No więc w planach były interwały. No i plany się zrealizowały.
Wczoraj nie jadłam obiadu, więc stwierdziłam, że dzisiaj to już by wypadało coś ciepłego wchłonąć. Zrobiłam makaron z pesto, bo 1-uwielbiam, 2-szybko. Ale trochę ten...dużo go sypnęłam, bo jedna paka była na wykończeniu i musiałam otworzyć nową. No i jak wyłożyłam to na talerz, to się ekhm ekhm, zadziwiłam



No i też byłam ciekawa, jak dam radę w 4 dniu treningu pod rząd. Na początku było ciut ciężko, ale po 4 interwale zaczęło być już coraz lepiej.
Tak więc dzisiejszy trening taki był:
Dobieg do stadionu: 1.96km po 5:41
Interwały: 10x400m. Przerwa też po 400m, pierwsze kółko marsz, a potem już marsz z truchtem, bo jak szłam to mi się nudziło po 200m. A już nie chciałam nic zmieniać w Garminiaku, bo pewnie bym sobie wszystko pokasowała - znając siebie

Ok, to jedziemy z listą.
1- 3:51
2- 4:09
3- 4:24
4- 4:13
5- 4:16
6- 4:13
7- 4:10
8- 4:16
9- 3:55
10- 3:50
Po 10. marsz przez 200m, a potem ostatnie 200m na maksa, żeby nogi odmulić

Powrót: 2.70 po 5:50.
1km po 6:01
2km po 6:05
0.7km po 5:12, a ostatnie metry ok. 5, nawet część poniżej.
A.... tak się chwalę, bo wyszło lepiej, niż się spodziewałam.
No i jak myślicie? Dobrze jest?
Samopoczucie ok. Tylko chyba miałam źle zawiązane buty i lewa podeszwa coś mnie pobolewa.
ps. Po ostatnim treningu moim Mizuno strzelił tysiak.Ależ to zleciało
