PN: odpoczynek, może trochę pompek i brzuchów, jak uda się zebrać
WT: 70' easy - długi bieg
SR: 40' truchtu
CZ: easy + podbiegi, jak żołądek będzie w formie, to się wybiorę na 400m, jak nie to bezpieczne 200m blisko domu
PT: odpoczynek
SB: jakieś tempo - może znowu parkrun, jak będzie pogoda
ND: easy na dobicie do 47km
PN: tylko trochę pompek, coś mnie zatoka przynosowa zaczęła boleć.

WT: Pogoda była całkiem przyjemna, zrobiłem sobie przerwę w robocie przed 14. i wyszedłem pobiegać do lasu. Trochę tak spontanicznie i czułem że żołądek jest mocno obciążony, ale pomyślałem że spokojne truchtanie powinien wytrzymać. Jak wyszedłem to zaczął padać lekki śnieg, jak wbiegłem do lasu, to już sypało konkretnie, dawało ostro po twarzy. W lesie warunki fatalne, po wiatrach które były w weekend, ktoś musiał wjechać ciężkim sprzętem na sprzątanie powalonych drzew i zrobiły się masakryczne koleiny, które trochę przymarzły. Ciężko było znaleźć odpowiednie podłoże, męczyłem się trochę, na dodatek wzmógł się wiatr i sypało śniegiem coraz mocniej. Żołądek konkretnie dawał znać o sobie, ale dało się biec. Pod koniec 8km zaczęło mi siadać lewe kolano, musiałem przejść na krótszy krok i zwiększyłem kadencję, żeby je odciążyć. Trochę utykałem, ale jakoś dotrwałem i zrobiłem pełną pętlę 10km po Kabackim. Jeszcze kawałek po asfalcie i po 65' zakończyłem. Trochę się rozsypuję, ciężko będzie wyrobić założenia, zwłaszcza jak zaczyna siadać kolano.
SR: odpoczynek, szykowałem kolano na czwartkowe podbiegi

CZ: tym razem pogoda nie przeszkadzała. Zebrałem się wreszcie na podbiegi 400m, pora zażyć trochę cierpienia. Podbieg Rosnowskiego między Wilanowem a Kabatami, odcinek który przyjąłem ma około 420m i 14-17 w górę. Minimum 4 powtórzenia, ale optymalnie by było wytrzymać 5, tempo T5k-T3k. Najpierw lekka rozgrzewka - wyszło 3.75km truchtu, do tego trochę wymachów, 30m skipu A i C i ruszam bez ociągania. Postanowiłem zacząć bez szarpania, żeby wydolić 5. Do połowy luz, potem kryzys, dociągnąłem @3:44 więc trochę za szybko jak na pierwszy. Od razu podpór, kilka oddechów i truchcik w dół. Na dole 15" stania, żeby dobić do 3' i ruszam na drugi. Nadal pilnuję, żeby nie za szybko, tym razem już jestem bardziej rozbujany, bez kryzysu, ale @3:49. Kilka jęknięć w podporze i truchtam w dół. Trzeci już nie przelewki, od połowy walka o dociągnięcie @3:46, ale już musiałem wydłużyć przerwę do prawie 4' i ruszam na czwarty, po 200m wiedziałem że to ostatni, już rzeźbienie, pod koniec lekka utrata poczucia czasu, spróbowałem ten ostatni pociągnąć mocniej, ale wyszedł @3:51. Potem jeszcze na schłodzenie truchcik do 10km. Kolano wytrzymało, jest nieźle, co prawda kilometrów nie wyrobię, ale jak tempo pójdzie jak trzeba to tydzień będzie można zaliczyć do udanych.
Podbiegi 4x 400m 14up @3:44-@3:51 P3-4'
Razem: 10km
PT: odpoczynek i sporo spacerów

SB: wyrwałem się na zrobienie mocnego BC2 na parkrun. Na początek 3km rozgrzewki, szło lekko ale układ trawienny się czaił i zastanawiałem się, czy nie wrócić do domu, a trening zrobić wieczorem. Byłem już rozgrzany, więc zdecydowałem że polecę tyle ile dam radę, w każdej chwili będąc gotowym do ewakuacji. Planowałem tempo bez zarzynania się, więc była szansa, że doniosę zawartość do mety.
Ruszyłem ze zbyt szybką grupą, ale po 300m rozwiązał mi się but. Zbiegłem na bok i szybko przeprowadziłem operację wiązania, zeszło z 15-20". Jak wróciłem to złapałem trochę wolniejszą grupę. Pomimo wiązania i tak 1km wpadł w 4:30, czyli na dobre mi to wyszło. Po linii 1km Przeskoczyłem do szybszej o około 5" grupki i jechałem teraz pod górę i pod wiatr. Tempo utrzymywałem dosyć lekko, na linii 2km było 8:51, założenia miałem @4:25-4:35. Potem starałem się cały czas na hamulcu jechać, chociaż nogi się rwały do przyspieszenia. Dopiero 100m przed metą pozwoliłem sobie na rozpędzenie się. Wynik złapali mi 21:52, więc tempo troszkę szybsze od założeń, ale bez przegięć. Cały dystans na luzie, kwasu nie czułem. Po 700m schładzającego truchtu musiałem przejść w marsz i udać się spokojnie do domu, układ trawienny zdecydował że wystarczy tych podskoków.
Tempo 5km @4:22
Razem 8.7km

ND: W dzień, na dotruchtanie, żeby przekroczyć chociaż 40km. Wiało mocno, a w lesie błoto, więc pobiegłem na trasę parkrun'u, tylko odwrotny kierunek, żeby prostą pod górę i pod wiatr robić bardziej osłoniętą. Dzisiaj słabo ta osłona działała i pod wiatr musiałem konkretnie walczyć. Jak wiatr naciskał, to ja też i tempo "się podkręciło" w niekontrolowany sposób. Szło lekko, ale pod koniec 9km zaczęło znowu kolano dawać znać o sobie. Zawróciłem w stronę domu i lekko zwolniłem. Po kolejnym kilometrze kolano trochę zluzowało, więc jeszcze pokluczyłem trochę i dobiłem do pełnej godziny.
Razem: 1h 12.1km śr.HR 76%
W tym tygodniu 43/47 km. Pojawiły się problemy z kolanem, więc musiałem trochę zluzować. Wyrzuciłem jeden bieg na dobicie kilometrów, ale wszystkie jakościowe treningi poszły dobrze. Przyszły tydzień wycieczka po dzieciaki, niestety ferie krótkie.