1 sierpnia - sobota - szybki BS
W czwartek miały być interwały, ale przez piątkowych gości czas zszedł mi na ogarnianie i pomoc w kuchni, więc postanowiłem biegać rano - budzik nastawiony na 4.55

budzę się. Wyspany. Młody nie marudzi, coś jest nie tak. Rzut oka na zegarek - 6.25. Okazuje się, że ustawiłem budzik na weekend

więc z interwałów nici, a tak chciałem się z nimi zmierzyc, bo w planie wychodziło 5x 700 z przerwą 3' + 3x 500 z przerwą 2'. No cóż.
W piątek imprezę wieczorem, wiec nie pobiegałem, ale w sobotę udało mi się wyjść przed 20 z założeniem zrobienia 12,5km (żeby w połączeniu z wtorkowymi podbiegami wyszło 20km, tpo dorzucę drugie tyle w niedzielę i zamknę tydzień 40+).
Wyszedłem, pogoda fajna, ciepło, ale bez przesady. Pierwszy km w 5:48, a ja luźniutko. Tylko piszczel dawał o sobie znać

na szczęście byłem z nim u ortopedy i dostałem kolejne skierowanie na RTG. Zobaczymy co wyjdzie (ale liczę ze nic

). Biegło mi się wspaniale - lekko, puls niziutki, sama przyjemność

już sam fakt, że
każdy kilometr szedł poniżej 5:50, a ja miałem puls +- 145 bpm

dość powiedzieć, ża HR max z tego treningu to 151

a średnie to 143

magia. Zrobiłem 12 km i wróciłem do domu mocno podbudowany, więc w ramach nagrody wypiliśmy z żonką butelkę fajnego, bułgarskiego winka
Ogólnie:
12,06 km w 1:10:06 (5:49 średnio)
2 sierpnia - niedziela - wybieganie
ściana 1 - Sochers 0
Tak to bywa - trening zacząłem 10h po zakończeniu poprzedniego (o 13

). Na dworze 30 stopni, ale miałem świadomość, ze jak nie teraz, to już w ten weekend nie pobiegam, bo na 16.30 wpadali na grilla balkonowego znajomi). Jakbym miał wybieganie w BSie, to bym dał radę. jakbym dzień wcześniej nie biegał, to dałbym radę zrobić plan. Ale było gorąco, plan miałem niełatwy, a temperatura nie pomogła.
A plan wyglądał tak:
7,5km BS + 14km TM + 2km BS
Wybiegłem z domu z plecakiem z 2l wody, cel - park na Zdrowiu i bieganie wśród drzew (te 30 stopni da się znieść wówczas). Pierwsze 2km za szybko, bo poniżej 5:45, zwolniłem do 5:55 (jakoś bardziej zwolnić nie mogłem). Tętno podniesione o 5-6 bpm., ale wszystko luz (ok, piszczel pobolewał). Biegło się ciut ciężej, ale komfortowo i tak popijając 2 łyki co kilometr) dobiłem do siódmego kilometra i ruszyłem szybciej - pierwszy za szybko, 5:15 (ale bez zajezdni), drugi za wolno (5:25), trzeci 5;19 (już lepiej) czwarty 5:31 i tu poczułem nogi, ale nie wiedziałem jeszcze co mnie czeka. Piąty z górki wszedł w 5:26, ale było ciężko. Szósty pod górkę to już walczyłem, 5;39. Siódmy siłą woli, w ramach treningu głowy - 5:25, a już naprawdę miałem ochotę zatrzymać się 10 minut wcześniej. Dobiłem do końca tego ostatniego jak się okazało kilometra tempa maratońskiego (co ciekawe - jeszcze 15 minut wcześniej byłem całkowicie przekonany, ze zrobię ten trening mimo temperatury). Nogi jak kołki, ciężkie, po prostu przestały kręcić - siła woli nie pomogła. Ogólnie miałem klasyczną, maratońską ścianę w wersji treningowej

więc zrobiłem to co na maratonie w takich przypadkach

kilometr marszu, gdzie zjadłem żel, potem batona musli, pokontemplowałem otoczenie, i ruszyłem dalej BSem do domu - ogólnie biegło mi sie ciężko, ale bez tragedii, tylko puls trzymał wysoko, ponad 160.
Wymęczyłem 20km, z czego 19 biegiem. Szkoda, że tak wyszło, ale wiedziałem co mi grozi - jakby nie pogoda, to pewnie/może bym ten trening zrobił, a tak to był ostatnio gwóźdź do trumny. Chociaż jak przeczytałem w jednej z moich ulubionych książek z dzieciństwa - nieważne iloma gwoździami Cię zabiją - i tak już leżysz
Ogólnie:
20km w 2:00:25 W TYM 7km TM i 1m marszu.
Ten trening przypomniał mi, co znaczy ściana i dlaczego muszę wziąć się w garść i nie opuszczać jednostek. Pokazał mi też to, że jakakolwiek próba walki o tempo w takiej pogodzie w moim przypadku jest z góry skazana na porażkę - wypiłem 2l wody w 2h i szczerze powiedziawszy tylko dlatego, że racjonowałem ją sobie - mógłbym wypić więcej... więc w taką pogodę to na maraton tylko z własna wodą, i bez walki o czas. Aż się boję dychy na koniec wakacji - bo tam atakuję 45/46 minut
Podsumowanie tygodnia:
bieganie: 39,48 km (w 3 treningach - w tym podbiegi kawałek wybiegania z TM) - do poprawy
rower: 49,81 km
Dodatkowo trochę pompek (1x 71),
Do poprawy: rozciąganie i mało ćwiczeń
Podsumowanie miesiąca:
bieganie: 149 km - najwięcej od 11 miesięcy. (mogło być lepiej)
rower: 244 - rekord życiowy, nakręcony w drodze do i z pracy
Ogólnie na Endomondo mam zalogowanych 418 km aktywności fizycznej.
Nie jest źle - treningi progowe i TM wchodzi, o ile nie zrobię sobie kuku ścianą na własne życzenie

biegam regularnie, puls spada, kontuzje omijają, a ja trochę kombinuję w celu wyszarpnięcia czasu na trening, ale wychodzi na razie (odpukać). Za tydzień urlop, więc będzie próba siły woli

planuję pobiegać trochę nad Bałtykiem, nie wiem jak z terenem, ale jakieś wybieganie na pewno będzie.