Crochu - żołnierzem być
Moderator: infernal
- Crochu
- Wyga
- Posty: 61
- Rejestracja: 20 kwie 2013, 18:32
- Życiówka na 10k: 50
- Życiówka w maratonie: brak
29 kwiecień
Na dzień dobry (a raczej dobry wieczór) nutka idealna na chwilę odpoczynku wieczorem:
https://www.youtube.com/watch?v=iHRFQPillKs
Dzisiaj zanim poszedłem biegać wyszło tak, że kawkę sobie wypiłem. Wystrzeliło mnie masakrycznie, mocy miałem aż za dużo. Prawie bym o rozgrzewce zapomniał tam mnie nabuzowało Jednak nie ze mną te numery, rozgrzewka była. Przez pierwsze 2km czułem, że prawy goleń jest 'drętwy' i tak jakby pobolewa, nie wiem jak to określić. Niemniej dwie rundki po schodach i przeszło jak ręką odjął Kolano trochę się czaiło, niemniej już po pierwszej piątce nic się nie odzywało. W ogóle biegało mi się bajecznie - to jest to dlaczego tak się uwielbia biegać.
W okolicach dwunastki zacząłem odczuwać skutki zakwasów... na barkach. Ciekawa sprawa, biegniesz sobie biegniesz, wtem barki zaczynają od tego biegania boleć. Nic to, drobny mankament
Dzisiaj w końcu wydłużyłem dystans z 14,1 na 15,7km Niby tylko 1,5km, a cieszy. Nie wiem jaki jest całkowity czas, bo niechcąco zatrzymałem czasomierz na 14,1km. Niemniej te 14,1 pokonałem w czasie 70min i 22 sekund, co mi daje prawie idealne 5min/km (8 sekund w zapasie :uuusmiech: ).
Także jestem bardzo, bardzo zadowolony i życzę sobie dalszych sukcesów hehe (Wam także, nie będę taki). W czwartek natomiast będzie garść interwałów. Jakaś górka i/lub schodki, coś pokombinuję, co by szybkość zacząć zwiększać.
Pozdrawiam
Na dzień dobry (a raczej dobry wieczór) nutka idealna na chwilę odpoczynku wieczorem:
https://www.youtube.com/watch?v=iHRFQPillKs
Dzisiaj zanim poszedłem biegać wyszło tak, że kawkę sobie wypiłem. Wystrzeliło mnie masakrycznie, mocy miałem aż za dużo. Prawie bym o rozgrzewce zapomniał tam mnie nabuzowało Jednak nie ze mną te numery, rozgrzewka była. Przez pierwsze 2km czułem, że prawy goleń jest 'drętwy' i tak jakby pobolewa, nie wiem jak to określić. Niemniej dwie rundki po schodach i przeszło jak ręką odjął Kolano trochę się czaiło, niemniej już po pierwszej piątce nic się nie odzywało. W ogóle biegało mi się bajecznie - to jest to dlaczego tak się uwielbia biegać.
W okolicach dwunastki zacząłem odczuwać skutki zakwasów... na barkach. Ciekawa sprawa, biegniesz sobie biegniesz, wtem barki zaczynają od tego biegania boleć. Nic to, drobny mankament
Dzisiaj w końcu wydłużyłem dystans z 14,1 na 15,7km Niby tylko 1,5km, a cieszy. Nie wiem jaki jest całkowity czas, bo niechcąco zatrzymałem czasomierz na 14,1km. Niemniej te 14,1 pokonałem w czasie 70min i 22 sekund, co mi daje prawie idealne 5min/km (8 sekund w zapasie :uuusmiech: ).
Także jestem bardzo, bardzo zadowolony i życzę sobie dalszych sukcesów hehe (Wam także, nie będę taki). W czwartek natomiast będzie garść interwałów. Jakaś górka i/lub schodki, coś pokombinuję, co by szybkość zacząć zwiększać.
Pozdrawiam
- Crochu
- Wyga
- Posty: 61
- Rejestracja: 20 kwie 2013, 18:32
- Życiówka na 10k: 50
- Życiówka w maratonie: brak
1 maj
Dzisiaj tak jak to sobie obmyślałem przeprowadziłem trening interwałowy. Krótka rozgrzewka i na schody. Żar z nieba, 13 razy wbiegłem pod górę. Całkiem skromnie biorąc pod uwagę, że wcześniej przy trasach długodystansowych 8 razy wbiegałem podczas biegu. Słońce z pewnością miało wiele do powiedzenia, następnym razem postaram się wyjść kiedy nie będzie tak prażyć. Już zdążyłem zapomnieć jak ta mała kulka na niebie potrafi dać w kość. No cóż, jedyny 'zły trening to ten, którego nie zrobiłeś', a ja swój zrobiłem, dałem z siebie prawie wszystko i jest gitarka
Kolejne podejście z pewnością będzie lepsze od poprzedniego Niestety nastąpi to dopiero za 2 tygodnie, gdyż za tydzień będę biegł tylko w czwartek, a długie dystanse mają priorytet przed interwałami. Także jeszcze przyjdzie na to czas.
Do następnego
Dzisiaj tak jak to sobie obmyślałem przeprowadziłem trening interwałowy. Krótka rozgrzewka i na schody. Żar z nieba, 13 razy wbiegłem pod górę. Całkiem skromnie biorąc pod uwagę, że wcześniej przy trasach długodystansowych 8 razy wbiegałem podczas biegu. Słońce z pewnością miało wiele do powiedzenia, następnym razem postaram się wyjść kiedy nie będzie tak prażyć. Już zdążyłem zapomnieć jak ta mała kulka na niebie potrafi dać w kość. No cóż, jedyny 'zły trening to ten, którego nie zrobiłeś', a ja swój zrobiłem, dałem z siebie prawie wszystko i jest gitarka
Kolejne podejście z pewnością będzie lepsze od poprzedniego Niestety nastąpi to dopiero za 2 tygodnie, gdyż za tydzień będę biegł tylko w czwartek, a długie dystanse mają priorytet przed interwałami. Także jeszcze przyjdzie na to czas.
Do następnego
- Crochu
- Wyga
- Posty: 61
- Rejestracja: 20 kwie 2013, 18:32
- Życiówka na 10k: 50
- Życiówka w maratonie: brak
8 maj
Wybieg, którego miało nie być, ale był Miało nie być ponieważ byłem zajęty bardzo robotą związaną z nauką, lecz musiałem sobie trochę odreagować i wyruszyć w plener. Ogólnie cały tydzień miał być bez ćwiczeń.
Tym razem nie poszło mi zbytnio, moje żywienie kilka dni wstecz bardzo odbiegało od prawidłowego, a energię czerpałem głównie z kawy i energetyków. Po 15 (sic!) minutach musiałem przejść do marszu, bo już nie dawałem rady. Narzuciłem za duże tempo i w związku z tym się wykoleiłem. Jak już odsapnąłem to dobiłem do 40 minut po czym zmarnowany wróciłem do domu. I tak było fajnie
13 maj
Dzisiaj pierwszy poważny trening od półtora tygodnia. Nie spodziewałem rewelacji, biorąc pod uwagę moje ostatnie wybieganie i sposób w jaki spędzałem czas przez weekend. A życie jak to życie, lubi zaskakiwać
16km w 80 minut, czyli 5min/km - jak dla mnie elegancko. Chociaż na początku z niewiadomych przyczyn golenie mnie tak jakby pobolewały, to potem już przestały i mogłem przyśpieszyć trochę tempo Następnym razem przy rozgrzewce skupię się na nich trochę bardziej. Poza tym elegancko, kontuzja się nie odzywa, tzn. tyci tyci się czaiła, ale potem już nic. Jest dobrze
Wybieg, którego miało nie być, ale był Miało nie być ponieważ byłem zajęty bardzo robotą związaną z nauką, lecz musiałem sobie trochę odreagować i wyruszyć w plener. Ogólnie cały tydzień miał być bez ćwiczeń.
Tym razem nie poszło mi zbytnio, moje żywienie kilka dni wstecz bardzo odbiegało od prawidłowego, a energię czerpałem głównie z kawy i energetyków. Po 15 (sic!) minutach musiałem przejść do marszu, bo już nie dawałem rady. Narzuciłem za duże tempo i w związku z tym się wykoleiłem. Jak już odsapnąłem to dobiłem do 40 minut po czym zmarnowany wróciłem do domu. I tak było fajnie
13 maj
Dzisiaj pierwszy poważny trening od półtora tygodnia. Nie spodziewałem rewelacji, biorąc pod uwagę moje ostatnie wybieganie i sposób w jaki spędzałem czas przez weekend. A życie jak to życie, lubi zaskakiwać
16km w 80 minut, czyli 5min/km - jak dla mnie elegancko. Chociaż na początku z niewiadomych przyczyn golenie mnie tak jakby pobolewały, to potem już przestały i mogłem przyśpieszyć trochę tempo Następnym razem przy rozgrzewce skupię się na nich trochę bardziej. Poza tym elegancko, kontuzja się nie odzywa, tzn. tyci tyci się czaiła, ale potem już nic. Jest dobrze
- Crochu
- Wyga
- Posty: 61
- Rejestracja: 20 kwie 2013, 18:32
- Życiówka na 10k: 50
- Życiówka w maratonie: brak
15 maj
Czwartek dniem interwałów. Ostatnim razem wturlałem się 13 razy na schody. Dzisiaj 'mała' zmiana, bo wbiegłem 30x w przeciągu 27:50 Każda rundka to 74 schody w jedną stronę. W dół się nie liczy bo to bardziej jak odpoczynek. Jestem z siebie zadowolony, moim celem było 20x, (biorąc pod uwagę jak mi wcześniej poszło) lecz czułem, że jeszcze mam siły także leciałem dalej z tematem.
Trochę się jak żelek (w sensie nogi) czułem jak się już skończyłem biec. Zabawne uczucie
Czwartek dniem interwałów. Ostatnim razem wturlałem się 13 razy na schody. Dzisiaj 'mała' zmiana, bo wbiegłem 30x w przeciągu 27:50 Każda rundka to 74 schody w jedną stronę. W dół się nie liczy bo to bardziej jak odpoczynek. Jestem z siebie zadowolony, moim celem było 20x, (biorąc pod uwagę jak mi wcześniej poszło) lecz czułem, że jeszcze mam siły także leciałem dalej z tematem.
Trochę się jak żelek (w sensie nogi) czułem jak się już skończyłem biec. Zabawne uczucie
- Crochu
- Wyga
- Posty: 61
- Rejestracja: 20 kwie 2013, 18:32
- Życiówka na 10k: 50
- Życiówka w maratonie: brak
Trochę czasu nie pisałem, co nie oznacza, że się obijam Tydzień temu we wtorek (20 maj) zamiast biegania wybrałem rower, bo słońce prażyło niemiłosiernie, a niestety rano i wieczorem czasu na bieganie brakło. Niemniej w czwartek było już co innego.
22 maj
W czwartek również żar z nieba lał, a ponieważ robię tylko interwały to wpadłem na osobliwy pomysł. Otóz postanowiłem pojechać rowerem gdzieś gdzieś, znaleźć sobie jakąś zacną górkę i stamtąd porobić interwały. Jak jeżdżę rowerem i wylukam jakąś ścieżynę boczną to zazwyczaj muszę w nią wjechać zobaczyć dokąd prowadzi. No i tak mnie wyprowadziło, że dętkę przebiłem
Także górki nie znalazłem, ale i tak było !@#$% Interwałów nie było, za to biegłem umiarkowanym tempem z rowerem asfaltówką lub ścieżką rowerową. Oczywiście rower prowadziłem, chociaż przyznam, że przez moment miałem myśl żeby go zarzucić na ramię albo plecy, lecz jak go podniosłem i próbowałem lecieć dalej to szybko mi zapał przeszedł
Przez większość czasu słońce dawało się we znaki. Robiłem postoje żeby się napić izotonika i prowadzącą rękę zmienić, jeden postój nie trwał dłużej niż minutę. Z moich wyliczeń na oko biegłem 10km/h. Po 80 minutach dałem sobie już spokój i przeszedłem do marszu. Nadmienię, że wcześniej jeździłem dwukołowcem półtorej godziny z hakiem. Będąc już blisko chaty nawet nogi mnie zaczęły lekko pobolewać
Dla ogarniających Stargard i okolice: dętka mi zdechła koło Wierzchlądu (Miedwie), stamtąd przez Skalin, Most Kamienny, Lotnisko (tutaj trochę pobłądziłem, bo szczerze mówiąc nie ogarniam tego terenu), Kluczewo, Pyrzyckie (od Biedronki marsz) i tu już kawałek do domu. Ogólnie było super
27 maj
Dzień dzisiejszy. Całkiem się napociłem podczas biegu Ponieważ poprzedni tekst był dłuższy to będę się streszczał: 18,8km w 1h 33min 40sek - 5km/h z minimalnym zapasem. Lekko nie było, chociaż na uparciucha bym dobił do półmaratonowego dystansu. Niemniej nie zamierzam szarżować, więc taki dystans za tydzień, może dwa. Po drodze mnie kolka złapała, zwolnienie tempa nie pomogło. Dopiero jak zrobiłem kilka wydechów pod rząd to przeszło. Zapowietrzyłem się od plucia, coś mnie wzięło dzisiaj, miałem problem przez to z kontrolą oddechu.
Bądź co bądź elegancko. Niedługo się wezmę na poważnie za poprawianie tempa.
22 maj
W czwartek również żar z nieba lał, a ponieważ robię tylko interwały to wpadłem na osobliwy pomysł. Otóz postanowiłem pojechać rowerem gdzieś gdzieś, znaleźć sobie jakąś zacną górkę i stamtąd porobić interwały. Jak jeżdżę rowerem i wylukam jakąś ścieżynę boczną to zazwyczaj muszę w nią wjechać zobaczyć dokąd prowadzi. No i tak mnie wyprowadziło, że dętkę przebiłem
Także górki nie znalazłem, ale i tak było !@#$% Interwałów nie było, za to biegłem umiarkowanym tempem z rowerem asfaltówką lub ścieżką rowerową. Oczywiście rower prowadziłem, chociaż przyznam, że przez moment miałem myśl żeby go zarzucić na ramię albo plecy, lecz jak go podniosłem i próbowałem lecieć dalej to szybko mi zapał przeszedł
Przez większość czasu słońce dawało się we znaki. Robiłem postoje żeby się napić izotonika i prowadzącą rękę zmienić, jeden postój nie trwał dłużej niż minutę. Z moich wyliczeń na oko biegłem 10km/h. Po 80 minutach dałem sobie już spokój i przeszedłem do marszu. Nadmienię, że wcześniej jeździłem dwukołowcem półtorej godziny z hakiem. Będąc już blisko chaty nawet nogi mnie zaczęły lekko pobolewać
Dla ogarniających Stargard i okolice: dętka mi zdechła koło Wierzchlądu (Miedwie), stamtąd przez Skalin, Most Kamienny, Lotnisko (tutaj trochę pobłądziłem, bo szczerze mówiąc nie ogarniam tego terenu), Kluczewo, Pyrzyckie (od Biedronki marsz) i tu już kawałek do domu. Ogólnie było super
27 maj
Dzień dzisiejszy. Całkiem się napociłem podczas biegu Ponieważ poprzedni tekst był dłuższy to będę się streszczał: 18,8km w 1h 33min 40sek - 5km/h z minimalnym zapasem. Lekko nie było, chociaż na uparciucha bym dobił do półmaratonowego dystansu. Niemniej nie zamierzam szarżować, więc taki dystans za tydzień, może dwa. Po drodze mnie kolka złapała, zwolnienie tempa nie pomogło. Dopiero jak zrobiłem kilka wydechów pod rząd to przeszło. Zapowietrzyłem się od plucia, coś mnie wzięło dzisiaj, miałem problem przez to z kontrolą oddechu.
Bądź co bądź elegancko. Niedługo się wezmę na poważnie za poprawianie tempa.
- Crochu
- Wyga
- Posty: 61
- Rejestracja: 20 kwie 2013, 18:32
- Życiówka na 10k: 50
- Życiówka w maratonie: brak
29 maj
Znalazłem sobie górkę nieopodal domu na podbiegi. Aczkolwiek inną niż kiedyś kiedyś. Całkiem mały kąt nachylenia, i w przeciwieństwie do starej biegnie się cały czas po trawce, a nie po twardej nawierzchni.
Pierwsze 3 podbiegi urywałem w 2/3 górki, lecz nie czułem takiego zmęczenia jak przy moich pierwszych podbiegach, (i wtedy ostatnich, z powodu kontuzji) bo kąt nachylenia wtedy był o wiele większy. Dlatego zdecydowałem, że będę turlał się do końca wzniesienia. Od razu lepiej Zamiast 23s biegu wydłużyło się do 33s. Pod koniec już bardziej się człapałem niż biegłem.
Bardzo fajna sprawa. Szkoda tylko, że tak krótko trwa.
Znalazłem sobie górkę nieopodal domu na podbiegi. Aczkolwiek inną niż kiedyś kiedyś. Całkiem mały kąt nachylenia, i w przeciwieństwie do starej biegnie się cały czas po trawce, a nie po twardej nawierzchni.
Pierwsze 3 podbiegi urywałem w 2/3 górki, lecz nie czułem takiego zmęczenia jak przy moich pierwszych podbiegach, (i wtedy ostatnich, z powodu kontuzji) bo kąt nachylenia wtedy był o wiele większy. Dlatego zdecydowałem, że będę turlał się do końca wzniesienia. Od razu lepiej Zamiast 23s biegu wydłużyło się do 33s. Pod koniec już bardziej się człapałem niż biegłem.
Bardzo fajna sprawa. Szkoda tylko, że tak krótko trwa.
- Crochu
- Wyga
- Posty: 61
- Rejestracja: 20 kwie 2013, 18:32
- Życiówka na 10k: 50
- Życiówka w maratonie: brak
1 czerwiec
Poszedłem sobie w niedzielę dodatkowo pobiegać. Namówiłem się, bo podobno ludzie się zbierają o 9 żeby wspólnie pohasać. Niestety nikogo nie było. Nie wiem, może jakaś przerwa czy coś. Bądź co bądź bez spiny sobie pobiegałem na luzaku Godzinka i do domku.
3 czerwiec
Dzisiaj w momencie rozpoczęcia treningu już jakoś trochę krzywo się czułem. Prawie, że od razu poczułem takie, hmm... zmęczenie 'mentalne', 'psychiczne'. Nie wiem jak to dokładnie określić, niemniej sądzę, że wiele osób wie o jaki stan chodzi. Dlatego zdecydowałem się skrócić trening. Tylko 10km na dzisiaj było - 48:11min. Także tragedii jako takiej nie ma.
Przez te 'zmęczenie' wiem, że robię dobrą robotę. Jestem zadowolony. Posuwam się już do przodu, dogoniłem swoją formę sprzed kontuzji Aczkolwiek dystansu półmaratonu tak jak wtedy jeszcze nie pokonałem. To na razie poczeka.
14 czerwca jest u mnie w mieście bieg na 10km. Za tydzień także tylko dyszkę pobiegnę i zobaczę co to mi z tego wyjdzie Na zawodach będę jedynie 'for fun', bez spiny o miejsce, chociaż i tak dam z siebie maks. Moje pierwsze wyścigi, także z pewnością będzie fajnie
Poszedłem sobie w niedzielę dodatkowo pobiegać. Namówiłem się, bo podobno ludzie się zbierają o 9 żeby wspólnie pohasać. Niestety nikogo nie było. Nie wiem, może jakaś przerwa czy coś. Bądź co bądź bez spiny sobie pobiegałem na luzaku Godzinka i do domku.
3 czerwiec
Dzisiaj w momencie rozpoczęcia treningu już jakoś trochę krzywo się czułem. Prawie, że od razu poczułem takie, hmm... zmęczenie 'mentalne', 'psychiczne'. Nie wiem jak to dokładnie określić, niemniej sądzę, że wiele osób wie o jaki stan chodzi. Dlatego zdecydowałem się skrócić trening. Tylko 10km na dzisiaj było - 48:11min. Także tragedii jako takiej nie ma.
Przez te 'zmęczenie' wiem, że robię dobrą robotę. Jestem zadowolony. Posuwam się już do przodu, dogoniłem swoją formę sprzed kontuzji Aczkolwiek dystansu półmaratonu tak jak wtedy jeszcze nie pokonałem. To na razie poczeka.
14 czerwca jest u mnie w mieście bieg na 10km. Za tydzień także tylko dyszkę pobiegnę i zobaczę co to mi z tego wyjdzie Na zawodach będę jedynie 'for fun', bez spiny o miejsce, chociaż i tak dam z siebie maks. Moje pierwsze wyścigi, także z pewnością będzie fajnie
- Crochu
- Wyga
- Posty: 61
- Rejestracja: 20 kwie 2013, 18:32
- Życiówka na 10k: 50
- Życiówka w maratonie: brak
14 czerwiec
Byłem na biegu na 10km. Wiele się nauczyłem. Najpierw statystyka: 184 miejsce na 825 osób, czas brutto 43:06, netto: 42:42. W porównaniu z tym co robię na treningu, to tutaj duża zmiana. Jak biegam sam to zazwyczaj lecę swoim tempem najdłużej jak mogę. Samemu dyszka mi wyszła ostatnio w 48:11, jest spora różnica.
Mimo wszystko mogłem jeszcze lepiej pobiec. Obawiałem się wypompować z sił, więc na początku biegłem trochę za wolno jak na ten dystans, a potem jak zdałem sobie z tego sprawę, (gdzieś na 2-3km) to przyśpieszyłem. Mogłem od początku narzucić takie tempo. No nic, uczę się na błędach Na wyprzedzenie paru setek zawodników także zmarnowałem wiele energii, nierzadko próbując się przecisnąć musiałem lecieć od lewa do prawa trasy. Przez ostatnie 200m jeszcze zwiększyłem tempo, by przez ostatnie 50 przejść do sprintu. Kolejne około 8 miejsc w górę
Ogólnie bardzo fajna sprawa, podobało mi się. Do tego koszulka, pamiątkowy medal oraz drożdżówka i banan hehe. Następnym razem muszę lepiej rozlokować siły. No cóż, za bardzo się nie przykładałem do przygotowań do tego biegu, ale i tak jestem zadowolony
Byłem na biegu na 10km. Wiele się nauczyłem. Najpierw statystyka: 184 miejsce na 825 osób, czas brutto 43:06, netto: 42:42. W porównaniu z tym co robię na treningu, to tutaj duża zmiana. Jak biegam sam to zazwyczaj lecę swoim tempem najdłużej jak mogę. Samemu dyszka mi wyszła ostatnio w 48:11, jest spora różnica.
Mimo wszystko mogłem jeszcze lepiej pobiec. Obawiałem się wypompować z sił, więc na początku biegłem trochę za wolno jak na ten dystans, a potem jak zdałem sobie z tego sprawę, (gdzieś na 2-3km) to przyśpieszyłem. Mogłem od początku narzucić takie tempo. No nic, uczę się na błędach Na wyprzedzenie paru setek zawodników także zmarnowałem wiele energii, nierzadko próbując się przecisnąć musiałem lecieć od lewa do prawa trasy. Przez ostatnie 200m jeszcze zwiększyłem tempo, by przez ostatnie 50 przejść do sprintu. Kolejne około 8 miejsc w górę
Ogólnie bardzo fajna sprawa, podobało mi się. Do tego koszulka, pamiątkowy medal oraz drożdżówka i banan hehe. Następnym razem muszę lepiej rozlokować siły. No cóż, za bardzo się nie przykładałem do przygotowań do tego biegu, ale i tak jestem zadowolony
- Crochu
- Wyga
- Posty: 61
- Rejestracja: 20 kwie 2013, 18:32
- Życiówka na 10k: 50
- Życiówka w maratonie: brak
17 czerwiec
Zmęczony jestem. Bolą mnie nogi, mam zakwasy na rękach i klatce. Obtarłem sobie stopę. Spać mi się chce, a jest dopiero 22:40. Fizycznie wrak, psychicznie jest petarda
Miałem najpierw zamiar dzisiaj przebiec długodystansową trasę. Potem jednak się rozmyśliłem i stwierdziłem, że jednak interwały. Nie miałem ochoty na dłuższą trasę. Myślałem nad tym dlaczego tak się dzieje, i chyba za bardzo na siebie naciskam jeżeli chodzi o wyniki, stąd niechęć do kolejnego treningu. Prawdopodobnie strach przed tym, że nie podołam swoim oczekiwaniom względem siebie. To się dzieje bardziej na poziomie podświadomości. Ot, lubię psychologiczne klimaty
Później jednak ugadałem się, że znajomych w czwartek odwiedzę, (mój dzień biegowy) tyle tylko, że żeby się do nich dostać muszę jechać około 3 godziny rowerem w jedną stronę, (mógłbym też pociągiem, ale po co? ) a trudno podczas jednego dnia zmieścić bieganie i tyle jeżdżenia rowerem. Szczerze mówiąc nie jestem pewien czy podołałbym wytrzymałościowo takiemu wysiłkowi. Przynajmniej na razie.
Dlatego stanęło jednak na długim dystansie. Jednakże stwierdziłem, że nie będę patrzył w ogóle na zegarek, biegłem swoim tempem, nie myśląc w ogóle o wyniku i... biegło się wspaniale Ta sama radość z biegu co wcześniej, bajka po prostu. Spojrzałem na zegarek przy 18,8km, (90min) no i oczywiście na końcu. Jak się okazało przebiegłem 22,4km z czasem 108min. Ciekawe, bo w listopadzie zeszłego roku także miałem 108min, jednak o 400metrów krótszy dystans.
Wtedy pod koniec listopada mi się noga posypała, teraz już nadgoniłem swoją dawną formę i mam nadzieję, że nic nie stanie mi na przeszkodzie żeby wycisnąć z siebie jeszcze więcej Szczególnie, że będę miał teraz więcej czasu na ćwiczenia, a noga się już nawet nie 'czai' podczas czy po biegu.
Pozdrawiam
Zmęczony jestem. Bolą mnie nogi, mam zakwasy na rękach i klatce. Obtarłem sobie stopę. Spać mi się chce, a jest dopiero 22:40. Fizycznie wrak, psychicznie jest petarda
Miałem najpierw zamiar dzisiaj przebiec długodystansową trasę. Potem jednak się rozmyśliłem i stwierdziłem, że jednak interwały. Nie miałem ochoty na dłuższą trasę. Myślałem nad tym dlaczego tak się dzieje, i chyba za bardzo na siebie naciskam jeżeli chodzi o wyniki, stąd niechęć do kolejnego treningu. Prawdopodobnie strach przed tym, że nie podołam swoim oczekiwaniom względem siebie. To się dzieje bardziej na poziomie podświadomości. Ot, lubię psychologiczne klimaty
Później jednak ugadałem się, że znajomych w czwartek odwiedzę, (mój dzień biegowy) tyle tylko, że żeby się do nich dostać muszę jechać około 3 godziny rowerem w jedną stronę, (mógłbym też pociągiem, ale po co? ) a trudno podczas jednego dnia zmieścić bieganie i tyle jeżdżenia rowerem. Szczerze mówiąc nie jestem pewien czy podołałbym wytrzymałościowo takiemu wysiłkowi. Przynajmniej na razie.
Dlatego stanęło jednak na długim dystansie. Jednakże stwierdziłem, że nie będę patrzył w ogóle na zegarek, biegłem swoim tempem, nie myśląc w ogóle o wyniku i... biegło się wspaniale Ta sama radość z biegu co wcześniej, bajka po prostu. Spojrzałem na zegarek przy 18,8km, (90min) no i oczywiście na końcu. Jak się okazało przebiegłem 22,4km z czasem 108min. Ciekawe, bo w listopadzie zeszłego roku także miałem 108min, jednak o 400metrów krótszy dystans.
Wtedy pod koniec listopada mi się noga posypała, teraz już nadgoniłem swoją dawną formę i mam nadzieję, że nic nie stanie mi na przeszkodzie żeby wycisnąć z siebie jeszcze więcej Szczególnie, że będę miał teraz więcej czasu na ćwiczenia, a noga się już nawet nie 'czai' podczas czy po biegu.
Pozdrawiam
- Crochu
- Wyga
- Posty: 61
- Rejestracja: 20 kwie 2013, 18:32
- Życiówka na 10k: 50
- Życiówka w maratonie: brak
12 sierpień
Dawno mnie tu nie było. Ciepło się porobiło, przerzuciłem się na inne sporty niż bieganie. Oczywiście dla chcącego nic trudnego, lecz ja wolałem w inny sposób sobie potrenować
Niemniej skoro tutaj piszę to to oznacza, że sobie pohasałem. Takie tam wolne wybieganie. Półtora godzinki i domu, co by nie przedobrzyć po dłuższej przerwie. Nie powiem, nawet się zmęczyłem. W międzyczasie spadła na mnie ulewa, błyskawice wokół szalały. Dawno nie biegałem w deszczu, bardzo przyjemne uczucie Wcześniej na poligonie sobie ubrudziłem buty od błota, dzięki temu już po chwili były czyste.
Reasumując zamierzam wrócić do regularnych treningów. Poza tym chciałbym wziąć udział w Półmaratonie Gryfa w Szczecinie, który jest 31 sierpnia. Trochę mało czasu na przygotowanie, ale nie siedziałem od czerwca na tyłku, także kondycja jest elegancka
Dawno mnie tu nie było. Ciepło się porobiło, przerzuciłem się na inne sporty niż bieganie. Oczywiście dla chcącego nic trudnego, lecz ja wolałem w inny sposób sobie potrenować
Niemniej skoro tutaj piszę to to oznacza, że sobie pohasałem. Takie tam wolne wybieganie. Półtora godzinki i domu, co by nie przedobrzyć po dłuższej przerwie. Nie powiem, nawet się zmęczyłem. W międzyczasie spadła na mnie ulewa, błyskawice wokół szalały. Dawno nie biegałem w deszczu, bardzo przyjemne uczucie Wcześniej na poligonie sobie ubrudziłem buty od błota, dzięki temu już po chwili były czyste.
Reasumując zamierzam wrócić do regularnych treningów. Poza tym chciałbym wziąć udział w Półmaratonie Gryfa w Szczecinie, który jest 31 sierpnia. Trochę mało czasu na przygotowanie, ale nie siedziałem od czerwca na tyłku, także kondycja jest elegancka
- Crochu
- Wyga
- Posty: 61
- Rejestracja: 20 kwie 2013, 18:32
- Życiówka na 10k: 50
- Życiówka w maratonie: brak
18 sierpień
'Przyczajone kłucie, ukryty ucisk' - jakbym nadawał tytuły biegom to ten by taki otrzymał. Bądź co bądź trzeba się cofnąć w czasie do czwartku, kiedy to podczas biegu poczułem kłucie podczas wdechu w miejscu lewego płuca. Po około 20 minutach hasania odpuściłem sobie, bo wcale się nie zanosiło na poprawę. Co więcej, idąc do domu dalej mnie kłuło przy głębszych wdechach. Ogólnie nie poczuwałem się za bardzo.
Następnego dnia ból się przemieścił na środek klatki piersiowej, był już dużo mniejszy, więc stwierdziłem, że lekarza sobie odpuszczę. Ogólnie myślałem, że się po prostu przećwiczyłem, bo przez ostatni tydzień wykonywałem po 2 mocne treningi dziennie (fajnie jest być bezrobotnym ). W niedzielę spróbowałem swoich sił jeszcze raz. Tym razem kłucie się znalazło na lewym boku, po 17 minutach. Nie bardzo byłem zadowolony.
Dotarliśmy w końcu do dnia dzisiejszego Zdałem sobie sprawę (z pomocą internetów oczywiście), że jednak mnie przewiało, nigdy wcześniej czegoś takiego nie załapałem, więc trudno było mi na to wpaść. Zanim się jeszcze dobrze nie rozgrzałem, to znowu boczek zaczął marudzić. Miałem chwilę konsternacji co ze sobą zrobić. Myślałem o rowerze przez chwilę, jednak bardzo bardzo chciałem pobiegać. A jak się chce, to się szuka sposobów Jeszcze większym świńskim truchtem niż zawsze pokopytkowałem przez rozgrzewkę. Potem powoli zwiększałem prędkość, jak już czułem, że coś tam się czai to utrzymywałem tempo, albo nawet zwalniałem jeśli uznałem, że się bez tego nie obejdzie. Konsekwentnie trzymając się sposobu osiągnąłem swoją normalną prędkość na 4. czy tam 5. kilometrze i była gitarka
Dopiero między 12 a 13 kilometrem ból wrócił, lecz tylko na chwilę. Nie było już siły, która by mnie zmusiła do przerwania biegu. Zrobiłem swoje planowane 18,8km i jestem zadowolony. Skoro dzisiaj dałem radę, to 31.08 w Szczecinie półmaraton też pocisnę. Mój pierwszy oficjalny półmaratonik, już się nie mogę doczekać
Pozdro
'Przyczajone kłucie, ukryty ucisk' - jakbym nadawał tytuły biegom to ten by taki otrzymał. Bądź co bądź trzeba się cofnąć w czasie do czwartku, kiedy to podczas biegu poczułem kłucie podczas wdechu w miejscu lewego płuca. Po około 20 minutach hasania odpuściłem sobie, bo wcale się nie zanosiło na poprawę. Co więcej, idąc do domu dalej mnie kłuło przy głębszych wdechach. Ogólnie nie poczuwałem się za bardzo.
Następnego dnia ból się przemieścił na środek klatki piersiowej, był już dużo mniejszy, więc stwierdziłem, że lekarza sobie odpuszczę. Ogólnie myślałem, że się po prostu przećwiczyłem, bo przez ostatni tydzień wykonywałem po 2 mocne treningi dziennie (fajnie jest być bezrobotnym ). W niedzielę spróbowałem swoich sił jeszcze raz. Tym razem kłucie się znalazło na lewym boku, po 17 minutach. Nie bardzo byłem zadowolony.
Dotarliśmy w końcu do dnia dzisiejszego Zdałem sobie sprawę (z pomocą internetów oczywiście), że jednak mnie przewiało, nigdy wcześniej czegoś takiego nie załapałem, więc trudno było mi na to wpaść. Zanim się jeszcze dobrze nie rozgrzałem, to znowu boczek zaczął marudzić. Miałem chwilę konsternacji co ze sobą zrobić. Myślałem o rowerze przez chwilę, jednak bardzo bardzo chciałem pobiegać. A jak się chce, to się szuka sposobów Jeszcze większym świńskim truchtem niż zawsze pokopytkowałem przez rozgrzewkę. Potem powoli zwiększałem prędkość, jak już czułem, że coś tam się czai to utrzymywałem tempo, albo nawet zwalniałem jeśli uznałem, że się bez tego nie obejdzie. Konsekwentnie trzymając się sposobu osiągnąłem swoją normalną prędkość na 4. czy tam 5. kilometrze i była gitarka
Dopiero między 12 a 13 kilometrem ból wrócił, lecz tylko na chwilę. Nie było już siły, która by mnie zmusiła do przerwania biegu. Zrobiłem swoje planowane 18,8km i jestem zadowolony. Skoro dzisiaj dałem radę, to 31.08 w Szczecinie półmaraton też pocisnę. Mój pierwszy oficjalny półmaratonik, już się nie mogę doczekać
Pozdro
- Crochu
- Wyga
- Posty: 61
- Rejestracja: 20 kwie 2013, 18:32
- Życiówka na 10k: 50
- Życiówka w maratonie: brak
2 wrzesień
Zacznę od tego, że półmaraton mnie ominął. Po ostatnim biegu popsułem sobie stopę i nie mogłem biec. Przeciążenie stopy czy coś takiego, zdiagnozowałem się sam za pomocą google No cóż, pokonywanie takich dystansów po dłuższej absencji biegowej wiązało się z pewnym ryzykiem i zdawałem sobie z tego sprawę. Bądź co bądź przecież to nie jedyny półmaraton w Polsce
Dzisiaj na mały rozruch zarzuciłem 10km z hakiem. Stopa się trochę czaiła, jak już chodziłem po domu to także ją 'czuję', niemniej myślę, że będzie dobrze. W czwartek chyba jakieś interwały porobię co by szarżować znowu. Tym razem nigdzie mi się nie śpieszy, więc wrócę do biegania książkowo Jeszcze jakiś basenik i myślę, że wszystko będzie szło w dobrym kierunku.
Pozdro
Zacznę od tego, że półmaraton mnie ominął. Po ostatnim biegu popsułem sobie stopę i nie mogłem biec. Przeciążenie stopy czy coś takiego, zdiagnozowałem się sam za pomocą google No cóż, pokonywanie takich dystansów po dłuższej absencji biegowej wiązało się z pewnym ryzykiem i zdawałem sobie z tego sprawę. Bądź co bądź przecież to nie jedyny półmaraton w Polsce
Dzisiaj na mały rozruch zarzuciłem 10km z hakiem. Stopa się trochę czaiła, jak już chodziłem po domu to także ją 'czuję', niemniej myślę, że będzie dobrze. W czwartek chyba jakieś interwały porobię co by szarżować znowu. Tym razem nigdzie mi się nie śpieszy, więc wrócę do biegania książkowo Jeszcze jakiś basenik i myślę, że wszystko będzie szło w dobrym kierunku.
Pozdro
- Crochu
- Wyga
- Posty: 61
- Rejestracja: 20 kwie 2013, 18:32
- Życiówka na 10k: 50
- Życiówka w maratonie: brak
4 wrzesień
Dzisiejszy trening interwałowy miałem rozbity na dwie części. Najpierw poszedłem biegać po schodach i tak właściwie miało już zostać. Jednakże ubrałem się jak na Sybir, a okazało się, że jest ciepło. Jak Słońce przygrzało to za długo sobie nie pobiegałem. 14 razy wbiegłem (74 schodki) i mi starczyło. Oczywiście dałbym radę dłużej, ale to nie było zmęczenie od biegania, tylko od gorąca. Nie miałem czasu żeby iść do domu się przebrać i wrócić dlatego postanowiłem pobiegać jeszcze wieczorem.
Jak postanowiłem tak zrobiłem. Na płaskim terenie biegałem sprintem. Od 19 do 21 sekund w 8 seriach. Dystans właściwie niewiadomy... Coś między 150 a 180 metrów, trudno określić. To zresztą nieistotne, teraz moim nadrzędnym celem będzie pokonanie 1km w przeciągu poniżej 3 minut.
Dzisiejszy trening interwałowy miałem rozbity na dwie części. Najpierw poszedłem biegać po schodach i tak właściwie miało już zostać. Jednakże ubrałem się jak na Sybir, a okazało się, że jest ciepło. Jak Słońce przygrzało to za długo sobie nie pobiegałem. 14 razy wbiegłem (74 schodki) i mi starczyło. Oczywiście dałbym radę dłużej, ale to nie było zmęczenie od biegania, tylko od gorąca. Nie miałem czasu żeby iść do domu się przebrać i wrócić dlatego postanowiłem pobiegać jeszcze wieczorem.
Jak postanowiłem tak zrobiłem. Na płaskim terenie biegałem sprintem. Od 19 do 21 sekund w 8 seriach. Dystans właściwie niewiadomy... Coś między 150 a 180 metrów, trudno określić. To zresztą nieistotne, teraz moim nadrzędnym celem będzie pokonanie 1km w przeciągu poniżej 3 minut.
- Crochu
- Wyga
- Posty: 61
- Rejestracja: 20 kwie 2013, 18:32
- Życiówka na 10k: 50
- Życiówka w maratonie: brak
7 wrzesień
Nie był to typowy trening, lecz wyścig Bieg Górski na K2 w Szczecinie na dystansie 8611 metrów. Bardzo fajna sprawa, właściwie to rykoszetem tam trafiłem, bo dowiedziałem się o jego istnieniu na 3 dni przed zawodami. Żeby było zabawniej to kolega, który nakręcił mojego brata (który z kolei nakręcił mnie) nie pojechał, bo był gdzieś tam i nie miał jak wrócić. Dodatkowo telefon mu się rozładował i nie było z nim kontaktu. Jego strata.
Biegało się po lesie Arkońskim, dużo górek i jedna bardzo konkretna, pod którą większość wchodziła pieszo. Ja sobie uznałem za punkt honoru, że zawsze będę wbiegał i tak też zrobiłem Jak biegłem na 10km to zacząłem za wolno, tutaj - za szybko. Poniosło mnie, energii miałem dużo żeby wymijać ludzi. Niestety pod koniec pierwszego okrążenia (na 3 ogółem) byłem trochę dętka. Kiedy skończyły się kręte ścieżki i zawijasy to nie miałem siły na ładnym szerokim odcinku ludzi wyprzedzać. A to feler.
Przez drugie kółko odpoczywałem sobie Tempo miałem takie, że sam w siebie nie wierzyłem, że tak wolno biegnę. Zanim dotarłem do mega górki już się trochę podreperowałem i się wdrapałem na nią. Teraz to mnie co jakiś czas ktoś wyprzedzał
Na trzecim okrążeniu siły witalne mi się odnowiły. Przyśpieszyłem tempa i zacząłem cisnąć. Biegłem już z jedną grupką, którą zamierzałem w pewnym momencie wziąć. Ponieważ jest kilka okrążeń to niektóre osoby się dubluje. Grupka zdążyła zdublować parę dziewczyn tuż przed wąskim gardłem, ja natomiast utknąłem z nimi i musiałem się dostosować do ich tempa (lub uderzyć w nie jak taran ). Potem już nie dałem rady nadgonić tej straty do tamtej grupki.
Bądź co bądź jest spoko. 48 miejsce z czasem 46:14. 37 na 400 nie podołało wyzwaniu. Część doznała kontuzji (po drodze widziałem jak jakiegoś biedaka ratownicy ogarniali). Mnie kilka razy lewa stopa się niebezpiecznie przerkęciła, lecz na szczęście nie na tyle żeby mi się coś w kostkę stało. Reasumując (zwrot rodem z wypracowań na polskim :D) jestem zadowolony, kolejne doświadczenie i porcja zabawy zdobyta
9 wrzesień
Jako, że już trochę się rozpisałem wcześniej, to teraz krótko. 5x1000, najlepszy czas 3:36. Muszę zejść poniżej 3 minut. Tutaj założyłem osobny wątek, jeśli ktoś może jakoś mi pomóc w tym przedsięwzięciu:
viewtopic.php?f=12&t=43160
Nie był to typowy trening, lecz wyścig Bieg Górski na K2 w Szczecinie na dystansie 8611 metrów. Bardzo fajna sprawa, właściwie to rykoszetem tam trafiłem, bo dowiedziałem się o jego istnieniu na 3 dni przed zawodami. Żeby było zabawniej to kolega, który nakręcił mojego brata (który z kolei nakręcił mnie) nie pojechał, bo był gdzieś tam i nie miał jak wrócić. Dodatkowo telefon mu się rozładował i nie było z nim kontaktu. Jego strata.
Biegało się po lesie Arkońskim, dużo górek i jedna bardzo konkretna, pod którą większość wchodziła pieszo. Ja sobie uznałem za punkt honoru, że zawsze będę wbiegał i tak też zrobiłem Jak biegłem na 10km to zacząłem za wolno, tutaj - za szybko. Poniosło mnie, energii miałem dużo żeby wymijać ludzi. Niestety pod koniec pierwszego okrążenia (na 3 ogółem) byłem trochę dętka. Kiedy skończyły się kręte ścieżki i zawijasy to nie miałem siły na ładnym szerokim odcinku ludzi wyprzedzać. A to feler.
Przez drugie kółko odpoczywałem sobie Tempo miałem takie, że sam w siebie nie wierzyłem, że tak wolno biegnę. Zanim dotarłem do mega górki już się trochę podreperowałem i się wdrapałem na nią. Teraz to mnie co jakiś czas ktoś wyprzedzał
Na trzecim okrążeniu siły witalne mi się odnowiły. Przyśpieszyłem tempa i zacząłem cisnąć. Biegłem już z jedną grupką, którą zamierzałem w pewnym momencie wziąć. Ponieważ jest kilka okrążeń to niektóre osoby się dubluje. Grupka zdążyła zdublować parę dziewczyn tuż przed wąskim gardłem, ja natomiast utknąłem z nimi i musiałem się dostosować do ich tempa (lub uderzyć w nie jak taran ). Potem już nie dałem rady nadgonić tej straty do tamtej grupki.
Bądź co bądź jest spoko. 48 miejsce z czasem 46:14. 37 na 400 nie podołało wyzwaniu. Część doznała kontuzji (po drodze widziałem jak jakiegoś biedaka ratownicy ogarniali). Mnie kilka razy lewa stopa się niebezpiecznie przerkęciła, lecz na szczęście nie na tyle żeby mi się coś w kostkę stało. Reasumując (zwrot rodem z wypracowań na polskim :D) jestem zadowolony, kolejne doświadczenie i porcja zabawy zdobyta
9 wrzesień
Jako, że już trochę się rozpisałem wcześniej, to teraz krótko. 5x1000, najlepszy czas 3:36. Muszę zejść poniżej 3 minut. Tutaj założyłem osobny wątek, jeśli ktoś może jakoś mi pomóc w tym przedsięwzięciu:
viewtopic.php?f=12&t=43160