Miałem jechać jako kibic, pojechałem jako zawodnik. Na ostatnią chwilę pojawiła się okazja wystartować, więc nie mogłem odmówić sobie udziału, mimo iż dzień później także był zaplanowany start już wcześniej.
W związku z powyższym zrezygnowałem z piątkowego treningu mając w planach kolejne dwa dni ścigania.
Sobota w pracy do 15-tej, następnie dojazd do biura zawodów, odbiór pakietu i półtorej godzinki odpoczynku w domu przed startem.
Ten zaplanowany był na 19-tą, mimo iż startujących było ponad 4,5 tyś. udało się sprawnie dojechać, zaparkować i po 18-tej byliśmy w okolicach imprezy.
Czego oczekiwałem od siebie w tym biegu? Tradycyjnie pobiec dobre zawody na miarę aktualnej dyspozycji i zostawić serce na trasie tak by móc być zadowolonym. Wynikowo zobrazował bym to 40:XX, jednakże nie był bym sobą gdyby moje myśli (chęci) nie uciekały również w stronę lekkiej życiówki. Zdawałem jednak sobie sprawę, że ta była by ponad aktualny stan z treningów i możliwa jedynie przy pomocy jakiegoś mocnego czynnika zewnętrznego typu: wiatr w plecy, płaska trasa, niska temperatura czy grupa nadająca tempo.
Ze względu na ilość uczestników biegu start odbywał się z podziałem na strefy czasowe i w odstępach między nimi. Poszedłem do strefy pierwszej najszybszej, drugą otwierali pacemakerzy z balonikami na 40 minut.
Pierwsze półtora kilometra dość kręte i w lekkim ścisku, przebiegłem je za Wandą Panfil w delikatnym stresie by nie skrobnąć ją po piętach.
Kolejne kilometry to już tylko długa prosta w jedną stroną i powrót w drugą. Podczas których nie wydarzyło się nic niezwykłego, było to jedynie jeb, jeb noga za nogą, nieustępliwe pokonywanie kolejnych metrów i rywali. Szczerze to nie wiele pamiętam z całej trasy, urywki kojarzę tylko dlatego że znam miasto.
Pierwsze trzy kilometry dość asekuracyjnie, bałem się schodzić poniżej 4:00/km, ale było też dość ciasno i z początku wąsko więc nie było sensu szarpać dla 2-3 sekund, kolejne już na tyle ile organizm i trasa pozwalały. A ta nie była łatwa, miałem wrażenie że przynajmniej 2/3 to podbiegi i rzeczywiście tak było co potwierdza wykres.
Na szczęście w tych momentach jakoś specjalnie nie puchłem, choć lekko tempo spadało. Pozytywnie też odbieram fakt, że tradycyjnie zawsze najtrudniejsze fizycznie kilometry 7 i 8 tym razem nie odbiegały od pozostałych trudnością.
O wyniku na mecie pomyślałem dopiero na 1700m przed końcem, gdy dogonił mnie balonik na 40 minut.
Szybko skojarzyłem, że musiał wystartować za mną w jakimś odstępie czasowym więc szans na 40 minut nie ma. Niemniej wiedziałem że średnie tempo mam koło 4 minut i do tego usłyszałem że oni mają spory zapas do czasu. To obudziło nadzieję, lekko przyspieszyłem lecz po 200m powtórnie mnie doszli (
na zdjęciu).
Do mety pozostało jakieś 1200m, uznałem to za ostatni moment kiedy mogę i mam szansę coś zmienić. Wykrzesałem maksymalny wysiłek, wydłużyłem krok, a przynajmniej tak mi się wydawało i zacząłem finalizować wyścig.
Spojrzałem na zegarek równo w 39 minucie i już nie pamiętam ile metrów zostało, ale przez moment zamajaczyło mi o życiówce, lecz kolejne 20 sekund tak szybko minęło, a meta nie była wiele bliżej, toteż dotarło że się nie uda. Może i już bym lekko zluzował jednak gość po mej lewej tak zaciekle finiszował (
na zdjęciu) że się zawziąłem by nie przegrać jak tydzień temu.
Wpadłem o włos przed nim równo na 40 minucie.
Podsumowując jestem zadowolony, mocny równy bieg bez oznak słabości i chwil zwątpienia, druga połowa szybsza od pierwszej co obrazuje też przesunięcie się z miejsca 353 po 1,2km na miejsce 182 po 10km.
Mimo iż żaden z wcześniej wymienionych czynników nie wystąpił to też nic specjalnie nie przeszkadzało jak na bieg uliczny i lepiej tego dnia bym nie pobiegł.
Czas netto - 40:00
Śr. tempo - 4:00/km
Śr. tętno - 168bpm (91%)
Miejsce open - 182/4600
Miejsce M40 - 35/831
Good job i tylko może brakło flesza, ale to wynagrodziłem sobie już za metą.
Wpierw chłopiec poprosił mnie o zdjęcie, nie jestem obyty, że ludzie chcą się ze mną fotografować więc w pierwszej chwili pomyślałem że to ja mam zrobić, tymczasem chodziło mu o fotkę ze mną.
Następnie ja poprosiłem o foto z Błażejem Brzezińskim, sympatyczny człowiek, nawiązał kilkuminutową rozmowę.
Tradycyjne zdjęcie z najszybszym tatą i do domu na finał LM.
