rocha - 75' w tri-sprincie

Moderator: infernal

Awatar użytkownika
rocha
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1115
Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław

Nieprzeczytany post

Motywacja moja ma cztery poziomy, pomiędzy którymi się poruszam. Granice są dość ostre, większość życiowych aktywności mogę zakwalifikować na któryś szczebel tej drabiny eskalacji determinacji. ZZSK potrzebne jest mi do skakania po tych szczebelkach.

Po pierwsze, przyjemność. To podstawowy motyw. Jest ogólnodostępna i często mnie kusi. Cukierek, spotkanie z przyjaciółmi, używka czy krótki filmik na smartfonie, nieważne, błogie uczucie przyjemności pcha do działania. Przecież, w końcu, należy mi się, no nie?

Po drugie, korzyść. Decyduję się na aktywność na rzecz swojego zdrowia czy stanu konta, odwzajemniam przysługi i dobre uczynki. To, że nie sprawia mi to przyjemności, nie powstrzymuje mnie od działania. Rachunek jest oczywisty, a zysk zbyt kuszący, by mnie to powstrzymało.

Po trzecie, sens. Coś nie daje przyjemności, ani nie przynosi korzyści, a jednak to robię. Przyświeca temu jakaś idea, coś spoza bilansu liczbowego, co można określić pragmatycznym celem. Mogą to być działania społeczne, religijne, rodzinne... cokolwiek, w czym tę ideę dostrzegam i wspieram.

Po czwarte, wola. Motywacja przy braku poprzednich czynników. Robię coś, choć jest nieprzyjemne, kosztowne i bez sensu...
Dotyk transcendencji.

Archetypiczny ja, z pierwszego poziomu to hedonista, czerpiący pełnymi garściami z dostępnych leków przeciwbólowych i pławiący się w nieustannym, rozkosznym niebólu. Pogodzony z życiem, szczęśliwy, że ma ubezpieczenie zdrowotne, często odwiedza sanatoria i szpitale, w których licytuje się z innymi pensjonariuszami na skalę swego cierpienia. Żeruje na pomocy bliskich, bo jest wszak przez los niesprawiedliwie doświadczany. Aktywność fizyczną dostosowuje do swego niedołęstwa, jest w niej zachłanny, zwłaszcza w zakresie kąpieli borowinowych. Reumatyczny celebryta.

Reumatyk drugiego poziomu, to typ ekonomisty, księgowego. Ciągle licytuje się z ZZSK o kolejne pola dostępu do życia. To mogę? A to? Da się? Nie można? A co zrobić, żeby było można? Prowadzi dziennik biegowy, rano i wieczorem się gimnastykuje, stawia sobie cele, zarabia, dba o dietę i walczy ze złymi nawykami. Popełnia błędy, ale szkoda mu energii na ich rozpamiętywanie. Wierzy, że życie to gra, o sumie dodatniej. Nie zakopuje swojego jedynego talenta, tylko puszcza go w obieg. Liczy, optymalizuje, rozwiązuje problemy. Akceptuje utratę zdrowia, ale wierzy w dodatni bilans końcowy. Jest trochę niemoralny.

Zetzet poziomu trzeciego ma misję. Niestety misję tę definiuje co dzień inaczej, kreci się w kółko lub po prostu goni w piętkę. Niestrudzenie oddaje się rozmyślaniom na tematy abstrakcyjne, ogólne i zazwyczaj ładuje się w kozi róg, ewentualnie ląduje w mentalnych malinach. Najlepsze są chwile, gdy sam dostrzega dziury w swoim rozumowaniu, a zdążył uprzednio kogoś do tego rozumowania przekonać... Tworzy nieudolne rysunki, komponuje banalną muzykę, a raz to nawet coś w lipowym drewnie wyrzeźbił. Prawie. To on odpowiedzialny jest za psucie planów treningowych nieoczekiwanymi akcentami. Jego działanie to podręcznikowy przepis na życiowe frustracje. Ale za to jest ogólnie lubiany.

Poziom czwarty jest faktem i tyle pewnego można powiedzieć. Dobór działań jest przypadkowy, a i moment włączenia tępego uporu – nie do przewidzenia. Nie docierają do niego żadne argumenty, jest nieracjonalny, ale emocji też silnych nie odczuwa. Robi to samo, co baran, kozioł, osioł lub muł. Czysty, niczym nieskrępowany upór. Tępy. Gwarantuje kłopoty zdrowotne, choć paradoksalnie, to on przeprowadza mnie przez zaostrzenia choroby. Po prostu odpowiedzialny jest za tryb autopilota życiowego. Nie cierpię go. Żona też. Ale biega do odcięcia i lubi ultramaratony.

Moja ekskluzywna choroba autoimmunologiczna jest mi potrzebna, by poruszać się po tych schodach. Bez niej, już dawno osiadłbym na którymś stopniu i więcej się z niego nie ruszał. Byle do mitycznej emerytury. A tak, sczeznę pewnie, niczym Boryna, w bruździe, podczas zasiewu. Ale to się dopiero okaże.
ZZSK to taki chochlik, który co i rusz wymaga ode mnie zmiany podejścia do życia, zmiany planów.
To lepsze, niż nowoczesny zegarek z alarmem kroków.

Róża Czacka miała powiedzieć kiedyś: „Utrata wzroku, to najlepsza rzecz, jaka mnie w życiu spotkała”.
Nie, aż taki święty nie jestem.

Wybiegałem ten tekst po lesie, w śniegu, parę ładnych dni w trybie poziomu trzeciego, ale żeby go napisać, to już był potrzebny tryb drugi.
Czy to w ogóle jest jasne?
New Balance but biegowy
Awatar użytkownika
rocha
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1115
Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław

Nieprzeczytany post

Trening rehabilitacyjny. Rower na trenażerze i bieganie na taśmie. Choroby wszelakie położyły rodzinę do łóżek i ostatecznie ja też zostałem skoszarowany w areszcie domowym. Ćwiczenia na tych urządzeniach są tak nudne, że tylko ciekawa lektura mogła je urozmaicić.

„Nowy Porządek Globalny” Bartłomieja Radziejewskiego narzucał intensywność treningu. Książka zbudowana jest z trzech części. W pierwszej opisany jest świat, jaki znamy, w drugiej, jakim się stał, a w ostatniej – jaki będzie. W suplemencie dostajemy jeszcze crash-test teorii z praktyką na przykładzie wojny za wschodnią granicą. Przejścia między tymi działami są płynne z licznymi powtórzeniami i jeszcze większą liczbą przypisów.

Czytając pierwszą część utrzymywałem intensywność niemal progową, większość treści obejmowała tezy, które gdzieś, kiedyś słyszałem, albo sam formułowałem, natomiast na plus należy zapisać umiejętność Autora do zmiany punktu odniesienia. Szczególnie doceniam to jako biegacz na orientację. Jesteśmy przyzwyczajeni do określonego odwzorowania kartograficznego z centrum na przecięciu równika i południka 0. Spojrzenie europocentryczne, z małą Afryką, ogromną Rosją, wielgachną Kanadą, odległymi Amerykami i zniekształconym i mikroskopijnym Indopacyfikiem. Tymczasem od razu rzuca się w oczy, że pan Bartłomiej umie spojrzeć na Eurazję z jej środka, widzi ogrom Pacyfiku i rozciągnięcie obu Ameryk. Niby oczywiste, ale po edukacji szkolnej nad mapą Polski można o tym zapomnieć.

Druga część jest frapująca, pojawiają się pojęcia, którymi próbuje nazywać nowe zjawiska. Niby zachęca do polemiki, ale tezy wygłasza stanowczo i bezdyskusyjnie. Czytając tę część właściwie nie wyszedłem poza tempo truchtu lub spokojnego kręcenia pedałami. Po prostu się nie dało. Każdy skok tętna ogranicza na tyle zdolności kognitywne, że zaraz umyka mi ciąg logiczny, albo po prostu coś ważnego pomijam i sypie się narracja. Czytałem to w kawałkach i bardzo wolno. Chciałoby się podważyć zasadność zaproponowanych podziałów, ale doceniam za całość.

Część trzecia to typowy fartlek. Polecam dla rozrywki biegowej. Jeżeli ktoś chce zrobić prawdziwą, nieplanowaną zabawę biegową, a ma do dyspozycji tylko bieżnię mechaniczną, to pozycja Radziejewskiego od mniej-więcej połowy jest do tego idealna. Narracja staje się bardziej gawędowa, pomieszanie ciekawych spostrzeżeń z długimi pasażami lekkiego kontentu. W moim przypadku wyglądało to tak, że czytając lekki fragment rozpędzałem serce ciesząc się treścią i intensywnym wysiłkiem, aż napotykałem coś trudniejszego, co musiałem kilkukrotnie powtórzyć, zwalniając do truchtu, albo i marszu.

Lubię porównania książek z różnych dziedzin.
Pierwsza część książki Radziejewskiego to taka opowiastka w stylu „Krótkiej historii czasu” Hawkinga. Druga część to „Boska cząstka” Ledermanna, a trzecia to „Kwantechizm” Dragana.
Przynajmniej tak samo się przy nich biega.

Zrezygnowałem w tym roku z opisu Świata-Na-Przełomie-Roku. Wydaje się, że tory są już ułożone i całkiem spokojnie pędzimy ku nowemu. Jest spora (a nawet NIEBAGATELNA) nadzieja, że nas nie wymordują.

Życzenia Szczęśliwego Nowego Roku składam wszystkim biegaczom.
I jeszcze chciałem poinformować, że w Wigilię konie nie powiedziały nic mądrego.
Zwłaszcza Ramzes gadał głupoty.
Awatar użytkownika
rocha
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1115
Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław

Nieprzeczytany post

Mała stopklatka.
Pobiegłem dziś pierwszy, w tym roku trening outdoorowy. To już końcówka, mam nadzieję, rehabilitacji po zapaleniu płuc. Resztki wykaszlowuję przy okazji. Przetarłem około 8km, w śniegu na zboczach Wojkowej Kopy. Znalazłem wreszcie stuptuty, więc radość pełna.
Żeby była jakaś wartość poznawcza, to opowiem o tym zapaleniu płuc. Wysłuchała je u mnie lekarka przy okazji obsłuchiwania moich chorych dzieci. Byłem trochę słaby, ale normalnie pracowałem, tylko dużo kaszlałem. To było jakieś wirusowe, tyle że głębokie i obustronne. Dostałem antybiotyk, który miał działać osłonowo i różne takie wziewne badziewia rozszerzająco-przeciwzapalo-wyksztuśne. Nie byłem chory obłożnie, biegałem na taśmie po 20' dziennie i nie obserwowałem kłopotów z oddychaniem. Tylko ten potworny kaszel, jakby - no - płuca wypluć. Po tygodniu już było cicho w płucach, ale dostałem jeszcze dwa tygodnie inhalacji, żeby te strzępy nabłonka wykrzusić. Zacząłem kręcić zakładki trenażer 30'+ taśma 15', potem doszły dłuższe rozgrzewki, żeby jakieś akcenty zrobić.
No i dziś pobiegłem przełaj.
Ciekawe co wyjdzie na prześwietleniach, w kwietniu mam, chyba, termin.
W tym tygodniu zmieniłem kategorię na M50.
Plany w tym roku mam nawet dobrze określone. Ola ciśnie mnie na zawody w cyklu Bike Maraton, no to pewnie będziemy jeździć. Oczywiście, jeśli orgi dowiozą temat. Biegane będą treningi i ewentualne starty tri. Pływanie zacznę, gdy na dobre wyjdę ze strefy kaszlu.
Trening ogólnorozwojowy... hmm. Cała nadzieja w Krzysiu, że mnie zmobilizuje.
Awatar użytkownika
rocha
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1115
Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław

Nieprzeczytany post

Po ostatnim wpisie zaczął wyłaniać się schemat treningu. Jeden akcent co dwa tygodnie, w weekend. Zazwyczaj był to górski bieg >30km. Pozostałe aktywności sportowe były w strefie komfortu, krajoznawcze, z dziećmi, albo samemu, spacery z Żoną itd.
Oprócz tego obrządki w gospodarstwie wymagały dyscypliny organizacyjnej i logistycznej. Porannej i wieczornej. Przewieźliśmy Ruby do zaprzyjaźnionego agro-zoo, by w spokoju oddawała się rozkoszom emerytury. Trochę się niepokoiliśmy, ale już wiadomo, że odnalazła się jako szefowa kur, kóz, owiec, alpak i jednego osła. Mam też już na koncie wpłatę za Rafina, który trafi do sportu z właścicielką 50+. Mam nadzieję, że to będzie dobry dom, też w górach. Zostają Rafia, Ramzes i Rivia. Trzy konie wystarczą.
Buduję kolejny dom. To jest powodem kompletnego olania treningu uzupełniającego i ogólnorozwojowego. Praca nie jest tak ciężka, jak na parkach logistycznych, dla korporacji, jednocześnie jest bardzo różnorodna i ... no właśnie ogólnorozwojowa. Do tego niedaleko domu. Wygibasy na krokwiach są lepsze niż niejedna gimnastyka!
Ale co dobre, szybko się kończy, dostałem zlecenie wyjazdowe, roboty ziemne. Trzeba będzie się napiąć. Kredyty same się nie spłacą.
Dlatego piszę...
Wczoraj pojechałem kolarski sprawdzian z jesieni, dla kontroli.
Jesienią było tak:
2 x dookoła Wojkowej Kopy czyli 2x(21,5km, 259m asc/desc).
1. pętla - 46'46"
2. pętla - 48'25"
wyszło 1h35'12" na całości i niech to będzie stopklatka jesienna 2023.

a wczoraj tak:
2 x dookoła Wojkowej Kopy czyli 2x(21,5km, 259m asc/desc).
1. pętla - 46'12"
2. pętla - 46'31"
wyszło 1h32'44" na całości.
Dobrze, że się poprawiłem, ale przydałoby się jeszcze conieco urwać.

W najbliższą sobotę otwarcie sezonu MTB w Miękini. Ola chce jechać, Krzysia może namówię jeśli się logistyka jakoś zepnie.
A potem, zapewne za dwa tygodnie, zrobię biegany sprawdzian 10x700m na dnie przełęczy.

Pogoda taka, że w tym tygodniu planuję openwater :)
Nie wiem, jak Wy, ale ja uwielbiam czytać opisy meteorologiczne Jarosława Olędzińskiego, Macieja Ostrowskiego i Ryszarda Klejnowskiego. Nie mam nic do pozostałych komentatorów, są kompetentni i wiarygodni, ale ta trójka jest super. Szczególnie pan Olędziński mi pasuje. Ton stanowczy, ale świadomy niepewności prognozy. Mówię o stronie ICM, dział komentarzy słownych. Mam nadzieję, że wersja "old" będzie wspierana jak najdłużej...
link do dziś:
https://old.meteo.pl/komentarze/index1. ... 2024-04-08
Awatar użytkownika
rocha
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1115
Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław

Nieprzeczytany post

Mam ochotę zrobić plan.

To bardzo duży postęp, bo ostatnie miesiące wypełniało mi gaszenie pożarów, aż dziw, że robiłem jakikolwiek trening. Nie użalając się nadmiernie nad sobą, pragnę wyjaśnić, że ostatnie moje plany działania wyglądały raczej jak listy zakupów, a nie wielowektorowe grafy myślowe. Znacie to rozróżnienie? Sprawy ważne i sprawy pilne... Zbyt wiele pilnych spraw skutecznie odsuwa na dalszy plan te najważniejsze. Ale te ostatnie nie stają się przez to mniej ważne. Mętnie piszę?

No to narysuję plan i może mi w głowie pojaśnieje.

Ale najpierw krótka relacja.
Otwarcie sezonu Bike Maratonów w Miękini wywołało we mnie mieszane uczucia. To zrobiła się ogromna impreza, czułem się trochę zagubiony, żyjemy tu na odludziu i odzwyczaiłem się od tłumów, a tam trzeba się po prostu przeciskać trasą, między ludźmi. Jest, oczywiście, uczucie wspólnej, dobrej zabawy, ale sportowo sprowadza się ten wyścig do jazdy sznurem zawodników, po ścieżce leśnej. Od czasu do czasu uda się wykonać jakiś manewr wyprzedzania. Zrozumiałym staje się ścisk na linii startu, który początkowo wzbudził we mnie zdumienie. Po prostu ci, którzy mieli cele sportowe musieli wystartować z pierwszej linii. Krzyś stwierdził, że wyprzedzał tylko, gdy pchał rower po piachu.
A, właśnie, Dzieciaki wystartowały na trasie Fun. Miałem robić za support, ale kompletnie się nie sprawdziłem, bo się w tłumie pogubiliśmy, Ola zerwała łańcuch i wróciła na piechotę, a Krzyś obdarł oba kolana, złamał siodełko i pomylił trasę. Ostatecznie dojechał 20/63 w kategorii do12lat. Ja jechałem zachowawczo i w OPEN byłem chyba równo w połowie stawki. Krzych już nie będzie jeździł w maratonach. Chce startować w zawodach biegowych długodystansowych.
No nie wiem...
Zrobiłem też w ostatni weekend sprawdzian biegowy.
Jesienią było tak:
700m dobiegu + 10x700m asfalt+szuter + 700m powrót
Kolejne siedemsetki:
0. 4'28"
1. 3'25"
2. 3'25"
3. 3'24"
4. 3'24"
5. 3'21"
6. 3'19"
7. 3'19"
8. 3'20"
9. 3'21"
10. 3'12"
11. 5'xx"

A w weekend tak:
0. 4'40"
1. 3'48"
2. 3'32"
3. 3'32"
4. 3'33"
5. 3'31"
6. 3'31"
7. 3'29"
8. 3'25"
9. 3'26"
10. 3'27"
11. 3'29"
12. 5'xx
Trochę mi markotno, na usprawiedliwienie wspomnieć mogę mróz, który mnie pokręcił i nie mogłem się rozgrzać, biegłem i biegłem, i jakbym kotwicę ciągnął.
No cóż, trzeba stanąć w prawdzie, trenowałem wyłącznie wolne, długie wycieczki zimą i robiłem gimnastykę, to czego się spodziewałem?

No ale w sumie taki był plan...

Teraz jeszcze, jak Bóg da, jakiś półmaraton po sąsiedzku wystartuję i potem wyjeżdżam w delegację, stworzyć kawałek bazy ważnego łańcucha dostaw. Aż dziw, że wreszcie się społeczeństwo połapało, że logistyka daje takie wielkie przewagi. Dyskusje! Wywiady! Debaty! Nagle się tylu specjalistów od transportu znalazło!
Normalnie nie wierzę...
Może kiedyś też się wypowiem.
A na razie, po prostu, malutki kawałek tej sieci połączeń zbuduję.

Ale najpierw narysuję plan!
Awatar użytkownika
rocha
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1115
Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław

Nieprzeczytany post

Wystartowałem w tym półmaratonie krosowym (13. Cross Gryfitów) i ukończyłem 20/48 a w kategorii 3/10. Było pudło! Hehe...
Ważniejsze, że Krzyś też wystartował (na 1km) i też był trzeci, i zaliczył swoją dekorację!
Bardzo wartościowa była ta przygoda ze "sprintem", pozostawiam cel sprinterski jako domyślny tytuł wpisów, ale trening będę robił bardziej ogólnorozwojowy i długodystansowy. Zobaczymy, co z tego wyniknie.
Pojutrze zaczynam budowy delegacyjne, ale pojawiają się nowe zlecenia na miejscu. Zwykłe, wygodne budowanie domów w okolicy. Gentryfikacja terenów wiejskich postępuje...
Plan powstaje, ale na razie go nie upubliczniam. Czynnik obserwatora obniża jakość planu.
Mogę opisać, że planuję ścieżkę do IM. Po drodze powtórzę 1/4, potem połówkę.
Nie chcę i nie mogę odpuścić treningów szybszych, ale jak to wpleść w trening, tego jeszcze nie wiem.

Doktor Enbrel zaproponował mi nowy sposób dawkowania leku...
I tu coś napiszę, choć zastrzegam, że to dla ułożenia w głowie, a nie w celach poznawczych.
Zapalne cytokiny TNF alfa, które tak intensywnie produkuje mój organizm, biorą udział w rozpoznaniu wielu stanów patologicznych. Naprawdę trudno mi na coś poważnie zachorować. Z drugiej strony, grozi mi coś, co nazywamy "burzą cytokin", co samo w sobie jest bardzo niewdzięczną chorobą. Tu właśnie wchodzą TNF-alfa-blokery (czyli mój lek, etanercept), które te cytokiny dezaktywują. Z tym lekiem nie mam stanów zapalnych, ale słabiej też walczę z wirusami, toksynami, bakteriami i nowotworami.
Trzeba popracować nad dawką.
Doktor Enbrel chce ją zmniejszyć, a ja bym chciał ją płynnie regulować (coś jak z dawką insuliny zależną od stężenia glukozy we krwi). Pogadamy o tym za 3 miesiące.

Jest ogromna szansa na to, że nasza Wspólnota stanie się republiką.
Jest taki realny scenariusz.
ODPOWIEDZ