu przeszedł w full program migrenę. Bywa.
wtorek, 26 listopada
8,01 km w 52:57
średnie tempo: 6:37
średnie tętno: 161
max tętno: 172
12 min rozciągania
Buty: Saucony Mirage
Dziś obudziłam się z migreną, czarownie. Cóż, bywa. Cały dzień żarłam jakieś prochy, coś tam pomagały, ale nie do końca. W dodatku pracy mnóstwo, miałam wyjść pobiegać wcześniej, ale chciałam dokończyć jeszcze jedną rzecz, się przeciągnęło... No i wyszłam późno. Ponieważ dziś śnieżyło, a potem wszystko stopniało, to pomyślałam sobie, że będzie ślisko, więc wypadałoby wziąć buty podgumowane. Cóż, nie było. Ponadto założyłam dwie warstwy ciuchów, bo myślałam, że będzie przymrozek. Cóż, nie było. Ale nie podwijałam dziś rękawów, znaczy się winter is coming Szurałam sobie zupełnie na samopoczucie, na zegarek nie spojrzałam ani razu, weszło nawet żwawo. Na koniec 5 przebieżek po ok. 30'' z ok. minutową przerwą w świńskim truchciku - tym razem nie było już tak po aptekarsku, bo jakoś rozkojarzona byłam przez ten ból głowy i mi się liczenie myliło Po bieganiu ból głowy zmalał na tyle, że w sumie jest mi prawie dobrze I nawet się porozciągałam - najwyższa pora, bo przykurczona jestem strasznie. Generalnie nudy, takie se robię notatki dla siebie.
Stay tuned!
30 min body pump
Niestety, musiałam wyjść w środku treningu, bo ból głowy, który coś tam się pałętał cały dzień, w końcu przeszedł w full program migrenę. Bywa.
wtorek, 26 listopada
8,01 km w 52:57
średnie tempo: 6:37
średnie tętno: 161
max tętno: 172
12 min rozciągania
Buty: Saucony Mirage
Dziś obudziłam się z migreną, czarownie. Cóż, bywa. Cały dzień żarłam jakieś prochy, coś tam pomagały, ale nie do końca. W dodatku pracy mnóstwo, miałam wyjść pobiegać wcześniej, ale chciałam dokończyć jeszcze jedną rzecz, się przeciągnęło... No i wyszłam późno. Ponieważ dziś śnieżyło, a potem wszystko stopniało, to pomyślałam sobie, że będzie ślisko, więc wypadałoby wziąć buty podgumowane. Cóż, nie było. Ponadto założyłam dwie warstwy ciuchów, bo myślałam, że będzie przymrozek. Cóż, nie było. Ale nie podwijałam dziś rękawów, znaczy się winter is coming Szurałam sobie zupełnie na samopoczucie, na zegarek nie spojrzałam ani razu, weszło nawet żwawo. Na koniec 5 przebieżek po ok. 30'' z ok. minutową przerwą w świńskim truchciku - tym razem nie było już tak po aptekarsku, bo jakoś rozkojarzona byłam przez ten ból głowy i mi się liczenie myliło Po bieganiu ból głowy zmalał na tyle, że w sumie jest mi prawie dobrze I nawet się porozciągałam - najwyższa pora, bo przykurczona jestem strasznie. Generalnie nudy, takie se robię notatki dla siebie.
Stay tuned!
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
- kachita
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 6639
- Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Wrocław
czwartek, 28 listopada
8,2 km w 53:56
średnie tempo: 6:35
średnie tętno: 162
max tętno: 178
Buty: Skechers GoRun
Dżizas, jaki wicher... Pizga złem, a do tego przez niego nadal trzyma mnie migrena. Wprawdzie już nie full wypas, bez sensacji wzrokowo-słuchowych, ale łeb napier*ala. W związku z tym moje odchudzanie się oraz regularne brzuszki i pompki poszły chwilowo w odstawkę, bo z napier*alającą głową moja słaba silna wola jest słabsza niż zwykle A że do tego nie wychodzę ostatnio z domu (w biurze nie mogę się skoncentrować, za głośno jest, więc robię zdalnie), to czuję się powoli jak Jabba the Hutt Chociaż akurat dzisiaj jakoś nie byłam specjalnie głodna i mało co zjadłam, no bo przecież łeb...
No, tak więc wiało dzisiaj, oczywiście w twarz i oczywiście tam, gdzie akurat jest minimalnie pod górkę, gdzie już ostatnia prosta i gdzie akurat mam zrobić przebieżki. A tych zrobiłam dziś 6, po ok. 30''/1'. W ogóle jakoś żwawo mi idzie, w porównaniu do stanu sprzed paru tygodni, muszę się co i rusz hamować. Nie wiem, czy to źle, czy dobrze, zobaczymy, jak się sytuacja rozwinie.
I ten, taki mały jubileusz dziś mam, mianowicie pękło 1500 km w tym roku. Wziąwszy pod uwagę to, jak się ten rok zaczął, to kurczę, nieźle Jestem z siebie dumna i klepię się po ramieniu
W weekend coś pobiegam, jak będzie sucho i ładna pogoda w sobotę, to może powalczę z Małą Sobótką. Stay tuned!
8,2 km w 53:56
średnie tempo: 6:35
średnie tętno: 162
max tętno: 178
Buty: Skechers GoRun
Dżizas, jaki wicher... Pizga złem, a do tego przez niego nadal trzyma mnie migrena. Wprawdzie już nie full wypas, bez sensacji wzrokowo-słuchowych, ale łeb napier*ala. W związku z tym moje odchudzanie się oraz regularne brzuszki i pompki poszły chwilowo w odstawkę, bo z napier*alającą głową moja słaba silna wola jest słabsza niż zwykle A że do tego nie wychodzę ostatnio z domu (w biurze nie mogę się skoncentrować, za głośno jest, więc robię zdalnie), to czuję się powoli jak Jabba the Hutt Chociaż akurat dzisiaj jakoś nie byłam specjalnie głodna i mało co zjadłam, no bo przecież łeb...
No, tak więc wiało dzisiaj, oczywiście w twarz i oczywiście tam, gdzie akurat jest minimalnie pod górkę, gdzie już ostatnia prosta i gdzie akurat mam zrobić przebieżki. A tych zrobiłam dziś 6, po ok. 30''/1'. W ogóle jakoś żwawo mi idzie, w porównaniu do stanu sprzed paru tygodni, muszę się co i rusz hamować. Nie wiem, czy to źle, czy dobrze, zobaczymy, jak się sytuacja rozwinie.
I ten, taki mały jubileusz dziś mam, mianowicie pękło 1500 km w tym roku. Wziąwszy pod uwagę to, jak się ten rok zaczął, to kurczę, nieźle Jestem z siebie dumna i klepię się po ramieniu
W weekend coś pobiegam, jak będzie sucho i ładna pogoda w sobotę, to może powalczę z Małą Sobótką. Stay tuned!
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
- kachita
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 6639
- Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Wrocław
niedziela, 1 grudnia
14,87 km w 1:41:10
średnie tempo: 6:48
średnie tętno: 165
max tętno: 202
kilka minut rozciągania
Buty: Brooks Cascadia
Z wczorajszych podbiegów nic nie wyszło, bo w nocy padało, a przed południem nie miałam odpowiedniego obuwia. Po południu było już ciemno, poza tym trochę mi się przysnęło po tabletkach przeciwbólowych (tak, łeb dalej nap...) i obudziłam się jakoś wpół do ósmej, rozmemłana i w ogóle, więc już nigdzie nie wyszłam.
Za to dziś, dziś wybrałam się poszurać nawet za widoku! Poleciałam do parku skrótem, z którego jednak będę musiała zrezygnować, gdyż albowiem z polnej wyboistej drogi zrobiła się polna wyboista droga dojazdowa na budowę. Tak więc moje czyściutkie buty były czyste może przez 10 sekund W parku zrobiłam dwie pętelki, na początku każdej wbiegłam na Górkę Skarbowców od tej dłuższej łagodniejszej strony, kilku wyżyłowanych facetów też wbiegało, ale może z jeden się uśmiechnął... Ja przy podbiegach nie wymagam machania rękami, no ale na uśmiech to chyba można się zdobyć, co nie? W każdym bądź razie podbiegi dwa zrobiłam, letko nie było, no ale nie ma letko Ogólnie to przez cały czas miałam ochotę się zatrzymać, ale dzięki mojej najnowszej playliście jakoś szło, bo akurat piosenki mi motywująco pasowały. No ale cóż z tego, jak w okolicy 10 km zaczęło boleć pod lewym kolanem. Zatrzymałam się, rozciągnęłam, poleciałam dalej. Niestety, po 10 minutach znów nie dało się biec, więc znów krótka przerwa i rozciąganie. Chcąc nie chcąc musiałam jakoś wrócić do domu, a że zaczynało zmierzchać i się ochładzać, to ból nie ból, truchtamy. Zrobiłam jeszcze jedną przerwę, tuż przed błockiem , i jakoś do domu dotarłam. W drodze powrotnej już się nie przejmowałam, żeby nie wdepnąć w błoto po kostki, więc buty wyglądają tak, że rubin by się nie powstydziła
W przyszłym tygodniu biegania będzie bardzo mało lub nawet wręcz wcale - mam mnóstwo pracy, jakąś kolację służbową, w środę wieczorem wyjeżdżam na Hel, a tam w zeszłym roku złamałam sobie nogę, więc mimo przepięknych okoliczności przyrody raczej nie będę tam biegać, bo jakoś tak traumę mam i się trochę cykam Ale na sztangi jutro idę Stay tuned!
14,87 km w 1:41:10
średnie tempo: 6:48
średnie tętno: 165
max tętno: 202
kilka minut rozciągania
Buty: Brooks Cascadia
Z wczorajszych podbiegów nic nie wyszło, bo w nocy padało, a przed południem nie miałam odpowiedniego obuwia. Po południu było już ciemno, poza tym trochę mi się przysnęło po tabletkach przeciwbólowych (tak, łeb dalej nap...) i obudziłam się jakoś wpół do ósmej, rozmemłana i w ogóle, więc już nigdzie nie wyszłam.
Za to dziś, dziś wybrałam się poszurać nawet za widoku! Poleciałam do parku skrótem, z którego jednak będę musiała zrezygnować, gdyż albowiem z polnej wyboistej drogi zrobiła się polna wyboista droga dojazdowa na budowę. Tak więc moje czyściutkie buty były czyste może przez 10 sekund W parku zrobiłam dwie pętelki, na początku każdej wbiegłam na Górkę Skarbowców od tej dłuższej łagodniejszej strony, kilku wyżyłowanych facetów też wbiegało, ale może z jeden się uśmiechnął... Ja przy podbiegach nie wymagam machania rękami, no ale na uśmiech to chyba można się zdobyć, co nie? W każdym bądź razie podbiegi dwa zrobiłam, letko nie było, no ale nie ma letko Ogólnie to przez cały czas miałam ochotę się zatrzymać, ale dzięki mojej najnowszej playliście jakoś szło, bo akurat piosenki mi motywująco pasowały. No ale cóż z tego, jak w okolicy 10 km zaczęło boleć pod lewym kolanem. Zatrzymałam się, rozciągnęłam, poleciałam dalej. Niestety, po 10 minutach znów nie dało się biec, więc znów krótka przerwa i rozciąganie. Chcąc nie chcąc musiałam jakoś wrócić do domu, a że zaczynało zmierzchać i się ochładzać, to ból nie ból, truchtamy. Zrobiłam jeszcze jedną przerwę, tuż przed błockiem , i jakoś do domu dotarłam. W drodze powrotnej już się nie przejmowałam, żeby nie wdepnąć w błoto po kostki, więc buty wyglądają tak, że rubin by się nie powstydziła
W przyszłym tygodniu biegania będzie bardzo mało lub nawet wręcz wcale - mam mnóstwo pracy, jakąś kolację służbową, w środę wieczorem wyjeżdżam na Hel, a tam w zeszłym roku złamałam sobie nogę, więc mimo przepięknych okoliczności przyrody raczej nie będę tam biegać, bo jakoś tak traumę mam i się trochę cykam Ale na sztangi jutro idę Stay tuned!
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
- kachita
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 6639
- Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Wrocław
poniedziałek, 2 grudnia
55 min body pump
W sumie bez historii, bo nie pamiętam nic konkretnego.
poniedziałek, 9 grudnia
55 min body pump
Zwiększyłam obciążenie na przysiady i grzbiet. Zmachałam się trochę, no ale co się dziwić, jak przez 5 dni mało co spałam i się odwadniałam
środa, 11 grudnia
6,91 km w 46:38
średnie tempo: 6:45
średnie tętno: 161
max tętno: 193
chwila rozciągania
Buty: Skechers GoRun
Ponordconowe rozbieganie. Letko nie było, bo w sumie nie biegałam półtora tygodnia. Nad morzem trochę sobie tylko popływałam w basenie, dużo poskakałam na dęsflorze, ale poza tym to sodoma, gomora i patologia Za to wszyscy mnie pytali, jak nóżka i czy w tym roku będę biegać Ale wracając - wczoraj byłam zbyt zmęczona na bieganie, ale dziś wychodziłam niemal ze śpiewem na ustach. Było fajnie przez chwilę, potem robiło się coraz gorzej - bolało wszystko, mięśnie, kości, stawy, płuca chciały się pożegnać ze mną jakoś po 15 minutach, no dramat. Ale muza na uszach pomogła i jakoś się rozkręciłam (pomogły też przerwy na światłach, no ale to mniej ), pod koniec nawet mi się biegło całkiem sympatycznie.
Teraz mam dwa tygodnie, żeby jakoś się przygotować na obozowe bieganie. Będzie się działo Stay tuned!
55 min body pump
W sumie bez historii, bo nie pamiętam nic konkretnego.
poniedziałek, 9 grudnia
55 min body pump
Zwiększyłam obciążenie na przysiady i grzbiet. Zmachałam się trochę, no ale co się dziwić, jak przez 5 dni mało co spałam i się odwadniałam
środa, 11 grudnia
6,91 km w 46:38
średnie tempo: 6:45
średnie tętno: 161
max tętno: 193
chwila rozciągania
Buty: Skechers GoRun
Ponordconowe rozbieganie. Letko nie było, bo w sumie nie biegałam półtora tygodnia. Nad morzem trochę sobie tylko popływałam w basenie, dużo poskakałam na dęsflorze, ale poza tym to sodoma, gomora i patologia Za to wszyscy mnie pytali, jak nóżka i czy w tym roku będę biegać Ale wracając - wczoraj byłam zbyt zmęczona na bieganie, ale dziś wychodziłam niemal ze śpiewem na ustach. Było fajnie przez chwilę, potem robiło się coraz gorzej - bolało wszystko, mięśnie, kości, stawy, płuca chciały się pożegnać ze mną jakoś po 15 minutach, no dramat. Ale muza na uszach pomogła i jakoś się rozkręciłam (pomogły też przerwy na światłach, no ale to mniej ), pod koniec nawet mi się biegło całkiem sympatycznie.
Teraz mam dwa tygodnie, żeby jakoś się przygotować na obozowe bieganie. Będzie się działo Stay tuned!
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
- kachita
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 6639
- Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Wrocław
Drodzy Blogoczytacze!
Życzę Wam wesołych, zdrowych Świąt i wszystkiego najbiegowszego w Nowym Roku!
PS Jakoś ostatnio nie mam kompletnie weny do biegania, co jest straszne, bo za trzy dni obóz, a ja w grudniu nawet 30 km nie zrobiłam Od zeszłego razu pokicałam tylko 6,5 falowanych km na delegacji... No ale może jakoś to będzie
Życzę Wam wesołych, zdrowych Świąt i wszystkiego najbiegowszego w Nowym Roku!
PS Jakoś ostatnio nie mam kompletnie weny do biegania, co jest straszne, bo za trzy dni obóz, a ja w grudniu nawet 30 km nie zrobiłam Od zeszłego razu pokicałam tylko 6,5 falowanych km na delegacji... No ale może jakoś to będzie
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
- kachita
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 6639
- Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Wrocław
Najlepszego w Nowym Roku! Oby nam się wszystkim dobrze biegało, kontuzje omijały nas szerokim łukiem, a życiówki wręcz przeciwnie
Relacja z obozu wkrótce, biegało się, i to dużo...
Relacja z obozu wkrótce, biegało się, i to dużo...
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
- kachita
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 6639
- Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Wrocław
Obóz Sylwestrowy bieganie.pl
Jak można było zauważyć, nie biegałam zbyt dużo w grudniu. Tak więc na obóz jechałam z jednej strony z lekką obawą, jak to będzie i czy dam radę, a z drugiej strony z nadzieją, że się zmotywuję do powrotu do regularnego biegania. Obóz był jak zawsze super, a działo się to:
26.12.
Po obiedzie zainaugurowaliśmy obóz krótkim półgodzinnym truchcikiem (niecałe 5 km), zakończonym rozciąganiem. Oczywiście wszyscy ruszyli ambitnie, a ja z moją ciężką d.pą (waga po świętach była bezlitosna ) zostałam na końcu... Dobrze, że Marcin się zlitował i dotrzymał mi towarzystwa, zagadując mnie na tyle skutecznie, że nie zauważyłam, że zasadniczo nieco zapierdalam Po nawrotce pogadałam z Grześkiem, ale też tempo było żwawe, więc musiałam zwolnić. Średnio wyszło po 6:17. To będzie ciężki obóz...
27.12.
Wstałam na zaprawę poranną! Pierwszy raz na obozie! Łał! Spodobało mi się, więc wstawałam już codziennie. Dobrze jest rozruszać zastane kości i się nieco porozciągać. Wpadało zazwyczaj po ok. 1,5 km, potem 15-20 min rozciągania.
Po śniadaniu była wycieczka na Magurkę. Mocno pod górkę. A d.pa ciężka. Generalnie jak dla mnie masakra, ledwo się wspinałam, a jak się wypłaszczało, to nie miałam siły biec. Z górki jako tako szło, ale to dzięki grawitacji Na domiar złego, Krzysiek, który tym razem opiekował się grupką luzaków, tak jakby nas zgubił, więc nadłożyłyśmy tak ze 3 km, oczywiście mocno fałdowane... Łącznie wyszło tego z 14 km, prawie 2,5 godziny wysiłku.
Po południu (hard)core stability - jakoś tak łatwiej mi było niż latem, może ćwiczenia domowe i sztangowe coś tam działają... Wieczorem basen - trochę popływałam, ale większość czasu siedziałam w jacuzzi, mając nadzieję, że nogi przestaną boleć
28.12.
Dżizas, jakie zakwasy. Masakra. A tu w planach bieg ciągły w tempie między półmaratońskim a maratońskim. Do tego upał, słońce praży, nie było dobrze Zaczęłam zbyt szybko, potem umierałam. Nie zrobiłam nawet zakładanych 6 kółek, tylko 5, do tego z przerwą po trzecim. Dramat. Ale potem się okazało, że wszystkim było ciężko i znalazło się jeszcze parę osób, które poprzestały na 5 kółeczkach, więc mi nieco ulżyło... Oczywiście fason do zdjęcia był trzymany, aczkolwiek jak się dobrze przyjrzeć, to widać w oczach żądzę mordu
Po południu karny jeżyk i znowu core stability. I pomyśleć, że robię to z własnej nieprzymuszonej woli Wieczorem znowu basen, znowu trochę pływania i sporo jacuzzi, a potem integracja przy pivotoniku.
29.12.
Dziś biegowa wycieczka numer 2, na Szyndzielnię. Tym razem wzięłam telefon - jak się okazało, był to dobry pomysł, ale nie wyprzedzajmy faktów. Zakwasy były jakby mniejsze, więc nie było masakry, a i nawet jakoś lepiej się wspinało pod górkę. Jakieś 1-1,5 km przed schroniskiem zaczęło mi burczeć w brzuchu Krzysiek wspomniał, że można tam kupić szarlotkę, więc na chwilę jakoś się zmotywowałam Faktycznie, szarlotka była, pojedliśmy, napiliśmy się herbaty, zmarzliśmy i ruszyliśmy w dół. Grupa poleciała i tylko się za nimi zakurzyło, my z Aniami jednak nie czułyśmy się zbyt bezpiecznie na dość ostrym zbiegu. Ale potem szło, zbiegało się super, pogaduchy i tak jakby przegapiłyśmy szlak Zorientowałyśmy się pół kilometra ostrego zbiegu niżej Krzysiek dał nam instrukcje przez telefon, gdzie ten szlak jest, więc musiałyśmy się wrócić... Ale odszukaliśmy się w miarę szybko, Krzysiek za mocno nie zmarzł czekając na nas, ale potem już nie spuszczał nas z oka
Po południu rozciąganie, "szóstka Janika" i słynny mecz! A wieczorem basen - trochę pływania, sporo bąbelków
30.12.
Spóźniłam się minutę na zaprawę, więc musiałam gonić grupę. Tempo było mocne Ale w sumie dobrze mi to rozmasowało zakwasy po wycieczce dnia poprzedniego...
Trening zasadniczy to leciutki bieg zakończony przebieżkami. Trasa miała mieć 10-12 km, ale nie czułam się na tyle, więc zawróciłam przy wiadukcie - wyszło mi niecałe 9 km. Jak się okazało, grupie wyszło 9 km
Przebieżek zrobiłam 5, przy piątej już nie miałam siły podnosić wysoko nóg, więc nie było sensu robić szóstej tylko dla zrobienia - mieliśmy przecież szlifować technikę i niwelować błędy, które trenejro wskazał na wykładzie.
Po południu piłki lekarskie, a po kolacji duża część grupy poszła do kina, a ja w kameralnym gronie na basen. Trochę popływałam, trochę posiedziałam w bąbelkach, a potem postanowiłam sprawdzić, czy może jednak wytrzymam w saunie. Wytrzymałam, nawet dwa razy, bardzo orzeźwiające uczucie. I albo sobie to wmówiłam, albo faktycznie łydki i piszczele po saunie bolały mniej
31.12.
Wycieczka nr 3, na Kocierz. Najdłuższa z wycieczek, ale też w sumie najlepiej się na niej czułam - czyli jest dobrze, tak jak być powinno, forma wraca dzięki obozowi. Były fajowe zbiegi, zwłaszcza na skrócie ze schroniska na dół - ciamkające błocko, trochę lodu, trochę śniegu, kamulce, super
Znowu burczało mi w brzuchu przed schroniskiem, ale szarlotka dodała mi sił Ostatnie kilka kilometrów było asfaltem w dół, biegło się dobrze, żwawym tempem, bez kryzysów. Cieszy mnie to. Razem weszło prawie 21,5 km. Jak dla mnie to całkiem zacny dystans.
Po południu rozciąganie na sali i ćwiczenia koordynacyjne w podskokach, żeby przygotować się na Sylwestra I "szóstka Janika" w wersji hardcore, przy której wymiękł nawet Janik
A potem były tańce, hulanki, swawola... Do północy wytrzymałam w kiecce i szpilkach (miło było usłyszeć komplementy i zobaczyć uznanie w niektórych oczach ), potem przebrałam się w bardziej wygodny zestaw. To, co na parkiecie wyczyniali Grzesiek z Krzyśkiem, jest nie do opisania, to trzeba zobaczyć! No i wrażenia z tańców indywidualnych z trenejros też niezapomniane Położyłam się spać koło wpół do czwartej...
01.01.
Noworoczny wyścig! Zgodnie z trendem, po wycieczce w góry nogi ciężkie i bolące, stopy lekko zmasakrowane szpilkami. W dodatku skumulowane niewyspanie. Nie wiedziałam, czego się spodziewać i jak biec. Całe "szczęście", że po kilometrze zegarek stracił sygnał GPS, to pobiegłam na czuja. Wynik nie powala, ale był lepszy niż się spodziewałam, udało się też przyspieszyć na koniec (przy takim dopingu trudno było nie przyspieszyć ), więc jestem w sumie zadowolona.
Ogólnie na obozie wpadło ponad 85 km i sporo ćwiczeń siłowych. Zgubiłam 1 kg , spotkałam wiele znajomych już osób, poznałam nowe, było naprawdę bardzo fajnie Latem znowu jadę
Dziś zgodnie z zaleceniem nic nie robię, zresztą nogi nadal bolą i nadal się nie wyspałam do końca... Jutro pójdę spokojnie potruchtać. Stay tuned!
Jak można było zauważyć, nie biegałam zbyt dużo w grudniu. Tak więc na obóz jechałam z jednej strony z lekką obawą, jak to będzie i czy dam radę, a z drugiej strony z nadzieją, że się zmotywuję do powrotu do regularnego biegania. Obóz był jak zawsze super, a działo się to:
26.12.
Po obiedzie zainaugurowaliśmy obóz krótkim półgodzinnym truchcikiem (niecałe 5 km), zakończonym rozciąganiem. Oczywiście wszyscy ruszyli ambitnie, a ja z moją ciężką d.pą (waga po świętach była bezlitosna ) zostałam na końcu... Dobrze, że Marcin się zlitował i dotrzymał mi towarzystwa, zagadując mnie na tyle skutecznie, że nie zauważyłam, że zasadniczo nieco zapierdalam Po nawrotce pogadałam z Grześkiem, ale też tempo było żwawe, więc musiałam zwolnić. Średnio wyszło po 6:17. To będzie ciężki obóz...
27.12.
Wstałam na zaprawę poranną! Pierwszy raz na obozie! Łał! Spodobało mi się, więc wstawałam już codziennie. Dobrze jest rozruszać zastane kości i się nieco porozciągać. Wpadało zazwyczaj po ok. 1,5 km, potem 15-20 min rozciągania.
Po śniadaniu była wycieczka na Magurkę. Mocno pod górkę. A d.pa ciężka. Generalnie jak dla mnie masakra, ledwo się wspinałam, a jak się wypłaszczało, to nie miałam siły biec. Z górki jako tako szło, ale to dzięki grawitacji Na domiar złego, Krzysiek, który tym razem opiekował się grupką luzaków, tak jakby nas zgubił, więc nadłożyłyśmy tak ze 3 km, oczywiście mocno fałdowane... Łącznie wyszło tego z 14 km, prawie 2,5 godziny wysiłku.
Po południu (hard)core stability - jakoś tak łatwiej mi było niż latem, może ćwiczenia domowe i sztangowe coś tam działają... Wieczorem basen - trochę popływałam, ale większość czasu siedziałam w jacuzzi, mając nadzieję, że nogi przestaną boleć
28.12.
Dżizas, jakie zakwasy. Masakra. A tu w planach bieg ciągły w tempie między półmaratońskim a maratońskim. Do tego upał, słońce praży, nie było dobrze Zaczęłam zbyt szybko, potem umierałam. Nie zrobiłam nawet zakładanych 6 kółek, tylko 5, do tego z przerwą po trzecim. Dramat. Ale potem się okazało, że wszystkim było ciężko i znalazło się jeszcze parę osób, które poprzestały na 5 kółeczkach, więc mi nieco ulżyło... Oczywiście fason do zdjęcia był trzymany, aczkolwiek jak się dobrze przyjrzeć, to widać w oczach żądzę mordu
Po południu karny jeżyk i znowu core stability. I pomyśleć, że robię to z własnej nieprzymuszonej woli Wieczorem znowu basen, znowu trochę pływania i sporo jacuzzi, a potem integracja przy pivotoniku.
29.12.
Dziś biegowa wycieczka numer 2, na Szyndzielnię. Tym razem wzięłam telefon - jak się okazało, był to dobry pomysł, ale nie wyprzedzajmy faktów. Zakwasy były jakby mniejsze, więc nie było masakry, a i nawet jakoś lepiej się wspinało pod górkę. Jakieś 1-1,5 km przed schroniskiem zaczęło mi burczeć w brzuchu Krzysiek wspomniał, że można tam kupić szarlotkę, więc na chwilę jakoś się zmotywowałam Faktycznie, szarlotka była, pojedliśmy, napiliśmy się herbaty, zmarzliśmy i ruszyliśmy w dół. Grupa poleciała i tylko się za nimi zakurzyło, my z Aniami jednak nie czułyśmy się zbyt bezpiecznie na dość ostrym zbiegu. Ale potem szło, zbiegało się super, pogaduchy i tak jakby przegapiłyśmy szlak Zorientowałyśmy się pół kilometra ostrego zbiegu niżej Krzysiek dał nam instrukcje przez telefon, gdzie ten szlak jest, więc musiałyśmy się wrócić... Ale odszukaliśmy się w miarę szybko, Krzysiek za mocno nie zmarzł czekając na nas, ale potem już nie spuszczał nas z oka
Po południu rozciąganie, "szóstka Janika" i słynny mecz! A wieczorem basen - trochę pływania, sporo bąbelków
30.12.
Spóźniłam się minutę na zaprawę, więc musiałam gonić grupę. Tempo było mocne Ale w sumie dobrze mi to rozmasowało zakwasy po wycieczce dnia poprzedniego...
Trening zasadniczy to leciutki bieg zakończony przebieżkami. Trasa miała mieć 10-12 km, ale nie czułam się na tyle, więc zawróciłam przy wiadukcie - wyszło mi niecałe 9 km. Jak się okazało, grupie wyszło 9 km
Przebieżek zrobiłam 5, przy piątej już nie miałam siły podnosić wysoko nóg, więc nie było sensu robić szóstej tylko dla zrobienia - mieliśmy przecież szlifować technikę i niwelować błędy, które trenejro wskazał na wykładzie.
Po południu piłki lekarskie, a po kolacji duża część grupy poszła do kina, a ja w kameralnym gronie na basen. Trochę popływałam, trochę posiedziałam w bąbelkach, a potem postanowiłam sprawdzić, czy może jednak wytrzymam w saunie. Wytrzymałam, nawet dwa razy, bardzo orzeźwiające uczucie. I albo sobie to wmówiłam, albo faktycznie łydki i piszczele po saunie bolały mniej
31.12.
Wycieczka nr 3, na Kocierz. Najdłuższa z wycieczek, ale też w sumie najlepiej się na niej czułam - czyli jest dobrze, tak jak być powinno, forma wraca dzięki obozowi. Były fajowe zbiegi, zwłaszcza na skrócie ze schroniska na dół - ciamkające błocko, trochę lodu, trochę śniegu, kamulce, super
Znowu burczało mi w brzuchu przed schroniskiem, ale szarlotka dodała mi sił Ostatnie kilka kilometrów było asfaltem w dół, biegło się dobrze, żwawym tempem, bez kryzysów. Cieszy mnie to. Razem weszło prawie 21,5 km. Jak dla mnie to całkiem zacny dystans.
Po południu rozciąganie na sali i ćwiczenia koordynacyjne w podskokach, żeby przygotować się na Sylwestra I "szóstka Janika" w wersji hardcore, przy której wymiękł nawet Janik
A potem były tańce, hulanki, swawola... Do północy wytrzymałam w kiecce i szpilkach (miło było usłyszeć komplementy i zobaczyć uznanie w niektórych oczach ), potem przebrałam się w bardziej wygodny zestaw. To, co na parkiecie wyczyniali Grzesiek z Krzyśkiem, jest nie do opisania, to trzeba zobaczyć! No i wrażenia z tańców indywidualnych z trenejros też niezapomniane Położyłam się spać koło wpół do czwartej...
01.01.
Noworoczny wyścig! Zgodnie z trendem, po wycieczce w góry nogi ciężkie i bolące, stopy lekko zmasakrowane szpilkami. W dodatku skumulowane niewyspanie. Nie wiedziałam, czego się spodziewać i jak biec. Całe "szczęście", że po kilometrze zegarek stracił sygnał GPS, to pobiegłam na czuja. Wynik nie powala, ale był lepszy niż się spodziewałam, udało się też przyspieszyć na koniec (przy takim dopingu trudno było nie przyspieszyć ), więc jestem w sumie zadowolona.
Ogólnie na obozie wpadło ponad 85 km i sporo ćwiczeń siłowych. Zgubiłam 1 kg , spotkałam wiele znajomych już osób, poznałam nowe, było naprawdę bardzo fajnie Latem znowu jadę
Dziś zgodnie z zaleceniem nic nie robię, zresztą nogi nadal bolą i nadal się nie wyspałam do końca... Jutro pójdę spokojnie potruchtać. Stay tuned!
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
- kachita
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 6639
- Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Wrocław
piątek, 3 stycznia
7,91 km w 53:15
średnie tempo: 6:44
średnie tętno: 147
max tętno: 176
10 min rozciągania
Buty: Skechers GoRun
W przerwie na lancz wyszłam potruchtać z Iką. Słonko świeciło, ciepełko, fajnie I w ogóle myślałam, że toczymy się wolniej, a tu jednak nie, chociaż pod koniec musiałyśmy zwolnić, bo Ika też jest po dłuższej przerwie od biegania. Na koniec dokręciłam jeszcze solo kółeczko wokół osiedla, bo jakoś mi mało było Aczkolwiek nogi jeszcze ciut zmęczone, a mięśnie pospinane, co poczułam podczas rozciągania.
W długi weekend coś pobiegam, stay tuned!
7,91 km w 53:15
średnie tempo: 6:44
średnie tętno: 147
max tętno: 176
10 min rozciągania
Buty: Skechers GoRun
W przerwie na lancz wyszłam potruchtać z Iką. Słonko świeciło, ciepełko, fajnie I w ogóle myślałam, że toczymy się wolniej, a tu jednak nie, chociaż pod koniec musiałyśmy zwolnić, bo Ika też jest po dłuższej przerwie od biegania. Na koniec dokręciłam jeszcze solo kółeczko wokół osiedla, bo jakoś mi mało było Aczkolwiek nogi jeszcze ciut zmęczone, a mięśnie pospinane, co poczułam podczas rozciągania.
W długi weekend coś pobiegam, stay tuned!
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
- kachita
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 6639
- Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Wrocław
Cele 2014
Trzeba by coś napisać o celach na ten nowy rok, żeby potem mieć się z czego śmiać za jakieś 11,5 miesiąca Trochę ciężko będzie, bo na razie nie mam zbyt dużych planów, no ale spróbuję coś sklecić z tego co mam.
Celem głównym moim na ten rok jest biegać i czerpać z tego radość Oczywiście byłoby miło biegać szybciej, ale jak się nie uda, to dramatu nie będzie, bo tak naprawdę czy te kilka-kilkanaście sekund na kilometr mniej zmieni coś w moim życiu? Raczej nie bardzo. Grunt, żebym biegała z uśmiechem na ustach
Oczywiście będę trenować do startów, bo lubię zawody. Biorę udział w Grand Prix zBiegiemNatury, najbliższy bieg już za dwa tygodnie.
Chcę też zapisać się na 12-godzinną sztafetę w kopalni soli w Bochni. Na razie mam jedną zainteresowaną osobę, szukam kolejnych dwóch, a potem będzie potrzeba nieco szczęścia w losowaniu. Trzymajcie kciuki!
Kolejny bieg to Półmaraton Ślężański. Chciałabym nie umrzeć na pierwszych 9-ciu kilometrach, gdzie jest pod górkę Bo z górki to ja lubię i dobrze mi to idzie. W związku z tym będę musiała wprowadzić do treningu podbiegi, może wybiorę się raz czy drugi do Sobótki, jak pogoda będzie sprzyjać.
A pod koniec kwietnia czeka mnie Maraton w Duesseldorfie. Chcę się dobrze do niego przygotować i oczywiście pobiec go szybciej niż Warszawski. Mam na oku wynik pewnej znajomej osoby, który chciałabym pobić Czasu na przygotowania jest sporo, półmaraton miesiąc wcześniej będzie dobrym sprawdzianem. Dobrze byłoby się nieco wycieniować do tego czasu, popracuję nad tym
W maju może się skuszę na bieg na Ślężę (aczkolwiek już to widzę, jak ja tam wbiegam ), może na dyszkę ulicą Piotrkowską, potem moje plany są już bardzo luźne, jest sporo imprez ciekawych, będę musiała się na coś zdecydować - czy płaska połówka we Wro w czerwcu, czy może Wielka Pętla Izerska w lipcu? A może Dolnośląski Festiwal Biegów Górskich? Sierpień to Maraton Winnic, tej imprezy nie można przegapić Na jesień na razie nie mam żadnych planów, ale może jakiś maratonik? Może Poznań? Na Wrocław się nie szykuję, bo prawdopodobnie w tym terminie będę w podróży służbowej...
No i standardowo - chciałabym schudnąć kilka kg (wprawdzie trenejros coś tam protestowali, że weź Kaśka, kobieta ma wyglądać jak kobieta, z chudej kury rosołu nie zrobisz, coś tam, coś tam, ale po pierwsze do chudej kury mi daleko, a po drugie, nawet jak schudnę te kilka kg, to i tak będę miała na czym usiąść i czym oddychać, rezerwy są spore, także ten ...), wreszcie podciągnąć się na drążku, zrobić 100 pompek, takie tam
No, to wstępnie tyle.
Trzeba by coś napisać o celach na ten nowy rok, żeby potem mieć się z czego śmiać za jakieś 11,5 miesiąca Trochę ciężko będzie, bo na razie nie mam zbyt dużych planów, no ale spróbuję coś sklecić z tego co mam.
Celem głównym moim na ten rok jest biegać i czerpać z tego radość Oczywiście byłoby miło biegać szybciej, ale jak się nie uda, to dramatu nie będzie, bo tak naprawdę czy te kilka-kilkanaście sekund na kilometr mniej zmieni coś w moim życiu? Raczej nie bardzo. Grunt, żebym biegała z uśmiechem na ustach
Oczywiście będę trenować do startów, bo lubię zawody. Biorę udział w Grand Prix zBiegiemNatury, najbliższy bieg już za dwa tygodnie.
Chcę też zapisać się na 12-godzinną sztafetę w kopalni soli w Bochni. Na razie mam jedną zainteresowaną osobę, szukam kolejnych dwóch, a potem będzie potrzeba nieco szczęścia w losowaniu. Trzymajcie kciuki!
Kolejny bieg to Półmaraton Ślężański. Chciałabym nie umrzeć na pierwszych 9-ciu kilometrach, gdzie jest pod górkę Bo z górki to ja lubię i dobrze mi to idzie. W związku z tym będę musiała wprowadzić do treningu podbiegi, może wybiorę się raz czy drugi do Sobótki, jak pogoda będzie sprzyjać.
A pod koniec kwietnia czeka mnie Maraton w Duesseldorfie. Chcę się dobrze do niego przygotować i oczywiście pobiec go szybciej niż Warszawski. Mam na oku wynik pewnej znajomej osoby, który chciałabym pobić Czasu na przygotowania jest sporo, półmaraton miesiąc wcześniej będzie dobrym sprawdzianem. Dobrze byłoby się nieco wycieniować do tego czasu, popracuję nad tym
W maju może się skuszę na bieg na Ślężę (aczkolwiek już to widzę, jak ja tam wbiegam ), może na dyszkę ulicą Piotrkowską, potem moje plany są już bardzo luźne, jest sporo imprez ciekawych, będę musiała się na coś zdecydować - czy płaska połówka we Wro w czerwcu, czy może Wielka Pętla Izerska w lipcu? A może Dolnośląski Festiwal Biegów Górskich? Sierpień to Maraton Winnic, tej imprezy nie można przegapić Na jesień na razie nie mam żadnych planów, ale może jakiś maratonik? Może Poznań? Na Wrocław się nie szykuję, bo prawdopodobnie w tym terminie będę w podróży służbowej...
No i standardowo - chciałabym schudnąć kilka kg (wprawdzie trenejros coś tam protestowali, że weź Kaśka, kobieta ma wyglądać jak kobieta, z chudej kury rosołu nie zrobisz, coś tam, coś tam, ale po pierwsze do chudej kury mi daleko, a po drugie, nawet jak schudnę te kilka kg, to i tak będę miała na czym usiąść i czym oddychać, rezerwy są spore, także ten ...), wreszcie podciągnąć się na drążku, zrobić 100 pompek, takie tam
No, to wstępnie tyle.
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
- kachita
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 6639
- Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Wrocław
niedziela, 5 stycznia
8,9 km w 1h
średnie tempo: 6:46
średnie tętno: 165
max tętno: 180
chwila rozciągania
Buty: Skechers GoRun
Dzisiaj spokojna rundka osiedlowa z wkładką podbiegową - 3 razy w górę i dół dłuższej strony górki skarbowców, żwawo, z jedną króciutką przerwą pod 3 podbiegu, bo kolka złapała i musiałam ją rozmasować. Potem nogi były nieco ciężkie i średnie tempo nieco spadło, ale oj tam, oj tam. Trochę się zmachałam dzisiaj, może nie powinnam była jeszcze robić tych podbiegów, ale miałam na nie ochotę i podobało mi się, więc jest dobrze.
Wczoraj znalazłam składankę muzyczną, którą zrobiłam na jakąś studencką imprezę - rany, jakie hity Niektóre całkiem na czasie Moja playlista biegowa się wzbogaca
Stay tuned!
8,9 km w 1h
średnie tempo: 6:46
średnie tętno: 165
max tętno: 180
chwila rozciągania
Buty: Skechers GoRun
Dzisiaj spokojna rundka osiedlowa z wkładką podbiegową - 3 razy w górę i dół dłuższej strony górki skarbowców, żwawo, z jedną króciutką przerwą pod 3 podbiegu, bo kolka złapała i musiałam ją rozmasować. Potem nogi były nieco ciężkie i średnie tempo nieco spadło, ale oj tam, oj tam. Trochę się zmachałam dzisiaj, może nie powinnam była jeszcze robić tych podbiegów, ale miałam na nie ochotę i podobało mi się, więc jest dobrze.
Wczoraj znalazłam składankę muzyczną, którą zrobiłam na jakąś studencką imprezę - rany, jakie hity Niektóre całkiem na czasie Moja playlista biegowa się wzbogaca
Stay tuned!
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
- kachita
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 6639
- Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Wrocław
wtorek, 7 stycznia
7,26 km w 47:34
średnie tempo: 6:33
średnie tętno: 158
max tętno 168
10 min rozciągania
Buty: Skechers GoRun
Matka Korporacja mnie kiedyś wykończy... Myślałam, że po Nowym Roku będzie nieco mniej pracy, ale gdzie tam, ledwie zaczął się rok, a ja już nadgodziny trzaskam. Masakra. W związku z tym odżywiam się odpowiednio, czyli w przerwie między jednym spotkaniem a drugim wciągam na szybko coś zamówione przez telefon. Dziś zaległ mi na żołądku schabowy, mimo, że zjadłam go na kilka godzin przed bieganiem. Nie było komfortu, oj nie. Stres też mnie trochę męczy, bardzo źle dzisiaj spałam, do tego AZS kontratakuje, chociaż to akurat chyba jest pokłosie obozu - prysznic 3 razy dziennie i mocno chlorowana woda to nie jest coś, co moja skóra lubi najbardziej Trzeba będzie przejść się do dermatologa po jakieś sterydy czy cuś.
No ale wyszłam sobie dziś potruchtać pętelkę po osiedlu, jakoś tak mnie trochę poniosło i dość żwawo mi to wyszło. Nawet chciałam zwolnić i specjalnie się zatrzymałam, żeby się wybić z rytmu, ale nic to nie dało Zwalniałam tylko tam, gdzie musiałam przebiec przez ulicę. No ale noga niosła, tętno całkiem OK, gdyby nie ten schabowy, to i lekkość by była, więc może tak właśnie miało być Na razie cieszy mnie to, że mimo nawału pracy i powracającego zmęczenia chce mi się wychodzić
Z zapisków dla potomnych - Skechersy mi się trochę przetarły w środku, tak z boku. Na razie w niczym to nie przeszkadza, zauważyłam to właściwie przypadkiem, więc latam w nich dalej. Ale trzeba zacząć się rozglądać za nowymi butkami, bo dawno nic nie kupowałam
Stay tuned!
7,26 km w 47:34
średnie tempo: 6:33
średnie tętno: 158
max tętno 168
10 min rozciągania
Buty: Skechers GoRun
Matka Korporacja mnie kiedyś wykończy... Myślałam, że po Nowym Roku będzie nieco mniej pracy, ale gdzie tam, ledwie zaczął się rok, a ja już nadgodziny trzaskam. Masakra. W związku z tym odżywiam się odpowiednio, czyli w przerwie między jednym spotkaniem a drugim wciągam na szybko coś zamówione przez telefon. Dziś zaległ mi na żołądku schabowy, mimo, że zjadłam go na kilka godzin przed bieganiem. Nie było komfortu, oj nie. Stres też mnie trochę męczy, bardzo źle dzisiaj spałam, do tego AZS kontratakuje, chociaż to akurat chyba jest pokłosie obozu - prysznic 3 razy dziennie i mocno chlorowana woda to nie jest coś, co moja skóra lubi najbardziej Trzeba będzie przejść się do dermatologa po jakieś sterydy czy cuś.
No ale wyszłam sobie dziś potruchtać pętelkę po osiedlu, jakoś tak mnie trochę poniosło i dość żwawo mi to wyszło. Nawet chciałam zwolnić i specjalnie się zatrzymałam, żeby się wybić z rytmu, ale nic to nie dało Zwalniałam tylko tam, gdzie musiałam przebiec przez ulicę. No ale noga niosła, tętno całkiem OK, gdyby nie ten schabowy, to i lekkość by była, więc może tak właśnie miało być Na razie cieszy mnie to, że mimo nawału pracy i powracającego zmęczenia chce mi się wychodzić
Z zapisków dla potomnych - Skechersy mi się trochę przetarły w środku, tak z boku. Na razie w niczym to nie przeszkadza, zauważyłam to właściwie przypadkiem, więc latam w nich dalej. Ale trzeba zacząć się rozglądać za nowymi butkami, bo dawno nic nie kupowałam
Stay tuned!
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]