Kanas78-wydyszeć w maju 2014 nowy PB na dychę
Moderator: infernal
- Kanas78
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2460
- Rejestracja: 25 cze 2011, 11:48
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Knurów>Łódź Teofilów
Zawody: Adidas 10k run-dziś jako support dla Juniorki, bo to jej pierwsza dycha. Wolfik pokonywał dziś swój drugi maraton: Łódź Maraton Dbam o Zdrowie.
Czas Juniorki (a tym samym mój, bo plan był taki, abym trzymała jej spokojne tempo aż do mety, a na końcu powzięłyśmy decyzję aby wbiec razem na metę trzymając się za ręce i złapać ten sam czas-co się udało): 1:14:19
Czas Wolfa- w tym nowa zyciówka 4:13:12!!! Chyba nie muszę dodawać, jak bardzo jestem z niego dumna...start Wolfika do końca stał pod znakiem zapytania, ponieważ 3 dni przed zawodami odezwał się wredny achilles.. Tym większy mój szacun dla niego, że się nie poddał a jakby tego było mało złamał swój pierwszy czas z maratonu prawie o 45minut...
Ekipa Wolf Teamu wstała dziś bladym świtem, żeby wszystko ogarnąć (tak, 5 rano to dla mnie blady świt). Kawa, śniadanko, itede itepe i jazda do Atlas Areny tramwajem nr 8. Pogoda nie nastrajała do startu... Hulał jakiś wicher, lało, ciemno, zimo-"wymarzona pogoda na maraton"-powiedziałam do Wolfa. Juniorka tylko na chwilę otworzyła oczy i przewróciła się na drugi bok.. ale nie ma zmiłuj!
Jak się później okazało, ta pogoda wcale taka straszna nie była, w sumie nawet idealna na zawody.
Pakiety mieliśmy odebrane już w sobotę, więc był luzik czasowy. Expo w porównaniu do PW to niebo a ziemia. No ale to pewnie dlatego, że Atlas Arena to duży obiekt i dla wszystkich sprzedawców była wystarczająca ilość miejsca. Udało mi się na spokojnie przymierzyć i potruchtać w Pumach Faas 500 i muszę przyznać, że zafascynowały mnie te buty. Chyba są tym, czego szukam: mają wystarczającą ilość wsparcia, są super elastyczne, wygodne jak najwygodniejsze kapciuszki. Pomyślę, pomyślę...
Były nawet po okazyjnej super cenie w jednym internetowym sklepie biegowym, ale nie zdążyłam się załapać na swój rozmiar.. szkoda.
W sumie organizacja imprezy super, jedyny minus-kolejka do depozytów, a drugi minus-pan w punkcie informacyjnym nie wiedział, gdzie się znajduje punkt medyczny. Start był o 9:00 a my o 8:50 jeszcze staliśmy w kolejce... Z powodu tej obsuwy czasowej start rozpoczął się z 10-cio minutowym opóźnieniem. W drodze do startu udało nam się spotkać kilka znajomych osób z niektórych zawodów i zamienić parę słów. Wolfik pobiegł do swojego sektora a my z Juniorką ustawiłyśmy się na końcu stawki w pobliżu Spartan.
Sam bieg-dla mnie totalnie rekreacyjny, co jakiś czas tylko zwalniałam Juniorkę, jak za bardzo rwała do przodu. Byłyśmy w sumie na samym końcu-z jakąś ekipą, która biegła maraton na czas 5:30 czy też 5:45-wspaniali ludzie! Poznałyśmy też przesympatycznego pana na wózku, z którym trochę porozmawiałyśmy a Juniorka zagrzewała do biegu jakąś nowo zapoznaną znajomą na trasie
Atmosfera-nie do opisania. Dopingu takiego, jak w Łodzi nigdzie nie przeżyłam lepszego... no i ten finisz w Atlas Arenie...to trzeba przeżyć. Ludzie musicie przyjechać na ten bieg do Łodzi!!! Tym bardziej, że trasa idealna do łamania życiówek na dyszkę. Może kiedyś i mi będzie dane finiszować tam na maratonie, kto wie....
Po starcie ogarnęłyśmy się z młodą i poszłyśmy z transparentem wyszukiwać Wolfika na trasie, kibicować mu i innym maratończykom.
Udało nam się spotkać na trasie maratonu dwóch zawodników słynnego teamu Running Sucks, których z tego miejsca pozdrawiam i gratuluję nowych życiówek!
Pokibicowałyśmy Wolfikowi na jakimś 24 i 30-tym którymś kaemie, gdzie pokazał znaczącym gestem, że nastąpił zgon achillesa. Później wyczekiwałyśmy Wolfika w dużym napięciu w Atlas Arenie. I oto ukazał się nam ku naszej wielkiej radości
Dobiło nas trochę zachowanie pana z ochrony-Wolf chciał wrócić po banany, na co ochroniarz bardziej papieski od Papieża odparł sztywno: przejścia nie ma... ludzie, litości... idzie maratończyk po banany, a ten mu zagradza drogę... żenada. Doszło do ostrej wymiany zdań po czym udaliśmy się w stronę szatni, gdzie udało nam się spotkać ponownie Mista i Faddaha i zamienić parę słów.
Tak oto kolejny bieg przechodzi do historii. Co do Juniorki-ma dziewczyna w sobie potencjał.
A nasz transparent prezentował się tak: (pomysł wspólny, wykonanie młodej):
Ahoj!
Czas Juniorki (a tym samym mój, bo plan był taki, abym trzymała jej spokojne tempo aż do mety, a na końcu powzięłyśmy decyzję aby wbiec razem na metę trzymając się za ręce i złapać ten sam czas-co się udało): 1:14:19
Czas Wolfa- w tym nowa zyciówka 4:13:12!!! Chyba nie muszę dodawać, jak bardzo jestem z niego dumna...start Wolfika do końca stał pod znakiem zapytania, ponieważ 3 dni przed zawodami odezwał się wredny achilles.. Tym większy mój szacun dla niego, że się nie poddał a jakby tego było mało złamał swój pierwszy czas z maratonu prawie o 45minut...
Ekipa Wolf Teamu wstała dziś bladym świtem, żeby wszystko ogarnąć (tak, 5 rano to dla mnie blady świt). Kawa, śniadanko, itede itepe i jazda do Atlas Areny tramwajem nr 8. Pogoda nie nastrajała do startu... Hulał jakiś wicher, lało, ciemno, zimo-"wymarzona pogoda na maraton"-powiedziałam do Wolfa. Juniorka tylko na chwilę otworzyła oczy i przewróciła się na drugi bok.. ale nie ma zmiłuj!
Jak się później okazało, ta pogoda wcale taka straszna nie była, w sumie nawet idealna na zawody.
Pakiety mieliśmy odebrane już w sobotę, więc był luzik czasowy. Expo w porównaniu do PW to niebo a ziemia. No ale to pewnie dlatego, że Atlas Arena to duży obiekt i dla wszystkich sprzedawców była wystarczająca ilość miejsca. Udało mi się na spokojnie przymierzyć i potruchtać w Pumach Faas 500 i muszę przyznać, że zafascynowały mnie te buty. Chyba są tym, czego szukam: mają wystarczającą ilość wsparcia, są super elastyczne, wygodne jak najwygodniejsze kapciuszki. Pomyślę, pomyślę...
Były nawet po okazyjnej super cenie w jednym internetowym sklepie biegowym, ale nie zdążyłam się załapać na swój rozmiar.. szkoda.
W sumie organizacja imprezy super, jedyny minus-kolejka do depozytów, a drugi minus-pan w punkcie informacyjnym nie wiedział, gdzie się znajduje punkt medyczny. Start był o 9:00 a my o 8:50 jeszcze staliśmy w kolejce... Z powodu tej obsuwy czasowej start rozpoczął się z 10-cio minutowym opóźnieniem. W drodze do startu udało nam się spotkać kilka znajomych osób z niektórych zawodów i zamienić parę słów. Wolfik pobiegł do swojego sektora a my z Juniorką ustawiłyśmy się na końcu stawki w pobliżu Spartan.
Sam bieg-dla mnie totalnie rekreacyjny, co jakiś czas tylko zwalniałam Juniorkę, jak za bardzo rwała do przodu. Byłyśmy w sumie na samym końcu-z jakąś ekipą, która biegła maraton na czas 5:30 czy też 5:45-wspaniali ludzie! Poznałyśmy też przesympatycznego pana na wózku, z którym trochę porozmawiałyśmy a Juniorka zagrzewała do biegu jakąś nowo zapoznaną znajomą na trasie
Atmosfera-nie do opisania. Dopingu takiego, jak w Łodzi nigdzie nie przeżyłam lepszego... no i ten finisz w Atlas Arenie...to trzeba przeżyć. Ludzie musicie przyjechać na ten bieg do Łodzi!!! Tym bardziej, że trasa idealna do łamania życiówek na dyszkę. Może kiedyś i mi będzie dane finiszować tam na maratonie, kto wie....
Po starcie ogarnęłyśmy się z młodą i poszłyśmy z transparentem wyszukiwać Wolfika na trasie, kibicować mu i innym maratończykom.
Udało nam się spotkać na trasie maratonu dwóch zawodników słynnego teamu Running Sucks, których z tego miejsca pozdrawiam i gratuluję nowych życiówek!
Pokibicowałyśmy Wolfikowi na jakimś 24 i 30-tym którymś kaemie, gdzie pokazał znaczącym gestem, że nastąpił zgon achillesa. Później wyczekiwałyśmy Wolfika w dużym napięciu w Atlas Arenie. I oto ukazał się nam ku naszej wielkiej radości
Dobiło nas trochę zachowanie pana z ochrony-Wolf chciał wrócić po banany, na co ochroniarz bardziej papieski od Papieża odparł sztywno: przejścia nie ma... ludzie, litości... idzie maratończyk po banany, a ten mu zagradza drogę... żenada. Doszło do ostrej wymiany zdań po czym udaliśmy się w stronę szatni, gdzie udało nam się spotkać ponownie Mista i Faddaha i zamienić parę słów.
Tak oto kolejny bieg przechodzi do historii. Co do Juniorki-ma dziewczyna w sobie potencjał.
A nasz transparent prezentował się tak: (pomysł wspólny, wykonanie młodej):
Ahoj!
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
- Kanas78
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2460
- Rejestracja: 25 cze 2011, 11:48
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Knurów>Łódź Teofilów
16.04 Poniedziałek
Miałam iść spać zaraz po pracy, bo nie dospałam po tej niedzieli pełnej wrażeń, ale jednak zrobiłam wszystkie ćwiczenia. CS lepiej. Nawet udało mi się zwiększyć ilość powtórzeń z 5 do 8
No i już tylko jedno ćwiczenie pozostało poza moim zasięgiem.
Chciałam tu się pochwalić, że jestem bardzo zadowolona z mojego brzucha. Prezentuje się całkiem, całkiem-już tylko tyci tyci zostało do spłaszczenia z okolic pępka i będę mogła powiedzieć, że mój brzuch rzondzi
17.04 Wtorek
Trening interwałowy: 5'blue,1'yellow,1'green,1'yellow,1'green,1'yellow
2'blue,1'yellow,1'green,1'yellow,1'green,1'yellow
2'blue,1'yellow,1'green,1'yellow,1'green,1'yellow i 5'blue na koniec
Wykonanie: 82%: byłoby lepsze, ale jak zwykle mam problem ze zwalnianiem w blue. A może po prostu to blue jest za wolne?
Czas: 29minut
Dystans: 4,87km
Wiało jak diabli. Czekałam bardzo na ten dzisiejszy wycisk.....potrzebowałam się pozbyć stresu i negatywnych emocji. W pracy totalne urwanie głowy i na dodatek na koniec dnia dowiedziałam się, że z powodu akcji specjalnej będę jakiś czas popylać w systemie dwuzmianowym 8-16 i 12-20. A może to i dobrze, rano wtedy zdążę potruchtać przed pracą a i czas szybciej zleci do czerwca... bo powoli odliczam dni już do naszego wypadu w góry. Gdzie zrobimy sobie z Wolfikiem mini obóz biegowy
Ale o tym napiszę w późniejszym terminie
Co do treningu: nawet spoko. No ale wiadomo-czym innym jest popier....nie 20 minut w yellow ciągiem, a czym innym naprzemienne przyspieszanie i zwalnianie, gdzie w green mogę odetchnąć odrobinkę.
Nic to, obserwuję dalej, póki co przede mną same fajne wybiegania w green.
A, jeszcze chciałam dodać, że dziś ze względu na wietrzycho ubrałam moją cudną różową bluzkę adidasa na ramkach a na to kurtałkę z Tchibo i wiecie co... ta bluzeczka adidasa jest zarąbista!!!!
Błyskawicznie odprowadza pot i nie czuć jej w ogóle, jakbym nie miała nic na sobie!!! Rewelka!!
Ahoj!
Miałam iść spać zaraz po pracy, bo nie dospałam po tej niedzieli pełnej wrażeń, ale jednak zrobiłam wszystkie ćwiczenia. CS lepiej. Nawet udało mi się zwiększyć ilość powtórzeń z 5 do 8
No i już tylko jedno ćwiczenie pozostało poza moim zasięgiem.
Chciałam tu się pochwalić, że jestem bardzo zadowolona z mojego brzucha. Prezentuje się całkiem, całkiem-już tylko tyci tyci zostało do spłaszczenia z okolic pępka i będę mogła powiedzieć, że mój brzuch rzondzi
17.04 Wtorek
Trening interwałowy: 5'blue,1'yellow,1'green,1'yellow,1'green,1'yellow
2'blue,1'yellow,1'green,1'yellow,1'green,1'yellow
2'blue,1'yellow,1'green,1'yellow,1'green,1'yellow i 5'blue na koniec
Wykonanie: 82%: byłoby lepsze, ale jak zwykle mam problem ze zwalnianiem w blue. A może po prostu to blue jest za wolne?
Czas: 29minut
Dystans: 4,87km
Wiało jak diabli. Czekałam bardzo na ten dzisiejszy wycisk.....potrzebowałam się pozbyć stresu i negatywnych emocji. W pracy totalne urwanie głowy i na dodatek na koniec dnia dowiedziałam się, że z powodu akcji specjalnej będę jakiś czas popylać w systemie dwuzmianowym 8-16 i 12-20. A może to i dobrze, rano wtedy zdążę potruchtać przed pracą a i czas szybciej zleci do czerwca... bo powoli odliczam dni już do naszego wypadu w góry. Gdzie zrobimy sobie z Wolfikiem mini obóz biegowy
Ale o tym napiszę w późniejszym terminie
Co do treningu: nawet spoko. No ale wiadomo-czym innym jest popier....nie 20 minut w yellow ciągiem, a czym innym naprzemienne przyspieszanie i zwalnianie, gdzie w green mogę odetchnąć odrobinkę.
Nic to, obserwuję dalej, póki co przede mną same fajne wybiegania w green.
A, jeszcze chciałam dodać, że dziś ze względu na wietrzycho ubrałam moją cudną różową bluzkę adidasa na ramkach a na to kurtałkę z Tchibo i wiecie co... ta bluzeczka adidasa jest zarąbista!!!!
Błyskawicznie odprowadza pot i nie czuć jej w ogóle, jakbym nie miała nic na sobie!!! Rewelka!!
Ahoj!
- Kanas78
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2460
- Rejestracja: 25 cze 2011, 11:48
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Knurów>Łódź Teofilów
Trening: 5' blue, 20' green, 5' blue
Wykonanie: 90%
Dystans: 4,77km
Noga nie podawała. Plecy bolały. Takie zwykłe półgodzinne szuranko-zmaganko. Po drodze spotkałam wiewiórę. I dwóch rowerzystów: jeden wredny-zaczął sapać i dyszeć jak idiota na mój widok; drugi sympatyczny, posłał mi uśmiech i pomachał.
Śniły mi się dziś w nocy Pumy Faas 500 i 400 w kolorze turkusowym, prześliczne były....hmm... to chyba jakiś znak
Ahoj!
Wykonanie: 90%
Dystans: 4,77km
Noga nie podawała. Plecy bolały. Takie zwykłe półgodzinne szuranko-zmaganko. Po drodze spotkałam wiewiórę. I dwóch rowerzystów: jeden wredny-zaczął sapać i dyszeć jak idiota na mój widok; drugi sympatyczny, posłał mi uśmiech i pomachał.
Śniły mi się dziś w nocy Pumy Faas 500 i 400 w kolorze turkusowym, prześliczne były....hmm... to chyba jakiś znak
Ahoj!
- Kanas78
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2460
- Rejestracja: 25 cze 2011, 11:48
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Knurów>Łódź Teofilów
Trening: 5' blue, 20' green, 5' blue
Wykonanie: 88%
Dystans: 4,94km
Radosna i wyspana (nareszcie!!) wyruszyłam na krótkie półgodzinne fufufu. Ciepło oj ciepło. Ale i przyjemny wiaterek wiał. Testowałam dziś moją adidasową spódniczkę biegową i muszę przyznać, że spisała się na medal. Odprowadza pot równie błyskawicznie, co moja różowa koszulka: REWELKA!!! Nie czuję, że mam cokolwiek na sobie-do tego stopnia, że musiałam sprawdzić, czy aby na pewno ją założyłam Swoim różowo-fioletowym ubraniem wzbudzałam niemałe zainteresowanie nie tylko płci przeciwnej. Komentarze słowne dwóch facetów przemilczę. Ale jak tak sobie pomyślę... że jeszcze jakiś czas temu...gdyby ktoś powiedział mi, że ja-gąska będę szurać w rószoffym stroju przygotowania do maratonu to kazałabym mu zmienić dostawcę
Ciuchy adidasa rzondzom i zdania na ten temat nie zmienię. W czwartkowe popołudnie kminiąc różne opcje butów biegowych nagle natchnęło mnie na najki. W nocy nawet miałam jakieś sny z najkami związane, postanowiłam tego znaku nie ignorować, tylko pojechać po pracy do centrum handlowego i zamierzyć co nieco. No nie. Nie leżą mi. Jest coś dziwnego we wkładkach w tych butach. Jakbym postawiła stopę na kilku małych "muldach". Przeszkadzało w samym chodzeniu, że już o truchtaniu nie wspomnę. Najki nie dla mnie.
Ale jaki dziś w nocy miałam sen... Śniło mi się, że wzięłam udział w Łódzkim maratonie. A było to tak: cały Wolf Team pojechał na zawody. Wolf startował w maratonie, a ja z młodą biegłyśmy dyszkę. Jednak w trakcie biegu atmosfera i pogoda była tak cudowna, że postanowiłyśmy pobiec maraton! A co tam. Trasa była cudna, ale nagle ni stąd ni zowąd pojawiły się utrudnienia: trzeba było trawersować po ostrym górskim zboczu (tak na wysokości powiedzmy naszych najwyższych partii Tatr) - pod stopami miałyśmy liny a u góry też tylko trzymałyśmy się tych lin.. no ale to się udało... Potem Łódź przeobraziła się w jakieś szwajcarskie miasteczko... dookoła małe kolorowe domki, piękne górskie krajobrazy... Myślę sobie: WTF?? Czemu Wolf nam nie powiedział, że na trasie są takie atrakcje?? No nic, szuramy dalej, a przed nami wyłoniła się kolejna przeszkoda-wyzwanie: na dalszy etap trasy trzeba było się rzucić na otwarte morze- i to jeszcze tak, żeby nadchodząca fala uderzyła z całą siłą w twarz-tylko wówczas kolejny etap zostawał zaliczony... Przerażona stanęłam przed tą falą i myślę sobie: Boże, przecież ja nie umiem pływać, na pewno się utopię!!! Ale inni zawodnicy zaczęli mi tłumaczyć, że ta fala tylko wydaje się groźna, a jak tylko się na nią rzucę, poniesie mnie do przodu i za chwilę będę na dalszym odcinku trasy... Tak też się stało. Najlepsze były punkty żywieniowe-nie było tam do jedzenia jakichś bananów czy owoców, tylko co 5km stała mała knajpka pod gołym niebem i mogłeś usiąść, posilić się jakimś obiadem i pobiec dalej. Zamówiłyśmy z Juniorką frytki i kurczaka z rożna, zjadłyśmy i pobiegłyśmy dalej. Później Juniorka spotkała na trasie swoją kumpelę ze szkoły, zaczęły rozmawiać i okazało się, że w maratonie biegnie jakiś chłopak, który im się podobał i ostro zaczęły na jego temat dyskutować
Tak dobiegłyśmy do 20km i się obudziłam...
Ktoś mógłby spytać: co ja pacze? Naprawdę nic....
Ale że z biegania takie nieodwracalne procesy zachodzą w mózgu??
Ahoj!
Wykonanie: 88%
Dystans: 4,94km
Radosna i wyspana (nareszcie!!) wyruszyłam na krótkie półgodzinne fufufu. Ciepło oj ciepło. Ale i przyjemny wiaterek wiał. Testowałam dziś moją adidasową spódniczkę biegową i muszę przyznać, że spisała się na medal. Odprowadza pot równie błyskawicznie, co moja różowa koszulka: REWELKA!!! Nie czuję, że mam cokolwiek na sobie-do tego stopnia, że musiałam sprawdzić, czy aby na pewno ją założyłam Swoim różowo-fioletowym ubraniem wzbudzałam niemałe zainteresowanie nie tylko płci przeciwnej. Komentarze słowne dwóch facetów przemilczę. Ale jak tak sobie pomyślę... że jeszcze jakiś czas temu...gdyby ktoś powiedział mi, że ja-gąska będę szurać w rószoffym stroju przygotowania do maratonu to kazałabym mu zmienić dostawcę
Ciuchy adidasa rzondzom i zdania na ten temat nie zmienię. W czwartkowe popołudnie kminiąc różne opcje butów biegowych nagle natchnęło mnie na najki. W nocy nawet miałam jakieś sny z najkami związane, postanowiłam tego znaku nie ignorować, tylko pojechać po pracy do centrum handlowego i zamierzyć co nieco. No nie. Nie leżą mi. Jest coś dziwnego we wkładkach w tych butach. Jakbym postawiła stopę na kilku małych "muldach". Przeszkadzało w samym chodzeniu, że już o truchtaniu nie wspomnę. Najki nie dla mnie.
Ale jaki dziś w nocy miałam sen... Śniło mi się, że wzięłam udział w Łódzkim maratonie. A było to tak: cały Wolf Team pojechał na zawody. Wolf startował w maratonie, a ja z młodą biegłyśmy dyszkę. Jednak w trakcie biegu atmosfera i pogoda była tak cudowna, że postanowiłyśmy pobiec maraton! A co tam. Trasa była cudna, ale nagle ni stąd ni zowąd pojawiły się utrudnienia: trzeba było trawersować po ostrym górskim zboczu (tak na wysokości powiedzmy naszych najwyższych partii Tatr) - pod stopami miałyśmy liny a u góry też tylko trzymałyśmy się tych lin.. no ale to się udało... Potem Łódź przeobraziła się w jakieś szwajcarskie miasteczko... dookoła małe kolorowe domki, piękne górskie krajobrazy... Myślę sobie: WTF?? Czemu Wolf nam nie powiedział, że na trasie są takie atrakcje?? No nic, szuramy dalej, a przed nami wyłoniła się kolejna przeszkoda-wyzwanie: na dalszy etap trasy trzeba było się rzucić na otwarte morze- i to jeszcze tak, żeby nadchodząca fala uderzyła z całą siłą w twarz-tylko wówczas kolejny etap zostawał zaliczony... Przerażona stanęłam przed tą falą i myślę sobie: Boże, przecież ja nie umiem pływać, na pewno się utopię!!! Ale inni zawodnicy zaczęli mi tłumaczyć, że ta fala tylko wydaje się groźna, a jak tylko się na nią rzucę, poniesie mnie do przodu i za chwilę będę na dalszym odcinku trasy... Tak też się stało. Najlepsze były punkty żywieniowe-nie było tam do jedzenia jakichś bananów czy owoców, tylko co 5km stała mała knajpka pod gołym niebem i mogłeś usiąść, posilić się jakimś obiadem i pobiec dalej. Zamówiłyśmy z Juniorką frytki i kurczaka z rożna, zjadłyśmy i pobiegłyśmy dalej. Później Juniorka spotkała na trasie swoją kumpelę ze szkoły, zaczęły rozmawiać i okazało się, że w maratonie biegnie jakiś chłopak, który im się podobał i ostro zaczęły na jego temat dyskutować
Tak dobiegłyśmy do 20km i się obudziłam...
Ktoś mógłby spytać: co ja pacze? Naprawdę nic....
Ale że z biegania takie nieodwracalne procesy zachodzą w mózgu??
Ahoj!
- Kanas78
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2460
- Rejestracja: 25 cze 2011, 11:48
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Knurów>Łódź Teofilów
Trening: 10' blue, 40' green, 10' blue
Wykonanie: 85%
Dystans: 8,96km
Ogólnie walka z wiatrem i palącym prawym piszczelem. Rwałam, nie mogłam jakoś dziś siebie odnaleźć. Czymże jednak są moje śmieszne bóle w zestawieniu z maratonem Parditki i Księżnej? No właśnie
Tak więc zmykam kibicować wirtualnie śledząc w międzyczasie maraton live w Londynie. Najstarszy zawodnik ma 101 lat!!!
Ahoj!
Wykonanie: 85%
Dystans: 8,96km
Ogólnie walka z wiatrem i palącym prawym piszczelem. Rwałam, nie mogłam jakoś dziś siebie odnaleźć. Czymże jednak są moje śmieszne bóle w zestawieniu z maratonem Parditki i Księżnej? No właśnie
Tak więc zmykam kibicować wirtualnie śledząc w międzyczasie maraton live w Londynie. Najstarszy zawodnik ma 101 lat!!!
Ahoj!
- Kanas78
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2460
- Rejestracja: 25 cze 2011, 11:48
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Knurów>Łódź Teofilów
23.04 Poniedziałek
Ogólnorozwojowe ćwiczenia siłowe
24.04 Wtorek
Trening interwałowy: 5'blue,1'yellow,1'green,1'yellow,1'green,1'yellow
2'blue,1'yellow,1'green,1'yellow,1'green,1'yellow
2'blue,1'yellow,1'green,1'yellow,1'green,1'yellow i 5'blue na koniec
Wykonanie: 81%
Dystans: 4,76km
Ale najpierw test kociaków-czyli Puma Faas 500.
Przyszły dziś do mnie moje wyśnione, wymarzone biegowe ferrari... Pewnie każdy faaski widział, ale nie widzieliście moich, więc dołączam fotkę
Oczywiście zdjęcie nie oddaje ich piękna (zresztą fota pstryknięta komórą). One po prostu wymiatają. Moja psiapsióła z pracy aż zapiszczała z zachwytu, jak je zobaczyła hihi. Nawet boss się zainteresował-z uznaniem stwierdził, że bardzo stylowe. Trudno odmówić tym butkom wdzięku i urody.... ale dość peanów na temat wyglądu: wszak najważniejsza jest wygoda!
Lekkie jak piórko...wygodne jak kapcie...jeszcze żadne butki tak mi nie "siadły" jak one. Wzięłam sobie do pracy specjalnie biegowe skarpety, żeby rozejść je trochę przed treningiem wracając do domu.
Są niesamowite. Po raz pierwszy to wkładka dopasowuje się w bucie do mojej stopy, a nie moja stopa do wkładki. Wreszcie mam dość miejsca z przodu na paluchy i wreszcie mam nadzieję skończą się problemy czarnego dużego paznokcia w prawej stópce. Wreszcie sznurówki, które się nie rozwiązują.... Sama sznurowaniem reguluję sobie dopasowanie butka w okolicach śródstopia-przylegają idealnie dając jednocześnie odpowiednią swobodę w przedniej części stopy, której potrzebuję, ale bez "latania" paluchów. Miękki zapiętek-ale nie jakiś klapciowaty-po prostu taki, jak powinien być. Kiedy je założyłam, od razu wiedziałam; tak, to jest to, to są buty, których szukam!
A w biegu? Najpierw szok: totalna cisza...nie słychać odbijania buta od asfaltu-kurde-czy ja napewno mam buty na nogach?? Są...ufff...nie jestem szybką biegaczką, ale czułam wyraźnie sprężystość w podeszwie, pięknie niosą, przyspieszasz w sumie nawet nie wiesz, kiedy... nie da się tego wytłumaczyć, to trzeba po prostu przeżyć! No i ten komfort... i brak "klocka" w pięcie...
Trening stosunkowo udany. Zawsze mam problem z wejściem do yellow od razu z blue, ale mam nadzieję, wszystko przyjdzie z czasem. Wszystkie yellow były pod koszmarny wiatr i pod delikatną górkę, co też mam nadzieję, kiedyś się przyda . Już nie mogę się doczekać kolejnego treningu....
Ahoj!
Ogólnorozwojowe ćwiczenia siłowe
24.04 Wtorek
Trening interwałowy: 5'blue,1'yellow,1'green,1'yellow,1'green,1'yellow
2'blue,1'yellow,1'green,1'yellow,1'green,1'yellow
2'blue,1'yellow,1'green,1'yellow,1'green,1'yellow i 5'blue na koniec
Wykonanie: 81%
Dystans: 4,76km
Ale najpierw test kociaków-czyli Puma Faas 500.
Przyszły dziś do mnie moje wyśnione, wymarzone biegowe ferrari... Pewnie każdy faaski widział, ale nie widzieliście moich, więc dołączam fotkę
Oczywiście zdjęcie nie oddaje ich piękna (zresztą fota pstryknięta komórą). One po prostu wymiatają. Moja psiapsióła z pracy aż zapiszczała z zachwytu, jak je zobaczyła hihi. Nawet boss się zainteresował-z uznaniem stwierdził, że bardzo stylowe. Trudno odmówić tym butkom wdzięku i urody.... ale dość peanów na temat wyglądu: wszak najważniejsza jest wygoda!
Lekkie jak piórko...wygodne jak kapcie...jeszcze żadne butki tak mi nie "siadły" jak one. Wzięłam sobie do pracy specjalnie biegowe skarpety, żeby rozejść je trochę przed treningiem wracając do domu.
Są niesamowite. Po raz pierwszy to wkładka dopasowuje się w bucie do mojej stopy, a nie moja stopa do wkładki. Wreszcie mam dość miejsca z przodu na paluchy i wreszcie mam nadzieję skończą się problemy czarnego dużego paznokcia w prawej stópce. Wreszcie sznurówki, które się nie rozwiązują.... Sama sznurowaniem reguluję sobie dopasowanie butka w okolicach śródstopia-przylegają idealnie dając jednocześnie odpowiednią swobodę w przedniej części stopy, której potrzebuję, ale bez "latania" paluchów. Miękki zapiętek-ale nie jakiś klapciowaty-po prostu taki, jak powinien być. Kiedy je założyłam, od razu wiedziałam; tak, to jest to, to są buty, których szukam!
A w biegu? Najpierw szok: totalna cisza...nie słychać odbijania buta od asfaltu-kurde-czy ja napewno mam buty na nogach?? Są...ufff...nie jestem szybką biegaczką, ale czułam wyraźnie sprężystość w podeszwie, pięknie niosą, przyspieszasz w sumie nawet nie wiesz, kiedy... nie da się tego wytłumaczyć, to trzeba po prostu przeżyć! No i ten komfort... i brak "klocka" w pięcie...
Trening stosunkowo udany. Zawsze mam problem z wejściem do yellow od razu z blue, ale mam nadzieję, wszystko przyjdzie z czasem. Wszystkie yellow były pod koszmarny wiatr i pod delikatną górkę, co też mam nadzieję, kiedyś się przyda . Już nie mogę się doczekać kolejnego treningu....
Ahoj!
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
- Kanas78
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2460
- Rejestracja: 25 cze 2011, 11:48
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Knurów>Łódź Teofilów
25.04 Środa
Tylko kledziory. Miałam dzień koszmar. Psychicznie po pracy po prostu padłam na ryjek.
26.04 Czwartek
Trening: 5' blue, 20' green, 5'blue
Wykonanie: 92%
Dystans: 4,79km
Wzrosła temperatura-wzrosło wykonanie ciepło, ciepło. No, ale nie gorąco. Trzeba będzie stopniowo organizm przyzwyczajać do wysiłku w wysokich temperaturach.
Muszę jeszcze tylko rozwiązać sprawę nawadniania na dłuższych treningach. Niestety żaden sprzęt mi na razie nie siadł...Kurczę, gdyby nie te moje klucze i komórka.
A wgl to zauważyłam, że w zimne dni kiedy biegam mam o bardziej czerwony ryjek, niż kiedy jest ciepło. No, ale zobaczymy, jak będzie w niedzielę, bo ma być 27stopni na osi Na szczęście będę mieć Wolfika w zasięgu-będzie moim zaopatrzeniem w picie
I to by chyba było na tyle, bo nie działo się nic ciekawego.
Ahoj!
Tylko kledziory. Miałam dzień koszmar. Psychicznie po pracy po prostu padłam na ryjek.
26.04 Czwartek
Trening: 5' blue, 20' green, 5'blue
Wykonanie: 92%
Dystans: 4,79km
Wzrosła temperatura-wzrosło wykonanie ciepło, ciepło. No, ale nie gorąco. Trzeba będzie stopniowo organizm przyzwyczajać do wysiłku w wysokich temperaturach.
Muszę jeszcze tylko rozwiązać sprawę nawadniania na dłuższych treningach. Niestety żaden sprzęt mi na razie nie siadł...Kurczę, gdyby nie te moje klucze i komórka.
A wgl to zauważyłam, że w zimne dni kiedy biegam mam o bardziej czerwony ryjek, niż kiedy jest ciepło. No, ale zobaczymy, jak będzie w niedzielę, bo ma być 27stopni na osi Na szczęście będę mieć Wolfika w zasięgu-będzie moim zaopatrzeniem w picie
I to by chyba było na tyle, bo nie działo się nic ciekawego.
Ahoj!
- Kanas78
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2460
- Rejestracja: 25 cze 2011, 11:48
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Knurów>Łódź Teofilów
28.04 Sobota
Trening: 5' blue, 20' green, 5' blue
Wykonanie: 92%
Dystans: 4,78km
Wyjątkowo po południu, bo trzeba było się w końcu kiedyś wyspać! Wolf w międzyczasie zaiwaniał cross training na orbim. Ciepło, nie powiem, mimo, że zaczęłam około 18:30. Było ciężkawo, a piknikujący i grillujący Łodzianie nie pomagali w wytrwaniu. Ale jak to mówią: z bieganiem jest jak z życiem-żeby do czegoś dojść, trzeba zapierd..ć, więc nie ma zmiłuj.
Po nie do końca udanym piątkowym grillowaniu (nastąpiła awaria zasilania w mojej dzielnicy-na szczęście udało nam się wszamać podstawowe danie każdego szanującego się biegacza-czyli kaszankę z grilla z warzywami w płynie) poszliśmy wieczorem na mały spacer-Wolf chciał przetestować swój nowy nabytek obuwniczy, czyli adidas adizero boston. Buty powalają lekkością i przewiewnością. Tylko wagą nie przebiły moich kociaków W planie jeszcze mieliśmy lody (zapomnieliśmy o awarii prądu na dzielni, więc i lody odpadły; nie działały też okoliczne bankomaty ani stacja benzynowa).. ale dodzwonić się na pogotowie energetycznie w czasie awarii... bezcenne.. nam się nie udało...
To wszystko jak się okazało to było jeszcze małe miki-ledwo zdążyliśmy wyjść z domu i nagle BUM! Wolf zaliczył spektakularną glebę składając się jak scyzoryk na chodniku... nie zauważył krawężnika i jak nie gruchnął! Kostka skręcona... stoimy i kminimy, czy nie złamana czy cuś gorszego, Wolf nawet nie zdążył na nią zerknąć i już wiedział, że spuchnięta... fakt, napuchła nieźle... i tak oto nowe butki biegowe przeszły swój pierwszy chrzest bojowy.... Na szczęście z kostką już jest lepiej.
29.04 Niedziela
Trening: 10' blue, 45' green, 10' blue
Wykonanie: 91%
Dystans: 10,22km
Dziś Wolf Team prawie w pełnym składzie udał się na poranny trening. Ja miałam do zrobienia 65 minut, Wolfik zafundował sobie otwarcie sezonu wrotkarskiego 2012 i przy okazji był moim supportem wodnym, filmowym i zdjęciowym-dziękuję
Wyruszyliśmy ok 8 czy jakoś tak. Ja miałam okazję przetestować dziś w biegu kremy chroniące przed słońcem. Po długim rozważaniu zakupiłam krem do twarzy firmy Dax Cosmetics i tej samej firmy balsam do ciała. Muszę przyznać, że sprawdziły się znakomicie. Wchłaniają się błyskawicznie, nie rozmazują, nie spływają na słońcu nic a nic! Tak więc jestem bardzo zadowolona.
Nie było lekko. Pomimo przepięknego błękitnego kalifornijskiego wręcz nieba niesamowicie wiało!! Wiało tak, że czapeczkę z głowy chciało zerwać. Cieepło...oj ciepło. Tak sobie tasiałam i tasiałam i starałam się nie myśleć o tym, jak Wolfikowi musi być zarąbiście na tych rolkach-czego oczywiście nie omieszkał mi zakomunikować
Przypomniały nam się zeszłoroczne treningi: kiedy to ja jeździłam jako support, a Wolfik trenował do swojego pierwszego maratonu i jak to się role odwróciły... życie jest pełne niespodzianek.
Ogólnie jestem zadowolona. No i z butków baaardzo (wiem, przynudzam)-ale po biegu nie miałam żadnych dziwnych otarć, pęcherzy i innych zjawisk na stopach-dlatego znów muszę je pochwalić-choćby dlatego, żeby dalej ładnie niosły
Filmik, gdzie tasiam, jest TU
A, byłabym zapomniała, dla wszystkich, którzy biegają w upały mądrych słów kilka: http://www.maratonczyk.pl/content/view/694/125/
A to nasze weekendowe foty:
Ahoj!
Trening: 5' blue, 20' green, 5' blue
Wykonanie: 92%
Dystans: 4,78km
Wyjątkowo po południu, bo trzeba było się w końcu kiedyś wyspać! Wolf w międzyczasie zaiwaniał cross training na orbim. Ciepło, nie powiem, mimo, że zaczęłam około 18:30. Było ciężkawo, a piknikujący i grillujący Łodzianie nie pomagali w wytrwaniu. Ale jak to mówią: z bieganiem jest jak z życiem-żeby do czegoś dojść, trzeba zapierd..ć, więc nie ma zmiłuj.
Po nie do końca udanym piątkowym grillowaniu (nastąpiła awaria zasilania w mojej dzielnicy-na szczęście udało nam się wszamać podstawowe danie każdego szanującego się biegacza-czyli kaszankę z grilla z warzywami w płynie) poszliśmy wieczorem na mały spacer-Wolf chciał przetestować swój nowy nabytek obuwniczy, czyli adidas adizero boston. Buty powalają lekkością i przewiewnością. Tylko wagą nie przebiły moich kociaków W planie jeszcze mieliśmy lody (zapomnieliśmy o awarii prądu na dzielni, więc i lody odpadły; nie działały też okoliczne bankomaty ani stacja benzynowa).. ale dodzwonić się na pogotowie energetycznie w czasie awarii... bezcenne.. nam się nie udało...
To wszystko jak się okazało to było jeszcze małe miki-ledwo zdążyliśmy wyjść z domu i nagle BUM! Wolf zaliczył spektakularną glebę składając się jak scyzoryk na chodniku... nie zauważył krawężnika i jak nie gruchnął! Kostka skręcona... stoimy i kminimy, czy nie złamana czy cuś gorszego, Wolf nawet nie zdążył na nią zerknąć i już wiedział, że spuchnięta... fakt, napuchła nieźle... i tak oto nowe butki biegowe przeszły swój pierwszy chrzest bojowy.... Na szczęście z kostką już jest lepiej.
29.04 Niedziela
Trening: 10' blue, 45' green, 10' blue
Wykonanie: 91%
Dystans: 10,22km
Dziś Wolf Team prawie w pełnym składzie udał się na poranny trening. Ja miałam do zrobienia 65 minut, Wolfik zafundował sobie otwarcie sezonu wrotkarskiego 2012 i przy okazji był moim supportem wodnym, filmowym i zdjęciowym-dziękuję
Wyruszyliśmy ok 8 czy jakoś tak. Ja miałam okazję przetestować dziś w biegu kremy chroniące przed słońcem. Po długim rozważaniu zakupiłam krem do twarzy firmy Dax Cosmetics i tej samej firmy balsam do ciała. Muszę przyznać, że sprawdziły się znakomicie. Wchłaniają się błyskawicznie, nie rozmazują, nie spływają na słońcu nic a nic! Tak więc jestem bardzo zadowolona.
Nie było lekko. Pomimo przepięknego błękitnego kalifornijskiego wręcz nieba niesamowicie wiało!! Wiało tak, że czapeczkę z głowy chciało zerwać. Cieepło...oj ciepło. Tak sobie tasiałam i tasiałam i starałam się nie myśleć o tym, jak Wolfikowi musi być zarąbiście na tych rolkach-czego oczywiście nie omieszkał mi zakomunikować
Przypomniały nam się zeszłoroczne treningi: kiedy to ja jeździłam jako support, a Wolfik trenował do swojego pierwszego maratonu i jak to się role odwróciły... życie jest pełne niespodzianek.
Ogólnie jestem zadowolona. No i z butków baaardzo (wiem, przynudzam)-ale po biegu nie miałam żadnych dziwnych otarć, pęcherzy i innych zjawisk na stopach-dlatego znów muszę je pochwalić-choćby dlatego, żeby dalej ładnie niosły
Filmik, gdzie tasiam, jest TU
A, byłabym zapomniała, dla wszystkich, którzy biegają w upały mądrych słów kilka: http://www.maratonczyk.pl/content/view/694/125/
A to nasze weekendowe foty:
Ahoj!
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
- Kanas78
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2460
- Rejestracja: 25 cze 2011, 11:48
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Knurów>Łódź Teofilów
1.05 Wtorek
Ogólnorozwojowe ćwiczenia siłowe plus godzinka na rolkach dla rozruchu. A na rolkach bałam się o kolana a tu niespodzianka: kostki zawyły auuu! Słabe jak to moja mama mówi-jak gówno w trawie
Ale było bardzo fajnie. Ten wiatr we włosach... już zapomniałam, jak to jest. Udało mi się nawet zawstydzić paru rowerzystów na podjazdach ale było tak gorąco, że w nagrodę zafundowałam sobie pysznego dużego loda (u mnie pod domem są najlepsze kręcone lody pod słońcem) i zimne Karmi
2.05 Środa
Trening: Trening interwałowy: 5'blue,1'yellow,1'green,1'yellow,1'green,1'yellow
2'blue,1'yellow,1'green,1'yellow,1'green,1'yellow
2'blue,1'yellow,1'green,1'yellow,1'green,1'yellow i 5'blue na koniec
Wykonanie: 78%
Dystans: 4,89km
Było ciężko, bo ja mam taką miejscówkę na interwały, gdzie zawsze wieje . No i oczywiście cieepło.... Ostatnia partia wypadła najsłabiej-aż kolka zaczęła mnie łapać. Zresztą wykres ładnie to pokazuje. Trener orzekł, że tasianie gęsich interwałów cały czas w tym samym miejscu i po płaskim nie przyniesie efektu i że musi być pod górę. No to w kolejny wtorek gęś zostanie zagoniona na wiadukt.
Ahoj!
Ogólnorozwojowe ćwiczenia siłowe plus godzinka na rolkach dla rozruchu. A na rolkach bałam się o kolana a tu niespodzianka: kostki zawyły auuu! Słabe jak to moja mama mówi-jak gówno w trawie
Ale było bardzo fajnie. Ten wiatr we włosach... już zapomniałam, jak to jest. Udało mi się nawet zawstydzić paru rowerzystów na podjazdach ale było tak gorąco, że w nagrodę zafundowałam sobie pysznego dużego loda (u mnie pod domem są najlepsze kręcone lody pod słońcem) i zimne Karmi
2.05 Środa
Trening: Trening interwałowy: 5'blue,1'yellow,1'green,1'yellow,1'green,1'yellow
2'blue,1'yellow,1'green,1'yellow,1'green,1'yellow
2'blue,1'yellow,1'green,1'yellow,1'green,1'yellow i 5'blue na koniec
Wykonanie: 78%
Dystans: 4,89km
Było ciężko, bo ja mam taką miejscówkę na interwały, gdzie zawsze wieje . No i oczywiście cieepło.... Ostatnia partia wypadła najsłabiej-aż kolka zaczęła mnie łapać. Zresztą wykres ładnie to pokazuje. Trener orzekł, że tasianie gęsich interwałów cały czas w tym samym miejscu i po płaskim nie przyniesie efektu i że musi być pod górę. No to w kolejny wtorek gęś zostanie zagoniona na wiadukt.
Ahoj!
- Kanas78
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2460
- Rejestracja: 25 cze 2011, 11:48
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Knurów>Łódź Teofilów
Trening: 5' blue, 20' green, 5' blue
Wykonanie: 88%
Dystans: 4.88km
Aj słabo było, bo zaspałam i wyszłam około 9:40 no to już słońce prażyło. Za to był dzień wolny...jak fajnie-żadne, ale to żadne auto nie jechało dziś moimi uliczkami! (Nienawidzę samochodów). I chyba wszyscy jeszcze spali w dzielnicy po wczorajszym grillowaniu i imprezowaniu-czyli cisza, spokój, zieleń, ptaszki romantycznie kwiliły...
Po południu ćwiczenia siłowe. Oesu, ale się upociłam na tym core stability-te ćwiczenia mnie wykończą.. boli mnie w nich coś w środku ciała, jeszcze nie zdiagnozowałam, co to-jakby koniec kości ogonowej?
Właśnie to core stability za każdym razem przypomina mi o tym, jak ciężka i szeroka jestem w miednicy...posz...masakra...jakby mi ktoś wmontował imadło od pasa w dół!!! Cóż, gęś zawsze będzie gęsią Dziękuję za komplementy-nie do końca się co prawda z Waszymi słowami zgadzam, ale-jak mówi moja siostra biegowa Kachita-łorewa
Ps. Jak ktoś nie widział, to dziś o 21:30 na jedynce dają film "Wszystko, co kocham"-ja nie widziałam i będę lukać.
Ahoj!
Wykonanie: 88%
Dystans: 4.88km
Aj słabo było, bo zaspałam i wyszłam około 9:40 no to już słońce prażyło. Za to był dzień wolny...jak fajnie-żadne, ale to żadne auto nie jechało dziś moimi uliczkami! (Nienawidzę samochodów). I chyba wszyscy jeszcze spali w dzielnicy po wczorajszym grillowaniu i imprezowaniu-czyli cisza, spokój, zieleń, ptaszki romantycznie kwiliły...
Po południu ćwiczenia siłowe. Oesu, ale się upociłam na tym core stability-te ćwiczenia mnie wykończą.. boli mnie w nich coś w środku ciała, jeszcze nie zdiagnozowałam, co to-jakby koniec kości ogonowej?
Właśnie to core stability za każdym razem przypomina mi o tym, jak ciężka i szeroka jestem w miednicy...posz...masakra...jakby mi ktoś wmontował imadło od pasa w dół!!! Cóż, gęś zawsze będzie gęsią Dziękuję za komplementy-nie do końca się co prawda z Waszymi słowami zgadzam, ale-jak mówi moja siostra biegowa Kachita-łorewa
Ps. Jak ktoś nie widział, to dziś o 21:30 na jedynce dają film "Wszystko, co kocham"-ja nie widziałam i będę lukać.
Ahoj!
- Kanas78
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2460
- Rejestracja: 25 cze 2011, 11:48
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Knurów>Łódź Teofilów
Trening: 5' blue, 20' green, 5' blue
Wykonanie: 90%
Dystans: 4.77km
Znowu zaspałam i jak poszłam truchtać to już było ciepło. Ale w sumie zawsze kręci się to około godziny 9:00 i tak zostanie. Było ciężko, bo to nie był mój dzień. Niby tylko pół godzinki a sapałam jak stara lokomotywa (ale nie ma co ukrywać, ja JESTEM stara), więc czemu się dziwić? Czułam się źle, ciężko. I wszystko mnie boli-całe ciało. W ogóle jak biegam to palce mi puchną i robią się grube jak serdelki. To pewnie pierwsze przedśmiertne sygnały organizmu
A wczoraj zawstydziłam samą siebie w byciu master of disaster i tak: gotowałam makaron. Kiedy go odcedzałam, garnek z wrzątkiem wypadł mi z ręki i oparzyłam sobie prawą stopę. No nic. Jem jem i coś mnie natchnęło, żeby sprawdzić, czy wyłączyłam gaz. Zapomniałam, że w kuchni była mokra podłoga po wytarciu tego wrzątku i wyglebiłam się na mokrych, śliskich kafelkach-w taki sposób, że lewą stopą rąbnęłam z całej siły o piekarnik.... Prawa stopa poparzona, lewa-stłuczona. Tiaaa...
A teraz gęś zamienia się w kurę domową, kończy gotować botwinkę i sprzątać mieszkanie.
Ahoj!
Wykonanie: 90%
Dystans: 4.77km
Znowu zaspałam i jak poszłam truchtać to już było ciepło. Ale w sumie zawsze kręci się to około godziny 9:00 i tak zostanie. Było ciężko, bo to nie był mój dzień. Niby tylko pół godzinki a sapałam jak stara lokomotywa (ale nie ma co ukrywać, ja JESTEM stara), więc czemu się dziwić? Czułam się źle, ciężko. I wszystko mnie boli-całe ciało. W ogóle jak biegam to palce mi puchną i robią się grube jak serdelki. To pewnie pierwsze przedśmiertne sygnały organizmu
A wczoraj zawstydziłam samą siebie w byciu master of disaster i tak: gotowałam makaron. Kiedy go odcedzałam, garnek z wrzątkiem wypadł mi z ręki i oparzyłam sobie prawą stopę. No nic. Jem jem i coś mnie natchnęło, żeby sprawdzić, czy wyłączyłam gaz. Zapomniałam, że w kuchni była mokra podłoga po wytarciu tego wrzątku i wyglebiłam się na mokrych, śliskich kafelkach-w taki sposób, że lewą stopą rąbnęłam z całej siły o piekarnik.... Prawa stopa poparzona, lewa-stłuczona. Tiaaa...
A teraz gęś zamienia się w kurę domową, kończy gotować botwinkę i sprzątać mieszkanie.
Ahoj!
- Kanas78
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2460
- Rejestracja: 25 cze 2011, 11:48
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Knurów>Łódź Teofilów
Trening: 10' blue, 50' green, 10' blue
Wykonanie: 91%
Dystans: 11.30km
Budzik miałam na rano nastawiony, żeby znowu nie zaspać i nie biegać w pełnym słońcu. Co z tego, jak dziś los postanowił znowu pokazać mi swoją dupę i walnął jakieś fronty atmosferyczne, jakieś ciemne chmury, jakiś szalony wicher... No i nie wiedziałam..wyjść-nie wyjść-przeczekać? W końcu postanowiłam nie zapuszczać się nigdzie daleko, tylko tasiać koło domu, żeby w razie burzy móc się gdzieś schować. Bo ja się panicznie boję burzy. Kiedyś przeżyłam jedną w Tatrach wysoko i od tej pory mam traumę. Poza tym biegam z komórką-więc plus 10 do ściągnięcia pioruna
To bieganie koło domu strasznie mnie wnerwiało i tu chylę czoła wszystkim bieżniowym chomikom i ludziom, którzy robią jakieś kółka w parku i inne biegania w tym samym miejscu-dla mnie to jest masakra.
Brrr chłodno! Ubrałam się na letniaka i na początku żałowałam, ale bardzo szybko zrobiło mi się ciepło-wszak praktycznie non stop miałam pod wiatr. Jak myślicie-czy ciągłe bieganie pod wiatr można zaliczyć do siły biegowej? Nie jestem z siebie zadowolona. Sapałam, dyszałam i wcale nie było mi lekko w mojej ulubionej strefie green.. takie szarpanie i poszukiwanie swojego rytmu, oddechu.... Na końcu zaczęły mi puchnąć palce u rąk i mrowieć nogi od kolan w dół i już odliczałam minuty do końca, żeby ta katorga się skończyła. To nie są moje dni. W każdym calu irytuje mnie moje jestestwo a w "bieganiu" ta niechęć do siebie samej tylko się pogłębia.
Ahoj!
Wykonanie: 91%
Dystans: 11.30km
Budzik miałam na rano nastawiony, żeby znowu nie zaspać i nie biegać w pełnym słońcu. Co z tego, jak dziś los postanowił znowu pokazać mi swoją dupę i walnął jakieś fronty atmosferyczne, jakieś ciemne chmury, jakiś szalony wicher... No i nie wiedziałam..wyjść-nie wyjść-przeczekać? W końcu postanowiłam nie zapuszczać się nigdzie daleko, tylko tasiać koło domu, żeby w razie burzy móc się gdzieś schować. Bo ja się panicznie boję burzy. Kiedyś przeżyłam jedną w Tatrach wysoko i od tej pory mam traumę. Poza tym biegam z komórką-więc plus 10 do ściągnięcia pioruna
To bieganie koło domu strasznie mnie wnerwiało i tu chylę czoła wszystkim bieżniowym chomikom i ludziom, którzy robią jakieś kółka w parku i inne biegania w tym samym miejscu-dla mnie to jest masakra.
Brrr chłodno! Ubrałam się na letniaka i na początku żałowałam, ale bardzo szybko zrobiło mi się ciepło-wszak praktycznie non stop miałam pod wiatr. Jak myślicie-czy ciągłe bieganie pod wiatr można zaliczyć do siły biegowej? Nie jestem z siebie zadowolona. Sapałam, dyszałam i wcale nie było mi lekko w mojej ulubionej strefie green.. takie szarpanie i poszukiwanie swojego rytmu, oddechu.... Na końcu zaczęły mi puchnąć palce u rąk i mrowieć nogi od kolan w dół i już odliczałam minuty do końca, żeby ta katorga się skończyła. To nie są moje dni. W każdym calu irytuje mnie moje jestestwo a w "bieganiu" ta niechęć do siebie samej tylko się pogłębia.
Ahoj!
- Kanas78
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2460
- Rejestracja: 25 cze 2011, 11:48
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Knurów>Łódź Teofilów
7.05 Poniedziałek
Ćwiczenia siłowe w domowych pieleszach. Zaczyna trzeszczeć lewe kolano...człowiek stary to i trzeszczeć zaczął.. kiedy robię Kledziki na lewej nodze, "pyka" przy każdym zgięciu-jeju jaki to okropny odgłos!! W biegu nie boli, ale boli po. Z tego, co pamiętam to chyba panewki jakieś tam.
8.05 Wtorek
Trening: Trening interwałowy: 5'blue,1'yellow,1'green,1'yellow,1'green,1'yellow
2'blue,1'yellow,1'green,1'yellow,1'green,1'yellow
2'blue,1'yellow,1'green,1'yellow,1'green,1'yellow i 5'blue na koniec
Wykonanie: 86%
Dystans: 4.81km
Z tym, że poszłam dziś na wiadukt i starałam się każde yellow robić na podbiegu-prawie się udało, ale wszystko przede mną, wszak to pierwszy raz, kiedy próbowałam uskutecznić podbiegi w trakcie interwałów. Czułam się z tym trochę dziwnie-wbiegając i zbiegając w towarzystwie takiej ilości gapiów, ale co tam.
Starałam się bardzo wytrzymywać każdą minutę w yellow wbiegając pod górkę, tak się przejęłam zadaniem, że nawet micoach zwalniał mnie w yellow do yellow.
Od tego machania łapami ręce pod koniec bolały mnie jak skurczybyk. Trochę się bałam tego dzisiejszego treningu...ale w sumie to jestem zadowolona (a to mi się nieczęsto zdarza, abym była z siebie zadowolona) i raczej spodziewałam się, że bardziej będę zdychała w trakcie.
Na obiad pożarłam dziś całą paczkę pyz z mięsem. Masakra, ale tak już za mną chodziły....
Ale jaki miałam sen...śniło mi się, że brałam udział w jakichś zawodach biegowych i na trasie spotkałam swojego szefa-kazał mi zejść z trasy, bo nie dopełniłam wszystkich swoich obowiązków w pracy a to nie mogło czekać.. wołał mnie i wołał, ale ja odkrzyknęłam tylko, że nie zejdę z trasy w trakcie zawodów, nie ma bata! I uciekłam, chyba jakiś czas mnie gonił, ale wreszcie odpuścił
Ahoj!
Ćwiczenia siłowe w domowych pieleszach. Zaczyna trzeszczeć lewe kolano...człowiek stary to i trzeszczeć zaczął.. kiedy robię Kledziki na lewej nodze, "pyka" przy każdym zgięciu-jeju jaki to okropny odgłos!! W biegu nie boli, ale boli po. Z tego, co pamiętam to chyba panewki jakieś tam.
8.05 Wtorek
Trening: Trening interwałowy: 5'blue,1'yellow,1'green,1'yellow,1'green,1'yellow
2'blue,1'yellow,1'green,1'yellow,1'green,1'yellow
2'blue,1'yellow,1'green,1'yellow,1'green,1'yellow i 5'blue na koniec
Wykonanie: 86%
Dystans: 4.81km
Z tym, że poszłam dziś na wiadukt i starałam się każde yellow robić na podbiegu-prawie się udało, ale wszystko przede mną, wszak to pierwszy raz, kiedy próbowałam uskutecznić podbiegi w trakcie interwałów. Czułam się z tym trochę dziwnie-wbiegając i zbiegając w towarzystwie takiej ilości gapiów, ale co tam.
Starałam się bardzo wytrzymywać każdą minutę w yellow wbiegając pod górkę, tak się przejęłam zadaniem, że nawet micoach zwalniał mnie w yellow do yellow.
Od tego machania łapami ręce pod koniec bolały mnie jak skurczybyk. Trochę się bałam tego dzisiejszego treningu...ale w sumie to jestem zadowolona (a to mi się nieczęsto zdarza, abym była z siebie zadowolona) i raczej spodziewałam się, że bardziej będę zdychała w trakcie.
Na obiad pożarłam dziś całą paczkę pyz z mięsem. Masakra, ale tak już za mną chodziły....
Ale jaki miałam sen...śniło mi się, że brałam udział w jakichś zawodach biegowych i na trasie spotkałam swojego szefa-kazał mi zejść z trasy, bo nie dopełniłam wszystkich swoich obowiązków w pracy a to nie mogło czekać.. wołał mnie i wołał, ale ja odkrzyknęłam tylko, że nie zejdę z trasy w trakcie zawodów, nie ma bata! I uciekłam, chyba jakiś czas mnie gonił, ale wreszcie odpuścił
Ahoj!
- Kanas78
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2460
- Rejestracja: 25 cze 2011, 11:48
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Knurów>Łódź Teofilów
9.05 Środa
Ćwiczenia siłowe. Tak sobie po pracy na rozluźnienie przetestowałam nowe piwko i zrobiłam wszystkie ćwiczenia po browarku, tak trochę "nieprzepisowo", ale cóż, nie wszystko jak widać u osób spod znaku panny musi być zawsze poukładane i zgodne z planem- i tu chciałam zdementować powszechnie panującą opinię o osobach spod znaku panny-nie zawsze są one takie szablonowe, jak by się mogło wydawać
Fajnie się ćwiczy po browarku, totalne rozluźnienie
10.05 Czwartek
Trening: 5' blue, 20' green, 5' blue
Wykonanie: 87%
Dystans: 4.96km
Oj jakoś dziś nie umiałam równiutko jak koń po sznurku...to tak sobie rwałam, raz za szybko, raz za wolno, no cóż, bywa... Zresztą mam teraz ciężkie dni-fizycznie czuję się uch, aż brak mi słów, by to opisać. Spotkałam dziś na trasie chłopaka, który jechał do szkoły na jednym kole od rowerka-to się jakoś tam nazywa, ale nie pamiętam, jak. Ale koleś miał wyćwiczony balans, szacun! No i na plecach plecak z książkami hmmm. I spotkałam jednego biegacza. Taki buc, nie chciał się przywitać, no to jego strata
Muszę kończyć, bo nie zdążę się wyszykować do pracy.
Ahoj!
Ćwiczenia siłowe. Tak sobie po pracy na rozluźnienie przetestowałam nowe piwko i zrobiłam wszystkie ćwiczenia po browarku, tak trochę "nieprzepisowo", ale cóż, nie wszystko jak widać u osób spod znaku panny musi być zawsze poukładane i zgodne z planem- i tu chciałam zdementować powszechnie panującą opinię o osobach spod znaku panny-nie zawsze są one takie szablonowe, jak by się mogło wydawać
Fajnie się ćwiczy po browarku, totalne rozluźnienie
10.05 Czwartek
Trening: 5' blue, 20' green, 5' blue
Wykonanie: 87%
Dystans: 4.96km
Oj jakoś dziś nie umiałam równiutko jak koń po sznurku...to tak sobie rwałam, raz za szybko, raz za wolno, no cóż, bywa... Zresztą mam teraz ciężkie dni-fizycznie czuję się uch, aż brak mi słów, by to opisać. Spotkałam dziś na trasie chłopaka, który jechał do szkoły na jednym kole od rowerka-to się jakoś tam nazywa, ale nie pamiętam, jak. Ale koleś miał wyćwiczony balans, szacun! No i na plecach plecak z książkami hmmm. I spotkałam jednego biegacza. Taki buc, nie chciał się przywitać, no to jego strata
Muszę kończyć, bo nie zdążę się wyszykować do pracy.
Ahoj!
- Kanas78
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2460
- Rejestracja: 25 cze 2011, 11:48
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Knurów>Łódź Teofilów
Dzisiaj nie będzie wykonania i innych takich tam. Nie będzie też mojego bloga. Wszystko to troloblog Wolfa (bez cenzury mojej dodam).
Sobota.
Kanas według planu miała 30 minut jakiegoś leciutkiego biegania. Zaproponowałem jej, w związku z nadchodzącymi zawodami, bieganie po schodach. 10 pięter razy 4 (w górę i w dół). Ja zrobiłem 5. Miało być 30 minut, ale 15 powaliło nas na kolana. Zupełnie inny rodzaj wysiłku, inny rodzaj bólu w płucach. Jak przebiegniemy „ciurkiem” 37 pięter? Nie wiem… Niedziela.
Long Run… Tylko 75 minut, 20 trening do maratonu. Ja na rolkach, Ona biegnie. Zimno, wieje, później zaczęło kropić. Spotkaliśmy się w umówionym miejscu. Widziałem, że to nie jest jej bieg. Facetowi trudno zrozumieć, że są hormony, okresy, cykle. Facet ciśnie, ale Kobieta też. Faceta na rolkach ograniczyć może jedynie deszcz i tylko wtedy, kiedy ma to wpływ na jego super łożyska. Moja (i nie tylko) Kobieta biegnie do końca… Jeśli jeszcze jest w trakcie treningu do zawodów życia jest w stanie poświęcić wszystko! Gdybym nie przebiegł dwóch maratonów nie zrozumiałbym jej zachowania (teraz mam miesięczny dystans do biegania i bieganie nabiera innego wymiaru). Drogie Panie – Chapeau bas!
Sobota.
Kanas według planu miała 30 minut jakiegoś leciutkiego biegania. Zaproponowałem jej, w związku z nadchodzącymi zawodami, bieganie po schodach. 10 pięter razy 4 (w górę i w dół). Ja zrobiłem 5. Miało być 30 minut, ale 15 powaliło nas na kolana. Zupełnie inny rodzaj wysiłku, inny rodzaj bólu w płucach. Jak przebiegniemy „ciurkiem” 37 pięter? Nie wiem… Niedziela.
Long Run… Tylko 75 minut, 20 trening do maratonu. Ja na rolkach, Ona biegnie. Zimno, wieje, później zaczęło kropić. Spotkaliśmy się w umówionym miejscu. Widziałem, że to nie jest jej bieg. Facetowi trudno zrozumieć, że są hormony, okresy, cykle. Facet ciśnie, ale Kobieta też. Faceta na rolkach ograniczyć może jedynie deszcz i tylko wtedy, kiedy ma to wpływ na jego super łożyska. Moja (i nie tylko) Kobieta biegnie do końca… Jeśli jeszcze jest w trakcie treningu do zawodów życia jest w stanie poświęcić wszystko! Gdybym nie przebiegł dwóch maratonów nie zrozumiałbym jej zachowania (teraz mam miesięczny dystans do biegania i bieganie nabiera innego wymiaru). Drogie Panie – Chapeau bas!
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.