Kanas78-wydyszeć w maju 2014 nowy PB na dychę

Moderator: infernal

Awatar użytkownika
Kanas78
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 2460
Rejestracja: 25 cze 2011, 11:48
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Knurów>Łódź Teofilów

Nieprzeczytany post

10.06 Niedziela

Trening: 10' blue, 110' green, 10' blue
Dystans: 19,75km
Wykonanie: 88%

Back to reality...niestety. Pobiegłam do pobliskiego parku-nie potrafię się odnaleźć w mieście po tych górach. I to był dobry wybór-bo było gorąco, a w parku słońce nie doskwierało. Mnóstwo biegaczy. Zapomniałam, za którym drzewem schowałam izotonika i trochę się go musiałam naszukać :hahaha:
Nie było łatwo, łydki pamiętały jeszcze górskie wędrówki i podbiegi, ale dałam radę. Teraz okrutnie mnie boli kręgosłup-idę go porozciągać.

Ahoj!
Ps. Dziękuję wszystkim głosującym. Niestety nie zajęłam nawet 15 miejsca w konkursie :hejhej:
Obrazek Obrazek

Obrazek

"Najpierw cię ignorują. Potem śmieją się z ciebie. Później z tobą walczą. Później wygrywasz". Mahatma Gandhi
New Balance but biegowy
Awatar użytkownika
Kanas78
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 2460
Rejestracja: 25 cze 2011, 11:48
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Knurów>Łódź Teofilów

Nieprzeczytany post

P-O-L-S-K-AAAAA BIAŁO-CZERWONI!

Natchniona wczorajszym "wygranym" remisem naszych Orzełków z radości nie mogłam usnąć i chciałam iść w nocy wybiegać całą tą radość, ale nadeszła burza i musiałam przełożyć bieganie na dziś po pracy.

Trening: 5' blue, 30' green, 5' blue
Wykonanie: 92%
Dystans: 6.44km

Wychodząc wiedziałam, że pakuję się w oko cyklonu-chmury burzowe wisiały nade mną, ale nie ma zmiłuj. Tak więc duszno i porno niesamowicie. Boli mnie ta kość piętowa-i teraz już boli na początku biegu, nie po-chyba to zły znak. Chyba rozwija się we mnie coś niedobrego... ale nie wiem, co... Poczekam do końca tego tygodnia-najwyżej zapiszę się do orto w przyszłym tygodniu. Fak fak fak.
Trening do mara uznaję za rozpoczęty od ubiegłej niedzieli-dotychczasowe biegi (około 33% planu) uznaję za takie preludium do prawdziwej zabawy :)
No i wytłukłam sobie na niedzielnym wybieganiu poduszkę w prawej stopie-zrobił mi się mały krwiak... boli. No i co dalej?
Może wyjmę stare adiki na jutrzejsze bieganie? A może to jutrzejsze przełożę na piątek?
W ogóle wszystko mnie boli- od górskiego wypadu w góry nie mogę sobie poradzić z piersiowym odcinkiem kręgosłupa-no jakby ktoś mnie lagą po plecach napierd...ł.
Ech, starość...

Jutro może siła, w piątek ciężka masakra biegowa z najdłuższym yellow bo aż 30minut, w sobotę nie wiem, czy pobiegam-bo może wreszcie posprzątałabym mieszkanie? Pożyjemy, zobaczymy...
Uciekam, bo za chwilę arcyważny mecz.

Ahoj!
Obrazek Obrazek

Obrazek

"Najpierw cię ignorują. Potem śmieją się z ciebie. Później z tobą walczą. Później wygrywasz". Mahatma Gandhi
Awatar użytkownika
Kanas78
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 2460
Rejestracja: 25 cze 2011, 11:48
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Knurów>Łódź Teofilów

Nieprzeczytany post

Truchtania dosłownie parę minut-i od razu diagnoza-je..ny Achilles :hej:
Piecze ale jak!
Pewnie niepotrzebnie się ujawniłam z tym moim treningiem i marzeniem o MW. Zapeszyłam. Było siedzieć cicho... :sss:

Aśnabiegaaam... :hahaha: :hahaha:
Obrazek Obrazek

Obrazek

"Najpierw cię ignorują. Potem śmieją się z ciebie. Później z tobą walczą. Później wygrywasz". Mahatma Gandhi
Awatar użytkownika
Kanas78
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 2460
Rejestracja: 25 cze 2011, 11:48
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Knurów>Łódź Teofilów

Nieprzeczytany post

Hej. Będę tu od czasu do czasu, bo trochę mi się bieganie.pl przejadło. I trochę nie chce mi się pisać :spoczko:

23.06 Sobota

Trening: 5’ blue, 20’ green, 5’ blue

Wyszłam tylko, żeby rozkminić tego niby-achillesa. Dokładnie zarejestrować, kiedy i jak mnie boli, żeby dokładnie wszystko opisać lekarzowi. Ale nie bolało. Bolało znowu po biegu w okolicach kości piętowej. Ale chłodzenie i maści w tej dolegliwości nie pomagają-stosowałam i nic. Po biegu ćwiczenia ekscentryczne-o tak, przy rozciąganiu „to miejsce” daje mocno o sobie znać.
Po 9-cio dniowej przerwie spodziewałam się sapania, i sapałam, a jakże :hahaha: Choć tempo bardzo równiutkie-jak po sznurku i średnio 6:08min/km więc nie ma tragedii. Tragedia wyszła w niedzielę.

24.06 Niedziela

Trening: 10’ blue, 120’ green, 10’ blue
Wykonanie: 49%
Dystans: 11.65km

W planie na dziś wypadło długie wybieganie 2h20 to co się tam będę oszczędzać, nie? A mówił Wolfik wczoraj, żeby zrobić jakąś godzinę „na rozbujanie” to nie :hej:
No to miałam za swoje. W sumie nie bolało nic-trochę kostka w okolicy tej kości piętowej, ale nieważne, nie takie bóle były-kondycyjnie nie dałam rady.
W planie miałam dobiec do parku przed Deca i dobiegłam, dzięki Bogu… tylko że tam te ścieżki są wysypane takim żwirem-a kociaki to tak średnio lubią żwir i od tego bolały mnie podeszwy, więc dałam sobie spokój.
Nagle ni stąd ni zowąd dopadło mnie coś, co myślałam, że mnie nie dotyczy-biegokupa!
Nosz k..wa mać. Na szczęście miałam ze sobą chusteczki higieniczne w nerce, nie było jeszcze ludzi w parku, znalazłam jakąś kępę krzaczorów… matko… no ale co zrobić? Nie było wyjścia, a do domu daleko!

Wytrzymałam ile wytrzymałam, potem zastopowałam trening w fonie i resztę doszłam spacerem do domu. O ile światła z reguły mnie wkurzają, dziś modliłam się, żeby się włączały na czerwone-żeby odpocząć.

Niecałe 100 dni do maratonu a ja jestem trochę w ciemnej dupie. I w sumie nie wiem, co o tym myśleć…czy jest sens się brać z tym za bary? Takie retoryczne pytanie.
Na jutro miałam umówioną wizytę do ortopedy-ale lekarz sobie je odwołał i musiałam przesunąć na środę.
I to by chyba było na tyle.
Dziś zapowiada się nerwowy wieczór-mecz Anglia-Włochy. Ja za Anglią. A tak w ogóle to jestem za Portugalią.
24.06 jest polskim dniem przytulania-wiedzieliście? Tak czy siak, przytulanie jest fajne :taktak:

Ahoj!
Obrazek Obrazek

Obrazek

"Najpierw cię ignorują. Potem śmieją się z ciebie. Później z tobą walczą. Później wygrywasz". Mahatma Gandhi
Awatar użytkownika
Kanas78
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 2460
Rejestracja: 25 cze 2011, 11:48
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Knurów>Łódź Teofilów

Nieprzeczytany post

Trening: 5’ blue, 30’ green, 5’ blue
Wykonanie: 94%
Dystans: 6.48km

Nastawiłam budzik na 5 rano-ale niestety u mnie było barabuch. Tak więc po pracy. Ochłodziło się, a ja sobie ubzdurałam, że trzeba założyć getry ¾ i kurtałkę-no bo wiało ze łeb urywało. Oczywiście było mi za ciepło, troszkę się podgotowałam, ale nie szkodzi.
Założyłam dziś z premedytacją stare żelazka czyli Adidas Response Cushion 19w. Żeby popaczeć, czy jest róznica i może cuś w tej pięcie będzie mniej bolało (że niby response trzyma piętę w przeciwieństwie do kociaków). Trzymać trzyma-ale róznicy (w kwestii pięty) nie ma żadnej-po biegu boli tak samo.
Kondycyjnie słabiutko-do tego ten wiatr-forma poszła i na razie nie chce wrócić. Szkoda.

Ale dokonałam innych zaskakujących odkryć i mam różne nowe zagwozdki w głowie w związku z adikami. Po pierwsze: te moje adiki są na mnie za małe (Wolfiku-miałeś rację i zwracam Ci honor oficjalnie na forum). Ale to jest jakieś dziwne, bo tak: jest ogólnie w bucie luzik, odpowiednia ilość miejsca-jednak, gdy zaczynam biec, duży paluch zaczyna się wbijać w przód buta… Przymierzałam na jakichś zawodach adidasy o pół numeru większe od tych, które noszę-no cholera, były za duże… stopa mi pływała. Czyli co, generalnie nie będę mogła sobie nigdy kupić adidasów, bo żaden rozmiar mi nie pasi? A może to tylko kwestia przodu buta, że jest stosunkowo wąska-fakt, w porównaniu z faasami-faasy przypominają patelnię :hej: a może to kwestia modelu?

Wniosek numer 2: w adikach generalnie 1/3 biegu odwalają za mnie buty. Nie czuję pracy łydek-jest tyle tego „towaru” w podeszwie, że to wszystko jest jakieś sztuczne.. Generalnie- w kociakach pracę nóg czuć. W adikach ilość towaru w pięcie nie pozwala mi normalnie biec-i powiem szczerze, nie wiem, jak ja biegałam w tych butach!!! Słowem-przyzwyczaiłam się do kociaków na tyle, że wracanie do mocno nafaszerowanego buta uważam za bezcelowe. Jest jednak jedno ale…. nie bolało po dzisiejszym biegu lewe kolano. Kolano kwiczy sobie od czasu do czasu-jest słabsze i takie zawsze będzie-ale co-czyżby jednak żelazka chroniły bardziej kolana? Takie pytanie retoryczne. Bo przecież faasy mają amorty. Taki prosty wniosek mi się nasunął: w faasach po dłuższym biegu czuć podłoże-w adikach tego nie ma, bo to jest poduszkowiec. I pewnie dlatego kolano tak nie ucierpi, jak w bucie mniej amortyzowanym. Takie są moje bardzo subiektywne odczucia po dzisiejszym teście.

A jaki z tego wniosek: żaden, ot takie moje swobodne przemyślenia :hahaha: :hahaha:

Tak czy siak, jutro idę do orto, nie znam go, nie wiem, co to za jeden :sss: mojego niestety nie ma i bardzo żałuję-mam nadzieję, że ten będzie w miarę profesjonalny i nie potraktuje mnie na odwal się. Bo to chyba jednak nie jest Achilles. Bardzo mi zależy na prawidłowej diagnozie :taktak:
Co będzie z maratonem-nie wiem, nie mówię nie. Zobaczymy, czy kondycja wróci, co powie lekarz.

A jutro bardzo ważny mecz. Jestem za wiadomo kim :taktak:

Ahoj!
Obrazek Obrazek

Obrazek

"Najpierw cię ignorują. Potem śmieją się z ciebie. Później z tobą walczą. Później wygrywasz". Mahatma Gandhi
Awatar użytkownika
Kanas78
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 2460
Rejestracja: 25 cze 2011, 11:48
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Knurów>Łódź Teofilów

Nieprzeczytany post

Weekend 7/8 lipca. Niebiegowo, ale aktywnie!

To był baaardzo intensywny weekend z Wolfikiem. Biegać nie możemy, ale w zamian jeździliśmy dużo na rolkach, robiliśmy okłady od wewnątrz piwem Warka Radler, grillowaliśmy, obejrzeliśmy świetną komedię -generalnie było bosko! Szkoda tylko, że ten weekend taki krótki.
W sobotę zrobiłam 20km na rolkach, (Wolfik jeszcze więcej pocisnął-ponad 30km), w niedzielę zrobiliśmy około 25km-ale to była taka miejska, bardzo rekreacyjna jazda.
Można było popracować nad techniką, w tym-nad nieogarniętymi kierowcami (jedna pani wjechała na ścieżkę rowerową-mieliśmy wtedy zielone światło-a ona ni stąd ni zowąd zamiast poczekać, postanowiła ruszyć i o mało co nie potrąciła Wolfa, a Wolfik z kolei nadjeżdżającej dziewczyny na rowerze...)-niektórzy ludzie nie powinni mieć: zwierząt, dzieci, bądź prawa jazdy-taki mój wniosek z tego zdarzenia.

Nauka pływania Kanaska część I


W ten weekend postanowiłam wreszcie przełamać swoje lęki związane z wodą i w związku z tym poszliśmy w sobotę na basen-aby podjąć drugą próbę nauki pływania.
Było strasznie, śmiesznie i wszystko na raz :hahaha:
Na początku Wolfik kazał mi się położyć na wodzie-trzymał mnie, a ja miałam machać rękoma i nogami, żeby zakumać, o co w tej żabce chodzi. Jak ktoś się panicznie boi wody to ma też paniczne reakcje, więc na początku machałam wszystkim, co miałam i natychmiast chciałam spieprzać z tej wody, jak najdalej..
Ale w końcu cierpliwość Wolfika została wynagrodzona-słowem zaufałam mu no i tak sobie zaczęłam „pływać” pod jego asekuracją. Nawet udało mi się samej przepłynąć jakieś 3 metry :hahaha: :hahaha:
Tylko, że jak już nawet to mi się udawało, to byłam tak sparaliżowana, że zapominałam, że muszę oddychać, więc w sumie pływałam na bezdechu hihihi :hej:
No i nie kumam jeszcze do końca tej koordynacji nóg z rękoma. Potem ćwiczyliśmy zanurzanie głowy pod wodę-za cholerę nie umiałam się przełamać-nie cierpię wody w nosie-to jest okropne! Na dodatek pomimo tabliczki z zakazem skoków do wody oszołomy skakały i bałam się, że ktoś mi wpadnie na głowę, albo na kark. Ale w końcu się przełamałam i nawet raz zanurzyłam głowę z otwartymi oczyma i mogłam zobaczyć Wolfika pod wodą :taktak: nie było to zanurzenie takie straszne, ale jeszcze muszę się oswoić.
No muszę-bo muszę wejść do wody na tej walce o ogień.. tylko, że to nie będzie basen... i to też mnie przeraża....jakieś pijawy i inne obleśne stwory.. dobrze, że to będzie wieczorem-mam nadzieję, że nie wszystko będzie widoczne :hahaha:
W sumie to jestem zadowolona, bo pierwszy krok w stronę pływania został poczyniony-jeśli będzie pogoda, to w ten weekend nastąpi ciąg dalszy.
Jutro idę do rehab spytać, czy może są jakieś cwiczenia bądź zabiegi na tą piętę, a w środę wizyta kontrolna u orto. Tabletsów nie biorę od piątku i nie boli... może po rolkach trochę.. no obadamy.

Ahoj!
Obrazek Obrazek

Obrazek

"Najpierw cię ignorują. Potem śmieją się z ciebie. Później z tobą walczą. Później wygrywasz". Mahatma Gandhi
Awatar użytkownika
Kanas78
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 2460
Rejestracja: 25 cze 2011, 11:48
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Knurów>Łódź Teofilów

Nieprzeczytany post

Kanas78 jednak nie będzie tasiać na Stadion Narodowy

Nie dotasiam jednak, nie da rady.
Ale po kolei.
Wczoraj byłam u reha. Pani zaleciła serię 3 rodziajów zabiegów po 10razy każdy:

-krio
-laser
-pole magnetyczne

Szacunkowy koszt ok. 600zl. Po zabiegach mogę spróbować biegać. Pojechałam dziś rano do orto na wizytę kontrolną, powiedziałam, co i jak, że chcę przebiec MW i jak tego dokonać. Szansa jest, ale to już musiałabym teraz zacząć reha. Reha trwa 10 dni. Na dodatek od 16 zaczyna się mój urlop-jadę do rodzinki, z którą się nie widziałam pół roku. Jak nie sraczka, to padaczka :hej:
Po reha spróbować biegać, powinno być ok. Spytałam, czy samo by przeszło, jakbym nie poszła na reha-powiedział, że tak, ale dłużej by to trwało. Jeśli chcę szybko wrócić do biegania, to muszę te zabiegi zrobić. Inaczej nie da rady. Spytałam, co się stanie, jeśli nie pójdę na zabiegi i będę biegała. Może dojść do zerwania przyczepu. Spytał się mnie orto, co zamierzam zrobić, jak mi się zerwie w trakcie zawodów, np na 20kilometrze.. odparłam, że nic, po prostu zejdę z trasy :hahaha:

Tak czy siak, nie ma mowy o przygotowaniu-nie zdążę czasowo. I nie wiem, czy jest sens wydawać taką ilość pieniędzy, żeby wystartować akurat w tym w Maratonie... bo są jeszcze inne maratony....w sumie to było moje marzenie biegowe numer 1 w tym roku...ech......

Koniec końców podjęłam decyzję, że nie biegnę. Żal mi jak diabli!!!!!!! Wracam do korzeni, czyli do rolek. I muszę się pogodzić z obecnym stanem faktycznym, ale to już inna para kaloszy, nie chcę tu truć :nienie:
Niestety. Nie wszystkie marzenia są do spełnienia...

Do zobaczenia (kiedyś) na biegowych ścieżkach.

Ahoj!
Obrazek Obrazek

Obrazek

"Najpierw cię ignorują. Potem śmieją się z ciebie. Później z tobą walczą. Później wygrywasz". Mahatma Gandhi
Awatar użytkownika
Kanas78
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 2460
Rejestracja: 25 cze 2011, 11:48
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Knurów>Łódź Teofilów

Nieprzeczytany post

Co tu pisać... Gorąco :bum: Nie biegam to nie piszę, ponieważ to forum biegowe. Jednak namiętnie "rolkuję" w kierunku Kachity (poniżej dowód) i oswajam się z wodą (bo Walka o Ogień za pasem).
Ahoj!
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Obrazek Obrazek

Obrazek

"Najpierw cię ignorują. Potem śmieją się z ciebie. Później z tobą walczą. Później wygrywasz". Mahatma Gandhi
Awatar użytkownika
Kanas78
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 2460
Rejestracja: 25 cze 2011, 11:48
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Knurów>Łódź Teofilów

Nieprzeczytany post

Biegać nie biegam i tak całkiem szczerze-nieszczególnie za tym tęsknię. Wpadam tylko na chwilkę, żeby polecić badmintona jako innego rodzaju aktywność fizyczną-pograliśmy solidnie w ten weekend z Wolfikiem i jestem ogromnie zaskoczona, jak wymagający jest to sport-a co po nim potrafi boleć? Że ręka, która cały czas pracuje, to wiadomo, ale że: łydki, poślady, uda-właściwie całe ciało!! Mam tu i ówdzie zakwasy, oczywiście nie potrafię podnieść prawej ręki, bo cała mnie napier...-chyba trochę przesadziliśmy jak na tak długą przerwę (ja w badmintona grałam ostatnio chyba w podstawówce, więc przerwa była naprawdę spora :hahaha: ) ale można się przy tym solidnie zmachać!
Trochę było rolkowania-a tu mały wqrw, bo jeden szanowny pan rowerzysta postanowił jechać sobie obok małżonki, czyli chodnikiem... nie zdążyłam wyhamować, skoczyłam szybko na trawę obok, dobrze, że nie zaliczyłam gleby, ale solidnie się przestraszyłam-debili nie brakuje!
Mój Rycerz pana rowerzystę dogonił i powiedział, co o nim myśli, trochę się facet zdziwił, bo nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. No ale kurka wodna-ścieżka rowerowa jest miejscem dla rowerzysty, a nie chodnik!!
Jeszcze zaliczyliśmy basen, udaje mi się już parę szerokości pokonać samodzielnie, więc jest coraz lepiej. Boję się jeszcze zanurzyć. To jest taka żabka bez zanurzania głowy, ale wszystko jeszcze przede mną :taktak:
Lecę oglądać Olimpiadę, będę jak wrócę, czyli będzie obszerna relacja z Biegu Katorżnika i Walki o Ogień- w zawodach bierze udział cały Wolf Team, który prosi o 3manie kciuków!! :taktak:

Aaaa, byłabym zapomniała- chciałam pogratulować wszystkim biegaczom, którzy ukończyli Maraton Karkonoski a w szczególności B&B i Mistowi. Szacun!! To też kiedyś zrobimy :taktak:

A, jeszcze coś: być może we wrześniu bądź październiku zafunduję sobie kurs pływania-bo zaczęło mnie to coraz bardziej wciągać... i chciałabym się zapoznać z kraulem. Szok, że to powiem, ale woda jest super!!! Dzięki Wolfiku :spoko:

Ahoj!
Obrazek Obrazek

Obrazek

"Najpierw cię ignorują. Potem śmieją się z ciebie. Później z tobą walczą. Później wygrywasz". Mahatma Gandhi
Awatar użytkownika
Kanas78
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 2460
Rejestracja: 25 cze 2011, 11:48
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Knurów>Łódź Teofilów

Nieprzeczytany post

Zawody: 11.08.2012 Walka o Ogień w ramach Biegu Katorżnika

Jestem padnięta, ale muszę na bieżąco spisać najświeższe emocje, które z dnia na dzień parują z głowy-więc sorki za chaotyczność. Osób zapisanych na walkę o ogień było 42. Kobiet 5, na starcie stawiły się 3 kobiety- jedną z nich była córka z ojcem, która chyba jednak zrezygnowała. Tak więc byłam ja i jeszcze jedna kobieta plus chyba nie pełen komplet facetów, ale nie jestem pewna... z obcokrajowców trochę Niemców i Holendrów. Wedle regulaminu, ten "bieg" miał być łatwiejszą wersją katorżnika, zasady były takie: odpalamy pochodnie na starcie, wchodzimy do jeziora, trasa ma mierzyć ok 2km (miała być otaśmowana) i z palącą pochodnią trzeba dotrwać do mety. Tuż przed startem Wolfik otaśmował mi buty i zrobił ze mną rozgrzewkę przed wejściem do wody-byłam tak wystraszona, że nie mogłam sama przeprowadzić rozgrzewki...
Bardzo byłam ciekawa tej pochodni-były to takie drewniane pały owinięte filcem, który był chyba zanurzony w jakimś płynie, a góra była zakończona kawałkiem papieru, coby pochodnię odpalić. Zdziwiłam się trochę, że na dwie godziny przed startem żadnych oznakowań trasy na jeziorze nie było, znajomy, z którym się zabraliśmy (stary Katorżnik) uspokoił mnie, że mam się nie stresować, bo na tego typu zawodach nic nie jest do końca wiadome i część „atrakcji” zatrzymują w tajemnicy do końca. No dobra, skoro tak... Poszłam więc na start, wzięłam swoją pochodnię i Pan na starcie objaśnia, że z suchą pochodnią mamy dotrzeć do palącego się światełka oddalonego (nie wiem ile od startu), gdzieś tam hen na jeziorze, odpalić i wrócić z płonącą pochodnią-dowolną drogą wedle własnego uznania….tak oto zmieniły się zasady . No nic, dowolną, to dowolną, byłam tam po raz pierwszy, to którędy niby miałam zacząć? Na starcie stał jakiś pan z leksza przerażoną córką i tłumaczył jej, jak można obejść trasę, że na początku obejść start, iść drogą wzdłuż jeziora, a potem w znanym mu miejscu w miarę płytkim wejść do wody, chyba w okolicy tataraków, odpalić ogień i tą samą ścieżką wrócić… Zagadałam do faceta i spytałam, czy mogę iść z nimi, zgodził się, no więc taki był mój pierwotny plan-facet mówił, że to nie jego pierwszy Katorżnik i że zna tereny. Jednak na starcie, nie wiem, dlaczego, zwyciężył owczy pęd i poszłam z tym kijem cholernym zaraz za resztą stawki czyli Sru do wody i jazda! Bałam się tej lodowatej wody w jeziorze (na zewnątrz było 12 stopni) i niepotrzebnie, bo woda była cieplutka-wszyscy mi to mówili, ale jakoś nie mogłam uwierzyć…
No to hop idziemy! Wszyscy z łapami w górze co by nie zamoczyć tych pochodni. Na początku było ok, woda do pasa i trochę wyżej, później straszna ilość zielska-glonów, oplatająca nogi od stóp do pach, no nic, idziemy, odgarniamy wszyscy te glony od siebie i walimy do przodu. Było spoko, dopóki czułam grunt pod nogami, zaczęło się robić nieciekawie, gdy przestawałam go czuć…jakoś tak jednak miałam nadzieję, że to tylko tak miejscami będzie, a później poziom wody się obniży…Idziemy do tego światełka, raz jest płyciej, raz głębiej jednak chłopak, który prowadził (a był wyższy ode mnie-ja mam 174 cm wzrostu), mówi: słuchajcie, kurde, tu nie ma gruntu pod nogami, trzeba płynąć… Tylko jak tu płynąć, glony do nosa, prawa ręka z pochodnią o żesz kurde bele niewesoło się zrobiło… Niektórzy płynęli trzymając pochodnie w zębach, bądź wsadzone za koszulki-ale nie zdało to egzaminu, bo i tak się zamaczały. Niektórzy płynęli machając jedną ręką, ale ile można tak płynąć? Obok mnie z lewej płynie jakiś barczysty Niemiec , delikatnie łapię go za ramię, przepraszam, uśmiecham się i mówię, że nie umiem pływać..(nie wiem, czy zrozumiał, wtedy jeszcze nie wiedziałam, że jest Niemcem); tak czy siak, on też się uśmiechnął i nie miał chyba nic przeciwko, bo służył mi swoim ramieniem, zresztą ja nie wieszałam się na nim, tylko delikatnie wspierałam jedną ręką i cały czas solidnie machałam nogami 1(było to jednak coraz trudniejsze, bo ilość zielska zwiększała się) i w pewnym momencie ktoś stwierdził: cholera, nie posuwamy się w ogóle do przodu… W pewnym momencie za dużo już mi zaczęło brakować tego gruntu pod nogami, zanurzyłam się raz czy dwa pod wodę, złapałam tego Niemca i po prostu zaczęłam wołać: „ratunku, na pomoc, ja nie umiem pływać, wyciągnijcie mnie!”.. pewnie było w tym trochę paniki, zaczęłam bardziej machać nogami, no ale nie umiałam niestety się utrzymać na powierzchni do tego splątana tym zielonym gównem…
Modliłam się tylko o to, żeby ten ponton zdążył podpłynąć do mnie, zanim zejdę na dno…. Mieli problem z podpłynięciem (pewnie dlatego, że wokoło było trochę ludzi i może przez to zielsko?) nie wiem, na czym ten problem polegał, tak czy siak w końcu dopłynęli , złapałam się linki i mnie wciągnęli…Przeprosiłam grzecznie stwierdzając, że nie spodziewałam się tu takich głębokości. Pozostała część zawodników złapała się liny wokół pontonu i z powodu braku gruntu pod nogami, zbyt dalekiej odległości od „światełka” zrezygnowała. Byli jeszcze jacyś ludzie oddaleni od pontonu, ale nie wiem, czy dopłynęli, pan z pontonu nawoływał ich, aby wrócili, że przerywamy zawody, ale o tym później). Tu chciałam bardzo mocno podziękować Mariuszowi Kamińskiemu z Elbląga, (numer 422) który już był na łódce, za to, że kiedy pani z ekipy nakryła mnie kocem, cały czas mnie rozgrzewał, żebym nie zamarzła…nie wiem, Mariusz, czy to przeczytasz, ale BARDZO, BARDZO CI DZIĘKUJĘ. Po podjęciu decyzji, że przerywamy „zabawę”, ludzie trzymający ponton będący w wodzie pomagali go jeszcze doprowadzić do brzegu (jednocześnie faceci z pontonu wiosłowali wiosłami). I tu ten sam Mariusz zauważył, że jednen chłopak poza pontonem wygląda nieciekawie-zaczynal tracić siły i że trzeba go wciągnąć… tak więc został wciągnięty…był to chyba jedne z Holendrów, ale nie jestem pewna. Brawa dla Mariusza! Na początku było ciężko ruszyć, bo trzeba było ponton obrócić, silnika nie mogli odpalić, bo pourywałoby co niektórym nogi i chyba było też za dużo zielska. Tak czy siak dzięki zawodnikom będącym cały czas w wodzie i ekipie na pontonie, dotarliśmy bezpiecznie na brzeg….Stamtąd ścieżką do mety, jeszcze raz do wody, siup i koniec. Pan prowadzący zaprosił na metę zawodników, aby odebrali pochodnie, więc zawróciłam, bo już szłam z Wolfikiem aby się szybko przebrać żeby całkiem nie zamarznąć….Zdążyłam jeszcze podziękować temu Niemcowi, palił nerwowo papierosa, ale uśmiechnął się do mnie, że wszystko OK… Wolfik pomógł mi się ogarnąć, ja się rozpłakałam i ucieszyłam się, że żyję. Jak bardzo… nie macie pojęcia… Jak wracaliśmy do namiotu, spotkaliśmy faceta biegnącego z pochodnią.. to był ten tata, który znał drogę-zawody ukończył, nie wiem, ile osób ukończyło, bodajże 4, ale szczerze mówiąc, jakie to ma teraz znaczenie wobec tego, że żyję, że wszyscy żyją i nic nikomu się nie stało? Na drugi dzień przed Katorżnikiem Wolfik pokazywał mi miejsce na jeziorze, dokąd dotarliśmy, nie mogłam w to uwierzyć, że ja się na to zdobyłam, że wlazłam za tymi harpagonami i ile mogłam, tyle dałam radę… Tak czy siak, pochodnia zdobyta…W regulaminie było, że na zawody dobrze by mieć minimum 160cm wzrostu) i zalecana umiejętność pływania… tylko nie wiem, na co komu umiejętność pływania, gdy glony oplatają cię od stóp po szyję, nie masz już gruntu a jednej ręce trzymasz pochodnię….

A tu relacja TVN24, która pokazuje dramatyzm tego biegu:
http://www.tvn24.pl/ciekawostki-michalk ... 70579.html
I kilka fotek Wolf Teamu:
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Obrazek Obrazek

Obrazek

"Najpierw cię ignorują. Potem śmieją się z ciebie. Później z tobą walczą. Później wygrywasz". Mahatma Gandhi
Awatar użytkownika
Kanas78
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 2460
Rejestracja: 25 cze 2011, 11:48
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Knurów>Łódź Teofilów

Nieprzeczytany post

Kilka nowych fotek zrobionych z pontonu ratunkowego :bum: maratonypolskie.pl. Prawdziwy ze mnie wodołaz :hahaha:
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Obrazek Obrazek

Obrazek

"Najpierw cię ignorują. Potem śmieją się z ciebie. Później z tobą walczą. Później wygrywasz". Mahatma Gandhi
Awatar użytkownika
Kanas78
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 2460
Rejestracja: 25 cze 2011, 11:48
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Knurów>Łódź Teofilów

Nieprzeczytany post

Wolf Team na Helu...
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Obrazek Obrazek

Obrazek

"Najpierw cię ignorują. Potem śmieją się z ciebie. Później z tobą walczą. Później wygrywasz". Mahatma Gandhi
Awatar użytkownika
Kanas78
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 2460
Rejestracja: 25 cze 2011, 11:48
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Knurów>Łódź Teofilów

Nieprzeczytany post

A teraz My!
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Obrazek Obrazek

Obrazek

"Najpierw cię ignorują. Potem śmieją się z ciebie. Później z tobą walczą. Później wygrywasz". Mahatma Gandhi
Awatar użytkownika
Kanas78
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 2460
Rejestracja: 25 cze 2011, 11:48
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Knurów>Łódź Teofilów

Nieprzeczytany post

Wolf Team melduje wykonanie zadania: Wszystkie życiówki pobite na IV Maratonie Sierpniowym w Gdańsku!

Pogoda dopisała. Wprawdzie pod koniec ja miałam pecha, bo załapałam się na deszczyk już na ostatniej pętli, gdzie zależało mi, aby pocisnąć na maksa... Jednak nie da się w kiślach po mokrej nawierzchni jechać szybko-nogi same się rozjeżdżają :trup: temperatura i pochmurna aura przyczyniły się do pobicia PB. Mój obecny to 01:56:50, Wolfika 01:40:coś tam (gdyby nie te bronki, to byłoby lepiej, a tak wyjechał się na zero :hahaha: ), no i Juniorka-pierwszy półmaraton i pierwsza życiówka 01:10:coś tam.

Organizacja idealna, frekwecja większa niż w roku ubiegłym, pakiet taki se-prawie sama makulatura.
Na koniec w losowaniu nagród niespodzianka-Wolfik wygrał szwajcarskie wypasione łożyska do rolek :hej:

Na trasie czułam się super, kondycja nie zawiodła, nie czułam ani podbiegów, ani wiatru-przydały się tu bardzo moje treningi w trudnych warunkach na trasie do Wrocka :taktak: wyprzedzałam mnóstwo facetów, z czego jestem dumna. Jedyne, co mnie wkurzało, to ludzie, którzy biorą udział w zawodach wrotkarskich i nie potrafią jeździć na rolkach-była taka zawodniczka, która nie umiała zakręcać i hamować i łapała się zawodników, których miała pod ręką... Raz na zakręcie przy wjeździe na Atlas Arenę miała problem z zakrętem i wzięła się mnie uczepiła-pociągnęła za rękę i o mało się przez nią nie wywaliłam-masakra- :sss:
Czas miałabym lepszy, gdyby nie ta końcówka w deszczu-poprawię następnym razem :hejhej:

Ogólnie zawody super, czas spędzony w Gdańsku super i do zobaczenia na tych samych zawodach za rok!!
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Obrazek Obrazek

Obrazek

"Najpierw cię ignorują. Potem śmieją się z ciebie. Później z tobą walczą. Później wygrywasz". Mahatma Gandhi
Awatar użytkownika
Kanas78
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 2460
Rejestracja: 25 cze 2011, 11:48
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Knurów>Łódź Teofilów

Nieprzeczytany post

II Bieg Fabrykanta, Łódź
Wolf Team postanowił sprawdzić czy pamięta jak się biega. Założenie: biec całe 10 km. Luz blues, koniec stawki i dopingowanie najszybszych (gratulacje dla DOM). Efekt: udało się, ale stanęliśmy raz... Do zdjęcia :hahaha: Ogólnie impreza udana, ładny medal. Organizm od 7 km protestował, ale sytuacja została opanowana i cel zrealizowany. Czas: 1 h 02 min coś tam sek...
Kontuzja niby jest, niby nie ma... Nie wiem cholera co będzie z bieganiem :niewiem: Dzisiaj na zakwasy trzy szybkie kółka na rolkach wokół Dell'a. Zakwasy przeszły, ale boli biodro :uuusmiech: Sport to zdrowie!!!
Ahoj!
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Obrazek Obrazek

Obrazek

"Najpierw cię ignorują. Potem śmieją się z ciebie. Później z tobą walczą. Później wygrywasz". Mahatma Gandhi
ODPOWIEDZ