kachita - maraton sam się nie pobiegnie...
Moderator: infernal
- kachita
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 6639
- Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Wrocław
środa, 11 września
8,23 km w 52:06
średnie tempo: 6:20
10 min rozciągania
Buty: Saucony Mirage 2
Tak sobie spojrzałam dzisiaj, że maraton za 19 dni, a ja w ciemniej dziurze, więc stopa nie stopa, pobiegać trzeba było. Wieczorem już jest naprawdę chłodno, nawet zmarzłam, jak czekałam, aż mi garmin satelity złapie Ale dzięki temu dobrze się biega, co widać po tempie - szurałam sobie na samopoczucie, luźno i bez większego wysiłku, zwłaszcza, że zakwasy dziś dawały się we znaki, a tu takie wartości! Co do stopy, to lekki dyskomfort był, ale bez szału, najważniejsze, że się nie zwiększał z czasem. Dalej będę smarować maściami, rozciągać, może samo przejdzie
Jutro nie wiem, co będzie, może tysiączki? Stay tuned!
PS Zima idzie, bo mi się włączył tryb "odkurzacz"
8,23 km w 52:06
średnie tempo: 6:20
10 min rozciągania
Buty: Saucony Mirage 2
Tak sobie spojrzałam dzisiaj, że maraton za 19 dni, a ja w ciemniej dziurze, więc stopa nie stopa, pobiegać trzeba było. Wieczorem już jest naprawdę chłodno, nawet zmarzłam, jak czekałam, aż mi garmin satelity złapie Ale dzięki temu dobrze się biega, co widać po tempie - szurałam sobie na samopoczucie, luźno i bez większego wysiłku, zwłaszcza, że zakwasy dziś dawały się we znaki, a tu takie wartości! Co do stopy, to lekki dyskomfort był, ale bez szału, najważniejsze, że się nie zwiększał z czasem. Dalej będę smarować maściami, rozciągać, może samo przejdzie
Jutro nie wiem, co będzie, może tysiączki? Stay tuned!
PS Zima idzie, bo mi się włączył tryb "odkurzacz"
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
- kachita
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 6639
- Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Wrocław
Dziś jednak niebiegowo - stopa po środzie nieco bolała, więc znowu robię przerwę. Mam nadzieję, że do niedzieli przejdzie, bo muszę zrobić tego long runa
A tymczasem dziś czułam się prawie jak w urodziny, bo przyszły do mnie te śliczności A i tak jestem w trakcie czytania dwóch innych biegowych pozycji, aczkolwiek jedna to kobyła na wiele miesięcy ("Lore of running"), a drugą skończę pewnie dziś lub jutro ("Ukryta siła"). Ale będzie czytania
A tymczasem dziś czułam się prawie jak w urodziny, bo przyszły do mnie te śliczności A i tak jestem w trakcie czytania dwóch innych biegowych pozycji, aczkolwiek jedna to kobyła na wiele miesięcy ("Lore of running"), a drugą skończę pewnie dziś lub jutro ("Ukryta siła"). Ale będzie czytania
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
- kachita
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 6639
- Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Wrocław
Po 5 dniach przerwy wyszłam dziś pobiegać - że niby long miał być. Po 50 metrach przeklinając wróciłam do domu - nie jestem w stanie lądować na prawej stopie. Fak. Umówiłam się na wizytę u ortopedy w sobotę, zobaczymy, co mi powie. W międzyczasie chyba przyjdzie mi chodzić na basen albo coś... Tymczasem smuteczek
PS A, i Warszawę mogę sobie darować, nie będę bohaterem Narodowego...
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
- kachita
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 6639
- Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Wrocław
czwartek, 19 września
Byłam dzisiaj u pana fizjo. Otóż nie jest to złamanie ani stan zapalny, bo objawy na to nie wskazują. Najprawdopodobniej wybiłam sobie taką małą kosteczkę w stopie, o jakiś milimetr czy dwa, w stawie. Fizjo na moją wzmiankę o tym, że chciałabym za 10 dni przebiec maraton, stwierdził "czalendż aksepted" , stopę wymiętolił, rozluźnił tam wszystko, powpychał na miejsce (ała, bolało ), zalecił orbitreka oraz tejpowanie w przyszłym tygodniu. Oczywiście mam iść w sobotę do orto i ewentualnie plan trzeba będzie przebudować, gdyby coś niepokojącego wyszło, ale generalnie będzie dobrze.
I nadal mam mega spięte łydki Ale widać taka moja uroda I podobno jestem typem wytrzymałościowym
Muszę powiedzieć, że po tym miętoleniu dzisiaj jest lepiej, stopa już nie boli przy chodzeniu, a to duży postęp. Czymajcie kciuki!
A tak w ogóle to dlaczego nie mogę mieć normalnych kontuzji, jak wszyscy, tylko jakieś takie egzotyki?
Byłam dzisiaj u pana fizjo. Otóż nie jest to złamanie ani stan zapalny, bo objawy na to nie wskazują. Najprawdopodobniej wybiłam sobie taką małą kosteczkę w stopie, o jakiś milimetr czy dwa, w stawie. Fizjo na moją wzmiankę o tym, że chciałabym za 10 dni przebiec maraton, stwierdził "czalendż aksepted" , stopę wymiętolił, rozluźnił tam wszystko, powpychał na miejsce (ała, bolało ), zalecił orbitreka oraz tejpowanie w przyszłym tygodniu. Oczywiście mam iść w sobotę do orto i ewentualnie plan trzeba będzie przebudować, gdyby coś niepokojącego wyszło, ale generalnie będzie dobrze.
I nadal mam mega spięte łydki Ale widać taka moja uroda I podobno jestem typem wytrzymałościowym
Muszę powiedzieć, że po tym miętoleniu dzisiaj jest lepiej, stopa już nie boli przy chodzeniu, a to duży postęp. Czymajcie kciuki!
A tak w ogóle to dlaczego nie mogę mieć normalnych kontuzji, jak wszyscy, tylko jakieś takie egzotyki?
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
- kachita
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 6639
- Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Wrocław
czwartek, 19 września
1h siłownia
Zgodnie z zaleceniem pana fizjo, polazłam na orbitreka. Nie lubię tego ustrojstwa strasznie, bolą mnie przy nim barki, palce u stóp i w ogóle jest beznadziejnie Polatałam sobie 20 minut i więcej mi się nie chciało, zwłaszcza, że stopa nieco bolała. Żeby bez sensu nie było, to zrobiłam sobie jeszcze 35 minut obwód i na koniec 5 min rowerek. I taka refleksja mnie naszła, że moim ulubionym sprzętem na siłowni jest to
piątek, 20 września
8,09 km w 50:46
średnie tempo: 6:17
średnie tętno: 161
max tętno: 172
Buty: Saucony Mirage 2
Test stopy. I przy okazji test Compressportów.
Dzisiaj już z samego rana wiedziałam, że mój fizjo zrobił mi dobrze - jak idę na autobus, muszę przejść przez kawałek kamienistego "parkingu". Przez ostatnie dni musiałam tam drobić na palcach, bo nie mogłam opierać całej stopy na tych kamieniach, a dziś nawet spoko się przeszło. Tak więc wieczorem trzeba było pobiegać
Oczywiście wyszło za szybko, ale jakoś nie mogłam zwolnić... Po 15 minutach miałam parę minut przerwy, bo spotkałam kumpla i trochę pogadaliśmy, były ze dwie przerwy na światłach, ale pod koniec i tak już było nieco ciężkawo - co się dziwić, przerwa była, do tego obżeram się pysznościami od koleżanki (czosnek w oliwie = niebo w gębie, następnym razem zamówię co najmniej 2 słoiki ), więc i ważę więcej. Ale za to stopa nawet się sprawiła. Lekki dyskomfort był, ale malał z upływem czasu, no i teraz nic nie boli. Zobaczymy, jak to będzie jutro i co powie ortopeda, ale nadzieje są duże Jeśli orto nie sprzeciwi się maratonowi kategorycznie, to jadę. Nie będzie to może rozsądne, bo jestem przygotowana do tego jeszcze mniej niż do Winnic, no i ta stopa, ale co mi tam Czymajcie kciuki i stay tuned!
PS Przywitajcie się z kością sześcienną, bohaterką kolejnego odcinka programu "Kuriozalne kontuzje Kaczity"
1h siłownia
Zgodnie z zaleceniem pana fizjo, polazłam na orbitreka. Nie lubię tego ustrojstwa strasznie, bolą mnie przy nim barki, palce u stóp i w ogóle jest beznadziejnie Polatałam sobie 20 minut i więcej mi się nie chciało, zwłaszcza, że stopa nieco bolała. Żeby bez sensu nie było, to zrobiłam sobie jeszcze 35 minut obwód i na koniec 5 min rowerek. I taka refleksja mnie naszła, że moim ulubionym sprzętem na siłowni jest to
piątek, 20 września
8,09 km w 50:46
średnie tempo: 6:17
średnie tętno: 161
max tętno: 172
Buty: Saucony Mirage 2
Test stopy. I przy okazji test Compressportów.
Dzisiaj już z samego rana wiedziałam, że mój fizjo zrobił mi dobrze - jak idę na autobus, muszę przejść przez kawałek kamienistego "parkingu". Przez ostatnie dni musiałam tam drobić na palcach, bo nie mogłam opierać całej stopy na tych kamieniach, a dziś nawet spoko się przeszło. Tak więc wieczorem trzeba było pobiegać
Oczywiście wyszło za szybko, ale jakoś nie mogłam zwolnić... Po 15 minutach miałam parę minut przerwy, bo spotkałam kumpla i trochę pogadaliśmy, były ze dwie przerwy na światłach, ale pod koniec i tak już było nieco ciężkawo - co się dziwić, przerwa była, do tego obżeram się pysznościami od koleżanki (czosnek w oliwie = niebo w gębie, następnym razem zamówię co najmniej 2 słoiki ), więc i ważę więcej. Ale za to stopa nawet się sprawiła. Lekki dyskomfort był, ale malał z upływem czasu, no i teraz nic nie boli. Zobaczymy, jak to będzie jutro i co powie ortopeda, ale nadzieje są duże Jeśli orto nie sprzeciwi się maratonowi kategorycznie, to jadę. Nie będzie to może rozsądne, bo jestem przygotowana do tego jeszcze mniej niż do Winnic, no i ta stopa, ale co mi tam Czymajcie kciuki i stay tuned!
PS Przywitajcie się z kością sześcienną, bohaterką kolejnego odcinka programu "Kuriozalne kontuzje Kaczity"
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
- kachita
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 6639
- Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Wrocław
sobota, 21 września
Po wczorajszym biegu stopa niemal jak nowa, musiałam robić niezłe wygibasy, żeby mnie zabolała (na przykład specjalnie mocno stanąć kantem stopy na wyjątkowo ostry kamień ). Jest dobrze
Byłam też u ortopedy. Dostałam skierowanie na RTG, żeby wykluczyć złamanie zmęczeniowe, aczkolwiek pan orto dał mi to skierowanie dla świętego spokoju, bo sam w to złamanie nie wierzy. Na moje pytanie, czy mogę za tydzień pobiec maraton, powiedział, że jeśli nie będzie złamania, to mogę, aczkolwiek będzie bolało, bo jakieś przeciążenie jest. Ale większej krzywdy sobie raczej nie zrobię. No to już wiecie, gdzie będę za tydzień
Po wczorajszym biegu stopa niemal jak nowa, musiałam robić niezłe wygibasy, żeby mnie zabolała (na przykład specjalnie mocno stanąć kantem stopy na wyjątkowo ostry kamień ). Jest dobrze
Byłam też u ortopedy. Dostałam skierowanie na RTG, żeby wykluczyć złamanie zmęczeniowe, aczkolwiek pan orto dał mi to skierowanie dla świętego spokoju, bo sam w to złamanie nie wierzy. Na moje pytanie, czy mogę za tydzień pobiec maraton, powiedział, że jeśli nie będzie złamania, to mogę, aczkolwiek będzie bolało, bo jakieś przeciążenie jest. Ale większej krzywdy sobie raczej nie zrobię. No to już wiecie, gdzie będę za tydzień
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
- kachita
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 6639
- Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Wrocław
niedziela, 22 września
16,4 km w 1:47:36
średnie tempo: 6:34
średnie tętno: 160
max tętno: 168
8 min rozciągania
Buty: Skechers GoRun
Takie coś, żeby przypomnieć organizmowi jak się dłużej biega. Dzisiaj było nieco cieplej niż ostatnio, ale wybrałam się na bieganie wczesnym wieczorem, więc nie było tak źle. Po drodze wciągnęłam jeden z moich przeterminowanych żeli - data ważności była do sierpnia, więc stwierdziłam, że w sumie nie powinien być niedobry czy zepsuty, czy coś. I chyba nie był, ale jakieś 10 minut po zjedzeniu go złapała mnie potężna kolka - dwa razy zatrzymywałam się, żeby ją rozmasować, a i tak niewiele to dało, więc ciut zwolniłam i trochę zelżała. Ale coś tam w wątpiach było czuć do końca. Trochę bolały poślady, coś też rozcięgno w prawej stopie piszczało, a teraz czuję napięcie achillesa - jak nic org się broni przed maratonem Za to kość w stopie siedziała cicho, więc jest git. Jestem umówiona z fizjo na telefon jutro i ewentualnie na wizytę we wtorek, chyba się nawet przejdę, żeby mi tam porozluźniał tę stopę jeszcze trochę.
A pod koniec treningu tak się zastanawiałam - czy dałabym radę przebiec jeszcze 1,5 raza tyle? I stwierdziłam, że dałabym, ale byłoby ciężko utrzymać takie tempo W każdym razie przeżyję ten maraton
Stay tuned!
16,4 km w 1:47:36
średnie tempo: 6:34
średnie tętno: 160
max tętno: 168
8 min rozciągania
Buty: Skechers GoRun
Takie coś, żeby przypomnieć organizmowi jak się dłużej biega. Dzisiaj było nieco cieplej niż ostatnio, ale wybrałam się na bieganie wczesnym wieczorem, więc nie było tak źle. Po drodze wciągnęłam jeden z moich przeterminowanych żeli - data ważności była do sierpnia, więc stwierdziłam, że w sumie nie powinien być niedobry czy zepsuty, czy coś. I chyba nie był, ale jakieś 10 minut po zjedzeniu go złapała mnie potężna kolka - dwa razy zatrzymywałam się, żeby ją rozmasować, a i tak niewiele to dało, więc ciut zwolniłam i trochę zelżała. Ale coś tam w wątpiach było czuć do końca. Trochę bolały poślady, coś też rozcięgno w prawej stopie piszczało, a teraz czuję napięcie achillesa - jak nic org się broni przed maratonem Za to kość w stopie siedziała cicho, więc jest git. Jestem umówiona z fizjo na telefon jutro i ewentualnie na wizytę we wtorek, chyba się nawet przejdę, żeby mi tam porozluźniał tę stopę jeszcze trochę.
A pod koniec treningu tak się zastanawiałam - czy dałabym radę przebiec jeszcze 1,5 raza tyle? I stwierdziłam, że dałabym, ale byłoby ciężko utrzymać takie tempo W każdym razie przeżyję ten maraton
Stay tuned!
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
- kachita
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 6639
- Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Wrocław
wtorek, 24 września
2,64 km w 16:57
średnie tempo: 6:26
średnie tętno: 154
max tętno: 171
Buty: Skechers GoRun
Jak już pisałam, RTG wyszło bardzo dobrze, nic tam w tej stopie się nie połamało. Dzisiaj poszłam jeszcze do pana fizjo na małą kontrolę, ale też wszystko było OK. W planach miałam, że wrócę sobie stamtąd biegiem, bo daleko nie było. Jak pomyślałam, tak zrobiłam, zapakowałam ciuchy do Nathana i poleciałam. Niestety, po jakimś kwadransie, nie wiem zupełnie jak, potknęłam się i zaryłam prawym biodrem i ręką w kałużę, a że kałuża, to i woda, i mokro, i ślisko, więc tą ręką przejechałam dobre pół metra, aż się cała prawie w tej kałuży położyłam Oczywiście skóra na dłoni zdarta ostro, polała się krew, a że ja bardzo źle znoszę widok krwi, to chwilę później, jak stałam w sklepie, żeby kupić wodę do przemycia dłoni, zrobiło mi się tak słabo i niedobrze, że wyleciałam z tego sklepu i poszłam prosto na autobus do domu. To se pobiegałam, co nie?
Dłoń napiernicza, biodro na szczęście w całości, nawet chyba siniaka nie będzie. I tylko dalej jest mi trochę słabo i niedobrze
Stay tuned!
2,64 km w 16:57
średnie tempo: 6:26
średnie tętno: 154
max tętno: 171
Buty: Skechers GoRun
Jak już pisałam, RTG wyszło bardzo dobrze, nic tam w tej stopie się nie połamało. Dzisiaj poszłam jeszcze do pana fizjo na małą kontrolę, ale też wszystko było OK. W planach miałam, że wrócę sobie stamtąd biegiem, bo daleko nie było. Jak pomyślałam, tak zrobiłam, zapakowałam ciuchy do Nathana i poleciałam. Niestety, po jakimś kwadransie, nie wiem zupełnie jak, potknęłam się i zaryłam prawym biodrem i ręką w kałużę, a że kałuża, to i woda, i mokro, i ślisko, więc tą ręką przejechałam dobre pół metra, aż się cała prawie w tej kałuży położyłam Oczywiście skóra na dłoni zdarta ostro, polała się krew, a że ja bardzo źle znoszę widok krwi, to chwilę później, jak stałam w sklepie, żeby kupić wodę do przemycia dłoni, zrobiło mi się tak słabo i niedobrze, że wyleciałam z tego sklepu i poszłam prosto na autobus do domu. To se pobiegałam, co nie?
Dłoń napiernicza, biodro na szczęście w całości, nawet chyba siniaka nie będzie. I tylko dalej jest mi trochę słabo i niedobrze
Stay tuned!
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
- kachita
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 6639
- Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Wrocław
niedziela, 29 września
35. Maraton Warszawski
4:58:26 netto
Open: 7821/8506
Kobiety: 815/990
K30: 386/457
Życiówka! I wielkie emocje
Ale od początku. Jak wiecie, po maratonie winnic biegałam bardzo mało. Najpierw była regeneracja, potem uraz stopy, potem ślizg przez kałużę, przeziębienie, summa summarum przez ostatnie 5 tygodni przebiegłam aby 90 km. Straszliwie mało, jak na przygotowania do maratonu. No ale było mi żal stówki wpisowego, to pojechałam
W sobotę Expo. Zrobiłam zakupy, poprzymierzałam Skechersy (Bioniki Trail bardzo fajne, GoRuny 2 nie do końca mi podeszły, GoRun 3 były za duże) i Skory (ich kopyto jest niekompatybilne z moją stopą), spotkałam kilka znajomych osób, w tym Marcina Świerca, który usiłował mnie pocieszać, że dzięki temu, że mało biegałam, to jestem wypoczęta i superkompensacja, i w ogóle No a Mistrza się trzeba słuchać Potem udałam się na spotkanie bieganiowe do lokalu, pogadalim, pojedlim makaron, pośmialim się, powymienialim rady i wskazówki, umówilim się na niedzielny poranek. Następnie udałam się na konkurencyjną imprezę na Grochów, gdzie podczas skomplikowanej uroczystości moim nogom została przekazana kosmiczna energia z Ganimedesa
W niedzielny poranek rozgrzewkę zrobiłam biegnąc do tramwaju - i dobrze, bo zanim obeszłam ten cały stadion, oddałam ciuchy do depozytu, wstąpiłam do toi toia, to już zasadniczo było za 10 dziewiąta i trzeba się było przebijać na start. Umówiona byłam na wpólny bieg z Asią, współobozowiczką. Na ręku rozpiska wg Marco na 4:50 (a co, ambitnie ), obie chciałyśmy złamać 5 godzin.
Przemek Babiarz nawijał, elita wystartowała, my zaraz później, w sumie poszło dość gładko. Początek powolutku, bo i też nie dało się za bardzo szybciej - bardzo dobrze, przynajmniej się rozgrzałyśmy. Jako dobry zając, starałam się hamować Asię i siebie, bo momentami ponosił nas melanż, ale generalnie biegło się na początku bardzo miło - miałyśmy tylko jakieś 10-15 sekund nadróbki do planu.
W tunelu, po 10 km, GPS zgubił sygnał, a potem nie dodał tego dystansu, więc miałam lekkie przekłamanie, ale dało się mniej więcej sprawdzić czas z opaską z międzyczasami - dobrze, że ją wzięłam. Miałyśmy już koło 30-40 sekund nadróbki, no ale nic to. Koło 12 kilometra wypatrzyłam w tłumie kibiców Marcina Świerca. Pobiegł przez chwilę z nami, wsparł dobrym słowem - super! Zaraz potem z tłumu wyskoczył Wolf
Nadal biegło nam się dobrze, chociaż po 15 kilometrze zaczęłam czuć lekkie zmęczenie. Łydki nadal były w porządku, ale coś ciągnęło w lewym pośladku. Nic to, lecimy. Asia w świetnej formie, mówi, że jeszcze nigdy na 18 kilometrze nie rozmawiała sobie tak swobodnie Mijamy po drodze fantastyczne zespoły, machamy do kibiców, przybijamy piątki z dzieciakami - jest super! Połówka wyszła w okolicy 2:25 z groszami, nie jest źle. Aczkolwiek czekam już z pewną niecierpliwością na świątynię opatrzności, bo wiem, że wtedy robimy nawrotkę do miasta i jakoś tak czuję, że wtedy to już będzie psychicznie w miarę z górki. W końcu jest! Mieszkańcy Wilanowa zrobili sobie przy okazji maratonu festyn uliczny, jest muzyka, tańce, doping. Niestety, jest też zmęczenie. Po raz pierwszy pojawia się myśl, żeby na wodopoju przejść do marszu, a tu dopiero 25 kilometr. Cóż, brakuje długich wybiegań, nie ma się co oszukiwać. Ale wciągam żel i myślę, że w sumie ten kilometr czy dwa mogę jeszcze polecieć. Na Arbuzowej blokady nie było, tylko mili mieszkańcy Po 26 kilometrze jednak na chwilę maszeruję, Asia biegnie dalej. Po chwili biegnę i ja, a Asię spotykam przy toi toiu i w sumie biegniemy dalej. Potem znowu przechodzę do marszu, Asia biegnie i już do końca się nie widzimy. Na Ursynowie doping genialny, mnóstwo ludzi, okrzyki, transparenty - jest super! Ja tymczasem posuwam się do przodu Gallowayem. W głowie wykonuję skomplikowane obliczenia, jak muszę biec, żeby jednak te 5 godzin złamać. Wychodzi mi, że w sumie wystarczy lecieć średnio poniżej 7:30. To jakoś dodaje mi skrzydeł i znowu zaczynam biec. Kilometry lecą nawet dość sprawnie, mijam bramkę Adidasa z napisem "Ściana", mijam kolejne osoby, jest tak jakby dobrze. Na wodopojach maszeruję, ale nadal jest szansa na te 5 godzin. 34 kilometr, 35, 37 - jest dobrze, tempo wystarczające, nawet lekki zapas. Truchtam dalej, liczę w pamięci do stu, potem znowu do stu, i znowu, 38 kilometr, to już w sumie niedaleko, zaraz będzie widać stadion w oddali. Mam zapas, więc w sumie mogłabym chwilę odpocząć w marszu, ale dalej truchtam, żeby się nie wybić z rytmu. Mijam wodopój, piję w truchcie, na kolejnym już nie biorę wody, bo to już tak niedaleko. Widzę palmę, to już blisko, staram się przyspieszyć, nawet się to na chwilę udaje. Skręcam na most, 40 kilometr, to już bardzo blisko, przyspieszam. Widzę ludzi z medalami, słyszę słowa zachęty, że to już niedaleko, uśmiecham się, macham, mijam kolejne osoby, zbiegam po ślimaku, ludzie klaszczą, ja się śmieję od ucha do ucha, mam mnóstwo czasu, przyspieszam, jest pięknie, już tylko 700 metrów, skręcam w stronę stadionu, widzę Andrzeja (tego od Asi, również współobozowicza), Andrzej krzyczy, że złamię 5 godzin, ja - uchachana - krzyczę, że wiem, na zakręcie przed stadionem widzę moją przyjaciółkę z facetem, macham do nich, oni do mnie, śmieję się, biegnę w stronę stadionu, przyspieszam, śmieję się, jest cudownie, wpadam na stadion, ludzie wiwatują, ja w euforii, pędzę, śmieję się, płaczę, wyrzucam ramiona do góry, przyspieszam i jest! Meta! I piątka złamana z zapasem!
No i znowu trzeba było obejść cały stadion do depozytów, po drodze schody (omatkobosko), jakaś rampa, na której spotykam wypompowaną Asię - przybiegła 3 minuty przede mną, jest życiówka Potem makaron, gratulacje, uściski z przyjaciółką, zmęczenie i nieustający wyszczerz Facet przyjaciółki, który też biega, mówi, że chciałby na finiszu swojego pierwszego maratonu wyglądać tak przeszczęśliwie jak ja Powrót do domu, znowu schody , wieczorem impreza karaoke u kolegów, znowu schody Dziś znowu schody Ale nie ma tragedii, chociaż stawy dostały mocno po dupie. Łydki w porządeczku, za to miałam takie śmieszne skurcze palców u stóp - bezbolesne, ale wkurzające, bo palce mi się podwijały... Biegłam oczywiście w GoRunach. Czułam też mocno mięśnie barków i znowu trice. Jutro mam umówiony masaż, już się cieszę
Na ten rok maratonów mi wstępnie wystarczy. Tzn. chętnie pobiegłabym jakiś, ale rozsądek mówi, że do następnego wypadałoby się przygotować Ale na razie regeneracja.
Stay tuned!
35. Maraton Warszawski
4:58:26 netto
Open: 7821/8506
Kobiety: 815/990
K30: 386/457
Życiówka! I wielkie emocje
Ale od początku. Jak wiecie, po maratonie winnic biegałam bardzo mało. Najpierw była regeneracja, potem uraz stopy, potem ślizg przez kałużę, przeziębienie, summa summarum przez ostatnie 5 tygodni przebiegłam aby 90 km. Straszliwie mało, jak na przygotowania do maratonu. No ale było mi żal stówki wpisowego, to pojechałam
W sobotę Expo. Zrobiłam zakupy, poprzymierzałam Skechersy (Bioniki Trail bardzo fajne, GoRuny 2 nie do końca mi podeszły, GoRun 3 były za duże) i Skory (ich kopyto jest niekompatybilne z moją stopą), spotkałam kilka znajomych osób, w tym Marcina Świerca, który usiłował mnie pocieszać, że dzięki temu, że mało biegałam, to jestem wypoczęta i superkompensacja, i w ogóle No a Mistrza się trzeba słuchać Potem udałam się na spotkanie bieganiowe do lokalu, pogadalim, pojedlim makaron, pośmialim się, powymienialim rady i wskazówki, umówilim się na niedzielny poranek. Następnie udałam się na konkurencyjną imprezę na Grochów, gdzie podczas skomplikowanej uroczystości moim nogom została przekazana kosmiczna energia z Ganimedesa
W niedzielny poranek rozgrzewkę zrobiłam biegnąc do tramwaju - i dobrze, bo zanim obeszłam ten cały stadion, oddałam ciuchy do depozytu, wstąpiłam do toi toia, to już zasadniczo było za 10 dziewiąta i trzeba się było przebijać na start. Umówiona byłam na wpólny bieg z Asią, współobozowiczką. Na ręku rozpiska wg Marco na 4:50 (a co, ambitnie ), obie chciałyśmy złamać 5 godzin.
Przemek Babiarz nawijał, elita wystartowała, my zaraz później, w sumie poszło dość gładko. Początek powolutku, bo i też nie dało się za bardzo szybciej - bardzo dobrze, przynajmniej się rozgrzałyśmy. Jako dobry zając, starałam się hamować Asię i siebie, bo momentami ponosił nas melanż, ale generalnie biegło się na początku bardzo miło - miałyśmy tylko jakieś 10-15 sekund nadróbki do planu.
W tunelu, po 10 km, GPS zgubił sygnał, a potem nie dodał tego dystansu, więc miałam lekkie przekłamanie, ale dało się mniej więcej sprawdzić czas z opaską z międzyczasami - dobrze, że ją wzięłam. Miałyśmy już koło 30-40 sekund nadróbki, no ale nic to. Koło 12 kilometra wypatrzyłam w tłumie kibiców Marcina Świerca. Pobiegł przez chwilę z nami, wsparł dobrym słowem - super! Zaraz potem z tłumu wyskoczył Wolf
Nadal biegło nam się dobrze, chociaż po 15 kilometrze zaczęłam czuć lekkie zmęczenie. Łydki nadal były w porządku, ale coś ciągnęło w lewym pośladku. Nic to, lecimy. Asia w świetnej formie, mówi, że jeszcze nigdy na 18 kilometrze nie rozmawiała sobie tak swobodnie Mijamy po drodze fantastyczne zespoły, machamy do kibiców, przybijamy piątki z dzieciakami - jest super! Połówka wyszła w okolicy 2:25 z groszami, nie jest źle. Aczkolwiek czekam już z pewną niecierpliwością na świątynię opatrzności, bo wiem, że wtedy robimy nawrotkę do miasta i jakoś tak czuję, że wtedy to już będzie psychicznie w miarę z górki. W końcu jest! Mieszkańcy Wilanowa zrobili sobie przy okazji maratonu festyn uliczny, jest muzyka, tańce, doping. Niestety, jest też zmęczenie. Po raz pierwszy pojawia się myśl, żeby na wodopoju przejść do marszu, a tu dopiero 25 kilometr. Cóż, brakuje długich wybiegań, nie ma się co oszukiwać. Ale wciągam żel i myślę, że w sumie ten kilometr czy dwa mogę jeszcze polecieć. Na Arbuzowej blokady nie było, tylko mili mieszkańcy Po 26 kilometrze jednak na chwilę maszeruję, Asia biegnie dalej. Po chwili biegnę i ja, a Asię spotykam przy toi toiu i w sumie biegniemy dalej. Potem znowu przechodzę do marszu, Asia biegnie i już do końca się nie widzimy. Na Ursynowie doping genialny, mnóstwo ludzi, okrzyki, transparenty - jest super! Ja tymczasem posuwam się do przodu Gallowayem. W głowie wykonuję skomplikowane obliczenia, jak muszę biec, żeby jednak te 5 godzin złamać. Wychodzi mi, że w sumie wystarczy lecieć średnio poniżej 7:30. To jakoś dodaje mi skrzydeł i znowu zaczynam biec. Kilometry lecą nawet dość sprawnie, mijam bramkę Adidasa z napisem "Ściana", mijam kolejne osoby, jest tak jakby dobrze. Na wodopojach maszeruję, ale nadal jest szansa na te 5 godzin. 34 kilometr, 35, 37 - jest dobrze, tempo wystarczające, nawet lekki zapas. Truchtam dalej, liczę w pamięci do stu, potem znowu do stu, i znowu, 38 kilometr, to już w sumie niedaleko, zaraz będzie widać stadion w oddali. Mam zapas, więc w sumie mogłabym chwilę odpocząć w marszu, ale dalej truchtam, żeby się nie wybić z rytmu. Mijam wodopój, piję w truchcie, na kolejnym już nie biorę wody, bo to już tak niedaleko. Widzę palmę, to już blisko, staram się przyspieszyć, nawet się to na chwilę udaje. Skręcam na most, 40 kilometr, to już bardzo blisko, przyspieszam. Widzę ludzi z medalami, słyszę słowa zachęty, że to już niedaleko, uśmiecham się, macham, mijam kolejne osoby, zbiegam po ślimaku, ludzie klaszczą, ja się śmieję od ucha do ucha, mam mnóstwo czasu, przyspieszam, jest pięknie, już tylko 700 metrów, skręcam w stronę stadionu, widzę Andrzeja (tego od Asi, również współobozowicza), Andrzej krzyczy, że złamię 5 godzin, ja - uchachana - krzyczę, że wiem, na zakręcie przed stadionem widzę moją przyjaciółkę z facetem, macham do nich, oni do mnie, śmieję się, biegnę w stronę stadionu, przyspieszam, śmieję się, jest cudownie, wpadam na stadion, ludzie wiwatują, ja w euforii, pędzę, śmieję się, płaczę, wyrzucam ramiona do góry, przyspieszam i jest! Meta! I piątka złamana z zapasem!
No i znowu trzeba było obejść cały stadion do depozytów, po drodze schody (omatkobosko), jakaś rampa, na której spotykam wypompowaną Asię - przybiegła 3 minuty przede mną, jest życiówka Potem makaron, gratulacje, uściski z przyjaciółką, zmęczenie i nieustający wyszczerz Facet przyjaciółki, który też biega, mówi, że chciałby na finiszu swojego pierwszego maratonu wyglądać tak przeszczęśliwie jak ja Powrót do domu, znowu schody , wieczorem impreza karaoke u kolegów, znowu schody Dziś znowu schody Ale nie ma tragedii, chociaż stawy dostały mocno po dupie. Łydki w porządeczku, za to miałam takie śmieszne skurcze palców u stóp - bezbolesne, ale wkurzające, bo palce mi się podwijały... Biegłam oczywiście w GoRunach. Czułam też mocno mięśnie barków i znowu trice. Jutro mam umówiony masaż, już się cieszę
Na ten rok maratonów mi wstępnie wystarczy. Tzn. chętnie pobiegłabym jakiś, ale rozsądek mówi, że do następnego wypadałoby się przygotować Ale na razie regeneracja.
Stay tuned!
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
- kachita
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 6639
- Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Wrocław
That's my shirt
Byłam dziś na masażu u fizjomagika - oesu, bolało Ale za to nogi zrobiły się nieco lżejsze. Jutro mam zaleconą solankę, w czwartek mogę iść potruchtać. Nie wiem, czy pójdę, na razie delektuję się lenistwem Może do czwartku mi się zachce biegać, a może nie, nic na siłę.
Stay tuned!
Byłam dziś na masażu u fizjomagika - oesu, bolało Ale za to nogi zrobiły się nieco lżejsze. Jutro mam zaleconą solankę, w czwartek mogę iść potruchtać. Nie wiem, czy pójdę, na razie delektuję się lenistwem Może do czwartku mi się zachce biegać, a może nie, nic na siłę.
Stay tuned!
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
- kachita
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 6639
- Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Wrocław
czwartek, 3 października
7,31 km w 48:16
średnie tempo: 6:36
średnie tętno: 151
max tętno: 163
10 min rozciągania
Buty: Saucony Mirage
Niby mi się nie chciało dziś wychodzić, ale to było bardziej takie niechcenie się wynikające z tego, że na dworze cimno i zimno. Więc w końcu wyszłam, no bo trzeba by te nogi trochę po maratonie rozruszać, zwłaszcza, że od wczoraj już mnie trochę nosiło
Na początku było trochę za szybko, no bo zimno i wiało, więc trzeba się było rozgrzać, potem nieco zwolniłam, ale jak już nogi się rozruszały, to jakoś znowu mi się przyspieszyło, no i wyszło w sumie nawet dość żwawo jak na bieg regeneracyjny
Nogi i samopoczucie całkiem spoko, masaż bardzo mi pomógł, w ogóle nie ma porównania do mojego rozruchu po winnicach - wtedy biegło mi się ciężko i topornie, dzisiaj było nawet dość luźno, spokojnie mogłabym pobiec więcej. Oczywiście coś tam strzykało, czy to w biodrze, czy w kolanie, czy znowu w tej nieszczęsnej stopie, ale bez szaleństwa. Niemniej, myślę, że już do niedzieli raczej nie będę biegać, no chyba, że mi się bardzo zachce jutro, w co osobiście wątpię
Tymczasem dzisiaj startuje Jungle Marathon. Krzysiek, współobozowicz, będzie napierał i przy okazji zbiera kasę na leczenie dwóch chorych na raka chłopców - szczegóły tutaj: https://www.facebook.com/PrzejdePrzezPieklo?fref=ts oraz tutaj: http://www.siepomaga.pl/f/fundacja-siepomaga/c/1019 Przez czas trwania maratonu - czyli tydzień - sponsor podwaja każdą wpłatę, więc warto pomóc!
No, to tyle na dziś, zaraz udaję się do wanny. Stay tuned!
7,31 km w 48:16
średnie tempo: 6:36
średnie tętno: 151
max tętno: 163
10 min rozciągania
Buty: Saucony Mirage
Niby mi się nie chciało dziś wychodzić, ale to było bardziej takie niechcenie się wynikające z tego, że na dworze cimno i zimno. Więc w końcu wyszłam, no bo trzeba by te nogi trochę po maratonie rozruszać, zwłaszcza, że od wczoraj już mnie trochę nosiło
Na początku było trochę za szybko, no bo zimno i wiało, więc trzeba się było rozgrzać, potem nieco zwolniłam, ale jak już nogi się rozruszały, to jakoś znowu mi się przyspieszyło, no i wyszło w sumie nawet dość żwawo jak na bieg regeneracyjny
Nogi i samopoczucie całkiem spoko, masaż bardzo mi pomógł, w ogóle nie ma porównania do mojego rozruchu po winnicach - wtedy biegło mi się ciężko i topornie, dzisiaj było nawet dość luźno, spokojnie mogłabym pobiec więcej. Oczywiście coś tam strzykało, czy to w biodrze, czy w kolanie, czy znowu w tej nieszczęsnej stopie, ale bez szaleństwa. Niemniej, myślę, że już do niedzieli raczej nie będę biegać, no chyba, że mi się bardzo zachce jutro, w co osobiście wątpię
Tymczasem dzisiaj startuje Jungle Marathon. Krzysiek, współobozowicz, będzie napierał i przy okazji zbiera kasę na leczenie dwóch chorych na raka chłopców - szczegóły tutaj: https://www.facebook.com/PrzejdePrzezPieklo?fref=ts oraz tutaj: http://www.siepomaga.pl/f/fundacja-siepomaga/c/1019 Przez czas trwania maratonu - czyli tydzień - sponsor podwaja każdą wpłatę, więc warto pomóc!
No, to tyle na dziś, zaraz udaję się do wanny. Stay tuned!
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
- kachita
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 6639
- Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Wrocław
Wspomnień czar, czyli ciocia kaczita ma zaciesz przed metą
Ela w tle też megapozytywna Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
- kachita
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 6639
- Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Wrocław
niedziela, 6 października
III Dycha Drzymały
Czas netto: 1:02:03
(3.5 km - 21:58, 5.25 km - 32:48, 8.25 km - 51:57)
Open: 1166/1255
Kobiety: 228/281
K30: 114/139
Buty: Skechers GoRun
Mój piąty bieg z cyklu Grand Prix. Musiałam go pobiec, żeby mnie sklasyfikowali - biegów trzeba mieć zaliczonych 6, a został jeszcze tylko Bieg Niepodległości w Luboniu. Nie chciało mi się dziś bardzo, no ale jak mus, to mus. No i mieliśmy się spotkać z Anią i Mimikiem, ktoś nawet coś o deserze wspominał, a o deserze nie trzeba mi wspominać dwa razy
Bieg miał być treningowy, na zaliczenie, bo nogi nadal ciężkie, ze zrozumiałych względów. Ustawiłam się grzecznie z tyłu i tak sobie truchtałam spokojnie, jakieś 15 sekund na kilometr szybciej niż planowałam Momentami nawet sprawnie szło, ale wtedy zwalniałam - mniej lub bardziej skutecznie. Po piątym kilometrze postanowiłam nieco przyspieszyć, a w celach treningowych również zrobić jakiś finisz. No i nawet się udało, ostatni kilometr poszedł po 5:29, a te nadrobione 130 metrów finiszu (wg Garmina) to nawet po 4:31. Ciutkę na wyrzygu, ale chciałam koniecznie wyprzedzić jednego pana, który był tak blisko i biegł wolniej ode mnie Wyprzedziłam
Zapis tętna mam trochę dziwny, ale kto to tam wie - po długich biegach zawsze mi wstępnie tętno spada, więc po maratonie na pewno też. Zresztą sercowo-oddechowo czułam się nieźle, tylko te nogi z betonu... Zadowolona jestem z końcówki, ładny trening finiszu mi wyszedł
Ania wszystko ładnie opisała, jak było po biegu, to się nie będę powtarzać - a było jak zawsze wesoło Z jednej strony szkoda, że sezon się kończy, z drugiej strony się jednak cieszę, bo jestem zmęczona tymi startami i zarwanymi weekendami. Ale przez zimę na pewno zdążę się stęsknić No i jeszcze jest ta jedna dycha za kilka tygodni.
Tymczasem kolejny tydzień robię sobie jeszcze luźny i regeneracyjny, potem trochę potrenuję do tej dyszki - jakieś interwały, póki chodniki pozwalają. A potem się zobaczy. No i trzeba wrócić na sztangi, bo dawno nie byłam...
Zapisałam się też na obóz w Kętach, będzie fajnie!
Stay tuned!
PS Jungle Marathon ruszył jednak dzisiaj, tak więc jeszcze cały tydzień, żeby zrobić jakiś przelew, który będzie podwojony przez sponsora! http://www.siepomaga.pl/f/fundacja-siepomaga/c/1019
III Dycha Drzymały
Czas netto: 1:02:03
(3.5 km - 21:58, 5.25 km - 32:48, 8.25 km - 51:57)
Open: 1166/1255
Kobiety: 228/281
K30: 114/139
Buty: Skechers GoRun
Mój piąty bieg z cyklu Grand Prix. Musiałam go pobiec, żeby mnie sklasyfikowali - biegów trzeba mieć zaliczonych 6, a został jeszcze tylko Bieg Niepodległości w Luboniu. Nie chciało mi się dziś bardzo, no ale jak mus, to mus. No i mieliśmy się spotkać z Anią i Mimikiem, ktoś nawet coś o deserze wspominał, a o deserze nie trzeba mi wspominać dwa razy
Bieg miał być treningowy, na zaliczenie, bo nogi nadal ciężkie, ze zrozumiałych względów. Ustawiłam się grzecznie z tyłu i tak sobie truchtałam spokojnie, jakieś 15 sekund na kilometr szybciej niż planowałam Momentami nawet sprawnie szło, ale wtedy zwalniałam - mniej lub bardziej skutecznie. Po piątym kilometrze postanowiłam nieco przyspieszyć, a w celach treningowych również zrobić jakiś finisz. No i nawet się udało, ostatni kilometr poszedł po 5:29, a te nadrobione 130 metrów finiszu (wg Garmina) to nawet po 4:31. Ciutkę na wyrzygu, ale chciałam koniecznie wyprzedzić jednego pana, który był tak blisko i biegł wolniej ode mnie Wyprzedziłam
Zapis tętna mam trochę dziwny, ale kto to tam wie - po długich biegach zawsze mi wstępnie tętno spada, więc po maratonie na pewno też. Zresztą sercowo-oddechowo czułam się nieźle, tylko te nogi z betonu... Zadowolona jestem z końcówki, ładny trening finiszu mi wyszedł
Ania wszystko ładnie opisała, jak było po biegu, to się nie będę powtarzać - a było jak zawsze wesoło Z jednej strony szkoda, że sezon się kończy, z drugiej strony się jednak cieszę, bo jestem zmęczona tymi startami i zarwanymi weekendami. Ale przez zimę na pewno zdążę się stęsknić No i jeszcze jest ta jedna dycha za kilka tygodni.
Tymczasem kolejny tydzień robię sobie jeszcze luźny i regeneracyjny, potem trochę potrenuję do tej dyszki - jakieś interwały, póki chodniki pozwalają. A potem się zobaczy. No i trzeba wrócić na sztangi, bo dawno nie byłam...
Zapisałam się też na obóz w Kętach, będzie fajnie!
Stay tuned!
PS Jungle Marathon ruszył jednak dzisiaj, tak więc jeszcze cały tydzień, żeby zrobić jakiś przelew, który będzie podwojony przez sponsora! http://www.siepomaga.pl/f/fundacja-siepomaga/c/1019
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
- kachita
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 6639
- Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Wrocław
poniedziałek, 7 października
1h body pump
Z miesiąc chyba na pumpie nie byłam, to poszłam W nogach jeszcze czuć było zmęczenie, strasznie mi się spięły uda podczas squatów, ale jakoś potem puściły. Wyciskanie sztangi (w sensie ćwiczenia na klatę) poszło spoko, nie wiem właściwie czemu, bo przecież nic nie ćwiczyłam ostatnio... Cuda, panie, cuda. Za tydzień jeszcze zostanę przy obecnym obciążeniu, a potem wrzucam dodatkowe kg na gryf
Przy okazji znów wspomnień czar
Tak wygląda się na 40. kilometrze maratonu
A tak na mecie
1h body pump
Z miesiąc chyba na pumpie nie byłam, to poszłam W nogach jeszcze czuć było zmęczenie, strasznie mi się spięły uda podczas squatów, ale jakoś potem puściły. Wyciskanie sztangi (w sensie ćwiczenia na klatę) poszło spoko, nie wiem właściwie czemu, bo przecież nic nie ćwiczyłam ostatnio... Cuda, panie, cuda. Za tydzień jeszcze zostanę przy obecnym obciążeniu, a potem wrzucam dodatkowe kg na gryf
Przy okazji znów wspomnień czar
Tak wygląda się na 40. kilometrze maratonu
A tak na mecie
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
- kachita
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 6639
- Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Wrocław
środa, 9 października
8,14 km w 54:03
średnie tempo: 6:38
średnie tętno: 159
max tętno: 167
5 min rozciągania
Buty: Saucony Mirage
Orkę czas zacząć. Po poniedziałkowym pumpie mam straszne zakwasy w udach Do tego założyłam bez sensu długi rękaw i było mi za ciepło Poza tym to truchtałam sobie dzisiaj spokojnie, chociaż pod koniec lekkie zmęczenie czułam. I w sumie tyle, bez większej historii.
W piątek będzie coś podobnego, w tym tygodniu szuram tylko spokojne. Stay tuned!
PS Wysłałam dziarskie zdjęcie z mety rodzinie, bo się oczywiście martwią po tym, jak w telewizji wałkują temat zmarłego biegacza, a ja chciałam pokazać, że wcale się nie forsuję na tych maratonach i nie latam resztką sił. Mój Tato zaraz zadzwonił i stwierdził, że to jakaś ściema, bo wyglądam, jakbym dopiero startowała, a nie finiszowała
8,14 km w 54:03
średnie tempo: 6:38
średnie tętno: 159
max tętno: 167
5 min rozciągania
Buty: Saucony Mirage
Orkę czas zacząć. Po poniedziałkowym pumpie mam straszne zakwasy w udach Do tego założyłam bez sensu długi rękaw i było mi za ciepło Poza tym to truchtałam sobie dzisiaj spokojnie, chociaż pod koniec lekkie zmęczenie czułam. I w sumie tyle, bez większej historii.
W piątek będzie coś podobnego, w tym tygodniu szuram tylko spokojne. Stay tuned!
PS Wysłałam dziarskie zdjęcie z mety rodzinie, bo się oczywiście martwią po tym, jak w telewizji wałkują temat zmarłego biegacza, a ja chciałam pokazać, że wcale się nie forsuję na tych maratonach i nie latam resztką sił. Mój Tato zaraz zadzwonił i stwierdził, że to jakaś ściema, bo wyglądam, jakbym dopiero startowała, a nie finiszowała
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]