12/04/2015
35th NN Marathon Rotterdam
Totaal plaats 149/11879
Categorie plaats 85/2661
Snelheid 15,604 km/uur
Bruto 2:42:30
Netto
2:42:15
Netto tussentijden (verschil)
5 kilometer 18:43 (18:43)
10 kilometer 37:26 (18:43)
15 kilometer 56:03 (18:37)
20 kilometer 1:14:43 (18:40)
Halve marathon 1:18:49
25 kilometer 1:33:29 (18:46)
30 kilometer 1:52:34 (19:05)
35 kilometer 2:11:41 (19:07)
40 kilometer 2:32:39 (20:58)
W skrócie. Za szybki HM i wiatr. Wydolność była ok, płuca też. Kolka mnie męczyła, ale tak stłumiona. Dało się biec, jednak na finiszu w ogóle nie mogłem się wyprostować ech. Lędźwie napierały. Po maratonie nogi bolą, a stopy najbardziej.
W skrócie:
W Piątek przylatujemy (z mamą, wierną towarzyszką podróży i kibicką) do Eindhoven i wsiadamy w Intercity do Rotteerdamu (17,5 Euro). Nocleg jest zaklepany 500m od startu i
spoko ludzia Iliasa. Drobne zakupy, kolacja i spać. Pogoda zachwycała cały dzień, słońce i bezwietrznie. Łazimy na krótko.
Sobota z rana upływa pod aurą wiosenną, typową deszczówko wiatrówką, co nie nastrajało optymizmem. Poszliśmy po odbiór pakietów (Tak, dostałem 2 BIB nr, miałem odebrać oba i oddać jeden. Wziąłem ten ze strefy B) oraz koszulkę techniczną i bidon z ulotkami. Wzięliśmy też mapę. EXPO biedne, nic specjalnego. Robimy rekonesans trasy i pkt szczególnych, w tym mostu z największym podbiegiem. Spacer umilał nam niesamowity wiatr i mżawka. Potem obiad i do domu. Mama śpi 4 h, ja godzinkę. Budzimy się przy pięknej pogodzie, wiatr ustaje. Idziemy na drugi spacer, tym razem w inną stronę (kierunek Euromast), który zastępuje moje 30 min przedstartowe rozbieganie. Konkretna kolacja, budziki na 8, przygotowanie stroju i spać.
Głęboki, spokojny sen się kończy i o 7:30 już kibelek wzywa. Piękny widok zza okna! Potem 2 skibki z dżemem i spowrotem do łóżka. Wychodzimy godzinę przed startem. Pełno ludzi, zarówno kibiców jak i biegaczy. Niektórzy dojeżdżają rowerami. Muzyczka na całą epę zagrzewa do boju. Widać charakterystyczne kible męskie na środku chodników, ludzie sobie nic z tego nie robią. Toiki dla Pań bardziej z boku. Dojście do strefy startowej, ściąganie dresu i rozgrzewka 30 min przed startem. W strefie spotykam kilku Polaków, w tym Marka Swobodę. Chce cisnąć poniżej 2:40 więc wstępny plan taki, by lecieć razem, pierwszą połówkę wolniej lub..jak nogi poniosą.
Leci muzyczka, wystrzał z armaty i poszli!
1-5 km
Pierwsza piątka to szukanie miejsca w szeregu. Już na starcie zauważyłem za sobą baloniki na 3:00, co oznaczało jedno, za daleko się ustawiłem. No nic. Będzie szarpanie. Na szczęście tragedii nie było, pierwszy km mija w tempie 3:50/km, a mostu nawet nie poczułem. Marek też szuka miejsca w tłumie, doszedł jakąś grupkę 300m przede mną. Dobrze trafił. Ja zostaję w tyle i lece swoim tempem. Niezły tłum, jak na strefę B. Woda do pyska. Tempo 3:42/KM
5-10 km
Tempo stabilne, komfort biegu jest, lekko z górki nawet i nogi lecą. Łyk wody. 3:42/KM
10-15 km
Zaczynam zazdrościć Markowi tej grupy. Osłonił się przed wiatrem na najgorszym odcinku trasy. Ja tu biegłem praktycznie sam, doganiając co chwilę pojedyncze sztuki. Na 15-tym km jest nawrotka, widzę Marka, dystansu nie tracę, ale ile sił zużywam? Duży łyk wody i kubek na łeb. 3:43/KM
15-20 km
Daje odpocząć nogom i rękom. Kibiców mnóstwo na trasie od samego początku. Mało miejsc, gdzie ich nie ma. Woda w papę i na łeb. 3:43/KM
20-25 km
Półmetek mijam w 1:18:49. Ciut za szybko, ale myślę sobie, że na moście stracę te 11 sekund więc taktycznie pierwsza połowa OK. Jestem zadowolony, samopoczucie dobre, noga podaje, zaczynają się też podbiegi w stronę mostu. Kubek do papy i na łeb. 3:44/KM
25-30 km
Najwyższy pkt trasy mijam w tempie 4:05/KM, mijam Marka Swobodę, potem zaś podbieg jest pod mostem.
Tam mnie ciary przechodzą, dostaję powera i wzruszam się, ale bez płaczu. Słonko przygrzewa, nogi już zaczynam czuć. Kubek do mordy i na łeb. 3:53/KM
30-35 km
Wkurzają tory tramwajowe, mijanka z elitą. Wyczekuję wiatru bo wyczytałem, że tu lubi wiać. Łyk wody, kubek na łeb i gąbką na kark. Odczuwam spadek tempa. 3:49/KM
38,2 km
Wieje już od 2 km. Pierwszy lap. Nie wytrzymują dwugłowe uda. Czuję lędźwie. Mam siłę biec, ale nie mogę narzucić tempa?! Próbuję to rozruszać, w myślach już "tylko nie to!" mając na myśli połamanie 2:40:00. Przez 2 km cisnę 4:02/KM.
40 km
Drugi lap za stoiskiem, na którym biorę IZO i polewam się wodą. Próbuję chociaż życiówkę zrobić, ale i tak już mam brak weny przez wiatr. Ten odcinek do ulicy Blaak jest mocno wietrzny. W dodatku wyprzedza mnie para z niewidomym, których łyknąłem gdzieś na 10 km, wpływa na morale, ale tempo staram się utrzymać. 4:23/KM, a na metę wbiegam w tempie 4:14/KM bo lapuję zamiast stopować.
Strefa finiszowa to 500 m terenu. Medal dali zza płotu, ktoś cyknął fotkę. Wziąłem 2 obrane banany i 2 IZO. Idę sztywno, obolałe stopy, dwugłowe uda. Trzęsę się z zimna. Idę szukać mamy. Nie cieszę się, jestem zły. Mama zadowolona, gratuluje, zakładam dres i zwijamy interes. Prysznic, pakowanie się, intecity do Eindhoven, samolot do Pozka i koniec wrażeń.