24.03 - Półmaraton Marzanny - czas 1.27.27 - tempo średnie 4,07 - miejsce 100 OPEN, M40 - 21
Warunki dziś były dobre, zimno trochę ale obleci - dało sie szybko i komfortowo biegać, trasa super, świetna impreza jednym słowem. A z mojego własnego punktu widzenia to mój najlepszy start ever
Rano -13 ale pełne słońce, o 10 tej na miejscu, już tylko -5, przebieranie, rozgrzewka i stajemy z Krzychem na starcie zaraz za zającami na 1,30. Pierwsze 1,5 pod wiatr wiec chowamy się za zajączkami wielkanocnymi z balonikami (Święta idą ponoć) - tłoku sporo i trochę lawirowania ale bez tragedii. Po pierwszej w wielu nawrotek wyprzedzamy towarzystwo i równiótko po 4,15 robimy pierwsze 5km, idzie super, na 6kmie wbiegamy na wał wiślany, robi się wąsko i ciasno , trochę w dół zbiegów wiec przyspieszam, wyprzedzam i gubię gdzieś Krzyśka, oglądam się a za mną ze 30m zające i grupa, jest pod lekki wiatr więc przyjmuję, ze schował się w grupie i uznaję to za dobra decyzję. mimo tego lecę sam pod ten wietrzyk, po 4,12 mi wychodzi i tego się trzymam, kładka na Wiśle, nawrotka i 10km (42,14), teraz z wiatrem, biegnę podobnie (4,08-4,11) ale z wiatrem jest nieco lżej, krótka wycieczka w stronę rynku niezbyt przyjemna (stromy podbieg, w uliczkach pod wiatr, kostka, dużo zakrętów

) wiec powrót na bulwary przyjmuję z ulgą. Na zbiegu widzę Krzycha, biegnie w grupie 80-100m za mna. To jest 13km więc łykam żela i lecę równo dalej, na 16tym kmie wodopój, łykam, chwila pod wiatr (to już Błonia), tabliczka 16km - kolejna super agrafka- nawrotka wybijająca z rytmu i dalej z wiatrem, tak jak planowałem tu mam się brać do roboty - więc dobrze, biorę się i deczko przyspieszam biegnąc do mety coraz szybciej, te ostatnie
5km-ów poszło tak:
4,02 - 4,00 - 3,58 - 3,55 - 3,48. Do ostatniej prostej biegnie mi się bardzo komfortowo, pełne czucie, luz, żadnych III zakresów czy kryzysów ale na nieco ponad kilometr przed meta wpadam na pomysł by jeszcze przyspieszyć, włączam turbo i lecę z mysla złamania 1,27, po 500m mam na garminie tempo 3,22 i wtedy włącza się napis Game is Over a doktor Oj Boli puka do drzwi, odcina mnie i kończę ten kilometr po 3,48. tak próbuję się dowlec do mety ale słyszę tupot białych mew czyli z tyłu zbliżaja sie zawodnicy, których minąłem swym idiotycznie-heroicznym zrywem, a ze nie lubię jak mnie robią na końcówce to spiąłem pośladki i ostanie 300 m też po 3,22
No i meta, chwilę później Krzychu wpada, raczka no i zostaje czekanie na zonę. Długo się nie naczekałem bo zrobiła swoje z nadróbką 1.39.19( 7 m-ce w kategori) - normalnie jak widziałem jej końcowkę i to, że zrobi poniżej 1,40 to się popłakałem ze wzruszenia - a faceci ponoć nie płaczą

Wojtka tylko gdzieś przeoczyliśmy w tym tłumie - myślałem, że czipa zapomniał
Rok temu biegłem mój absolutny debiut ( Półmaraton Warszawski 1,38,01) - mimo, że teraz jestem zupełnie innym biegaczem, bardziej świadomym i doświadczonym to rok temu pobiegłem identycznie jak dzisiaj, z tą różnicą, że dziś wszystko o 30 sek szybciej - ale taktycznie identycznie
Minus, że zimno było i trzeba było się od razu zwijać po biegu- szkoda, bo towarzysko wyszło słabo niestety.
Ten bardziej wiosenny to sem ja
