Logadin
Moderator: infernal
- Logadin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3296
- Rejestracja: 20 kwie 2013, 14:07
- Lokalizacja: Warszawa
09.03.2018
Plan WOLNE
Praca i szybko po na lotnisko do Lizbony.
10.03.2018
Plan WOLNE
Już tutaj tylko aklimatyzacja. Ruszyliśmy po odbiór pakietów i akurat wtedy dostaliśmy SMS o zmianie trasy - ze względu na bardzo mocny wiatr i podmuchy przekraczające 80km/h zmieniono miejsce startu - ale tak zmieniono, że całe pierwsze 6 km było w zupełnie innym miejscu. A co najgorsze nigdzie nie pokazano NOWEJ alternatywnej trasy :D To był pierwszy cyrk organizacyjny. Jedynie info, gdzie podcjechać metrem i wio - nawet nie było opisane jak z miejsca od którego mamy być mamy do startu etc.
Zaczęło się zapowiadać średnio. Cały wieczór głównym temate rozmowy było jak sobie poradzimy z tym koszmarnym wiatrem, jak się później okazało to było najmniejsze zmartwienie :D
11.03.2018
Plan Lisboa Halfmarathon
Wstałem całkiem wcześnie jak na mnie około godz. 7:30. I na spokojnei zaczął się rytuał przygotowawczy (w moim niezmienne jest jedno 3-4 wizyty w toalecie :D). Jakieś bułki z nutellą, kawa i zerkanie za okno jak z pogodą. Postanowiliśmy zebrać się o 9:40. Dojazd na miejsce startu to 20min, więc spokojnie będzie jeszcze 30min na lekkie roztruchtanie i ustawienie się na starcie... nic bardziej mylnego!
Gdy dojechaliśmy na miejsce to nawet nei było wpierw wiadomo gdzie iść, zero informacji, tragedia. W pierwszej kolejności zaczęliśmy szukać toi-toi'a i teraz nie ściemniam na ponad 10tyś uczestników toalet było MNIEJ! niż 20, do tego rozrzucone co 100-200m. Ale u chłopaka to jeszcze nie taki problem w końcu można potrzebę jakoś załatwić bez toalety. Najgorsze miało nadejść.
A to był brak wyraźnego zaznaczenia strefy startowej - najlepsze to, że do samej linii startu były prawie 2km (oczywiście na EXPO nikt o tym nie informował). Strefy czasowe nie istniało, to samo pacemakerzy (jak oni mają Golden Label to ja nie wiem ). Start był połączony z minimaratonem, więc ludzie stali ramię w ramię z rodzinami z dziećmi, dojście do startu mocno utrudnione, a co najgorsze nie było nawet nadmuchiwanej czy tez innej dobrze wyraźnej bramy z napisem START.
Będąc już i tak bardzo wku..., że trzeba zaraz się przecisnąć przez prawie 10tyś ludzi przed nami idąc i wypatrująć startu, niechcący go PRZEKROCZYLIŚMY :D. Aż się musielismy zastanowić czy to na bank start, bo obok nas ludzie dalej sobie maszerują. Tu się też rozstaliśmy.
Ruszyłem z werwą tyle po ile miałem biec (3:47min/km) i tyle na ile pozwalali ludzie przede mną (6:00min/km). Niestety pokrzykiwanie left/right nie pomagało. Były miejsca gdzie całkowicie musiałem przystanąć. Ale nic to nie chciałem jeszcze kłaść biegu. Chciałem zobaczyć ile straty będzie na 1.... 5km - bo do piątego nawet nie widziałem znaczników kilometrów :D Które dodatkowo były po jednej stronie autostraty i do tego bardzo malutkie.
5tkę przebiegam w 19:52! Ja pi.... jaki byłem zły, zwłaszcza, że kosztowała mnie ona sporo (były i ciągi z tempem 3:20 by tylko jak najmniej stracić jak się widziało dłulższy kawałek 'tunelu' między ludźmi - najszybszy z całej trasy 5km wszedł po 3:33min/km).
Mimo to dalej wierzyłem, że jak nie 1:18-19 to może chociaż cokolwiek da się urwać z życiówki. Postanowiłem powalczyć do kolejnego znacznika 5tki.
Kolejne 5km i tam dalej koszmar 19:33. Tutaj oficjalniej położyłem bieg. Jak jeszcze wcześniej się jakoś łudziłem tu już byłem pewien, że nic nie da się zrobić, zwłaszcza, że teraz zaczynało się najgorsze 7km - pod wiatr wzdłuż wybrzeża.
Nigdy mi tak nie wiało w twarz, NIGDY. Stawiało do pionu niesamowicie. Jeszcze pierwsze 2km jakoś to szło (aż wróciły wspomnienia z jednego z maratonów Orlenu gdy wybiegało się z Natolina w kierunku północnym) ale jak zaczęły się podmuchy to tempo potrafiło spadać nawet pod 4:20min/km. Zło straszliwe. I niestety trwało cały czas aż do nawrotu na 17km.
Już tam było dawno bez walki i jazda na pulsie w okolicach 160-165 (taki mocniejszy ciągły). Jedyne co chciałem to utrzymać śr. prędkość w okolicy 4:00min/km jaką będe miał w W-wie.
Wpadam na metę z 1:25:15, przechodzę belkę i tyle. W środku niesamowity wkurw. Człowiek tyle leciał i szykował się a tutaj takie coś. Reszta dnia to jedno wielkie zdenerwowanie, marudzenie i próba zapicia tego ichniejszym piwem (którego na mecie też nie ma, ehh jak przypomnę sobie ile tego było w Walencji :D).
Ogólnie organizacyjna masarka, nie przypominam sobie bym gdzieś biegł bym miał gorsze odczucia niż w Lizbonie. Miasto śliczne, turystycznie jak najbardziej warto zwiedzić. Trasa biegu sama w sobie też super, nawet pomimo tej zmiany. Ale sam półmaraton NIGDY WIĘCEJ.
Już miał być w głowie tylko Boston i następujący po nim Orlen ale nie chcę tego tak zostawić, tak bez walki. Chciałbym chociaż wiedzieć, gdzie jestem z formą, dlatego w najbliższą niedzielę atakuję Półmaraton Marzanny. Zamiast wypoczynku lecę cały czas z treningiem. Oby Kraków był łaskawszy (pamiętam połówkę jesienną w mieście smoka i bardzo ją sobie chwalę oby teraz było podobnie ).
12.03.2018
Plan 2km easy + 4x 100/100 + 12x 200(35sek)/200 trucht + 2km easy
Oj nie powiem by mi się super zbierało na ten trening. Człowiek zmęczony, rano samolot, potem prosto do pracy i z pracy prosto do domu przebrać się i na rytmy. Nie chciało się strasznie, jedynie chyba wyciągnęła mnie złość na Lizbonę.
Wgrałem trening w gremlina, bo wiedziałem, że będe robił na bulwarach po nocy, a nie chciałem samemu tego kontrolować na tak krótkich odcinakch.
Wpierw miałęm 3.5km roztruchtania i dobiegu na miejsce, wyszło to lekko i przyjemnie po 4:37min/km. Następnie zegarek piknał i biegałem wsłuchując się jedyeni w jego wibracje - nie chciałem kontrolować za bardzo tempa, założyłem, że będe biegł mocno ale nie w trupa i to co wyskoczy to będzie, szło tak:
0:34.7 / 1:20.6
0:33.2 / 1:21.7
0:35.0 / 1:21.4
0:34.0 / 1:21.0
0:33.9 / 1:26.8
0:35.1 / 1:25.6
0:34.2 / 1:30.0 (tutaj myślałem czy nie skończyć jednak treningu bo od 3 powtórzeń zaczął pobolewać mięsień płaszczkowaty, ten któy mam naderwany w prawej nodze, ale później się jakoś trzymał, więc kontynuowałem)
0:32.7 / 1:24.8
0:32.2 / 1:23.4
0:33.3 / 1:25.8
0:33.1 / 1:29.9
0:32.9 / 1:22.8
Po rytmach tak samo jak na początku 3.5km schłodzenia i powrotu do domu, wyszło to po 5:30min/km.
Ciężko szło, ale ja zawsze się mocno męczę na szybkich odcinkach, a dodatkowo to zmęczenie i zapewne Lizbona, która mimo, że nie w trupa to swoje musiała odcisnąć. Jednak zawodolony jestem, że się zmobilizowałem i to zrobiłem, bo wiedziałem, że będzie boleć.
Dzisiaj czeka 14km BNP. Pewnie też wieczorem i tym razem zrobię to w lekkim krosie po ścieżce wiślanej. Jutro zaś kilometrówki i zoabczymy co one powiedzą (te na bank będe robił na Agrykoli).
Plan WOLNE
Praca i szybko po na lotnisko do Lizbony.
10.03.2018
Plan WOLNE
Już tutaj tylko aklimatyzacja. Ruszyliśmy po odbiór pakietów i akurat wtedy dostaliśmy SMS o zmianie trasy - ze względu na bardzo mocny wiatr i podmuchy przekraczające 80km/h zmieniono miejsce startu - ale tak zmieniono, że całe pierwsze 6 km było w zupełnie innym miejscu. A co najgorsze nigdzie nie pokazano NOWEJ alternatywnej trasy :D To był pierwszy cyrk organizacyjny. Jedynie info, gdzie podcjechać metrem i wio - nawet nie było opisane jak z miejsca od którego mamy być mamy do startu etc.
Zaczęło się zapowiadać średnio. Cały wieczór głównym temate rozmowy było jak sobie poradzimy z tym koszmarnym wiatrem, jak się później okazało to było najmniejsze zmartwienie :D
11.03.2018
Plan Lisboa Halfmarathon
Wstałem całkiem wcześnie jak na mnie około godz. 7:30. I na spokojnei zaczął się rytuał przygotowawczy (w moim niezmienne jest jedno 3-4 wizyty w toalecie :D). Jakieś bułki z nutellą, kawa i zerkanie za okno jak z pogodą. Postanowiliśmy zebrać się o 9:40. Dojazd na miejsce startu to 20min, więc spokojnie będzie jeszcze 30min na lekkie roztruchtanie i ustawienie się na starcie... nic bardziej mylnego!
Gdy dojechaliśmy na miejsce to nawet nei było wpierw wiadomo gdzie iść, zero informacji, tragedia. W pierwszej kolejności zaczęliśmy szukać toi-toi'a i teraz nie ściemniam na ponad 10tyś uczestników toalet było MNIEJ! niż 20, do tego rozrzucone co 100-200m. Ale u chłopaka to jeszcze nie taki problem w końcu można potrzebę jakoś załatwić bez toalety. Najgorsze miało nadejść.
A to był brak wyraźnego zaznaczenia strefy startowej - najlepsze to, że do samej linii startu były prawie 2km (oczywiście na EXPO nikt o tym nie informował). Strefy czasowe nie istniało, to samo pacemakerzy (jak oni mają Golden Label to ja nie wiem ). Start był połączony z minimaratonem, więc ludzie stali ramię w ramię z rodzinami z dziećmi, dojście do startu mocno utrudnione, a co najgorsze nie było nawet nadmuchiwanej czy tez innej dobrze wyraźnej bramy z napisem START.
Będąc już i tak bardzo wku..., że trzeba zaraz się przecisnąć przez prawie 10tyś ludzi przed nami idąc i wypatrująć startu, niechcący go PRZEKROCZYLIŚMY :D. Aż się musielismy zastanowić czy to na bank start, bo obok nas ludzie dalej sobie maszerują. Tu się też rozstaliśmy.
Ruszyłem z werwą tyle po ile miałem biec (3:47min/km) i tyle na ile pozwalali ludzie przede mną (6:00min/km). Niestety pokrzykiwanie left/right nie pomagało. Były miejsca gdzie całkowicie musiałem przystanąć. Ale nic to nie chciałem jeszcze kłaść biegu. Chciałem zobaczyć ile straty będzie na 1.... 5km - bo do piątego nawet nie widziałem znaczników kilometrów :D Które dodatkowo były po jednej stronie autostraty i do tego bardzo malutkie.
5tkę przebiegam w 19:52! Ja pi.... jaki byłem zły, zwłaszcza, że kosztowała mnie ona sporo (były i ciągi z tempem 3:20 by tylko jak najmniej stracić jak się widziało dłulższy kawałek 'tunelu' między ludźmi - najszybszy z całej trasy 5km wszedł po 3:33min/km).
Mimo to dalej wierzyłem, że jak nie 1:18-19 to może chociaż cokolwiek da się urwać z życiówki. Postanowiłem powalczyć do kolejnego znacznika 5tki.
Kolejne 5km i tam dalej koszmar 19:33. Tutaj oficjalniej położyłem bieg. Jak jeszcze wcześniej się jakoś łudziłem tu już byłem pewien, że nic nie da się zrobić, zwłaszcza, że teraz zaczynało się najgorsze 7km - pod wiatr wzdłuż wybrzeża.
Nigdy mi tak nie wiało w twarz, NIGDY. Stawiało do pionu niesamowicie. Jeszcze pierwsze 2km jakoś to szło (aż wróciły wspomnienia z jednego z maratonów Orlenu gdy wybiegało się z Natolina w kierunku północnym) ale jak zaczęły się podmuchy to tempo potrafiło spadać nawet pod 4:20min/km. Zło straszliwe. I niestety trwało cały czas aż do nawrotu na 17km.
Już tam było dawno bez walki i jazda na pulsie w okolicach 160-165 (taki mocniejszy ciągły). Jedyne co chciałem to utrzymać śr. prędkość w okolicy 4:00min/km jaką będe miał w W-wie.
Wpadam na metę z 1:25:15, przechodzę belkę i tyle. W środku niesamowity wkurw. Człowiek tyle leciał i szykował się a tutaj takie coś. Reszta dnia to jedno wielkie zdenerwowanie, marudzenie i próba zapicia tego ichniejszym piwem (którego na mecie też nie ma, ehh jak przypomnę sobie ile tego było w Walencji :D).
Ogólnie organizacyjna masarka, nie przypominam sobie bym gdzieś biegł bym miał gorsze odczucia niż w Lizbonie. Miasto śliczne, turystycznie jak najbardziej warto zwiedzić. Trasa biegu sama w sobie też super, nawet pomimo tej zmiany. Ale sam półmaraton NIGDY WIĘCEJ.
Już miał być w głowie tylko Boston i następujący po nim Orlen ale nie chcę tego tak zostawić, tak bez walki. Chciałbym chociaż wiedzieć, gdzie jestem z formą, dlatego w najbliższą niedzielę atakuję Półmaraton Marzanny. Zamiast wypoczynku lecę cały czas z treningiem. Oby Kraków był łaskawszy (pamiętam połówkę jesienną w mieście smoka i bardzo ją sobie chwalę oby teraz było podobnie ).
12.03.2018
Plan 2km easy + 4x 100/100 + 12x 200(35sek)/200 trucht + 2km easy
Oj nie powiem by mi się super zbierało na ten trening. Człowiek zmęczony, rano samolot, potem prosto do pracy i z pracy prosto do domu przebrać się i na rytmy. Nie chciało się strasznie, jedynie chyba wyciągnęła mnie złość na Lizbonę.
Wgrałem trening w gremlina, bo wiedziałem, że będe robił na bulwarach po nocy, a nie chciałem samemu tego kontrolować na tak krótkich odcinakch.
Wpierw miałęm 3.5km roztruchtania i dobiegu na miejsce, wyszło to lekko i przyjemnie po 4:37min/km. Następnie zegarek piknał i biegałem wsłuchując się jedyeni w jego wibracje - nie chciałem kontrolować za bardzo tempa, założyłem, że będe biegł mocno ale nie w trupa i to co wyskoczy to będzie, szło tak:
0:34.7 / 1:20.6
0:33.2 / 1:21.7
0:35.0 / 1:21.4
0:34.0 / 1:21.0
0:33.9 / 1:26.8
0:35.1 / 1:25.6
0:34.2 / 1:30.0 (tutaj myślałem czy nie skończyć jednak treningu bo od 3 powtórzeń zaczął pobolewać mięsień płaszczkowaty, ten któy mam naderwany w prawej nodze, ale później się jakoś trzymał, więc kontynuowałem)
0:32.7 / 1:24.8
0:32.2 / 1:23.4
0:33.3 / 1:25.8
0:33.1 / 1:29.9
0:32.9 / 1:22.8
Po rytmach tak samo jak na początku 3.5km schłodzenia i powrotu do domu, wyszło to po 5:30min/km.
Ciężko szło, ale ja zawsze się mocno męczę na szybkich odcinkach, a dodatkowo to zmęczenie i zapewne Lizbona, która mimo, że nie w trupa to swoje musiała odcisnąć. Jednak zawodolony jestem, że się zmobilizowałem i to zrobiłem, bo wiedziałem, że będzie boleć.
Dzisiaj czeka 14km BNP. Pewnie też wieczorem i tym razem zrobię to w lekkim krosie po ścieżce wiślanej. Jutro zaś kilometrówki i zoabczymy co one powiedzą (te na bank będe robił na Agrykoli).
- Logadin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3296
- Rejestracja: 20 kwie 2013, 14:07
- Lokalizacja: Warszawa
13.03.2018
Plan 14km BNP 4:30 - 4:00
Dalsza praca przed Marzanną. Wgrałem trenign w gremlina i znów na bulwary - nie chciałem ryzykować po ciemku krosu nad Wisłą. Prędkości poustawiałem w widełkach 5sek (mogłem 10sek bo za często pikało, że się coś mieści/nie mieści), co 2km:
2km@4:26min/km
2km@4:21min/km
2km@4:17min/km
2km@4:13min/km
2km@4:07min/km
2km@4:01min/km
2km@3:52min/km
Pierwsza 12-tka mega luz, co chwila wzbraniałem się przed wyskakiwaniem z widełek, za to ostatnie dwa km nie powiem by lekko wskoczyły. Fakt, że akurat one wypadły na moment podbiegu od bulwarów do Arkadii ale jednak na zawodach podbiegi też będą, a i tempo trzeba mocniejsze trzymać. Jednak mam nadzieję, że sprawdzi się to co zawsze, czyli, że trening to trening, a zawody to zawody.
Na koniec jeszcze dodałem 2km od Arkadii do domu, wskoczyły po 4:30min/km.
Dzisiaj czekają tysiące na Agrykoli około godz. 18 - myslę tylko gdzie ja tam plecak zostawię, jak ForPro zamknięte.
Plan 14km BNP 4:30 - 4:00
Dalsza praca przed Marzanną. Wgrałem trenign w gremlina i znów na bulwary - nie chciałem ryzykować po ciemku krosu nad Wisłą. Prędkości poustawiałem w widełkach 5sek (mogłem 10sek bo za często pikało, że się coś mieści/nie mieści), co 2km:
2km@4:26min/km
2km@4:21min/km
2km@4:17min/km
2km@4:13min/km
2km@4:07min/km
2km@4:01min/km
2km@3:52min/km
Pierwsza 12-tka mega luz, co chwila wzbraniałem się przed wyskakiwaniem z widełek, za to ostatnie dwa km nie powiem by lekko wskoczyły. Fakt, że akurat one wypadły na moment podbiegu od bulwarów do Arkadii ale jednak na zawodach podbiegi też będą, a i tempo trzeba mocniejsze trzymać. Jednak mam nadzieję, że sprawdzi się to co zawsze, czyli, że trening to trening, a zawody to zawody.
Na koniec jeszcze dodałem 2km od Arkadii do domu, wskoczyły po 4:30min/km.
Dzisiaj czekają tysiące na Agrykoli około godz. 18 - myslę tylko gdzie ja tam plecak zostawię, jak ForPro zamknięte.
- Logadin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3296
- Rejestracja: 20 kwie 2013, 14:07
- Lokalizacja: Warszawa
14.03.2018
Plan 2km easy + 4x 100/100 + 4x 1km@3:36 + 2km easy
Z pracy na Veturilo i od razu na Agrykolę. Przebrałem się na ławeczce i tam też zostawiłem rzeczy. Na początek spokojny trucht po ostatnim torze 2km w tempie 4:58min/km. Następnie kółko rozgrzewki z rozciąganiem, skipami, wymachami etc. i ruszyłem przebieżki. Wyszły w przedziale od 15 do 16sek każda. Przerwy klasycznie w lekkim truchcie na 100m. Chwila oddechu i byłem gotów lecieć interwały:
1km@3:30.0min
200m marsz w 1:58.1min
1km@3:27.6min
200m marsz w 1:57.5min
1km@3:28.6min
200m marsz w 2:02.4min
1km@3:27.4min
200m marsz w 2:01.6min
Nie powiedziałbym, że lekko wlazło ale też nie było totalnego umierania. Intensywność takie 8,5-9/10. Chociaż po cichu liczyłem, że wskoczy to dużo łatwiej No ale za to ostatni nie był gorszy niż pierwszy, dodatkowo w każdym miałem zepsute otwarcie (średnio pierwsze 200m było w okolicach 36-38sek).
Na koniec jeszcze schłodzenie 2km po 4:43min/km i mogłem się przebrać i ruszyć z dziewczyną na uzupełnienie płynów
Wybrałem też niedzielny bieg. Ze względu na to, że ani moja dziewczyna nigdy nie była w 3mieście, a dodatkowo pogoda i trasa lepsza niż w Krakowie, padło na Półmaraton Gdynia. Dodatkowo udało się porozumieć z organizatorem i zgodził się sprzedać nr. z pierwszej strefy startowej, więc nie będę skazany na bieg z końca stawki (brak deja vu z Lizbony :D).
Plan 2km easy + 4x 100/100 + 4x 1km@3:36 + 2km easy
Z pracy na Veturilo i od razu na Agrykolę. Przebrałem się na ławeczce i tam też zostawiłem rzeczy. Na początek spokojny trucht po ostatnim torze 2km w tempie 4:58min/km. Następnie kółko rozgrzewki z rozciąganiem, skipami, wymachami etc. i ruszyłem przebieżki. Wyszły w przedziale od 15 do 16sek każda. Przerwy klasycznie w lekkim truchcie na 100m. Chwila oddechu i byłem gotów lecieć interwały:
1km@3:30.0min
200m marsz w 1:58.1min
1km@3:27.6min
200m marsz w 1:57.5min
1km@3:28.6min
200m marsz w 2:02.4min
1km@3:27.4min
200m marsz w 2:01.6min
Nie powiedziałbym, że lekko wlazło ale też nie było totalnego umierania. Intensywność takie 8,5-9/10. Chociaż po cichu liczyłem, że wskoczy to dużo łatwiej No ale za to ostatni nie był gorszy niż pierwszy, dodatkowo w każdym miałem zepsute otwarcie (średnio pierwsze 200m było w okolicach 36-38sek).
Na koniec jeszcze schłodzenie 2km po 4:43min/km i mogłem się przebrać i ruszyć z dziewczyną na uzupełnienie płynów
Wybrałem też niedzielny bieg. Ze względu na to, że ani moja dziewczyna nigdy nie była w 3mieście, a dodatkowo pogoda i trasa lepsza niż w Krakowie, padło na Półmaraton Gdynia. Dodatkowo udało się porozumieć z organizatorem i zgodził się sprzedać nr. z pierwszej strefy startowej, więc nie będę skazany na bieg z końca stawki (brak deja vu z Lizbony :D).
- Logadin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3296
- Rejestracja: 20 kwie 2013, 14:07
- Lokalizacja: Warszawa
15.03.2018
Plan 12km easy
Tak jak sobei obeicałem, że koniec z bieganiem pod dachem tak to kontynuuję. Wyskoczyłem z domu na klasyk wiślano-bulwarowy. Mimo, że już właściwie noc to jednak na ścieżce wiślanej obeszło się bez włączonej czołówki.
Wyszło całkiem przyjemnie 12km śr. tempem 4:45min/km.
16.03.2018
Plan WOLNE
Chciałem zrobić siłownię ale zasługuję na chociaż jeden dzień bez jakiejkolwiek aktywności Posiedziałęm dłużej w pracy i pooglądałem ostatni weekend tego sezonu League of Legends
17.03.2018
Plan WOLNE
6:55 PKP relacji W-wa Centralna - Gdynia Główna. Pogoda zadecydowała za nas i z dziewczyną zamiast jechać na piwko do krakowskiej Alchemii wybraliśmy long island nad gdyńską plażą
Klasyczny dzień przedstartowy. Sporo chodzenia (łącznie przeszliśmy w sobotę 23km), jedzenia (niby tak nie można ale u mnie się zawsze sprawdza i było objadanie się w Pizza Hut), przedstartowe long island, wizyta na Expo i odbiór pakietu. O 20 byliśmy w apartamencie, a tam się okazało, że w TV pełen pakiet to jeszcze do 23-24 oglądanie a to Strażników Galaktyki, a to Logan
18.03.2018
Plan Gdynia Półmaraton
Podejście nr. 2 do połówki. Nie powiem wkur$% byłem straszliwie po lizbońskiej wtopie i chciałem gdzieś sprawdzić jednak gdzie ja tak na prawdę jestem z tą moją formą biegową. Wstaliśmy o 7:30, za oknem piękne słonko i zero chmur. Na śniadanie półtorej bułki z almette i dżemem oraz mrożona kawa (jedyny substytut jaki znalazłem w sklepie, bo w pokoju nie mieliśmy ani kuchni ani czajnika :P). Następnie czekanie na wizyty w toalecie i o godz. 9:00 byliśmy gotowi do wyjścia na start.
Miły spacerek po bulwarze (do startu mieliśmy niecałe 2km), ale nie powiem jak już wiało to się trochę człowiek zaczął martwić. Stwierdziłem, że przy tej pogodzie jestem w dresiwie tak długo jak się da i rozgrzewka nastąpi już podczas biegu
Na 15min przed startem oddałem swoje rzeczy dziewczynie (przy okazji byliśmy umówieni na trasie przy km10 oraz 16), szybki buziak i życzenie powodzenia (ew. odbiór w szpitalu jak nie będzie mnie na mecie maksymalnei po półtorej godz.) i ruszyłem w poszukiwaniu toi-toi'a.
Okazało się, że jest ich mało ale stoją od razu w strefach startowych, jednak nie doczekałem się na wizytę bo sporo ludzi przde mną , a za 2min pora startu.
Plan był prosty, ruszyć z pace'm i zobaczyć co będzie. Jednak na końcu grupy i początek wolno, bo jednak pierwsze 5km pod górę. Jak widać po międzyczasie na 5km nie wyszło :D W sensie było trzymanie pace'a, był bieg w grupie ale nie wyszło wolno (trochę się tego spodziewałem wiedząc, że prowadzi Mariusz - zawsze początek jest sporo za szybko :D) nie było jednak wyjścia. Albo biegnę to co zakładałem na starcie (~3:50min/km) ale zostaję sam albo jednak ryzykuję i cisnę z grupą. Wygrało to drugie.
Odziwo po 5km czułem się bardzo dobrze (czego nie powiem o pierwszych 2km, gdzie nawet miałem chwilowe myśli o zejściu z trasy taki dyskomfort czułem przy biegu i myśl o trzymaniu tego przez kolejne 19km była zabójcza) - międzyczasz 18:45 (thx faraon o opisaniu swojego biegu też mi się wydawało, że mata swoje, a odległość swoje).
Następnie zaczął się zbieg i tutaj mogłem przyryzykować, bo jednak to długi odcinek i dało radę zbudować więcej zapasu. Jednak jako, że to dopiero 25% trasy wygrał zdrowy rozsądek i zostanie z grupą.
Międzyczasz na 10km to 18:57min [ pierwsze 10km 37:43min]. Tam mijam dziewczynę, na twarzy uśmiech, że jest ok i nadchodzi pora na żel. I tutaj kolejny mały błąd - żel mega pyszny! kupiony jeszcze w Lizbonie (o smaku miętowej czekolady) ale tak zaklejający usta, że hej (świetny byłby na ultra ale jednak nie na ulicę), a do wody jeszcze troszkę było.
Odczuciowo bardzo dobrze ale widzę, że czekają krótkie lecz lekkie podbiegi (ten odcinek pamiętam nie z biegania, a z roweru podczas Herbalife IM, które pokonywałem 3-krotnie). Zmęczenie to trochę wztarsa, to jednak na zbiegach maleje i znów odnajduję ten stan równowagi. Kończy się to wraz z nawrotem i 3-4km pod wiatr. Tutaj aż przypomniała się Lizbona (ale tez i dzięki temu łatwiej to zniosłem, bo tam jednak to był huragan tutaj jedynie mocny wmordewind). Tempo lekko siadło ale cały czas przyklejony do naszej niewielkiej już grupki.
Międzyczas 15km 19:17min. Na 16km wbiegamy do miasta i znów miło i przyjemnie. I tutaj kolejny błąd, decyzyjny. Wydaje mi się, że powinienem tutaj przyśpieszyć (a nawet wcześniej gdzies w okolicy 15km) i zarobić co się da póki jeszcze fajnie niesie. Jednak dalej trzymam się grupy i wszystko szło ok aż do ponownego wspinania się na Świętojańską. Niestety tutaj puściłem grupę. I to tez uznaję za błąd. Bałem się, że 3km do mety to za daleko i lepiej im troszkę odpuścić i dojśc na zbiegu. Jak teraz o tym myślę to powinienem jednak zacisnąć zęby i za wszelką cenę trzymać plecy, bo jak już je puściłem to zamiast delikatnie dochodzić, to mi delikatnie grupa odchodziła. A niestety byłem całkiem sam. Wtedy najbardziej siada morale. Na zbiegu szło nieźle ale cały czas oddalająca się grupka mieszała w głowie, a dodatkowo wskakiwały myśli jak będzie wiało na ostatnich 1500m.
Międzyczasz 20km 19:10min [drugie 10km 38:27min] i zaczyna się dłuższy finish. Niestety dalej jestem sam, grupka około 30sek przede mną, więc za daleko by napędzała do gonienia. Wiem, że będzie dobry czas, wiem, że na 100% poniżej 1:21h.
Ostatnie 1100m wpada w 4:09, klasycznie ostatnie metry finishu biegnę jak człowiek pokrak (wmawiam sobie, że jest ładniej dzięki dyganiu yacool'a :D) i linię mety przekraczam w 1:20:18godz.! Życiówka poprawiona o 1:19min.
Szybko odnajdujemy się z dziewczyną i uciekamy do apartamentu bo czas wymeldowania goni bardziej niż zegar podczas biegu :D Później podróż do Sopotu i lekkie świętowanie.
Delikatny niedosyt z tych 19sek był ale biorąc pod uwagę to, że i start taki z 'łapanki' i, że tydz. wcześniej zawalona Lizbona plus dodatkowo parę błędów decyzyjnych jestem bardzo zadowolony. Potrzebowałem takiego zastrzyku pewności siebie - teraz nie będe już myślał o 1:20h jako o barierze, a to najważniejsze. ZApewnie spórbuję znaleść jakiś start w połówce albo podczas majówki albo w drugiej połowie czerwca i tam już powalczyć o 1:18h.
Teraz za tydz. mój trzeci półmaraton z rzędu i prowadzenie grupy na 1:25h (równe tempo, partner będzie prowadził osoby chętne na pokonanie trasy NS), następnie sprawdzian na 10km w Raszynie i wylot do Bostonu, gdzie będzie walka o 2:48h.
19.03.2018
Plan 12km easy
Zawody zawodami ale trening dalej w toku. Po Gdyni czułem się super, zero bólu czy jakichkolwiek zakwasów (delikatnie spięte łydki jak po mocniejszych interwałach).
Ruszyłem po pracy z domu, wpierw miała być trasa na bulwarach ale jednka wybrałem wariant do Agrykoli i z powrotem. Bez napinania, na spokojnie wybiło 12km po 4:49min/km akurat przy pl. teatralnym. Nie chciałem kręcić więcej niż zamierzone, więc tam wskoczyłem na Veturilo by podjechać do domu. Przyjemne rozbieganie.
Plan 12km easy
Tak jak sobei obeicałem, że koniec z bieganiem pod dachem tak to kontynuuję. Wyskoczyłem z domu na klasyk wiślano-bulwarowy. Mimo, że już właściwie noc to jednak na ścieżce wiślanej obeszło się bez włączonej czołówki.
Wyszło całkiem przyjemnie 12km śr. tempem 4:45min/km.
16.03.2018
Plan WOLNE
Chciałem zrobić siłownię ale zasługuję na chociaż jeden dzień bez jakiejkolwiek aktywności Posiedziałęm dłużej w pracy i pooglądałem ostatni weekend tego sezonu League of Legends
17.03.2018
Plan WOLNE
6:55 PKP relacji W-wa Centralna - Gdynia Główna. Pogoda zadecydowała za nas i z dziewczyną zamiast jechać na piwko do krakowskiej Alchemii wybraliśmy long island nad gdyńską plażą
Klasyczny dzień przedstartowy. Sporo chodzenia (łącznie przeszliśmy w sobotę 23km), jedzenia (niby tak nie można ale u mnie się zawsze sprawdza i było objadanie się w Pizza Hut), przedstartowe long island, wizyta na Expo i odbiór pakietu. O 20 byliśmy w apartamencie, a tam się okazało, że w TV pełen pakiet to jeszcze do 23-24 oglądanie a to Strażników Galaktyki, a to Logan
18.03.2018
Plan Gdynia Półmaraton
Podejście nr. 2 do połówki. Nie powiem wkur$% byłem straszliwie po lizbońskiej wtopie i chciałem gdzieś sprawdzić jednak gdzie ja tak na prawdę jestem z tą moją formą biegową. Wstaliśmy o 7:30, za oknem piękne słonko i zero chmur. Na śniadanie półtorej bułki z almette i dżemem oraz mrożona kawa (jedyny substytut jaki znalazłem w sklepie, bo w pokoju nie mieliśmy ani kuchni ani czajnika :P). Następnie czekanie na wizyty w toalecie i o godz. 9:00 byliśmy gotowi do wyjścia na start.
Miły spacerek po bulwarze (do startu mieliśmy niecałe 2km), ale nie powiem jak już wiało to się trochę człowiek zaczął martwić. Stwierdziłem, że przy tej pogodzie jestem w dresiwie tak długo jak się da i rozgrzewka nastąpi już podczas biegu
Na 15min przed startem oddałem swoje rzeczy dziewczynie (przy okazji byliśmy umówieni na trasie przy km10 oraz 16), szybki buziak i życzenie powodzenia (ew. odbiór w szpitalu jak nie będzie mnie na mecie maksymalnei po półtorej godz.) i ruszyłem w poszukiwaniu toi-toi'a.
Okazało się, że jest ich mało ale stoją od razu w strefach startowych, jednak nie doczekałem się na wizytę bo sporo ludzi przde mną , a za 2min pora startu.
Plan był prosty, ruszyć z pace'm i zobaczyć co będzie. Jednak na końcu grupy i początek wolno, bo jednak pierwsze 5km pod górę. Jak widać po międzyczasie na 5km nie wyszło :D W sensie było trzymanie pace'a, był bieg w grupie ale nie wyszło wolno (trochę się tego spodziewałem wiedząc, że prowadzi Mariusz - zawsze początek jest sporo za szybko :D) nie było jednak wyjścia. Albo biegnę to co zakładałem na starcie (~3:50min/km) ale zostaję sam albo jednak ryzykuję i cisnę z grupą. Wygrało to drugie.
Odziwo po 5km czułem się bardzo dobrze (czego nie powiem o pierwszych 2km, gdzie nawet miałem chwilowe myśli o zejściu z trasy taki dyskomfort czułem przy biegu i myśl o trzymaniu tego przez kolejne 19km była zabójcza) - międzyczasz 18:45 (thx faraon o opisaniu swojego biegu też mi się wydawało, że mata swoje, a odległość swoje).
Następnie zaczął się zbieg i tutaj mogłem przyryzykować, bo jednak to długi odcinek i dało radę zbudować więcej zapasu. Jednak jako, że to dopiero 25% trasy wygrał zdrowy rozsądek i zostanie z grupą.
Międzyczasz na 10km to 18:57min [ pierwsze 10km 37:43min]. Tam mijam dziewczynę, na twarzy uśmiech, że jest ok i nadchodzi pora na żel. I tutaj kolejny mały błąd - żel mega pyszny! kupiony jeszcze w Lizbonie (o smaku miętowej czekolady) ale tak zaklejający usta, że hej (świetny byłby na ultra ale jednak nie na ulicę), a do wody jeszcze troszkę było.
Odczuciowo bardzo dobrze ale widzę, że czekają krótkie lecz lekkie podbiegi (ten odcinek pamiętam nie z biegania, a z roweru podczas Herbalife IM, które pokonywałem 3-krotnie). Zmęczenie to trochę wztarsa, to jednak na zbiegach maleje i znów odnajduję ten stan równowagi. Kończy się to wraz z nawrotem i 3-4km pod wiatr. Tutaj aż przypomniała się Lizbona (ale tez i dzięki temu łatwiej to zniosłem, bo tam jednak to był huragan tutaj jedynie mocny wmordewind). Tempo lekko siadło ale cały czas przyklejony do naszej niewielkiej już grupki.
Międzyczas 15km 19:17min. Na 16km wbiegamy do miasta i znów miło i przyjemnie. I tutaj kolejny błąd, decyzyjny. Wydaje mi się, że powinienem tutaj przyśpieszyć (a nawet wcześniej gdzies w okolicy 15km) i zarobić co się da póki jeszcze fajnie niesie. Jednak dalej trzymam się grupy i wszystko szło ok aż do ponownego wspinania się na Świętojańską. Niestety tutaj puściłem grupę. I to tez uznaję za błąd. Bałem się, że 3km do mety to za daleko i lepiej im troszkę odpuścić i dojśc na zbiegu. Jak teraz o tym myślę to powinienem jednak zacisnąć zęby i za wszelką cenę trzymać plecy, bo jak już je puściłem to zamiast delikatnie dochodzić, to mi delikatnie grupa odchodziła. A niestety byłem całkiem sam. Wtedy najbardziej siada morale. Na zbiegu szło nieźle ale cały czas oddalająca się grupka mieszała w głowie, a dodatkowo wskakiwały myśli jak będzie wiało na ostatnich 1500m.
Międzyczasz 20km 19:10min [drugie 10km 38:27min] i zaczyna się dłuższy finish. Niestety dalej jestem sam, grupka około 30sek przede mną, więc za daleko by napędzała do gonienia. Wiem, że będzie dobry czas, wiem, że na 100% poniżej 1:21h.
Ostatnie 1100m wpada w 4:09, klasycznie ostatnie metry finishu biegnę jak człowiek pokrak (wmawiam sobie, że jest ładniej dzięki dyganiu yacool'a :D) i linię mety przekraczam w 1:20:18godz.! Życiówka poprawiona o 1:19min.
Szybko odnajdujemy się z dziewczyną i uciekamy do apartamentu bo czas wymeldowania goni bardziej niż zegar podczas biegu :D Później podróż do Sopotu i lekkie świętowanie.
Delikatny niedosyt z tych 19sek był ale biorąc pod uwagę to, że i start taki z 'łapanki' i, że tydz. wcześniej zawalona Lizbona plus dodatkowo parę błędów decyzyjnych jestem bardzo zadowolony. Potrzebowałem takiego zastrzyku pewności siebie - teraz nie będe już myślał o 1:20h jako o barierze, a to najważniejsze. ZApewnie spórbuję znaleść jakiś start w połówce albo podczas majówki albo w drugiej połowie czerwca i tam już powalczyć o 1:18h.
Teraz za tydz. mój trzeci półmaraton z rzędu i prowadzenie grupy na 1:25h (równe tempo, partner będzie prowadził osoby chętne na pokonanie trasy NS), następnie sprawdzian na 10km w Raszynie i wylot do Bostonu, gdzie będzie walka o 2:48h.
19.03.2018
Plan 12km easy
Zawody zawodami ale trening dalej w toku. Po Gdyni czułem się super, zero bólu czy jakichkolwiek zakwasów (delikatnie spięte łydki jak po mocniejszych interwałach).
Ruszyłem po pracy z domu, wpierw miała być trasa na bulwarach ale jednka wybrałem wariant do Agrykoli i z powrotem. Bez napinania, na spokojnie wybiło 12km po 4:49min/km akurat przy pl. teatralnym. Nie chciałem kręcić więcej niż zamierzone, więc tam wskoczyłem na Veturilo by podjechać do domu. Przyjemne rozbieganie.
- Logadin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3296
- Rejestracja: 20 kwie 2013, 14:07
- Lokalizacja: Warszawa
20.03.2018
Plan 12km easy
Zebralismy się z chłopakami nad kanałek i pobiegaliśmy po bulwarach i Łazienkach. Wyszło miło, przyjemnie i bez historii (no poza tymi, które sami sobie całą drogę opowiadaliśmy).
Łącznie 14km po 4:53min/km (12km moje + dodatek grupowy ).
21.03.2018
Plan 2km easy + 15x 60sek mocno/60sek trucht + 2km easy
Typowa zabawa biegowa. Specjalnie dla minutówek nie chciało mi się zbierać na Agrykolę, więc wgrałem trening w gremlina i ruszyłem nad bulwary z domu.
Wpierw 2km wskoczyły po 4:52min/km i ruszyłem szybciej. Plan był taki by robić na wyczucie w zależności od tego jak nawierzchnia, jak profil (czasem było lekko pod górkę czasem z), jak akurat zmęczenei zeszło po poprzednim. Ot minuta mocniej aż do wibracji w zegarku i minuta oddechu przed kolejnym powtórzeniem:
60sek@3:27min/km -> 60sek@5:10min/km
60sek@3:18min/km -> 60sek@5:15min/km
60sek@3:06min/km -> 60sek@5:20min/km
60sek@3:02min/km -> 60sek@7:02min/km
60sek@3:13min/km -> 60sek@6:40min/km
600m@3:13min/km -> 60sek@6:43min/km
60sek@3:18min/km -> 60sek@6:43min/km
60sek@3:06min/km -> 60sek@6:13min/km
60sek@3:21min/km -> 60sek@6:10min/km
60sek@3:11min/km -> 60sek@6:18min/km
60sek@3:22min/km -> 60sek@5:54min/km
60sek@3:16min/km -> 60sek@6:10min/km
60sek@3:22min/km -> 60sek@6:13min/km
60sek@3:25min/km -> 60sek@5:54min/km
60sek@3:21min/km -> 60sek@5:57min/km
Rozstrzał troszkę spory ale ważne, że praca była wykonana i, każde powtórzenie szło mocno. I tak jak na złość szybkie odcinki zaliczyły każdy możliwy podbieg poza jednym zbiegiem do Wisły
Na koniec 2km@4:42min/km, zatrzymanie wypadło przy Dw. Gdańskim, więc tam przesiadka na Veturilo i do domu.
Plan 12km easy
Zebralismy się z chłopakami nad kanałek i pobiegaliśmy po bulwarach i Łazienkach. Wyszło miło, przyjemnie i bez historii (no poza tymi, które sami sobie całą drogę opowiadaliśmy).
Łącznie 14km po 4:53min/km (12km moje + dodatek grupowy ).
21.03.2018
Plan 2km easy + 15x 60sek mocno/60sek trucht + 2km easy
Typowa zabawa biegowa. Specjalnie dla minutówek nie chciało mi się zbierać na Agrykolę, więc wgrałem trening w gremlina i ruszyłem nad bulwary z domu.
Wpierw 2km wskoczyły po 4:52min/km i ruszyłem szybciej. Plan był taki by robić na wyczucie w zależności od tego jak nawierzchnia, jak profil (czasem było lekko pod górkę czasem z), jak akurat zmęczenei zeszło po poprzednim. Ot minuta mocniej aż do wibracji w zegarku i minuta oddechu przed kolejnym powtórzeniem:
60sek@3:27min/km -> 60sek@5:10min/km
60sek@3:18min/km -> 60sek@5:15min/km
60sek@3:06min/km -> 60sek@5:20min/km
60sek@3:02min/km -> 60sek@7:02min/km
60sek@3:13min/km -> 60sek@6:40min/km
600m@3:13min/km -> 60sek@6:43min/km
60sek@3:18min/km -> 60sek@6:43min/km
60sek@3:06min/km -> 60sek@6:13min/km
60sek@3:21min/km -> 60sek@6:10min/km
60sek@3:11min/km -> 60sek@6:18min/km
60sek@3:22min/km -> 60sek@5:54min/km
60sek@3:16min/km -> 60sek@6:10min/km
60sek@3:22min/km -> 60sek@6:13min/km
60sek@3:25min/km -> 60sek@5:54min/km
60sek@3:21min/km -> 60sek@5:57min/km
Rozstrzał troszkę spory ale ważne, że praca była wykonana i, każde powtórzenie szło mocno. I tak jak na złość szybkie odcinki zaliczyły każdy możliwy podbieg poza jednym zbiegiem do Wisły
Na koniec 2km@4:42min/km, zatrzymanie wypadło przy Dw. Gdańskim, więc tam przesiadka na Veturilo i do domu.
- Logadin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3296
- Rejestracja: 20 kwie 2013, 14:07
- Lokalizacja: Warszawa
22.03.2018
Plan 14km@4:30
Skoczyliśmy z chłopakami na Agrykolę, oni akurat mieli krótkie odcinki na tartanie. Zdecydowałem polecieć połowę dystansu przy stadionie i po Łazienkach, a drugą połowę razme z nimi po Agrykoli. Biegłem trochę na intensywność bez jakiejś kontroli tempa. Wyszedł taki trochę drugi zakres. 14km śr. tempem po 4:19min/km, bieganie po torze się trochę dłużyło ale zawsze to przyjemniej wśród innych ludzi pośmigać.
Dzisiaj czeka 4x3km, więc wieczorem kolejna wizyta na Agrykoli ew. ciśnięcie po bulwarch.
Plan 14km@4:30
Skoczyliśmy z chłopakami na Agrykolę, oni akurat mieli krótkie odcinki na tartanie. Zdecydowałem polecieć połowę dystansu przy stadionie i po Łazienkach, a drugą połowę razme z nimi po Agrykoli. Biegłem trochę na intensywność bez jakiejś kontroli tempa. Wyszedł taki trochę drugi zakres. 14km śr. tempem po 4:19min/km, bieganie po torze się trochę dłużyło ale zawsze to przyjemniej wśród innych ludzi pośmigać.
Dzisiaj czeka 4x3km, więc wieczorem kolejna wizyta na Agrykoli ew. ciśnięcie po bulwarch.
- Logadin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3296
- Rejestracja: 20 kwie 2013, 14:07
- Lokalizacja: Warszawa
23.03.2018
Plan 2km easy + 4x 3km@3:56/4min trucht + 2km easy
Wpierw myślałem o Agrykoli ale współlokator się śpieszył, a był w roli niani dla syna Wgrałem trening i ruszyłem w kierunku bulwarów, klasycznie w tą i z powrotem. Pierwsze 2km wskoczyły po 4:47min/km i od razu wyrwałem do przodu:
3km@3:51min/km
4min przerwy po 5:59min/km
3km@3:54
4min przerwy po 6:20min/km
3km@3:55
4min przerwy po 6:36min/km
3km@3:58 (do 2km szło po 3:54-55 ale jak się raptem dwójkę zachciało to musiałem zwolnić by się nie skończyło nagłą wizytą w krzakach - niestety brak to-toi po drodze - niepotrzebnie zjadłem na godz. przed biegiem ale bez tego bałem się, że zabraknie energii na ten konkretny trening)
4min przerwy po @5:27min/km
Ostatnie 2km wskoczyły odziwo całkiem szybko, bo po 4:26min/km. No ale chciałem się wyrobić przed 21 + ww. problem to i poniosło
Łącznie wyszło 18.64km śr. tempem 4:22min/km w czasie 1:21:20godz.
Nie powiem by interwały wskoczyły leciutko, no ale już pierwsze powtórzenie było całkiem szybkie, do tego ilość serii i sama trasa (niby bulwary płaskie ale są te irytujące i wybijające z rytmu podbiegi przy mostach, czy też sam dobieg od domu).
24.03.2018
Plan WOLNE
Tym razem wykorzystane w 100%. Zero jakiejkolwiek aktywności. Ani basenu, ani siłowni, nic nul zero nada. O 16 na Expo, odprawa pace'ów + jeszcze razem z małym i dziewczyna wybraliśmy się na food truck'i i do domu dalej odpoczywać.
25.03.2018
Plan Półmaraton Warszawski - PACEMAKER 1:25
Lekki lęk by nie zaspać przez tą zmianę czasu i człowiek sam z siebie przebudził się przed 7 Kawy zapomniało się kupić to zostało jedynie zjeść jogurt i spokojnie czekać na 9 by wyjść z domu (miło jak start jest praktycznie 2km dalej, spokojny spacerek - nawet nei trzeba było Veturilo brać).
9:20 zdjęcie pod bramą startową, później szybki depozyt i 9:45 już człowiek stał w strefie.
Grupa ludzi spora, co nie dziwi akurat, bo jest to jeden z czasów 'granicznych' jak 10km/40min czy 42km/3h. Przy okazji dwaj kumple, którzy też chcieli lecieć ze mną, więc od razu raźniej.
Dodatkowo miło, że udało się spotkać z nestork'iem oraz jednym z moich blogowych czytaczy z którym poznaliśmy się niecały rok temu na Warsaw Track Cup (ładnie pocisnąłeś końcówkę! w tunelu aż się kurzyło ).
Stres spory, bo to jednak czas, który we mnie i tak respekt wzbudza (praktycznie tempo jakie chcę mieć w Bostonie, więc maratońskie 21km), a tu dodatkowo ludzie za sobą, kontrola tempa i te #@%@#% plecak (rozwalił się już na początku i flaga co chwila spadała, musiałem nonstop praktycznie ręką sięgać i ją poprawiać :/) -> tutaj widać nawet ten moment :D
Mając na uwadze rozstawienia znaczników kilometrowych, główną kontrolę czasu przyjąłem na 5-tkach ale co marker sprawdzałem z zegarkiem gdzie jesteśmy. Niestety musieliśmy trochę przyśpieszyć na km 5-6 po wolniejszym otwarciu -> nie spodziewałem się aż tak dużego tłoku przez tak długi okres czasu, a nie chciałem na siłę się przebijać przez tłum przed nami. Później jeszcze jedno zwolnienie tuż za mostem Świętokrzyskim, które lekko nadrobiliśmy przy Łazienkach i na ostatnią prostą (18km->meta) wbiegliśmy z około 20sek zapasem, który min. był na tunel na Wisłostradzie i ogólne zmęczenie tych, którzy już nie są w stanie przyśpieszyć, a mogą delikatnie zwolnić.
Do mety dobiegłem w czasie 1:24:51godz. i mam nadzieję, że udało się ludziom biegnącym ze mną pomóc niż zaszkodzić - jednak zawsze taki bieg kosztuje moją psychikę bardzije niż jakikolwiek inny, który biegnę jedynie dla siebie.
Jeszcze dla kronikarskiego obowiązku międzyczasy:
5km - 20:18min
10km - 40:08min [międzyczasz 5km 19:50min]
15km - 1:00:14godz. [międzyczasz 5km 20:06min]
20km - 1:20:19godz. [międzyczasz 5km 20:05min]
Meta 1:24:51godz. śr. tempo 4:01min/km
26.03.2018
Plan 10km easy
Wyskoczyłem z domu tym razem na pętlę za Powązki. Nogi lekkie + miałem ochotę się trochę pobawić biegiem. Głównie przez wątek SUB9 i pracę nad ciałem w trakcie biegu.
Skupiałem się na trzech rzeczach o których yacool pisał: 1) sprężyna, 2) łokieć, 3) kolano do wew. Najłatwiej przychodziło pilnowanie łokcia, później sprężyny. Jednak kontrola trzech rzeczy na raz łatwa nie jest ale jak wpierw się skupiłem by zaskoczył łokieć to już nim nie musiałem się za bardzo przejmować, bo nawet jak skupiałem się na pozostałych dwóch składowych to on był już zakodowany w głowie.
Efekt był dosyć spory. Nie dość, że biegło się lekko, jakoś tak łądniej się w szybach pryz których biegało wyglądało to jeszcze zdziwieniem był czas oraz kadencja.
10km zrobiłem śr. tempem 4:44min/km na kadencji śr. 160. Sprawdziłem zeszłotygodniowe dwa dni truchtowe i tam tempo było słabsze zaś kadencja o prawie 10 kroków na min. wyższa. Więc taki bieg nie dość, że mniej zmęczył to jeszcze wskoczył szybciej.
Niestety wiem po sobie, że na razie mogę się tym praktycznie bawić przy wybieganiach, bo mam (tak mi się wydaje) za mało siły by to utrzymać na wyższych prędkościach. Po prostu gdy biegnę poniżej 4min/km i staram się trzymać te trzy rzeczy, zmęczenie jest na tyle duże, że wolę wrócić do mojego kaleczenia, przy którym odczuciowo biegnie się dużo łatwiej.
Plan 2km easy + 4x 3km@3:56/4min trucht + 2km easy
Wpierw myślałem o Agrykoli ale współlokator się śpieszył, a był w roli niani dla syna Wgrałem trening i ruszyłem w kierunku bulwarów, klasycznie w tą i z powrotem. Pierwsze 2km wskoczyły po 4:47min/km i od razu wyrwałem do przodu:
3km@3:51min/km
4min przerwy po 5:59min/km
3km@3:54
4min przerwy po 6:20min/km
3km@3:55
4min przerwy po 6:36min/km
3km@3:58 (do 2km szło po 3:54-55 ale jak się raptem dwójkę zachciało to musiałem zwolnić by się nie skończyło nagłą wizytą w krzakach - niestety brak to-toi po drodze - niepotrzebnie zjadłem na godz. przed biegiem ale bez tego bałem się, że zabraknie energii na ten konkretny trening)
4min przerwy po @5:27min/km
Ostatnie 2km wskoczyły odziwo całkiem szybko, bo po 4:26min/km. No ale chciałem się wyrobić przed 21 + ww. problem to i poniosło
Łącznie wyszło 18.64km śr. tempem 4:22min/km w czasie 1:21:20godz.
Nie powiem by interwały wskoczyły leciutko, no ale już pierwsze powtórzenie było całkiem szybkie, do tego ilość serii i sama trasa (niby bulwary płaskie ale są te irytujące i wybijające z rytmu podbiegi przy mostach, czy też sam dobieg od domu).
24.03.2018
Plan WOLNE
Tym razem wykorzystane w 100%. Zero jakiejkolwiek aktywności. Ani basenu, ani siłowni, nic nul zero nada. O 16 na Expo, odprawa pace'ów + jeszcze razem z małym i dziewczyna wybraliśmy się na food truck'i i do domu dalej odpoczywać.
25.03.2018
Plan Półmaraton Warszawski - PACEMAKER 1:25
Lekki lęk by nie zaspać przez tą zmianę czasu i człowiek sam z siebie przebudził się przed 7 Kawy zapomniało się kupić to zostało jedynie zjeść jogurt i spokojnie czekać na 9 by wyjść z domu (miło jak start jest praktycznie 2km dalej, spokojny spacerek - nawet nei trzeba było Veturilo brać).
9:20 zdjęcie pod bramą startową, później szybki depozyt i 9:45 już człowiek stał w strefie.
Grupa ludzi spora, co nie dziwi akurat, bo jest to jeden z czasów 'granicznych' jak 10km/40min czy 42km/3h. Przy okazji dwaj kumple, którzy też chcieli lecieć ze mną, więc od razu raźniej.
Dodatkowo miło, że udało się spotkać z nestork'iem oraz jednym z moich blogowych czytaczy z którym poznaliśmy się niecały rok temu na Warsaw Track Cup (ładnie pocisnąłeś końcówkę! w tunelu aż się kurzyło ).
Stres spory, bo to jednak czas, który we mnie i tak respekt wzbudza (praktycznie tempo jakie chcę mieć w Bostonie, więc maratońskie 21km), a tu dodatkowo ludzie za sobą, kontrola tempa i te #@%@#% plecak (rozwalił się już na początku i flaga co chwila spadała, musiałem nonstop praktycznie ręką sięgać i ją poprawiać :/) -> tutaj widać nawet ten moment :D
Mając na uwadze rozstawienia znaczników kilometrowych, główną kontrolę czasu przyjąłem na 5-tkach ale co marker sprawdzałem z zegarkiem gdzie jesteśmy. Niestety musieliśmy trochę przyśpieszyć na km 5-6 po wolniejszym otwarciu -> nie spodziewałem się aż tak dużego tłoku przez tak długi okres czasu, a nie chciałem na siłę się przebijać przez tłum przed nami. Później jeszcze jedno zwolnienie tuż za mostem Świętokrzyskim, które lekko nadrobiliśmy przy Łazienkach i na ostatnią prostą (18km->meta) wbiegliśmy z około 20sek zapasem, który min. był na tunel na Wisłostradzie i ogólne zmęczenie tych, którzy już nie są w stanie przyśpieszyć, a mogą delikatnie zwolnić.
Do mety dobiegłem w czasie 1:24:51godz. i mam nadzieję, że udało się ludziom biegnącym ze mną pomóc niż zaszkodzić - jednak zawsze taki bieg kosztuje moją psychikę bardzije niż jakikolwiek inny, który biegnę jedynie dla siebie.
Jeszcze dla kronikarskiego obowiązku międzyczasy:
5km - 20:18min
10km - 40:08min [międzyczasz 5km 19:50min]
15km - 1:00:14godz. [międzyczasz 5km 20:06min]
20km - 1:20:19godz. [międzyczasz 5km 20:05min]
Meta 1:24:51godz. śr. tempo 4:01min/km
26.03.2018
Plan 10km easy
Wyskoczyłem z domu tym razem na pętlę za Powązki. Nogi lekkie + miałem ochotę się trochę pobawić biegiem. Głównie przez wątek SUB9 i pracę nad ciałem w trakcie biegu.
Skupiałem się na trzech rzeczach o których yacool pisał: 1) sprężyna, 2) łokieć, 3) kolano do wew. Najłatwiej przychodziło pilnowanie łokcia, później sprężyny. Jednak kontrola trzech rzeczy na raz łatwa nie jest ale jak wpierw się skupiłem by zaskoczył łokieć to już nim nie musiałem się za bardzo przejmować, bo nawet jak skupiałem się na pozostałych dwóch składowych to on był już zakodowany w głowie.
Efekt był dosyć spory. Nie dość, że biegło się lekko, jakoś tak łądniej się w szybach pryz których biegało wyglądało to jeszcze zdziwieniem był czas oraz kadencja.
10km zrobiłem śr. tempem 4:44min/km na kadencji śr. 160. Sprawdziłem zeszłotygodniowe dwa dni truchtowe i tam tempo było słabsze zaś kadencja o prawie 10 kroków na min. wyższa. Więc taki bieg nie dość, że mniej zmęczył to jeszcze wskoczył szybciej.
Niestety wiem po sobie, że na razie mogę się tym praktycznie bawić przy wybieganiach, bo mam (tak mi się wydaje) za mało siły by to utrzymać na wyższych prędkościach. Po prostu gdy biegnę poniżej 4min/km i staram się trzymać te trzy rzeczy, zmęczenie jest na tyle duże, że wolę wrócić do mojego kaleczenia, przy którym odczuciowo biegnie się dużo łatwiej.
- Logadin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3296
- Rejestracja: 20 kwie 2013, 14:07
- Lokalizacja: Warszawa
27.03.2018
Plan 3km easy + 4x 100/100 + 3x 3000m@3:55/2min trucht + 5x 200/200 + 2km easy
Oj długi i ciężkawy trening się szykował. Dodatkowo spakowałem jedynie krótkie spodenki i lekką bluzkę, a nie chciało się wracać z pracy do domu, więc dodatkowo trochę zimno. Wybrałem się na Agrykolę, będąc gotowym kręcić kółka od początku do końca (ciuchy na przebranie miałem ze sobą, a przyjechałem Veturilo, więc jedyna opcja ich zostawienia to pod własnym okiem czyli na samej Agrykoli, więc odpadało bieganie easy po okolicy).
Wpierw rozgrzewkowe 3.2km po 5:05min/km, bez pośpiechu w głowie już oczekiwanie na dalszą część. Następnie od razu wskoczyłem w przebieżki (za chłodno by się bawić w rozciąganie w truchcie):
0:18.0
0:17.2
0:16.9
0:16.8
Troszkę ospale ale też wiatr lekko przeszkadzał, a gardło odkryte i zimne powietrze robiło swoje. Po przebieżkach jeszcze 100m domarszu do linii startu i wio 3x3000m:
1) 11:37min@3:52min/km
-przerwa 1:57min trucht@9:05min/km
2) 11:32min@3:51min/km
-przerwa 1:59min trucht@8:06min/km
3) 11:28min@3:49min/km
-przerwa 2min trucht@8:04min/km
Od razu po trzeciej przerwie ruszyłem żwawiej na rytmy 5x 200/200:
0:35.4/1:47.5
0:35.7/1:48.5
0:35.4/1:44.2
0:35.0/1:43.4
0:33.7/1:46.8
Na sam koniec jeszcze ostatnie pięć kółeczek, czyli 2km schłodzenia po 5:53min/km.
Zadowolony jestem z tego treningu. Sporo biegania, przeplatanie rytmów i dłuższego interwału. 3000m wchodziły pod kontrolą mimo, że wiatr trochę psuł szyki. Najgorsza była krótka przerwa (ostatnio było na takich odcinkach po 4min i różnica była spora). Miło mnie zaskoczyły 200-tki po tych interwałach biegnięte od razu po zakończeniu trzeciej przerwy. Dobry dzień.
Plan 3km easy + 4x 100/100 + 3x 3000m@3:55/2min trucht + 5x 200/200 + 2km easy
Oj długi i ciężkawy trening się szykował. Dodatkowo spakowałem jedynie krótkie spodenki i lekką bluzkę, a nie chciało się wracać z pracy do domu, więc dodatkowo trochę zimno. Wybrałem się na Agrykolę, będąc gotowym kręcić kółka od początku do końca (ciuchy na przebranie miałem ze sobą, a przyjechałem Veturilo, więc jedyna opcja ich zostawienia to pod własnym okiem czyli na samej Agrykoli, więc odpadało bieganie easy po okolicy).
Wpierw rozgrzewkowe 3.2km po 5:05min/km, bez pośpiechu w głowie już oczekiwanie na dalszą część. Następnie od razu wskoczyłem w przebieżki (za chłodno by się bawić w rozciąganie w truchcie):
0:18.0
0:17.2
0:16.9
0:16.8
Troszkę ospale ale też wiatr lekko przeszkadzał, a gardło odkryte i zimne powietrze robiło swoje. Po przebieżkach jeszcze 100m domarszu do linii startu i wio 3x3000m:
1) 11:37min@3:52min/km
-przerwa 1:57min trucht@9:05min/km
2) 11:32min@3:51min/km
-przerwa 1:59min trucht@8:06min/km
3) 11:28min@3:49min/km
-przerwa 2min trucht@8:04min/km
Od razu po trzeciej przerwie ruszyłem żwawiej na rytmy 5x 200/200:
0:35.4/1:47.5
0:35.7/1:48.5
0:35.4/1:44.2
0:35.0/1:43.4
0:33.7/1:46.8
Na sam koniec jeszcze ostatnie pięć kółeczek, czyli 2km schłodzenia po 5:53min/km.
Zadowolony jestem z tego treningu. Sporo biegania, przeplatanie rytmów i dłuższego interwału. 3000m wchodziły pod kontrolą mimo, że wiatr trochę psuł szyki. Najgorsza była krótka przerwa (ostatnio było na takich odcinkach po 4min i różnica była spora). Miło mnie zaskoczyły 200-tki po tych interwałach biegnięte od razu po zakończeniu trzeciej przerwy. Dobry dzień.
- Logadin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3296
- Rejestracja: 20 kwie 2013, 14:07
- Lokalizacja: Warszawa
28.03.2018
Plan 15km easy
Wyskoczyłem na bulwary. Ale i się zasiedziałem w pracy i później śpieszyłem się na saunę z dziewczyną, więc były to górne widełki easy. Dodatkowo niesamowicie mocno wiało przy wiśle w kierunku południowym (takiego wiatru życzę tym co będą na Orlenie biegli, od 23km można dać się nieść ).
15km wskoczyło w 4:46min/km ale nie powiem chciałem wolniej
29.03.2018
Plan 2km easy + 10km@4:05 + 2km easy
I właśnei dlatego chciałem wolniej, by to biec na totalnym wypoczynku. A tu już po roztruchtaniu wiedziałem, że będzie orka - 2km po 5:26min/km. Niemrawo szło, plus taki, że było prawie bezwietrznie. Ciągły zaskoczył już przy wysokości Arkadii, biegłem później wzdłuż bulwarów do placu przed mostem Łazienkowskim, później nawrotka i czekałem na koniec.
10km ciągłego ustawiłem w widełkach 3:55-4:05 i bliżej to było tej górnej granicy. Nie biegło się tego jakoś stosunkowo lekko plus chyba muszę kupić ten pasek do pulsu (na ostatnie 20 biegów puls spierdolony był na 90% z nich, toż to paranoja).
10km zamknąłem tuż przed mostem Gdańskim w czasie 40:31 i śr. tempie 4:03min/km (pewnie byłoby bardziej 4:02min/km , gdyby nei to że znó trzeba było zwolnić przez brak toi-toi'a na trasie ).
Następnie 2km schłodzenia po 5:39min/km, koniec pod Arkadią, tam wziąłem jeszcze rower i podjechałem pod dom.
Jakoś taki niemrawy ten dzień.
Plan 15km easy
Wyskoczyłem na bulwary. Ale i się zasiedziałem w pracy i później śpieszyłem się na saunę z dziewczyną, więc były to górne widełki easy. Dodatkowo niesamowicie mocno wiało przy wiśle w kierunku południowym (takiego wiatru życzę tym co będą na Orlenie biegli, od 23km można dać się nieść ).
15km wskoczyło w 4:46min/km ale nie powiem chciałem wolniej
29.03.2018
Plan 2km easy + 10km@4:05 + 2km easy
I właśnei dlatego chciałem wolniej, by to biec na totalnym wypoczynku. A tu już po roztruchtaniu wiedziałem, że będzie orka - 2km po 5:26min/km. Niemrawo szło, plus taki, że było prawie bezwietrznie. Ciągły zaskoczył już przy wysokości Arkadii, biegłem później wzdłuż bulwarów do placu przed mostem Łazienkowskim, później nawrotka i czekałem na koniec.
10km ciągłego ustawiłem w widełkach 3:55-4:05 i bliżej to było tej górnej granicy. Nie biegło się tego jakoś stosunkowo lekko plus chyba muszę kupić ten pasek do pulsu (na ostatnie 20 biegów puls spierdolony był na 90% z nich, toż to paranoja).
10km zamknąłem tuż przed mostem Gdańskim w czasie 40:31 i śr. tempie 4:03min/km (pewnie byłoby bardziej 4:02min/km , gdyby nei to że znó trzeba było zwolnić przez brak toi-toi'a na trasie ).
Następnie 2km schłodzenia po 5:39min/km, koniec pod Arkadią, tam wziąłem jeszcze rower i podjechałem pod dom.
Jakoś taki niemrawy ten dzień.
- Logadin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3296
- Rejestracja: 20 kwie 2013, 14:07
- Lokalizacja: Warszawa
30.03.2018
Plan WOLNE
Oj przydał się ten dzień. Jeszcze myślałem, czy może nie zrobić siłowni ale i syna trzeba było odebrać i w pracy rzeczy pokończyć i przegląd w aucie zrobić, a do tego chciało się już przed 7 rano wyjechać do Olsztyna by w korkach nie stać, więc faktycznie wygrało lenistwo
31.03.2018
Plan 2km easy + 4x 100/100 + 15x 200(37sek)/200 + 2km easy
Do Olsztyna dojechaliśmy dzisiaj około godz. 9. Pogoda idealna, słońce nie za zimno, jedynie trochę wiatru. Jeszcze w aucie zjadłęm Willow'owego batonika, by chociaż było to 200kcal przed treningiem i od razu jak dojechaliśmy uciekłem na stadion kortowski (nie chciałem dłużej czekać, bo od 12-13 juz zapowiadano chmury).
Wpierw wyszło 3.1km dobiegu do stadionu w truchcie po 5:08min/km. A na stadionie miłe zaskoczenie, trening miało olsztyńskie BBL + nawet znajomą spotkałem z drużyny Kopcia. Lubię biegać jak w koło jest dużo ludzi
Na początek poszło 400m rozgrzewki w lekkim truchcie (wymachy ramion, skipy, podskoki etc.), później cztery przebieżki po +/-100m (nigdy nie mogę zapamiętać, które tam są te oznaczenia co 100m ), więc nawet nie sprawdzałem ich czasów, tak tylko by dynamicznie było.
I po tym poszła orka - miało być po ~37sek. robiłem jednak mocniej (zbliżający się Raszyn już siedzi w głowie i wmawia mi, że nie mam zapasu prędkości i z ostatnich połówek nie wybiegam czasu):
15x 200/200
0:34.0/1:33.3
0.34.1/1:36.0
0:33.4/1:36.8
0:33.1/1:31.3
0:33.8/1:31.1
0:33.6/1:33.4
0:34.4/1:33.2
0:34.5/1:34.9
0:33.1/1:34.4
0:34.9/1:32.6
0:33.8/1:35.7
0:33.5/1:33.9
0:34.3/1:29.9
0:33.8/1:28.4
0:33.2/1:19.9
W każdej pierwsze 100-120m luz (okolice 15-16sek), druga część już ciężko i pod wiatr (nawet miałęm myśli by co drugie robić w przeciwnym kierunku ale już sobie odpuściłem).
Po skończeniu chwila przerwy na płycie stadionu i ruszyłem tą samą drogą , którą tam dotarłem -> 3,1km tym razem średnio po 5:41min/km.
Jutro w planie 24km BNP 4:40->4:10/4:00 jeżeli ktoś w Olsztynie i jest chętny zapraszam
Plan WOLNE
Oj przydał się ten dzień. Jeszcze myślałem, czy może nie zrobić siłowni ale i syna trzeba było odebrać i w pracy rzeczy pokończyć i przegląd w aucie zrobić, a do tego chciało się już przed 7 rano wyjechać do Olsztyna by w korkach nie stać, więc faktycznie wygrało lenistwo
31.03.2018
Plan 2km easy + 4x 100/100 + 15x 200(37sek)/200 + 2km easy
Do Olsztyna dojechaliśmy dzisiaj około godz. 9. Pogoda idealna, słońce nie za zimno, jedynie trochę wiatru. Jeszcze w aucie zjadłęm Willow'owego batonika, by chociaż było to 200kcal przed treningiem i od razu jak dojechaliśmy uciekłem na stadion kortowski (nie chciałem dłużej czekać, bo od 12-13 juz zapowiadano chmury).
Wpierw wyszło 3.1km dobiegu do stadionu w truchcie po 5:08min/km. A na stadionie miłe zaskoczenie, trening miało olsztyńskie BBL + nawet znajomą spotkałem z drużyny Kopcia. Lubię biegać jak w koło jest dużo ludzi
Na początek poszło 400m rozgrzewki w lekkim truchcie (wymachy ramion, skipy, podskoki etc.), później cztery przebieżki po +/-100m (nigdy nie mogę zapamiętać, które tam są te oznaczenia co 100m ), więc nawet nie sprawdzałem ich czasów, tak tylko by dynamicznie było.
I po tym poszła orka - miało być po ~37sek. robiłem jednak mocniej (zbliżający się Raszyn już siedzi w głowie i wmawia mi, że nie mam zapasu prędkości i z ostatnich połówek nie wybiegam czasu):
15x 200/200
0:34.0/1:33.3
0.34.1/1:36.0
0:33.4/1:36.8
0:33.1/1:31.3
0:33.8/1:31.1
0:33.6/1:33.4
0:34.4/1:33.2
0:34.5/1:34.9
0:33.1/1:34.4
0:34.9/1:32.6
0:33.8/1:35.7
0:33.5/1:33.9
0:34.3/1:29.9
0:33.8/1:28.4
0:33.2/1:19.9
W każdej pierwsze 100-120m luz (okolice 15-16sek), druga część już ciężko i pod wiatr (nawet miałęm myśli by co drugie robić w przeciwnym kierunku ale już sobie odpuściłem).
Po skończeniu chwila przerwy na płycie stadionu i ruszyłem tą samą drogą , którą tam dotarłem -> 3,1km tym razem średnio po 5:41min/km.
Jutro w planie 24km BNP 4:40->4:10/4:00 jeżeli ktoś w Olsztynie i jest chętny zapraszam
- Logadin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3296
- Rejestracja: 20 kwie 2013, 14:07
- Lokalizacja: Warszawa
01.04.2018
Plan 24km BNP 4:40 -> 4:10
Nie dość, że człowiek nażarł się jak prosię to jeszcze pogoda się spsuła (wiatr i deszcz), to dodatkowo wczoraj wieczorem zachciało się siłowni (której akurat nie było od czasu Lizbony) i takie zakwasy na górnych partiach, że hej.
No ale nie było co za długo marudzić. JEdzenie skończone o 13, odczekanie 2.5godzinki i ruszyłem.
Dystans wgrany do gremlina, podzielony na 8 odcinków po 3km w widełkach +/-5sek na odcinek. Jako, że to Olsztyn od razu byłem też gotowy na mocno pofałdowany teren i błoto przy jeziorach. Szło odpowiednio:
3km -> 13:54.8min @ 4:38min/km
3km -> 13:35.8min @ 4:32min/km
3km -> 13:19.5min @ 4:27min/km
3km -> 13:05.0min @ 4:22min/km
3km -> 12:50.8min @ 4:17min/km
3km -> 12:37.9min @ 4:13min/km
3km -> 12:27.5min @ 4:09min/km
3km -> 12:12.5min @ 4:04min/km
Całość -> 24km w czasie 1:44:03.7godz średnim tempem 4:20min/km.
Dodatkowo wpadło +97m/-120m przewyższenia. Odczuciowo różnie, bardziej zależało od profilu trasy czy aktualnie w górę czy w dół niż prędkościowo
Teraz można na spokojnie wrócić dalej do jedzenia :D Poniżej trasa:
Plan 24km BNP 4:40 -> 4:10
Nie dość, że człowiek nażarł się jak prosię to jeszcze pogoda się spsuła (wiatr i deszcz), to dodatkowo wczoraj wieczorem zachciało się siłowni (której akurat nie było od czasu Lizbony) i takie zakwasy na górnych partiach, że hej.
No ale nie było co za długo marudzić. JEdzenie skończone o 13, odczekanie 2.5godzinki i ruszyłem.
Dystans wgrany do gremlina, podzielony na 8 odcinków po 3km w widełkach +/-5sek na odcinek. Jako, że to Olsztyn od razu byłem też gotowy na mocno pofałdowany teren i błoto przy jeziorach. Szło odpowiednio:
3km -> 13:54.8min @ 4:38min/km
3km -> 13:35.8min @ 4:32min/km
3km -> 13:19.5min @ 4:27min/km
3km -> 13:05.0min @ 4:22min/km
3km -> 12:50.8min @ 4:17min/km
3km -> 12:37.9min @ 4:13min/km
3km -> 12:27.5min @ 4:09min/km
3km -> 12:12.5min @ 4:04min/km
Całość -> 24km w czasie 1:44:03.7godz średnim tempem 4:20min/km.
Dodatkowo wpadło +97m/-120m przewyższenia. Odczuciowo różnie, bardziej zależało od profilu trasy czy aktualnie w górę czy w dół niż prędkościowo
Teraz można na spokojnie wrócić dalej do jedzenia :D Poniżej trasa:
- Logadin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3296
- Rejestracja: 20 kwie 2013, 14:07
- Lokalizacja: Warszawa
02.04.2018
Plan 10km easy
Oryginalnie miało być coś innego ale faktycznie miałem na tyle zbetonowane łydki + dodatkowo na kortowskim stadionie nigdy nie wiem, gdzie jest marker na 100m oraz 300m, wiec zamieniłem na easy.
Po raz pierwszy pobiegałem to wzdłuż Łyny, fajna dzika ścieżka. Wyszedł lekki przełaj
Całość 12km @ 5:17min/km. Miło człowiek odpoczął.
03.04.2018
Plan 2km easy + 4x 100/100 + 8x 500(1:46)/300 + 2km easy
W końcu pogoda i Agrykola. Wpierw polecieliśmy 2km po kanałku po 5:41min/km. Następnie kółko rozgrzewkowe z wymachami, skipami etc. już na tartanie i od razu z miejsca przebieżki:
0:14.9
0:14.5
0:13.8
0:14.5
Oj ładnie wskoczyło. Był wyznacznik, że i 500-tki polecą mocno
A były to moje najszybsze odcinki jakie robiłem, ale przyznam się bez bicia, że sam zdecydowałem się je mocniej pociągnąć przez zbliżający się Raszyn (jako, że trening jest tym razem bardziej pod maraton, a nie 10km to chciałem zobaczyć czy poza moim trzaskaniem ciągłych w okolicach 4:00 jest jakaś ukryta prędkość).
Szło odpowiednio 500/300:
1:37.4min / 2:18.5min
1:38.8min / 2:38.4min
1:36.1min / 2:31.9min
1:37.9min / 2:43.3min
1:36.6min / 2:40.1min
1:36.5min / 2:35.4min
1:37.4min / 2:37.8min
1:36.0min / 2:21.9min
Przerwy były w systemie 100m marszu + 200m truchtu.
Solidnie to weszło. Dodatkowo po raz pierwszy od dawna mocniej odebrały to nogi niż oddech (ostatnie 100-150m jakies takie żelkowate się robiły). Więc coś tam niby prędkości jeszcze w człowieku jest, oby tylko był on w stanie ją utrzymać
Na koniec 2.2km schłodzenia po 5:51min/km. Dzisiaj trochę easy oraz 100 i 200 rytmy, więc znów wygra Agrykola.
Plan 10km easy
Oryginalnie miało być coś innego ale faktycznie miałem na tyle zbetonowane łydki + dodatkowo na kortowskim stadionie nigdy nie wiem, gdzie jest marker na 100m oraz 300m, wiec zamieniłem na easy.
Po raz pierwszy pobiegałem to wzdłuż Łyny, fajna dzika ścieżka. Wyszedł lekki przełaj
Całość 12km @ 5:17min/km. Miło człowiek odpoczął.
03.04.2018
Plan 2km easy + 4x 100/100 + 8x 500(1:46)/300 + 2km easy
W końcu pogoda i Agrykola. Wpierw polecieliśmy 2km po kanałku po 5:41min/km. Następnie kółko rozgrzewkowe z wymachami, skipami etc. już na tartanie i od razu z miejsca przebieżki:
0:14.9
0:14.5
0:13.8
0:14.5
Oj ładnie wskoczyło. Był wyznacznik, że i 500-tki polecą mocno
A były to moje najszybsze odcinki jakie robiłem, ale przyznam się bez bicia, że sam zdecydowałem się je mocniej pociągnąć przez zbliżający się Raszyn (jako, że trening jest tym razem bardziej pod maraton, a nie 10km to chciałem zobaczyć czy poza moim trzaskaniem ciągłych w okolicach 4:00 jest jakaś ukryta prędkość).
Szło odpowiednio 500/300:
1:37.4min / 2:18.5min
1:38.8min / 2:38.4min
1:36.1min / 2:31.9min
1:37.9min / 2:43.3min
1:36.6min / 2:40.1min
1:36.5min / 2:35.4min
1:37.4min / 2:37.8min
1:36.0min / 2:21.9min
Przerwy były w systemie 100m marszu + 200m truchtu.
Solidnie to weszło. Dodatkowo po raz pierwszy od dawna mocniej odebrały to nogi niż oddech (ostatnie 100-150m jakies takie żelkowate się robiły). Więc coś tam niby prędkości jeszcze w człowieku jest, oby tylko był on w stanie ją utrzymać
Na koniec 2.2km schłodzenia po 5:51min/km. Dzisiaj trochę easy oraz 100 i 200 rytmy, więc znów wygra Agrykola.
- Logadin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3296
- Rejestracja: 20 kwie 2013, 14:07
- Lokalizacja: Warszawa
04.04.2018
Plan 8km easy + 6x 200(36)/200 + 6x 100/100
Przez to zamienienie treningów, wypadł drugi pod rząd z dozą szybszego biegania. Pogoda świetna, wiec i była ochota wskakiwać na Veturilo i jechać na Agrykolę. Niestety byłem sam, więc całe bieganie wypadło na tartanie, bym miał pod okiem worek z ciuchami.
Wpierw spokojne 8km truchtu po 5:01min/km, następnie 6x 200/200 odpowiednio:
0:33.9/1:35.8
0:34.7/1:32.3
0:33.7/1:31.0
0:34.2/1:33.1
0:33.9/1:22.6
0:32.8/1:22.8
Od razu po ostatniej przerwie poszło 6x 100/100:
0:14.4/0:59.1
0:15.0/0:59.4
0:14.7/0:58.5
0:15.3/0:58.4
0:14.6/0:59.7
0:14.2/0:57.4
200-tki za szybko ale to też świadome przez ten nieszczęsny Raszyn Przerwy w leciutkich truchcie, przy 100-tkach przerwy były w marszu. Przyjemny trening, chociaż trochę czułem pod prawym udem lekki dyskomfort ale to zapewne nałożenie się tych dwóch dni.
05.04.2018
Plan 3km easy + 4x 100/100 +14km@4:00 + 1km easy
Oj długo i ciężko się szykowało i tak było Na dzięń dobry na kanałku 3km truchtu spokojnie po 5:25min/km i skierowanie na tartan. Rozgrzewkę w truchcie pominąłem, bo i tak orka czekała. Szybka wizyta w toalecie i ruszyłęm sprawdzić stan nóg na przebieżkach:
0:17.2
0:17.5
0:17.3
0:15.9
Wolno i lekko bo nie widziałem potrzeby jechać mocniej jak i tak zaraz 14km ciągłego. Dodatkowo szykowałem głowę na 35 kółek, bo worek z ciuchami znów musiałem mieć na widoku, więc nie było za bardzo jak wybiec poza tartan. Plus taki, że idealnie zmierzony dystans
A było to tak:
1km @ 3:57
2km @ 4:00
3km @ 3:59
4km @ 3:59
5km @ 3:59
6km @ 4:00
7km @ 4:00
8km @ 4:00
9km @ 4:01
10km @ 4:00
11km @ 4:00
12km @ 4:03
13km @ 4:02
14km @ 3:57
Na koniec 1.2km trucht po 6:02min/km.
Bardzo mocno wymęczający trening. Przyznam się bez bicia, że na 3km już odczuwałem dyskomfort, a przy km 10 oraz 12 chciałem po prostu skończyć i brakujące dokręcić w truchcie.
Stawiam na zjazd energetyczny, bo im dalej tym bardziej siadał całokształt, niby się nogi kręciły niby oddech stabilny, a jakoś te sekundy przez palce przeciekały.
No ale zamknięte i zrobione, a to najważniejsze Mam nadzieję, że to ostatni mocny trening przed Bostonem, by ciało coś wypoczęło (zapewne po Raszynie skoczę do fizjo by przegląd nóg zrobił).
Plan 8km easy + 6x 200(36)/200 + 6x 100/100
Przez to zamienienie treningów, wypadł drugi pod rząd z dozą szybszego biegania. Pogoda świetna, wiec i była ochota wskakiwać na Veturilo i jechać na Agrykolę. Niestety byłem sam, więc całe bieganie wypadło na tartanie, bym miał pod okiem worek z ciuchami.
Wpierw spokojne 8km truchtu po 5:01min/km, następnie 6x 200/200 odpowiednio:
0:33.9/1:35.8
0:34.7/1:32.3
0:33.7/1:31.0
0:34.2/1:33.1
0:33.9/1:22.6
0:32.8/1:22.8
Od razu po ostatniej przerwie poszło 6x 100/100:
0:14.4/0:59.1
0:15.0/0:59.4
0:14.7/0:58.5
0:15.3/0:58.4
0:14.6/0:59.7
0:14.2/0:57.4
200-tki za szybko ale to też świadome przez ten nieszczęsny Raszyn Przerwy w leciutkich truchcie, przy 100-tkach przerwy były w marszu. Przyjemny trening, chociaż trochę czułem pod prawym udem lekki dyskomfort ale to zapewne nałożenie się tych dwóch dni.
05.04.2018
Plan 3km easy + 4x 100/100 +14km@4:00 + 1km easy
Oj długo i ciężko się szykowało i tak było Na dzięń dobry na kanałku 3km truchtu spokojnie po 5:25min/km i skierowanie na tartan. Rozgrzewkę w truchcie pominąłem, bo i tak orka czekała. Szybka wizyta w toalecie i ruszyłęm sprawdzić stan nóg na przebieżkach:
0:17.2
0:17.5
0:17.3
0:15.9
Wolno i lekko bo nie widziałem potrzeby jechać mocniej jak i tak zaraz 14km ciągłego. Dodatkowo szykowałem głowę na 35 kółek, bo worek z ciuchami znów musiałem mieć na widoku, więc nie było za bardzo jak wybiec poza tartan. Plus taki, że idealnie zmierzony dystans
A było to tak:
1km @ 3:57
2km @ 4:00
3km @ 3:59
4km @ 3:59
5km @ 3:59
6km @ 4:00
7km @ 4:00
8km @ 4:00
9km @ 4:01
10km @ 4:00
11km @ 4:00
12km @ 4:03
13km @ 4:02
14km @ 3:57
Na koniec 1.2km trucht po 6:02min/km.
Bardzo mocno wymęczający trening. Przyznam się bez bicia, że na 3km już odczuwałem dyskomfort, a przy km 10 oraz 12 chciałem po prostu skończyć i brakujące dokręcić w truchcie.
Stawiam na zjazd energetyczny, bo im dalej tym bardziej siadał całokształt, niby się nogi kręciły niby oddech stabilny, a jakoś te sekundy przez palce przeciekały.
No ale zamknięte i zrobione, a to najważniejsze Mam nadzieję, że to ostatni mocny trening przed Bostonem, by ciało coś wypoczęło (zapewne po Raszynie skoczę do fizjo by przegląd nóg zrobił).
- Logadin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3296
- Rejestracja: 20 kwie 2013, 14:07
- Lokalizacja: Warszawa
06.04.2018
Plan WOLNE
I tak tez było. Zrobiłem jedynie godzinkę siłowni ale już coś lekko jakby brało.
07.04.2018
Plan 6km easy + 4x 400(1:26)/200
Ruszyłem z chłopakami koło 11:00 na Agrykolę. Tam wpierw zrobiliśmy bardzo delikatne 5km po 5:37min/km. 6-ty km kolega chciał się sprawdzić czy utrzyma tempo w okolicy 4:00, to akurat go poprowadziłem i dołożyłem km po 3:54min/km. Po tym zabrałem się z miejsca za 400-tki:
1:17.1/1:23.5
1:17.3/1:24.9
1:17.2/1:28.7
1:18:0/1:18.7
Lekko, bez napinki, swobodnie. Niestety zacząłem już mocniej gardło czuć. Dodatkowo wieczorem wyszliśmy z dziewczyną na miasto i chyba się dobiłem, zbierając powoli to żniwo przez ostatnie 2-3 dni :/
08.04.2018
Plan IX Ogólnopolski Bieg Raszyński
Wstaliśmy rano i od razu tragedia. Gardło nie istnieje, mówię jakbym wypił paliwo rakietowe, lekko pobolewa w klatce piersiowej, nogi żelki :/ Jak wczoraj było jeszcze znośnie tak dzisiaj masakra.Wpierw w ogóle myślałem by odpuścić ale człowiek zawsze sobei wmawia, że to nie ciało, a głowa sama biegnie i tyle. Dodatkowo oram nogami nie gardłem :D Dołożyła się pogoda i mamy komplet na porażkę.
Na początku założenie, że odpuszczam maksa ale w ramach przyzwoitości razme z Marcinem Wysockim z Warszawiaky polecę na okolice 37:00, bo też jednak miał nie cisnąć i celować w ten rejon.
Jeszcze spojrzenie na zegarek na 3km (10:58min) nie rokowało jakiejś tragedii ale to co było na 4km już tak. Mocne zwolnienie - cały czas trzymałem plecy ale widać, że nie tylko ja padałem :/ Na 5km już całkowicie położyłem bieg. Niby puls ok ale co z tego jak ciężko było nabierać powietrze, kłucie w klatce, a nogi jakby były po 30km crossu. Marcin się trochę oddalił ale już i tak mi nie zależało. Dociągnąłem do mety w komfortowy już tempie.
Czas na mecie ... 38:44min -> każda dyszka podczas Gdyńskiej połówki wchodziła szybciej Marcin też z tego co chwilkę po mecie porozmawialiśmy sporo przestrzelił (okolice 38min).
Kumpel to samo - miał jak b@rto próbować maksymalnie sub38, ew. plan główny 38:30. I co? Ponad 40min! Więc pogoda rozdała ewidentnie karty. Coś czuję, że pewnie gdyby nie moja choroba to i tak bym bieg spalił ale tego już się nie dowiem.
No nic i tak start był brany na ostatnią chwilę jedynie by podkręcić nogę przed Bostonem, a główna dyszka na Orlenie.
09.04.2018
Plan 18km BNP 4:20 -> 4:00
Gardło dalej słabo. W sensie może nie kaszel i katar ale głos leży i dalej osłabenie. Stwierdziłem, że pójdę ale jak będzie cięzko to będe zmienał trening w locie.
18:15 na kanałku i można było ruszyć. Dystans podzielony na 5 sekcji po 3.6km wgrany w gremlina, gdzie część pobiegana po Łazienkach reszta na tartanie:
3.6km [widełki 4:20-4:15] wyszło po 4:20min/km
3.6km [widełki 4:15-4:10] wyszło po 4:15min/km
3.6km [widełki 4:10-4:05] wyszło po 4:09min/km
3.6km [widełki 4:05-4:00] wyszło po 4:04min/km
3.6km [widełki 4:00-3:55] ZMIENIŁEM - walka była mocna, do tego już wyżej wiedziałem, że będzie lipa jak przy każdej sekscji byułem w górnej części widełek. Jeszcze w połowie trzeciego musiałem skorzystać z toalety na Agrykoli co też zawsze jest złym znakiem. Zrobiłme to już w spokojnym truchcie jedynie by kilometraż się zgadzał, weszło po 5:39min/km.
Pewnie gdyby dawano nagrody za domknięty trening to bym zrobił, no ale nie dają więc nie ma się co wygłupiać - tym oto sposobem zapisuję sobie ww. jako trzeci niedomknięty trenign w przeciągu roku
Stan zdrowia na dzisiaj, jest lepiej ale bez rewelacji - głos już prawie normalny ale gardło jakby troszkę bardziej pobolewało, zobaczymy jak z ciąganiem nosem. Wieczorem mam jedynie easy do tego z dziewczyną, wiec bardzo spokojne kilometry czekają - jutro liczę na mocniejszą poprawę.
Normalnie pewnie bym się mocno stresował ale coś takiego miałem też na tydz. przed Walencją z zieloną flegmą, gardłem etc. Czy to u mnie jest na wypoczynku czy w treningu nie ma znaczenia, znika w 3-4dni, więc na razie nie panikuję. Jak do czwartku nie bezie śladu, będzie super.
Plan WOLNE
I tak tez było. Zrobiłem jedynie godzinkę siłowni ale już coś lekko jakby brało.
07.04.2018
Plan 6km easy + 4x 400(1:26)/200
Ruszyłem z chłopakami koło 11:00 na Agrykolę. Tam wpierw zrobiliśmy bardzo delikatne 5km po 5:37min/km. 6-ty km kolega chciał się sprawdzić czy utrzyma tempo w okolicy 4:00, to akurat go poprowadziłem i dołożyłem km po 3:54min/km. Po tym zabrałem się z miejsca za 400-tki:
1:17.1/1:23.5
1:17.3/1:24.9
1:17.2/1:28.7
1:18:0/1:18.7
Lekko, bez napinki, swobodnie. Niestety zacząłem już mocniej gardło czuć. Dodatkowo wieczorem wyszliśmy z dziewczyną na miasto i chyba się dobiłem, zbierając powoli to żniwo przez ostatnie 2-3 dni :/
08.04.2018
Plan IX Ogólnopolski Bieg Raszyński
Wstaliśmy rano i od razu tragedia. Gardło nie istnieje, mówię jakbym wypił paliwo rakietowe, lekko pobolewa w klatce piersiowej, nogi żelki :/ Jak wczoraj było jeszcze znośnie tak dzisiaj masakra.Wpierw w ogóle myślałem by odpuścić ale człowiek zawsze sobei wmawia, że to nie ciało, a głowa sama biegnie i tyle. Dodatkowo oram nogami nie gardłem :D Dołożyła się pogoda i mamy komplet na porażkę.
Na początku założenie, że odpuszczam maksa ale w ramach przyzwoitości razme z Marcinem Wysockim z Warszawiaky polecę na okolice 37:00, bo też jednak miał nie cisnąć i celować w ten rejon.
Jeszcze spojrzenie na zegarek na 3km (10:58min) nie rokowało jakiejś tragedii ale to co było na 4km już tak. Mocne zwolnienie - cały czas trzymałem plecy ale widać, że nie tylko ja padałem :/ Na 5km już całkowicie położyłem bieg. Niby puls ok ale co z tego jak ciężko było nabierać powietrze, kłucie w klatce, a nogi jakby były po 30km crossu. Marcin się trochę oddalił ale już i tak mi nie zależało. Dociągnąłem do mety w komfortowy już tempie.
Czas na mecie ... 38:44min -> każda dyszka podczas Gdyńskiej połówki wchodziła szybciej Marcin też z tego co chwilkę po mecie porozmawialiśmy sporo przestrzelił (okolice 38min).
Kumpel to samo - miał jak b@rto próbować maksymalnie sub38, ew. plan główny 38:30. I co? Ponad 40min! Więc pogoda rozdała ewidentnie karty. Coś czuję, że pewnie gdyby nie moja choroba to i tak bym bieg spalił ale tego już się nie dowiem.
No nic i tak start był brany na ostatnią chwilę jedynie by podkręcić nogę przed Bostonem, a główna dyszka na Orlenie.
09.04.2018
Plan 18km BNP 4:20 -> 4:00
Gardło dalej słabo. W sensie może nie kaszel i katar ale głos leży i dalej osłabenie. Stwierdziłem, że pójdę ale jak będzie cięzko to będe zmienał trening w locie.
18:15 na kanałku i można było ruszyć. Dystans podzielony na 5 sekcji po 3.6km wgrany w gremlina, gdzie część pobiegana po Łazienkach reszta na tartanie:
3.6km [widełki 4:20-4:15] wyszło po 4:20min/km
3.6km [widełki 4:15-4:10] wyszło po 4:15min/km
3.6km [widełki 4:10-4:05] wyszło po 4:09min/km
3.6km [widełki 4:05-4:00] wyszło po 4:04min/km
3.6km [widełki 4:00-3:55] ZMIENIŁEM - walka była mocna, do tego już wyżej wiedziałem, że będzie lipa jak przy każdej sekscji byułem w górnej części widełek. Jeszcze w połowie trzeciego musiałem skorzystać z toalety na Agrykoli co też zawsze jest złym znakiem. Zrobiłme to już w spokojnym truchcie jedynie by kilometraż się zgadzał, weszło po 5:39min/km.
Pewnie gdyby dawano nagrody za domknięty trening to bym zrobił, no ale nie dają więc nie ma się co wygłupiać - tym oto sposobem zapisuję sobie ww. jako trzeci niedomknięty trenign w przeciągu roku
Stan zdrowia na dzisiaj, jest lepiej ale bez rewelacji - głos już prawie normalny ale gardło jakby troszkę bardziej pobolewało, zobaczymy jak z ciąganiem nosem. Wieczorem mam jedynie easy do tego z dziewczyną, wiec bardzo spokojne kilometry czekają - jutro liczę na mocniejszą poprawę.
Normalnie pewnie bym się mocno stresował ale coś takiego miałem też na tydz. przed Walencją z zieloną flegmą, gardłem etc. Czy to u mnie jest na wypoczynku czy w treningu nie ma znaczenia, znika w 3-4dni, więc na razie nie panikuję. Jak do czwartku nie bezie śladu, będzie super.
- Logadin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3296
- Rejestracja: 20 kwie 2013, 14:07
- Lokalizacja: Warszawa
10.04.2018
Plan 8km easy + 8x 100/100
Wybrałem się na Agrykolę gdzie miałem spokojnie potruchtać poczekać na dziewczynę i z nią jeszcze dokręcić parę kółek. Zdrowie lipa - chrypa, lekki katar, lekki kaszel, zielona flegma, więc odpuściłem przebieżki.
Wpierw zrobiłem 10km sam po 5:46min/km Dołączyła dziewczyna i jeszcze wspólnie z nią zrobiłem dodatkowe 2km po 6:56min/km. Biegowo super miło, no ale ciężko by było inaczej
11.04.2018
Plan 14km easy
Zamieniłem trening dniami, dzisiejszy dałem na wczoraj, a wczorajszy na dzisiaj. Stan zdrowia taki jak dzień wcześniej - ni lepiej ale i ni gorzej.
Wyskoczyłem z kumple zrobić trucht bez sprawdzania zegarka, wolno, a nawet bardzo wolno bez spoglądania na tempo etc. POL jak nic :D
Wyszło 14,05km śr. tempem 6:13min/km :D Super przyjemnie - śr. puls 126bpm czyli 65% HRmax.
Dzisiaj czeka 5x 1200m ale nie jakeiś piłowanie (spokojne 3:45min/km). Zadecyduję pod wieczór czy biegać czy odpuścić. Zdrowie dalej to samo co wczoraj i przedwczoraj, może odrobinę lepiej bo mniej smarkam, a raczej mniej zielonych glutów :D
Zaczynam się też jednak zastanawiać torchę nad podejściem do Bostonu i czy jednak jak odpukać to gardło nie przejdzie, nie zrobić Bostonu turystycznie miło i przyjemnie gdzies w okolicy 3:30-3:45 ot takie zwiedzanko na tempie BS'a, a tydz. po polecieć Orlen ale nie 10km, a jednak przepisać się na maraton (chociaż średnio mi się to podoba, już miałem takie rozmienianie przy robieniu życiówki z ostatnim półmaratonem).
Będe pewnei na bieżąco podejmował decyzję.
Plan 8km easy + 8x 100/100
Wybrałem się na Agrykolę gdzie miałem spokojnie potruchtać poczekać na dziewczynę i z nią jeszcze dokręcić parę kółek. Zdrowie lipa - chrypa, lekki katar, lekki kaszel, zielona flegma, więc odpuściłem przebieżki.
Wpierw zrobiłem 10km sam po 5:46min/km Dołączyła dziewczyna i jeszcze wspólnie z nią zrobiłem dodatkowe 2km po 6:56min/km. Biegowo super miło, no ale ciężko by było inaczej
11.04.2018
Plan 14km easy
Zamieniłem trening dniami, dzisiejszy dałem na wczoraj, a wczorajszy na dzisiaj. Stan zdrowia taki jak dzień wcześniej - ni lepiej ale i ni gorzej.
Wyskoczyłem z kumple zrobić trucht bez sprawdzania zegarka, wolno, a nawet bardzo wolno bez spoglądania na tempo etc. POL jak nic :D
Wyszło 14,05km śr. tempem 6:13min/km :D Super przyjemnie - śr. puls 126bpm czyli 65% HRmax.
Dzisiaj czeka 5x 1200m ale nie jakeiś piłowanie (spokojne 3:45min/km). Zadecyduję pod wieczór czy biegać czy odpuścić. Zdrowie dalej to samo co wczoraj i przedwczoraj, może odrobinę lepiej bo mniej smarkam, a raczej mniej zielonych glutów :D
Zaczynam się też jednak zastanawiać torchę nad podejściem do Bostonu i czy jednak jak odpukać to gardło nie przejdzie, nie zrobić Bostonu turystycznie miło i przyjemnie gdzies w okolicy 3:30-3:45 ot takie zwiedzanko na tempie BS'a, a tydz. po polecieć Orlen ale nie 10km, a jednak przepisać się na maraton (chociaż średnio mi się to podoba, już miałem takie rozmienianie przy robieniu życiówki z ostatnim półmaratonem).
Będe pewnei na bieżąco podejmował decyzję.