29.05.2010
Siłownia 2h
+ćwiczenia na brzuch
30.05.2010
10 km - 1h 7'05" - 6,43/km
31.05.2010
10 km -1h 1'21" - 6,08/km
Wczoraj fajne samopoczucie, ładna pogoda, nie za ciepło nie za zimno ale słonecznie - myślę będzie się fajnie biegło. A tu klops, już po rozgrzewkowym kilometrze nastąpiła męczarnia i trwało to do końca biegu, kilka razy myślałem nawet by sobie odpuścić.
Mając w pamięci wczorajszy dzień, myślałem, że dziś może być jeszcze gorzej. Padało bez przerwy od wczorajszego popołudnia, a gdy w końcu zdecydowałem się pobiegać w deszczyku zaczęło lać. Myśle sobie trudno, pobrodze trochę w kałużach i doczłapie jakoś te 10km. Gdy wybiegłem z parkingu zatkało mnie, większość drogi była pod wodą a to co wystawało znad kałuży mogło służyć jako materac do fikołków ( twarda szutrówka po nasiąknięciu wodą ma konsystencje gąbki). nic startuje, po 500m byłem już całkowicie przemoczony ale biegło sie naprawde fantastycznie
- i teraz dylemat skąd wziął się ten czas, to najszybsze moje tempo nie tylko na 10km ale chyba wogule, i to przy złym nastawieniu i najgorszych warunkach w jakich mi przyszło biec??
Wczoraj pierwszy raz od 10 tyg. pozwoliłem sobie wypić kilka piwek i przekąsić to boczkiem z grilla - i stąd ten power. Cholera, chyba porzuce te wszystkie moje diety na rzecz piwa i boczku
