Kanas78-wydyszeć w maju 2014 nowy PB na dychę
Moderator: infernal
- Kanas78
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2460
- Rejestracja: 25 cze 2011, 11:48
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Knurów>Łódź Teofilów
XXI Bieg Powstania Warszawskiego-relacja Kanas78 J
A było to tak... hmm, od czego tu zacząć? Może zacznę o atmosfery-była jedyna i niepowtarzalna. Mnóstwo sytuacji do wzruszeń, przynajmniej dla mnie... a co mnie wzruszało? Odśpiewana rota na początku, owacje dla Powstańców, odgłosy wybuchów, wystrzałów, małe klajniaki w strojach z tamtych czasów, ludzie na wózkach biorący udział w biegu, dużo było tych powodów do wzruszeń!
Ale żeby to poczuć, trzeba to przezyć.
A bieg? Biegło mi się bardzo dobrze, jak to na zawodach-atmosfera biegu się udziela, trasa wspaniała z dającym w kość dłuuugim podbiegiem przed metą, trochę biegu po bruku i kałużach, bo wcześniej lało, ale nic to. Zaczęliśmy razem z Jarkiem, bo stwierdził, że pobiegniemy razem, ale po paru metrach stwierdził, że jak biegnie szybciej, to go tak nie boli noga, więc wyrwał do przodu, no to pobiegłam swoim tempem. Wspaniały był doping przed metą (szczególnie utkwił mi mocny, głośny doping jednej kobiety, która krzyczała cały czas jak szalona: „Brawo, brawo jesteście świetni!!”).
Biegłam na dyszkę, więc było jeszcze jedno kółko do zrobienia, i nie wiem, naprawdę nie wiem dlaczego zakodowałam sobie, że po pierwszym okrążeniu powinnam skręcić w prawo... a było oznakowanie świetlne jak byk, że w lewo. Ale ludzie krzyczeli brawo brawo a ja zrozumiałam, że oni krzyczą: „w prawo” hihihi. Ale co jest do cholery patrzę, ludzie zatrzymują się i nie biegną no i wtedy zajarzyłam, że wbiegłam nie w tą trasę. Chip mnie już złapał, no ale nic, wracam się, bo przecież ja biegnę na 10! No to wracam się biegnąc pod prąd i słyszę, jak jakaś kobieta krzyczy do mnie: a Ty gdzie? A ja krzyczę: wracam się, bo ja biegnę na 10!! Jakiś chłopak powiedział, żebym przeskoczyła barierkę, ale wolałam nie ryzykować jeszcze jakąś glebę bym zaliczyła, więc nadrobiłam trochę trasy ale co tam.
Biegnę dalej nagle patrzę Jarek biegnie w moją stronę- czekał na mnie, bo po wypiciu wody dostał takiej kolki, że nie mógł biec dalej i pobiegliśmy razem. No i dzięki Jarkowi udało mi się pobić poprzedni wynik o jakąś minutę, a może więcej (nie wiem, dokładnie o ile, bo straciłam trochę czasu na tym powrocie). To rzecz jasna nie było moje tempo, a ten ostatni podbieg dawał w kość, ale na końcu udało mi się jeszcze zrobić mały sprint do mety hihi.
Z minusów imprezy- nie widziałam punktu z wodą na trasie- wg mnie słabo oznaczone, a było już ciemno. Dystans oznaczony co kilometr ale co z tego, skoro jak się ściemniło, to i tak niewiele było widać. No i „dziwni ludzie”-powiem delikatnie- z firmy ochroniarskiej, którzy jak mantrę powtarzali: „przejścia nie ma” i były momenty, że ludzie nie mogli się do siebie dostać...
A tak pozatym to było wspaniale.
Ahoj!
A było to tak... hmm, od czego tu zacząć? Może zacznę o atmosfery-była jedyna i niepowtarzalna. Mnóstwo sytuacji do wzruszeń, przynajmniej dla mnie... a co mnie wzruszało? Odśpiewana rota na początku, owacje dla Powstańców, odgłosy wybuchów, wystrzałów, małe klajniaki w strojach z tamtych czasów, ludzie na wózkach biorący udział w biegu, dużo było tych powodów do wzruszeń!
Ale żeby to poczuć, trzeba to przezyć.
A bieg? Biegło mi się bardzo dobrze, jak to na zawodach-atmosfera biegu się udziela, trasa wspaniała z dającym w kość dłuuugim podbiegiem przed metą, trochę biegu po bruku i kałużach, bo wcześniej lało, ale nic to. Zaczęliśmy razem z Jarkiem, bo stwierdził, że pobiegniemy razem, ale po paru metrach stwierdził, że jak biegnie szybciej, to go tak nie boli noga, więc wyrwał do przodu, no to pobiegłam swoim tempem. Wspaniały był doping przed metą (szczególnie utkwił mi mocny, głośny doping jednej kobiety, która krzyczała cały czas jak szalona: „Brawo, brawo jesteście świetni!!”).
Biegłam na dyszkę, więc było jeszcze jedno kółko do zrobienia, i nie wiem, naprawdę nie wiem dlaczego zakodowałam sobie, że po pierwszym okrążeniu powinnam skręcić w prawo... a było oznakowanie świetlne jak byk, że w lewo. Ale ludzie krzyczeli brawo brawo a ja zrozumiałam, że oni krzyczą: „w prawo” hihihi. Ale co jest do cholery patrzę, ludzie zatrzymują się i nie biegną no i wtedy zajarzyłam, że wbiegłam nie w tą trasę. Chip mnie już złapał, no ale nic, wracam się, bo przecież ja biegnę na 10! No to wracam się biegnąc pod prąd i słyszę, jak jakaś kobieta krzyczy do mnie: a Ty gdzie? A ja krzyczę: wracam się, bo ja biegnę na 10!! Jakiś chłopak powiedział, żebym przeskoczyła barierkę, ale wolałam nie ryzykować jeszcze jakąś glebę bym zaliczyła, więc nadrobiłam trochę trasy ale co tam.
Biegnę dalej nagle patrzę Jarek biegnie w moją stronę- czekał na mnie, bo po wypiciu wody dostał takiej kolki, że nie mógł biec dalej i pobiegliśmy razem. No i dzięki Jarkowi udało mi się pobić poprzedni wynik o jakąś minutę, a może więcej (nie wiem, dokładnie o ile, bo straciłam trochę czasu na tym powrocie). To rzecz jasna nie było moje tempo, a ten ostatni podbieg dawał w kość, ale na końcu udało mi się jeszcze zrobić mały sprint do mety hihi.
Z minusów imprezy- nie widziałam punktu z wodą na trasie- wg mnie słabo oznaczone, a było już ciemno. Dystans oznaczony co kilometr ale co z tego, skoro jak się ściemniło, to i tak niewiele było widać. No i „dziwni ludzie”-powiem delikatnie- z firmy ochroniarskiej, którzy jak mantrę powtarzali: „przejścia nie ma” i były momenty, że ludzie nie mogli się do siebie dostać...
A tak pozatym to było wspaniale.
Ahoj!
Ostatnio zmieniony 01 sie 2011, 17:17 przez Kanas78, łącznie zmieniany 1 raz.
- Kanas78
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2460
- Rejestracja: 25 cze 2011, 11:48
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Knurów>Łódź Teofilów
A z treningu to jeszcze dodam, że wczoraj zrobiłam 19,3 km na rowerku w charakterze supportu dla mojego faceta do maratonu. Jestem uczulona na ukąszenia owadów wszelakiej maści, zostałam sowicie pogryziona przez końskie muchy i teraz udo mam jak banię, łokieć napuchł, boli mnie to okropnie..
A dostałam ochrzan, że nie umiem zrobić zdjęcia
A dostałam ochrzan, że nie umiem zrobić zdjęcia
- Kanas78
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2460
- Rejestracja: 25 cze 2011, 11:48
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Knurów>Łódź Teofilów
Dziś rolki, 18km, trzeba nadrabiać zaległości. To straszne, ale mam nogi jak z waty i nie wiem, co będzie dalej... zaczynam panikować. Na dodatek plecy- po prostu zgon pleców. I jakiś ogromny ból pięty się przyczepił i nie wiem, czy coś się dzieje z prawym butem czy z moją piętą ale sport to zdrowie, prawda?
Powinnam dziś jeszcze przebiec 3km-pierwszy dzień treningu do półmaratonu, no nic, odbębnię jutro...
Ahoj
Powinnam dziś jeszcze przebiec 3km-pierwszy dzień treningu do półmaratonu, no nic, odbębnię jutro...
Ahoj
- Kanas78
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2460
- Rejestracja: 25 cze 2011, 11:48
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Knurów>Łódź Teofilów
Nazbierało się z dwóch dni, więc trzeba było dziś odrobić za 2, więc 8km za sobą. Ale było ciężko... w pracy dziś do 19:00 no i trzeba było coś zjeść "obiadowego". Padło na chińskie... nigdy więcej biegania po chińskim!! Kurczak po tajlandzku z ryżem smażonym jest pyszny ale nie w dzień biegowy.. Pomimo, że zjadłam go ok. 13:00 a biegłam dopiero po 19:00 u mnie się to trawi i trawi
Ech, no dobra, człowiek uczy się na błędach!
Ilość spotkanych biegaczy-dwóch- w spodniach moro hmm
Odcisków sztuk jeden.
A, zapomniałam napisać, że w zeszłym tygodniu odpadł mi już jeden paznokieć haha- poszłam na rolki i jak wróciłam, zdjęłam buty i czuję, że coś mnie smyra w skarpetce, a to się okazało, że paznokieć odpadnięty więc został mi już tylko jeden do odpadki, ale to z wielkiego palucha, więc będzie złaził dłużej.
Biegłam dziś w getrach, bo w mojej ukochanej spódniczce do biegania w trakcie wirowania w pralce przekręca mi się guma i nie mam już nerwów do jej odkręcania
No i muszę nazbierać na kolagen, bo kolano się odzywa, fak.
Jutro rolki.
Ahoj!
Ech, no dobra, człowiek uczy się na błędach!
Ilość spotkanych biegaczy-dwóch- w spodniach moro hmm
Odcisków sztuk jeden.
A, zapomniałam napisać, że w zeszłym tygodniu odpadł mi już jeden paznokieć haha- poszłam na rolki i jak wróciłam, zdjęłam buty i czuję, że coś mnie smyra w skarpetce, a to się okazało, że paznokieć odpadnięty więc został mi już tylko jeden do odpadki, ale to z wielkiego palucha, więc będzie złaził dłużej.
Biegłam dziś w getrach, bo w mojej ukochanej spódniczce do biegania w trakcie wirowania w pralce przekręca mi się guma i nie mam już nerwów do jej odkręcania
No i muszę nazbierać na kolagen, bo kolano się odzywa, fak.
Jutro rolki.
Ahoj!
- Kanas78
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2460
- Rejestracja: 25 cze 2011, 11:48
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Knurów>Łódź Teofilów
To był raczej aktywny weekend, ale jestem padnięta. W sobotę niewiele, bo tylko 3km biegania, ale w niedzielę 24km na rolkach plus 6km OWB.
W tą duchotę nie dało się leżeć, a co dopiero biegać...
W niedzielę mój chłop miał długie wybieganie (25km), więc sobie truchtał, a ja w tym czasie jeździłam na rolkach, było naprawdę ciężkie powietrze, można było nożem ciąć!
Spotykaliśmy się co jakiś czas na trasie aż po 13 kilometrze biegu Jarka spotkaliśmy się znowu a on mówi, że dziwnie się czuje, nic go nie boli, ale czuje, jakby tracił świadomość, że nie może patrzeć przed siebie, bo ma jakieś „widzenie rzeczywistości przez szybę”, że niby wie, co się dzieje dookoła, ale jest jakby nieobecny...
Nie był blady, ale jego oczy jakoś tak dziwnie wyglądały. Przeszedł więc w marsz. Nigdy wcześniej nie miał czegoś takiego, nie powiem, przestraszyłam się bardzo i powiedziałam, żeby sobie odpuścił ten bieg, bo jeszcze sobie krzywdę zrobi a ja go nie będę umiała uratować!
Schłodził się wodą i kontynuował bieg z przechodzeniem w marsz do 19kilometra i wtedy już dał sobie spokój. Wg mnie wogóle powinien sobie odpuścić ten bieg, ale to jest człowiek spod znaku koziorożca, więc niestety z grupy ludzi nie do przekonania
Wg mnie to były jakieś przejściowe problemy z krążeniem plus wyjątkowo wredna pogoda (temperatura odczuwalna 30stopni, wilgotność powietrza 80%).. pojechaliśmy do domu, zjedliśmy obiad, mały resecik w postaci drzemki i po południu poszliśmy dokończyć resztę biegu. Potem już było ok.
Nie wiem, jak on przebiegł te 19km w takiej duchocie, ja odliczałam każdy kilometr do końca-a miałam ich tylko 6!!!
Kiedy wróciliśmy do domu zerwało się mega burzysko i powietrze zmieniło się o 180stopni...
Co do mojego biegu-fajne tempo teraz ma Jarek, bardzo mi pasuje, szkoda, że ja nie umiem sobie narzucić takiego, jak biegnę sama, rwę jak dzik cholera jasna.
Dziś nic nie robię, jem i śpię, mam straszną ochotę na lody bakaliowe, więc po pracy zeżrę ich cały kilogram!
Ahoj!
W tą duchotę nie dało się leżeć, a co dopiero biegać...
W niedzielę mój chłop miał długie wybieganie (25km), więc sobie truchtał, a ja w tym czasie jeździłam na rolkach, było naprawdę ciężkie powietrze, można było nożem ciąć!
Spotykaliśmy się co jakiś czas na trasie aż po 13 kilometrze biegu Jarka spotkaliśmy się znowu a on mówi, że dziwnie się czuje, nic go nie boli, ale czuje, jakby tracił świadomość, że nie może patrzeć przed siebie, bo ma jakieś „widzenie rzeczywistości przez szybę”, że niby wie, co się dzieje dookoła, ale jest jakby nieobecny...
Nie był blady, ale jego oczy jakoś tak dziwnie wyglądały. Przeszedł więc w marsz. Nigdy wcześniej nie miał czegoś takiego, nie powiem, przestraszyłam się bardzo i powiedziałam, żeby sobie odpuścił ten bieg, bo jeszcze sobie krzywdę zrobi a ja go nie będę umiała uratować!
Schłodził się wodą i kontynuował bieg z przechodzeniem w marsz do 19kilometra i wtedy już dał sobie spokój. Wg mnie wogóle powinien sobie odpuścić ten bieg, ale to jest człowiek spod znaku koziorożca, więc niestety z grupy ludzi nie do przekonania
Wg mnie to były jakieś przejściowe problemy z krążeniem plus wyjątkowo wredna pogoda (temperatura odczuwalna 30stopni, wilgotność powietrza 80%).. pojechaliśmy do domu, zjedliśmy obiad, mały resecik w postaci drzemki i po południu poszliśmy dokończyć resztę biegu. Potem już było ok.
Nie wiem, jak on przebiegł te 19km w takiej duchocie, ja odliczałam każdy kilometr do końca-a miałam ich tylko 6!!!
Kiedy wróciliśmy do domu zerwało się mega burzysko i powietrze zmieniło się o 180stopni...
Co do mojego biegu-fajne tempo teraz ma Jarek, bardzo mi pasuje, szkoda, że ja nie umiem sobie narzucić takiego, jak biegnę sama, rwę jak dzik cholera jasna.
Dziś nic nie robię, jem i śpię, mam straszną ochotę na lody bakaliowe, więc po pracy zeżrę ich cały kilogram!
Ahoj!
- Kanas78
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2460
- Rejestracja: 25 cze 2011, 11:48
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Knurów>Łódź Teofilów
Aśnabiegaam... ale zrobiłam, co miałam zrobić.
Trochę słońce, trochę deszcz w sumie miałam już wsiadać na orbiego, ale jakoś się przejaśniło i pobiegłam.
W trakcie rozciągania strasznie zaczęło lać-fajny, taki letni deszczyk.
Nawet trzymałam swoje tempo cholera jasna aż tu nagle ni stąd ni zowąd taki mnie dziwny ból w połowie piszczeli chwycił i scinał mi nogę! No nie mogłam utrzymać równowagi... żal mi było przerywać bieg, bo super mi się biegło, ale noga jakby klękała i nic z tym nie mogłam zrobić
Jak nie sraczka to padaczka.
No nic, zobaczę w czwartek. Po biegu porządnie się rozciągnęłam i troszkę pobolewa.
Niedługo ten mój blog zamieni się w blog hipochondryka.
DFS.
Ahoj
Trochę słońce, trochę deszcz w sumie miałam już wsiadać na orbiego, ale jakoś się przejaśniło i pobiegłam.
W trakcie rozciągania strasznie zaczęło lać-fajny, taki letni deszczyk.
Nawet trzymałam swoje tempo cholera jasna aż tu nagle ni stąd ni zowąd taki mnie dziwny ból w połowie piszczeli chwycił i scinał mi nogę! No nie mogłam utrzymać równowagi... żal mi było przerywać bieg, bo super mi się biegło, ale noga jakby klękała i nic z tym nie mogłam zrobić
Jak nie sraczka to padaczka.
No nic, zobaczę w czwartek. Po biegu porządnie się rozciągnęłam i troszkę pobolewa.
Niedługo ten mój blog zamieni się w blog hipochondryka.
DFS.
Ahoj
- Kanas78
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2460
- Rejestracja: 25 cze 2011, 11:48
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Knurów>Łódź Teofilów
W sobotę wybieganko w okolicach Płońska, uciekaliśmy troszkę przed nadchodzącą burzą, chciałam nadrobić stracone kilometry z powodu kontuzji (shin splints-choć w sumie nazywamy je już shits), bo niestety nie przeszły pomimo ćwiczeń zaleconych i tam, gdzie ma boleć, nadal boli, więc z kontynuacji treningu do półmaratonu na razie nici , goniły nas wiejskie psy i w sumie chyba jednak wolę te miejskie z właścicielem przy boku, bo nad wiejskimi nikt kontroli nie ma i jak wiadomo kagańców one też mieć nie muszą ale za to spotkaliśmy lecącego bociana, który przeleciał nam tuż nad głowami i usiadł na pobliskim drzewie . Końcówka biegu zamieniła się w moje mega wkurzenie, bo na terenie pofałdowanym z shitami wogóle już biec sie nie dało. No nic, ćwiczę dalej, zobaczymy. Tymczasem zarzucam bieganie na rzecz przygotowań do nadchodzącego szybkimi krokami maratonu sierpniowego i w tym celu zrobiliśmy dziś 27km, było super ale jak się okazało, rolkarzy również gonią wiejskie nieokiełznane burki co widać na załączonym filmiku (link poniżej).
A jutro nie robię nic, będę się opalać jako kibic na półmaratonie "Cud nad Wisłą" trzymajcie proszę kciuki za mojego chopa, bo pogoda ma być przedburzowa, duszno i duża wilgotność powietrza, więc oby nie było powtórki z rozrywki z ostatniego treningu!
Ahoj!
http://youtu.be/lQmhPtNWvxE
A jutro nie robię nic, będę się opalać jako kibic na półmaratonie "Cud nad Wisłą" trzymajcie proszę kciuki za mojego chopa, bo pogoda ma być przedburzowa, duszno i duża wilgotność powietrza, więc oby nie było powtórki z rozrywki z ostatniego treningu!
Ahoj!
http://youtu.be/lQmhPtNWvxE
- Kanas78
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2460
- Rejestracja: 25 cze 2011, 11:48
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Knurów>Łódź Teofilów
No nie biegam i nie biegam... szlag mnie już trafia.. robię te wszystkie ćwiczenia na shin splints i lipa...
Ale czy to normalne, że boli również, kiedy nie biegam, nie chodzę, nawet przy siedzeniu? Miejsce nie jest opuchnięte, ani zaczerwienione, ale piecze i piecze do cholery...
Może to jakiś stan zapalny, który już powinnam podleczyć medykamentami i nie czekać, aż samo przejdzie?
Trening do półmaratonu szlag trafia, czas leci no i co?
Ech, brak słów.
No to ahoj. Musiałam się wyżalić
A więc rolkuję, bo wielki wypad do Gdańska tuż tuż.. 3 majcie kciuki, może choć raz pogoda się do mnie uśmiechnie i nie będzie katorgi w jakiejś ulewie czy innym draństwie, tylko przyjemność z jazdy.
Ale czy to normalne, że boli również, kiedy nie biegam, nie chodzę, nawet przy siedzeniu? Miejsce nie jest opuchnięte, ani zaczerwienione, ale piecze i piecze do cholery...
Może to jakiś stan zapalny, który już powinnam podleczyć medykamentami i nie czekać, aż samo przejdzie?
Trening do półmaratonu szlag trafia, czas leci no i co?
Ech, brak słów.
No to ahoj. Musiałam się wyżalić
A więc rolkuję, bo wielki wypad do Gdańska tuż tuż.. 3 majcie kciuki, może choć raz pogoda się do mnie uśmiechnie i nie będzie katorgi w jakiejś ulewie czy innym draństwie, tylko przyjemność z jazdy.
- Kanas78
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2460
- Rejestracja: 25 cze 2011, 11:48
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Knurów>Łódź Teofilów
Dziś delikatnie, z obawami, małe conieco 7km w około 46minut.. cholerka, parę dni przerwy i tak się cżłowiek cofa... ale dobrze, że biegłam z moim chopem. Było ciężko, ciało jakieś ociężałe, no sama już nie wiem, ale najważniejsze, ze "szity" odpuszczają-czyli znakiem tego jakiś stan zapalny tam jest, skoro dopiero medykamenty pomogły!
Więc jest krok do przodu. Cieszę się, bo serce się tak wyrywa a tu ciągle coś stoi na przeszkodzie.
Wiecie co, ostatnio, jak kibicowałam mojemu facetowi w półmaratonie cudu nad Wisłą, to słusznie jeden zawodnik stwierdził, że w bieganiu nie chodzi o czasy, o wagę, tylko po prostu o wytrzymałość. Jak się ją ma, to każde zawody się pokona. Widziałam ludzi z niezłymi brzuchami, kobitki całkiem krągłe, które miały takie czasy, że szacun- i to przy naprawdę ciężkiej pogodzie-upał i wilgotność spora- jedna kobieta prawie zemdlała i łapali ją na mecie... tak więc wytrzymałość to podstawa. Wolę walki mam, więc z tym kłopotu nie będzie, ale tak się czasem zastanawiam, no mam takie wrażenie, że gdybym była mniejsza, lżejsza, to lepiej by mi się biegało, pokonywało kolejne kilometry no i kontuzji byłoby mniej. Ale może to tylko moje subiektywne odczucie? Taki nastrój filozoficzny mnie dopadł na wieczór hihi
Ahoj!
Więc jest krok do przodu. Cieszę się, bo serce się tak wyrywa a tu ciągle coś stoi na przeszkodzie.
Wiecie co, ostatnio, jak kibicowałam mojemu facetowi w półmaratonie cudu nad Wisłą, to słusznie jeden zawodnik stwierdził, że w bieganiu nie chodzi o czasy, o wagę, tylko po prostu o wytrzymałość. Jak się ją ma, to każde zawody się pokona. Widziałam ludzi z niezłymi brzuchami, kobitki całkiem krągłe, które miały takie czasy, że szacun- i to przy naprawdę ciężkiej pogodzie-upał i wilgotność spora- jedna kobieta prawie zemdlała i łapali ją na mecie... tak więc wytrzymałość to podstawa. Wolę walki mam, więc z tym kłopotu nie będzie, ale tak się czasem zastanawiam, no mam takie wrażenie, że gdybym była mniejsza, lżejsza, to lepiej by mi się biegało, pokonywało kolejne kilometry no i kontuzji byłoby mniej. Ale może to tylko moje subiektywne odczucie? Taki nastrój filozoficzny mnie dopadł na wieczór hihi
Ahoj!
- Kanas78
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2460
- Rejestracja: 25 cze 2011, 11:48
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Knurów>Łódź Teofilów
Dziś już tylko nacisk na rolki (za tydzień zawody), no miałam przejechać 30km będąc w międzyczasie supportem dla mojego chopa, który dziś pierwszy raz złamał swoją biegową 30-tkę . Ale pogoda była wyśmienita, czułam się wyśmienicie, widzę, że chopowi też super idzie, więc mnie namówił, abym przejechała dystans maratonu, no to przejechałam
Wszystko super, z tym że po 19.5 km nacisnęłam pauzę na moim sportypalu w fonie a ten zamiast pauzy zakończył mi trening no i musiałam rozpocząć nowy ale dobra, nic się nie stało.
Trochę zmartwiłam się, jak go dłuższy czas nie było, czy coś tam na trasie mu się nie stało, ale na szczęście nie, po drodze spotkał biegacza-wyjadacza pana Zbyszka (pozdrawiamy serdecznie!! ), który "pociągnął" nieco Jarka przez te ostatnie 10 km. Przez jakieś piachy i górki hihihi.
Tak więc nie ma to jak bieganie z kimś, zwłaszcza dłuższych dystansów, jakoś tak lepiej się biegnie, no nie?
Jutro pobiegam, muszę trochę nadgonić pauzę związaną z kontuzją, czyli 8km plus przebieżki, a we wtorek jeszcze chcę rozjeździć się trochę, żeby mięśnie na zawodach nie były zdziwione
W piątek podróż do Gdańska... zastanawiam się, czy nie kupić sobie czegoś na sen, żeby choć trochę przespać..ale żeby nie otumaniło a pozwoliło pokimać, bo ja przeżywam zawody wrotkarskie i nie mogę usnąć..
Ahoj!
Ps. Deserek w postaci przepysznych lodów bakaliowych :D
Wszystko super, z tym że po 19.5 km nacisnęłam pauzę na moim sportypalu w fonie a ten zamiast pauzy zakończył mi trening no i musiałam rozpocząć nowy ale dobra, nic się nie stało.
Trochę zmartwiłam się, jak go dłuższy czas nie było, czy coś tam na trasie mu się nie stało, ale na szczęście nie, po drodze spotkał biegacza-wyjadacza pana Zbyszka (pozdrawiamy serdecznie!! ), który "pociągnął" nieco Jarka przez te ostatnie 10 km. Przez jakieś piachy i górki hihihi.
Tak więc nie ma to jak bieganie z kimś, zwłaszcza dłuższych dystansów, jakoś tak lepiej się biegnie, no nie?
Jutro pobiegam, muszę trochę nadgonić pauzę związaną z kontuzją, czyli 8km plus przebieżki, a we wtorek jeszcze chcę rozjeździć się trochę, żeby mięśnie na zawodach nie były zdziwione
W piątek podróż do Gdańska... zastanawiam się, czy nie kupić sobie czegoś na sen, żeby choć trochę przespać..ale żeby nie otumaniło a pozwoliło pokimać, bo ja przeżywam zawody wrotkarskie i nie mogę usnąć..
Ahoj!
Ps. Deserek w postaci przepysznych lodów bakaliowych :D
- Kanas78
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2460
- Rejestracja: 25 cze 2011, 11:48
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Knurów>Łódź Teofilów
No dobra, nie ma biegania, bo w niedzielę te zawody na rolkach, więc poszłam na rolki. Jakoś się ochłodziło nagle po południu nawet z nosa kataru dostałam wiać zaczęło no i wogóle, ale może to i dobrze, bo w Gda na bank będzie wiało żeby tylko nie lało....
Ale boję się, że jak zacznę biegać dopiero w przyszły wtorek poświęcając się teraz rolkom, to będę mieć problem z nadgonieniem planu do półmaratonu...ale tak doradził mi mój chop i zobaczymy, czy miał rację.
Więc po zawodach niedzielnych rolki idą na boczny plan i już na serio poświęcam się bieganiu.
Wiem, że nie wolno mi jeździć po ścieżkach rowerowych, więc jeden rowerzysta zwrócił mi uwagę- i słusznie ale rozwaliła mnie jedna parka na rowerach- dziewczyna jechała środkiem ścieżki rowerowej, chłopak środkiem ścieżki dla pieszych i tak sobie jadą obok siebie i gaworzą... chyba chodziło o lans, bo laska jechała na tym rowerze w kozakach i miała ubrany szal WTF??
No i spotkałam "kibica" rowerzystę, którego czasem spotykam i miło mnie pozdrawia machając
To ahoj ludziska chyba odezwę się w przyszły wtorek i zdam obszerną relację z maratonu-mój plan-ukończyć i nie być ostatnią, proszę, trzymajcie kciuki, będę bardzo wdzięczna i strzelę parę fotek ponoć przepięknej PGE ARENY to wrzucę.
Paaaaa!!
Ale boję się, że jak zacznę biegać dopiero w przyszły wtorek poświęcając się teraz rolkom, to będę mieć problem z nadgonieniem planu do półmaratonu...ale tak doradził mi mój chop i zobaczymy, czy miał rację.
Więc po zawodach niedzielnych rolki idą na boczny plan i już na serio poświęcam się bieganiu.
Wiem, że nie wolno mi jeździć po ścieżkach rowerowych, więc jeden rowerzysta zwrócił mi uwagę- i słusznie ale rozwaliła mnie jedna parka na rowerach- dziewczyna jechała środkiem ścieżki rowerowej, chłopak środkiem ścieżki dla pieszych i tak sobie jadą obok siebie i gaworzą... chyba chodziło o lans, bo laska jechała na tym rowerze w kozakach i miała ubrany szal WTF??
No i spotkałam "kibica" rowerzystę, którego czasem spotykam i miło mnie pozdrawia machając
To ahoj ludziska chyba odezwę się w przyszły wtorek i zdam obszerną relację z maratonu-mój plan-ukończyć i nie być ostatnią, proszę, trzymajcie kciuki, będę bardzo wdzięczna i strzelę parę fotek ponoć przepięknej PGE ARENY to wrzucę.
Paaaaa!!
- Kanas78
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2460
- Rejestracja: 25 cze 2011, 11:48
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Knurów>Łódź Teofilów
III Maraton Sierpniowy 2011
Hejka, wiem, że to blog biegowy, więc postaram się opisać to w wielkim skrócie, ok?
Zawody pierwsza klasa... tor wrotkarski wokół PGE Arena, pierwsza klasa. Wyspana (12 godzinny sen!! Przyjechaliśmy w sobotę rano, małe odświeżenie, odbiór pakietów i na plażę!), i po lekkim śniadaniu mogę startować zawsze
Ilość zawodowców trochę mnie zbiła z pantałyku i znów przez chwilę pomyślałam: co ja robię tu, ale klamka zapadła!
Tuż przed startem jedna zawodniczka zwróciła mi uwagę na to, że na plecach zdążył mi już odpaść numer startowy, więc mi go przyczepiła (dzięki) no i do boju!
Czarne chmury zbierały się nad nami, ale dzięki Bogu nie padało!! Wiało, nawet bardzo i to pod górkę, ale na to byłam przygotowana, zresztą trudno, żeby nad morzem nie wiało . Jechałam z telefonem od Jarka, żeby zaczytać potem trening na SPORYPALU i zależało mi też na tym, żeby słyszeć, który kilometr trasy przemierzam, ale akurat w ten dzień telefon nie zechciał się połączyć z GPS-em i całą trasę słyszałam komunikat: initializing GPS... (WTF??!!). Byłam wściekła, ale co zrobić. Na szczęście mam porządny zegarek ze stoperem i na nim zapisywałam sobie lapy. Jechało się cudnie.... chyba na początku za szybko pociągnęłam dwa pierwsze okrążenia, no i minusem było to, że nie było wiadomo, kto z jadących brał udział w półmaratonie, a kto w maratonie; co było mylące w tym sensie, że nie wiedziałam, czy oni tak cisną, bo zaraz będą kończyć półmaraton, czy ja też mam cisnąć czy jak?? Na trasę miałam tylko butelczynę izotoniku, łyki wydzielałam sobie przed każdym ciężkim podjazdem i to się sprawdziło bardzo.
Jadę okrążenie 3, 4 widzę że na 4 pętli mam taki dobry czas, że aż zwątpiłam, czy to już na pewno czwarta??? No ale tak, czwarta, cholera, marzyłam, żeby zrobić choć 2h30 a tu mi wychodzi, że może się zmieszczę w dwóch godzinach!!
No to się zmieściłam: 1:59:20!!! I do teraz jestem w szoku. Mój pierwszy maraton to było 3:05...
Jednak bieganie tu bardzo, bardzo pomaga, bo mam wielkie braki w technice, jednak serce poprowadziło mnie pięknie przez cały wyścig- gdzie mam braki w technice, tam nadrabiam kondycją
W sumie przejechałam maraton i nawet nie poczułam tego....
Na treningach moja średnia prędkość to było ok.16km/h, na tym maratonie było to 21km/h... dobra, over.
Mój chop miał cel zbić 2 godziny- no i wynik szok: 1:44:coś tam
A od jutra:
CEL: Ukończyć Półmaraton Św. Mikołajów w Toruniu w jednym kawałku
TRENING: http://bieganie.pl/index.php?show=1&cat=19&id=432
Ahoj!
a i foty
Hejka, wiem, że to blog biegowy, więc postaram się opisać to w wielkim skrócie, ok?
Zawody pierwsza klasa... tor wrotkarski wokół PGE Arena, pierwsza klasa. Wyspana (12 godzinny sen!! Przyjechaliśmy w sobotę rano, małe odświeżenie, odbiór pakietów i na plażę!), i po lekkim śniadaniu mogę startować zawsze
Ilość zawodowców trochę mnie zbiła z pantałyku i znów przez chwilę pomyślałam: co ja robię tu, ale klamka zapadła!
Tuż przed startem jedna zawodniczka zwróciła mi uwagę na to, że na plecach zdążył mi już odpaść numer startowy, więc mi go przyczepiła (dzięki) no i do boju!
Czarne chmury zbierały się nad nami, ale dzięki Bogu nie padało!! Wiało, nawet bardzo i to pod górkę, ale na to byłam przygotowana, zresztą trudno, żeby nad morzem nie wiało . Jechałam z telefonem od Jarka, żeby zaczytać potem trening na SPORYPALU i zależało mi też na tym, żeby słyszeć, który kilometr trasy przemierzam, ale akurat w ten dzień telefon nie zechciał się połączyć z GPS-em i całą trasę słyszałam komunikat: initializing GPS... (WTF??!!). Byłam wściekła, ale co zrobić. Na szczęście mam porządny zegarek ze stoperem i na nim zapisywałam sobie lapy. Jechało się cudnie.... chyba na początku za szybko pociągnęłam dwa pierwsze okrążenia, no i minusem było to, że nie było wiadomo, kto z jadących brał udział w półmaratonie, a kto w maratonie; co było mylące w tym sensie, że nie wiedziałam, czy oni tak cisną, bo zaraz będą kończyć półmaraton, czy ja też mam cisnąć czy jak?? Na trasę miałam tylko butelczynę izotoniku, łyki wydzielałam sobie przed każdym ciężkim podjazdem i to się sprawdziło bardzo.
Jadę okrążenie 3, 4 widzę że na 4 pętli mam taki dobry czas, że aż zwątpiłam, czy to już na pewno czwarta??? No ale tak, czwarta, cholera, marzyłam, żeby zrobić choć 2h30 a tu mi wychodzi, że może się zmieszczę w dwóch godzinach!!
No to się zmieściłam: 1:59:20!!! I do teraz jestem w szoku. Mój pierwszy maraton to było 3:05...
Jednak bieganie tu bardzo, bardzo pomaga, bo mam wielkie braki w technice, jednak serce poprowadziło mnie pięknie przez cały wyścig- gdzie mam braki w technice, tam nadrabiam kondycją
W sumie przejechałam maraton i nawet nie poczułam tego....
Na treningach moja średnia prędkość to było ok.16km/h, na tym maratonie było to 21km/h... dobra, over.
Mój chop miał cel zbić 2 godziny- no i wynik szok: 1:44:coś tam
A od jutra:
CEL: Ukończyć Półmaraton Św. Mikołajów w Toruniu w jednym kawałku
TRENING: http://bieganie.pl/index.php?show=1&cat=19&id=432
Ahoj!
a i foty
- Kanas78
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2460
- Rejestracja: 25 cze 2011, 11:48
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Knurów>Łódź Teofilów
Dziś ŻBK* no ale się nie dziwię, tydzień przerwy no i w niedzielę po maratonie jeszcze delikatne niewyspanie i zmęczenie ogólne trzymało.
Czyli 5km plus przebieżki 5x20s
Było ciężkawo, ale nie najgorzej. Grunt, że tfu tfu zdrówko dopisuje i nic nie boli, nic nie strzyka!!
Zaczęłabym dziś wcześniej, zaraz po 17 po pracy, ale w domu złapałam wredną drzazgę w sam środek pięty i walczyłam z francą dobre 40minut jak taka mała pierdoła potrafi uprzykrzyć życie...
Próba nowych getrasków 3/4- są fantastyczne!
Ach, nadeszły wreszcie moje chłodne dni i poranki
Ahoj!
Czyli 5km plus przebieżki 5x20s
Było ciężkawo, ale nie najgorzej. Grunt, że tfu tfu zdrówko dopisuje i nic nie boli, nic nie strzyka!!
Zaczęłabym dziś wcześniej, zaraz po 17 po pracy, ale w domu złapałam wredną drzazgę w sam środek pięty i walczyłam z francą dobre 40minut jak taka mała pierdoła potrafi uprzykrzyć życie...
Próba nowych getrasków 3/4- są fantastyczne!
Ach, nadeszły wreszcie moje chłodne dni i poranki
Ahoj!
- Kanas78
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2460
- Rejestracja: 25 cze 2011, 11:48
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Knurów>Łódź Teofilów
Dziś malutkie grzeczne 4km wieczorem. Przeraża mnie trochę ta ciemność w parku... no niby są latarnie, ale jakieś to wszystko takie mroczne... drzewa wiele zasłaniają, są momenty, że nie widać kompletnie nic!
Psy szczekają, nie jestem pewna, czy one za ogrodzeniami, czy nie.. jakieś bandy z browarami spacerują, no nie czuję się pewnie... Zaraz przed oczami staje mi taki jeden z moich ulubionych odcinków "07 zgłoś się-morderca działa nocą"- kto nie widział, niech żałuje
Ale za to po ciemku powietrze... bezcenne! Więc te plusy przesłaniają mi minusy.
No nie dałam rady wcześniej. Za to spotkałam 3 biegaczy i jedną biegaczkę, to już teraz wiem, skąd ci ludzie się potem biorą na zawodach-oni biegają w nocy, bo w dzień jakoś ich nie spotykam hihi
To lecę jeszcze poćwiczyć plecy.
Ahoj!
Psy szczekają, nie jestem pewna, czy one za ogrodzeniami, czy nie.. jakieś bandy z browarami spacerują, no nie czuję się pewnie... Zaraz przed oczami staje mi taki jeden z moich ulubionych odcinków "07 zgłoś się-morderca działa nocą"- kto nie widział, niech żałuje
Ale za to po ciemku powietrze... bezcenne! Więc te plusy przesłaniają mi minusy.
No nie dałam rady wcześniej. Za to spotkałam 3 biegaczy i jedną biegaczkę, to już teraz wiem, skąd ci ludzie się potem biorą na zawodach-oni biegają w nocy, bo w dzień jakoś ich nie spotykam hihi
To lecę jeszcze poćwiczyć plecy.
Ahoj!
- Kanas78
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2460
- Rejestracja: 25 cze 2011, 11:48
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Knurów>Łódź Teofilów
Trening jak trening, czyli zgodnie z planem 5 km plus 5 przebieżek po 20s z tym, że zapomniałam stopera i biegłam "na oko". Wyszliśmy biegać w najbardziej słonecznym momencie dnia, więc mi było tak sobie.
Jutro OWB 10km, idziemy bardzo rano, bo mój chop ma bardzo długie wybieganie.
Ahoj!
Jutro OWB 10km, idziemy bardzo rano, bo mój chop ma bardzo długie wybieganie.
Ahoj!