
Sprzęt:
Buty: Asics Gel Cumulus 12, przebieg: 211 km
Pomiar: Sigma Onyx Pro
Parametry:
Godzina startu: 12:06
Czas całkowity: 46 min 41 s
Tętno średnie: 175 bpm
Tętno maksymalne: 190 bpm
Spalone kalorie: 893
Zajęta lokata: 188/394, M20: 37
Dystans: 10 km
Komentarz:
Dzisiaj brałem udział w biegu na 10 kilometrów. Start był w południe. Dotarłem na miejsce na ponad dwie godziny przed startem. Godzinę przesiedziałem, jakiś nie w sosie, a drugą zostawiłem sobie na rozgrzewkę. W trakcie czułem się jakiś połamany. Na starcie stanąłem na szczęście już w dobrym humorze.
Trasa biegu była podzielona na 3 pętle, tak zasłyszałem, ale dokładnie nie sprawdziłem. Wystartowałem dość szybko, tętno od razu ponad 170 bpm. Biegło mi się lekko, wiele nie myślałem i wyprzedzałem, kogo mogłem od początku. Mój pierwszy plan zakładał czas na mecie - około 50 minut, zaś wersja optymistyczna, którą zacząłem brać pod uwagę w trakcie biegu to 45 minut. Rozplanowałem, że każde okrążenie ma być po piętnaście minut i że po pierwszym będę wiedział, na czym stoję. Zbliża się koniec pierwszego kółka, a tu na stoperze prawie 20 minut. Myślę, o co tu chodzi, nie hamuję biegu, a tu czas na 60 min/10 km.
Dwie kolejne pętle były krótsze o odcinek z nawrotem. W ogóle trasa była bardzo kręta, z zakrętami o 90 stopni i licznymi podbiegami, jednym stromym i długim. Przez okrążenie drugie trzymałem swoje poprzednie tempo, a raczej tętno (około 175 bpm). Wydawało mi się, że szybko biegnę, dopóki na horyzoncie nie pojawiła się elita, dublująca, miażdżąca każdy centymetr trasy swoim biegiem. Jakiś kawałek dalej w trakcie podbiegu podpatrzyłem trochę technikę biegu od wyczynowców. I spróbowałem przerzucić się trochę na palce, jak się okazało z miłym skutkiem w postaci uczucia większej lekkości biegu. Zdecydowałem całe ostatnie kółko tak przebiec. Drugie ukończyłem z czasem 13 min 13 s.
Na ostatnim okrążeniu tętno utrzymywałem ponad 180 bpm. Nie czułem, żebym wypluwał płuca, ale chciałem zachować jakieś siły do końca. Podbieg w ¾ trasy minął, później zakręty z ryzykiem rozpłaszczenia się o słupy wysokiego napięcia. Przyspieszałem ile mogłem w tej końcówce. Na podbiegu w okolicy mety, rzut oka na własne odbicie w wystawie sklepowej i wniosek, że przydałoby trochę się wycieniować. Na finiszu chciałem się jeszcze pościągać, ale zostałem łatwo zdeklasowany. Za metą było jedzenie dobre i dużo od organizatorów W drodze powrotnej przyszło mi do głowy nagrodzić się słodyczami, ale zdecydowałem się kontrolować słodkie rzeczy i śmieciowe jedzenie, zamiast tego kupiłem owoce.
Mój czas na mecie to 46:41. Uczucia mam mieszane, bo z jednej strony planowałem 50 minut, a w głębi duszy chciałem mieć 45:xx. Powiedzenie: „możesz tyle, ile myślisz, że możesz” (lub ktoś powie ci, że możesz) nabrało dla mnie nowego znaczenia.
Pozdrawiam.
EDIT: Uzupełniony sprzęt.